7

Noworoczne przyjęcie Lily było udane i niewyszukane, po prostu masa papierowych kubków z szampanem w jej mieszkanku z gromadą ludzi z college'u i innymi, których ci zdołali przywlec ze sobą. Nigdy nie byłam wielką fanką sylwestra. Nie pamiętam, kto pierwszy nazwał go „Nocą amatorów” (zdaje się, że Hugh Hefner), mówiąc, że sam baluje przez pozostałe trzysta sześćdziesiąt cztery dni w roku, ale skłonna jestem się z tym zgodzić. Całe to wymuszone picie i zabawa na siłę nie stanowią gwarancji dobrego spędzenia czasu. No więc Lily wyszła naprzeciw naszym potrzebom i urządziła niewielkie przyjęcie, żebyśmy zaoszczędzili sto pięćdziesiąt dolarów na biletach do jakiegoś klubu, lub, co gorsza, nie zaczęli snuć śmiesznych myśli o tym, żeby faktycznie pomarznąć na Times Square. Każdy z nas zabrał butelkę czegoś niezbyt toksycznego, a Lily rozdała trąbki oraz błyszczące korony, po czym miło i radośnie się upiliśmy, wznosząc toasty za Nowy Rok na dachu jej domu, z widokiem na Hiszpański Harlem. Chociaż wszyscy o wiele za dużo wypiliśmy, do czasu gdy reszta wyszła, Lily właściwie przestała funkcjonować. Już dwa razy wymiotowała, bałam się zostawić ją samą w mieszkaniu, więc Alex i ja spakowaliśmy dla niej torbę i zatargaliśmy ją z nami do taksówki. Wszyscy spaliśmy u mnie, Lily na futonie w saloniku, i następnego dnia poszliśmy na wielki brunch.

Byłam zadowolona, że cała ta akcja ze świętowaniem dobiegła końca. Nadszedł czas, żeby coś zrobić ze swoim życiem i zacząć – tym razem naprawdę – nową pracę. Chociaż wydawało mi się, że pracuję od dziesięcioleci, praktycznie rzecz biorąc, byłam u początku. Robiłam sobie wielkie nadzieje, że wszystko się poprawi, kiedy zaczniemy pracować w bezpośrednim kontakcie. Przez telefon każdy może być potworem bez serca, a już zwłaszcza ktoś, kto źle się czuje podczas wakacji i z dala od pracy. Byłam jednak przekonana, że niedola tego pierwszego miesiąca ustąpi miejsca zupełnie nowej sytuacji i z entuzjazmem oczekiwałam na jej rozwój.

Nieco po dziesiątej tego zimnego i szarego piątego dnia stycznia byłam naprawdę szczęśliwa, że jestem w biurze. Szczęśliwa! Emily piała z zachwytu nad jakimś facetem, którego poznała na noworocznym przyjęciu w Los Angeles, jakimś „superseksownym tekściarzu, który świetnie sobie radzi”; obiecał za parę tygodni wpaść do niej z wizytą do Nowego Jorku. Ja gawędziłam z jednym z asystentów z działu urody, który pracował trochę dalej, naprawdę słodkim gejem świeżo po Vassar. Jego rodzice jeszcze nie wiedzieli – nawet mimo wyboru college'u i faktu, że został asystentem w dziale urody w czasopiśmie poświęconym modzie – że faktycznie sypiał z facetami.

– No, chodź ze mną, proszę! Będzie tak zabawnie, obiecuję. Przedstawię cię naprawdę gorącym sztukom, Andy, zobaczysz. Mam boskich przyjaciół hetero. Poza tym, to impreza Marshalla, musi być świetna – namawiał James, opierając się o moje biurko, kiedy sprawdzałam pocztę. Emily radośnie szczebiotała po swojej stronie biura, szczegółowo relacjonując randkę z długowłosym tekściarzem.

– Poszłabym, wiesz, że bym poszła, ale planowaliśmy to z moim chłopakiem jeszcze przed świętami – powiedziałam. – Od tygodni mamy zamiar wyjść razem na naprawdę miłą kolację, a ostatnio musiałam wszystko odwołać.

– To spotkaj się z nim później! Daj spokój, nie codziennie masz szansę poznać najzdolniejszego samodzielnego kolorystę cywilizowanego świata, prawda? I będą tam tłumy znanych ludzi i wszyscy będą wyglądać bosko i cóż, po prostu wiem, że to będzie najbardziej szykowna impreza tygodnia! Przygotowują ją Harrison i Shriftman, na litość boską, nie możesz tego przegapić. Powiedz tak. – Zamrugał, robiąc przesadnie słodkie oczy, i musiałam się roześmiać.

– James, naprawdę bym chciała… nawet nie byłam nigdy w Plaża! Ale nie mogę zmienić tych planów. Alex zrobił rezerwację w małej włoskiej knajpce niedaleko swojego mieszkania i nie ma mowy, żebym coś przełożyła. – Wiedziałam, że nie mogę odwołać tego spotkania i nie chciałam tego robić. Zamierzałam spędzić ten wieczór sam na sam z Aleksem i usłyszeć, jak się układa nowy program zajęć pozaszkolnych, ale żałowałam, że to musi być akurat ten wieczór, w który wypada przyjęcie. Czytałam o nim w gazetach przez cały ubiegły tydzień: wyglądało na to, że cały Manhattan w zachwycie czeka na Marshalla Maddena, wyjątkowego kolorystę fryzur, gospodarza corocznej posylwestrowej balangi. Mówiło się, że w tym roku impreza ma być jeszcze bardziej okazała niż zwykle, ponieważ Marshall właśnie wydał nową książkę Pokoloruj mnie, Marshall. Nie miałam zamiaru odwoływać spotkania ze swoim chłopakiem, żeby iść na przyjęcie dla gwiazd.

– No dobra, ale nie mów, że nigdy cię nigdzie nie zapraszam. I nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy jutro przeczytasz w Page Six *, że widziano mnie z Mariah albo J – Lo. Co to, to nie. – I poszedł sobie, rozdrażniony, zły trochę na pokaz, a trochę na poważnie, bo stale sprawiał wrażenie poirytowanego.

Do tej pory tydzień po Nowym Roku był łatwy. Wciąż jeszcze rozpakowywałyśmy i katalogowałyśmy prezenty – tego ranka odwinęłam kompletnie oszałamiające szpilki od Jimmy'ego Choo, inkrustowane kryształami Swarovskiego – ale nie zostało nic do wysłania, a telefony milczały, bo wiele osób jeszcze nie skończyło urlopów. Miranda miała wrócić z Paryża z końcem tygodnia, ale nie spodziewano jej się w biurze do poniedziałku. Emily była pewna, że jestem gotowa stawić jej czoło, ja także. Przerobiłyśmy wszystko i prawie cały notatnik zapełniłam uwagami. Zerknęłam na niego z nadzieją, że wszystko pamiętam. Kawa: tylko Starbucks, duże latte, dwie kostki nierafinowanego cukru, dwie serwetki, jedno mieszadełko. Śniadanie: zamówienia na wynos Mangia, pięć – pięć – pięć – trzy – dziewięć – cztery – osiem, jedna drożdżówka z serem, cztery plasterki bekonu, dwie kiełbaski. Gazety: stoisko w holu, New York Times, Daily News, New York Post, Financial Times, Washington Post, USA Today, Wall Street Journal, Women s Wear Daily oraz New York Observer w środy. Tygodniki dostępne w poniedziałki: Time, Newsweek, U.S. News, New Yorker (!), Time Out New York, New York Magazine, Economist. I tak dalej, i tak dalej, lista jej ulubionych kwiatów i najbardziej znienawidzonych kwiatów, nazwiska i adresy oraz domowe numery telefonów jej lekarzy, pomocy domowej, preferencje co do przekąsek, ulubiona woda w butelce, wszystkie rozmiary każdej sztuki odzieży, od bielizny do butów narciarskich. Zrobiłam listy ludzi, z którymi chciała rozmawiać: Zawsze, i oddzielne tych, z którymi nigdy nie chciała mówić: Nigdy. Pisałam i pisałam, i pisałam, gdy Emily wyjawiła mi to wszystko podczas naszych wspólnych tygodni, i kiedy skończyłyśmy, miałam wrażenie, że nie było takiej rzeczy, której nie wiedziałabym o Mirandzie Priestly. Poza tym jednym, oczywiście, co sprawia, że jest tak ważna, bym zapełniała cały notes jej upodobaniami i awersjami. Czemu właściwie powinno mnie to obchodzić?

– Tak, jest niesamowity – wzdychała Emily, bez końca okręcając sznur telefonu wokół palca wskazującego. – To był najbardziej romantyczny weekend, jaki przeżyłam.

Ping! Masz nową wiadomość od Alexandra Finemana. Kliknij tu, żeby otworzyć. Oooch, fajnie. W Elias – Clark zablokowano opcję natychmiastowego doręczania poczty elektronicznej, ale z jakiegoś powodu wciąż udawało mi się dostawać zawiadomienia, że przyszedł nowy maił. Odebrałam.

Hej, kotku, jak tam twój dzień?? U mnie szaleństwo, jak zwykle. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że Jeremiah groził wszystkim dziewczynkom nożem do kartonu, który przyniósł z domu? Cóż, wygląda na to, że nie żartował - przyniósł dzisiaj do szkoły kolejny i pokroił ręce pewnej dziewczynki i nazwał ją suką. To nie były głębokie cięcia, ale kiedy nauczyciel dyżurny zapytał go, skąd wpadł na taki pomysł, powiedział, że widział, jak chłopak jego mamy robił coś takiego mamie. To sześciolatek, Andy, możesz sobie wyobrazić? W każdym razie dyrektor zwołał na wieczór pilne zebranie, więc obawiam się, że nie zdążę na kolację. Tak mi przykro! Ale muszę stwierdzić, że jestem bardzo zadowolony, że w ogóle na to reagują, to więcej, niż się spodziewałem. Rozumiesz, prawda? Proszę, nie wściekaj się. Zadzwonię później i obiecuję, że ci to wynagrodzę. Całuję, A

Proszę, nie wściekaj się? Rozumiesz? Jeden z jego drugoklasistów pociął innego ucznia i on miał nadzieję, że może odwołać kolację? Poprzedniego wieczoru odwołałam spotkanie z nim, bo uważałam, że mój dzień jeżdżenia limuzyną i pakowania prezentów był zbyt wyczerpujący. Chciało mi się płakać, chciałam zadzwonić do Aleksa i powiedzieć, że to o wiele więcej niż w porządku, byłam z niego dumna, że troszczy się o te dzieciaki i w ogóle wziął tę pracę. Kliknęłam „odpowiedz” i już miałam mniej więcej to właśnie napisać, kiedy usłyszałam swoje imię.

– Andrea! Ona jest w drodze. Będzie tu za dziesięć minut – oznajmiła głośno Emily, najwyraźniej z trudem zachowując spokój.

– Hmm? Przepraszam, nie słyszałam, co…

– Miranda jest w tej chwili w drodze do biura. Musimy się przygotować.

– W drodze do biura? Ale myślałam, że nie wraca do kraju przed sobotą…

– Cóż, najwyraźniej zmieniła zdanie. A teraz rusz się! Idź na dół i postaraj się o jej gazety, rozłóż je tak, jak ci kazałam. Kiedy skończysz, przetrzyj jej biurko i zostaw po lewej stronie szklankę pellegrino, z lodem i limonką. I upewnij się, że jej łazienka jest zaopatrzona jak trzeba, okej? Idź! Jest już w samochodzie, więc może tu dotrzeć za mniej niż dziesięć minut, w zależności od ruchu.

Gdy galopem wybiegałam z biura, słyszałam, jak Emily gwałtownie wystukuje czterocyfrowy wewnętrzny i prawie krzyczy: „Jest w drodze, powiedz wszystkim”. Przemknięcie przez korytarze i minięcie działu mody zajęło mi zaledwie trzy sekundy, ale już słyszałam paniczne krzyki: „Emily powiedziała, że ona jest w drodze” i „Miranda się zbliża!” oraz wręcz ścinający krew w żyłach „Wróóóóciiiiiiłaaaa!”. Asystenci gorączkowo prostowali ciuchy na wieszakach stojących wzdłuż korytarzy, a redaktorzy gnali do biur. Jedna z redaktorek zmieniała buty na niedużym obcasiku na dziesięciocentymetrowe szpilki, a druga w biegu malowała usta konturówką, podkręcała rzęsy i poprawiała ramiączko od stanika. Gdy jeden z chłopaków wychodził z męskiej toalety, zajrzałam za nim i zza jego pleców zobaczyłam Jamesa, który z obłędem na twarzy sprawdzał, czy nie ma na swoim czarnym kaszmirowym swetrze jakichś paprochów, jednocześnie spazmatycznie pakując sobie do ust dropsy. Pojęcia nie mam, skąd się dowiedział, zakładając oczywiście, że w męskiej toalecie nie założono głośników specjalnie na tę okazję.

Dałabym się zabić, żeby tylko stanąć i poobserwować rozwój sytuacji, ale zostało mniej niż dziesięć minut, żeby przygotować się do pierwszego spotkania z Miranda, podczas którego miałam wystąpić w roli jej asystentki, i nie zamierzałam ich zmarnować. Do tej pory próbowałam udawać, że właściwie to wcale nie biegnę, ale skoro byłam świadkiem, że wszyscy inni zademonstrowali tak całkowity brak godności, puściłam się sprintem.

– Andrea! Wiesz, że Miranda jest w drodze, prawda? – zawołała Sophy zza biurka w recepcji, kiedy obok niej przebiegałam.

– Jasne, wiem, ale skąd ty wiesz?

– Ja wiem wszystko, moja słodka. A teraz sugeruję, żebyś wzięła dupkę w troki. Jedno jest pewne: Miranda Priestly nie lubi, kiedy jej się każe czekać.

Wskoczyłam do windy i wykrzyknęłam podziękowanie.

– Za trzy minuty wracam z gazetami!

Dwie kobiety w windzie gapiły się na mnie z niesmakiem i zdałam sobie sprawę, że krzyczałam.

– Przepraszam – powiedziałam, starając się złapać oddech. – Właśnie się dowiedzieliśmy, że nasza redaktor naczelna jest w drodze do biura, a nie byliśmy przygotowani, więc wszyscy są teraz trochę spięci. – Czemu ja się tłumaczę przed tymi kobietami?

– O mój boże, na pewno pracujesz dla Mirandy! Zaraz, niech zgadnę. Jesteś nową asystentką? Andrea, zgadza się? – Długonoga brunetka błysnęła zębami, których wydawała się mieć setki, i ruszyła w moją stronę niczym pirania. Jej przyjaciółka aż się rozjaśniła.

– Hm, tak, Andrea – powtórzyłam własne imię, jakbym nie była do końca pewna, czy rzeczywiście jest moje. – I tak, nowa asystentka Mirandy.

W tej chwili winda dotarła do holu i drzwi otworzyły się na marmurową białość. Ruszyłam pierwsza i wyskoczyłam, zanim drzwi otworzyły się do końca. Usłyszałam, jak jedna z nich woła:

– Szczęściara z ciebie, Andrea. Miranda to niesamowita kobieta i milion dziewczyn dałoby się zabić za twoją pracę!

Postarałam się nie uderzyć w grupę prawników z bardzo nieszczęśliwymi minami, pewnie w drodze na jakiś wielki korporacyjny lunch, i prawie uniosłam się w powietrze, dopadając do stoiska z prasą w kącie holu. Nad lśniącą wystawką połyskliwych magazynów i zauważalnie mniejszym wyborem słodyczy, głównie bez cukru, oraz dietetycznych napojów rezydował tam nieduży Kuwejtczyk imieniem Ahmed. Emily przedstawiła nas sobie przed Bożym Narodzeniem w ramach mojego szkolenia i miałam nadzieję, że uda mi się teraz pozyskać jego pomoc.

– Stój! – krzyknął, gdy zaczęłam wyciągać gazety ze stojaka przy kasie. – Nowa dziewczyna Mirandy, prawda? Chodź tu.

Obróciłam się, żeby zobaczyć Ahmeda wykonującego skłon i wynurzającego się zza lady z twarzą, która nabierała z wysiłku nieco zbyt mocnej czerwieni.

– Ach – ha! – wykrzyknął znowu, prostując się z całą zręcznością staruszka z połamanymi obiema nogami. – Dla ciebie. Żebyś nie robiła mi bałaganu na wystawie, trzymam je dla ciebie osobno, codziennie. A może i po to, żebym ja sam też nie stracił na aktualności. – Mrugnął.

– Ahmed, dziękuję. Nawet nie jestem w stanie ci powiedzieć, jak bardzo mi pomogłeś. Myślisz, że powinnam wziąć też czasopisma?

– Jasna sprawa. Jest już środa, a wszystkie wyszły w poniedziałek. Twojej szefowej pewnie niezbyt się to podoba – stwierdził ze znajomością rzeczy. Ponownie sięgnął pod ladę i znów pojawił się z naręczem czasopism, które, co potwierdziłam szybkim rzutem oka, znajdowały się na mojej liście – co do jednego.

Karta, karta, gdzie, do cholery była ta cholerna karta identyfikacyjna? Sięgnęłam za swoją nakrochmaloną koszulę i znalazłam jedwabną zawieszkę, którą Emily sporządziła dla mnie z jednej z należących do Mirandy białych apaszek Hermesa. „Oczywiście nigdy nie noś tej karty, kiedy ona będzie w pobliżu – stwierdziła – ale w razie, gdybyś zapomniała ją zdjąć, przynajmniej nie będzie wisiała na plastikowym łańcuszku”. Przy dwóch ostatnich słowach o mało nie splunęła.

– Proszę, Ahmed. Bardzo ci dziękuję za pomoc, ale strasznie się śpieszę. Ona jest w drodze.

Przejechał moją kartą przez czytnik z boku urządzenia i zawiesił mi ją na szyi jak wieniec z kwiatów.

– A teraz biegnij. Biegnij!

Chwyciłam przelewającą się plastikową torbę i pobiegłam, znów wyciągając kartę, żeby przejechać nią przez bramkę, która umożliwiłaby mi wejście do holu z windami. Przeciągnęłam i pchnęłam. Nic. Przeciągnęłam i pchnęłam ponownie, tym razem mocniej. Nic.

Some boys kiss me, some boys touch me, I think they're okay – ay. - Eduardo, okrągły i lekko spocony strażnik, zaśpiewał wysokim głosem zza biurka ochrony. Cholera. Nawet bez patrzenia na jego uśmiech, konspiracyjny, od ucha do ucha, wiedziałam, że żąda – jak codziennie przez ostatnie dwa tygodnie – żebym włączyła się do zabawy. Wyglądało na to, że dysponował nieskończonym zapasem wkurzających melodyjek, które uwielbiał wyśpiewywać, i nie pozwalał mi przejść przez bramkę, dopóki czegoś nie odegrałam. Wczoraj było I'm Too Sexy. Gdy śpiewał I'm too sexy for Milan, too sexy for Milan, New York and Japan, musiałam chodzić w holu po wyimaginowanym wybiegu. W odpowiednim nastroju mogło nawet być zabawnie. Czasami się uśmiechałam. Ale to był mój pierwszy dzień z Mirandą i nie mogłam się spóźnić z przygotowaniami, po prostu nie mogłam. Miałam ochotę zrobić mu krzywdę za to, że mnie zatrzymuje, podczas gdy wszyscy inni przemykali przy stanowisku ochrony przez bramki po obu stronach.

If they don't give me a lots ofcredit, I just walk away – ay - wymruczałam, przeciągając i wyciszając słowa przy końcu, dokładnie jak Madonna.

Uniósł brwi.

– Gdzie twój entuzjazm, moja droga?

Pomyślałam, że dostanę szału, jeżeli znów usłyszę jego głos, więc cisnęłam swoją torbę z gazetami na ladę, wyrzuciłam ramiona w powietrze, a biodra wypchnęłam w lewo, dramatycznie wydymając usta.

A materiał! A materiał! A materiał! A materiał… GIRL! - prawie wrzasnęłam, a on gdakał, klaskał i szuuuu! Przepuścił mnie.

Do zapamiętania: przedyskutować z Eduardem, kiedy i w jakiej sytuacji stosowne jest robienie ze mnie kompletnej idiotki. Ponownie zanurkowałam do windy i przemknęłam obok Sophy, która uprzejmie otworzyła drzwi korytarza, zanim zdążyłam choćby poprosić. Pamiętałam nawet, żeby zrobić postój w miniaturowej kuchni i nałożyć trochę lodu do jednego z pucharków Baccarata, które trzymałyśmy w specjalnej szafce nad mikrofalówką wyłącznie dla Mirandy. Ze szklanką w jednej ręce i gazetami w drugiej wyszłam zza rogu i zderzyłam się z Jessicą, znaną też jako Dziewczyna od Manikiuru. Wyglądała jednocześnie na poirytowaną i spanikowaną.

– Andrea, zdajesz sobie sprawę, że Miranda jest w drodze do biura? – zapytała, mierząc mnie wzrokiem z góry na dół.

– Jasne. Mam tu jej gazety i wodę, a teraz muszę zanieść je do gabinetu, więc jeśli mi wybaczysz…

– Andrea! – zawołała, gdy przebiegłam obok. Kostka lodu wyleciała ze szklanki i wylądowała przed działem artystycznym. – Pamiętaj, żeby zmienić buty!

Stanęłam w miejscu jak wryta i spojrzałam w dół. Miałam na sobie zabawne tenisówki z rodzaju tych, które zaprojektowano wyłącznie po to, żeby wyglądały odlotowo. Zasady ubierania się – te niewypowiedziane i inne – uległy oczywiście rozluźnieniu podczas nieobecności Mirandy i chociaż absolutnie wszyscy w biurze wyglądali fantastycznie, każdy miał na sobie coś, czego za żadne skarby świata nie włożyłby w obecności Mirandy. Moje jaskrawoczerwone tenisówki były tego idealnym przykładem.

Zanim dotarłam do biura, oblałam się potem.

– Cześć, mam wszystkie gazety i kupiłam też czasopisma, na wszelki wypadek. Jedyny problem, że chyba nie mogę mieć tych butów, prawda?

Emily wyszarpnęła z ucha słuchawkę i pozwoliła jej zwisać z biurka.

– Nie, oczywiście, że nie możesz ich mieć na sobie. – Chwyciła słuchawkę, wystukała cztery cyfry i oznajmiła: – Jeffy, przynieś mi parę od Jimmy'ego w rozmiarze… – Spojrzała na mnie.

– Dziewięć i pół. – Wyjęłam z szafy małą butelkę pellegrino i napełniłam szklankę.

– Dziewięć i pół. Nie, teraz. Nie, Jeff, mówię serio. Natychmiast. Andrea ma na nogach tenisówki, na litość boską, czerwone tenisówki, a Ona może tu być w każdej chwili. Okej, dzięki.

W tym momencie zauważyłam, że podczas tych czterech minut, które spędziłam na dole, Emily zdołała zmienić sprane dżinsy na skórzane spodnie, a swoje własne zabawne tenisówki na szpilki bez palców. Sprzątnęła też całe biuro, chowając to, co miałyśmy na biurkach, do szuflad, i wpychając do szafy wszystkie otrzymane prezenty, które nie zostały jeszcze przetransportowane do mieszkania Mirandy. Powlekła usta świeżą warstwą błyszczyku i dodała trochę koloru policzkom, a teraz kiwała na mnie, żebym zaczęła się ruszać.

Chwyciłam torbę z gazetami i wysypałam wszystkie na stos na kopioramę w jej gabinecie, coś w rodzaju podświetlanego stołu, przy którym, jak twierdziła Emily, Miranda stała godzinami i przeglądała filmy, które nadchodziły po sesji zdjęciowej. Ale tu także lubiła mieć ułożone gazety i jeszcze raz zajrzałam do notatnika, żeby sprawdzić właściwą kolejność. Najpierw New York Times, następnie Wall Street Journal, a potem Washington Post. I tak dalej, i tak dalej, według wzorca, którego nie potrafiłam rozszyfrować, każda lekko zachodząca na brzeg następnej, aż leżały na stole wachlarzem, cała formacja. Women’s Wear Daily stanowiło jedyny wyjątek: miało być umieszczone na środku biurka.

– Już jest! Andrea, chodź tu, ona jest w drodze na górę – usłyszałam syk Emily z sekretariatu. – Jurij właśnie do mnie dzwonił, że ją podwiózł.

Położyłam WWD na jej biurku, ustawiłam pellegrino w narożniku biurka na lnianej serwetce (Po której stronie? Nie mogłam sobie przypomnieć, po której powinno stać stronie) i jak strzała umknęłam z gabinetu, rozglądając się dookoła po raz ostatni, żeby sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Jeff, jeden z asystentów w dziale mody, który pomagał w porządkowaniu garderoby do sesji, podrzucił mi pudełko z butami owinięte gumową opaską i czmychnął. Natychmiast szarpnęłam pokrywkę. Wewnątrz była para butów na obcasie od Jimmy'ego Choo z paskami z wielbłądziej sierści oplatającymi stopę i klamerkami umieszczonymi w środku tego wszystkiego, wartych prawdopodobnie około ośmiuset dolarów. Cholera! Musiałam je włożyć. Jednym szybkim ruchem zrzuciłam tenisówki i przepocone już skarpetki i wsunęłam je pod biurko. Prawy wszedł dość łatwo, ale miałam za krótki paznokieć, żeby zwolnić klamerkę na lewym, aż wreszcie… jest! Podważyłam ją i wepchnęłam lewą stopę, patrząc, jak paski wrzynają się w już opuchnięte ciało. Podczas kilku kolejnych sekund zdołałam zapiąć klamrę i właśnie ponownie siadałam prosto, kiedy weszła Miranda.

Zamarłam. Kompletnie sparaliżowało mnie w pół ruchu, mój mózg pracował dość szybko, żebym zrozumiała, jak śmiesznie muszę wyglądać, ale nie dość szybko, żebym się poruszyła. Natychmiast mnie zauważyła, prawdopodobnie dlatego, że spodziewała się zobaczyć Emily siedzącą na starym miejscu, i podeszła. Oparła się o kontuar, który biegł ponad moim biurkiem, pochyliła nad nim i zbliżyła do mnie, aż była w stanie obejrzeć całą moją postać, podczas gdy znieruchomiała siedziałam na krześle. Jej jasne, niebieskie oczy przesunęły się w górę i w dół, z boku na bok, zmierzyły moją białą koszulę, czerwoną dżinsową minispódniczkę z Gapa, już zapięte sandały z sierści wielbłąda od Jimmy'ego Choo. Czułam, jak bada mnie centymetr po centymetrze, skórę, włosy i ubranie; jej oczy przesuwały się niesamowicie szybko, ale twarz pozostała nieruchoma. Nachyliła się jeszcze bardziej, aż wreszcie jej twarz znalazła się w niewielkiej odległości od mojej i mogłam wyczuć fantastyczny aromat szamponu oraz kosztownych perfum, tak blisko, że zdołałam dostrzec bardzo drobne linie wokół jej ust i oczu, niewidoczne z bardziej komfortowej odległości. Ale nie mogłam zbyt długo wpatrywać się w jej twarz, bo ona uważnie badała moją. Nie dostrzegłam najmniejszej nawet oznaki rozpoznania, że a) spotkałyśmy się przecież już wcześniej, b) byłam jej nową pracownicą lub c) nie byłam Emily.

– Witam, pani Priestly – pisnęłam impulsywnie, chociaż gdzieś głęboko w duchu wiedziałam, że ona nie wypowiedziała jeszcze ani słowa. Ale napięcie stało się nieznośne i nic nie mogłam na to poradzić, wyrwało mi się. – Taka jestem podniecona, że będę dla pani pracować. Bardzo dziękuję za szansę na… – Zamknij się! Po prostu zamknij tę swoją głupią gębę! Kompletny brak godności.

Odeszła. Skończyła mierzyć mnie z góry na dół, odepchnęła się od kontuaru i odeszła, kiedy wyjąkałam zdanie do połowy. Czułam żar wypływający na twarz, falę zakłopotania, bólu i upokorzenia, wszystko zmieszane razem, a fakt, że czułam spojrzenie Emily wpatrującej się we mnie z wściekłością, niczego nie ułatwiał. Uniosłam rozpaloną twarz i stwierdziłam, że Emily rzeczywiście wpatruje się we mnie z wściekłością.

– Czy Biuletyn jest uaktualniony? – zapytała Miranda, nie adresując pytania do nikogo konkretnie, gdy weszła do swojego gabinetu i, jak zauważyłam z zadowoleniem, podeszła wprost do podświetlanego stołu, gdzie ułożyłam gazety.

– Tak, Mirando, proszę – powiedziała uniżenie Emily, wbiegając za nią i wręczając podkładkę, do której przypinałyśmy wszystkie wiadomości dla Mirandy, w miarę jak przychodziły.

Siedziałam cichutko, w antyramach, które wisiały na ścianie, obserwując Mirandę niespiesznie poruszającą się po gabinecie: jeżeli patrzyłam na szkło, a nie na same fotografie, widziałam jej odbicie. Emily natychmiast zajęła się czymś przy swoim biurku i zapanowała cisza. Zastanawiałam się, czy w ogóle nie rozmawiamy ze sobą ani z nikim innym, kiedy ona jest w biurze? Napisałam pośpiesznie maił do Emily, pytając ją o to; widziałam, że go dostała i przeczytała. Odpowiedź nadeszła od razu: „Zgadza się. Jeżeli musimy porozmawiać, szepczemy. W innym razie ani słowa. I NIGDY nie odzywaj się do niej, jeżeli ona się nie odezwie. I NIGDY nie nazywaj jej panią Priestly – tylko Mirandą. Jasne?”. Znów poczułam, jakby ktoś wymierzył mi policzek, ale przeniosłam wzrok i kiwnęłam głową. I wtedy właśnie zauważyłam płaszcz. Leżał sobie, ogromny zwał przepięknego futra, zwinięty na końcu mojego biurka, z jednym rękawem zwisającym z brzegu. Spojrzałam na Emily. Przewróciła oczami, machnęła ręką w kierunku szafy i bezgłośnie poruszyła ustami: „Powieś to”. Był ciężki jak mokra kołdra dopiero co wyjęta z pralki i potrzebowałam obu rąk, żeby nie pozwolić mu wlec się po podłodze, ale ostrożnie powiesiłam go na jednym z jedwabnych wieszaków i delikatnie, cichutko, zamknęłam drzwi.

Nie zdążyłam jeszcze usiąść, gdy Miranda zjawiła się obok mnie i tym razem jej oczy bez przeszkód mogły wędrować po moim ciele. Chociaż wydaje się to niemożliwe, czułam gorąco ogarniające każdą część, którą zmierzyła wzrokiem, jednak byłam jak sparaliżowana, niezdolna zanurkować w stronę biurka. W chwili gdy moje włosy miały już buchnąć płomieniem, te nieubłagane niebieskie oczy ostatecznie zatrzymały się na poziomie moich.

– Poproszę o mój płaszcz – powiedziała cicho, patrząc wprost na mnie. Zadałam sobie w duchu pytanie, czy ona się zastanawia, kim jestem, czy też nie zauważyła różnicy, a może nic jej nie obchodzi, że właściwie obca osoba udaje jej asystentkę. W jej wzroku nie błysnął nawet ślad rozpoznania, mimo że moja rozmowa wstępna z nią miała miejsce zaledwie trzy tygodnie wcześniej.

– Naturalnie – zdołałam wykrztusić i ponownie udałam się w stronę szafy, co okazało się niewygodnym manewrem, ponieważ ona stała między szafą a mną. Odwróciłam się bokiem, nie chcąc jej potrącić, i spróbowałam się prześlizgnąć obok, sięgając, żeby otworzyć drzwi, które właśnie zamknęłam. Nie przesunęła się nawet o centymetr, żeby mnie przepuścić, czułam to spojrzenie kontynuujące wędrówkę. W końcu, na szczęście, moje dłonie zamknęły się na futrze i ostrożnie je wyswobodziłam. Miałam ochotę rzucić je do niej, żeby sprawdzić, czy złapie, ale powstrzymałam się w ostatniej sekundzie i przytrzymałam płaszcz jak dżentelmen dla damy. Wślizgnęła się w niego jednym zgrabnym ruchem ramion i wzięła do ręki telefon komórkowy, jedyną rzecz, którą przyniosła ze sobą do biura.

– Poproszę dziś wieczorem o Książkę, Emily – powiedziała, pewnym krokiem wychodząc z biura, prawdopodobnie nawet nie zauważając grupki trzech kobiet stojących w korytarzu, które na jej widok rozpierzchły się na boki, przyciskając podbródki do piersi.

– Tak, Mirando. Każę Andrei przynieść ją na górę.

I tyle. Wyszła. Wizyta, która wywołała panikę na skalę całego biura, gorączkowe przygotowania, a nawet poprawki garderoby i makijażu, trwała mniej niż cztery minuty i odbyła się – przynajmniej tak mi mówiły moje niedoświadczone oczy – bez absolutnie żadnej przyczyny.

Загрузка...