22

Pamiętam, że podczas wycieczki do Włoch widziałem gobeliny, które zdawały się zmieniać perspektywę w zależności od miejsca, z jakiego się je oglądało. Jeśli przesunąłeś się w prawo, stół zdawał się ustawiony frontem w prawo. Jeśli ruszyłeś się w lewo, stół podążał za tobą.

Gubernator Dave Markie był ucieleśnieniem tego efektu. Kiedy wszedł do jakiegoś pomieszczenia, każdy z obecnych miał wrażenie, że przybyły spogląda właśnie na niego. Za młodu widziałem, jak zaliczał dziesiątki dziewczyn i bynajmniej nie dzięki swej urodzie, lecz ponieważ okazywał im tak żywe zainteresowanie. Jego spojrzenie miało jakąś hipnotyczną moc. Pamiętam, jak pewna znajoma lesbijka z Rutgers powiedziała: „Kiedy Dave Markie tak na ciebie patrzy, do licha, na tę jedną noc przeszłabym do przeciwnej drużyny".

Wniósł tę umiejętność do mojego biura. Jocelyn Durels, moja sekretarka, chichotała nerwowo. Loren Muse się zarumieniła. Nawet prokurator stanowy Joan Thurston miała na ustach uśmiech, który mówił mi, jak wyglądała po swoim pierwszym pocałunku w siódmej klasie.

Większość ludzi powiedziałaby, że to magia stanowiska. Ja jednak znałem Dave'a, zanim je objął. Jego urząd tylko wzmocnił, a nie stworzył ten efekt.

Powitaliśmy się mocnym uściskiem. Zauważyłem, że ostatnio faceci często to robią – obejmują się na powitanie. Podobało mi się to, ten prawdziwie ludzki kontakt. Nie mam wielu prawdziwych przyjaciół, dlatego ci, których mam, są dla mnie ogromnie ważni. Są starannie dobrani i kocham ich wszystkich.

– Nie chcemy tu tylu osób – szepnął mi do ucha.

Odsunęliśmy się od siebie. Uśmiechał się, ale zrozumiałem wiadomość. Odprawiłem moje panie. Joan Thurston została. Znałem ją bardzo dobrze. Biuro prokuratora stanowego znajdowało się niedaleko. Staraliśmy się współpracować i pomagać sobie wzajemnie. Zakresy naszego działania pokrywały się – Essex County ma wysoką przestępczość – ale ją interesowały tylko duże sprawy. Obecnie to głównie terroryzm i korupcja. Kiedy jej biuro natrafiało na inne przestępstwa, przekazywało je nam.

Gdy tylko za Jocelyn i Muse zamknęły się drzwi, z twarzy Dave'a znikł uśmiech. Usiedliśmy przy stole konferencyjnym. Ja po jednej. Oni po drugiej.

– Źle? – Zapytałem.

– Bardzo.

Wyciągnąłem ręce i palcami dałem im znak, żeby zaczynali. Dave spojrzał na Joan Thurston. Odkaszlnęła.

– Kiedy tu siedzimy, moi detektywi wchodzą do biura instytucji zwanej JaneCare. Mają nakaz. Zabierzemy księgi i pliki. Miałam nadzieję zrobić to po cichu, ale media już o tym wiedziały.

Puls mi przyspieszył.

– To jakieś bzdury.

Nie odezwali się.

– To Jenrette. Wywiera na mnie presję, żebym odpuścił jego synowi.

– Wiemy – rzekł Dave.

– I co?

Spojrzał na Thurston.

– To nie sprawia, że zarzuty są nieprawdziwe.

– O czym, do diabła, mówisz?

– Detektywi Jenrette'a dostali się tam, gdzie my nie moglibyśmy się dostać. Znaleźli nieprawidłowości. Zawiadomili o nich jednego z moich najlepszych ludzi. Ten szukał dalej. Próbowaliśmy robić to po cichu. Wiemy, jak takie zarzuty mogą wpłynąć na działalność organizacji charytatywnej.

Nie podobał mi się kierunek, w jakim zmierzała ta rozmowa.

– Znaleźliście coś?

– Twój szwagier podbierał pieniądze z kasy.

– Bob? Niemożliwe.

– Wziął co najmniej sto tysięcy.

– Na co?

Wręczyła mi dwie kartki papieru. Przebiegłem po nich wzrokiem.

– Twój szwagier buduje sobie basen, prawda?

Nie odpowiedziałem.

– Firma Marston Pools dostała pięćdziesiąt tysięcy w kilku ratach za usługi, które tu zostały zaksięgowane jako koszty rozbudowy. Czy budynek JaneCare został rozbudowany?

Nie odpowiedziałem.

– Kolejne trzydzieści tysięcy dostała firma Barry's Landscaping. Ten wydatek jest zaksięgowany jako upiększenie terenu.

Nasze biuro zajmuje połowę bliźniaka w centrum Newark. Nie planowaliśmy żadnej rozbudowy ani upiększania terenu. Nie potrzebujemy więcej przestrzeni. Koncentrujemy się na zdobywaniu funduszy na kuracje i leki. To nasz główny cel. Widziałem zbyt wiele nadużyć w fundacjach charytatywnych, w których koszty zbierania funduszów znacznie przekraczają sumy oddawane na zbożne cele. Rozmawiałem o tym z Bobem. Podzielał moje poglądy.

Zrobiło mi się niedobrze.

– Nie możemy robić wyjątków – powiedział Dave. – Wiesz.

– Wiem – odparłem.

– Nawet gdybyśmy chcieli wyciszyć tę sprawę ze względu na naszą przyjaźń, nie moglibyśmy tego zrobić. Ktoś zawiadomił już o tym media. Joan zaraz będzie miała konferencję prasową.

– Zamierzacie go aresztować?

– Tak.

– Kiedy?

Spojrzała na Dave'a.

– Już został zatrzymany. Zgarnęliśmy go godzinę temu.

Pomyślałem o Grecie. I o Madison. Bob okradał fundację charytatywną mojej żony, żeby zbudować sobie cholerny basen.

– Oszczędziliście mu wstydu widowiskowego aresztowania?

– Nie. Za jakieś dziesięć minut postawią mu zarzuty. Przyszedłem tu jako przyjaciel, ale obaj uzgodniliśmy, że będziemy zwalczali takie nadużycia. Nie mogę robić wyjątków.

Kiwnąłem głową. Uzgodniliśmy. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Dave wstał. Joan Thurston również.

– Załatw mu dobrego obrońcę, Cope. Myślę, że to będzie paskudna sprawa.


♦ ♦ ♦

Włączyłem telewizor i obejrzałem aresztowanie Boba. Nie, nie pokazano tego na żywo w CNN czy Fox, ale w News 12 z New Jersey, naszym lokalnym całodobowym kanale informacyjnym. Była to transmisja. Zdjęcia będą we wszystkich dużych gazetach, takich jak „Star-Ledger" i „Bergen Records". Może pokażą coś w lokalnych wiadomościach głównych stacji telewizyjnych, chociaż raczej w to wątpiłem.

Reportaż trwał kilka sekund. Bob był skuty. Nie pochylił głowy. Jak wielu innych, wyglądał na oszołomionego i dziecinnie zdziwionego. Było mi niedobrze. Zadzwoniłem do Grety na telefon domowy i komórkę. Nie odebrała. Zostawiłem wiadomość na obu automatycznych sekretarkach.

Muse siedziała przez cały ten czas w moim gabinecie. Kiedy telewizja zajęła się czymś innym, powiedziała:

– Parszywa sprawa.

– Tak.

– Powinieneś poprosić Flaira, żeby go reprezentował.

– Konflikt interesów.

– Dlaczego? Z powodu obecnej sprawy?

– Tak.

– Nie widzę związku. Nie są ze sobą powiązane.

– To ojciec jego klienta, E.J. Jenrette, rozpoczął to śledztwo.

– Ach tak. – Usiadła. – Niech to szlag.

Nic nie powiedziałem.

– Jesteś w nastroju, by pogadać o Gilu Perezie i twojej siostrze?

– Jestem.

– Wszystkie ślady krwi były z grupy 0. Taką mieli oboje zaginieni. Mają cztery osoby na dziesięć, więc to nic niezwykłego. W tamtych czasach nie badano DNA, więc nie ma pewności. Sprawdziłam. Nawet gdybyśmy naciskali, badania DNA potrwają minimum trzy tygodnie. Zapewne dłużej.

Słuchałem tylko jednym uchem. Wciąż stawał mi przed oczami Bob, jego twarz podczas zatrzymania. Myślałem o Grecie, słodkiej, miłej Grecie, o tym, że będzie załamana. Myślałem o mojej żonie, mojej Jane, że fundacja jej imienia będzie obiektem krytyki. Założyłem ją, aby uczcić pamięć mojej żony, którą zawiodłem za życia. Teraz zawiodłem ponownie.

– Ponadto w przypadku prób DNA potrzebny jest materiał porównawczy. Krew twojej siostry moglibyśmy porównać z twoją, ale ktoś z rodziny Pereza też musiałby współdziałać.

– Co jeszcze?

– Tak naprawdę nie musisz badać DNA Pereza.

– Dlaczego?

– Farrell Lynch skończył go postarzać.

Wręczyła mi dwa zdjęcia. Na pierwszym był Manolo Santiago sfotografowany w kostnicy. Drugie ukazywało komputerowo postarzonego Gila Pereza z fotografii, którą jej dałem.

Były prawie identyczne.

– O rany – mruknąłem.

– Mam dla ciebie adres rodziców Pereza.

Podała mi kartkę. Spojrzałem. Mieszkali w Park Ridge. Niecałą godzinę jazdy stąd.

– Zamierzasz się z nimi spotkać? – Zapytała Muse.

– Tak.

– Mam pojechać z tobą?

Pokręciłem głową. Lucy uparła się, że do mnie dołączy. To wystarczy.

– Ponadto mam pewien pomysł – dodała Muse.

– Jaki?

– Metody odnajdywania zakopanych ciał są teraz znacznie lepsze niż przed dwudziestoma laty. Pamiętasz Andrew Barretta?

– Tego faceta z laboratorium John Jay? Gaduła i dziwak.

– I geniusz. Tak, to on. W każdym razie jest chyba najlepszym ekspertem od obsługi GPR-u * w kraju. Praktycznie to on go wynalazł i twierdzi, że w krótkim czasie może przeszukać duży obszar.

– Ten obszar jest zbyt duży.

– Mimo to moglibyśmy spróbować, no nie? Posłuchaj, Barrett aż się pali, żeby wypróbować swoje dziecię. Mówi, że potrzeba mu trochę pracy w terenie.

– Już z nim rozmawiałaś?

– Pewnie, dlaczego nie?

Wzruszyłem ramionami.

– To ty tu jesteś inspektorem dochodzeniowym.

Spojrzałem na ekran. Znów pokazywali zatrzymanie Boba. Tym razem wyglądał jeszcze żałośniej. Zacisnąłem pięści.

– Cope? Spojrzałem na nią.

– Musimy iść na salę – przypomniała.

Kiwnąłem głową i podniosłem się bez słowa. Otworzyła drzwi. Kilka minut później zauważyłem w holu E.J. Jenrette'a. Specjalnie stanął mi na drodze. Szczerzył zęby w uśmiechu.

Muse przystanęła i próbowała mnie odciągnąć.

– Skręćmy w lewo. Możemy przejść przez…

– Nie.

Poszedłem prosto. Byłem wściekły. Muse szybko mnie dogoniła. E.J. Jenrette stał i czekał, patrząc, jak nadchodzę. Muse położyła dłoń na moim ramieniu.

– Cope…

Nie zwolniłem kroku.

– W porządku.

E.J. wciąż się uśmiechał. Spojrzałem mu w oczy. Nie zszedł mi z drogi. Podszedłem i zatrzymałem się przed nim, tak że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Ten idiota wciąż szczerzył zęby.

– Ostrzegałem cię – powiedział.

Odpowiedziałem takim samym uśmiechem i nachyliłem się jeszcze bliżej.

– Wieść już się rozeszła – powiedziałem.

– Co?

– Każdy więzień, którego obsłuży Mały Edward, może liczyć na szczególnie łagodne traktowanie. Twój chłopak będzie dziwką na swoim oddziale.

Odszedłem, nie czekając na jego reakcję. Muse potruchtała za mną.

– To było klasa – powiedziała.

Szedłem dalej. Oczywiście to była pusta groźba – synowie nie mogą odpowiadać za grzechy swoich ojców – lecz nie zaszkodzi, jeśli E.J. będzie miał tę wizję przed oczami, składając wieczorem głowę na poduszce z gęsiego puchu.

Muse wysunęła się przede mnie.

– Musisz ochłonąć, Cope.

– Zapomniałem, Muse – jesteś moim inspektorem czy psychologiem?

Uniosła dłonie, poddając się, i dała mi spokój. Usiadłem przy moim stoliku i czekałem na sędziego.

Co, do diabła, wyobrażał sobie Bob?

Bywają takie dni, gdy w sali sądowej szaleje burza, która niczego nie zmienia. To był jeden z nich. Flair i Mort wiedzieli, że mają poważne kłopoty. Chcieli wykluczyć tę pornograficzną płytę DVD jako dowód, którego nie przedstawiliśmy im wcześniej. Próbowali unieważnić proces. Usiłowali utopić sprawę w powodzi faktów, opinii i papierków. Najwidoczniej ich praktykanci i aplikanci nie zmrużyli oka przez całą noc.

Sędzia Pierce słuchał, marszcząc krzaczaste brwi. Gładził ręką podbródek i wyglądał bardzo… Hm… Dostojnie. Nie wygłaszał żadnych komentarzy. Używał takich wyrażeń, jak „należy wziąć pod uwagę". Nie martwiłem się. Nie mieli żadnych argumentów. Jednak powoli zaczął mnie drążyć robak wątpliwości. Chcieli się do mnie dobrać. Chcieli tego bardzo.

Czy nie mogli spróbować tego samego z sędzią?

Obserwowałem jego twarz. Niczego nie dało się z niej wyczytać. Patrzyłem mu w oczy, szukając wiele mówiących oznak nieprzespanej nocy. Nie znalazłem, co jednak o niczym nie świadczyło.

Skończyliśmy koło trzeciej po południu. Wróciłem do biura i odsłuchałem wiadomości. Nie było żadnej wieści od Grety. Znów do niej zadzwoniłem. Wciąż nie odbierała. Spróbowałem zadzwonić na komórkę Boba. Też nic. Zostawiłem wiadomość.

Spojrzałem na te dwie fotografie – postarzonego Gila Pereza i martwego Manola Santiaga. Potem zadzwoniłem do Lucy. Odebrała po pierwszym sygnale.

– Cześć – powiedziała.

I w przeciwieństwie do poprzedniego wieczoru, w jej głosie usłyszałem ożywienie. Czas znów się cofnął.

– Cześć.

Zapadła dziwna, niemal radosna cisza.

– Mam adres państwa Perezów – powiedziałem. – Chcę jeszcze raz z nimi porozmawiać.

– Kiedy?

– Teraz. Mieszkają niedaleko ciebie. Zabiorę cię po drodze.

– Będę czekała.

Загрузка...