ROZDZIAŁ XXXII

— Znowu odebraliśmy te impulsy grawitacyjne, sir.

— Gdzie? — Simonds pochylił się nad oficerem taktycznym.

— Tu, sir. — Porucznik Ash wskazał plamkę na ekranie i wzruszył ramionami. — Tym razem był tylko jeden impuls. Nie wiem, sir… to mogło być odbicie… nigdy samodzielnie nie kierowałem sondami zwiadowczymi…

— Hmm — mruknął Simonds i wrócił do spacerowania po mostku.

Zdawał sobie sprawę, że powinien siedzieć w fotelu kapitańskim, promieniując pewnością siebie, ale nie był do tego zdolny. Świadomość, że Yu tak by się zachowywał i w dodatku jeszcze wyglądał, jakby robił to bez żadnego wysiłku, jedynie potęgowała jego złość i niemożność usiedzenia na miejscu. Fakt, że nie spał od trzydziestu godzin i był nieludzko zmęczony, nie pomagał w zachowaniu zimnej krwi. Odganiał jednak od siebie pokusę, bowiem sen był luksusem, na który nie mógł sobie pozwolić.

Stracili dwanaście godzin, by wyśledzić układ blokujący system komputerowy na mostku i wyłączyć go. Simonds miał upokarzającą pewność, że inżynier-poganin zrobiłby to znacznie szybciej, tylko że nie miał żadnego do dyspozycji — Mount i Hara nie żyli, Valentine, Timmons i Linderman uciekli, a ten kretyn Hart zastrzelił jedynego starszego oficera, którego udało im się wziąć do niewoli.

Zanim odzyskali kontrolę nad okrętem, Yu i jego ludzie odlecieli i zniknęli w jakiejś kryjówce, co i tak niczego nie zmieniało, ponieważ nie mogli zrezygnować z ataku. Opanowanie okrętu było wypowiedzeniem wojny Ludowej Republice i jedynie Bóg oraz podbicie systemu Yeltsin mogło ocalić Wiernych przed konsekwencjami tego czynu.

Simonds zwiększył tempo marszu, nie chcąc nawet sam przed sobą przyznać, jak bardzo liczył na współpracę Yu czy choćby Manninga. Workman radził sobie w maszynowni, ale Ash jako oficer taktyczny był wyraźnie zagubiony, a nikogo lepszego nie miał. I jeszcze ta jego obsesja na punkcie anomalii grawitacyjnych w najmniej odpowiednim czasie i miejscu… Był kiepskim substytutem Manninga.

Podobnie jak on sam był kiepskim substytutem Yu, co podszeptywała mu przerażona podświadomość.


— Sonda 17 melduje o kolejnym odpaleniu sond zwiadowczych przez Saladina, ma’am.

— Przewidywany kurs?

— Taki sam jak dotychczasowe, ma’am: przeczesują sektor sześćdziesiąt stopni przed dziobem. Nie ma śladu, by sprawdzali sąsiedztwo z którejkolwiek burty.

— Dzięki, Carolyn. — Honor odwróciła się ku jednemu z ekranów fotela, na którym widziała oblicze McKeona, toteż nie dostrzegła uśmiechu, który zagościł na twarzy Wolcott, gdy użyła jej imienia. — Jesteś naszym ekspertem, Alistair. Na ile prawdopodobne jest, by odkryli nasze impulsy grawitacyjne?

— Prawie na pewno je odkryli, skoro znaleźli się wewnątrz sfery nadawania sond — odparł spokojnie McKeon — ale wątpię, by domyślili się, czym one rzeczywiście są. Dopóki Sonja Hemphill nie zainteresowała się tą sprawą, nikt u nas nie sądził, że jest to możliwe.

Honor pokiwała głową, a McKeon uśmiechnął się ponuro — oboje mieli powody, by darzyć Upiorną Hemphill głębokim a serdecznym uczuciem, ale wyglądało na to, że tym razem udało jej się wymyślić coś użytecznego.

— Poza tym impulsy są kierunkowe — dodał McKeon — a tempo nadawania tak wolne, że istnieje niewielka szansa, by byli w stanie odebrać więcej niż dwa, trzy impulsy z każdej sondy, nim znajdą się poza wiązką jej nadawania. W takich warunkach nawet najlepsi analitycy nie byliby w stanie rozpoznać tego, co odbierają.

— Hmm — potarła w zamyśleniu czubek nosa: McKeon miał rację, ale gdyby to jej okręt odbierał dziwne impulsy grawitacyjne, których nie powinno w ogóle być, na pewno nie zignorowałaby ich.

— Cóż, nic na to nie poradzimy — oceniła, nie dodając, że cała nadzieja w tym, że przeciwnicy nie będą specjalnie ciekawscy.

McKeon przytaknął z miną świadczącą, że też doszedł do tego wniosku.

Honor zaś sprawdziła kurs — byli dwie i pół godziny drogi od orbity Graysona, a w zasięg sensorów Saladina powinni wejść za około czterdzieści minut.


— Sir! — Simonds odwrócił się, słysząc podniecony i podniesiony głos Asha. — Mamy dwa źródła napędu! Właśnie pojawiły się na ekranach!

Simonds dopadł jego stanowiska w trzech długich susach — na ekranie widać było dwa czerwone punkty oznaczające wrogie okręty znajdujące się ledwie dwadzieścia cztery minuty świetlne od lewej ćwiartki rufowej jego okrętu.

— Prędkość pięćdziesiąt sześć tysięcy sześćset siedemdziesiąt dwa kilometry na sekundę — zameldował spokojniej Ash.

— Nasza prędkość?

— Sześćdziesiąt cztery tysiące pięćset dwadzieścia osiem kilometrów na sekundę, ale idą po ciaśniejszym skręcie i doganiają nas dzięki temu, że mają mniejszą odległość do pokonania.

Simonds zacisnął zęby i potarł przekrwione oczy, zastanawiając się, jak ta nierządnica tego dokonała. Jej kurs nie był dziełem przypadku — nie mógł nim być. Wiedziała dokładnie, gdzie jest i co robi Thunder of God, a nie miała prawa tego wiedzieć! Opuścił ręce i wbił wściekle wzrok w ekran, zastanawiając się, co ma zrobić. To, jak to osiągnęła, nie miało w tej chwili znaczenia, choć przesądna część jego świadomości uporczywie twierdziła, że miało. Teraz najważniejsze było, że znajdowała się tu, blokując mu drogę i utrzymując na kursie zbliżeniowym. Oba okręty zbliżały się z prędkością dwunastu tysięcy kilometrów na sekundę i prędkość ta powoli, ale stale wzrastała, co oznaczało, że za około trzy godziny znajdą się w zasięgu skutecznej wymiany ognia, na długo przedtem, nim będzie w stanie ostrzelać Graysona. Mógł co prawda zwiększyć prędkość, ale niczego by w ten sposób nie osiągnął — wystarczyło, by ladacznica i pomiot szatana zmniejszyli promień skrętu i sytuacja pozostanie bez zmian. Nadal nie będzie mógł jej ominąć i dotrzeć na odległość umożliwiającą ostrzelanie Graysona bez walki. A Thunder of God był ostatnią nadzieją Wiernych…

— Kurs osiemdziesiąt stopni na prawą burtę, prędkość czterysta osiemdziesiąt g! — warknął.

— Tak jest, sir — potwierdził sternik. — Jest osiemdziesiąt stopni prawo na burt i czterysta osiemdziesiąt g.

Ash przyglądał mu się zaskoczony i Simonds z trudem powstrzymał się, by go nie skląć. Odwrócił się plecami do porucznika, podszedł do fotela kapitańskiego i usiadł w nim z westchnieniem ulgi. Poczekał, aż rozłożą się ekrany i klawiatura otaczająca fotel, i przymknął oczy, oczekując reakcji przeciwnika.


— Nie wierzę! Ten głupi kuta… — Andreas Venizelos ugryzł się w język w ostatnim momencie. — Chciałem powiedzieć, że on ucieka, ma’am.

— Nie ucieka. A przynajmniej jeszcze nie. — Honor złączyła palce dłoni w piramidkę i oparła na nich podbródek. — To odruchowa reakcja, Andy. Zaskoczyliśmy go, więc chce się znaleźć w bezpiecznej odległości, żeby przemyśleć nową sytuację.

— Oddala się kursem prostopadłym z przyspieszeniem cztery koma siedem kilometra na sekundę kwadrat, ma’am — zameldował Cardones.

Honor przytaknęła lekko — nie sądziła, by to długo potrwało, ale póki co Saladin leciał w najwłaściwszym z jej punktu widzenia kierunku.

— Steve, oblicz kurs pościgowy — poleciła. — Chcę, żeby leciał szybciej od nas jedynie o dwa koma pięć g.

— Aye, aye, ma’am — potwierdził DuMorne. Odchyliła się na oparcie fotela, obserwując, jak punkt oznaczający Saladina porusza się nowym kursem.


Simonds zmusił swoje dłonie do bezruchu. Thunder of God utrzymywał nowy kurs i prędkość przez ponad siedemnaście minut, a ta służebnica szatana leciała w ślad za nim, nie próbując zmniejszyć dzielących ich odległości. Pozwalała mu zwiększyć prędkość, mimo że jej okręty mogły osiągać większe przyspieszenie maksymalne. I to właśnie było bardziej niż niepokojące.

Odległość między okrętami zwiększyła się do ponad dwudziestu czterech i pół minuty świetlnej, a mimo to ten czarci pomiot Harrington wiedziała dokładnie, gdzie znajduje się Thunder of God, podczas gdy on widział jej okręty tylko dzięki sondom pozostawianym przez Asha za rufą. A wokół nie było śladu jakichkolwiek innych sond, boi czy sztucznych obiektów. Wyglądało na to, że Królewska Marynarka miała sensory znacznie lepsze, niż Yu sądził — inaczej lecące za nim okręty nie byłyby w stanie go dostrzec, nie mówiąc już o powtarzaniu każdego manewru czy poprawki kursu. Oznaczało to przerażającą i równocześnie doprowadzającą do szału przewagę techniczną i co ważniejsze, znaczyło, że nie jest w stanie ani ich zgubić, ani też zbliżyć się nie zauważony do Graysona innym kursem. Na dodatek już znalazł się poza pasem asteroidów, a z każdą chwilą zwiększał odległość od orbity Graysona.

Nic dziwnego, że pozwalała mu odlecieć, nie spiesząc się do walki. Tracił cenny czas, próbując uników wobec przeciwnika widzącego każdy jego ruch, a nim wytraci prędkość i z powrotem znajdzie się w zasięgu skutecznego ognia, minie ponad sześć godzin od chwili, gdy odkrył okręty tej suki. Zakładając naturalnie, że nierządnica będzie bezczynnie czekać i nie wymyśli jakiejś nowej diabelskiej sztuczki, by utrudnić mu wypełnienie Woli Bożej.

Zgrzytnął zębami, ale fakt pozostawał faktem. Prawdą też było, że to, co okręty Królewskiej Marynarki dotąd zrobiły z jego jednostkami, spowodował, że obawiał się kolejnego starcia, zwłaszcza że Yu i Manning wbili mu do głowy, że są niezastąpieni, manewrując tak, by młodsi oficerowie pochodzący z Masady nie mieli odpowiedniego doświadczenia. Ash był tego najlepszym przykładem — on i jego podkomendni, mimo że pełni zapału, nie byli w stanie w pełni wykorzystać możliwości sprzętu, którym dysponowali. Napięcie wywołane świadomością, iż nadal są obserwowani mimo tak wielkiej odległości dzielącej obie strony, nie pomagało im w wykonywaniu obowiązków.

Z drugiej jednak strony, nic też nie było w stanie zmienić faktu, że Thunder of God był ponad dwukrotnie potężniejszy od obu przeciwników razem wziętych i jeżeli będzie musiał się przez nich przebić, by dotrzeć do Graysona, zrobi to. Tylko czy potem będzie w stanie wykonać resztę zadania…

— Obliczcie mi nowy kurs — polecił chrapliwie. — Chcę zbliżyć się do nich na granicę skutecznego ostrzału i utrzymywać ten dystans.

— Saladin zmienia kurs! — zameldował Cardones. — Wraca z maksymalnym przyspieszeniem, ma’am.

Honor skinęła głową — wiedziała, że prędzej czy później to właśnie nastąpi, tylko prawdę mówiąc spodziewała się, że prędzej, i nadal nie mogła zrozumieć kapitana Saladina. Wszystkie odmiany krążowników budowane były z myślą o zdecydowanym ataku i zniszczeniu wroga, a nie o ostrożnym macaniu się z nim na odległość czy też innych wyrafinowanych manewrach taktycznych.

W końcu się jednak zdecydował, a więc powinien zaatakować zdecydowanie, by zrównoważyć swe poprzednie zachowanie.

— Komandorze DuMorne, proszę obliczyć kurs na spotkanie Saladina. Nie będziemy go jednak prowokowali do pojedynku artyleryjskiego, więc proszę uwzględnić przyspieszenie… nie większe niż sześć kilometrów na sekundę kwadrat — poleciła cicho.

— Aye, aye, ma’am.

Następnie nacisnęła klawisz interkomu, wybierając stosowne połączenie.

— Kabina kapitańska, steward MacGuiness — rozległo się w głośniczku.

— Mac, możesz mi zrobić parę kanapek i kubek kakao?

— Naturalnie, ma’am.

— Dziękuję — wyłączyła interkom i spojrzała wymownie na Venizelosa.

Jedną z uświęconych tradycji Royal Manticoran Navy było, iż jeśli tylko okazywało się to możliwe, załogi rozpoczynały bitwy najedzone i wypoczęte, a jej ludzie pozostawali w stanie alarmu bojowego od prawie pięciu godzin.

— Andy, ogłoś drugi stopień gotowości i powiedz kucharzom, by przygotowali ciepły posiłek dla wszystkich — poleciła, uśmiechając się półgębkiem. — Biorąc pod uwagę to jak ten osioł manewruje, zdążymy spokojnie się najeść. Chorąży Carolyn Wolcott uśmiechnęła się pochylona nad klawiaturą i zupełnie uspokojona pewnością siebie bijącą z głosu kapitan Harrington.


Fotel kapitański wydawał się jakiś większy niż wówczas, gdy siedział na nim Yu. Simonds potarł piekące oczy, wpatrując się w ekran taktyczny. Wszetecznica nie uciekała — utrzymywała pozycję między nim a Yeltsinem i czekała. Gdy zmniejszył prędkość, zrobiła to samo, zupełnie jakby miała nadzieję, że dojdzie do pojedynku rakietowego.

I to właśnie go martwiło — Thunder of God był krążownikiem liniowym, miał więc cięższe rakiety, o silniejszych głowicach i lepszych systemach samonaprowadzających. A Wierni przekonali się już na własnej skórze, że technika, jaką dysponowało Gwiezdne Królestwo Manticore, przewyższała wszystko, czego używała Republika Haven. Czy różnica ta była tak wielka, by mogła wyrównać dysproporcję w uzbrojeniu obu okrętów? Sądząc z zachowania służebnicy szatana, była o tym przekonana. A to rodziło jeszcze bardziej przerażającą myśl — znała możliwości swoich jednostek, mogła więc mieć rację…

Zmusił się do spokojnego siedzenia i obserwowania ekranów, czując coraz silniejsze zmęczenie. Do osiągnięcia granicy skutecznego ostrzału rakietowego pozostało dwanaście minut.


— No dobrze, Andy: wracamy do alarmu bojowego — zdecydowała Honor i na całym okręcie rozległ się dźwięk klaksonów.

Wsunęła dłonie w rękawice skafandra i uszczelniła połączenia, a potem sprawdziła, czy hełm znajduje się na prowadnicach fotela i zatrzasnęła uprząż antyurazową. Teoretycznie powinna nałożyć hełm, ponieważ mostek, choć solidnie opancerzony i usytuowany głęboko wewnątrz kadłuba, mógł zostać trafiony i zdehermetyzowany. Zawsze jednak uważała, że kapitanowie nakładający hełmy przed rozpoczęciem bitwy poważnie zwiększają nerwowość załóg.

Większość ludzi zdążyła się przespać — sama zdrzemnęła się ponad dwie godziny, więc samopoczucie obsady mostka było dobre, no i wszyscy byli na tyle wypoczęci, na ile było to w tych warunkach możliwe.

— Jak pani sądzi, co on teraz zrobi, ma’am? — Ciche pytanie padło z lewej strony, zmuszając ją do odwrócenia głowy.

— Trudno powiedzieć, Mark — odparta. — Powinien zaatakować w chwili, w której nas spostrzegł, ponieważ nie zdoła się prześliznąć obok nie zauważony. Sposób, w jaki go przechwyciliśmy, powinien być wystarczającym tego dowodem. Zamiast tego stracił sześć godzin, próbując nas zgubić. Trudno przewidzieć, jak postąpi.

— Wiem, ma’am. Ale teraz leci prosto na nas.

— Owszem, ale wątpię, by miał zamiar walczyć na poważnie. Zwróć uwagę, w jaki sposób wytraca prędkość. Zajmie pozycję równoległą do naszej, w odległości około sześciu koma pięć miliona kilometrów, czyli w maksymalnym zasięgu wolno lecących rakiet. Nie jest to zachowanie typowe dla agresywnego kapitana. Nadal jest niepewny, sprawdza, na co nas stać, i przyznaję, że tego nie rozumiem.

— Może boi się naszej przewagi technicznej? Prychnęła, uśmiechając się gorzko.

— Chciałabym, aby tak było, ale to niemożliwe. Theisman był dobry, a ktoś, kogo wybrano na dowódcę Saladina, powinien być lepszy od niego. — Widząc zaskoczenie Brenthwortha, dodała: — Nasza obrona artyleryjska jest lepsza, elektronika również, zwłaszcza ECM-y, tak w rakietach, jak i pokładowe, ale on dowodzi krążownikiem liniowym. Ma o pięćdziesiąt procent wytrzymalsze niż Fearless osłony, nie wspominając o Troubadourze, i znacznie silniejsze uzbrojenie energetyczne. Owszem, możemy go poważnie uszkodzić, zwłaszcza w pojedynku rakietowym, ale na bliższą odległość on nas zmasakruje, a sama wytrzymałość pasywnej obrony antyrakietowej powinna dodać mu pewności siebie… Można to ująć w ten sposób: w pojedynku rakietowym my mamy ostrzejszy miecz, ale on ma grubszy pancerz, powinien więc dążyć do zwarcia, bo zamiast miecza ma topór. Powinien iść pełną szybkością ku nam, odpalając rakiety tak szybko, jak zdoła, dotrzeć na odległość strzału z działa i obrócić nasz okręt w pył. Oberwie przy tym, ale musi wygrać.

Brenthworth przytaknął bez słowa, a Honor wzruszyła ramionami i dodała:

— Żebyś mnie dobrze zrozumiał: nie narzekam, że tego nie robi, tylko chciałabym wiedzieć, dlaczego, bo wówczas byłabym w stanie przewidzieć jego zachowanie.


— Jesteśmy w zasięgu skutecznego strzału! — oznajmił Ash.

Simonds wyprostował się w fotelu.

— Otworzyć ogień zgodnie z wcześniejszymi rozkazami! — polecił.


— Saladin wystrzelił rakiety! Lecą z przyspieszeniem czterystu siedemnastu kilometrów na sekundę kwadrat. Dotrą do nas za sto siedemdziesiąt sekund!

— Plan ogniowy „Able” — rozkazała Honor spokojnie. — Sternik, proszę rozpocząć manewry według planu Foxtrot Dwa.

— Aye, aye, ma’am. Plan ogniowy „Able” — potwierdził Cardones.

Bosmanmat Killian potwierdził plan manewrowy, gdy tylko porucznik umilkł.

Troubadour obrócił się, ustawiając się lewą, nie uszkodzoną burtą do przeciwnika, i oba okręty rozpoczęły skomplikowane zygzakowanie, nie schodząc jednak z bazowego kursu, i odpowiedziały ogniem. Boje ECM i zagłuszacze rozmieszczone wcześniej wzdłuż burt i utrzymywane na pozycjach przez promienie ściągające obudziły się do elektronicznego życia.


— Nieprzyjaciel odpowiedział ogniem — zameldował porucznik Ash pełnym napięcia głosem. — Szesnaście rakiet, czas dolotu sto siedemdziesiąt dziewięć sekund, sir.

Simonds skinął głową. Thunder of God miał o dwie wyrzutnie więcej, co przy silniejszych rakietach powinno wystarczyć. A przynajmniej taką żywił nadzieję.

— Przeciwnik zagłusza system namierzania — oznajmił Ash, spoglądając na telemetryczne informacje napływające z rakiet. — Przełączam samonaprowadzanie na nowy algorytm.


Rafe Cardones oddał drugą salwę trzydzieści sekund po pierwszej, podobnie jak Troubadour, którego uzbrojenie zostało sprzężone z centralą kierowania ogniem krążownika. Trzecia salwa została odpalona po kolejnych trzydziestu sekundach, a w ślad za nią czwarta. Gdy Saladin wystrzelił czwartą salwę, Rafe polecił Carolyn:

— Odpalaj przeciwrakiety!


Simonds obserwował ekran taktyczny i klął cicho, acz zawzięcie, widząc, jak ponad połowa rakiet z pierwszej salwy traci namiar i leci w różnych kierunkach. Reszta co prawda nadal zmierzała do celu z prędkością przekraczającą pięćdziesiąt tysięcy kilometrów na sekundę, ale na ich spotkanie gnały już przeciwrakiety z przyspieszeniem większym niż dziewięćset kilometrów na sekundę kwadrat.

Honor przyglądała się uważnie, jak Wolcott radzi sobie z pociskami pierwszej salwy. Saladin ostrzeliwał równocześnie oba jej okręty, co było najgłupszą rzeczą, jaką dotąd zrobił jego kapitan. Powinien był skoncentrować ogień na słabszej jednostce, ponieważ jej okręty były zwrotniejsze, ale równocześnie i delikatniejsze. Ostrzeliwując równocześnie oba, sam pozbawiał się najlepszej okazji, by kolejno je pokonać.


Simonds zaklął głośno, gdy ostatnia rakieta z pierwszej salwy została zniszczona przed dotarciem w pobliże celu. Porucznik Ash aktualizował dane zagłuszaczy drugiej strony, ale sześć z należących do niej rakiet już zostało zniszczonych… a obrona jego okrętu przechwyciła tylko dziewięć rakiet z pierwszej salwy bezbożników…

Złapał się kurczowo poręczy fotela, obserwując nadlatujące pociski: dwa eksplodowały, trafione przez sprzężone działka laserowe… potem trzeci… ale trzy ostatnie przedarły się i Thunder of God zadygotał, gdy ich impulsowe głowice wystrzeliły w osłonę burtową wiązki laserowej energii. Na planie okrętu rozbłysła czerwień i odezwały się alarmy uszkodzeniowe.

— Jedno trafienie w lewoburtową ćwiartkę rufową — zameldował Workman. — Emiter promieni ściągających numer 7 zniszczony, przedziały 892 i 93 zdehermetyzowane. Żadnych ofiar.


— Chyba go trafiłem… Tak! Gubi atmosferę, ma’am!

— Doskonale, Rafe. Teraz bądź uprzejmy to powtórzyć.

— Aye, aye, ma’am. — Cardones uśmiechnął się szeroko, odpalając szóstą salwę.

Twarz siedzącej obok Carolyn Wolcott pozbawiona była wyrazu; z taka uwagą wprowadzała zmiany w pokładowych systemach obrony radioelektronicznej, w odpowiedzi na wykryte przez sensory zmiany w ECM-ach zbliżających się rakiet.

Druga salwa wystrzelona przez Thunder of God odniosła dokładnie taki sam skutek jak pierwsza. Simonds obrócił, się by zrugać sekcję taktyczną, ale zreflektował się — Ash i jego pomocnicy tkwili skuleni przed konsoletami i gorączkowo próbowali uaktualniać systemy rakietowe. System podawał jednak zbyt wiele danych, z którymi nie wiedzieli, co zrobić. Ich ruchy były gwałtowne i nerwowe; jeżeli ich zwymyśla, jedynie pogorszy sprawę. Komputery proponowały taką ilość rozwiązań, że niedoświadczeni obserwatorzy gubili się w nadmiarze możliwości i wybierali bardziej losowo niż świadomie. Potrzebował Yu i Manninga, ale ich nie było, a nie miał nikogo o podo…

Thunder of God zatrząsł się, gdy dwa kolejne promienie rentgenowskie przebiły się przez jego osłonę i rozpruły opancerzoną burtę.


— Cholera, ale on głupio walczy! — mruknął z niejakim podziwem Venizelos, co Honor potwierdziła ruchem głowy.

Kapitan Saladina rzeczywiście reagował wolno i tępo, można by rzec mechanicznie. Poczuła przypływ nadziei — jeśli będzie dalej tak postępował, mają szansę na…

Chorąży Wolcott przepuściła rakietę, której głowica detonowała piętnaście tysięcy kilometrów od prawej ćwiartki dziobowej, posyłając tuzin promieni laserowych prosto w osłonę burtową. Dwa przeszły przez nią i przez pole siłowe, rozdzierając pancerne płyty poszycia niczym papier.

— Dwa trafienia! Zniszczone działa numer 315 oraz radar numer 5, ma’am. Poważne straty wśród załogi lasera numer 3.

Prawa strona twarzy Honor stężała, gdy słuchała listy strat i zniszczeń.


— Trafiliśmy go! Przynajmniej raz, a…

Potężna eksplozja zagłuszyła ciąg dalszy. Ash omal nie wypadł z fotela, gdy okrętem szarpnęło gwałtownie. światło zgasło, zapaliło się ponownie, a alarmy uszkodzeniowe zawyły w różnych tonacjach.

— Wyrzutnia 21 i graser 1 zniszczone całkowicie! Ciężkie uszkodzenia pokładu hangarowego. Zniszczony przedział 75…

Simonds zbladł, słuchając tej litanii. To było szóste trafienie. Szóste! A oni zdołali trafić ten cholerny krążownik tylko raz. Mimo iż potężny i solidnie zbudowany, Thunder of God nie mógł długo wytrzymać takiej wymiany ciosów i…

Kolejne trafienie szarpnęło okrętem, rozbłysły następne czerwone światełka uszkodzeń. Simonds podjął decyzję:

— Zwrot na prawą burtę o dziewięćdziesiąt stopni i cała naprzód!


— Saladin zmienia kurs, ma’am! — zameldował Cardones i dodał po sekundzie z niedowierzaniem: — Przerywa walkę i ucieka!

Honor także z osłupieniem spoglądała na ekran ukazujący przeciwnika kończącego zwrot o dziewięćdziesiąt stopni. Niestety, był zbyt daleko, by rakiety HMS Fearless mogły trafić w jego nie osłoniętą rufę i żaden nie odlatywałby pełną mocą. Jakkolwiek nieprawdopodobne by to nie było, nie ulegało wątpliwości, że Saladin rzeczywiście uciekał z pełną prędkością.

— Gonimy, ma’am? — Ton Cardonesa nie pozostawiał wątpliwości, że traktował pytanie jako zwykłą formalność, i nie można było mieć doń o to pretensji: okręt miał w pełni sprawne wszystkie wyrzutnie, a właśnie trafił przeciwnika sześć razy, samemu zostając trafionym tylko raz.

Honor jednak nie dała się ponieść entuzjazmowi.

— Nie, Rafe. Zostajemy na pozycji — zdecydowała.

Cardones przez moment wyglądał tak, jakby miał zamiar się zbuntować, nim skinął głową, usiadł głębiej w fotelu i zajął się przenoszeniem rakiet między magazynami artyleryjskimi, żeby wyrównać stany.

— Przepraszam, że ją puściłam, ma’am. — Głos Carolyn Wolcott był przybity, podobnie jak wyraz jej twarzy, gdy spojrzała na Honor. — Wyskoczyła nagle, omijając przeciwrakietę, i nie zdążyłam już…

— Dobrze się spisałaś, Carolyn — przerwała jej łagodnie, lecz stanowczo Honor.

Cardones potwierdził to, unosząc głowę znad ekranu.

Chorąży Wolcott przez chwilę spoglądała to na jedno, to na drugie, nim uśmiechnęła się słabo i wróciła do swego ekranu. Honor zaś dała znak Venizelosowi, który rozpiął uprząż antyurazową fotela, wstał i podszedł do niej.

— Tak, ma’am,?

— Miałeś rację co do jego stylu walki. To było żałosne.

— Zgadza się, ma’am — podrapał się po brodzie. — Przypominało aż za bardzo symulację… jak byśmy walczyli tylko z ich komputerami.

— Sądzę, że tak właśnie było — powiedziała cicho, rozpinając uprząż fotela.

Oboje podeszli do stanowiska taktycznego i odtworzyli na ekranie zapis krótkiego starcia. Trwało ono mniej niż dziesięć minut. Po obejrzeniu go Honor potrząsnęła głową i stwierdziła:

— Wątpię, żebyśmy mieli do czynienia z załogą rekrutującą się z szeregów Ludowej Marynarki.

— Co?! — Venizelos prawie ryknął, czym prędzej więc spacyfikował obsadę mostka wzrokiem i dodał już znacznie ciszej: — Nie sądzi pani chyba, że Haven dało takiej bandzie lunatyków nowy krążownik liniowy?!

— Przyznaję, że brzmi to nieprawdopodobnie — zgodziła się, drapiąc czubek nosa i przyglądając się ekranowi taktycznemu. — Zwłaszcza że utrzymali swego dowódcę na Breslau, ale żaden ich oficer nie walczyłby w ten sposób. On walczył z własnym okrętem, Andy, zupełnie jakby go nie znał i nie miał pojęcia, do czego jest zdolny…

Przerwała i wzruszyła wymownie ramionami.

— Może Ludowa Republika zorientowała się, w co tym razem wdepnęła, ma’am — zasugerował po namyśle Venizelos. — Może się wycofali, zostawiając tylko zabawki?

— Nie wiem… — Powoli podeszła do swojego fotela. — Jeżeli się wycofali, dlaczego nie zabrali Saladina? Chyba że… chyba że z jakichś powodów nie zdołali go zabrać… No cóż, tak czy siak, w żaden sposób nie zmienia to naszego zadania.

— Ale może ułatwić wykonanie go i to poważnie, skipper.

— Raczej utrudnić, Andy. Jeżeli na pokładzie są fanatycy religijni z Masady, to naprawdę nie wiadomo, co zrobią, ale jedno jest prawie pewne: jeśli będą mieli okazję, nie zawahają się przed ostrzelaniem Graysona pociskami nuklearnymi. Mogą być tępi i niedoświadczeni, ale mają do dyspozycji nowoczesny krążownik liniowy, a to naprawdę dobry i potężny okręt. A na dodatek tym razem popełnili tyle błędów, że czegoś się na nich muszą nauczyć. — Odchyliła się na oparcie fotela i dodała, spoglądając mu prosto w oczy. — Jeżeli wrócą, wrócą sprytniejsi i niebezpieczniejsi, Andy.

Загрузка...