Rozdział 4

Który lakier będzie lepszy, matowy czy błyszczący? – zapytała Jess. – Jedną rękę pomalowałam jednym, drugą drugim. – Pomachała palcami przed twarzą Eve, która siedziała naprzeciwko niej na łóżku.

– Eee, oba są świetne. – Eve nie odrywała wzroku od laptopa Jess.

– Ale jeden w ogóle nie jest błyszczący, a drugi jest superbłyszczący. Więc nawet jeśli oba są świetne, całkowicie się różnią. Czyli raczej nie mogę mieć ich równocześnie na paznokciach, nie sądzisz? – Jess nachyliła się i przespacerowała palcami po ekranie komputera.

– Sorry, Jess. Ale jestem spanikowana. Wszystko, co znalazłam, tylko potwierdza, że ty i Peter macie rację. Poltergeisty to złośliwe duchy, które zazwyczaj przyczepiają się do dziewczyn w naszym wieku. To one powodują te wszystkie rzeczy, które ostatnio mi się przydarzają, że elektronika szaleje, przepalają się żarówki, drzwi same się zamykają. – Eve kliknęła kolejny wynik wyszukiwania. – To wszystko może zmienić moje życie. – Zaczerpnęła tchu, próbując się uspokoić.

– A to, którym lakierem będę miała pomalowane jutro paznokcie, może zmienić moje życie…

Eve zmusiła się, żeby spojrzeć na paznokcie przyjaciółki.

– Matowy. Zdecydowanie. Jest fajny, przyciąga uwagę, a jednocześnie jest bardziej elegancki. – Mówiła prawdę. Paznokcie u lewej dłoni Jess, pociągnięte matowym granatowym lakierem, wyglądały naprawdę super. Jakby zeszła prosto z wybiegu.

Jess wyszczerzyła się w uśmiechu.

– Czujesz się już lepiej, prawda?

Właściwie tak, czuła się lepiej. Odrobinę. Mrużąc oczy, Eve patrzyła na Jess.

– Sama wiedziałaś, że matowy jest lepszy.

– Oczywiście. – Jess chwyciła zmywacz do paznokci i zaczęła zmywać błyszczący lakier z prawej dłoni. – Po prostu uznałam, że przydałaby ci się mała przerwa. Od godziny szukasz w Google'u poltergeistów.

– Masz rację. – Eve westchnęła.

– Jak zawsze, prawda? – zażartowała Jess. Ale jej niebieskie oczy pozostały poważne.

Eve odsunęła laptopa i padła na plecy, zwieszając głowę z łóżka. Krew napływająca do mózgu powinna pomóc jej myśleć.

– Nieprzyjemny zapach. Właśnie czytałam, że czasami poltergeisty mają nieprzyjemny zapach. A skoro są niewidzialne, wszyscy będą myśleli, że ten smród pochodzi ode mnie!

Jess położyła się obok przyjaciółki, również zwieszając głowę z łóżka.

– Nie pozwolę, żebyś śmierdziała. Obiecuję. Codziennie będę cię wąchać i jak będzie od ciebie zalatywać, wypróbujemy wszystkie zapachy z Sephory, Body Shopu i L'Occitane we wszystkich możliwych kombinacjach, żeby zneutralizować smród poltergeista. W pokoju gościnnym założymy własne laboratorium.

– Jesteś dobrą przyjaciółką – wzruszyła się Eve. -Oczywiście, wszystkie zapachy, które nie zadziałają, będą dla ciebie.

– Oczywiście – potwierdziła Jess. – Chyba nie myślałaś, że nagle stałam się miła, co?

Eve się roześmiała. Śmiała się tak bardzo, że musiała usiąść, żeby się nie zadławić.

– Szczęściara ze mnie, że mam tak przebiegłą przyjaciółkę jak ty. – Poczuła mrowienie na twarzy po tym, jak leżała ze zwieszoną głową. Przyciągnęła laptopa i kliknęła na kolejny link. Prawdę mówiąc, wcale nie chciała wiedzieć więcej. Każda nowa informacja na temat poltergeistów sprawiała, że jej panika narastała. Ale bezpieczniej było wiedzieć, a przynajmniej taką miała nadzieję.

– W każdym razie myślę, że gdybyś miała śmierdzieć, to już byś zaczęła. – Jess usiadła; jej jasne włosy były potargane. – W końcu te inne rzeczy już się wydarzyły. Drzwi, które same się zamykają, przepalające się żarówki, szalejąca elektronika…

– Hm, posłuchaj, co napisali tutaj. Spodoba ci się. – Eve zaczerpnęła tchu i zaczęła czytać: – Celem poltergeistów są najczęściej nastoletnie lub młodsze dziewczęta, które mają problemy psychologiczne. Duchy zdają się czerpać energię ze skrajnych emocji doświadczanych przez te dojrzewające dziewczęta.

– Zareagowałaś bardzo emocjonalnie na to, co powiedział dzisiaj Luke – stwierdziła Jess.

– Tak, ale to zupełnie normalne – odparta Eve. -On jest wyjątkowo irytujący. – Zjechała w dół artykułu, ale nie zdążyła przeczytać nic więcej, bo rozległ się złowieszczy trzask i chwilę później ekran zasnuł się czernią.

– I tak chciałam kupić tego wiśniowego maca – zapewniła szybko Jess.

– Wykończyłam ci kompa. Przepraszam. – Eve wpatrywała się w czarny ekran. – Czy nie mówiłam przed chwilą, że jestem zupełnie normalna?

Jess zaczęła chichotać.

– Jestem zupełnie normalna – uparcie twierdziła Eve, ale i ona nie mogła powstrzymać chichotu. Razem chichotały jak szalone.

– To głupie, że przyczepił się do mnie polterge-ist – wydusiła Eve, śmiejąc się tak bardzo, że aż bolały ją żebra. Odchyliła do tyłu głowę i zawołała: – Wybrałeś złą dziewczynę! Ja jestem zupełnie normalna!

– Poltergeist, jesteś? – zapytała szeptem Eve. Wskazała głową Belindę, która wpatrywała się tępo w automat z mrożonym jogurtem. – Widzisz ją? To odpowiednia dziewczyna dla ciebie.

– Myślisz, że znowu jest na miętówkach? – zażartowała Jess.

W zeszłym roku Belinda kupiła dwa tic-taki, przekonana, że to dopalacze. Ona i Phillip McGee, koleś, który je sprzedał, zostali zawieszeni na trzy dni, chociaż to były tylko cukierki.

– Albo się zawiesiła, myśląc o Luke'u – dodała Jess, kiedy usiadły przy stoliku, który stał się ich stolikiem zaledwie parę tygodni po rozpoczęciu szkoły. Katy Emory i Rosa Makishimia siedziały już na swoich miejscach naprzeciwko nich. Lada chwila spodziewały się jeszcze Jenny Barton. Eve ponownie zerknęła na Belindę. Jadła jogurt waniliowy, sprawiając wrażenie normalnej ludzkiej istoty.

– O co chodzi z Lukiem? – zapytała Rose.

– Powiedzcie jej, bo inaczej będzie miała braki w pamiętniku – powiedziała Katy poważnym głosem, ale ze śmiejącymi się oczami.

Rose zaczęła zaprzeczać, ale w końcu wzruszyła ramionami.

– Co mogę powiedzieć? Ciacho z niego.

– Rose, kupiłam ostatnio nowy świetny korektor – wtrąciła Jess, przyglądając się twarzy Rose. Wyciągnęła z torby sztyft i posłała go przez stół do przyjaciółki.

– Co za subtelność, Jess – skomentowała Katy.

– W porządku – zapewniła Rose. – Wiem, że marnie wyglądam. Najgorsze, że mam już na twarzy tony korektora. – Ziewnęła jak smok i poturlała sztyft z powrotem do Jess – Ciągle mi się śnią koszmary.

Eve nachyliła się, wytężając słuch. Była pewna, że i Jess nadstawiła uszu. Megan też śniły się koszmary, zanim jej matka zawiozła ją do szpitala. Zanim całkiem zbzikowała.

– Czy to ciągle ten sam koszmar? – zapytała Katy. – Bo kiedy mi się śni koszmar, zawsze ściga mnie karzełek z wielkim młotkiem.

– Nie, nie do końca – odparła Rose. – Ale w tych snach zawsze występują cienie. I te cienie są żywe. To znaczy nikt ani nic ich nie rzuca. A na koniec, tuż przed przebudzeniem, zawsze atakuje mnie demon. Próbuje wyssać moją duszę. Nie wiem, skąd to wiem, ale po prostu wiem. Rozumiecie, czasem w snach po prostu wie się różne rzeczy.

Jess, Eve i Katy pokiwały głowami.

Rose tarła twarz palcami tak mocno, że na jej bladej skórze zostały czerwone ślady.

– Teraz boję się zasnąć – przyznała. – Przez całą noc mam włączony telewizor.

Eve bardzo chciała dodać jej otuchy, ale jakoś nic nie przychodziło jej do głowy.

Ale Rose jakby zdała sobie sprawę, że je zmartwiła, wyprostowała się i uśmiechnęła.

– Powinnyście zobaczyć te wszystkie rzeczy, które zamówiłam w telezakupach. Operatorzy pracują całą dobę, więc mam z kim pogadać. – Jej wymuszony śmiech sprawił, że Eve przeszedł dreszcz.

– Kupiłaś może to urządzenie do rozdwojonych końcówek?! – wykrzyknęła Jess. W jej głosie, na pozór pogodnym, Eve wyczula niepokój.

– Jeśli je masz, to chcę pożyczyć – dodała Katy.

– Kupiłam. Spinki i grzebień do włosów gratis. – Rose przechyliła głowę na lewo i zapatrzyła się w przestrzeń.

– Co jest, Rose? – zapytała Eve, odchylając się na krześle, żeby sprawdzić, co przykuło uwagę Rose.

Ale niczego nie zobaczyła. Ona i Jess wymieniły spojrzenia. Spojrzenia, które zastąpiły rozmowę. Wzrok Eve: „Matko, co się z nią dzieje?" Wzrok Jess: „Nie mam pojęcia. Ale kiepsko to wygląda".

– Rose, na co patrzysz? – znów zapytała Eve. Rose pokręciła głową.

– Eee, odkąd prawie nie śpię, zdarza mi się śnić na jawie. Wydawało mi się, że widziałam, jak powstaje jeden z tych cieni. Widziałam jego macki.

– Nic tam nie ma – zapewniła Katy, nakrywając swoją dłonią rękę Rose.

– Wiem. I wiem, że niczego tam nie było. – Ale w jej głosie brakowało pewności. I co chwila zerkała za okno, przy którym stał ich stolik. A potem wstała. -Muszę… Muszę iść coś sprawdzić…

– Rose, może lepiej posiedź jeszcze chwilę – powiedziała Jess, a Eve zdała sobie sprawę, że Rose zaczęła się chwiać.

– Tak, Rose, usiądź…

Eve i Jess zerwały się na równe nogi, kiedy pod Rose ugięły się kolana. Złapały ją w ostatniej chwili. Jess spojrzała na Eve.

– Do pielęgniarki z nią? – zapytała.

– Zdecydowanie – zgodziła się Eve. Katy podniosła się, żeby im pomóc.

– Siadaj, damy sobie radę – rzuciła jej Eve. – Niedługo wrócimy. – Katy niechętnie usiadła,

Trzymając Rose pod ręce, dowlokły ją do gabinetu. Pielęgniarka, pani Jeffer, na ich widok wypuściła z ręki dietetyczną colę. Rose wyglądała kiepsko.

Pani Jeffer poprosiła Eve i Jess, żeby pomogły Rose położyć się na kozetce.

– Jak się czujesz, Rose? – zapytała Jess.

Ale Rose nie odpowiedziała. Zamrugała, a potem zamknęła oczy.

Skoro jest wyczerpana, to może po prostu zasnęła? – zastanawiała się Eve. Tylko czy zdąży choć trochę wypocząć, zanim przyśni się jej kolejny koszmar? – Eve objęła się rękami. – Zanim pojawi się demon, żeby wyssać jej duszę?

Eve szybko wyszła z gabinetu, kierując się do najbliższej łazienki. Jess miała zostać z Rose aż do przyjazdu jej matki. Eve też by została, ale u pielęgniarki zdążyła już wybuchnąć żarówka. Nie wiedziała, co jeszcze mógłby zrobić jej przyjazny poltergeist.

Przynajmniej łazienka była pusta. Eve podeszła do lustra; z dłońmi opartymi na umywalce wpatrywała się w swoją twarz.

– Nawet o tym nie myśl. – Nie była pewna, czy mówiła do siebie, czy do swojego poltergeista.

Jej poltergeista.

Nagle zrobiło się jej niedobrze. Otworzyła torbę i wyciągnęła szminkę. Właśnie tego mi trzeba, pomyślała, otwierając szminkę. Czegoś normalnego, takiego jak szminka. Już sam jej kolor – kaszmirowy róż -sprawiał, że czuła się troszkę lepiej.

Ale nim zdążyła nałożyć świeżą warstwę, zadzwonił jej telefon. Trzymając szminkę w jednej ręce, drugą wyłowiła z torby iPhone'a. Dzwoniła jej matka.

– Cześć, mamo.

– Mam tylko minutkę, ale chciałam cię złapać podczas lunchu, bo wtedy masz przy sobie telefon – powiedziała pospiesznie.

– No więc mnie złapałaś. – Chciałam się upewnić, że zapiszesz się do klubu francuskiego albo do młodych przedsiębiorców.

Tylko po to dzwoniła? To było aż tak ważne, że nie mogło zaczekać do wieczora, kiedy spotkają się w domu? Eve przewróciła oczami.

– Mamo, mówiłam ci, że gdzieś się zapiszę. Wiem, że jestem w liceum i muszę zacząć myśleć o studiach. I wiem, że dodatkowe zajęcia są bardzo ważne dla komisji rekrutacyjnych. – I zajmę się tym wszystkim, tylko najpierw muszę uporać się ze swoim drobnym problemem w postaci osobistego poltergeista, dodała w myślach.

Jej matka westchnęła.

– Nie chcę, żebyś zapisywała się gdziekolwiek. Tylko do klubu francuskiego albo młodych przedsiębiorców. Ale jeśli upatrzyłaś sobie coś innego, możemy to jeszcze przedyskutować.

– Czemu z tym do mnie dzwonisz, kiedy jestem w szkole?

– Bo wieczorem mam zebranie. Kiedy wrócę do domu, ty będziesz już spać – odparła matka. – A wiem, że kółka prowadzą nabór tylko do końca tygodnia.

Eve zmarszczyła brwi. W wakacje szkoła rozesłała do rodziców kalendarze z zaznaczonymi ważnymi datami. A jej szalona matka przestudiowała ten kalendarz.

– Moje życie jest teraz naprawdę zwariowane – powiedziała Eve. – Myślałam, że może wstrzymam się z wyborem do następnego semestru. Dokładnie wszystko przemyślę i…

– Skoro twoje życie jest takie zwariowane, może powinnaś poświęcać mniej czasu na zakupy z Jess – przerwała jej matka.

– Nie o to mi chodziło! – wykrzyknęła zezłoszczona Eve, czując jak jej ciało zaczyna drgać. – Nie powiedziałam, że nie mam czasu. Tylko że moje życie jest teraz zwariowane.

– Nie zasłaniaj się hormonami, Eve – odparła matka.

– Jezu, jak ty nic nie rozumiesz! – wykrzyknęła Eve. – Nawet mnie nie słuchasz!

Eve czuła teraz przepływającą przez nią falami energię elektryczną. Wibrowanie było odczuwalne w każdym, nawet najmniejszym włosku na jej ciele. Jej zęby zaczęły… buczeć.

– Mamo, muszę lecieć. Mam lekcję. – Nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się i wrzuciła telefon do torby.

Spojrzała w lustro, niemal spodziewając się, że jej skóra będzie w kolorze radioaktywnej zieleni. Ale wyglądała normalnie, tyle że fale energii przepływały przez nią coraz szybciej i szybciej. Jej serce zatrzepotało jak spłoszony ptak. Z jej palców poszły iskry.

Eve podskoczyła, kiedy coś gorącego i lepkiego pokryło jej dłoń. Uniosła rękę, żeby się temu przyjrzeć.

Gorąca, ciągnąca się szminka ściekała z jej palców na białą umywalkę. Eve nie wierzyła własnym oczom. Szminka się stopiła.

Загрузка...