Rozdział 14. — Bitwa

— Sądzę, że nadszedł czas — Mura postanowił towarzyszyć Danowi na szczycie — żebyśmy przyjęli zwyczaje naszych sprzymierzeńców — tubylców. Jak radzisz sobie z rzucaniem ciężkimi przedmiotami, Thorson? — steward pochylił się, po czym wziął w rękę kamień wielkości swojej pięści.

Wycelował i cisnął go w dół doliny. Usłyszeli, jak uderza o skałę. Dan zrozumiał teraz, o czym myślał Mura naśladując kuliste stwory. Ogień z miotaczy był zbyt groźny dla Ripa. W odpowiedzi na taki atak wrogowie mogli go zabić lub ciężko zranić. Kamienie były o tyle bezpieczne, że celowane wyłącznie w przestępców nie mogły zaszkodzić Ripowi. Poza tym to mieszkańcy Otchłani zostaną posądzeni o atak. Użycie innej broni zdradziłoby Ziemian.

Kosti okrążył podnóże góry i ukrył się poniżej stanowiska zajmowanego obecnie przez Murę. Dan przebiegł na drugą stronę kotliny i wspiął się na wąski występ skalny. Przykucnął, zebrawszy trochę kamieni.

Nie mieli zbyt dużo czasu na przygotowania. Chrzęst pełzacza po nierównym terenie odbijał się echem wśród skał. Wkrótce Branżowcy dostrzegli, jak pojazd przedziera się z trzaskiem przez zarośla, po czym zwalnia i zatrzymuje się. Najwidoczniej interkom kierowcy był włączony, bo wyraźnie usłyszeli jego słowa:

— Jest wóz Snalla — rozwalony! Co się dzieje?…

Jeden z „opiekunów” Ripa wyskoczył z maszyny i ruszył w tamtym kierunku. W tym momencie Mura dał znak do ataku.

W hełm niedoszłego detektywa uderzył kamień. Człowiek stracił równowagę i szukał oparcia w gąsienicy pełzacza. Dan cisnął w jego stronę kolejny skalny odłamek, po czym wymierzył w kierowcę pojazdu.

Ranni zaczęli wrzeszczeć i Rip ocknął się. Chociaż ręce miał z tyłu zawiązane, całym ciałem rzucił się na wartownika i razem z nim wylądował na ziemi. Kierowca włączył tymczasem silnik i maszyna ruszyła w deszczu kamieni rzucanych przez trzech Branżowców.

Jeden z przestępców zdołał wejść na platformę, a drugi wyśliznął się z objęć Ripa. Miał w ręku miotacz i teraz schylił się nad Shannonem ze złośliwym uśmiechem. Nagle jego twarz zamieniła się w czerwoną miazgę. Wydał z siebie przeraźliwy okrzyk i osunął się w tył. Dostrzegł go jeden z ludzi na platformie.

— Kraner! Te przeklęte gnomy rozwaliły mu twarz! Nie, nie zatrzymuj się! Zostawmy tego Branżowca! Dostaną nas, jeśli zwolnisz!

Pełzacz jechał w kierunku gór. Z jakiegoś powodu przestępcy nie spalili pobliskich krzaków. Atak był taki niespodziewany, że najwyraźniej myśleli tylko o ucieczce.

Gdy minęli wóz Snalla i zniknęli Branżowcom z oczu, Kosti wyczołgał się z ukrycia i ruszył w stronę Ripa. Kilka minut później dołączył do niego Dan.

Shannon leżał na boku ze związanymi rękami. Miał podbite oko i krwawiły mu wargi.

— Sporo przeżyłeś, bracie — mruknął Kosti, gdy ukląkł, aby przeciąć sznur.

Rip odpowiedział, z trudem poruszając przeciętymi ustami:

— Zaskoczyli mnie… Tuż przy Królowej. Statek nie ruszy… Jakiś promień chwyta wszystko, co znajdzie się w jego zasięgu… Ściąga tutaj i roztrzaskuje…

Dan podłożył ramię pod jego plecy i pomógł mu usiąść. Rip wydał z siebie stłumiony okrzyk i przyłożył rękę do lewego boku.

— Masz jeszcze jakieś rany? — Kosti wyciągnął rękę chcąc rozpiąć tunikę kolegi, ale ten odsunął pomocną dłoń.

— Myślę, że mam złamane żebro, a może dwa. Ale słuchajcie — oni mają Królową.

— Wiemy. Złapaliśmy jednego z nich — powiedział Dan. — Jechał tym pełzaczem. Wszystko opowiedział. Może uda nam się przy jego pomocy zrobić jakiś interes… Czy możesz chodzić?

— Rzeczywiście, czas już, żebyśmy się wycofali. — Mura zszedł do nich ze skały. — Mieli włączone nadajniki, kiedy ich napadliśmy. Nie wiadomo, ile usłyszeli ci w obozie.

Rip mógł iść, ale trzeba go było podtrzymywać. Po kilkunastu minutach dotarli do swojej maszyny i Wilcoxa.

— Jakieś wieści o Kamilu? — zapytał Kosti.

— Nie ma wątpliwości, że jest w ich rękach — odparł Rip. — Ale domyślam się, że trzymają go gdzieś indziej, może w głównej kwaterze… Mają sporo ludzi. I mogą tak więzić Królową aż zardzewieje… jeżeli tylko zechcą…

— Tak właśnie mówił Snall — odezwał się ponuro Wilcox. — Ponadto twierdził, że nie wie, gdzie jest ta tajemnicza instalacja. Mam co do tego pewne wątpliwości.

Słysząc to, związany i zakneblowany więzień zaczął się wiercić i wydawać stłumione dźwięki, próbując w ten sposób udowodnić swą szczerość.

— Tam, na końcu kotliny jest jedno z wejść, prawdopodobnie do składu żywności i baraków — poinformował Rip. — A to urządzenie nie może być od nich daleko.

Dan dotknął końcem buta wiercącego się Snalla.

— Czy sądzicie, że moglibyśmy wymienić tego rodzaju tutaj osobnika na Aliego? Albo chociaż zmusić go do wskazania drogi?

Rip miał na to odpowiedź.

— Wątpię. To bezwzględni ludzie. Śmierć Snalla nie ma dla nich większego znaczenia.

Spojrzenie przekrwionych oczu jeńca mówiło, że Rip nie mylił się. Najwidoczniej nie wierzył w pomoc kompanów. Zrobiliby coś może dla niego, gdyby od jego uwolnienia zależało ich własne życie.

— Dwóch inwalidów i trzech zdrowych ludzi — zadumał się Wilcox. — Czy wiesz może, Shannon, ilu ich jest w górach?

— Około setki. Stanowią dobrze zorganizowaną armię — odrzekł przygnębiony Rip.

— Możemy tak tu siedzieć, aż powymieramy z głodu — Kosti przerwał ciszę, która zapadła po słowach Shannona. — W ten sposób jednak niczego nie wskóramy, prawda? Ja wolałbym jednak podjąć ryzyko. Może nam się uda. Przecież nie może być aż tak źle…

— Snall mógłby nas poprowadzić, przynajmniej tak daleko, jak zdoła — rzekł Dan. — Moglibyśmy się tu trochę pokręcić, ocenić sytuację i nasze szansę…

— Gdyby można było skontaktować się z Królową — Wilcox uderzył pięścią w kolano.

— W pełnym słońcu… Chyba jest jeden sposób — zaczął Mura.

Trzeba było pójść do zniszczonego pełzacza w dolinie i odkręcić lśniącą, metalową płytę, która zabezpieczała tył oparcia kierowcy. Z pomocą Dana steward wciągnął ją na szczyt skały, po czym ustawili ją pod takim kątem, żeby odbijała światło słoneczne. Można więc było wysłać sygnał.

— Powinno to być równie dobre, jak nasze latarki w nocy — powiedział uśmiechając się nieznacznie Mura. — O ile ci zbrodniarze na dole nie mają oczu z tyłu czaszki, jedynymi ludźmi, którzy zobaczą to migotanie, będą nasi ze sterowni.

Zanim jednak skorzystali ze swego prymitywnego nadajnika, zeszli jeszcze raz na dół. Wilcox, Rip i Kosti z więźniem przenieśli się teraz do drugiej doliny. Po paru drobnych naprawach pełzacz Snalla był gotów do jazdy. Cała czwórka czekała przy maszynie, podczas gdy Dan i Mura męczyli się z metalową płytą przesyłając na statek informację o sytuacji.

Potem pozostało tylko czekać na odpowiedź. Nie mogli podjąć swojego przedsięwzięcia bez zgody Kapitana.

Dan już tracił nadzieję, gdy nagle zauważył, że ktoś rytmicznie zasuwa owalne iluminatory na Królowej. Rozległ się charkotliwy dźwięk i przy jednym ze stanowisk przeciwnika pojawiły się kłęby dymu. A więc zrozumieli ich! Ludzie na statku zajmą się wrogiem, gdy tymczasem grupa Wilcoxa wyruszy do głównej kwatery przestępców w nadziei znalezienia jakiegoś rozwiązania tej niekorzystnej sytuacji.

Wszyscy zmieścili się na pojeździe Snalla. Kosti siedział za sterami, a więzień między Danem a Murą. Platforma była wyposażona w uchwyty, których brakowało na ich własnym pełzaczu, a które tak bardzo ułatwiały utrzymanie równowagi — w górzystym terenie.

Dan uważnie obserwował porosłe krzakami stoki. Ciągle pamiętał niespodziewany atak mieszkańców Otchłani. Być może rzeczywiście były to nocne stworzenia, ale ostatnia walka mogła zakłócić ich rytm dnia i czaiły się teraz gdzieś w ukryciu, gotowe do ataku.

Dolina zwężała się i zakręcała. Pojazd podskakiwał w nierównym korycie strumienia, a woda sięgała siedzącym na platformie do kolan. Tak jak i w dolinie obok ruin, tak i tutaj widać było liczne ślady pojazdów. Znaczyło to niewątpliwie, że jechali uczęszczaną drogą.

Nagle strumień zamienił się w mały wodospad, u stóp którego powstał niewielki staw. Dolina kończyła się skalną ścianą. Kosti wyrwał knebel z ust Snalla.

— W porządku — powiedział tonem człowieka, który nie da się zbyć byle czym. — Co trzeba zrobić, żeby się przez to przedostać, cwaniaczku?

Snall oblizał spuchnięte wargi i zawadiacko obejrzał się. Mimo, że był związany i całkowicie zależny od Branżowców, najwyraźniej odzyskał pewność siebie.

— Sami zgadnijcie — odparł. Kosti westchnął.

— Strasznie nie lubię tracić czasu, ale jeśli trzeba cię będzie zmusić do mówienia, to chętnie to zrobię, rozumiesz?

Zanim Kosti mógł spełnić swą groźbę, wszyscy znaleźli się w kłopotach. Tuż nad głową Kostiego przeleciał pierwszy kamień, a potem drugi trafił więźnia.

To te trolle! Dan skierował wachlarz promieni usypiających w stronę skały, choć nie widział, aby ktokolwiek tam się poruszał. Był jednak przekonany, że właśnie stamtąd wyrzucono kamienie.

Kolejny odłamek skalny z impetem uderzył w pojazd. Wilcox skoczył na piaszczysty brzeg, pociągając za sobą Ripa i kryjąc się częściowo pod platformą maszyny. Mura również włączył swój miotacz promieni usypiających i, stojąc po kolana w wodzie, bez pośpiechu, dokładnie spryskał każdy centymetr wznoszącego się przed nim klifu.

To Snall zakończył tę nierówną walkę z cieniami. Kosti zaciągnął go w bezpieczne miejsce i najwidoczniej rozciął mu więzy, by mógł się swobodniej poruszać. Ale jeniec skorzystał z sytuacji i rzucił się na opuszczony pełzacz. Usiadł za sterami, uderzył pięścią w zestaw przycisków i wtedy rozległ się pisk tak przeraźliwy, że Dan zatkał uszy usiłując obronić się przed bólem przez ten dźwięk wywołanym.

Rezultat ataku na ich błony bębenkowe dorównywał swoją niedorzecznością najbardziej wymyślnym scenom z pokazów video, które Dan musiał zaliczyć w Syndykacie. Lita skała zamykająca kotlinę nagle uniosła się. Jeniec najwyraźniej był na to przygotowany, więc jako pierwszy prześliznął się przez ciemny otwór, umykając potężnym dłoniom Kostiego.

Mechanik z potwornym wrzaskiem rzucił się za Snallem. Dan podążył za obydwoma w czeluść. Z rozświetlonego słońcem dnia przenieśli się w szarość mroku. Snall był daleko przed nimi.

Dan przebiegł już spory kawałek, gdy zaczął rozsądnie myśleć. Krzyknął na Kostiego, a jego słowa zwielokrotniło dudniące echo. Zwolnił, lecz jego kompan nadal podążał w głąb jaskini.

Dan, ciągle niezdecydowany, zawrócił w stronę wejścia. Mogli zostać odcięci od reszty… Co powinien zrobić: biec za Kostim, czy spróbować ściągnąć pozostałych? Dotarł do magicznej bramy w momencie, kiedy Mura spacerkiem wchodził do jaskini. I nagle, ku przerażeniu Dana, wyjście zamknęło się! Rozległ się szczęk metalu i skalna ściana odcięła ich od słońca.

— Drzwi! — Dan rzucił się na wrota z takim samym poświęceniem, jak w pogoń za Snallem. Poczuł jednak na ramieniu silny uścisk Mury.

— Nie bój się — rzekł steward. — Nie ma żadnego zagrożenia. Wilcox i Shannon są bezpieczni. Mają promienie usypiające, a w dodatku mogą użyć tego klaksonu, jeśli będą chcieli tu wejść. Ale gdzie jest Karl? Zniknął?

Głos Mury działał uspokajająco. Mały człowiek zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło, toteż Dan opanował się.

— Widziałem, jak biegł za Snallem.

— Miejmy nadzieję, że go dogonił. Wolałbym mieć tego typka na oku, bo inaczej opowie o nas swoim kumplom.

Pospieszyli w głąb korytarza, aż dotarli do ostrego zakrętu w lewo. Dan nasłuchiwał w napięciu, ale gdy w końcu do jego uszu doszło dudnienie stóp o skalne podłoże, stwierdził, że jest to dźwięk, jaki wydaje tylko jedna para nóg. Chwilę później pojawił się mechanik. Jego śmiertelnie poważną twarz oświetlały nikłe promienie emitowane przez gładkie, kamienne ściany.

— Gdzie Snall? — spytał Dan. Kosti zmarszczył brwi.

— Przeszedł przez jedną z tych przeklętych ścian…

— Gdzie dokładnie? — Mura ruszył w stronę, z której przybiegł mechanik.

— Wrota zatrzasnęły się mi tuż przed nosem — odparł Kosti. — Nie możemy iść za nim. Chyba że macie ze sobą ten klakson z pełzacza.

Korytarz kończył się kilkadziesiąt metrów dalej ścianą tak gładką, jak te wszystkie, które widzieli na zewnątrz. Nie była ona jednak z kamienia, lecz z tej samej substancji, z której powstały domy Przodków.

— To tutaj? — Mura uderzył pięścią w mur, a Kosti skinął ponuro głową.

— Nie widać tu żadnego otworu…

Dudnienie, do którego zdążyli się już przyzwyczaić, wyczuwalne było zarówno w ścianach, jak i w podłodze. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu ten rezonans pogłębiał ich niepokój, ale niewątpliwie przyczynił się do tego, że w nikłym świetle wąskiego korytarza czuli się jak w pułapce.

— Wygląda na to, że utknęliśmy — odezwał się mechanik. — Chyba że wyjdziemy znowu na zewnątrz. Co wy na to? A gdzie Wilcox i Shannon?

Dan wszystko mu wyjaśnił. On również miał teraz nadzieję, że pozostali w dolinie koledzy znajdą odpowiedni klawisz i otworzą wrota. Zdecydował się tam wrócić, ruszył więc wzdłuż korytarza w kierunku wejścia. Doskonale pamiętał drogę: najpierw prosto, a potem pod kątem ostrym w prawo…

Gdy jednak dotarł do zakrętu, nie ujrzał następnego, długiego holu, lecz szczelinę głęboką na około półtora metra. Zatrzymał się oszołomiony. Był przecież tylko jeden korytarz, i to bez żadnych wylotów. Powinien mieć przed sobą prostą drogę do wyjścia, a zamiast tego wyrastał z ziemi kolejny mur. Wyciągnął rękę i dotknął gładkiej powierzchni. To nie była fatamorgana.

Odwrócił się na pięcie z tłumionym okrzykiem strachu i zobaczył wyrastającą ze skały następną ścianę, która odcinała go od Kostiego i Mury. Zareagował natychmiast i zdążył wczołgać się w zwężający się otwór. Gdyby nie ogromna silą Kostiego, mógł przepłacić życiem ten brawurowy skok. Metal uderzył o metal, zabrzęczą], i oto znaleźli się w dwumetrowej celi.

— Wspaniale — mruknął Kosti. — Potrzymają nas tutaj, aż znajdą czas, żeby się nami zająć. Mura drgnął.

— Teraz nie ma już wątpliwości, że Snall ich ostrzegł.

Steward jednak nie wyglądał na zmartwionego. Kosti walił w ścianę i przysłuchiwał się odgłosom, jakby miał nadzieję, że w ten sposób odkryje tajemnicę skał zamykających się w najmniej pożądanym momencie.

— Są zdalnie sterowane — kontynuował spokojnie Mura. — Sądzą na pewno, że mają nas w garści.

— Ale się mylą, prawda? — pytanie Dana było uzasadnione wobec zachowania kolegi.

— Zobaczymy. Drzwi zewnętrzne są kontrolowane przez dźwięki. Słyszałem, jak Tang mówił, że zakłócenia spowodowane tą instalacją mieszczą się częściowo w zakresie przez nas niesłyszalnym. A więc może znajdziemy rozwiązanie tej zagadki.

Rozpiął tunikę i zaczął szperać w wewnętrznej kieszeni, w której wszyscy Branżowcy przechowują swoje najcenniejsze skarby. Wyjął około dziesięciocentymetrową rurkę z białej, wypolerowanej substancji. Mógł to być kawałek kości.

Kosti przestał walić w ścianę.

— A więc to jest twój zaczarowany flet…

— Właśnie. I zaraz sprawdzimy, czy służy wyłącznie do wabienia insektów na Karmuli.

Przyłożył miniaturową rurkę do ust i dmuchnął, chociaż uszy Ziemian nie zarejestrowały żadnego dźwięku. Radość Kostiego znikła.

— Bez sensu… Mura uśmiechnął się.

— Jesteś strasznie niecierpliwy, Karl. Ta piszczałka ma dziesięć ultra dźwiękowych nut, a ja wykorzystałem zaledwie jedną. Dopiero, gdy wypróbuję wszystkie, będziesz mógł powiedzieć, że nie mamy klucza do tych drzwi.

Nastąpiła długa cisza i nic się wokół nie zmieniło.

— Nic z tego — kręcił głową Kosti.

Mura nie zwracał na niego uwagi. W przerwach odsuwał flet od ust i odpoczywał chwilę. Dan był przekonany, że steward zagrał już ponad dziesięć dźwięków, a mimo to nadal nie okazywał zniechęcenia.

— To już więcej niż dziesięć — zaatakował go Kosti.

— Sygnał, który otworzył pierwsze drzwi, składał się z trzech dźwięków. Teraz więc muszę sprawdzić wszystkie kombinacje — podniósł znowu instrument do ust.

Kosti usiadł na podłodze, najwyraźniej odcinając się od działań, które uznał za bezskuteczne. Dan przykucnął obok. Cierpliwość Mury była niewyczerpana: minęła już jedna pełna godzina i ponad połowa drugiej. Dan zastanawiał się nad ilością powietrza w tej klitce. Nie dostrzegł żadnych szpar, którymi mogło dostawać się do środka, chyba że przenikało przez ściany skalne tak jak światło. Nie ulegało jednak wątpliwości, że zapas tlenu był ciągle odnawiany.

— To fiukanie nie zaprowadzi nas do nikąd — Kosti był już rozdrażniony. — Prędzej zedrzesz do końca rurkę, niż się przedostaniesz przez mur — powiedział uderzając dłonią w skałę.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odcinek skalnej ściany poruszył się i powstała wysoka na około dwa metry, bardzo wąska szczelina.

Загрузка...