ROZDZIAŁ XXVII

Honor Harrington siedziała przy oknie w nastroju równie mrocznym, co przestrzeń za płytą z przezroczystego armoplastu. Podobnie czuli się pozostali siedzący przy stole — admirał Matthews, Alice Truman i Alistair McKeon.

Dziewiętnastu. Dziewiętnastu członków załogi HMS Madrigal odbili żywych. Liczba ta przełamała posłuszeństwo wobec rozkazów komandora Theismana. W bazie danych na Blackbirdzie nie było żadnych informacji o jakichkolwiek jeńcach, ale to właśnie Theisman zdejmował ich z wraku, więc doskonale wiedział, ilu uratował. A uratował pięćdziesięciu trzech, z czego dwadzieścia sześć to były kobiety. Wśród dziewiętnastki uratowanych jedynie Mailing Jackson i Mercedes Brigham były płci żeńskiej, a Fritz Montoya był blady z wściekłości, gdy relacjonował obrażenia wewnętrzne i złamania kości komandor Brigham.

Theisman był obecny przy tej relacji, czego Honor osobiście dopilnowała.

— Przysięgam, że nie wiedziałem, jak źle to naprawdę wygląda, ma’am — wykrztusił, gdy odzyskał głos. — Proszę mi wierzyć. Wiedziałem, że ich biją i robią różne rzeczy, ale… nawet gdybym chciał, nie mogłem nic zrobić… a naprawdę nie wiedziałem, że jest aż tak źle.

Mówił szczerze i udowodnił to. Honor w pierwszej chwili chciała go znienawidzić, gdy dowiedziała się od bosmana z Madrigala, że to rakieta z salwy wystrzelonej przez Theismana zabiła admirała Courvosiera, ale nie potrafiła, widząc jego reakcję.

— Wierzę panu, komandorze — powiedziała spokojnie i spytała. — Jest pan gotów zeznawać w tej sprawie przed graysońskim sądem? Nikt nie będzie pana pytał o powody „emigracji” na Masadę, mam w tej sprawie obietnicę admirała Matthewsa, ale niewielu prawdziwych mieszkańców tej planety zechce dobrowolnie zeznawać przeciwko Williamsowi i reszcie.

Tę „resztę” stanowiło dwóch strażników z bloku więziennego — wzięto ich do niewoli, zanim znaleziono jeńców. Pozostali zginęli w walce albo w czasie próby ucieczki, jak głosiła oficjalna wersja. Honor nie wnikała w szczegóły, podobnie jak nie pytała Ramireza, jakim cudem tak szybko dysponował pełną listą winnych — od zastępcy Williamsa po szeregowych strażników z bloku więziennego.

— Tak, ma’am — odparł Theisman zdecydowanie. — Będę zeznawał przed każdym sądem, jeśli zajdzie taka potrzeba. I… przepraszam, kapitan Harrington. Jest mi naprawdę bardziej przykro, niż potrafię to wyrazić.

Baza danych nie zawierała informacji o jeńcach, ale za to masę innych, ciekawych, choć nie zawsze miłych nowin. Na przykład pełne dane drugiego okrętu przekazanego Masadzie przez Ludową Marynarkę. Nie był to bynajmniej ciężki krążownik.

— Cóż… — odezwała się w końcu Honor. — Teraz przynajmniej wiemy.

— Wiemy — przyznała cicho Truman i po chwili spytała o to, o co wszyscy chcieli zapytać od momentu, w którym się dowiedzieli. — Co teraz zrobimy, ma’am?

Honor uśmiechnęła się półgębkiem bez odrobiny humoru, bo odpowiedź na dobrą sprawę znali wszyscy. Miała uszkodzony ciężki krążownik, niezdolny do walki lekki krążownik i uszkodzony niszczyciel, a przeciwko sobie w pełni sprawny krążownik liniowy klasy Sultan o masie ośmiuset pięćdziesięciu tysięcy ton. Tego, co zostało z graysońskiej floty, nie należało nawet brać pod uwagę — z równym powodzeniem mogła ich załogi własnoręcznie rozstrzelać, skutek byłby taki sam jak po pierwszej salwie Thunder of God. Zresztą sama nie miała o wiele większych szans — okręty klasy Sultan były prawie dwukrotnie lepiej uzbrojone niż krążowniki klasy Star Knight, miały pięć razy pojemniejsze magazyny amunicyjne i znacznie potężniejsze generatory osłon burtowych. Nie było sensu się oszukiwać — niewielu członków załogi przeżyje, jeśli dojdzie do boju spotkaniowego Fearless i Troubadoura z Thunder of God.

— Zrobimy, co będziemy mogli, Alice — powiedziała cicho, i odwracając się od okna, dodała normalnym już tonem: — Istnieje możliwość, że zrezygnują. Stracili wszystkie lokalnie zbudowane okręty i bazę, co oznacza, że Haven przestało mieć oficjalną osłonę i wymówkę. Dowódca tego okrętu będzie tego tak samo świadom, jak my jesteśmy. W dodatku nie wie, jak szybko możemy spodziewać się posiłków.

— Ale my wiemy, ma’am — odezwał się spokojnie McKeon. — Frachtowce dotrą do układu Manticore za dziewięć dni, flota potrzebuje czterech, by tu dotrzeć, a ile czasu zajmie podjęcie decyzji i zebranie okrętów…

— Wiem. — Honor spojrzała na Truman. — Apollo ma w pełni sprawny napęd, Alice. Możesz skrócić nasz czas oczekiwania przynajmniej o pięć dni.

— Wiem, ma’am — komandor Truman miała głęboko nieszczęśliwą minę i nie próbowała tego ukryć, wiedząc, że w walce jej okręt nie przyda się absolutnie na nic.

— W drodze powrotnej na Graysona trzeba się dobrze zastanowić, Alistair. Jeżeli będziemy zmuszeni walczyć, nie możemy walczyć standardowo, bo w takim wypadku nie mamy szans.

— Zgadza się, ma’am — przyznał McKeon.

Admirał Matthews odchrząknął, toteż Honor spojrzała nań pytająco.

— Nikt z nas nie podejrzewał aż takiej dysproporcji sił, kapitan Harrington. Pani i pani podkomendni zrobiliście już więcej i wycierpieliście więcej, niż ktokolwiek mógłby oczekiwać — powiedział spokojnie Matthews. — Mam nadzieję, że kapitan Thunder of God będzie miał dość rozsądku, by zrozumieć, że jego mocodawcy z Masady przegrali, i wycofa się. Jeżeli nie, Grayson przetrwa parodniowe rządy fanatyków, a potem zjawią się tu posiłki Królewskiej Marynarki i rządy te się skończą.

Zamilkł, a Honor doskonale wiedziała dlaczego, podobnie jak zdawała sobie sprawę, dlaczego nie powiedział wprost tego, co miał na myśli. Wiedział, że jej okręty mają nikłą szansę przetrwania starcia z krążownikiem liniowym i jako mężczyzna wolał, by się wycofała i przeżyła. Jako admirał zaś wolałby, aby została, bowiem zdawał sobie sprawę, że fanatycy stracą resztki zdrowego rozsądku, gdy dowiedzą się, co się stało z ich okrętami i bazą. A nawet gdy mieli jeszcze resztki rozsądku, robili rzeczy irracjonalne, co w połączeniu z wielokrotnie deklarowaną gotowością do zbombardowania planety stwarzało ponurą perspektywę. Z jej punktu widzenia przesądzało to sprawę, bowiem jedynie obecność Fearless i Troubadoura stała między pewnością, że na Graysona nie spadną rakiety z głowicami nuklearnymi, a pobożnym życzeniem, by to nie nastąpiło. Mieli niewielkie szanse — fakt, ale jeżeli się wycofają…

— Może i tak, admirale — przyznała spokojnie. — Ale biorąc pod uwagę, co dotąd zrobili i z jakim uporem usiłują zrealizować swoje plany, nie sposób przewidzieć, jak postąpią. Jak dotąd zresztą ich postępowania nie można nazwać ani logicznym, ani rozsądnym, a moim obowiązkiem jest obrona planety.

— Nie jesteście z Graysona, kapitan Harrington. — Głos Matthewsa był prawie przepraszający.

— Nie jesteśmy. Ale wiele z wami przeżyliśmy, a poza tym jesteśmy coś winni tym zboczeńcom z Masady. — uśmiechnęła się krzywo, słysząc przypominające warkot potakujące mruknięcie McKeona. — Admirał Courvosier oczekiwałby, że będę walczyła razem z wami, tak jak on to zrobił… A co ważniejsze, moja królowa tego po mnie oczekuje… Najważniejsze zaś jest to, że ja również spodziewałabym się po sobie takiego zachowania… Nigdzie nie lecimy, admirale Matthews; jeżeli ta banda religijnych sadystów chce podbić Graysona, najpierw będzie musiała nas pokonać.


— Obawiam się, że to potwierdzona informacja — potwierdził posępnie Yu, przyglądając się ambasadorowi Ludowej Republiki Haven, Jacobowi Lacy’emu.

Znajdowali się w gabinecie tego ostatniego i obaj wyglądali równie ponuro. Lacy był emerytowanym oficerem Ludowej Marynarki, dzięki czemu, w przeciwieństwie do przeważającej większości korpusu dyplomatycznego, nie zasługiwał zdaniem Yu na pogardę i lekceważenie.

— Cholera — mruknął zmartwiony Lacy. — Breslau także?

— Wszystkie okręty poza Virtue. Theisman posłał mu skondensowany meldunek tuż przed rozpoczęciem ataku, a jego los znamy z ostatnich raportów, jakie zdołała przekazać baza na Blackbirdzie. Praktycznie pozostał tylko mój okręt.

W jego głosie słychać było tłumioną furię i żal. Gdyby emiter numer 5 nie uległ uszkodzeniu, byłby w systemie Yeltsin i albo nie doszłoby do tej bitwy, albo miałaby ona diametralnie inny przebieg. A tak zaplanowana na dwanaście godzin naprawa przeciągnęła się w dwudziestopięciogodzinną, a potem upór tego idioty Simondsa kosztował ich kolejne półtorej doby. Gdyby ten pomysł nie był czystym wariactwem, Yu przysiągłby, że ten niekompetentny kretyn robił, co mógł, by opóźnić ich odlot! A rezultat spóźnienia był katastrofalny.

— Jakie mają teraz szanse ci zboczeńcy, kapitanie? — spytał Lacy.

— Żadne. Mogą leżeć krzyżem, modlić się i czekać na cud, efekt będzie ten sam. Naturalnie mogę zniszczyć Harrington. Oberwę przy tej okazji, fakt, bo krążowniki klasy Star Knight to trudny przeciwnik, ale wygram. Tylko że to niczego nie zmieni, bo ona już posłała po pomoc. W bitwie wzięły udział wszystkie jej okręty, ale wcześniej odesłała frachtowce, a to oznacza, że posiłki dotrą tu najdalej za dwanaście dni. A przybędą na pewno i nie pozwolą się zbyć dyplomacją. Zniszczyliśmy okręt Królewskiej Marynarki i uszkodziliśmy co najmniej dwa inne, sądząc z meldunków z bazy. A Harrington na pewno zdobyła dowody, że Principality to nasz okręt, może nawet wie, że tak naprawdę nazywał się Breslau. Niezależnie od tego, co o tym sądzi sztab czy gabinet, tym razem Royal Manticoran Navy nie uwierzy w kłamstwa i nie pozostanie bezczynna.

— A jeżeli Grayson zostanie zdobyty przed przybyciem posiłków? — sądząc z tonu, Lacy znał odpowiedź. Yu prychnął pogardliwie.

— To niczego nie zmieni, a poza tym wątpię, by mieszkańcy Graysona poddali się, wiedząc, że pomoc jest w drodze. A wtedy ten idiota Simonds zarządzi „demonstracyjne uderzenie jądrowe”. Sam by się, kutas, jądrami rąbnął… przepraszam, panie ambasadorze. Jeżeli wyda taki rozkaz, odmówię jego wykonania.

— To oczywiste! Nie ma moralnego usprawiedliwienia dla masakrowania cywilów bronią masowego rażenia. Rzeź taka wywołałaby katastrofalne reperkusje dyplomatyczne.

— Co w takim razie mam robić? — spytał cicho Yu.

— Nie wiem — wyznał Lacy, trąc skronie.

Następnie utkwił wzrok w suficie i przez naprawdę długą chwilę milczał. W końcu westchnął ciężko i oświadczył:

— Tę operację należy spisać na straty i to nie z pańskiej winy, kapitanie.

Yu przytaknął, choć bez większego przekonania, że dowództwo podzieli punkt widzenia ambasadora Lacy’ego.

— Władze Graysona dostaną teraz zadyszki z pośpiechu, by podpisać traktat z Królestwem Manticore, bo ostatnie wydarzenia nie tylko potwierdziły realność zagrożenia ze strony Masady, ale i fakt naszej pomocy tym fanatykom. Można powiedzieć, że wepchnęliśmy Graysona w objęcia Królestwa. Wdzięczność, rozsądek i instynkt samozachowawczy połączą ich — nie ma cienia wątpliwości. I nie widzę sposobu, by temu zapobiec. Gdyby nasi szurnięci gospodarze działali energiczniej albo zgodzili się na pobyt w systemie Endicott eskadry czy dwóch jako wsparcia, wszystko wyglądałoby inaczej. Ale tak się nie stało i mamy, co mamy… Na dobrą sprawę korci mnie, żeby umyć ręce, problem w tym, że po podpisaniu tego traktatu będziemy bardziej niż kiedykolwiek potrzebować bazy w tym systemie. I choć najchętniej obserwowałbym z boku, jak ktoś wreszcie robi porządek z tą bandą zboczeńców religijnych, prawda jest taka, że będziemy ich potrzebować. A oni nas, i to bardziej niż dotąd, bo nowi sojusznicy będą mieli ochotę wyrównać rachunki. Problem polega głównie na tym, by rządzący Masadą pożyli wystarczająco długo, by to zrozumieć.

— Fakt. I jak mamy tego dokonać?

— Grając na zwłokę. To wszystko, co możemy zrobić. Wyślę kuriera z prośbą o wizytę kurtuazyjną eskadry liniowej, ale dolecą tu najwcześniej za standardowy miesiąc. W jakiś sposób musimy przez ten czas powstrzymać tych furiatów przed zrobieniem czegoś głupiego, a raczej głupszego niż zwykle. A równocześnie będziemy musieli odeprzeć atak Królewskiej Marynarki na ten system.

— Jeżeli nam się uda, będzie to rzeczywiście niezły numer, jeśli można tak to ująć.

— Nie wiem, czy mi się uda, ale nie mamy innego wyjścia — odparł Lacy spokojnie. — Jeżeli zdoła ich pan powstrzymać od wszczynania awantur w systemie Yeltsin, pański okręt będzie w pogotowiu, gdy przybędą posiłki z Manticore. Chciałbym, żeby powiedział mi pan teraz naprawdę szczerze jedną rzecz. Czy jeśli komandor Theisman lub któryś z jego ludzi przeżyli i dostali się do niewoli, będą się trzymali oficjalnej wersji?

— Będą — odparł Yu bez chwili wahania. — Nikt w nią oczywiście nie uwierzy, ale oni mają pełen komplet oficjalnych dokumentów na jej potwierdzenie i na pewno wykonają rozkazy.

— Dobrze. W takim razie zrobimy tak: pan będzie opóźniał poczynania młodszego Simondsa, a ja popracuję nad starszym i resztą Rady. Jeśli zdołamy zapobiec ofensywie przeciwko Graysonowi i zachować pański krążownik w pełnej sprawności bojowej, spróbuję przeszkodzić Królestwu w ukaraniu Masady. Kiedy w systemie Endicott pojawią się okręty Królewskiej Marynarki, Thunder of God stanie się na powrót Saladinem, okrętem Ludowej Marynarki, broniącym sojusznika Ludowej Republiki Haven.

— Przecież oni tego nie kupią!

— Prawdopodobnie nie, ale zmusi ich to do zastanowienia się nad skutkami wszczęcia otwartej wojny z nami. To stworzy okazję do rozmów i jeżeli będę mówił wystarczająco szybko, a władze Masady zgodzą się na stosownie wysokie odszkodowanie, może uda się zapobiec natychmiastowej inwazji i zdobyciu całego systemu przez RMN do chwili pojawienia się naszych posiłków.

— Przecież Masada nie ma środków, by mogłaby zapłacić jakiekolwiek odszkodowania, i obaj o tym doskonale wiemy. Wydatki na zbrojenia doprowadziły gospodarkę do bankructwa!

— Wiem. Oznacza to, że będziemy musieli im pożyczyć, a więc w rzeczy samej kupimy ich.

— Wiem, że ma pan niewiele możliwości, ale to jest naprawdę nieprawdopodobna kombinacja. — Yu potrząsnął głową. — I gwarantuję, że ci pomyleńcy się na to nie zgodzą. Przynajmniej nie dobrowolnie. Wydaje mi się, że oni mają większego fioła, niż sądziliśmy, a jedno wiem na pewno: Simonds, a raczej obaj Simondsowie są zdecydowani nie dopuścić do tego, by Masada stała się częścią Republiki.

— Nawet jeśli alternatywą będzie zniszczenie wszystkiego, w co wierzą, i kolonizacja Masady przez Graysona i Królestwo Manticore?

— Nawet wtedy. Poza tym oni muszą dojrzeć do tego, żeby przyznać, że jest to jedyna alternatywa. Wie pan jak to jest z fanatykami religijnymi, a przesądy tych tutaj są bardziej powikłane od większości.

— Wiem — westchnął Lacy. — I dlatego nie możemy im wyjawić, co planujemy, dopóki nie będzie za późno, żeby mogli coś zepsuć. Pozostaje nam liczyć na to, że gdy się już dowiedzą, o co nam chodzi, przyznają nam rację.

— To byłby cud! — stwierdził z przekonaniem Yu. — Nie jest pan przypadkiem zbytnim optymistą, panie ambasadorze?

— Kapitanie, nikt nie wie lepiej niż ja, jaki worek żmij daję panu w prezencie. — Lacy uśmiechnął się smętnie. — Ale to jest jedyne, co mogę panu dać. Poradzi pan sobie z nimi?

— Wątpię — odparł uczciwie Yu. — Ale muszę spróbować. Nie widzę innej możliwości!


— …Nie widzę innej możliwości! — powiedział glos kapitana Yu i Diakon Sands wyłączył magnetofon.

W sali Rady zapadła dzwoniąca w uszach cisza. Sands spojrzał na najstarszego Simondsa, ale ten przyglądał się pałającymi oczyma nieruchomej twarzy brata.

— I to byłoby tyle, jeśli chodzi o twoich drogocennych sojuszników, Matthew, żeby ich piekło pochłonęło! — prychnął z uczuciem Thomas Simonds. — Zresztą twoi ludzie spisali się niewiele lepiej!

Matthew przygryzł wargę — przerażona wrogość Rady była prawie aż nazbyt wyczuwalna; czego by nie powiedział i tak nic by to nie dało. Toteż milczał, czując spływający po czole pot. Zdziwił się więc solidnie, gdy usłyszał rzeczowy głos Hugginsa:

— Z całym szacunkiem, ale nie sądzę, by winą można było obarczyć wyłącznie Miecz Wiernych. To my poleciliśmy mu opóźnić całą operację militarną jak długo się tylko da.

Thomas spojrzał na Hugginsa pełnym niedowierzania wzrokiem, nie wierząc w to, co słyszy. Nienawiść i zazdrość, jakie Huggins żywił wobec Matthewa, były legendarne. Tymczasem Huggins kontynuował spokojnie:

— Kazaliśmy mu robić to, co uznaliśmy za najlepsze, ale nie wzięliśmy poprawki na siły szatana, bracie. Nasze okręty i baza zostały zniszczone przez jego nierządnicę. — W głosie Hugginsa pojawiła się czysta nienawiść. — To ona sprofanowała to, co dla nas najświętsze. Przeciwstawiła się Woli Bożej i Jego Dziełu i trudno mieć o to pretensje do Miecza Simondsa, bo to my wystawiliśmy go na działanie diabelskiego pomiotu.

Zebrani zastygli w oczekiwaniu i Huggins uśmiechnął się zimno.

— Co się natomiast tyczy naszych „sojuszników”… Przecież to niewierni bezbożnicy i od samego początku wiedzieliśmy, że ich cele różnią się od naszych. Czyż to nie strach przed staniem się częścią Haven doprowadził nas do uznania „Machabeusza” za rozwiązanie lepsze od inwazji? — Wzruszył ramionami. — Myliliśmy się. Machabeusz zawiódł, jeżeli w ogóle dotrzymał słowa. Bowiem albo jego próba się nie powiodła, albo też nigdy jej nie podjął. A po wspólnych walkach ladacznica rządząca Królestwem Manticore i Heretycy staną się sobie bliżsi niż bracia. To nieuniknione, jeśli pozwolimy diabłu zatryumfować.

Thomas oblizał wargi i spytał ostrożnie, przerywając ciszę:

— Sądząc z ostatniej uwagi, masz, bracie, jakąś propozycję. Czy możemy ją poznać?

— Poganie nie zdają sobie sprawy z tego, że ich podsłuchujemy, bo inaczej nie rozmawialiby głośno o zdradzie. — Huggins zaczął w miarę normalnym tonem i Matthew odruchowo ugryzł się w język — interpretacja zachowania przedstawicieli Haven podana przez Hugginsa nie zgadzała się z jego oceną, ale przezorniej było zmilczeć. — Myślą, że zrobią głupców z ludzi wykonujących Dzieło Boże, o którym nawet nie pomyśleli, jako że jest im obojętne. Jedyne, czego chcą, to zmusić nas do ”sojuszu” przeciwko swoim wrogom. Wszystko, co od tej chwili nam powiedzą, będzie służyło tylko temu celowi i dlatego musimy to, bracia, traktować jako słowa szatana. Czyż nie jest to prawda?

Rozejrzał się — odpowiedziały mu potakujące skinienia. Zebrani wyglądali tak, jakby dostrzegli w lustrze szatana we własnej, rogatej osobie, co do pewnego stopnia było prawdą. Zdali sobie bowiem sprawę z przegranej, czyli z katastrofy, która dotknęła całą planetę za sprawą ich machinacji. Przerażało ich to, a jedyną stałą we wszechświecie, który z ich punktu widzenia stanął na głowie, była Wiara. Huggins postanowił to wykorzystać, dlatego zaczął używać proroczego tonu i biblijnych sformułowań.

— Skoro więc nie możemy im ufać, należy poczynić własne plany i zrealizować je w Imię Boże. Uważają, że nasza sytuacja jest beznadziejna, my zasię bracia wiemy, że Bóg jest z nami. Mamy wypełnić Jego Wolę i dokończyć Jego Dzieło, nie możemy więc pozwolić sobie na zwątpienie. Zaiste powiadam wam: nie może być Trzeciego Upadku.

— Amen — wymamrotał ktoś.

Matthew Simonds poczuł, że coś mu drgnęło w duszy. Był wojskowym, niezależnie od tego, co twierdził Yu; większość decyzji, które doprowadzały tego niedowiarka do szału, podejmował właśnie z wojskowych pobudek. Tylko że Yu nie miał pojęcia — bo nie miał prawa mieć — o skali posunięć przeciwko Graysonowi. Z tego co wiedział, Yu musiał uważać Simondsa za rozhisteryzowanego przygłupa. Matthew zdawał sobie w pełni sprawę, że z militarnego punktu widzenia ich sytuacja jest tragiczna. Ale był też głęboko wierzący. Wierzył — mimo ambicji, wykształcenia i kontraktów z poganami — i słuchając słów Hugginsa, usłyszał głos Wiary.

— Szatan przebiegły jest — ciągnął Huggins kaznodziejskim tonem. — Dwakroć już odsunął człowieka od Boga, używając swych służebnic jako narzędzia. Teraz próbuje raz trzeci, za narzędzie mając Wszetecznicę z Manticore i jej godną służkę, nierządnicę Harrington. Gdybyśmy, bracia, spoglądali na swą sytuację oczyma ciała, zaiste byłaby ona bez nadziei. Aliści mamy takoż oczy inne: oczy duszy, oczy Wiary. Ileż razy musimy dać się omamić szatanowi, nim rozpoznać zdołamy Prawdę Bożą? Musimy zaufać Bogu i podążać za Jego głosem, jako uczynił Daniel, wstępując do jaskini lwów. Powiadam wam otóż: nasza sytuacja nie jest beznadziejna. Zaprawdę, nigdy beznadziejną być nie może, jak długo Bóg jest naszym Kapitanem.

— Nikt z nas nie wątpi, że to prawda, bracie. — Nawet w głosie Thomasa słychać było szacunek. — Ale wszyscyśmy jedynie śmiertelnikami. Co nam pozostało, skoro straciliśmy całą flotę, a Haven pozbawia nas Thunder of God? Jak możemy przeciwstawić się potędze Królewskiej Marynarki, gdy ta się zjawi w naszym systemie? A zjawi się na pewno.

— Musimy tylko wykonać nasz obowiązek. Sposób, by dokończyć walkę z Heretykami, mamy w zasięgu ręki. I to zanim zjawią się okręty ladacznicy z Manticore — odparł Huggins, rezygnując po części z biblijnego stylu. — Musimy jedynie skorzystać z broni, jaką dał nam Bóg, i udowodnić, iż zaprawdę jesteśmy Mu wierni. A On już pokieruje sprawami tak, by pokonana została takowa ladacznica, jako i bezbożnicy z Haven.

— Co konkretnie masz na myśli, bracie? — spytał ostrożnie Matthew.

— Wiemy, że Królestwo słabe jest i dekadenckie. Jeśli będziemy władali Graysonem, a w systemie Yeltsin nie przetrwa żaden okręt Harrington, tylko nasza wersja wydarzeń będzie się liczyć. Co wtedy zrobi dziwka? Cofnie się przed Boskim Blaskiem. Pan nas osłoni, tak jak obiecał. Nie widzicie, że Pan dał nam sposób, by tego dokonać? — W oczach Hugginsa ponownie zapłonął mesjanistyczny ogień, gdy wskazał kościstym palcem na magnetofon Sandsa. — Znamy plany pogan, bracia! A oni nie wiedzą, że my je znamy! Bracie Simonds, gdybyś miał pełne dowództwo Thunder of God, ile czasu zajęłoby ci podbicie systemu Yeltsin?

— Około jednego dnia. Może trochę mniej, może trochę więcej, ale…

— Ale nie masz pełnego dowództwa. Poganie tego dopilnowali. Lecz jeśli udamy, że daliśmy się omamić ich kłamstwem, i uśpimy ich czujność, zachowując się tak, by uwierzyli, że wygrali, możemy to zmienić… Jaką część załogi stanowią Wierni?

— Około dwie trzecie, ale większość oficerów to bezbożnicy, a bez ich pomocy nie będziemy potrafili w pełni wykorzystać tego okrętu.

— Ale to niedowiarki — powiedział dziwnie łagodnie Huggins. — To obcy obawiający się śmierci, nawet śmierci W Imię Boga, bowiem dla nich śmierć to koniec, a nie początek jak dla nas. Jeśli będą zmuszeni walczyć, mając do wyboru walkę lub śmierć, jak sądzisz, bracie, co wybiorą?

— Walkę — szepnął Matthew. Huggins uśmiechnął się szeroko.

— A teraz mam pytanie do najstarszego z nas — powiedział tryumfalnie. — Jeśli na niewiernych z Haven spadnie przed galaktyką odpowiedzialność za inwazję na Graysona, to czy nie będą zmuszeni przynajmniej udawać, że wspierali nas świadomie? Endicott to zaledwie jeden biedny system planetarny, jeśli wyjdzie na jaw, że zmusiliśmy ich, by zrobili to, co chcieliśmy, a nie to, czego sami pragnęli, jaką opinię o nich będzie miała reszta galaktyki i podbite wcześniej planety?

— Chęć uniknięcia wstydu zaiste będzie wielka — przyznał powoli Thomas. — I to za wszelką cenę.

— Idźmy krok dalej, bracia. — Huggins przyjrzał się zebranym z ogniem w oczach. — Jeśli ladacznica z Manticore uwierzy, że za nami stoi Haven, gotowe zetrzeć jej Królestwo w pył, to czy odważy się na konfrontację? Czy też pokaże swą prawdziwą naturę, podwinie ogon i ucieknie, zostawiając Heretyków własnemu losowi?

Odpowiedzią był gardłowy pomruk obecnych.

Huggins uśmiechnął się z zadowoleniem.

— I tak oto Bóg pokazał nam drogę — oznajmił po prostu. — Pozwolimy, aby myśleli, że zyskują na czasie, ale wykorzystujemy ten czas na umieszczenie na pokładzie Thunder of God większej ilości naszych ludzi, tylu by wystarczyło do pokonania niewiernych w czasie lotu. Gdy okręt będzie należał do nas, zrobimy z niego prawdziwy Grzmot Boga. Niewierni będą mieli wybór: albo pewną śmierć z naszych rąk, albo szansę na przeżycie, jeśli pomogą nam pokonać Heretyków i służebnicę szatana. Wybiorą to drugie i przy ich pomocy zniszczymy okręty ladacznicy Harrington i odbierzemy Heretykom Graysona. A nierządnica z Manticore będzie wierzyła, że zrobiliśmy to przy pomocy Haven, które stanie za nami, bo rządzący Republiką poganie nie będą mieli odwagi przyznać, że dali się oszukać. A na dodatek spełnimy ich największe pragnienie, bo pozbawimy Manticore sojusznika i bazy w tym rejonie. Ludową Republiką kierują ambitni i skorumpowani ludzie, jeśli osiągniemy cel, na którym im zależy, wbrew ich własnemu tchórzostwu, bez wahania uznają nasz tryumf za własny!

Odpowiedziała mu pełna osłupienia cisza. A potem ktoś zaczął bić brawo — najpierw były to pojedyncze oklaski, ale szybko dołączył do nich ktoś drugi, a potem trzeci i po paru sekundach aplauz odbił się echem od sufitu. Matthew Simonds także klaskał mimo świadomości, że Huggins definitywnie zajął jego miejsce jako następcy brata. Wszedł tu, wiedząc, że są zgubieni, teraz wiedział, że był w błędzie. Pozwolił, by ogarnęło go zwątpienie, zapomniał, że jest narzędziem w ręku Boga. Nadszedł czas wielkiej próby — Bóg postanowił wypróbować Wiarę swego ludu i jedynie Huggins był w stanie rozpoznać, że Pan dał im równocześnie okazję odnowić się w wierze po Drugim Upadku!

Spojrzał w oczy Hugginsa, wstał i skłonił się, akceptując zmianę układu sił. Nawet to, że jakaś część jego świadomości podpowiadała, że pomysł Hugginsa był w istocie nieuzasadnionym ryzykiem, że stawiali wszystko na jedną kartę — albo zwyciężą, albo zginą — nie miało znaczenia.

Desperacja okazała się silniejsza od rozsądku, a trzeciego wyjścia nie było. Nie do przyjęcia była także świadomość, że swym postępowaniem zawiedli Boga i skazali na zagładę Wiarę.

I w sumie do tego właśnie wszystko się sprowadzało.

Загрузка...