Rozdział 17

Zapytać czy nie? – rozważała Eve w poniedziałek przed szkołą, spoglądając ukradkiem na Jess.

Albo Jess była o wiele bardziej zdołowana tym, że Seth całował się z jakąś laską na imprezie, niż Eve myślała – na tyle zdołowana, żeby przepłakać niedzielną noc – albo znowu miała te koszmary. Jej oczy były czerwone i spuchnięte, a twarz tak blada, że róż wydawał się źle dobrany, za mocno się odcinał.

Eve spała u niej po imprezie i z soboty na niedzielę, ale nie zeszłej nocy. Jess twierdziła, że nic jej nie będzie, że spokojnie prześpi noc. Z kolei rodzice Eve uparli się, żeby pojechała z nimi w odwiedziny do ciotki z Connecticut. Wyjechali w niedzielę rano, a wrócili bardzo późnym wieczorem.

– Jess, czy wszystko… w porządku? – zapytała Eve. – Przyznaj, brakowało ci mnie zeszłej nocy.

Jess uśmiechnęła się blado.

– Zgadza się. Zaczęłam się już przyzwyczajać, że mam współlokatorkę.

– Wiem, ale mama marudziła, że czasem mogłabym sypiać we własnym domu – powiedziała Eve. -To jak, w porządku?

– Znowu śnił mi się koszmar – przyznała Jess. -To było straszne, Eve. Cienie wciskały się do moich ust, uszu, nosa. Miałam wrażenie, jakbym się dusiła. A kiedy były już w środku, zaczęły odrywać moją duszę. Nie mam pojęcia, skąd to wiedziałam, po prostu wiedziałam. A potem zobaczyłam demona. Przyciskał usta do moich i wysysał moją duszę. Byłam martwa. Wiem, że byłam martwa. Moje ciało było po prostu pustą łupiną. A mnie… mnie już nie było.

– Chodź, usiądziemy. Mamy czas. – Eve pociągnęła Jess do jednej z kamiennych ławek przy chodniku prowadzącym do bocznego wejścia. Szybko pożałowała, że nie usiadła na segregatorze. Ławka była lodowata i czuła zimno rozpełzające się po jej ciele. -Okej, wracam do twojego pokoju. Albo ty będziesz spała u mnie. Nie pozbędziesz się mnie, dopóki to wszystko się nie skończy.

– Dzięki – powiedziała Jess.

– Nie chcę podziękowań. Chcę się dowiedzieć, jak to powstrzymać. – Eve zauważyła przecinającego trawnik Luke'a. – Luke! – zawołała. Skręcił do nich.

– Co tam? – zagadnął.

– Jak ci idzie czytanie? – spytała Eve. W sobotę przysłał jej mejla, że cały czas pracuje nad przekładem, ale nadal nie trafił na nic, co by się mogło im przydać.

– Skończyłem wczoraj tę książkę o Gandhim, o której ci mówiłem. Ale zapomniałem ją zabrać.

Wpadniesz po nią? Też powinnaś ją przeczytać – odparł Luke.

– Tak, wiem, i tak, wpadnę po nią. Ale nie o to mi chodziło. Pytałam o to, czy przetłumaczyłeś coś jeszcze z tych książek z kościoła?

– Trochę. – Luke wcisnął ręce do kieszeni. – Łacina nie jest taka łatwa. A do tego autor się powtarza. -Spojrzał na Jess. – Hej, dobrze się czujesz?

– Znowu miała koszmary – wyjaśniła Eve. Jess zadrżała, a Eve jakoś nie sądziła, żeby to było z powodu zimnej ławki.

– Jak myślicie, za ile zwariuję? – zapytała Jess słabym, beznamiętnym głosem. – Wiem, że robię się coraz słabsza. Kiedy zamieszkam razem z Rose, Megan i matką Shanny? O i Belindą! Nie mówiłam wam jeszcze. Dowiedziałam się wczoraj, że jest w Ridge-wood. To dlatego nie było jej na imprezie.

Eve skrzywiła się, kiedy przed oczami stanęła jej Belinda, wpatrująca się tępo w automat z mrożonym jogurtem.

– Nie zwariujesz – obiecała przyjaciółce. – Będę przy tobie każdej nocy. Obudzę cię, kiedy tylko zauważę, że śni ci się koszmar.

Jess skinęła głową, ale nie wydawała się przekonana.

– Przyjdź z Eve po książkę – powiedział Luke. -Naradzimy się, co robić.

– Wiem jedno: nie chcę być sama. – Jess nerwowo wykręcała sobie palce.

– Nie będziesz. – Eve posłała Luke'owi zaniepokojone spojrzenie.

– Jedno z nas zawsze będzie przy tobie – dodał Luke.

Zadzwonił pierwszy dzwonek. Cała trójka wstała i ruszyła do szkoły.

– Hej, stary, niezła robota! – zawołał zza ich pleców Kyle.

– Co? – zapytał Luke.

– Mówię o Bet. Nie słyszałeś? – Kyle zrównał z nimi.

– Czego? – spytał Luke. Eve ścisnęło się gardło. Nagle ciężko jej było oddychać.

– Wczoraj trafiła do Ridgewood. – Kyle poklepał Luke'a po ramieniu. – Ciekawe, co takiego zrobiłeś jej w tym domku przy basenie. Ja nigdy nie doprowadziłem żadnej dziewczyny do obłędu.

– Żartujesz sobie z tego?! – wykrzyknęła Eve. – To dla ciebie zabawne, że dziewczyna jest w psychiatry-ku? To ty powinieneś być w Ridgewood, Kyle, nie Bet!

Kyle uniósł dłonie.

– Przepraszam. – Sprawiał wrażenie, jakby zrobiło mu się głupio. – Czasami mam wisielcze poczucie humoru.

– Wiesz, co się stało? – zapytała Jess. Eve przygryzła wargę, widząc przestraszoną twarz przyjaciółki. Jess nie pytała tylko o Bet. Chciała wiedzieć, co stanie się z nią samą.

– Powiedziałem wam wszystko, co wiem – odparł Kyle, nadal skrępowany. Przyspieszył kroku, oddalając się od nich.

– W piątek, przed imprezą, nazwałam ją wariatką. – Eve poczuła ukłucie winy. Zważywszy na to, co działo się w Deepdene, nie powinna szafować tego typu słowami.

– Tylko żartowałaś – pocieszyła ją Jess.

– Matko – westchnął Luke. – Dzwoniła do mnie w sobotę rano. Chciała się umówić do kina. Powiedziałem, że nie mogę. I dałem jej do zrozumienia, że nie chodzimy ze sobą.

– Musiało nią to nieźle wstrząsnąć po waszej gorącej randce w domku przy basenie. – Eve natychmiast pożałowała tych słów.

Luke wydawał się oburzony i już chciał coś powiedzieć, ale Eve była szybsza.

– Nie, nic nie mów. Nie musimy znać szczegółów. Na pewno to, co stało się z Bet, nie ma nic wspólnego z tobą. Jesteś fajny i w ogóle, ale utrata ciebie to za mało, żeby trafić do psychiatryka. To sprawka demonów.

– Mimo wszystko dupek ze mnie – podsumował Luke. – Powinienem wcześniej postawić sprawę jasno.

– To się zgadza. – Eve nie widziała powodu, żeby kłamać. – Ale dupek i demon to dwie zupełnie różne kategorie zła.

– Zresztą ty nie jesteś złym, tylko niegrzecznym chłopcem – dorzuciła Jess, puszczając oko.

– Dzięki. Chyba. – Luke spróbował się uśmiechnąć.

– Za chwilę drugi dzwonek – powiedziała Eve. -Jess i ja wpadniemy do ciebie po kolacji po tę książkę o Gandhim i żeby pogadać.

– i Niestety dziewczyny Luke'a nie ma – oświadczył wielebny Thompson, kiedy wieczorem Jess i Eve zjawiły się na plebani.

Eve zmarszczyła brwi.

– A wie pastor, kiedy wróci? Piszemy razem referat z historii i miał mi dać taką jedną książkę.

– Musi być w domu o dziesiątej – odparł wielebny Thompson. – Do dziesiątej na pewno wróci, ale kiedy dokładnie, to nie wiem.

Pewnie casanowa wyszedł się zabawić, pomyślała zdegustowana Eve.

Musiała się skrzywić, bo ojciec Luke'a uniósł brwi.

– Widzę, że to ważne. Ja właśnie wychodzę, ale to nie przeszkadza, żebyście poszły do pokoju Luke'a na górze, po lewej. Tam powinna być książka.

– Och. Super – wydukała Eve, która nie spodziewała się takiej propozycji.

Wielebny Thompson wziął marynarkę z wieszaka. – Wychodząc, zatrzaśnijcie drzwi. Zamkną się same.

– Dzięki – powiedziały jednocześnie Eve i Jess. Natychmiast po jego wyjściu popędziły na górę, do pokoju Luke'a. Nie panował w nim aż taki bajzel, jak Eve to sobie wyobrażała – nie żeby spędziła dużo czasu na rozmyślaniu o pokoju Luke'a – ale trudno byłoby to nazwać porządkiem. Niepościelone łóżko. Ciuchy na podłodze.

Zaczęła przerzucać papiery na jego biurku. Tymczasem Jess przeglądała jego kolekcję płyt CD.

– Oglądanie płyt nie liczy się jako myszkowanie, prawda? – zapytała. Eve nie odpowiedziała.

– Znalazłam te papiery z kościoła. Luke zapisuje na nich tłumaczenie ołówkiem. O, nawet zaznaczył, że ten materiał dotyczy naszego demona. – Pokręciła głową. – Nie mogę uwierzyć, że właśnie powiedziałam „naszego demona". Tu jest napisane, że Deep-dene jest żerowiskiem naczelnego demona. On i jego słudzy mogą przybierać ludzką postać. Demony karmią się negatywnymi emocjami ludzi, takimi jak gniew, strach i nienawiść – przeczytała.

– Od samego żerowania na mnie powinny być spasione jak świnie – zauważyła Jess. – Boję się cały czas.

– Niedługo się ich pozbędziemy – obiecała Eve. -Tu jest jeszcze napisane… – Urwała i znów przeczytała to zdanie. Na całym jej ciele pojawiła się gęsia skórka.

– Co takiego? – zapytała Jess, odrywając wzrok od płyt, by na nią spojrzeć.

– Ze naczelny demon wysysa ludzkie dusze – powiedziała powoli Eve.

– To już wiemy. – Jess odłożyła płytę, której się przyglądała. – Co jeszcze, Eve?

– Ale tu jest napisane, jak on to robi. Wykorzystuje kontakt usta-usta. – Eve miała wrażenie, jakby podłoga usuwała się jej spod stóp.

– Nie jestem pewna, co… – zaczęła Jess.

– Z czym ci się to kojarzy? Kontakt usta-usta? -zapytała Eve.

– No… z całowaniem. – Jess zakryła dłonią usta. -Demon kradnie duszę przez pocałunek!

– To bardzo cenna informacja! Czemu Luke nam nie powiedział? – wykrzyknęła Eve.

Jess wzruszyła ramionami.

– Może dopiero co to przetłumaczył.

– Pewnie tak. Eve szybko zeskanowała wzrokiem resztę przetłumaczonych stron, które leżały na biurku. Ale nie znalazła już niczego więcej, o czym Luke by nie wspominał. Znów zabrała się do szukania książki o Gandhim. Ale przez cały czas towarzyszyło jej dziwne wrażenie, że coś przeoczyła. Coś ważnego.

Uniosła ostatni numer magazynu „Rolling Stone". Leżały pod nim różne drobiazgi – gumka do ścierania, bilety do kina, pół batonika. Zwykłe różności.

Kiedy wzięła do ręki bilety, to dziwne wrażenie nagle zaczęło przybierać konkretną postać, postać myśli, która jej się wcale nie podobała, ba, przerażała ją.

– Nie… – szepnęła. Lukę był czasami denerwujący. Lubił z niej kpić. Był flirciarzem i lepiej było na niego uważać. Ale… – Nie Luke.

– O czym ty mówisz? – zapytała Jess.

– Luke i Bet byli razem w kinie… – Pokazała jej bilety, które trzymała drżącymi palcami.

– No i? – Jess przyglądała się właśnie kolejnej płycie.

– Migdalili się na imprezie… – ciągnęła Eve.

– Przy basenie. Wiem. A miał jej powiedzieć, że nie jest jej chłopakiem! Naprawdę niezły z niego numer. Cieszę się, że się tylko się kumplu jemy – powiedziała Jess.

– Nie. Nie łapiesz. Bet i Luke, oni się całowali. – Eve przysiadła na łóżku Luke'a. Była blada jak ściana.

– A następnego dnia ona trafiła do Ridgewood -dokończyła za nią Jess, do której w końcu dotarło, o czym mówiła Eve. – Eve. Czy Luke…? To niemożliwe, żeby Luke…

– Oszalała, bo została pozbawiona duszy. Tak to działa. Tracisz duszę, odwala ci. A demon może przybrać ludzką postać. Dowolną. Dowolną. Jess. Więc czemu nie miałby być Lukiem? – Słyszała swój głos, jakby dochodził z bardzo, bardzo daleka. – Z Megan też się całował.

– To znaczy… To znaczy… – Jess przełknęła ślinę. – To ma sens. Luke to przystojniak i potrafi być naprawdę uroczy. Dziewczyny na niego lecą. A demonowi coś takiego zdecydowanie pomaga odebrać duszę, biorąc pod uwagę, w jaki sposób to robi.

Eve zmusiła się, żeby powiedzieć to na głos.

– To znaczy, że Luke jest demonem. – Przy każdym słowie czuła ból, zupełnie jakby nie mówiła, a wymiotowała kamieniami.

– Jest demonem – powtórzyła przerażona Jess. -A my jesteśmy w jego domu!

Загрузка...