ROZDZIAŁ 6

Żeby wygrać, trzeba najpierw zagrać.

Jak wieść idealne życie

„Hura!” – prawie krzyknął Alec, kiedy Christine ruszyła w ich stronę. – „Dzięki, Trent”.

Wstał, gdy podeszła do stolika.

– Przepraszam – powiedział, chociaż wcale nie było mu przykro. – Upierali się. Naprawdę nie mam z tym nic wspólnego.

– Myślałam, że to wieczór kawalerski. – Uśmiechnęła się do mężczyzn. – Nie chciałabym przeszkadzać.

– Nie przeszkadzasz – zapewnił ją Will, leciutko bełkocząc. – Dopóki nie jesteś striptizerką, przez którą miałbym kłopoty z Lacy, nie ma żadnego problemu. – Zerknął na nią, mrużąc oczy. – Nie jesteś striptizerką, prawda?

– Zamknij się, Will – zbeształ go Alec. – Czy wygląda jak striptizerka? – W tym momencie wszyscy przyjrzeli się jej figurze. – Nieważne. Przedstawię wszystkich. – Po kolei wskazywał siedzących przy stole i wymieniał imiona.

Każdy z obecnych tylko pomachał, oprócz Briana, który zapytał, czy nie potrzebuje dodatkowych lekcji.

Alec zgarnął puste krzesło stojące przy sąsiednim stoliku, postawił obok siebie i zaproponował Christine. Usiadł przodem do niej, udami opierając się o jej krzesło.

– Nie zwracaj na nich uwagi. To idioci. Nie mam pojęcia, dlaczego się z nimi zadaję.

– Daj spokój, dobrze wiesz, że nas kochasz. – Eric powiedział to z taką przesadą, że Brian prychnął śmiechem. – Auć! – Podskoczył.

– Kto mnie kopnął?

– Och, to była twoja łydka? – Porucznik Kreiger spiorunował go wzrokiem. Jak zwykle próbował nauczyć manier „tych szczeniaków”.

Alec oparł łokcie na stole, zasłaniając twarz przed przyjaciółmi, żeby go nie słyszeli.

– To, że poznałaś tych pajaców, pewnie mi nie pomoże?

– Raczej nie. – Mówiąc to, uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.

– Zresztą twoja sprawa i tak już jest stracona.

– Nieprawda. – Powstrzymał pokusę, żeby dotknąć jej policzka.

– Nigdy się nie poddaję, to moje motto. Poza tym miękniesz. Wyczuwam to.

– A więc, Will – odezwał się Steve – żałujesz, że dasz się zakuć w kajdany?

– W żadnym razie! – Chłopak uśmiechnął się szeroko.

– Nie wiem, w tej kwestii zgadzam się z Alekiem – odezwał się Brian. – Nie wierzę, że wyprowadzasz się do Ohio, żeby pracować w agencji ubezpieczeniowej ojca. Nie zrobiłbym tego dla kobiety.

– Ale tak to jest. – Will pochylił się z poważną miną. – Gdy w grę wchodzi właściwa kobieta, to nie jest poświęcenie. A dla mnie Lacy jest tą właściwą kobietą.

– Aha, ja też tak myślałem o Judy – burknął Steve. – Dopóki mnie nie puściła z gołą dupą przy okazji rozwodu. – Kiedy tylko to powiedział, rzucił Christine zawstydzone spojrzenie. – Przepraszam panią.

– Nie ma sprawy – zapewniła go rozbawiona.

Zważywszy na to, jak zdarzało się kląć Christine, zakłopotanie Steve’a było zabawne także dla Aleca.

– Nie słuchaj go – powiedział z powagą Kreiger. – Byłem z Mai Tien trzydzieści sześć lat, dopóki rak mi jej nie zabrał. Kiedy się układa, to najwspanialsza rzecz, jaka może się przytrafić facetowi.

– Widzicie? – Will wzniósł piwem toast w stronę Kreigera. – Masz rację. Kiedy jestem z Lacy, to jakby… jakby wszystko we mnie znajdowało się we właściwym miejscu. Nigdy przy nikim nie czułem się tak dobrze. Nawet przy was. Naprawdę wyobrażam sobie, że się przy niej zestarzeję. I tego właśnie chcę. Mieć dzieci, wnuki, hipotekę na dom. Kocham ją do szaleństwa i nie mogę się doczekać, kiedy będzie moją żoną.

– O Boże! – Eric schował twarz w dłoniach. Z włosami w kolorze siana sterczącymi na wszystkie strony wyglądał jak wychudzony strach na wróble. – Niech ktoś każe mu się przymknąć. Zdecydowanie za dużo wypił.

– A nie do tego właśnie służą te rzeczy? – Brian złapał dzbanek piwa i dolał sobie do kufla.

– Dobra, nalej i mnie – Eric podsunął kufel. – Muszę się napić, jeśli mam tu siedzieć i słuchać, jak się ten facet rozczula.

– Sam zobaczysz. – Will pokiwał z powagą głową. – Ciebie też to czeka.

– Na pewno nie mnie!

– A ciebie, Alec? – zawołał Brian z drugiego końca stołu. – Ożenisz się kiedyś?

Alec spojrzał na niego. Nie wierzył własnym uszom – kumpel zadał mu takie pytanie w obecności kobiety!

– Co, że niby Piotruś Pan się ożeni? – Eric zaśmiał się hałaśliwie. – W życiu. Musiałby dorosnąć.

Christine uniosła brew.

– Piotruś Pan?

– Kretyńskie przezwisko. Poczuł, że się czerwieni.

– Tak? – Spojrzała zaintrygowana. – No, hm…

Odchrząknął, myśląc, że może jednak nie powinien dziękować Trentowi za zaproszenie Christine.

– Lacy nazwała mnie tak kiedyś, gdy wściekła się na Willa. No wiesz, Piotruś Pan i Straceni Chłopcy. – Wskazał na przyjaciół. – Obecni tu Straceni Chłopcy uznali, że to zabawne, i tak zostało.

– Właściwie – Steve się uśmiechnął – Piotruś Pan nie musi dorosnąć, żeby się ożenić. Musi tylko znaleźć Wendy, która nie będzie miała nic przeciwko wydawaniu pieniędzy na drogie zabawki. Nawyk, który wysoce pochwalam.

– Jasne. – Alec skrzywił się do szeryfa, którego budżet miał pokrywać zapotrzebowania pogotowia górskiego. – Bo wtedy sam nie musisz ich kupować.

– No właśnie. – Szeryf uśmiechnął się szeroko.

Alec zauważył, że Christine jeszcze bardziej uniosła brew i wiedział, że pogrąża się w jej oczach coraz bardziej. Na szczęście zespół zagrał coś żywszego i to podsunęło mu pomysł.

– Zakładam, że potrafisz tańczyć, nawet jeśli nie robisz tego zbyt często?

– Dwa na dwa? – Zerknęła na parkiet, gdzie tłum bywalców kręcił się zgodnie z ruchem wskazówek. – Trochę zardzewiałam.

– Odświeżę ci pamięć. – Wstał i wyciągnął rękę. – Przepraszamy was na chwilę.

Wzięła go za rękę. Pociągnął ją ku sobie, a potem pochylił się do Trenta.

– Zrób to dla mnie i nie pozwól już Willowi pić. Załatw mu coś bez alkoholu.

– Jasne. – Trent pokiwał głową.

Alec poprowadził Christine na parkiet.

– Więc to są „chłopcy”, tak?

– Zgadza się. – Przyciągnął ją do siebie, jedną dłonią trzymając jej rękę, drugą kładąc na dole jej pleców. – Najlepsi kumple pod słońcem. Przynajmniej do niedawna tak uważałem.

Zaśmiała się.

– Daj spokój, tacy już są faceci, nie? Starają się dowalić kumplowi, gdy ten próbuje zaimponować dziewczynie.

– A jesteś moją dziewczyną? – Przyciągnął ją bliżej, tak że ich twarze były tuż przy sobie.

– Nie.

Posmutniała, ale nadal patrzyła mu w oczy. Spojrzał na jej usta, a potem znowu w oczy, prowadząc ją w prostym tańcu dwa na dwa.

– To zaczyna być twoje ulubione słowo.

– Ty mnie tego nauczyłeś.

– A może nauczę cię czegoś innego?

Zrobił obrót i jej ciało otarło się o niego. Jedna jej noga wylądowała między jego udami.

– Bardzo dobrze. Na parkiecie uczysz się równie szybko jak na stoku?

Odgarnęła prowokacyjnie włosy.

– To zależy od tego, jak będziesz prowadził. Bo jeśli ty nie poprowadzisz, to ja się tym zajmę.

– Tak?

– Taki mam nieznośny nawyk. A przynajmniej tak mi mówiono. Ale zawsze uważam, że jeśli ma się tańczyć, to trzeba tańczyć. A nie po prostu deptać kapustę.

– W pełni się zgadzam. – Uśmiechnął się, a potem zakręcił nią i przyciągnął z powrotem do siebie, tak że oboje patrzyli w tę samą stronę. – Tyle że tutaj tańczy się troszkę inaczej niż u ciebie. Więc uważaj.

Pokazał jej kilka kroków. Patrzyła na jego buty i szybko załapała.

– Bardzo dobrze.

Po kilku następnych krokach obrócił ją, przesunął za sobą i znowu przycisnął do piersi.

– Szybko się uczysz.

– A ty wiesz, jak prowadzić. – Uśmiechnęła się do niego. Jej twarz jaśniała.

– Widzisz, kolejny powód, dla którego powinnaś się ze mną spotykać.

– Zamknij się i tańcz.

– Tak jest, proszę pani.

Wieczór mijał szybko, jak zawsze w towarzystwie Aleca. Christine zapomniała, że to nie jest facet dla niej. Bawili się przez kilka kolejnych piosenek, wracając czasem do stołu, żeby złapać oddech i żeby koledzy Aleca nie czuli się zaniedbani. A potem wracali na parkiet.

Około północy zespół zagrał powolnego walca.

– Wreszcie – westchnął Alec, przytulając ją do siebie. – Myślałem, że już nigdy nie zagrają wolnego kawałka.

Na ułamek sekundy zesztywniała, przypominając sobie, że miała mu się opierać. Ale to tylko taniec. Co złego w tańcu? Rozluźniła się i oparła głowę na jego ramieniu.

Ich ciała dopasowały się do siebie, biodro przy biodrze, kiedy kołysali się do sennej melodii. I wtedy przypomniała sobie. „Aha, niby co złego jest w tańcu”. Lekkie wybrzuszenie otarło się o jej brzuch, gdy Alec prowadził ją po parkiecie. Tekst opowiadał o głębokim pragnieniu i nieskończonej tęsknocie. Ich uda ocierały się o siebie, a ona doskonale wiedziała, o co chodziło autorowi piosenki. Powinna się odsunąć, powiedziała sobie. Zostawić między nimi trochę przestrzeni. Powinna.

Za chwilę.

– Zawsze lubiłem tę piosenkę.

Jego dłoń powędrowała niżej, przysuwając Christine jeszcze bardziej. I wtedy wsunęła się pod jej sweter. Ciepło jego ręki wlało płynny żar w jej biodra.

Naprawdę musiała się odsunąć.

Za chwilę.

Jego palce krążyły, torturując ją, wywołując dreszcze i sprawiając, że miała ochotę wygiąć się w łuk jak głaskany kot.

– Masz rację co do zespołu. Są… mmm… naprawdę dobrzy.

– Bardzo.

Delikatna chrypka w jego głosie sprawiła, że zadrżała z podniecenia.

– Nie cieszysz się, że przyszłaś?

– Cieszę.

– To dobrze.

Zakręcił nią i teraz jego udo znalazło się między jej nogami. Przycisnął się na chwilę do jej dżinsów i ten zmysłowy dotyk wzbudził iskierki rokoszy. Miała ochotę ocierać się o niego.

To zaczynało wymykać się spod kontroli. Natychmiast musiała się odsunąć.

Za sekundkę.

Jego policzek otarł się o jej włosy, kiedy szepnął jej do ucha:

– Chodź ze mną. – Hm?

Podniecenie mąciło jej myśli i w pierwszej chwili pomyślała o pójściu do łóżka. Chciał, żeby z nim poszła? Teraz? Odsunęła się, żeby spojrzeć mu w twarz, chociaż biodrami nadal przyciskała się do jego lędźwi, gdzie wyczuwała już nie takie małe wybrzuszenie.

– C – co?

– W niedzielę. – Zmarszczył brwi, widząc jej zszokowaną minę. – Na zawody. Chodź ze mną.

– Och. – Zaśmiała się. – Myślałam… Nieważne. – Co?

– Nic. Nie. Nie mogę. Mówiłam, rodzina przyjeżdża.

– Mimo to spotkajmy się przy wejściu do sekcji dla VIP – ów. Zostawię przy bramce przepustki dla was wszystkich.

– Alec, naprawdę… nie… nie mogę.

– Dlaczego? Poczekaj sekundę. – Odwrócił wzrok i nagle jego oczy rozszerzyły się. – Jesteś mężatką, tak?

– Nie, nie jestem.

– Ale masz kogoś? – Nie.

– Umierasz na rzadką chorobę? – Nie.

– Nie chcesz się przyznać, że jesteś bi, kiedyś byłaś facetem i masz chorobę weneryczną?

– Nie! – Zaśmiała się.

– Więc spotkajmy się w niedzielę.

– Nie. – Irytacja zastąpiła śmiech.

– Dlaczego? Pytam poważnie. Musi być jakiś powód. Zmrużyła oczy.

– Powiedziałeś, że słowo „nie” działa.

– Skłamałem. A właściwie zapomniałem wyjaśnić, że trzeba odmawiać z przekonaniem.

– Ale tak właśnie powiedziałam!

– Christine… – Spojrzał z niedowierzaniem. – Nie jestem ślepy. Nie jestem głupi. Wiem, że ci się podobam. Więc daj mi jeden rozsądny powód, dla którego nie chcesz się ze mną spotkać.

– Może nie podobasz mi się w odpowiedni sposób.

– Jasne.

Rozejrzał się, zrobił trzy szybkie obroty i sprowadził ich z parkietu. Otoczyła ich ciemność. Szybko się rozejrzała i zorientowała, że są przy schodach prowadzących na scenę. Kurtyna oddzielała ich od reszty pubu. W następnej chwili dotarło do niej, że przycisnął ją do ściany. Jego usta zbliżyły się do niej.

– Czekaj! – Panika sprawiła, że oparła ręce na jego piersi, a z jej ust wydobył się pisk. – Co robisz?

– Całuję cię. A raczej zamierzam.

Otworzyła usta, żeby powiedzieć „nie”, ale słowa uwięzły jej w gardle. Spojrzała na niego. Otaczał ich mrok i stłumione hałasy dobiegające z baru. Słabe światło rozświetliło jego oczy, kiedy patrzył na nią skupiony. Spojrzała na jego usta. De razy chciała pocałować te piękne męskie wargi, gdy zbliżały się do jej ust?

Spojrzała mu w oczy. „Tylko jeden pocałunek”.

Znowu zaczął się pochylać.

– Czekaj!

Uniósł głowę z wyrazem twarzy, który mówił „A teraz co znowu?”.

– Bez dotykania – powiedziała.

Zabrała ręce z jego piersi i wsunęła między swoje plecy i ścianę.

Pełna niedowierzania irytacja, jaka rozbłysła w jego oczach, byłaby zabawna, gdyby serce nie podeszło Christine do gardła.

Bardzo powoli, z rozmysłem zabrał ręce z jej bioder i jedna po drugiej oparł o ścianę po obu stronach jej głowy. I wtedy jego wargi dotknęły jej ust.

Jęknęła mimo woli, gdy odpowiadała na każde muśnięcie, każdy smak, głodna i spragniona więcej, więcej i więcej. Skoro miała tylko ten jeden pocałunek, to chciała, aby trwał wiecznie. On najwyraźniej miał ten sam cel. Włożył wszystkie umiejętności w grę warg, aż jej ciało zaczęło mięknąć.

Kiedy pocałunek się skończył, westchnęła głęboko. I otworzyła oczy. Powoli.

Zobaczyła, że uśmiecha się do niej z wyrazem skończonej męskiej satysfakcji.

Osunęła się o kilka centymetrów po ścianie.

– Cóż…

Odchrząknęła i zmusiła do współpracy kolana, które uginały się pod nią. Jakimś cudem zdołała się wyprostować.

– Tak. To było… – Znowu odchrząknęła.

– Dobrze powiedziane. Odsunął się i podał jej dłoń. Wzięła ją. Z wdzięcznością.

Kiedy ruszył, poszła za nim jak sparaliżowana i ledwie do niej dotarło, że w pubie nie jest już tak tłoczno jak wcześniej. Zespół najwyraźniej skończył grać. Zamiast podejść do stolika, Alec odprowadził ją do drzwi, wziął jej kurtkę i pomógł włożyć.

Gdy wyszła na mróz, nałożył jej kaptur i ujął jej twarz w dłonie, żeby pocałować raz jeszcze. To był słodki i zdecydowanie zbyt krótki pocałunek.

Zmarszczyła brwi z rozczarowania, kiedy się odsunął.

– Do zobaczenia w niedzielę. A potem wrócił do pubu.

Stała zakłopotana i gapiła się na zamknięte drzwi. Kiedy oprzytomniała, miała ochotę zatupać.

– Nie – powiedziała. – Nie, nie, nie! Mówię serio!

Загрузка...