Rozdział 6

Eve po raz trzeci spojrzała na zegarek. Gdzie był Luke? Zaraz po szkole miał się z nią spotkać przed biblioteką, żeby pisać referat z historii. Było już pięć minut po „zaraz po szkole". Luke może i przejmował się problemami światowej wagi, ale chyba nie zaprzątał sobie głowy się podstawowymi zasadami dobrego wychowania. Jak punktualność.

Eve znowu zerknęła na zegarek. Duża wskazówka zrobiła kolejne okrążenie. Eve westchnęła. Zanurzyła rękę w torbie, szukając szczotki do włosów. Miała wrażenie, że włosy jej oklapły, a skoro i tak była tu uziemiona, mogła przynajmniej wykorzystać ten czas w pożyteczny sposób.

– Czekasz na kogoś?

Eve uniosła gwałtownie głowę i zobaczyła stojącego przed nią Luke'a.

– Spóźniłeś się – powiedziała. – Powinniśmy już pisać referat.

Luke spojrzał na swój zegarek.

– Minęło dopiero pięć minut od dzwonka.

– Sześć – poprawiła Eve. Spojrzenie Luke'a powędrowało do szczotki w jej ręce i Eve poczuła gorąco na policzkach.

– Uderzysz mnie tym czy jak? – zapytał, unosząc brwi.

– Nie. – Nachyliła się, spuszczając włosy do przodu, szybko je przeczesała, a potem odrzuciła do tyłu. Zwykle nie pozwalała sobie na takie zabiegi przy chłopaku, ale jeszcze gorsze byłoby ściskanie w ręce szczotki bez powodu. – Chodźmy.

– Racja. Zadbałaś o urodę, to teraz możesz poświęcić chwilę innym sprawom. – Luke pokręcił z uśmiechem głową.

Nie z uśmiechem. Z uśmieszkiem. Ironicznym uśmieszkiem. Ale ironiczne uśmieszki nie powinny występować w pakiecie z jedwabistymi blond włosami i zielonymi oczami. To nie było w porządku.

Eve czuła wzbierającą w niej złość. Czemu on zawsze musiał zachowywać się tak wyniośle?

– I kto to mówi! – zakpiła. – Przynajmniej raz w miesiącu chodzisz do fryzjera. Inaczej nic byś nie widział przez tę swoją modną długą grzywkę. Wcale nie jesteś taki tani w utrzymaniu.

– Ale stan moich włosów nie wpływa na stan mojego mózgu, jak to się dzieje w twoim przypadku – odparował Luke. – Może część twoich włosów rośnie w złym kierunku. Wrasta prosto w szarą materię.

– Z moim mózgiem wszystko w porządku! Po prostu tak się składa, że lubię ładnie wyglądać. – Buzująca w niej złość rozchodziła się po całym ciele.

Spływała do nóg, podchodziła do gardła… i wypełniała palce.

Nie! – pomyślała Eve, przerażona. Nie teraz! Nie tutaj!

Ale nie mogła nic zrobić. Z sykiem, ze wszystkich dziesięciu palców poszły iskry. Trwało to tylko sekundę, ale iskrzenie było bardzo jasne. Niemal oślepiające. Odruchowo Eve zwinęła dłonie w pięści nawet jeśli iskry zniknęły tak szybko, jak się pojawiły – i skrzyżowała ręce na piersi.

– Okej, chodźmy – powiedziała, postanawiając udawać, że nic się nie wydarzyło. Może Luke nie zauważył. Miał naprawdę długą grzywkę.

– Hm. Nie wiedziałem, że masz nadprzyrodzoną moc – zakpił Luke, ale jego oczy były większe niż zwykle.

– Po prostu się naelektryzowałam. – Eve starała się, by jej głos brzmiał swobodnie i zwyczajnie. – Od czesania.

Wiedziała, że Luke nie był głupi, ale spojrzała mu w oczy, zaklinając go w duchu, żeby to kupił.

– To musi być jakaś superszczotka – zauważył. -Skoro cały ładunek elektrostatyczny skumulowała w twoich palcach!

– No dobra. Wiedziałam, że w to nie uwierzysz -jęknęła Eve. – Słuchaj, nie wiem, co to jest. Nie chcę tego. To po prostu zaczęło się dziać, ja się o to nie prosiłam. Możesz przestać się na mnie gapić?

Odwróciła się, ciężko oddychając. Mówiła tak szybko, że nie była pewna, czy Luke cokolwiek zrozumiał.

Położył dłonie na jej ramionach i delikatnie odwrócił ją do siebie.

– Czyli… to nie pierwszy raz?

– Dalej, nazwij mnie dziwadłem! Wiem, że chcesz! – Eve czuła szczypanie w oczach. Zamrugała szybko, żeby powstrzymać napływające łzy. Nie będzie płakała przy Luke'u. Nie będzie!

– Wejdźmy do środka – powiedział Lukę, zabierając ręce z jej ramion. – Zaszyjemy się w salce konferencyjnej.

– Ale z nich mogą korzystać tylko grupy co najmniej czterosobowe. – Eve tak naprawdę wcale nie dbała o przepisy. Po prostu dobrze było pogadać o czymś normalnym.

Luke wzruszył ramionami.

– Zapytałaś mnie kiedyś, czy jestem bardzo grzecznym, czy bardzo niegrzecznym chłopcem -przypomniał jej. – Więc jestem na tyle niegrzeczny, żeby zająć salkę konferencyjną, chociaż jesteśmy tylko we dwójkę. Chodź.

Wszedł do biblioteki, nie oglądając się, żeby sprawdzić, czy szła za nim. Ale szła. Parę minut później byli już w małej sali, najbardziej odległej od pulpitu bibliotekarzy. Miała okno wychodzące na czytelnię, ale w pobliżu nie było nikogo, kto by do nich zerkał.

Eve włączyła laptopa i otworzyła nowy dokument, żeby przygotować się do robienia notatek, ale potem już tylko bezczynnie siedziała. Trochę dziwnie było tak siedzieć, sam na sam z Lukiem. On nie wyjął notatnika ani niczego innego i od kiedy tu weszli, nie odezwał się ani słowem. Po prostu jej się przypatrywał. I to wszystko. Czy myślał o tym, że była dziwadłem?

– Po pierwsze, nie uważam, że jesteś dziwadłem – powiedział, zupełnie jakby czytał jej w myślach. – Niektórzy sądzą, że wszyscy mamy zdolności parapsychiczne, wystarczy je tylko rozwinąć. A to by znaczyło, że wszyscy jesteśmy dziwadłami. A po drugie, dla mnie to super. Kto nie chciałby mieć supermocy?

Eve uniosła rękę.

– Ja.

– Czy zawsze potrafiłaś robić takie… rzeczy?

– Nie. Dopiero od niedawna.

Luke pokiwał w zamyśleniu głową. A potem wyciągnął z plecaka butelkę wody i upił łyk.

– Widzę, że olewasz też zakaz picia i jedzenia w bibliotece. Normalnie jesteś wcielonym diabłem. Może nie powinnam być tu z tobą sama – zażartowała Eve.

– To fakt. Czasami zupełnie nie mogę się powstrzymać. – Luke, dysząc i sapiąc, pił wodę, jakby nie mógł się opanować. Kiedy wypił już wszystko, westchnął. – Najgorsze jest to, że nawet mnie nie obchodzi, kogo przy okazji skrzywdzę. To znaczy pomyśl o moim tacie! Gdyby wyrzucili mnie z biblioteki za picie wody, on… mógłby stracić pracę.

Było to takie zabawne, że Eve się roześmiała. Zaskoczona zasłoniła usta dłonią. Luke'owi udało się ją rozbawić, chociaż czuła, że w każdej chwili mogło wydarzyć się coś okropnego – kolejna eksplozja iskier, zwarcie we wszystkich komputerach w bibliotece czy jeszcze coś innego.

Luke nadal się uśmiechał, ale jego oczy były poważne.

– Masz nad tym jakąś kontrolę? – zapytał. – Bo wyglądało to dość spontanicznie.

– Spontanicznie. Ładnie to ująłeś. Nie mogę nawet przejść korytarzem bez obawy, że wysadzę szkołę w powietrze.

– Masz aż tak dużą moc? – Lukę uniósł brwi.

– Nie. Przynajmniej na razie. Ale z każdym dniem wydaje mi się coraz większa. Weźmy to iskrzenie. Pojawiło się wczoraj. Miałam nadzieję, że mi się przywidziało.

– Chyba tym razem miałaś świadka. To stało się naprawdę. Więc może potrafisz jeszcze inne rzeczy, tyle że nawet o tym nie wiesz.

Eve zaczęła wymachiwać rękami przed swoją twarzą.

– Nie chcę o tym myśleć!

– Czemu? Może potrafisz robić niesamowite rzeczy. – Wyrwał kartkę ze swojego segregatora i położył na stole między nimi. – Sprawdź, czy potrafisz to przesunąć.

Eve spojrzała mu w oczy. A potem powoli wyciągnęła rękę, położyła palec na kartce i przesunęła ją po stole.

– Wow! Udało się! – wykrzyknęła. Luke przewrócił oczami.

– Wiesz, o co mi chodzi. – Przesunął kartkę z powrotem na miejsce, a potem, co za recydywista, wyciągnął z plecaka następną butelkę wody.

– Okej. Ale jeśli mi się uda, woda jest moja – powiedziała Eve.

– Przyniosłem ją dla ciebie – odparł. – Lubię korumpować innych, żeby towarzyszyli mi w moich bezeceństwach.

Może Luke miał rację. Może posiadanie supermocy wcale nie było takie złe, zwłaszcza gdyby nauczyła się ją kontrolować. Co jej szkodziło spróbować? Eve zaczerpnęła tchu.

– Dobra. Spróbuję.

Przyłożyła na chwilę pięści do czoła, a potem wypuściła powietrze i wbiła wzrok w papier. Przesuń się! – rozkazała w myślach. I nic. Czując, że się marszczy – jak tak dalej pójdzie, to wkrótce zacznie przypominać shar peia – spróbowała jeszcze raz. No dalej, przesuń się!

– Ruchy, ruchy, vite, vite, no dalej! – zawołała. I nic.

Ándale - dorzucił Luke. I ciągle nic. – Próbuj dalej.

Znowu zmarszczyła czoło i się skoncentrowała. I nic. Zamknęła oczy, wyobrażając sobie jak papier prześlizguje się po gładkim blacie. Otworzyła oczy. I nic. Wycelowała w kartkę palce i potrząsnęła nimi. Nic.

– Nie mogę! Byłoby znacznie lepiej, gdybym mogła to kontrolować. Ale to kontroluje mnie! Czy tego chcę, czy nie, po prostu się uaktywnia. Nienawidzę tego! – wybuchnęła.

W tym momencie z jej palców przeskoczyły na papier iskry i w ułamku sekundy kartka stanęła w ogniu. W ogniu!

Luke szybko zalał płomienie wodą. Zgasły z sykiem, pozostawiając na stole czarny wypalony ślad.

– O rany – westchnął.

– No – przytaknęła Eve. Nie powiedziała nic więcej. Z obawy, że zadrży jej głos. Wstrząsały nią dreszcze i nie była pewna, czy gdyby zechciała teraz wstać, toby się jej to udało. Co dalej? Spali własny dom? Okaleczy kogoś? A może sama wybuchnie?

– Sorry, wylałem całą wodę. A chyba dobrze by ci teraz zrobiła.

Eve pokiwała głową.

– No nic, zdecydowanie udowodniłaś, że potrafisz coś więcej, niż tylko ładnie wyglądać – stwierdził Luke ze wzrokiem utkwionym w wypalonym śladzie. Eve zauważyła, że jego głos nie był taki pewny jak zwykle. Może teraz się jej bał.

– Jess wymyśliła, że może być związek pomiędzy moimi emocjami a tymi wybuchami mocy. – Eve mówiła nieco wyższym głosem niż zazwyczaj, ale przynajmniej nie drżał. Uświadomiwszy sobie, że dłonie ma zaciśnięte na krawędzi stołu, zwolniła uścisk. -Przeprowadziłyśmy eksperyment, żeby potwierdzić tę teorię, ale nam nie wyszło.

– Jess może mieć rację. Naprawdę się wkurzyłaś, jak nie mogłaś przesunąć kartki. – Luke się zamyślił. – A to iskrzenie przed biblioteką? Co się wtedy stało?

– Hm, byłam trochę zła na ciebie – przyznała Eve. – Co? Czemu? – zdziwił się Luke.

Eve nie mogła powstrzymać śmiechu. On naprawdę tego nie łapał. Typowy facet.

– Bo nabijałeś się z tego, że czesałam włosy. Zawsze się ze mnie nabijasz w takich sytuacjach. I ogólnie dałeś mi do zrozumienia, że uważasz mnie za głupka.

– Wcale nie – zaprotestował Luke.

– Właśnie, że tak – upierała się. – Kiedy rozmawialiśmy, jak ma wyglądać nasz referat o Gandhim.

Otworzył usta, by po chwili je zamknąć. Powoli odgarnął włosy z twarzy, cały czas rozmyślając.

– Nie myślę, że jesteś głupia – powiedział zupełnie poważnie, prawie jak nie on.

– Okej. Dzięki.

– I chyba teraz będę bardziej uważał na to, co do ciebie mówię – dodał, a w jego głosie znów było słychać tę zwykłą, lekko kpiącą nutę.

– Powinieneś się mnie bać. Wszyscy powinni. A ja może powinnam trzymać się z dala od ludzi. Skoro i tak zostanę dziwadłem, to równie dobrze mogę być dziwadłem, które w dodatku uczy się w domu.

Luke się zaśmiał.

– Nie dojdzie do tego. Pomogę ci rozgryźć te twoje moce i jakoś je opanować. – Uśmiechnął się. – Mnie włosy nie wrastają w mózg, więc nie powinien to być dla mnie problem.

Eve prysnęła na niego wodą z kałuży na stole.

– Och, ale straszne – zażartował. Po raz pierwszy Eve była zadowolona, że Luke się nabijał. Dzięki temu było normalnie. Bo jeśli nadal mógł sobie stroić żarty, to chyba się jej nie bał? Może jednak nie była żadnym przerażającym mutantem.

– Okej, geniuszu, to jak to rozgryziemy? – zapytała.

– Jeszcze nie wiem – przyznał. – Ale nic się nie martw. Tak czy siak, rozgryziemy to na pewno.

Chciała mu wierzyć. Bardzo, naprawdę bardzo chciała mu wierzyć.

Загрузка...