Jess, spójrz na mnie! – błagała Eve.
– Nic ci nie grozi, Jess. Już dobrze – uspokajał Luke pewnym głosem.
Stali po bokach Jess, wewnątrz mgliście oświetlonego cichego kościoła. Jess zasłaniała oczy dłońmi.
– Proszę cię, Jess, otwórz oczy. – Eve delikatnie odciągnęła dłonie Jess od jej twarzy. Powieki miała mocno zaciśnięte. – Tylko my tu jesteśmy, ty, ja i Luke.
Jess uchyliła nieco powieki, zaczerpnęła tchu i otworzyła całkiem oczy.
– Myślałam… Eve, te cienie… One miały moją matkę. – Zadygotała.
Eve żałowała, że nie miała swetra, żeby opatulić nim przyjaciółkę. Ale wieczór był ciepły i przyjemny, więc nie przyszło jej do głowy, żeby wziąć coś na wierzch. W każdym razie taki był na początku. A zresztą sweter nic by tu nie pomógł, pomyślała. Jess nie było zimno przez pogodę. Tylko w środku. Eve czuła to samo, zupełnie jakby głosy zostawiły w jej wnętrzu paskudny, lodowaty osad.
– Wcale nie. To działo się tylko w twojej głowie -powiedziała łagodnie Eve. – Tb wszystko działo się tylko w twojej głowie.
Jess rozglądała się nerwowo po kościele. W końcu, chyba uznając, że jest bezpieczna, podeszła powoli do najbliższej ławki i usiadła. Była blada i wyczerpana.
– Co się stało? – zapytał Luke. – Znowu ci kolesie? Przepraszam. Żałuję, że po was nie wyszedłem.
– Nie, cienie – odparła Eve. Słowo „cienie" w ogóle nie brzmiało groźnie. – Zupełnie jakby były żywe – usiłowała wyjaśnić. – Wyciągały po nas macki, czepiały się nas. I szeptały okropne rzeczy.
– Szeptały? – powtórzył Luke ze zdziwieniem.
– Właściwie to krzyczały, ale szeptem. Albo… Sama nie wiem. W każdym razie tak było ze mną. Cienie mówiły, ale nie słyszałam ich w taki normalny sposób. Słyszałam je w głowie, jakby przenikały do moich myśli.
Luke nie odpowiedział, ale jego mina wystarczyła, żeby Eve zaczęła się niespokojnie wiercić. Wiedziała, że to brzmiało jakby zwariowała, ale mówiła prawdę.
– Jess miała gorzej – ciągnęła. – Ja tylko słyszałam głosy, ale Jess widziała to wszystko, o czym one mówiły.
– Nie, ja nie tylko widziałam – poprawiła ją Jess. -Ja to czułam, zapach, dotyk, wszystko. Czułam zapach krwi mojej mamy.
Przez chwilę cała trójka milczała. Luke patrzył to na jedną, to na drugą dziewczynę, a jego oczy były wielkie jak spodki.
– Kawa – powiedział w końcu.
– Oo? – zapytała Eve. – Kawa dobrze nam zrobi. Przyjemny zapach. Przyjemny smak – wyjaśnił. – Mam ze sobą. Chwycił z podłogi za ławką swój plecak i wyjął duży, kraciasty termos i trzy styropianowe kubki.
– Rzeczywiście ładnie pachnie – potwierdziła Eve, kiedy Luke rozlał kawę do kubków.
– Ostatni raz widziałam kogoś z termosem chyba w czwartej klasie – stwierdziła Jess. Upiła łyk gorącej kawy i zmusiła się do uśmiechu. – Nawet fajna ta kratka, taka retro. Kojarzy mi się z krótką, uroczą spódniczką.
Eve trochę się rozluźniła. Jess wyraźnie zaczynała dochodzić do siebie.
– Właśnie dlatego go kupiłem – zakpił Luke. -Właściwie to mój tata go kupił. Prawie nigdy nie chodzi w krótkich uroczych spódniczkach.
Wszyscy się roześmiali, ale ich śmiech wchłonęła w końcu gęsta, kościelna cisza. Luke napił się kawy.
– Więc… cienie.
– Tak – jęknęła cicho Jess.
– Ale jak tylko weszłyście do kościoła, wszystko było okej. Zgadza się?
– Jeśli o mnie chodzi, to tak – odparła Eve. Przycisnęła do siebie kubek z kawą, próbując ogrzać się jego ciepłem.
– Ze mną też – przyznała Jess. – Po prostu chwilę to trwało, zanim dotarło do mnie, że już po wszystkim.
– Czyli gargulce działają – stwierdził Luke.
– Że co? – zdziwiła się Eve.
– Że co? – powtórzyła Jess.
– Gargulce – powiedział Luke, takim tonem jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Eve rozejrzała się po kościele. Roiło się w nim od gargulców. Dziesiątki tych stworów – radosnych uśmiechniętych szyderczo albo jakby warczących -patrzyło na nich z góry, jak gdyby przysłuchiwały się ich rozmowie. Na zewnątrz też było ich mnóstwo. Przypomniała sobie, że patrzyły na nią, kiedy przedzierała się przez cienie. Jess odchrząknęła.
– Nie lubię się powtarzać, ale że co?
– Gargulce mają odstraszać złe duchy – wyjaśnił Luke. – I demony. Myślałem, że wszyscy to wiedzą.
– Może wszystkie dzieci duchownych – zakpiła Eve.
Nigdy nie rozmyślała o gargulcach, choć kościół z nich słynął. Nawet turyści przyjeżdżali, żeby je oglądać. Eve nigdy nie rozumiała, co fajnego było w tych kamiennych potworach, ale jeśli odstraszały demony, to od tej pory była ich fanką. Wielką fanką.
– To ma sens. Niektóre z nich są naprawdę straszne – stwierdziła Jess. – Na przykład tamten: trzyma szkielet w pysku.
– To ciekawe, że żaden inny kościół na świecie nie ma aż tylu gargulców, co nasz – zasugerowała Eve. – To znaczy kiedyś nasze miasto nazywało się Demondene.
– To nie może być zbieg okoliczności – Zgodził się Luke.
– Myślicie, że założyciele miasta umieścili tutaj te wszystkie gargulce, bo Deepdene – Demondene -bo to miejsce działa na demony jak magnes? Z jakiegoś powodu je przyciąga? – zapytała Eve.
i Co za radosna teoria – mruknęła Jess, która z odchyloną głową nadal przyglądała się gargulcom.
– Ale prawdopodobna – uznał Luke. – Dziennik prowadzony przez poprzedniego pastora potwierdza, że demony nie pojawiły się w Deepdene teraz, tylko były już wcześniej.
– Naprawdę? Co tam jest napisane? – zaciekawiła się Eve. – Jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie słyszeliśmy o demonach?
– Mówimy o wielebnym Simonie? – zapytała Jess. – Zmarł na raka trzustki zaraz po Bożym Narodzeniu.
– Tak. Prowadził dziennik – odparł Luke.
– Wielebny Simon miał jakiś metr wzrostu – powiedziała Jess. – Niemożliwe, żeby walczył z demo-nami.
Luke wyjął z plecaka oprawiony w brązową skórę dziennik i usiadł na ławce obok Jess.
– Wielebny Simon głównie zapisywał pomysły na kazania i swoje przemyślenia o tym, jak pomóc swoim parafianom.
– O, ploteczki. Jest tam coś pikantnego? – zapytała Jess. Eve się uśmiechnęła. Jej przyjaciółka zdecydowanie czuła się lepiej.
– Później sobie poczytacie. – Luke puścił oko. Otworzył dziennik na stronie, którą zaznaczył skrawkiem papieru. – Ale najpierw to, co chciałem wam pokazać. Od tego miejsca. – Wskazał na akapit u dołu strony. Wszyscy zaczęli bezgłośnie czytać.
Czas demona
Przez cały czas, taki spędziłem w Deepdene, przygotowywałem się na to, ale teraz moja wola jest równie słaba, jak moje schorowane ciało. Zastanawiam cię, czy dożyję mrocznych czasów, o których tyle czytałem.
Im bliżej nadejścia demona, tym częściej myślę o złu panoszącym się na świecie. Wiem, że nie powinienem pogrążać się w tych myślach. Uważam, że myślenie o demonach - a właściwie lękanie się ich -jest niezdrowe. Muszę powierzyć swoje lęki Bogu. Muszę modlić się o siłę, żebym mógł bronić swojego miasta, kiedy naczelny demon znów przejdzie przez portal. Jaką powłokę przybierze tym razem?
Czy takie rzeczy są w ogóle możliwe? Czasami modlę się, żeby to był tylko dziwny sen, te zapiski ludzi, którzy już to przeżyli, w ogóle to wszystko. A czasami myślę, że może to jedynie urojenie wywołane lekami, które przyjmuję.
Ale w głębi serca znam prawią, zawsze ją znałem. Czytałem w Księdze ciemności spisanej przez jednego z moich poprzedników - księdze, którą uzupełnię – że naczelny demon zjawia się na ziemi co sto lat, przybierając dowolną ludzką postać; przybywa wraz ze swoimi sługami, aby żywić się duszami mieszkańców Deepdene. I nie ochronią przed nim ani niewinność, ani wiara.
Już wkrótce – za niecały rok, jeśli historia się powtórzy - naczelny demon zacznie karmić się duszami mieszkańców naszego miasta i rosnąć w siłę.
Wkrótce też rozpocznie się epidemia szaleństwa, bo ludzie pozbawieni duszy popadają w obłęd. Utrata duszy jest równoznaczna z utratą rozumu.
A ja mogę się jedynie modlić. Modlić się o siłę i o pojawienie się Wiedźmy z Deepdene. Jeśli historia się powtórzy i jest wiedźma, której moc obudzi się do życia w tych trudnych czasach, to będzie ona zdolna walczyć z demonami.
Może nawet ją znam. Może Wiedźma z Deepdene jest jedną z moich parafianek. Może właśnie zaczynają się ujawniać jej nadprzyrodzone moce. Chciałbym przy niej być, wspierać w tym trudnym, przerażającym czasie. Mam nadzieję, że wkrótce się ujawni – jej znakiem rozpoznawczym jest miotanie ogniem.
Jeśli umrę, mogę służyć jedynie tym. Ciągle jest nadzieja. Kościół jest stary i mocny, skrywa sekrety, które są kluczem do pokonania demona. Licho wie, że sekrety są tuż pod nosem.
– Potem znowu pisał o tym, co zwykle, na przykład, że jadł naleśniki na śniadanie. – Luke zamknął dziennik. – I o swojej chorobie – dodał smutno.
Eve spojrzała na swoje ręce, a potem odstawiła kawę i splotła palce.
– Zapytałam tatę, czy słyszał kiedyś o Wiedźmie z Deepdene – powiedziała, ciągle przyglądając się swoim dłoniom. Dłoniom, które mogły zabić demona, – Myślał, że pytam o nią, bo się dowiedziałam, że była moją prapraprababką.
– Była prapraprababką Evie! Prawda, że niesamowite? – wykrzyknęła Jess.
– Ciekawe – przyznał Luke. – To znaczy, że… -Urwał, jakby bał się dokończyć.
– że… jestem nową Wiedźmą z Deepdene – dopowiedziała za niego Eve.
i Po pr-stu… o rany – westchnęła Jess.
– Wiem – potwierdziła Eve.
– Nie, nie o to mi chodzi. Naprawdę „o rany". Całkiem odmienisz wizerunek wiedźmy! Kiedy ludzie cię zobaczą, już nikt nie będzie myślał, że wiedźmy mają włochate brodawki, noszą czarne kapelusze i okropne bezkształtne szmaty!
Eve opuściła ręce i się roześmiała. Naprawdę się roześmiała. Luke też się śmiał. I Jess. Ale nie trwało to długo. Ostatnie wydarzenia były zbyt przerażające, żeby mogli sobie pozwolić na dłuższą chwilę zapomnienia.
– Demon już tu jest – przypomniała Eve. – Nie wiem, skąd się wziął ani o jakim portalu wspominał pastor, ale…
– Ale wszyscy wiemy, że tu jest. – Eve chyba jeszcze nigdy nie słyszała takiej powagi w głosie Jess.
Eve skinęła głową.
– I karmi się duszami. Dlatego Megan, Rose i matka Shanny są w psychiatryku. Musimy poznać te wskazówki, o których wspominał wielebny Simon…
– Rose też? – zapytał Luke.
– Tak. Dowiedziałyśmy się dziś przed południem – odparła Eve. – A teraz i Belinda mówi o demonach. Może być następna!
Luke tylko pokręcił głową,
– Nie mogę uwierzyć, że wielebny Simon wie-dział, co nam grozi – zdziwiła się Jess. – Zawsze, kiedy spotykałam go na mieście, wyglądał zupełnie nor-malnie.
– My też wiemy, co się dzieje, a wyglądamy normalnie – zauważył Luke. – Właściwie to oceniam was obie na normalnie z plusem.
Jess przewróciła oczami.
– Rety. Dzięki.
– Jak to tam dokładnie było z tymi sekretami? -zapytała Eve. Nie było czasu na żarty! Niewykluczone, że w tym momencie demon pozbawiał duszy kolejną osobę.
– Już czytam. – Luke znowu zajrzał do dziennika. – „Licho wie, że sekrety są tuż pod nosem".
Eve patrzyła to na Luke'a, to na Jess.
– Ale co to znaczy?
– Nie wiem – odpowiedział Luke. – Ale lepiej szybko się tego dowiedzmy. Bo na razie, bitwę o Deepdene wygrywają demony.