Rozdział 22

Spojrzała na Deana.

Wiadomość, że służył w wojsku, wcale jej nie zdziwiła. Widać było po jego sposobie bycia, że jest przyzwyczajony do wydawania rozkazów. Mając doświadczenia wojenne, wiedział, jakie są cele zwycięzców: poniżyć wroga i wziąć łup.

– Nasz sprawca był w Kosowie – powiedziała.

– To rodzaj miejsca, który mu najbardziej odpowiadał – powiedział Conway.

– Gwałtowna śmierć jest tam na porządku dziennym.

Zabójca mógł wkroczyć na taki teren, popełnić najbardziej makabryczną zbrodnię i odejść i nikt nie dostrzegłby jakiejkolwiek różnicy w przyczynie śmierci jego ofiary. Nie sposób się dowiedzieć, ile morderstw trafiło na listę ofiar wojny.

– Więc możliwe, że mamy do czynienia z niedawnym imigrantem – zauważyła Rizzoli.

– Uciekinierem z Kosowa.

– To jedna z możliwości – odparł Dean.

– Wiedziałeś o niej od dawna, prawda?

– Tak – przyznał otwarcie.

– Zatrzymywałeś dla siebie istotną informację.

Bawiło cię patrzenie, jak głupi gliniarze kręcą się jak pies za własnym ogonem.

– Chciałem, żebyście wypracowali własny pogląd na sprawę.

– Jak mogliśmy to zrobić bez pełnej znajomości faktów?

Wskazała na zdjęcia.

– Co innego byłoby, gdybyśmy o tym wiedzieli.

Dean i Conway popatrzyli po sobie.

– Obawiam się, że jest więcej rzeczy, o których wam nie powiedzieliśmy.

– Więcej?

Dean wyjął z harmonijkowej teczki jeszcze jedno zdjęcie.

Rizzoli była przygotowana na kolejny wstrząs, a mimo to poczuła się jak uderzona obuchem na widok fotografii. Ujrzała na niej młodego, jasnowłosego mężczyznę z cienkim wąsikiem. Jego ciało składało się bardziej ze ścięgien niż z mięśni, pierś była kościstym sklepieniem z żeber, a chude barki wystawały do przodu jak białe guziki. Mięśnie twarzy umarłego zastygły w grymasie przerażenia.

– Ofiara została zabita dwudziestego dziewiątego października ubiegłego roku – powiedział Dean. – Zwłok jego żony nie znaleziono.

Przełknęła ślinę i odwróciła oczy od twarzy ofiary.

– Kosowo?

– Nie. Fayetteville. W Karolinie Północnej.

Spojrzała nań ze zdumieniem.

Patrzyła mu prosto w oczy, rumieniec gniewu oblał jej twarz.

– Co jeszcze przede mną zataiłeś?

Ile jest tych cholernych przypadków, o których nie wiedziałam?

– To są wszystkie, o których wiemy.

– Chcesz przez to powiedzieć, że może być jeszcze więcej?

– Możliwe, ale nie mamy dostępu do tych informacji.

Spojrzała niedowierzająco.

– FBI nie ma dostępu?

Wtrącił się Conway.

– Agent Dean ma na myśli to, że mogło dojść do tego rodzaju morderstw poza naszą jurysdykcją.

Są kraje, które nie ujawniają danych dotyczących zbrodni. Proszę pamiętać, że mamy do czynienia z krajami dotkniętymi wstrząsami politycznymi, z obszarami, na których toczą się działania wojenne. Są to miejsca wymarzone dla naszego sprawcy, który tam się czuje jak w domu. Zabójca, który wędruje swobodnie po świecie, obszar jego polowań przekracza granice krajów.

Przypomniała sobie wszystko, co wiedziała o Hegemonie.

Szybkość, z jaką zdobywał panowanie nad ofiarami. Jego pociąg do umarłych. Operowanie nożem typu Rambo. Szarozielone włókna tkaniny spadochronowej.

Czuła, że obaj mężczyźni bacznie obserwują jej reakcję na słowa Conwaya, sprawdzają, czy dorasta do ich oczekiwań. Popatrzyła na ostatnie zdjęcie, leżące na stoliku do kawy.

– Powiedziałeś, że to morderstwo popełniono w Fayette.

– Tak – potwierdził Dean.

– W pobliżu jest baza wojskowa, prawda?

– Fort Bragg.

Mniej więcej dziesięć mil na północny zachód od Fayetteville.

– Ilu żołnierzy stacjonuje w forcie?

– Około czterdziestu jeden tysięcy w czynnej służbie.

Osiemdziesiąta Druga Dywizja Osiemnastego Korpusu Spadochronowego i dowództwo jednostki do zadań specjalnych.

– Fakt, że Dean wyrecytował to bez namysłu, świadczył o tym, że miał tę informację na końcu języka i że uważał ją za istotną.

– Więc dlatego utrzymywałeś mnie w nieświadomości, prawda? Bo mamy do czynienia z kimś wyszkolonym w sztuce walki. Z kimś, komu się płaci za umiejętność zabijania.

– Myśmy też błądzili w ciemności, podobnie jak ty.

– Dean pochylił się ku niej tak blisko, że jego twarz przesłoniła Conwaya i cały gabinet.

– Kiedy przeczytałem raport PPNP, sporządzony przez policję w Fayetteville, wydało mi się, że jestem znów w Kosowie.

Scenariusz zbrodni był tak charakterystyczny, jakby zabójca się pod nim podpisał. Pozycja ciała zabitego mężczyzny. Typ noża użytego do zadania ostatecznego ciosu. Filiżanka umieszczona na kolanach ofiary. Uprowadzenie jego żony.

Natychmiast poleciałem do Fayetteville i spędziłem dwa tygodnie na asystowaniu miejscowej policji w prowadzeniu dochodzenia. Nie trafiono na żaden ślad jakiegokolwiek podejrzanego.

– Czemu nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? – spytała.

– Ze względu na to, kim może być nasz sprawca.

– Dla mnie może być nawet czterogwiazdkowym generałem. Miałam prawo wiedzieć o morderstwie w Fayetteville.

– Powiedziałbym ci, gdybym uważał to za istotne w pracy nad zidentyfikowaniem bostońskiego podejrzanego.

– Powiedziałeś, że w Forcie Bragg stacjonuje czterdzieści jeden tysięcy żołnierzy czynnej służby.

– Tak.

– Ilu z nich służyło w Kosowie? Przypuszczam, że zainteresowałeś się tym.

Dean skinął głową.

– Zażądałem od Pentagonu listy żołnierzy, których rejestr służby odpowiada datom i miejscom zabójstw.

Nie ma na tej liście Hegemona. Kilku z nich mieszka teraz w Nowej Anglii, ale żaden nie pasuje do naszego człowieka.

– Spodziewasz się, że ci uwierzę, prawda?

– Tak.

Roześmiała się.

– To by wymagało zbyt dużego zaufania.

– Musimy sobie wierzyć, Jane.

– Ja ci zaufałem.

– W czym mi zaufałeś?

Do tej pory nie powiedziałeś mi nic, co wymagałoby zachowania tajemnicy.

Nastał moment ciszy.

Dean zerknął na Conwaya, który ledwie dostrzegalnie skinął głową. Milcząco uzgodnili, że podzielą się z nią istotnym elementem zagadki.

– Czy słyszała pani o „praniu owiec”? – spytał Conway.

– Przypuszczam, że to nie ma nic wspólnego z prawdziwymi owcami.

Uśmiechnął się.

– Rzeczywiście, nie ma.

W wojskowym slangu oznacza to praktykowane przez CIA wypożyczanie… w celu przeprowadzania pewnych operacji… żołnierzy z jednostek do zadań specjalnych.

Działo się tak w Nikaragui i w Afganistanie, kiedy jej własne jednostki do specjalnych operacji, SOG, potrzebowały wsparcia. W Nikaragui grupy SEAL marynarki wojennej zostały użyte do zaminowania portów. Zielone Berety skierowano do Afganistanu w celu szkolenia mudżahedinów. Dokumenty żołnierzy pracujących dla CIA zostały utajnione. Pentagon skreślił ich ze swoich rejestrów. Wojsko nie zna dalszego przebiegu ich służby.

Spojrzała na Deana.

– A więc lista, którą otrzymałeś z Pentagonu, zawierająca nazwiska żołnierzy z Fortu Bragg, tych którzy byli w Kosowie…

– Jest niekompletna – dokończył.

– Jak bardzo niekompletna? Ilu nazwisk brakuje?

– Nie wiem.

– Pytałeś w CIA?

– Trafiłem na ścianę.

– Nie chcą podać nazwisk?

– Nie muszą – powiedział Conway.

– Jeśli wasz podejrzany brał udział w jakiejś brudnej operacji za granicą, CIA nigdy nie wyjawi nam jego nazwiska.

– Jeśli nawet teraz zabija we własnej ojczyźnie?

– Zwłaszcza jeśli zabija we własnej ojczyźnie – odparł Dean.

– To byłoby nieszczęście dla public relations. Powiedzmy, że chciałby zeznawać. Jakie poufne informacje przeciekłyby do prasy?

Czy myślisz, że CIA chciałaby, żeby opinia publiczna dowiedziała się, że człowiek agencji włamuje się do domów i morduje przestrzegających prawo obywateli? Bezcześci zwłoki kobiet? Takie wiadomości pojawiłyby się na pierwszych stronach gazet i nie można byłoby temu zapobiec.

– Jaką otrzymałeś odpowiedź z agencji?

– Nie mają informacji, która mogłaby się wiązać z zabójstwem w Fayetteville.

– To wygląda na standardowe pozbycie się petenta.

– Nie tylko – wtrącił Conway.

– W ciągu paru dni po próbie uzyskania informacji z CIA agent Dean został odwołany ze śledztwa w Fayetteville. Kazano mu wrócić do Waszyngtonu. Rozkaz przyszedł prosto z biura zastępcy dyrektora FBI.

Patrzyła na Conwaya, zdumiona barierami uniemożliwiającymi ustalenie tożsamości Hegemona.

– Wtedy to agent Dean zwrócił się do mnie – dodał Conway.

– Bo jest pan członkiem Komitetu Sił Zbrojnych?

– Bo znaliśmy się przed laty.

Marines potrafią się odnaleźć i mają do siebie zaufanie. Poprosił mnie o rozpoczęcie działań wywiadowczych w tej sprawie. Obawiam się, że nie udało mi się znaleźć furtki.

– Nawet będąc senatorem?

Conway uśmiechnął się gorzko.

– Trzeba dodać: demokratycznym, w dodatku z liberalnego stanu.

Służyłem krajowi jako żołnierz, ale pewne osoby w Departamencie Obrony nigdy mnie nie zaakceptowały ani nie darzyły zaufaniem.

Spojrzała na fotografie zwłok mężczyzn wybranych na rzeź nie ze względu na ich przekonania polityczne, pochodzenie etniczne czy wyznanie, a jedynie dlatego, że mieli piękne żony.

– Mogłeś mi o tym powiedzieć wieki temu – stwierdziła.

– Dochodzenie policyjne jest dziurawe jak sito – odparł Dean.

– Nie moje.

– Każde dochodzenie policyjne.

Gdybyś się tą informacją podzieliła z twoim zespołem, w końcu przeciekłaby do mediów, a to zainteresowałoby śledztwem niewłaściwe osoby. Ludzi, którzy próbowaliby powstrzymać cię od zaaresztowania sprawcy.

– Naprawdę myślisz, że chroniliby go? Po tym wszystkim, co zrobił?

– Nie.

Myślę, że chcieliby go wyeliminować w tym samym stopniu co my, ale po cichu, tak, żeby opinia publiczna się o nim nie dowiedziała. Jest jasne, że stracili jego ślad. Wymknął się spod ich kontroli i teraz zabija spokojnych obywateli. Stał się bombą z opóźnionym zapłonem, więc nie mogą zignorować tego problemu.

– A jeśli go złapią, zanim my to zrobimy?

– W tym wypadku nigdy się o tym nie dowiemy. Zabójstwa się skończą, a my będziemy się dziwić dlaczego.

– Takie rozwiązanie mnie nie satysfakcjonuje – oświadczyła.

– Nie.

– Ty żądasz sprawiedliwości. Zaaresztowania, rozprawy sądowej, wyroku skazującego… według wszelkich kanonów prawa.

– Mówisz tak, jakbym prosiła o gwiazdkę z nieba.

– W tych okolicznościach tak to właśnie jest.

– Czy po to mnie tu ściągnąłeś? Żeby mi powiedzieć, że nigdy nie ujmę mordercy?

Pochylił się ku niej; dostrzegła w jego oczach determinację.

– Chcemy tego samego, Jane. Pełnego przewodu sądowego. Śledzę tego człowieka od Kosowa. Myślisz, że zgodziłbym się na mniej?

– Teraz już pani rozumie, dlaczego ją ściągnęliśmy – rzekł pojednawczo Conway.

– Z potrzeby dochowania tajemnicy.

– Mamy jej aż za dużo.

– W tej chwili to jedyna możliwość doprowadzenia sprawy do końca, czego, jak sądzę, wszyscy sobie życzymy.

Nie odpowiedziała. Przez moment przyglądała się senatorowi.

– To pan zapłacił za mój przyjazd, prawda? Za bilety, przejazdy samochodami, piękny hotel? To nie było na koszt FBI?

Conway skinął głową i uśmiechnął się łobuzersko.

– Załatwianie ważnych spraw wymaga dyskrecji, aby nie zostawiać śladów – rzekł.

Загрузка...