Rozdział siódmy

Cha dostała jeszcze dwa wolne dni, ale Cresk — Sar nie powiedział jej, czy to nagroda za pomoc przy AUGL — u, czy tyle właśnie potrzebował 0’Mara, aby przenieść ją na oddział FROB—ów. Złożyła trzy dłuższe wizyty Chalderczykowi, podczas których personel traktował ją tak chłodno, że aż woda wydawała się bliska punktu zamarzania. Nie chciała więcej ryzykować wypraw na plażę czy wycieczek po Szpitalu. Uznała, że zostając w pokoju i skupiając uwagę na ekranie, nie napyta sobie biedy.

Tarsedth wziął to za dowód zaburzeń umysłowych i nie mógł się nadziwić, dlaczego O’Mara nie potwierdza jego diagnozy.

Dwa dni później polecono jej zgłosić się w porze rannego obchodu na oddział FROB—ów i przedstawić należącej do typu DBLF siostrze przełożonej Segroth. Cresk — Sar powiedział, że nie będzie jej wprowadzał, gdyż zapewne wszyscy w Szpitalu słyszeli już o praktykantce z oddziału skrzelodysznych. Może właśnie dlatego nie dopuszczono jej do słowa, gdy z nienaganną punktualnością zjawiła się na miejscu.

— To oddział chirurgiczny — powiedziała Segroth, wskazując rzędy monitorów zajmujące trzy ściany dyżurki. — Mamy tu siedemdziesięciu hudlariańskich pacjentów i trzydzieści dwie osoby personelu pielęgniarskiego, ciebie w to wliczając. Wszyscy należą do różnych gatunków ciepłokrwistych tlenodysznych, nie będziesz zatem potrzebowała odzieży ochronnej, a jedynie degrawitatorów oraz filtrów do nosa. Nasi pacjenci dzielą się na czekających na operację oraz rekonwalescentów, wśród których rozróżniamy przypadki lekkie i ciężkie. Dopóki nie nauczysz się tutaj poruszać, nie będziesz nawet zbliżać się do tych po operacji.

Cha chciała powiedzieć, że rozumie, ale Kelgianka nie dała jej czasu nawet na to.

— Mamy tu FROB — a stażystę z twojej grupy. Na pewno chętnie odpowie na każde pytanie, z którym nie odważysz się zwrócić do mnie.

Srebrzysta sierść zafalowała nieco chaotycznie na bokach. Z obserwacji Tarsedtha Cha wiedziała, że oznacza to gniew lub zniecierpliwienie.

— Z tego co słyszałam o tobie, siostro, wnoszę, że zapoznałaś się już ze wszystkim, co można znaleźć o Hudlarianach, i chętnie skorzystałabyś z tej wiedzy. Ani mi się waż. Realizujemy tu nowatorski program Diagnostyka Conwaya, wobec którego twoje wiadomości są przestarzałe. Poza tymi chwilami, kiedy O’Mara będzie cię potrzebował u AUGL — a, masz tylko patrzeć i słuchać. Czasem otrzymasz jakieś proste zadanie, które wykonasz pod nadzorem bardziej doświadczonej pielęgniarki albo moim. Nie chciałabym zostać zaskoczona cudownym uzdrowieniem dokonanym przez ciebie już pierwszego dnia — dodała na koniec.

Znalezienie znajomego FROB — a nie było problemem, jako że poza nim dyżur pełniły wyłącznie Kelgianki oraz Melfianki. Jeszcze łatwiej było odróżnić go od pacjentów. Cha ledwie mogła uwierzyć, że starzy Hudlarianie aż tak różnią się od dorosłych osobników.

— Widzę, że przetrwałaś pierwsze spotkanie z Segroth — powiedział FROB, gdy podeszła blisko. — Nie przejmuj się nią. Kelgianin mający władzę jest jeszcze trudniejszy do zniesienia niż zwykły. Jeśli będziesz dokładnie wykonywać jej polecenia, nic ci nie grozi. Miło mi tu widzieć znajomą twarz.

Cha skonstatowała, że ostatnie zdanie było dość dziwne, jako że Hudlarianie nie mieli twarzy. Kolega chciał po prostu dodać jej pewności siebie i była mu za to wdzięczna. Nie zwrócił się jednak do niej po imieniu, trudno powiedzieć celowo czy przypadkiem. Może Hudlarianie i Chalderczycy mieli jeszcze coś wspólnego poza masą ciała i wielką siłę. Uznała, że dopóki się nie dowie, zamiast po imieniu zawsze może zwracać się do niego per „kolego”.

— Za chwilę będzie pora posiłku i mycia — dodał stażysta. — Zechciałabyś przypasać zapasowy zbiornik z pożywieniem i towarzyszyć mi w obchodzie? Będziesz mogła poznać niektórych pacjentów. — Nie czekając na odpowiedź, ruszył przed siebie. — Z tym akurat nie porozmawiasz. Jego membrana została wytłumiona, żeby nie przeszkadzał odgłosami innym pacjentom i personelowi. Słabo reaguje na środki przeciwbólowe. Cierpi nieustannie i nie potrafi zbornie się wysławiać.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że pacjent jest w złym stanie. Sześć mocarnych kończyn, które tak we śnie, jak i podczas czuwania podtrzymywały korpus, wisiało po bokach unoszącej chorego konstrukcji niczym przegniłe gałęzie. Knykcie, na których opierał się zwykle ciężar ciała, były odbarwione, wysuszone i popękane, a wyrostki na końcach — zazwyczaj tak precyzyjnie działające — drgały spazmatycznie.

Spore obszary skóry na grzbiecie i bokach były nadal pokryte substancją odżywczą, którą należało zmyć przed nałożeniem nowej warstwy. Z podbrzusza kapała mleczna maź wchłaniana przez utylizator stanowiska.

— Co mu jest? — spytała Cha Thrat. — Da się go wyleczyć?

— Starość — odparł Hudlarianin oschle, po czym kontynuował rzeczowo, niemal beznamiętnie: — Jesteśmy gatunkiem o wielkich potrzebach energetycznych, stąd też szybki metabolizm. Wraz z wiekiem jednak zdolność absorpcji maleje, zaczyna zawodzić również układ wydalniczy. To pierwsze objawy zaawansowanej starości. Spryskasz go odżywką, gdy tylko usunę te resztki?

— Oczywiście.

— To z kolei upośledza krążenie krwi w kończynach, prowadząc do degeneracji mięśni i nerwów w tych okolicach. Ostatecznym efektem jest paraliż, martwica peryferyjnych odcinków kończyn, a po pewnym czasie śmierć.

Za pomocą gąbki usunął płaty zaschłej substancji odżywczej, umożliwiając Cha uruchomienie spryskiwacza. Gdy znowu się odezwał, w jego głosie ponownie rozbrzmiały emocje.

— Największy problem z naszymi pacjentami polega na tym, że mózg, który potrzebuje relatywnie mało energii, pozostaje sprawny niemal do końca i zawodzi dopiero krótko po ustaniu pracy podwójnego serca. To właśnie prowadzi do tragedii, gdyż rzadko się zdarza, aby Hudlarianin zdołał zachować zdrowe zmysły przy całym tym bólu odmawiającego z wolna posłuszeństwa ci1ała. Rozumiesz zatem, dlaczego ten oddział, objęty ostatnio projektem Conwaya, jest w pewien sposób również oddziałem dla nerwowo chorych. Do niedawna Zresztą jedynym — rzekł lżejszym tonem, sunąc w kierunku kolejnego chorego — bo teraz należy dodać jeszcze basen AUGL, który dzięki twojej działalności…

— Proszę, nie przypominaj mi o tym — powiedziała Cha.

Membrana następnego pacjenta też była zakryta grubym cylindrycznym tłumikiem, jednak albo był on wadliwy, albo Hudlarianin należał do wyjątkowo głośnych, gdyż autotranslator stażystki przekładał co rusz spore fragmenty bełkotu istoty cierpiącej i dotkniętej zaawansowaną demencją.

— Chciałabym o coś spytać — odezwała się nagle Cha. — Jednak nie wiem, czy nie urażę cię nazbyt krytycznym zdaniem o waszym systemie wartości oraz etyce zawodowej. Możliwe, że na Sommaradvie myślimy całkiem inaczej niż wy…

— Z góry przyjmuję ewentualne przeprosiny.

— Wcześniej spytałam o możliwość wyleczenia tamtego pacjenta, a ty nie odpowiedziałeś. Czy naprawdę nie można im pomóc? A jeśli tak, dlaczego nie doradza im się samodzielnego odejścia, zanim znajdą się w takim stanie?

Przez kilka minut Hudlarianin manewrował bez słowa gąbką.

— Zdziwiłaś mnie, ale nie uraziłaś. Nie mogę krytykować waszej praktyki medycznej, gdyż jeszcze kilka pokoleń temu, zanim dołączyliśmy do Federacji, w ogóle nie znaliśmy chirurgii. Jednak czy dobrze zrozumiałem, że przyjęte jest u was zezwalanie na samobójstwa nieuleczalnie chorych?

— Niezupełnie — odparła Cha. — Niemniej jeśli żaden lekarz nie weźmie odpowiedzialności za pacjenta, ten nie zostanie poddany leczeniu. Otrzymuje wówczas pełne dane na temat swojego stanu, szczerze i bez kłamliwych niedomówień, do których ucieka się tu często personel pielęgniarski. Nie próbuje mu się tez jednak niczego sugerować. Decyzja zawsze należy wyłącznie do chorego.

— Siostro, nie wolno ci nigdy rozmawiać w ten sposób z naszymi pacjentami — powiedział Hudlarianin, przerywając pracę. — Niezależnie od tego, co sądzisz na temat podobnych kłamstw. Znajdziesz się w poważnych kłopotach, jeśli spróbujesz.

— Ani myślę. Przynajmniej do chwili, gdy zostanę tu pełnoprawnym chirurgiem. Jeśli do tego dojdzie, oczywiście.

— Wtedy też nie — rzekł z niepokojem Hudlarianin.

— Nie rozumiem. Jeśli biorę na siebie całkowitą odpowiedzialność za terapię…

— Więc u siebie byłaś chirurgiem — powiedział jej kolega, wyraźnie pragnąc uniknąć sporu. — Też mam nadzieję, że nim zostanę.

Cha również nie chciała konfrontacji.

— Ile lat zajmie ci nauka?

— Jeśli będę miał szczęście, dwa. Nie zamierzam zdobywać pełnych kwalifikacji, tylko podstawowe, w zakresie chirurgii FROB—ów. Włączono mnie do nowego projektu Conwaya, będę więc bardzo potrzebny w domu. A wracając do twojego pytania, wierz mi albo nie, stan większości tych pacjentów znacznie się niebawem poprawi albo nawet zostaną oni wyleczeni. Będą mogli wieść jeszcze długie i pożyteczne życie, bez bólu, sprawni przy tym na umyśle i do pewnego stopnia również fizycznie.

— Naprawdę? — spytała Cha, starając się ukryć niedowierzanie. — Na czym polega projekt Conwaya?

— Zamiast słuchać moich niepełnych i nieścisłych wyjaśnień, proponuję, abyś dowiedziała się tego od samego Diagnostyka Conwaya, obecnego szefa chirurgii. Dziś po południu przeprowadzi on tu pokazową operację. Ja mam być obecny z przyczyn oczywistych, ale tak bardzo brakuje nam chirurgów, że jeśli tylko wyrazisz zainteresowanie projektem, to choćbyś nawet nie miała się do niego przyłączyć, zostaniesz zaproszona. Poza tym pewniej się poczuję, mając u boku kogoś, kto jest w tej kwestii niemal równie zielony jak ja.

— Chirurgia obcych interesuje mnie najbardziej — odpowiedziała Cha. — Ale dopiero co przybyłam na oddział. Czy siostra przełożona da mi z tej okazji wolne popołudnie?

— Oczywiście — stwierdził FROB, przechodząc do następnego pacjenta. — Jeśli w żaden sposób jej do siebie nie zrazisz.

— Na pewno nie. W każdym razie nie rozmyślnie. Trzeci pacjent nie miał założonego tłumika i kilka chwil wcześniej rozmawiał żywo z innym Hudlarianinem o swoich wnukach. Cha przywitała go tak, jak zwykle lekarze witali chorych na Sommaradvie. Tutejsi lekarze, zdawało się, mieli podobne zwyczaje.

— Jak się dzisiaj czujesz?

— Dziękuję, całkiem dobrze — odparł pacjent zgodnie z oczekiwaniami.

W rzeczywistości wcale nie było z nim najlepiej. Wprawdzie sprawny umysłowo i nie na tyle schorowany, aby środki przeciwbólowe przestały nań działać, skórę i kończyny miał jednak w tak złym stanie, że Cha sama zaczęła odczuwać swędzenie. Ale, jak wielu leczonych przez nią pacjentów, także ten nie śmiał sugerować lekarzowi niekompetencji, narzekając na swój stan.

— Gdy wchłoniesz nieco pokarmu, poczujesz się jeszcze lepiej — powiedziała, kiedy jej kolega pracował gąbką. Odrobinę lepiej, dodała w myślach.

— Nie widziałem cię wcześniej, siostro — odezwał się pacjent. — A szkoda, bo masz bardzo interesującą i miłą dla oka postać.

— Ostatni raz słyszałam coś podobnego od młodego i nazbyt namiętnego Sommaradvańczyka.

Pacjent wydał szereg niezrozumiałych odgłosów i aż zakołysał się na rusztowaniu.

— Pod tym względem nie musisz się niczego z mojej strony obawiać, siostro — powiedział. — Niestety, jestem już zbyt stary i chory, aby było inaczej.

Przypomniała sobie poważnie rannych i niezdolnych do ruchu sommaradvańskich wojowników, którzy próbowali flirtować z nią podczas obchodów, i nie wiedziała już, czy ma się śmiać, czy płakać.

— Dziękuję — odparła. — Zobaczymy, jak będzie, gdy dojdziesz już do siebie…

Z pozostałymi pacjentami było podobnie. Hudlarianin mało się odzywał, więc to Cha z nimi rozmawiała. Była nowa na oddziale i należała do rasy, której tu jeszcze nie widziano, a tym samym nikt nie wiedział nic o niej ani ojej świecie. Musiała budzić uprzejmą ciekawość. Pacjenci nie chcieli rozmawiać o swoich problemach, chętniej zagadywali ojej rodzinną planetę i samą Cha, a ona z przyjemnością odpowiadała na pytania, przynajmniej te dotyczące milszych aspektów jej życia.

W ten sposób łatwiej było jej zapomnieć o narastającym zmęczeniu i tym, że chociaż degrawitatory zmniejszały ciężar zbiornika z roztworem odżywczym niemal do zera, to jednak pasy, na których wisiał, boleśnie wrzynały jej się w ciało. W pewnej chwili zorientowała się, że zostało im już tylko trzech pacjentów, a tuż za nią pojawiła się Segroth.

— Jeśli pracujesz równie dobrze jak rozmawiasz, to nie będę miała powodów do narzekań — powiedziana. — Jak sobie radzi? — spytała Hudlarianina.

— Bardzo mi pomaga, siostro przełożona — odparł FROB. — Nie skarży się. Wpływa kojąco na pacjentów.

— To i dobrze — mruknęła Segroth, poruszając z aprobatą sierścią. — Jednak Cha należy do jednego z tych gatunków, które muszą jeść co najmniej trzy razy dziennie, by zachować dobry humor, pora południowego posiłku zaś już minęła. Dokończysz sam? — spytała stażystę.

— Oczywiście.

— Siostro przełożona — odezwała się Cha, gdy Segroth chciała już odejść. — Wiem, że dopiero co tu przyszłam, ale czy mogłabym prosić o zgodę na udział w…

— Wykładzie Conwaya — dokończyła za nią Segroth. — Mogłam się spodziewać, że spróbujesz wywinąć się jakoś od ciężkiej pracy na oddziale. Chociaż może jestem niesprawiedliwa. Sądząc po tym, co słyszałam przez mikrofony, dobrze panujesz nad sobą podczas rozmów z pacjentami, a skoro masz jeszcze przygotowanie chirurgiczne, powinnaś dobrze znieść wykład. Niemniej, jeśli cokolwiek podczas pokazu cię wzburzy, wychodź natychmiast. I to tak, żeby nikomu nie przeszkadzać. Normalnie odmówiłabym nowemu stażyście na oddziale, ale jeśli zdołasz w godzinę dotrzeć do stołówki i wrócić, to masz moją zgodę.

— Dziękuję — powiedziała Cha do pleców Kelgianki i szybko zaczęła rozpinać pasy mocujące zbiornik.

— Czy zanim wyjdziesz, mogłabyś spryskać i mnie? — poprosił stażysta. — Umieram z głodu.

Cha zjawiła się w sali jako jedna z pierwszych i stanęła — Hudlarianie nie używali siedzisk, toteż nie było na czym spocząć — możliwie najbliżej rusztowania operacyjnego. Wkoło zbierało się coraz więcej rozmaitych istot, w tym szczękający szczypcami Melfianie, Kelgianie i Tralthańczycy, większość jednak stanowili FROB — owie z różnych grup szkoleniowych. Stłoczyli się przy tym tak bardzo, że Cha mogła zapomnieć o pomyśle opuszczenia sali w trakcie operacji. Niezbyt potrafiła ich rozróżnić, ale przyjęła, że ten najbliższy jest jej kolegą ze stażu.

Z toczonych wkoło rozmów wywnioskowała, że Conway jest kimś bardzo ważnym i że traktują go tu prawie jak medycznego boga, noszącego w głowie dzięki czarom i maszynom O’Mary wiedzę, wspomnienia i instynkty wielu istot. Pamiętając żałosny stan FROB— ów na oddziale geriatrycznym, Cha z tym większą ciekawością czekała na to, co pokaże.

Conway nie wyglądał wcale imponująco. Był nieco wyższy niż przeciętny przedstawiciel jego gatunku, sierść na głowie zaś miał ciemniejszą niż mag O’Mara.

Mówił niezbyt głośno, ale z dużą pewnością siebie, całkiem jak potężny władca. Przeszedł od razu do rzeczy.

— Tych spośród was, którzy nie znają szczegółów projektu albo nie mieli okazji poznać jego etycznego kontekstu, pragnę uspokoić, że nasz dzisiejszy pacjent, podobnie jak wszyscy jego koledzy z oddziału geriatrycznego oraz ci, którzy niecierpliwie czekają w domu na wolne miejsca, dobrowolnie wybrał chirurgiczne rozwiązanie problemu. Niemniej pacjentów jest tak wielu, w gruncie rzeczy chodzi o znaczny procent populacji całego świata, że nie zdołamy zająć się nimi wszystkimi w Szpitalu…

Słuchając Diagnostyka, Cha Thrat poczuła się zniechęcona wielkością problemu. Trudno było jej wyobrazić sobie planetę z milionami istot w podobnym stanie jak te, które widziała na oddziale. Jednak wyglądało na to, że Conway nie tylko ogarnął ów obraz wyobraźnią, ale jeszcze się go nie przeląkł i zaczął dążyć do rozwiązania, którym było przeszkolenie jak największej liczby Hudlarian i ochotników z innych gatunków.

Szpital miał zapewnić podstawowe przeszkolenie w zakresie fizjologii FROB—ów przed— i pooperacyjnej opieki oraz zasadniczych, istotnych w tym przypadku procedur chirurgicznych. Wszyscy absolwenci kursu, o ile nie okażą się na tyle utalentowani, że otrzymają propozycję pozostania w Szpitalu, wrócą na rodzinną planetę, aby tam szkolić następnych. Szacowano, że stworzenie armii chirurgów pozwalającej uporać się z pradawnym nieszczęściem Hudlarian zajmie trzy pokolenia.

Skala przedsięwzięcia, a przede wszystkim jego karygodna nieodpowiedzialność wstrząsnęły Cha. Conway nie szkolił chirurgów, lecz bezmyślne maszyny! Już wcześniej zdziwiła się, usłyszawszy od FROB — a stażysty, jak krótko miał trwać ten kurs. Być może tutejsi nauczyciele potrafili w tym czasie nauczyć niezbędnych podstaw, ale co z długotrwałą indoktrynacją, medytacjami i ćwiczeniami dającymi siłę do przyjęcia na siebie bolesnej odpowiedzialności za pacjenta? Co z równie długim nowicjatem? Diagnostyk nawet się o tym nie zająknął.

— To niewiarygodne! — powiedziała nagle.

— Tak, zaiste — szepnął stojący obok Hudlarianin. — Ale nie przeszkadzaj.

— Trudno ocenić czy opisać skalę cierpienia wiekowych FROB—ów — mówił Conway. — Wiele innych Federacji znalazło proste, chociaż wcale nie idealne rozwiązanie tego problemu, jednak Hudlarianie, na swoje szczęście czy też nieszczęście, nie uznają odejścia na własne życzenie. Proszę sprowadzić pacjenta jedenaście trzydzieści dwa.

Ruchome stanowisko operacyjne prowadzone przez kelgiańską siostrę zatrzymało się przed Diagnostykiem. Cha poznała jednego z Hudlarian, którymi zajmowała się przed południem. Był już przygotowany do operacji.

— Stan pacjenta jest zbyt poważny, aby udało się w pełni odwrócić proces degeneracji, możemy jednak na resztę życia uwolnić jedenaście trzydzieści dwa od bólu, co z kolei oznacza, iż pozostanie on psychicznie zrównoważony i będzie mógł prowadzić pożyteczne życie, nawet jeśli jego sprawność ruchowa będzie ograniczona. Wśród Hudlarian, którzy wcześniej są poddawani operacji, oraz wśród tych, którzy należą do tej samej grupy wiekowej co nasz pacjent, ale ich choroba jest mniej zaawansowana, osiągamy znacząco lepsze rezultaty. Zanim zaczniemy — dodał, sięgając po skaner — chciałbym omówić jeszcze fizjologiczne przyczyny znanego nam obrazu klinicznego…

Jakaż to niegodziwość pozwoli mu go uleczyć? — zastanawiała się Cha.

Ciekawość zastąpił jednak strach. Nie wiedziała, czy poznawszy metody opracowane przez tego strasznego człowieka, zdoła pozostać przy zdrowych zmysłach.

— Podobnie jak u większości znanych nam gatunków, także tutaj proces zwany starzeniem jest wynikiem spadku sprawności ważniejszych narządów i związanych z tym zaburzeń krążenia. W przypadku FROB—ów ograniczenie wydajności narządów połączone z wapnieniem i pękaniem powłok skórnych nasila się na skutek niedostatku składników odżywczych, których chory nie wchłania już tyle co wcześniej. Jak pamiętacie z wykładów, zdrowy dorosły osobnik charakteryzuje się szybką przemianą materii, co wymaga niemal nieustannego dostarczania składników odżywczych. Te, po wchłonięciu przez skórę, są rozprowadzane do narządów, takich jak podwójne serce, płaty absorpcyjne czy ewentualnie macica z płodem. Oraz do kończyn. Sześć nie105 zwykle silnych kończyn to najbardziej energochłonna część ciała FROB — a. Zużywają one blisko osiemdziesiąt procent dostarczonych składników. Jeśli usuniemy więc ten element z bilansu energetycznego, zaopatrzenie pozostałych, mniej wymagających narządów osiągnie szybko optymalny poziom — dodał z naciskiem.

Ostatnie wątpliwości Cha zostały rozwiane. Wiedziała już, co zamierza chirurg, chociaż ciągle próbowała przekonać siebie, że nie jest jeszcze tak źle, jak się wydaje.

— Czy u tych istot następuje regeneracja kończyn? — spytała szeptem sąsiada.

— Niemądre pytanie — odparł Hudlarianin. — Nie. Przede wszystkim, gdyby tak było, nie dochodziłoby do podobnej degeneracji układu krążenia i muskulatury. Ale nie przeszkadzaj i słuchaj.

— Myślałam o Ziemianach, nie o pacjencie.

— Nie — rzucił z irytacją stażysta i przestał zwracać na nią uwagę.

Conway ciągnął tymczasem wykład.

— Głównym problemem podczas operowania istot żyjących w warunkach znacznego ciążenia i wysokiego ciśnienia atmosferycznego jest oczywiście groźba dekompresji i pojawiających się w jej następstwie przemieszczeń organów wewnętrznych. Jednak przy takiej interwencji problem ten nie istnieje. Krwawienie opanować można zaciskami, a procedura jest wystarczająco prosta, aby każdy doświadczony stażysta mógł przeprowadzić ją pod nadzorem. Po prawdzie — dodał, ukazując nagle zęby w uśmiechu — nie zamierzam nawet dotykać dzisiaj pacjenta skalpelem. To wy będziecie odpowiedzialni za przebieg tej operacji.

Jego słowa wywołały szmer zainteresowania i stażyści przysunęli się jeszcze bliżej, spychając Cha ku odgradzającej stanowisko operacyjne metalowej barierce. Wkoło zapanował taki gwar, że autotranslator co rusz się zawieszał, z urywków zdań zrozumiała jednak, że wszyscy chcą uczestniczyć w tym hańbiącym akcie zawodowego tchórzostwa. Z nieznanych powodów aż palili się, aby wziąć zań odpowiedzialność.

W najgorszych koszmarach nie sądziła, że spotka się kiedyś z tak brutalnym atakiem na to, co dyktował jej kodeks etyczny. Nagle zapragnęła znaleźć się jak najdalej od tej sali pełnej obłąkanych i niemoralnych Hudlarian, ci wszakże nazbyt się rozgadali, aby usłyszeć jej prośby o przepuszczenie.

— Proszę o ciszę — powiedział Conway i rozmowy umilkły. — Nie lubię nikogo zaskakiwać, ale sądzę, że wcześniej czy później będziecie sami przeprowadzać takie amputacje dziesiątkami, dzień po dniu, więc im szybciej się z tym zadaniem oswoicie, tym lepiej. — Przerwał i spojrzał na trzymaną w ręku kartkę. — Zacznie stażysta FROB siedemdziesiąt trzy.

Cha ledwie się opanowała, żeby nie krzyknąć, by pozwolili jej wyjść, uciec jak najdalej od tej piekielnej demonstracji. Jednak Conway, Diagnostyk i jeden z wysokich władców Szpitala, nakazał ciszę i wpajana przez całe życie dyscyplina nie pozwoliła jej zachować się wbrew poleceniu. Nawet tutaj, z dala od Sommaradvy. Naparła na otaczających ją z trzech stron Hudlarian, ale chyba nawet tego nie zauważyli. Wszyscy wpatrywali się w stanowisko operacyjne i pacjenta. Mimowolnie podążyła wzrokiem za ich spojrzeniami.

Wyraźnie widać było, że siedemdziesiąt trzy nie czuje się najlepiej w obecności jednego z czołowych Diagnostyków Szpitala. Conway jednak był taktowny i jak mógł dodawał mu pewności siebie. Ilekroć stażysta się zawahał, spieszył z poradą albo sugestią wygłaszaną tak, aby Hudlarianin nie poczuł się kom pletnym ignorantem.

Cha uznała, że jest w nim coś z maga, chociaż oczywiście nie mogło to usprawiedliwić nieprofesjonalnego działania.

— Do wstępnego nacięcia i usunięcia podskórnych warstw mięśni używamy skalpela numer trzy — powiedział Conway. — Niektórzy jednak wolą sięgnąć potem po delikatniejszy skalpel numer pięć, aby uporać się z naczyniami, ponieważ gładsze cięcia łatwiej się zszywa i lepiej też później się goją. Zakończenia wiązek nerwowych chronimy metalowymi nakładkami i umieszczamy tuż pod skórą kikuta. Ułatwia to dobieranie protez i ustawianie systemu sterowania nimi.

— Co to są protezy? — spytała głośno Cha.

— Sztuczne kończyny — odparł sąsiad. — Patrz i słuchaj, potem będziesz pytać.

Do oglądania było nadal wiele, ale do słuchania znacznie mniej, ponieważ stażysta działał teraz całkiem sprawnie i Diagnostyk prawie nie musiał się odzywać. Ostrożne, precyzyjne ruchy instrumentów operatora można było śledzić też na wielkim ściennym ekranie, na który rzutowano obraz ze skanera.

Nagle kończyna odpadła niczym chora gałąź i wylądowała w ustawionym na podłodze pojemniku. Cha po raz pierwszy zobaczyła kikut. Ledwie opanowała mdłości.

— Teraz wykorzystamy specjalnie pozostawiony duży płat skóry, zasłonimy nim ranę, a brzegi połączymy wchłanialnymi klamrami. Ze względu jednak na wysokie wewnętrzne ciśnienie i twardą skórę należy założyć ich o wiele więcej niż normalnie.

Na Sommaradvie krążyły jedynie niesmaczne plotki o rannych, którzy utracili w wypadku kończynę, a jednak przeżyli. Albo przynajmniej usiłowali przeżyć — Dyskretnie opatrywano im rany i zszywano kikut, chociaż podejmowali się tego zazwyczaj młodzi i nieodpowiedzialni chirurdzy — wojownicy o niezbyt wysokich kwalifikacjach, a niekiedy, gdy nikogo innego nie było w pobliżu, zwykli uzdrowiciele. Ale nawet wówczas, gdy wojownik odnosił takie obrażenia podczas bohaterskiego czynu, sprawę wyciszano i rychło odchodziła ona w niepamięć.

Okaleczeni sami usuwali się innym sprzed oczu. Nikt nie poważyłby się wystawiać swojego kalectwa czy deformacji na widok publiczny. Zresztą i tak by mu na to nie pozwolono. Mieszkańcy Sommaradvy żywili zbyt wielki szacunek do swoich ciał. Pomysł, żeby ktoś paradował z mechanicznymi zastępczymi kończynami, był wręcz odstręczający.

— Dziękuję, siedemdziesiąt trzy. Dobra robota — powiedział Diagnostyk i znowu spojrzał na kartkę. — Sześćdziesiąt jeden, pokażesz nam, co potrafisz?

Mimo obrzydzenia Cha nie mogła oderwać oczu od pola operacyjnego, kiedy drugi FROB demonstrował swoje chirurgiczne umiejętności. Głębokość i rozmieszczenie wszystkich cięć zapadały jej w pamięć niczym widok jakiejś okrutnej, lecz fascynującej katastrofy. Po sześćdziesiątym pierwszym jeszcze dwóch stażystów poproszono do stanowiska i niebawem pacjentowi została tylko para kończyn.

— Jedna z przednich kończyn wykazuje nadal sporą sprawność i sądzę, że ze względu na zaawansowany wiek oraz ograniczone możliwości adaptacji dobrze będzie pozostawić ją pacjentowi. Możliwe też, że przy braku pozostałych bilans substancji odżywczych poprawi się na tyle, że zacznie ona funkcjonować lepiej. Niemniej, jak sami widzicie, druga kończyna ogarnięta jest już rozległą martwicą i musi zostać usunięta. Tę amputację przeprowadzi stażystka Cha Thrat.

Nagle wszyscy spojrzeli na nią i Sommaradvance wydało się, że czas stanął w miejscu — a ona zostanie na wieczność uwięziona w koszmarnym trójwymiarowym obrazie. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść.

— To wielki zawodowy zaszczyt — powiedział cicho jej kolega z oddziału.

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż głos znowu zabrał Diagnostyk.

— Cha Thrat pochodzi z nowo odkrytej przez nas Sommaradvy, gdzie jest w pełni wykwalifikowanym chirurgiem. Przeprowadziła już operację na DBDG typu ziemskiego, którego pierwszy raz ujrzała ledwie parę godzin wcześniej. Mimo to spisała się pierwszorzędnie i, jak przekazał mi starszy lekarz Edanelt, bez wątpienia uratowała nogę pacjenta, a zapewne i jego życie. Teraz będzie miała okazję wzbogacić swoje chirurgiczne doświadczenie o znacznie prostszą operację pacjenta klasy FROB. Proszę, Cha — powiedział, by dodać stażystce odwagi. — Nie bój się. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, pomogę ci.

Cha ogarnął lodowaty strach pomieszany z bezsilną złością, iż musi stawić czoło podobnemu wyzwaniu bez właściwego duchowego przygotowania. Jednak ostatnie słowa Diagnostyka, sugerujące, że strach mógłby powstrzymać ją od podjęcia operacji, wzbudziły w niej słuszny gniew. Jako jeden z władców tego szpitala miał prawo nakazać jej nawet najbardziej niegodziwe działanie, żaden zaś wojownik z Sommaradvy nie zwykł okazywać strachu, nawet gdy wkoło byli sami obcy. Niemniej i tak się zawahała.

— Potrafisz to zrobić? — spytał niecierpliwie Ziemianin.

— Tak.

Gdyby spytał, czy chcę to zrobić, odpowiedź byłaby inna, pomyślała ze smutkiem Cha, podchodząc do stanowiska. Wzięła niewiarygodnie ostry skalpel numer trzy i spróbowała raz jeszcze.

— Jaki jest dokładnie zakres mojej odpowiedzialności podczas tej operacji?

Diagnostyk westchnął głęboko.

— Jesteś odpowiedzialna za usunięcie lewej przedniej kończyny pacjenta.

— Nie można jej uratować? — spytała z wahaniem. — Może dałoby się poprawić krążenie, wszczepiając naczynia o większym przekroju albo…

— Nie — przerwał jej Conway zdecydowanie. — Zaczynaj, proszę.

Poprowadziła operację dokładnie tak jak jej poprzednicy. Nie wahała się już i Diagnostyk nie musiał jej więcej ponaglać. Wiedziała, co ją czeka, ale stłumiła strach i odpędzała na razie tę myśl. Była zdecydowana pokazać temu bardzo sprawnemu, ale pozbawionemu kośćca etycznego lekarzowi, że jest prawdziwym sommaradvańskim wojownikiem — chirurgiem.

— To była bardzo sprawnie i dokładnie przeprowadzona amputacja — powiedział życzliwie Conway, gdy zakładała ostatnie klamry. — Szczególnie jestem pod wrażeniem… Co robisz?

Cha pomyślała, że to głupie pytanie, bo przecież wszystko było oczywiste od chwili, gdy po raz pierwszy uniosła skalpel. Sama nie miała przednich kończyn, ale uznała, że wystarczy odcięcie lewej środkowej. Dość było jednego szybkiego ruchu skalpelem. Spojrzała na leżącą pośród hudlariańskich kończyn własną mackę, i złapała kikut, aby zatamować krwawienie.

Chwilę później zaczęła tracić przytomność, ale usłyszała jeszcze, jak Conway krzyczy do mikrofonu komunikatora:

— Sala wykładowa FROB—ów, pilne! Jeden DCNF, nagła amputacja, samookaleczenie. Przygotować salę na czterdziestym trzecim i zebrać mi zaraz, cholera, zespół od mikrochirurgii!

Загрузка...