4

Wtorek, 8 października,

wczesny wieczór, 13°C,

niebo częściowo zachmurzone


Nie, Lauren, Ethan na mnie czeka. Naprawdę nic mi się nie stanie. Kevin umówił mnie na jutro rano z kimś, kto będzie mnie ochraniał, póki to wszystko się nie… ułoży. – Emma uśmiechnęła się.

Lauren zatrzymała auto koło przystanku autobusowego przy końcu Mail.

– Jesteś pewna?

– Posłuchaj. Mam przejść tylko pół przecznicy. Nie martw się tak o mnie. Widziały stąd gmach Citizens National Bank. Był to największy budynek w okolicy i najciekawszy pod względem architektonicznym.

– Może jednak poczekam, aż wejdziesz do środka – zaproponowała Lauren. Była niespokojna. – Przypomnij sobie, co się stało, kiedy na chwilę spuściłam cię z oka.

– Lauren, nie ma takiej potrzeby.

– Jednak zaczekam. Najwyżej uznasz mnie za wariatkę. Mam młodsze rodzeństwo i martwię się z nawyku. Zadzwoń, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała. Czegokolwiek. Obiecujesz?

Emma zapewniła Lauren, że zadzwoni, a potem powiedziała:

– Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jesteś cudowna. – Ściągnęła czapkę na czoło, włożyła ciemne okulary, jeszcze raz się uśmiechnęła i wysiadła z samochodu. Pomaszerowała ceglanym chodnikiem.

Lauren czekała. Wreszcie zobaczyła, że Emma podnosi dolną część okna we frontowym pokoju Ethana, wychyla się i macha jej. Lauren po raz nie wiadomo który pomyślała, że Emma wygląda jak księżniczka.


Ethan siedział na wysokim stołku przed dwudziestocalowym monitorem. Jego ręce fruwały po klawiaturze. Pisał z głowy i wyglądał tak, jakby dyktował mu to sam Bóg. Na głowie miał słuchawki i mikrofon – rozmawiał przez telefon. Nie przerywając rozmowy, okręcił się na stołku i z roztargnieniem pokiwał Emmie ręką.

Podeszła do niego i przytulią się. Uwielbiała jego gładką skórę i maniery, jego bawełniane ubrania i kontakt, jaki miał ze swoimi maszynami. Ethan, tak samo jak jej ojciec, traktował pracę bardzo poważnie. Była zazdrosna, ale szanowała to. Nauczyła ją tego matka. Ethan jednak zanadto ją pociągał. Zdawała sobie sprawę, że powinna trochę zwolnić i lepiej to wszystko zrozumieć.

Jutro, pomyślała. Jutro się nad tym zastanowię.

Pocałowała Ethana w ucho, delikatnie przesuwając językiem po wnętrzu.

Ethan odsunął się i wskazał słuchawki. Przypomniał jej, że rozmawia przez telefon, chociaż sam nic nie mówił, tylko słuchał.

Przyglądając się jego twarzy, Emma doszła do wniosku, że mimo iż absorbuje go coś innego, nie jest zupełnie niezainteresowany jej pocałunkami. Jej pewność siebie trochę wzrosła. Przyciągnęła wysoki stołek do innego komputera. Dotknęła myszki, żeby usunąć wygaszacz ekranu. Natychmiast pojawił się długi ciąg bezsensownych liczb, liter i symboli w porządnych białych kolumnach na czarnym tle.

– Emmo, nie ruszaj tego! – Drgnęła, wystraszona jego okrzykiem. Ethan chyba zorientował się, że zareagował za ostro, bo dodał: – Proszę.

Zaczął coś mówić do malutkiego mikrofonu przy ustach w egzotycznym, śpiewnym języku swojego dzieciństwa. Emma domyśliła się, że rozmawia z kimś z Hawajów.

Gdy po raz pierwszy była przy rozmowie z przyjacielem z Hawajów, spytała, w jakim języku mówi. Wyjaśnił jej, że to język powstały z połączenia hawajskiego, angielskiego i języków azjatyckich, z domieszką wyspiarskiego slangu.

Emma od czasu do czasu wyławiała angielskie słowa, ale rozmowy nie rozumiała. Przypuszczała, że Ethan rozmawia z którymś ze swoich braci, bo często powtarzało się słowo bro.

Ethan bez zahamowań mówił tylko o dwóch rzeczach: o swojej pracy i o swojej rodzinie. Miał dwóch braci i dwie siostry. Nadal mieszkali na wyspach. Jego matka prowadziła sklep z ubraniami w Honolulu. Ojciec zmarł na udar, gdy Ethan, najmłodsze z dzieci, był w szkole średniej. Ta śmierć zapoczątkowała serię nieszczęść, które dotknęły jego rodzinę, a Ethan czuł, że jeszcze nie nadszedł ich kres.

Zanim przyjechał na kontynent, żeby studiować na UCLA, jego najstarszy brat stracił nogę powyżej kolana i rękę poniżej łokcia w wypadku na polu trzciny cukrowej, a jedna z jego sióstr malutkie dziecko. Drugiej usunięto macicę po krwotoku spowodowanym aborcją.

Trudności, jakie miał jego brat z przyzwyczajeniem się do protez, sprawiły, że Ethan zainteresował się medycyną, chociaż nie myślał o tym, gdy opuszczał Hawaje, żeby zacząć studia na wydziale informatyki na Uniwersytecie Kalifornijskim. Wkrótce więcej czasu spędzał z konstruktorami urządzeń medycznych niż na własnym wydziale. Po dwóch latach na UCLA przeniósł się do CalTech i zaczął myśleć o oprogramowaniu i sprzęcie potrzebnym do konstrukcji protez. Takie były początki BiModalu.

Ethan Han nie widział powodu, by protezy nie mogłyby być tak zaprogramowane, żeby „czuć” to, co ludzka skóra.

Mechanizm odczuć zmysłowych nie jest specjalnie skomplikowany. Czujniki w skórze wykrywają ciepło, nacisk i światło i zamieniając te wrażenia w impulsy elektryczne, które biegną do mózgu, gdzie są przetwarzane i rozszyfrowywane. Ethan przypuszczał, że te naturalne czujniki można zastąpić czujnikami elektronicznymi. Miał teraz tylko jeden cel: zaprojektować protezę ręki i nogi, która pozwoliłaby jego starszemu bratu czuć ciepło, zimno, nacisk i ruch.

W czasie gdy zaczął nad tym pracować, dokonał się znaczny postęp w technice wytwarzania baterii, dzięki czemu elektroniczne protezy zostały znacznie ulepszone. Ethan przypuszczał, że teraz trzeba już tylko zminiaturyzować elektroniczne czujniki i zaprojektować sprzęt komputerowy oraz oprogramowanie potrzebne do interpretowania sygnałów i przekazywania ich do mózgu. Gdyby mógł połączyć tę nową technologię z postępami, jakie w dziedzinie elektroniki czynili codziennie naukowcy, powstałaby nowa generacja „czujących” protez.

W wieku dwudziestu czterech lat Ethan Han podarował swojemu bratu pierwsze protezy ręki i nogi, które reagowały na zmiany temperatury.

I tak narodził się BiModal.


Emma odeszła od klawiatury, której zabroniono jej dotykać, i poszła wzdłuż rzędu blatów, aż wreszcie zatrzymała się przy macintoshu. Włączyła go, kilka razy kliknęła myszką, żeby wybrać edytor tekstów i napisała: „Chyba pójdę się wykąpać”. Ożyła drukarka stojąca blisko Ethana. Zanim do niej podeszła, tekst był już wydrukowany.

Wyciągnęła kartkę, położyła ją ostrożnie na klawiaturze przed Ethanem, znów pocałowała go w ucho, tym razem bez wsuwania języka, i poszła w stronę drzwi. Miała nadzieję, że patrzy za nią, ale się nie odwróciła. Zdjęła przez głowę bluzkę, sięgnęła na plecy, rozpięła stanik i pozwoliła ramiączkom opaść. Gdy przechodziła przez drzwi, stanik kołysał się jej na palcu.

Chociaż lubiła rolę kusicielki, dawno już się w to nie bawiła. Nie miała ochoty. Nigdy nie rozumiała, dlaczego uwielbienie tłumów było dla jej narzeczonego Pica takim afrodyzjakiem. Dla niej perwersyjne zainteresowanie obcych jej sprawami było jak nowokaina otępiająca zmysły.

Ale dziś czuła się żywa. Zastanawiała się, czy podziałała tak na nią powściągliwość Ethana. Doszła do wniosku, że to nieważne.


Dziwne, stwierdziła, wyłączając suszarkę do włosów, którą znalazła w łazience Ethana. W mieszkaniu rozbrzmiewała muzyka klasyczna, a nie to, co słyszała, gdy bywała tu wcześniej. Kiedyś Ethan powiedział jej, że gdy jest sam, najchętniej słucha bluesa.

Nie ubierając się, umyła zęby szczoteczką, którą nosiła w torebce, podkreśliła kredką oczy i nałożyła lekką warstwę cieni. Bardzo starannie umalowała usta. Kolejne tematy symfonii działały na nią pobudzająco. Po raz pierwszy od rana zapomniała o przerażających wydarzeniach w garażu.

Zdjęła z wieszaka na drzwiach szlafrok w kratę i przytuliła do twarzy. Pachniał Ethanem, jego skórą po dniu spędzonym na słońcu, świeżym męskim potem. Włożyła szlafrok i poszła się dowiedzieć, gdzie będą jedli kolację.


Na ekranach tańczyły wzory wygaszaczy, rzucając delikatną poświatę na ściany. Ethana w laboratorium nie było. Emma zajrzała do małej kuchni i do sypialni. Pusto. Tam też go nie było. Muzyka dochodziła z frontowego pokoju, ale światło się tam nie paliło.

Zawołała Ethana. Jej głos załamał się jak u chłopca podczas mutacji. Słysząc to, zrozumiała, że zaczyna się bać. W duchu przeklęła strach, jaki Nelson Newell zasiał w jej sercu dwiema kulami wystrzelonymi na lotnisku. Przedtem, zanim jej ojciec został zamordowany, właściwie nie bała się niczego.

– Ethan, jesteś tu?

Podeszła do miejsca, gdzie przedtem siedział, w nadziei, że zostawił jej wiadomość. Nic. Przebiegła wzdłuż blatu, klikając każdą myszką, żeby wyłączyć wygaszacze. Wiadomość mogła być na którymś z ekranów. Ale pojawiły się tylko niezrozumiałe kody.

– Ethan!

Bała się coraz bardziej i było to okropne uczucie. Uspokój się, spokojnie, napomniała się w duchu. Podniosła słuchawkę telefonu i nasłuchiwała. Sygnał był pokrzepiający jak bicie serca.

Wyszedł na chwilę. To nic takiego. Może poszedł kupić coś na kolację.

Wróciła do telefonu. Pomyślała, że zadzwoni do Kevina. Nie, nie zrobi tego. Do Lauren? Też nie.

– Ethan, gdzie jesteś?

W odpowiedzi słyszała tylko muzykę Beethovena, basy sprawiały, że podłoga drżała.

Pokój rozjaśniało tylko światło padające z ekranów. Wygaszacze nieustannie zmieniały kolory. Okna na zachodniej ścianie wychodziły na dachy sąsiednich budynków, a wschodnie na dzielnicę willową i dalej na łąki. Żeby zobaczyć ludzi, musiałaby wejść do frontowego pokoju. Wieczorem na Mail pełno było pieszych. Zdecydowała jednak, że tu, przy oknie, czuje się bezpiecznie, zaczeka, aż Ethan wróci.

Hol wydawał jej się czarnym tunelem, drzwi były zamknięte. Czy to ja je zamknęłam? Próbowała sobie przypomnieć, ale nie mogła.

– Ethan?

Mosiężna klamka łagodnie opadła pod naciskiem jej ręki. Pokój, na progu którego teraz stała, był tak szeroki jak cały budynek. Przez cienkie zaciągnięte zasłony wpadało tu tylko światło latarń z Mail. Przypomniała sobie, jak wychylała się przez okno, żeby pomachać Lauren. Wtedy zasłony nie były zaciągnięte. Szybko podeszła do okna i usiadła na szerokim parapecie. Podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła się przyglądać ludziom na chodniku. Ich obecność dodawała jej odwagi.

Nagle z tyłu usłyszała jakiś dźwięk, elektroniczne „klik”. Wzdrygnęła się. Zeskoczyła z parapetu i pobiegła w stronę tego dźwięku, bezwiednie zaciskając na szyi kołnierz szlafroka.

Po drugiej stronie pokoju, na samym krańcu perskiego dywanu Ethan Han siedział wygodnie na jednym z krzeseł. To akurat było jasno-pomarańczowe. Ethan miał wpółprzymknięte oczy, jakby drzemał. Obok stał ten sam wózek z komputerami, który Emma widziała podczas przyjęcia. Ethan założył obręcz, którą Dianę miała na szyi w czasie pokazu.

W pierwszej chwili ta scena wydała się Emmie kadrem z futurystycznego filmu. Zaraz jednak pojawiły się inne wrażenia.

Oprócz obręczy Ethan miał na sobie niewiele. Jego szczupła muskularna pierś była naga, tak samo jak nogi. Przez chwilę myślała, że w ogóle jest nagi, ale zobaczyła nylonowe slipki. Były w kolorze ciemnej miedzi i zlewały się z jego skórą.

– Ethan, dobrze się czujesz? – spytała.

Gdy Ethan się uśmiechał, kąciki jego ust właściwie się nie unosiły, tylko wargi lekko się rozciągały. Tak właśnie stało się teraz. Emma uznała, że cieszy go jej widok.

– Cś – szepnął.

– Wystraszyłeś mnie. Powinieneś był coś powiedzieć. Szukałam cię po całym domu i nigdzie nie mogłam znaleźć. – Mimo że jej niepokój prawie zupełnie znikł, czuła, jak narastają w niej inne emocje.

– Rozkoszowałem się twoim widokiem przy oknie. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Wyglądałaś uroczo.

– Dziękuję. Po co przywiozłeś te wszystkie urządzenia? Spodziewasz się gości? – Miała nadzieję, że nikt nie przyjdzie. Nie dziś. Nie miała siły spotykać się z obcymi.

Jej wzrok padł na monitor stojący na wózku. Zauważyła, że animowana postać, która przybrała kształt S pośrodku ekranu, to Ethan.

Zarówno Ethan, jak i jego rysunkowy sobowtór byli idealnie nieruchomi.

– Pracuję – oznajmił. – Gromadzę dane dźwiękowe, żeby rozbudować program.

– I dlatego słuchasz Beethovena?

– Tak.

– Twoja maszyneria zapisuje również dźwięki? Myślałam, że tylko ruchy.

– Niezupełnie dźwięki. Rejestruje pracę ścieżek nerwowych. Zapisuje mają reakcję na dźwięki.

– Ale zapamięta też twoje ruchy?

– Tak. Wszystkie moje ruchy. – Podniósł rękę i pomachał. Wygenerowana komputerowo figurka zrobiła to samo. Ethan tak bardzo ufał swoim maszynom, że nawet nie odwrócił się, żeby spojrzeć na monitor.

Emma jednak spojrzała.

– Wszystkie twoje ruchy?

Ethan zrozumiał, o co jej chodzi.

– Pewne wartości progowe pozostają poza zasięgiem – odparł. – Ale dla celów praktycznych wystarczy.

– A jeżeli będę obok ciebie naprawdę blisko, zapisze również moje ruchy?

– Nie, chyba że także miałabyś obręcz. – Popatrzył jej w oczy. – Mógłbym ci jedną dać.

– Nie, dziękuję, właśnie umyłam głowę – zażartowała i przejechała palcami po włosach. – Więc bez tego narzędzia tortur pozostaję niewidoczna dla maszyny?

– Tak byś wolała, prawda?

Emma nie zauważyła, że Ethan nie odpowiedział na jej pytanie.

– Tak. Często marzyłam, żeby stać się niewidzialna, bo na ogół czuję się tak, jakby wszyscy mi się przyglądali. – Uśmiechnęła się. – A czasami marzę również o innych rzeczach.

– Kąpałaś się? – spytał.

– Tak. Było przyjemnie. Wzięłam twoją suszarkę i pożyczyłam sobie twój szlafrok. – Dotknęła klapy kołnierza.

– Widzę.

To najpowolniejszy taniec miłosny, jaki kiedykolwiek tańczyłam, pomyślała. Napięcie w pokoju narastało. W tak erotycznym nastroju nie była, odkąd doznała szoku w chwili śmierci ojca. Nawet przy Picu.

A co z Ethanem? Co on myśli o tym tańcu? Mogła tylko zgadywać. Mimo że znali się już od kilku tygodni, nie wyczuwała jego nastrojów. Nie rozumiała ich tak samo, jak nie rozumiała kodów na jego monitorach.

Była ciekawa, czy maszyna może graficznie przedstawić jego erekcję. Jeżeli tak, chciałaby mieć kopię na kompakcie, żeby oglądać ją potem w domu na laptopie. To technologia, którą potrafiłaby zrozumieć. Uśmiechnęła się na tę myśl, poczuła dreszcz pożądania spływający po kręgosłupie aż do pośladków i złączenia ud.

– Co się stało? – spytał, widząc jej uśmiech.

– Nic – powiedziała, podchodząc do niego. Szła bezwolnie, jakby była figurką stworzoną przez komputery Ethana.

Krzesło, na którym siedział Ethan, było zrobione tylko ze stalowej ramy z pasami materiału, ale uznała, że wystarczy.

Zatrzymała się krok przed nim. Uklękła, pod kolanami poczuła miękki brzeg dywanu.

Palce lewej stopy Ethna leniwie dotykały karmazynowej przędzy. Czubkami palców lekko podniosła jego nogę. Wydało się jej, że jego stopa lewituje w jej stronę. Spojrzała na ekran. Figurka odtworzyła ten ruch. Ale siebie tam nie zobaczyła.

Boże, jestem niewidzialna! Poczuła przypływ mocy, jakąś pierwotną siłę.

Ethan miał wysokie podbicie. Całowała jego stopę tak długo, aż jej usta i jego skóra osiągnęły tę samą temperaturę. Potem pocałowała go w poduszeczki palców. Wreszcie wsunęła język między drugi i trzeci palec stopy.

I tak zastygła, czekając, aż powie, żeby przestała.

Usłyszała jakiś dźwięk – takiego dźwięku nie słyszy się w normalnej rozmowie – coś między kwileniem a jękiem.

Wzięła do ust duży palec i głaskała go językiem, jednocześnie leciutko gryząc opuszkę.

Potem zabrała się za jego drugą stopę. Z rozkoszą poddawał się jej pieszczotom, ale czuła, że nie może się doczekać, kiedy sam zacznie ją pieścić.

Podobały jej się odgłosy, jakie wydawał. Miała nadzieję, że nigdy nie ustaną. Miała też nadzieję, że komputery to zarejestrują.


Zanim zdjęła szlafrok, jego szorty spadły na podłogę. Zanim zdjęła szlafrok, zmierzch przeszedł w noc. Zanim zdjęła szlafrok, Beethoven zagrzmiał. Nigdy nie czuła się aż tak gotowa. Nigdy nie czuła się aż tak dobra we wszystkim.


Potem leżeli nadzy na pomarańczowym krześle. Cyfrowa postać Ethana wisiała nad ich głowami, jak precelek otaczała puste miejsce. Monitor o wysokiej rozdzielczości pokazywał nawet najdrobniejsze detale jego klatki piersiowej, gdy wznosiła się i opadała w przyspieszonym oddechu.

Ethan miał czarne włosy i skórę w kolorze wilgotnej ziemi. Emma była jasną blondynką, wysoką i szczupłą, dzieckiem anglosaskich protestantów od sześciu pokoleń mieszkających w Stanach.

Leżeli spokojnie, zza ich pleców dobiegał odgłos pracy komputera. Za oknem słychać odgłos ulicy. Muzyka Beethovena umilkła już jakiś czas temu.

Emma pachniała mydłem, a Ethan potem.

– Cześć – powiedziała, bo chciała z powrotem nawiązać z nim kontakt. Głos miała zachrypnięty i niski.

– Witaj.

– Było dobrze.

– Nie. Było cudownie. – Emma wyczuła, że Ethan się waha, jakby chciał starannie dobrać słowa. Pociągnął palcem po rowku między jej piersiami. Palec był mokry, więc włożył go do ust, żeby posmakować jej pot.

Mijały minuty i pokój wydawał się Emmie coraz większy i większy, okna rosły, światło stawało się bardziej intensywne, a zasłony bardziej przezroczyste. To nie było nowe uczucie. Często miała wrażenie, że świat wokół niej się zmienia. To czyniło ją bardziej bezbronną. Zaczęło się kilka dni po tym, jak jej ojciec został zamordowany.

Kiwnęła głową w kierunku wózka z komputerem, który stał za nimi.

– Jeżeli puścisz taśmę, będę mogła zobaczyć wszystko, co robiłeś, gdy się kochaliśmy, prawda?

Ethan zachichotał. Nigdy przedtem nie słyszałaby chichotał.

– Dlaczego cię to śmieszy? – spytała z lękiem.

– Chwileczkę, muszę uwolnić rękę – powiedział.

Odsunęła się, a on wyciągnął spod niej prawą rękę. Zdjął obręcz i położył ją na podłodze.

Emma spojrzała na monitor. Bladozłoty blask zastąpiły fale uderzające o brzeg. Ethan zniknął.

Z udanym niezadowoleniem zmarszczyła czoło i przejechała palcem po jego brzuchu poniżej pępka.

– Będzie mi brakowało tego małego faceta. Więc co cię tak rozbawiło?

– Ta „maszyna”, jak ją nazywasz, jest o wiele bardziej zmyślna, niż przypuszczałem. Żeby zrozumieć, na co ją stać, musisz to sobie wyobrazić w inny sposób. Jest zaprojektowana tak, żeby rejestrować różne rzeczy, nie tylko zwykły ruch. – Emma poczuła, że jego tętno przyspiesza, jakby znów go podnieciła.

– Tak?

– Nie lubię o tym mówić. Prawie nikt nie zdaje sobie sprawy, co te urządzenia potrafią. Czasami nawet ja sam nie jestem pewien, czy to wiem. To naukowa granica. Weszliśmy na dziewiczą ziemię z punktu widzenia technologii.

– Jak to sam nie wiesz? Przecież ty je wymyśliłeś.

– Obiecaj mi, że to zostanie między nami. Będziemy o tym wiedzieć tylko ty i ja. Nikt więcej, dobrze?

– Tajemnica handlowa, tak? Oczywiście. Nikomu nie powiem.

Pogłaskał ją po policzku, zatrzymując na chwilę rękę wysoko, przy skroni.

– Co byś powiedziała na to, żeby samej doświadczyć przeżyć, których doświadczył już ktoś inny? Mam na myśli to wszystko, co chciałabyś robić, ale nie robisz, bo nie masz odpowiedniego przygotowania, inteligencji, okazji, pieniędzy albo po prostu odwagi.

– Coś w rodzaju wehikułu czasu? Zabrałby mnie wszędzie tam, gdzie chciałabym być? – Pomyślała, że Ethan z niej kpi.

– Niedosłownie. Żeby z tego korzystać, nie musiałabyś opuszczać ani tego pokoju, ani naszego czasu.

– Prosiłeś mnie o zachowanie tajemnicy, prawda? – Możliwości, jakie przed nią odkrywał, były kuszące, ale czuła niepokój. – Więc ja poproszę cię o to samo. Jeżeli opowiem ci o moich marzeniach, nie powtórzysz tego nikomu? Nie usłyszę o nich za tydzień czy dwa w telewizji? – Ethan skinął głową. – Dobrze, więc oto moja mała tajemnica. Od dziecka chciałam być astronautką, poczuć, jak to jest, kiedy się nic nie waży.

– Po takim wprowadzeniu – zauważył Ethan z uśmiechem – myślałem, że to będzie coś bardziej perwersyjnego. Ale twoje marzenie jest wspaniałe. A dzięki mojemu wynalazkowi będę mógł je spełnić. Mogę dać ci to uczucie. Nie dziś czy jutro, może dopiero w przyszłym roku albo i później, ale niedługo, bardzo niedługo, zrobię z ciebie astronautkę.

– Za pomocą tej maszyny? – Popatrzyła na niewinnie wyglądający komputer.

– Tak, za pomocą tej maszyny.

– Ethan, o czym ty, na Boga, mówisz? Co ten komputer naprawdę może zrobić? Myślałam, że po prostu przekształca ruch w komputerową animację. – Podparła się na łokciu i spojrzała mu w oczy.

– Spróbuję ci to wytłumaczyć. – Podniósł z podłogi obręcz i kask. – Tutaj, w obręczy, znajdują się niezwykle czułe urządzenia rejestrujące przekazy nerwowe. Sygnały to zwykłe ładunki elektrochemiczne, które biegną wzdłuż nerwów jak po kablach. I wszystkie te sygnały przenoszące informacje do mózgu zbiegają się u wierzchołka rdzenia, w pniu mózgu. – Lekko potrząsnął obręczą. – Gdy czujniki przekażą impulsy nerwowe, komputer – poklepał procesor stojący na wózku – rozdziela sygnały, zapisuje je w formie kodu cyfrowego, dzieli na grupy i rozkodowuje, żeby je zmagazynować, a potem odtworzyć. Dzięki temu jestem w stanie zarejestrować doznania zmysłowe człowieka z taką samą dokładnością, z jaką płyta kompaktowa rejestruje dźwięki albo cyfrowa kamera obrazy.

– Pokaz, który nam urządziłeś tamtego wieczoru – spytała oszołomiona Emma – to było właśnie to?

Ethan na chwilę zamknął oczy. Nie była pewna, czy zechce jej odpowiedzieć. W końcu jednak się odezwał:

– Oprogramowanie służące do wizualizacji przekazów to tylko zabawka. Przygotowałem ten pokaz, żeby zrobić wrażenie na inwestorach. Znajdą się wprawdzie dla niego pewne zastosowania praktyczne, ale wątpię, żeby wstrząsnęło światem albo przyniosło wielkie pieniądze. To tylko drobiazg w porównaniu z całym pomysłem. Ale nie chcę, by ludzie się dowiedzieli, czym rzeczywiście się zajmuję, póki nie będę gotów.

– A kto już wie? Raoul?

– Sądząc z jego pytań, podejrzewa mnie o jakąś tajemnice, ale nie, nie wie dokładnie, o co chodzi. Oprócz mnie wie jedynie J.P., a teraz jeszcze ty. Mój brat ma tylko ogólne pojęcie o całej sprawie.

– Ale do czego jeszcze ma służyć to oprogramowanie? Rzecz jasna oprócz rozrywki, na przykład udawania, że się jest kosmonautą.

– Będzie miało miliony praktycznych zastosowań. Na razie sam widzę tylko kilka. Pomyśl o paraplegikach czy ludziach, którym amputowano kończyny, takich jak mój brat. Będą mogli doświadczyć tego, o czym bez mojego oprogramowania nie mogliby nawet marzyć. Pomyśl na przykład o pediatrach. Dziecko nie potrafi powiedzieć, co mu dolega. Jakby to ułatwiło leczenie, gdyby lekarz mógł zarejestrować objawy choroby i odegrać je, poczuć to, co czuje jego mały pacjent.

Emma próbowała to ogarnąć. Było to tak samo trudne jak złapanie chmury.

– Nie rozumiem. Czym to się różni od rzeczywistości wirtualnej?

– Te doświadczenia nie będą wirtualne, tylko realne. Nie chodzi mi o coś w rodzaju symulacji, żeby oszukać zmysł. Mówię o odtworzeniu czyjegoś faktycznego przeżycia. Moje urządzenia zarejestrują je jako konkretne zmysłowe doświadczenie, to, jak dany człowiek to odczuwa, jak jego ciało reaguje.

Ethan zauważył, że Emma nadal nic nie rozumie.

– Chciałabyś zjeść sushi, nie wychodząc z domu? Kup sobie oprogramowanie kulinarne. Na jednym dysku będziesz miała zarejestrowane smaki wszystkich potraw świata. Teraz tylko bogaci mogą sobie pozwolić na picie oryginalnego bordeaux czy burgunda. Ale niedługo będziesz je miała na dysku i będziesz mogła smakować ich, kiedy zechcesz. Będą dostępne na dysku BiModalu. Posmakujesz starych roczników ustami Roberta Parkera. Usłyszysz operę uszami Pavarottiego. Ja ci to umożliwię.

Doniosłość tego, co powiedział Ethan, uderzyła Emmę niemal fizycznie. Popatrzyła na maszynerię na wózku z taką nieufnością, jakby to była kamera, którą odkryła w swojej sypialni.

– A co właściwie zarejestrowałeś, gdy się kochaliśmy?

– Nie jestem pewien. Jeszcze nigdy nie kochałem się, mając na sobie czujniki, więc nie wiem, co jest na dysku. Wydawało mi się, że rejestruję swoją reakcję na symfonię Beethovena.

– Ale jak sądzisz, co naprawdę zarejestrowałeś?

Ethan zawahał się.

Odsunęła się od niego najdalej, jak mogła.

– Ethan, czy rejestrowałeś to, że się kochamy? Jeżeli dobrze rozumiem, możesz teraz odtwarzać nagranie w każdej chwili, gdy tylko przyjdzie ci na to ochota.

– Emma, nie wiem, co jest na dysku – powiedział Ethan i westchnął. – Ale tak, to możliwe, że udało mi się zarejestrować moje odczucia w chwili, gdy się z tobą kochałem. Słowa kluczowe to „odczucia” i „ty”. Ta technika jest bardzo osobista. Na dysku nie nagrał się seks, tylko my, kiedy się kochamy. Jeżeli udało mi się to nagrać, na dysku jest dokładnie to, co dla mnie oznacza kochanie się z tobą. Uważam, że to cudowne.

Poczuła się tak bezbronna, że aż ją zemdliło. Zerwała się na równe nogi, chwyciła szlafrok z podłogi i szybko go włożyła.

– Skasuj to! – krzyknęła. – Natychmiast! Przecież to zwykła pornografia.

– Co takiego? O co ci chodzi?

– Ethan, skasuj to cholerne nagranie! Nie życzę sobie, żeby istniało nagranie tego, jak się z kimś kocham. Przecież zaraz będzie można to wypożyczyć w Blockbusterze. Albo nawet ciągnąć z Internetu. – Rzuciła mu slipki. – Natychmiast to skasuj!

W jego oczach zobaczyła niechęć. Chciał zachować zapis.

– Emma, to nie jest nagranie tego, jak ktoś się z tobą kochał. Na dysku jestem tylko ja – powiedział.

– To nie ma znaczenia. Nie pytałeś mnie, czy zgadzam się, żebyś to nagrał. Nie zgłosiłam się na ochotnika, żeby testować nowe oprogramowanie. Chcę żebyś to skasował. Natychmiast! Teraz!

– Nie musisz podnosić głosu. Przecież cię nie oszukałem. Ty chciałaś się dziś kochać. To był twój pomysł, nie mój.

– Ethan, proszę. Nie żałuję, że się kochaliśmy. Ale powinieneś był mnie ostrzec, że będziesz to nagrywał. Postąpiłeś nieuczciwie.

– Przesadzasz. Na razie nawet nie potrafię odtworzyć większości nagranych ścieżek. Jak dotąd moim największym osiągnięciem jest rejestrowanie ruchu w przestrzeni. To te obrazki na monitorze, które widziałaś.

– Ale spodziewasz się, że wkrótce będziesz mógł odtworzyć wszystko, każdą rzecz, którą nagrałeś. – Poczuła się bezbronna, zrobiło się jej strasznie zimno. Skuliła się i objęła ramionami.

– Owszem, mam taką nadzieję.

– Kiedy? – spytała cicho.

– Nie wiem. Zostało mi jeszcze kilka problemów do rozwiązania.

– Ethan, nie traktuj mnie tak protekcjonalnie! – krzyknęła.

Odetchnął głęboko i zaczął szybko mówić:

– W porządku. Niektóre programy nie są jeszcze dopracowane. To wszystko jest bardzo skomplikowane i bez przerwy znajdujemy błędy. Im więcej ścieżek, którymi płyną impulsy zmysłowe próbuję zarejestrować, tym więcej kłopotów sprawia pamięć komputera. Dane zmysłowe zjadają nieprawdopodobnie dużo pamięci. Moi ludzie pracują nad uzyskaniem takiej kompresji danych, żeby zajmowały mniejszy obszar, ale na razie wyniki nie są zadowalające. Sensory w obręczy i kasku przegrzewają się. Wprawdzie wykorzystujmy najnowocześniejsze nadprzewodniki, ale wciąż nie udało się nam poradzić sobie z tym problemem. Właśnie dlatego rejestruję sygnały nerwowe, ale nie potrafię ich przekazać do mózgu tak, żeby można je było odtworzyć. Rozumiesz, o czym mówię?

– Tak.

– Jednak te trudności zbytnio mnie nie martwią. Nawet jeżeli mnie nie uda się znaleźć odpowiednich rozwiązań, zrobią to inni, załatwi to postęp pokrewnych nauk. Można się spodziewać, że jutro czy pojutrze znajdą się nadprzewodniki odporne na wysokie temperatury. Moim największym kłopotem jest to, że nie potrafię pozbyć się szumów w układach.

– W jakich układach? Komputerowych?

– Nie, oczywiście, że nie. Chodzi mi o szumy pochodzące z ludzkiego ciała. Nawet gdy człowiek poddany testom znajduje się w stanie spoczynku, ścieżki nerwowe, które monitorujemy, przenoszą do mózgu morze danych. Muszę znaleźć sposób, żeby zablokować te szumy, aby nie zagłuszały sygnałów, które przekazujemy do pamięci systemu. Dopóki tego nie osiągnę, najlepszymi obiektami do doświadczeń będą dla mnie, rzecz jasna, ludzie sparaliżowani od pasa albo od szyi w dół i ci, którym amputowano kończyny.

– Nie wydaje mi się, żeby te trudności były aż tak mało ważne.

– Oczywiście, że są ważne. Wierzę jednak, że uda mi się je pokonać.

– Wspaniale – mruknęła. Owinęła się ciasno szlafrokiem i podeszła do okna. Czuła się tak, jakby cały świat śledził każdy jej ruch, jakby paparazzi nie odstępował jej ani na krok.

Chciała wyjechać do Francji.

Usłyszała, jak Ethan przeciąga się, wkłada slipki i wyłącza komputery.

– Ethan, proszę, żebyś to skasował.

– O tej porze? Jestem zmęczony. Prześpij się z tym. Jeżeli chcesz, żebym skasował nagranie, zrobię to jutro.

– Nie zmienię zdania.

– Dobrze. Będzie jak zechcesz.


Kevin Quirk wybrał na ochroniarza Emmy Jamesa Morellego. Morelli zaproponował, że wpadnie po Emmę do mieszkania Ethana wpół do dziewiątej rano i zabierze ją na kawę, żeby mogli się poznać.

Gdy Emma wstała, Ethan jeszcze spał. Wzięła prysznic i zrobiła sobie herbatę.

Przez noc utwierdziła się w przekonaniu, że nagranie musi zostać skasowane. Chociaż nie rozumiała, dlaczego tak się dzieje, wiedziała, że na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy przerwą każde zajęcie, by cieszyć się jej obecnością, ludzi, którzy chętnie płacą za czasopisma, byle tylko poczytać o tym, co robiła w ciągu tygodnia, gdzie chodziła po zakupy, jaki ma samochód, jakie filmy ogląda i czy nosi kask, gdy jeździ na rolkach.

Nie wątpiła więc, że znajdą się i tacy, którzy zapłacą każdą cenę, by tylko móc skorzystać z ostatniego cudu techniki i dowiedzieć się, czym dla Ethana Hana było kochanie się z nią.

Czy to rzeczywiście mogło się nagrać i być kopiowane?

Przerażała ją świadomość, że ta technika pozwoli innym wedrzeć się głębiej w jej prywatne życie, niż udało się to dotąd mediom. Obawiała się, że Ethan nie do końca rozumie, co naprawdę stworzył.

Teraz każdy, kto zechce, będzie mógł się z nią kochać bez jej pozwolenia.

To tak, jakby technika otworzyła obcym drogę do jej łóżka: będą mogli położyć się obok niej, czuć jej usta na swoich, jej język, ciało, palce, całą ją. Każdy będzie mógł bez jej wiedzy znaleźć się wewnątrz niej.

Ta świadomość paraliżowała ją. Czyżby ukradziono jej wolę? Czy jej dusza znalazła się poza ciałem?

Starała się zobaczyć ten obraz ze wszystkich stron, żeby uczynić go rzeczywistym.

Sceptycyzm podpowiadał jej, że Ethan mógł skłamać, a jako przyszła prawniczka zaczęła się zastanawiać nad konsekwencjami wprowadzenia w życie wynalazku i jego wpływem na prywatność. Jej wzrok padł na kuchenkę mikrofalową. Zobaczyła, że jest już kwadrans po ósmej. Postanowiła obudzić Ethana.

Przed wyjściem zmusi go, żeby skasował nagranie.


Ethan wydawał się roztargniony, gdy go obudziła. Emma poczuła, że nie jest tu dziś mile widziana. Pomyślała, że może tylko udawał, że śpi, a w rzeczywistości czekał, aż ona wyjdzie, bo nie chciał z nią rozmawiać.

Chciała go objąć. Lekko dotknął jej ramienia i wymruczał, że musi iść do łazienki. Gdy wrócił, miał na sobie szlafrok, który nosiła poprzedniego wieczoru. Miała nadzieję, że pozostał na nim jej zapach.

– Ethan – powiedziała łagodnie. – Zaraz muszę wyjść. Ochroniarz, z którym mam się spotkać, przyjdzie tu po mnie za kilka minut. Ale zanim wyjdę, proszę, żebyś skasował nagranie z zeszłej nocy.

– Jesteś tego pewna? – spytał, nie patrząc jej w oczy.

– Tak.

– Jestem rozczarowany. – Uśmiechnął się figlarnie. – Myślałem, że będę mógł puszczać to sobie od czasu do czasu.

– Właśnie dlatego chcę, żebyś wszystko skasował. Nie życzę sobie, żeby mnie „sobie puszczano”. Wczorajsza noc nie była przedstawieniem. To był dar. Miłość. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek, łącznie z tobą mógł z tego korzystać bez mojej zgody. Dostałeś ode mnie dar. Tylko ja decyduję, kiedy i kogo chcę w ten sposób obdarować. Ethan, z mojego prywatnego życia i tak już prawie nic nie zostało… Proszę, skasuj to od razu, teraz. Ostatniej nocy nie można powtórzyć i tak powinno być. Przecież mamy mnóstwo czasu na tworzenie nowych wersji.

Ethan skinął głową. Niechętnie, jak jej się wydawało.

– Dobrze. Skoro tego chcesz…

Poszła za nim przez laboratorium i hol do frontowego pokoju.

Przez wielkie okna wpadało ostre poranne światło. Przywodziło na myśl plażę o świcie. W dole maszyna czyściła chodnik, napełniając powietrze nieprzyjemnym wizgiem.

Ethan zatrzymał się kilka kroków od wózka z komputerem.

– Emma, za wcześnie na takie żarty! – zawołał.

Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Szlafrok rozchylił mu się na piersi, ukazując ciemną brodawkę na miedzianej skórze. O czym on mówi?

– Co się stało? – spytała.

– Gdzie to schowałaś?

– Co schowałem? Gdzie co schowałam? – Mimo że nie wiedziała, o czym mówi Ethan, przebiegł ją dreszcz strachu.

Ethan wskazał wózek.

– Dysk optyczny. Gdzie jest bernoulli? – Poklepał puste miejsce na drugiej półce. Przypomniała sobie, że wczoraj leżał tam jakiś przedmiot w kolorze wanilii, podobny do małej płyty kompaktowej. – Gdzie on jest?

– Ethan, nie! Do diabła, co to jest bernoulli? Chcesz powiedzieć, że taśma zginęła?

– To nie taśma, tylko dysk. Nie brałaś go?

– Oczywiście, że nie. To wcale nie jest zabawne. Przecież nawet nie wiem, co to jest dysk optyczny.

– To nośnik danych. – Wskazał wózek. – Wczoraj wieczorem tu był. A teraz go nie ma.

Emma miała ochotę krzyczeć, rzucić się na Ethana z pięściami, ale tylko odwróciła się, skuliła i rozpłakała. Wreszcie jej szloch ucichł. Nie miała już siły nawet na rozpacz. Było jej niedobrze.

Czuła się zbrukana. Splugawiona.

Nie, jeszcze gorzej.

To był gwałt.

Ethan próbował ją pocieszyć.

Odepchnęła go i krzyknęła:

– A co z oprogramowaniem? Nie potrzebują go? A może to też wzięli?

– Nie. W każdym razie nie tej nocy.

– Co to znaczy „nie tej nocy”?

– Na dysku optycznym nie było oprogramowania. Ale w ciągu ostatnich miesięcy bez mojej wiedzy zrobiono trzy kopie. Specjalista od zabezpieczeń komputerowych sprawdza, jak to się mogło stać.

– Więc ten, kto ma dysk, ma również program?

– Nie możemy tego wykluczyć – przyznał. – Ale nie mają obręczy. – Usiłował jej wytłumaczyć, że nie ma się czym martwić, bo zapis na dysku jest bezużyteczny, jeżeli złodziej nie ma obręczy. Nawet zresztą gdyby ją miał, wciąż jeszcze jest wiele nierozwiązanych kwestii technicznych…

Ethan wycofał się do łazienki. Emma usiadła na swoim ulubionym miejscu, na szerokim parapecie okna we frontowym pokoju. Okno wychodziło na Mail. Patrzyła na wózek z komputerami, jakby to był przedmiot równie obrzydliwy jak pistolet, z którego zastrzelono jej ojca. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi na niższym piętrze. Pomyślała, że to James Morelli, jej ochroniarz. Przycisnęła guzik domofonu i po chwili rozległo się pukanie.

Otworzyła drzwi. Za drzwiami nie było jej nowego ochroniarza, tylko listonosz.

Zdziwiła się na jego widok. On również wyglądał na zdziwionego. Przyglądał się jej uważnie. Gdzieś już ją widział, ale nie potrafił dopasować rysów twarzy do nazwiska.

– Mam paczkę – powiedział. – Pan Han nie lubi, kiedy zostawiam jego pocztę na dole.

– Mam się gdzieś podpisać?

– Nie trzeba. – Nadal się jej przyglądał. – Zdaje się, że mieszka pani w moim rewirze – powiedział wreszcie, podając jej dużą wypchaną kopertę i gruby plik listów.

– Nie wydaje mi się – odparła spokojnie. Wiedziała, że listonosz przypomni sobie, kim jest. Przy kolacji opowie o tym żonie i oboje będą bardzo podnieceni.

Ogarniała ją coraz większa rozpacz.

Zaniosła listy do laboratorium i położyła na biurku Ethana. Jej uwagę przykuła koperta na wierzchu.

– O Boże – szepnęła. Obejrzała się, żeby sprawdzić, czy Ethan nie wyszedł z łazienki. Chwilę nasłuchiwała i wydało się jej, że słyszy szum wody.

Serce waliło jej jak młotem.

Podniosła kopertę i zważyła ją w ręku. Zwykła koperta, niezbyt ciężka. Z dwiema, może trzema kartkami w środku. To nie była korespondencja seryjna - na kopercie ręcznie wypisano adres i przyklejono znaczki.

Położyła kopertę z powrotem na stosiku. Odeszła kilka kroków. Zamknęła oczy. Brakowało jej tchu. Powiedziała sobie, że ten list nic nie znaczy.

Ale nie mogła tego tak zostawić. Wróciła do biurka i znów wzięła kopertę. Podniosła ją pod światło. Koperta była za gruba. Nie udało się jej odczytać ani słowa.

Dlaczego Ethan dostaje listy ze stowarzyszenia obrońców życia poczętego? Co może mieć z nimi wspólnego?

Wzięła głęboki oddech i spojrzała na zegarek.

– Do diabła z ochroniarzem! – powiedziała na głos.

Włożyła kopertę w środek stosu, napisała krótki liścik do Ethana i wyszła. Niedaleko jest przystanek autobusowy. Może uda jej się złapać taksówkę.

Gdy dotarła na przystanek, z telefonu komórkowego zadzwoniła do Ethana i zostawiła mu wiadomość na sekretarce:

– To ja – powiedziała. – Proszę, nie zgłaszaj tego na policję. Jeżeli przyjdzie ci do głowy, jak złodziej mógł się dostać do twojego mieszkania, daj mi znać. Skontaktuje się z tobą mój przyjaciel, prywatny detektyw. Nazywa się Kevin Quirk. Cześć.

Загрузка...