ROZDZIAŁ IX

Jo zaciskając mocno zęby wolno wyjmował z kieszeni portfel. Uważnie przeglądał jego zawartość, po czym wyjął kopertę i rzucił ją przed siebie, wołając:

– No to weźcie to sobie, przeklęte dranie!

W tej samej chwili dźgnął konia piętami i pomknęli przed siebie tak szybko, że Liv ledwo zdążyła się go przytrzymać.

– Teraz chodzi tylko o to, by uciec stąd, zanim oni się zorientują, że dostali rachunek za narzędzia geodezyjne – rzeki Jo, nieustannie popędzając konia.

Wściekły wrzask rozległ się za ich plecami, potem nastąpił strzał. Jo przycisnął głowę Liv do swojej piersi.

– Myślę, że znajdujemy się już poza zasięgiem strzału – powiedział spokojnie. – Ale trzeba zachować ostrożność.

– Mam nadzieję, że nie zranią konia – szepnęła Liv. – Taki jest dzielny i tak wiernie nam służy.

Galopować bez siodła i jeszcze na dodatek siedzieć na koniu bokiem to prawdziwa sztuka. Najpotworniejsze przeżycie, jakie Liv mogła sobie wyobrazić. Kiedy nareszcie dopadli do pierwszych zabudowań, a Jo pozwolił koniowi przejść w kłus, kręciło jej się w głowie, była kompletnie ogłupiała. Więcej strzałów nie padło, mordercy najwyraźniej uznali, że i tak nie trafią.

Jo odetchnął z ulgą.

– Ty jesteś cała, ja jestem cały, koń jest cały, a w dodatku mamy papiery. Nieźle, powinniśmy być zadowoleni.

– Lensman również – dodała Liv. – Jeśli się nie mylę, to jego samochód stoi koło zabudowań Skarbu. O, i nasz samochód! Tata wrócił! Nic mu się nie stało!

– Wygląda na to, że mamy dzisiaj wyjątkowo szczęśliwy dzień, Liv.

– Bardzo nam to było potrzebne – bąknęła. – Ale zobacz, ilu to ludzi na nas czeka! Finn i Morten, lensman i mój tata, Skarbu, a tam… Moja mama i Tulla, i prawie wszyscy mieszkańcy Månedalen!

– Jednym słowem, triumfalny powrót – roześmiał się Jo skrępowany.

Duży, sympatyczny koń wolno pokonywał ostatni odcinek drogi do domu. Jo spoważniał.

– Wygląda na to, że nasza przygoda dobiega końca, Liv – powiedział. – Chyba już nigdy nie spotkam takiej dziewczyny jak ty. Teraz muszę się zabrać do pracy, a przy tych wszystkich ludziach z pewnością nie będziemy już mieli okazji zamienić słowa. Ale wiesz, że życzę ci wszystkiego najlepszego. Myślę, niestety, że nie raz będzie ci w życiu dosyć trudno z twoim charakterem, los nie będzie ci szczędził ciosów, bo zawsze tak jest z ludźmi twojego pokroju. Ale też tacy ludzie jak ty otrzymują od życia więcej radości. I wiesz, Liv…

Zawahał się na moment.

– To, co stało się dzisiaj rano… Nie wdawaj się za często w takie przygody! Jest w tobie bardzo niebezpieczna mieszanina dziecka i kobiety. Twój czas jeszcze nie nadszedł, Liv. Poczekaj jeszcze parę lat. A potem sama zobaczysz, na pewno spotkasz chłopca, który będzie ciebie wart…

– Jo, proszę cię… – jęknęła Liv z udręką w głosie.

– Nie chciałbym ci prawić kazań. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że bardzo, ale to naprawdę bardzo będzie mi ciebie brakowało. Jesteś najwspanialszą kumpelką, jaką można sobie wyobrazić. I przyjaciółką.

Liv nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Ujęła tylko jego ogorzałą dłoń i uścisnęła mocno, aż na skórze wystąpiły mu białe plamy.

– Drogie dziecko – rzekł z czułością. – Moja mała dziewczynka.

Tulla nie wierzyła własnym oczom. Oto jej nudna, męcząca, a przede wszystkim dziecinna młodsza siostra jedzie na ogromnym koniu, a za nią siedzi, obejmując ją ramionami, młody człowiek, urodziwy niczym zjawisko. I to z tym mężczyzną Liv wędrowała przez góry, przeżywała te fantastyczne przygody, o których dopiero co opowiadali Finn i Morten. A na dodatek do tego wszystkiego spędziła ponad połowę nocy sam na sam z tym mężczyzną na pustkowiach. Oczy Tulli zwęziły się, spoglądały przed siebie stanowczo. Przecież ten cały Jo Barheim nie może się interesować Liv. Już sama myśl o tym wydaje się śmieszna!

– Słyszeliśmy strzał – powiedział lensman.

– W pełni kontrolujemy sytuację – roześmiał się Jo i ostrożnie zsadził Liv na ziemię.

Tulla zauważyła, z jaką czułością on się odnosi do jej siostry, ale zauważyła też coś innego. Była na tyle doświadczona, by stwierdzić, że Jo traktuje Liv wyłącznie jak dziecko. Starsza siostra uśmiechnęła się pod nosem. To, że Liv była w nim zakochana, nie ulegało najmniejszej wątpliwości, ale też nie miało żadnego znaczenia. Jo Barheim może przecież wybierać sam, kogo zechce, Liv nie ma na niego monopolu.

– Hej, Liv! – zawołała, a Liv zaskoczyły ciepłe tony w głosie siostry. – Mogłabyś mi przedstawić swojego przyjaciela? Czy to ten sam, który ma iść z tobą na szkolny bal?

– Miałam nadzieję, ale nic z tego nie będzie.

Liv poczuła dziwny ucisk w żołądku, kiedy przedstawiała Jo Tulli. Jacy oni są piękni, pomyślała. Jak świetnie do siebie pasują. On ciemny jak noc, ona jasna niczym letni dzień. Gdzie miejsce dla mnie w takim towarzystwie. Po prostu nie ma miejsca!

Jo oddał list lensmanowi Lianowi. Tulla obserwowała go z boku. Nareszcie mężczyzna dla mnie, myślała. On musi być na szkolnym balu! Ale pójdzie tam ze mną! Wszystkie dziewczyny padną z zazdrości!

W krótkich słowach Jo opowiedział lensmanowi, co się działo w ciągu ostatnich godzin. Lian natychmiast polecił swoim ludziom schwytać obu morderców, a sam otworzył kopertę i odszedł na bok, żeby w spokoju zapoznać się z jej zawartością.

Liv rozmawiała z mamą o tych dziwnych telegramach, ale mama na szczęście miała się znakomicie, była najzupełniej zdrowa. Telegramy wymyślili mordercy. Chcieli uprowadzić Liv, wyrwać ją spod opieki Jo i zmusić, by pokazała im kryjówkę.

– Liv – szepnęła pani Larsen wzruszona. – Tak się o ciebie baliśmy. Czy naprawdę nic ci się nie stało?

– Nie, naprawdę nic. Jo ochraniał mnie z wielkim oddaniem.

– Przyjechaliśmy, żeby cię stąd jak najprędzej zabrać. Ja odwiozę ciebie i Tullę do domu, a tata zostanie tutaj i będzie pomagał lensmanowi.

Liv zauważyła, że Tulla prowadzi kokieteryjną rozmowę z Jo i chłopcami. Ona wie, jak należy postępować z chłopakami, pomyślała Liv. Wie, jak wzbudzić ich zainteresowanie.

Morten sprawiał wrażenie, że jest Tullą po prostu oczarowany. Gapił się na nią, jakby już nigdy nie miał przestać, ale ona ze swej strony wciąż rzucała spojrzenia na Jo.

– Czy nikt nigdy panu nie mówił, że powinien pan grywać w filmach? – szczebiotała.

Jo miał minę, jakby nadgryzł bardzo kwaśne jabłko, a kiedy napotkał ironiczne spojrzenie Liv, poczuł, że ciemnieje mu w oczach.

– W filmach? – powtórzył. – Nie, nigdy o tym nie myślałem.

Morten przestał się nareszcie gapić na Tullę i opuścił towarzystwo.

– Czy to naprawdę twoja siostra? – zwrócił się do Liv jak w transie. – Jaka fantastyczna dziewczyna!

Liv uznała, że nie była to najbardziej taktowna uwaga, ale nie powiedziała nic.

Morten ciągnął dalej swoje:

– Jaką ma piękną jasną cerę! A jaka musi być staranna i uważna, przyjechała tu w białej sukience i nie ma na niej ani jednej plamki!

– Tulla nigdy nie miewa plam – rzekła Liv krótko.

– O, tak, mogę to sobie wyobrazić – westchnął pedantyczny Morten z podziwem. – Wiesz co, Liv, był taki moment, że o mało się nie załamałem, kiedy szliśmy przez góry. Stawałem się coraz bardziej prymitywny i było mi wszystko jedno, czy jestem brudny, czy nie… Ale teraz zimno mi się robi na myśl, jak nisko mogłem upaść.

Straszny wpływ mojej siostry, pomyślała Liv ze złością.

– No ale czy nie uważasz, że to milo czasem się odprężyć, przestać się przejmować byle czym?

– Nigdy w życiu nie było mi tak miło – rzekł całkiem bez sensu, jakby myślami był gdzie indziej. – Co? Co ja przed chwilą powiedziałem?

Liv roześmiała się na widok jego zakłopotanej miny.

Jo podszedł i objął jej ramiona.

– Chodź, Liv, musimy porozmawiać z lensmanem.

Uśmiechnięta twarz Tulli ściągnęła się nieco, kiedy do wdzięcznej rozmowy pozostali jej tylko Morten i Finn.

– No i co o niej myślisz, Jo? – zapytała Liv niepewnie.

– O twojej siostrze? Owszem, miła buzia, ale na razie nic więcej nie mógłbym powiedzieć. Twoja rodzina jest dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem. Sympatyczni, pospolici ludzie. Spróbuj ich zrozumieć, Liv! Trudno im pojąć ciebie i tę twoją niezwykłą fantazję, ale to właśnie ty masz fantazję, więc możesz postawić się na ich miejscu, możesz sobie wyobrazić, co oni myślą.

Liv skinęła głową.

– Bardzo wiele mnie nauczyłeś, Jo. Dziękuję ci!

– No, panie lensmanie – rzekł Jo. – Czy sądzi pan, że Liv i ja moglibyśmy zobaczyć zawartość koperty? Chyba mamy do tego jakieś prawo?

– Oczywiście… prawo z pewnością. To są kopie projektów technicznych wyrobów, które mają być produkowane w nowej fabryce w Ulvodden. Więcej nie mogę powiedzieć, ponieważ to wszystko tajemnica, wszystkie plany są ściśle tajne, to ma być unikatowa produkcja nawet w skali światowej. Bez obaw mogę wam natomiast powiedzieć, że to warte jest miliony koron i że ktoś, kto chciał te plany sprzedać, zamierzał zgarnąć niezłą sumkę. Nietrudno więc zrozumieć, że w sprawę wmieszanych jest tylu ludzi.

– A jakim sposobem Berger się w to wplątał?

– Był łącznikiem. Przejrzeliśmy zawartość jego komputera. On był zatrudniony w firmie o bardzo rozległych powiązaniach zagranicznych. Oczywiście, jeszcze dzisiaj przeszukamy też jego letni domek, ale nie sądzę, byśmy znaleźli w nim coś, co mogłoby nas naprowadzić na ślad nieznajomego z Ulvodden.

– No tak, trzeba znaleźć tego człowieka – wtrąciła Liv. – Ale chyba niezbyt wielu mamy do wyboru? To znaczy, że chyba niewielu ludzi miało dostęp do takich tajnych dokumentów?

– Zbadam to, jak tylko wrócę do osady. Ale teraz trzeba przede wszystkim schwytać tych dwóch, którzy uciekli w góry. Czy moglibyście mi dokładnie opisać ich wygląd?

Jo i Liv bardzo szczegółowo opowiedzieli o wszystkim, co wydawało im się ważne.

– I oni musieli mieć jakąś kryjówkę tu w górach – dodała Liv. – Bo raz mieli strzelbę, innym razem nie. Ten, co na mnie napadł, miał deszczowy płaszcz, a potem go nie miał.

– Jak znaleźliście Bergera? – zapytał Jo.

– Całkiem przypadkowo. Zaplątał się w rybackie sieci. Został wrzucony do wody daleko od brzegu.

Pani Larsen zawołała do swego męża:

– Ernst, Tulla chciałaby zostać w letnim domku przez kilka dni. Pozwolisz jej?

– Mowy nie ma! Tulla musi chodzić do szkoły. A poza tym tu jest teraz zbyt niebezpiecznie.

Tulla zrobiła obrażoną minkę, ale posłusznie wróciła do samochodu. Dzięki ci, tato, pomyślała Liv. Ona sama dałaby wszystko za to, by móc tu jeszcze zostać, ale wiedziała, że i tak rodzice się nie zgodzą, więc nawet nie zamierzała prosić.

Ludzie zaczynali się rozchodzić. Liv rozumiała, że nadszedł koniec jej wspaniałej górskiej przygody w towarzystwie Jo. Żeby odsunąć niebezpieczny moment rozstania, pożegnała się najpierw z chłopcami i z sympatycznym koniem, z którym zdążyła się zaprzyjaźnić. W końcu został już tylko Jo.

Spojrzała w jego fascynującą twarz i poczuła, że ma w sercu głęboką ranę. Najchętniej rzuciłaby mu się w ramiona i tak już została. Ale ze względu na Jo opanowała się.

– Jo – szepnęła. – Nie mogę nic powiedzieć, bo się zaraz rozpłaczę. Ale weź tę kartkę i przeczytaj ją, kiedy wyjadę.

W pośpiechu już wcześniej napisała na kartce kilka słów.

Jo, pozwoliłeś mi poznać świat, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Świat przyjaźni i ciepła, poczucia wspólnoty z drugim człowiekiem. Teraz jakaś część mnie umrze, ale myśl, że ty jesteś i chodzisz po ziemi, będzie mnie przepełniać radością, kiedy zostanę sama. Kiedyś w przyszłości napiszę o tobie książkę.

Wsunęła mu liścik do ręki i pobiegła do samochodu. Jak to dobrze, że mogła mu choćby w ten sposób wyjawić, co czuje. Nie odważyła się napisać, że go kocha, ale miała nadzieję, że sam się domyśli, ile dla niej znaczy i czym jest konieczność rozstania.

Widziała przez okno samochodu, że Jo czyta list marszcząc brwi, i uśmiechnęła się. Wiedziała, że jej pismo niełatwo jest odczytać.

Potem Jo spojrzał w jej stronę z dziwnym wyrazem twarzy i ostatnie, co zobaczyła z samochodu, to jego uniesiona na pożegnanie dłoń. Twarz miał bardzo poważną, jakby go to rozstanie głęboko zasmucało. Ale ponieważ Tulla machała obu rękami jak szalona, Liv nie była pewna, z kim tak naprawdę żegna się Jo.

– Fantastyczny! – powtarzała Tulla, kiedy znalazły się już na drodze. – Myślisz, że on przyjdzie na zabawę do szkoły?

– Nie przyjdzie – odparła Liv.

Czuła się tak, jakby w sercu miała czarną, wymarłą pustkę.

– To chyba ty go wystraszyłaś – powiedziała Tulla. – Ale ja się nie martwię, zaprosiłam Finna i poprosiłam, by przyprowadził ze sobą obu swoich współpracowników. Chociaż on nie jest pewien, czy skończą te pomiary na czas. Powiedziałam też Jo, że mam nadzieję spotkać go na zabawie. Myślę, że to go przekonało.

Liv nie odpowiadała. Chciałaby nie siedzieć w tym samochodzie i nie słuchać paplania Tulli na temat Jo. Wynikało z tego, że kompletnie stracił dla Tulli głowę, chociaż znali się przecież co najwyżej godzinę.

Próbowała wyglądać przez okno, ale górska przyroda przypominała jej boleśnie o wszystkim, co niedawno przeżyła z Jo…

Tulla rzekła z wyrzutem:

– Dlaczego nie mówiłaś, że to on będzie prowadził ekspedycję do Månedalen? Chętnie bym się z wami wybrała…

– Ja mówiłam, że to on – mruknęła Liv. – Ale mnie nie słuchałaś, a poza tym nie miałam prawa nikogo zabierać.

Tulla skrzywiła się gniewnie, że to nie ona uczestniczyła w tej fantastycznej wycieczce w góry razem z Jo. Że to nie ona nocowała w szałasie z gałęzi, że nie ją uratował… O ileż bardziej interesujące byłoby też dla Jo iść z Tullą, a nie z tą dziecinną Liv. Tulla roztoczyłaby przed nim cały swój czar i wdzięk, pozwoliłaby mu przenosić się przez potoki i strumienie, zaglądałaby uwodzicielsko w oczy, robiła tajemnicze miny.

Krótko mówiąc: robiłaby to wszystko, czego Jo u dziewcząt nie lubił najbardziej. Ale o tym ona nie wiedziała.

Wiedziała tylko, że spotkała mężczyznę, który nie uległ jej od pierwszego wejrzenia, nie reagował na sygnały, które przekazywała mu spojrzeniem, brzmieniem głosu. I to niebywale pobudzało jej zainteresowanie. Po raz pierwszy w życiu napotkała opór. Ale ona ten opór przełamie! To dopiero będzie prawdziwy triumf podbić tego młodego człowieka!

Liv skuliła się w swoim kącie. Chciałaby wyjść na drogę i iść. Po prostu iść, jak długo nogi zechcą ją nieść. Chciałaby płakać z tęsknoty i żalu, ale, niestety, musiała bardzo starannie ukrywać uczucia.

– No rzeczywiście, ten pan Barheim czyni bardzo przyjemne wrażenie – stwierdziła mama. – Jesteś pewna, Liv, że nie sprawiałaś mu kłopotu?

– A czy Liv kiedy nie sprawia kłopotu? – zapytała Tulla.

– Z początku istotnie uważał, że przeszkadzam, ale potem bardzo się zaprzyjaźniliśmy – powiedziała Liv spokojnie. – On jest taki…

Głos jej się załamał i znowu spojrzała w okno.

– Wyglądasz na bardzo zmęczoną – zauważyła mama, przyglądając się jej w lusterku samochodowym. – Myślę, że powinnaś spróbować zasnąć.

Liv przyjęła propozycję z wdzięcznością. Skuliła się na siedzeniu i pozwoliła, by dotkliwy ból utonął w pokrzepiającym śnie.

Загрузка...