Rozdział 18

Musimy uciekać! – krzyknęła Jess. Zerwała się z łóżka, przy okazji zrzucając na podłogę płyty CD.

Eve załadowała do torby wszystkie zapiski dotyczące demonów, jakie tylko wpadły jej w ręce. Zauważyła książkę o Gandhim i ją również wrzuciła do torby. Potem ona i Jess wybiegły z pokoju Luke'a. Na schodach Jess wrzasnęła tak głośno, że mogłaby obudzić zmarłego.

Luke, czyli demon, właśnie wchodził na górę!

– Nie chciałem was przestraszyć. Sorry, że tak późno wróciłem. Mimo przerażenia Eve zauważyła, że Luke – demon, poprawiła się – wyglądał na zmęczonego. Co złego robił? – Muszę wam coś powiedzieć. Chodźmy na górę.

Zachowaj spokój, pomyślała Eve. Nie zdradź się, że wiesz.

– Nie możemy teraz. Obiecałam mamie, że zaraz wrócimy, żeby pomóc jej upiec babeczki na… na imprezę w pracy – powiedziała.

Niestety, w tym samym czasie, mówiła Jess:

– Musimy wpaść do biblioteki, zanim ją zamkną. Potrzebuję książek o… uprawie marchwi.

Paplały jak najęte, jedna przez drugą. Luke zmarszczył brwi. W końcu, nie spuszczając z nich wzroku, ruszył w górę. Idzie po nas, pomyślała Eve. Wie, że się domyśliłyśmy, że jest demonem. Zaraz wyssie nam dusze!

– Naprawdę musimy lecieć! – wykrzyknęła. Rzuciła się pędem na dół, Jess za nią. Nie dbała o to, czy po drodze go potrąci. Ale on usunął się na bok, przywierając plecami do balustrady.

Eve i Jess pokonały biegiem półtorej przecznicy od domu Luke'a. Domu demona. Dopiero wtedy się zatrzymały. Eve zaryzykowała zerknięcie przez ramię.

– Nie goni nas – wydyszała. Czuła pulsowanie w swojej skręconej kostce. Ten galop niezbyt dobrze jej zrobił.

– Myślałam, że nas nie wypuści. – Jess z trudem łapała oddech.

– No, ja też. – Eve podskoczyła, czując jak coś poruszyło się na jej udzie. To był jej iPhone. Włączyła wibracje. Wyjęła telefon z torby. – SMS od Luke'a. Pyta, czemu zabrałyśmy papiery.

Jess się skrzywiła.

– Wie, że go podejrzewamy.

– Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłyśmy, żeby zabrał wszystkie rzeczy z kościoła. Można było znaleźć jakiś inny sposób na przetłumaczenie tekstów – powiedziała Eve. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. – Nic dziwnego, że chciał je zatrzymać. Chciał mieć pewność, że nie dowiemy się, jak go zniszczyć.

– Pomagał nam ich szukać, żeby je przechwycić, żeby nie trafiły w ręce żadnych przyszłych mieszkańców Deepdene – domyśliła się Jess. – Jak mogłyśmy się na to nabrać?

– Lepiej mu odpiszę. Eve wystukała odpowiedź: „Żeby poczytać".

– Co zrobimy? – zapytała Jess.

– Powinnam była go załatwić. Tam na schodach. Ale nie spodziewałam się go i spanikowałam. Myślałam tylko o ucieczce. Kiepska ze mnie wiedźma.

– Jeszcze go załatwisz – powiedziała Jess, kiedy ruszyły dalej.

– Ale teraz zrobi się podejrzliwy. I trudniej będzie go załatwić. – Albo w ogóle się nie da, dodała w myślach. Był naczelnym demonem. Na pewno był potężniejszy od swojego sługusa, którego wtedy wyeliminowała. Nie miał żadnego problemu, żeby siedzieć w kościele pełnym gargulców. Czy miała wystarczająco dużą moc, by się z nim mierzyć?

– Musimy to zrobić w pobliżu kościoła – stwierdziła Jess. – Jeśli coś pójdzie nie tak, uciekniemy do środka.

– Ale przecież Luke może wejść do kościoła. I to mnie przeraża. Między innymi – odparła Eve.

– Racja. Ale faktem jest, że gargulce obroniły nas przed cieniami. – Jess wyjęła z torby błyszczyk i mechanicznie pociągnęła nim usta. Zawsze mówiła, że lepiej jej się myśli, kiedy dobrze wygląda. – Pewnie

Luke może przebywać w kościele, bo jest naczelnym demonem, ale przypuszczam, że to go osłabia. Musimy uzyskać przewagę.

– Nie mogę uwierzyć, że cały czas mówisz w liczbie mnogiej. – Eve poczuła wzruszenie. Nie każda przyjaciółka, nawet najlepsza, zgłosiłaby się na ochotnika do walki z demonem.

– No wiesz jak te akcje wpływają na twoje włosy -zażartowała Jess. – Będziesz potrzebowała wsparcia.

Czy można jej nie kochać?

– Okej, czyli plan jest taki, że mam załatwić Lu-ke'a jak najbliżej kościoła.

– Łatwizna – bagatelizowała Jess. Trochę za bardzo się starała, by zabrzmiało to pewnie, ale Eve naprawdę doceniała jej wysiłek.

– Tak. Bułka z masłem.

– Za niecałą godzinę będę musiała zobaczyć się z Lukiem – oświadczyła Eve następnego ranka, wchodząc z Jess do szkoły. – Po wychowawczej mam historię. Powiedz, jak mam siedzieć w jednej klasie z demonem i odpowiadać na pytania dotyczące rewolucji przemysłowej?

– W szkole nic nam nie zrobi. Prawda? Spójrz, Jenna przypięła sobie do botków broszki. Podoba mi się! Ale wracając do tematu, Luke – demon – nie zrobi nic przy tylu świadkach, prawda?

Wyminął je Mal. Przeszedł szybko, jakby jej nie zauważył. Ani Jess. Eve lekko to ubodło. Ale korytarzem można było chodzić na autopilocie. Na pewno nie zignorował jej celowo.

– Prawda – odparła pewnie Eve. – Nie chodź nigdzie sama. Pilnuj, żeby zawsze byli wokół ciebie ludzie. I pilnuj…

– Czekaj! – syknęła Jess. – Zobacz, kto zatrzymał się przy twojej szafce.

Eve zamarła. Zerknęła w głąb korytarza. Mal. Cała odetchnęła z ulgą. Bała się, że chodziło o Luke'a. Wiedziała, że wkrótce będzie musiała się z nim zobaczyć. I że wkrótce będzie musiała go zabić. Ale była szczęśliwa, że nie musiała się nim zajmować już teraz.

– Że niby tak sobie przystanął? – Jess puściła oko. – Czeka na ciebie. Później pogadamy o demonach. Idź do niego! – Delikatnie pchnęła Eve.

Eve się uśmiechnęła.

– Okej, idę. – Podeszła do Mala. – Cześć – powiedziała.

– Jak kostka? – zapytał.

– W porządku, dzięki. Byłeś moim bohaterem. Znowu. – Właściwie to nie to chciała powiedzieć. Ale rozpraszała ją myśl o tym, kiedy w końcu się pocałują. Pocałowalibyśmy się, gdyby nie ten głupi Luke, pomyślała. Głupi demon Luke. Odsunęła od siebie te rozważania. – Co słychać? – zagadnęła. – Chciałeś mi coś powiedzieć? Czy tak przypadkiem stoisz sobie przy mojej szafce?

– Niczego nie robię przypadkiem – odparł Mal tym swoim zachrypniętym, seksownym głosem. – Chciałem ci to zostawić. – Podał jej kremową kopertę. Było na niej jej imię napisane pochyłym pismem, czarnym atramentem. Eve zamrugała, zaskoczona. Nawet nie zauważyła, że coś trzymał w ręce.

– To zaproszenie na kolację na dzisiaj. – Mal przysunął się o krok i czuła teraz promieniujące od niego ciepło. – Wiem, że trochę późno cię zapraszam, ale jak wczoraj wrócili rodzice, tak dużo o tobie gadałem, że zapragnęli cię jak najszybciej poznać.

– Ty? Dużo mówiłeś? – zażartowała Eve. – Tym razem Jess nie będzie musiała jej niczego wyjaśniać. To znaczyło, że ją lubił.

– Pewnie, mówię, kiedy temat jest interesujący -odparł Mal. – To co przekazać rodzicom?

Eve miała już odpowiedzieć, kiedy poczuła, że ktoś się jej przygląda. Zerknęła przez ramię i zobaczyła Luke'a; był przy kranie z wodą za rzędem szafek. Kiedy na niego spojrzała, nachylił się i zaczął pić. Ale wcześniej podsłuchiwał jej rozmowę z Malem. Była tego pewna.

Jej organizm uruchomił reakcję walcz lub uciekaj. Nie mogła walczyć, nie na szkolnym korytarzu. Ale nie mogła też nawiać i zaprzepaścić okazji na randkę z Malem – uznała, że kolacja z jego rodzicami liczyła się jako randka.

– Przekaż rodzicom, że będę – zdecydowała, a potem odeszła. Byle dalej od demona. Ale mimo strachu, który ją ogarnął, gdzieś w głębi nadal czuła radosne podniecenie.

Przekaż im, że będę, będę, będę! – pomyślała.

Загрузка...