ROZDZIAŁ 22

Klucz do idealnego życia to życie, które jest idealne właśnie dla ciebie.

Jak wieść idealne życie

Nim Alec zdał sobie sprawę, że popełnił gigantyczny błąd, był już w połowie drogi do Kolorado. Powiedział Christine, że kiedy się kogoś kocha, walczy się, żeby być z tą osobą. Szuka się drogi, żeby coś z tego wyszło.

Więc co tu robił – poddał się i odchodził?

Zastanawiał się, czy nie zawrócić i nie pojechać do Austin, żeby kłócić się i prosić, aż Christine zda sobie sprawę, że to, co było między nimi, jest o niebo ważniejsze od płytkiej, obwarowanej warunkami miłości, którą przez całe życie próbowała zdobyć u ojca.

Ale czy to możliwe? Czy ona kiedykolwiek zaakceptuje prawdę i znajdzie sposób, żeby się uwolnić? Może nie. Ale czy to znaczy, że on ma się poddać?

Walka oznaczała, że zaryzykuje wszystko, mając nadzieję, że Christine zmieni zdanie. Jeśli nie zmieni, to pewnie wylądują na sali rozwodowej, bo nie wiedział, czy zdoła żyć tylko z połową jej miłości i patrzeć, jak przeskakuje przez obręcze, żeby zaimponować ojcu.

Czy gotów jest tak zaryzykować?

Tak! Do takiego wniosku doszedł i poczuł, że nie ma żadnych wątpliwości. Wróci do Silver Mountain i stamtąd będzie dalej walczył. Zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby namówić Christine na przyjazd, bo to jedyna nadzieja dla ich związku.

Jednak szanse na sukces były tak niewielkie, że żołądek mu się zacisnął, gdy wjechał na parking w Central Village. Boże, tęskniłby za górami, pomyślał, wysiadając z wozu. Wyprostował zmęczone plecy i wziął głęboki wdech, wciągając zimne powietrze pachnące śniegiem, sosnami i dymem z palonego drewna. Słońce połyskiwało na świeżej kołderce z bieli. Miasteczko wyglądało idealnie jak z pocztówki.

– Chodź, Buddy – zawołał, biorąc walizkę. – Idziemy do domu. Pies wyskoczył z jeepa, otrząsnął się i zatańczył z radości, widząc, że znowu jest w krainie śniegu. Zerkając na zegarek, Alec zorientował się, że jest już wczesne popołudnie. Christine pewnie nadal była w szpitalu. Wiele razy dzwonił do niej w czasie dyżuru, ale to nie była rozmowa, którą powinna odbyć w pracy. Musiał poczekać, aż wróci do domu. Zamiast siedzieć samemu w mieszkaniu i gapić się na zegarek, wolał zostawić rzeczy i ruszyć do pubu.

Próbował wymyślić, co ma powiedzieć, gdy Christine odbierze, i na tym skupił cały umysł. Nie miał pojęcia, jak zareagowała, gdy wróciła do domu i znalazła list. Teraz wiedział, że to był głupi i tchórzliwy sposób zakończenia sprawy. Nawet jeśli postanowiłby, że nie będzie walczył, powinien zadzwonić do niej, przeprosić i zakończyć to jak należy.

Wszedł do pubu i zobaczył Trenta, Steve’a i Kreigera, jak siedzą przy kominku, rozkoszują się popołudniową przerwą i grzeją nogi. Gdy wszedł, wszyscy podnieśli głowy.

– No proszę, co za niespodzianka. – Trent uśmiechnął się, gdy Alec opadł na krzesło obok niego. – Patrzcie, kto wcześniej wrócił do domu.

– Znasz mnie. – Alec oparł nogi o kominek, a Buddy ułożył się obok krzesła. – Nigdy nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do roboty.

– To dlatego wróciłeś wcześniej z Austin? – Steve uniósł brew. Alec zmarszczył brwi, patrząc na szeryfa, zaskoczony tonem jego głosu. Powiedział to tak, jakby już wiedział o zerwaniu. Kiedy kelnerka przechodziła obok, zamówił kawę. Kreiger skinął do niego.

– A tak przy okazji, gratulacje z okazji zaręczyn.

– Właściwie… – Alec wiercił się niespokojnie. – Mogą być nieco przedwczesne.

– Tak? – Steve znowu rzucił mu zadziwiająco znaczące spojrzenie.

Wszyscy wyglądali tak, jakby coś kombinowali. Alec zmarszczył brwi, patrząc na szeryfa.

– Mam nadzieję, że nie zaczęliście szukać zastępstwa za mnie, bo postanowiłem zostać, mam nadzieję, że z Christine, ale na razie wszystko jest pisane palcem na wodzie.

– To dobra wiadomość – odparł Steve. Alec czuł się coraz bardziej zbity z tropu.

– Że może nie dojść do ślubu?

– Nie, że zostajesz w Silver Mountain. Miałem nadzieję, że namówisz Christine na przeprowadzkę tutaj.

– Po głupocie, którą palnąłem, nie sądzę, żebym zdołał, ale spróbuję.

– A co takiego zrobiłeś? – zapytał Steve, wyciągając komórkę i kawałek papieru.

Zerknął na karteluszek i wybrał numer. Osoba, do której dzwonił, odebrała natychmiast, bo Steve podniósł dłoń, żeby Alec zaczekał z odpowiedzią.

– Cześć, mówi Steve. Pomyślałem, że warto ci powiedzieć, że Alec siedzi z nami w pubie. Tak, właśnie wpadł i wygląda jak chodzące nieszczęście. Super. Do zobaczenia.

– Kto to był? – zapytał Alec, gdy Steve się rozłączył. Szeryf wyszczerzył zęby.

– Ktoś, kto moim zdaniem mógłby do nas dołączyć.

– Super. – Alec przewrócił oczami. – Tego mi właśnie trzeba: dzielić ból i nieszczęście z jeszcze większą liczbą ludzi.

– Od tego są przyjaciele – uśmiechnął się Trent.

– Co jest grane? – Alec wykrzywił się do kumpli.

– Nic. A skoro już mowa o dzieleniu się bólem, miałeś nam powiedzieć, jaką głupotę palnąłeś, że Christine się wściekła.

Westchnął ciężko.

– Właściwe nie wiem, czy ją wkurzyłem. Może wreszcie jej ulżyło.

– Co masz na myśli? Jak to nie wiesz? – zdziwił się Steve. Alec potarł czoło, żeby zakryć twarz.

– Hm, zostawiłem list, w którym napisałem, że wszystko odwołuję. Więc teraz muszę zadzwonić i wyjaśnić jej, że zmieniłem zdanie.

– Zerwałeś z nią listownie? – Trent zaśmiał się.

– Wiem. – Zacisnął powieki zawstydzony. – Jak ostatni tchórz, ale nie myślałem wtedy trzeźwo.

– Stary. – Steve zagwizdał. – Nic dziwnego, że się wściekła.

– Mówię ci, nie wiem, czy się wściekła. Poprzedniego wieczoru potwornie się pokłóciliśmy, więc z tego, co wiem, mogła się ucieszyć, gdy wróciła do domu i zobaczyła, że wyjechałem.

– Synu – Kreiger wstał – tak czy inaczej podejrzewam, że niedługo się dowiesz.

– Co? – Alec zmarszczył brwi.

Widząc, że porucznik patrzy w stronę drzwi, obrócił się. Serce zabiło mu mocniej. Przy wejściu stała Christine z odrzuconym kapturem kurtki i płonącymi oczami.

– Alecu Hunterze! – zawołała niskim głosem. Hałas w barze przycichł, gdy tłum popołudniowych gości spojrzał w jej stronę. – Jak śmiałeś mnie tak zostawić!

– Nie jestem ekspertem w kwestii kobiet – mruknął Steve, wstając – ale obstawiałbym, że się wściekła.

– Jak diabli – dodał Trent.

I wszyscy trzej podeszli do baru, by stamtąd obserwować przedstawienie.

W umyśle Aleca została tylko jedna myśl, gdy patrzył, jak Christine idzie w jego stronę: przyjechała tu za nim. Bał się, że nie przyjmie go z powrotem, a ona przyjechała! Kiedy jednak pierwsza fala ulgi przepłynęła, zobaczył, że dziewczyna aż trzęsie się ze złości.

– Nie robi się takich rzeczy, kiedy się kogoś kocha – poinformowała go, nie zniżając głosu. Alec wstał. – Nie ucieka się, kiedy jest się najbardziej potrzebnym.

Rozejrzał się szybko – wszyscy w zasięgu słuchu ich obserwowali.

– Ehm… Cześć, Chris. Może pójdziemy na górę?

– Dlaczego? – zapytała ostro, podchodząc do niego, żeby stanąć z nim twarzą w twarz. – Bo publiczne kłótnie są niestosowne? Bo moja matka byłaby przerażona moim zachowaniem? Bo mój ojciec by tego nie pochwalał? Czy to nie ty powiedziałeś, że powinnam przestać tak się przejmować, co sobie rodzice pomyślą? Co w ogóle ludzie sobie pomyślą? Że powinnam być sobą i robić to, co chcę? Wobec tego teraz chcę ci powiedzieć kilka rzeczy i nie obchodzi mnie, kto słyszy, więc chrzanić stosowne zachowanie!

– Dobrze – przytaknął ostrożnie.

Christine zacisnęła ręce w pięści. Jakaś część jej była tak wściekła, że chciała go pobić; druga miała ochotę płakać z radości, że znowu go widzi.

– Masz pojęcie, jak się czułam, gdy wróciłam do domu pełna zapału, żeby przekazać ci najświeższe wiadomości, a odkryłam, że uciekłeś ode mnie?

– Przepraszam. – Zaczerwienił się. – Przysięgam, że starałem się zrobić coś, co było dla ciebie najlepsze.

– Tak, przeczytałam list – rzuciła z goryczą. – Sam zdecydowałeś, że nie powinnam niczego poświęcać, aby być z tobą. Ze zasługuję, aby mieć to, czego chcę.

– Właśnie.

– Tyle że zabrałeś mi jedyną rzecz, której chcę najbardziej. – Łzy zamgliły jej wzrok. – Wyrwałeś mi to, nie dając żadnego wyboru. Czy to nie jest właśnie poświęcenie? Wbrew woli?

– Christine… – Podniósł ręce, jakby naprawdę się bał, że go uderzy. – Ja…

– Nie, daj mi skończyć! – Otarła mokre policzki. – Powiedziałeś, że jeśli zależy mi na szacunku ojca, nie powinnam tego poświęcać, żeby być z tobą. Nie mogę poświęcić czegoś, czego nigdy nie miałam. A to, co mi zabrałeś, znaczy więcej niż to, o co tak żałośnie zabiegałam przez całe życie.

– O czym ty mówisz? Niczego nie zabrałem.

– Zabrałeś mi siebie! To ty mnie uszczęśliwiasz. To ciebie chcę. I to ciebie nie chcę stracić.

– Naprawdę? – Rozpromienił się.

– Tak, do cholery! Jak śmiałeś mnie opuścić! – Ja nie…

– Nie skończyłam! – wrzasnęła.

– Dobrze. – Uśmiech igrał na jego ustach, jakby cała ta sytuacja go bawiła, chociaż ona niemal umierała. – Mów dalej.

– Pamiętam, co powiedziałam po kolacji u rodziców. Byłam zdenerwowana. I myliłam się. Kiedy miałam szansę zastanowić się nad tym, zdałam sobie sprawę, że masz rację. Nigdy nie będziemy szczęśliwi w świecie moich rodziców, a ja nie mam prawa prosić, abyś to wszystko dla mnie porzucił. – Ogarnęła gestem pomieszczenie. – Nie, kiedy ja też tego chcę. Próbowałam tego nie dostrzegać, ale gdy ojciec poprosił mnie o spisanie intercyzy, wszystko stało się jasne.

Uśmiech Aleca zniknął.

– Ojciec poprosił cię o intercyzę? – Tak.

– W porządku. Podpiszę ją, jeśli chcesz.

– Chrzanię intercyzę! Podniósł brwi.

– Nie rozumiem. Odmówiłaś mu? Teraz ona się uśmiechnęła.

– Ściślej mówiąc, odparłam, żeby się pieprzył.

– Serio? – Uniósł brwi.

– Tak, serio.

– I bardzo dobrze. – Alec się zaśmiał. – To dobry pierwszy krok.

– Co masz na myśli, mówiąc pierwszy krok? Wziął w ręce jej pięści.

– Pamiętasz, jak powiedziałaś, że nigdy nie wybaczyłaś ojcu, że nie potrafił cię kochać tak, jak powinien?

– Tak.

Uniósł jej pięści i pocałował kostki.

– Dotarło do mnie, że powinnaś to zrobić. Zmarszczyła brwi.

– Nie jestem pewna, czy potrafię.

– Musisz, kochanie. – Otworzył delikatnie jej pięści i teraz trzymali się za ręce. – Dla własnego dobra. W przeciwnym razie nieustannie będziesz z tego powodu cierpiała, a ja nie mogę patrzeć, kiedy cierpisz.

Zastanawiała się przez chwilę.

– Jeśli obiecam pracować nad tym, wybaczysz mi, że tak długo byłam zaślepioną idiotką?

– Chris, wybaczyłbym ci wszystko poza opuszczeniem mnie.

– Dobrze, bo nie podoba mi się to, jak próbowaliśmy zmienić zakończenie Piotrusia Pana.

Tak?

– Yhm. Nie podoba mi się to, że Piotruś i Wendy dorastają i żyją w prawdziwym świecie. Co to za szczęśliwe zakończenie? Powinni na zawsze zostać w Nibylandii. Co powiesz na to?

– Co powiem? Bogu dzięki! – Przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno. – Witaj w domu, Wendy.

Siedzący przy barze straceni chłopcy krzyknęli wesoło, gdy poderwał ją i zakręcił. Christine odrzuciła głowę i zaśmiała się. Wreszcie była w domu, w domu z mężczyzną, który idealnie do niej pasował. I to było najlepsze szczęśliwe zakończenie.

Загрузка...