ROZDZIAŁ XI

Rozległ się przeraźliwy świst trapowy, warta sprezentowała broń, a dowodzący nią, wyprężony jak struna młodziutki porucznik zasalutował, gdy Honor postawiła stopę na pokładzie HMS Queen Caitrin. Zdołała się nie uśmiechnąć, zachowując stosowną u kapitana powagę, za to Nimitz napuszył się dumnie, jakby wszystkie te honory oddawano wyłącznie jemu. Nie zdołała jednak ukryć satysfakcji, gdy dostrzegła oficera czekającego za wartą trapową. Superdreadnaught był wielokrotnie potężniejszy i większy od jej okrętu, a mimo to jego dowódca pofatygował się osobiście, by ją przywitać.

— Witam na pokładzie, lady Harrington. — Kapitan Frederick Goldstein był nie tylko jednym z najbardziej szanowanych kapitanów RMN, ale także miał najdłuższe starszeństwo.

Wieść niosła, że przy najbliższej okazji awansuje do stopnia flagowego. Dla Honor natomiast w tej chwili najważniejsze było to, że uśmiechał się zupełnie szczerze.

— Dziękuję, sir. — Uścisnęła mu dłoń z radością.

— Wyobrażam sobie, jak się pani cieszy, mogąc opuścić Nike bez ryzyka spotkania dziennikarzy — dodał Goldstein z szerszym uśmiechem.

Tym razem Honor się uśmiechnęła.

— Nigdy nie sądziłam, że ludzie potrafią być tak nachalni, sir — przyznała.

— Tak między nami, to nie wiem, czy dziennikarze zasługują na to miano. I także między nami, chciałbym, korzystając z okazji, pogratulować pani akcji w Hancock. To była doskonała robota. Naprawdę doskonała.

— Dzięki, sir — powiedziała cicho i szczerze.

Oficer z takim stażem jak Goldstein musiał wiedzieć z własnego doświadczenia, jak wyglądała ta bitwa, i uznanie z jego strony znaczyło więcej niż wszystkie zachwyty cywilów.

— Chciałabym powiedzieć, że to moja zasługa, ale plan ułożył admirał Sarnow, a mieliśmy doskonałych ludzi, którzy go wykonali. No i szczęście.

— W to nie wątpię. Znam Marka Sarnowa i wiem, jaką eskadrę musiał stworzyć. Ale trzeba było dużo wiedzy, odwagi i trzeźwości umysłu, by wykorzystać przewagę, którą dzięki niemu dysponowaliście, tym bardziej że dowodzenie spadło na panią raczej niespodziewanie. Nie wszyscy oficerowie mają odpowiednią kombinację tych cech, a jedno indywiduum, którego nazwiska wolę nie wymieniać, nie posiada żadnej z nich.

Honor przytaknęła bez słowa, a Goldstein wskazał jej gestem kierunek i ruszyli ku windzie. Ponieważ był niższy, zmusiła się do skrócenia kroku, co nie okazało się potrzebne, gdyż poruszał się szybko, jakby wypełniała go nerwowa energia. Podróż windą trwała długo z uwagi na rozmiary okrętu, ale nie dłużyła im się, gdyż Goldstein na prośbę Honor opisał jej krótko a szczegółowo ostatnie bitwy, w których brał udział. A ponieważ earl White Haven przeniósł się na jego okręt jeszcze przed rozpoczęciem walk z Ludową Republiką, Goldstein miał o czym opowiadać, bowiem w grę wchodziły: trzecia bitwa o Yeltsin, bitwa o Chelsea i zdobycie Mendozy. Pierwsza była znacznie większa od bitwy o Hancock, a zdołał ją streścić w kilku zwięzłych, rzeczowych zdaniach. Wszystkie zresztą opisał obrazowo i rzeczowo, nie robiąc wykładu i nie wpadając w suchy styl oficjalnych raportów. Mimo różnicy wieku i starszeństwa była to profesjonalna dyskusja między równymi sobie, toteż Honor szczerze żałowała, gdy dotarli do kabiny earla White Haven i Goldstein się pożegnał. Dopiero gdy stojący na warcie Marine zaanonsował ją, zaczęła się zastanawiać, dlaczego Goldstein sobie poszedł. Był kapitanem flagowym admirała White Haven, a ona niedługo miała dołączyć do zespołu w tej samej roli, choć u innego admirała, więc była to doskonała okazja, by poznali się bliżej… chyba że admirał chciał z nią porozmawiać bez świadków.

Na wszelki wypadek przybrała neutralny wyraz twarzy i z takim wkroczyła do środka, ledwie drzwi się otworzyły.

— Dama Honor. — White Haven wyciągnął rękę na powitanie. — Miło mi znów panią widzieć.

Honor stłumiła uśmiech — ostatni raz widzieli się po drugiej bitwie o Yeltsin, kiedy to wygłosił zwięzły wykład o zaletach panowania nad sobą przy świadkach i niestosowności wycierania podłogi dyplomatami Jej Królewskiej Mości, nawet jeśli na to zasługują. Nie żeby nie miał racji, ale od tego czasu miała okazję posłuchać opowieści o sytuacjach, w których to on stracił cierpliwość, toteż jego wypowiedź traktowała jako należącą do kategorii: „rób jak mówię, nie jak robię”. Najsłynniejszy epizod postawił włosy dęba wówczas admirałowi Janacekowi i White Haven w nagrodę nie dostał żadnego przydziału przez cztery lata standardowe, czyli cały okres, w którym Janacek rządził Królewską Marynarką.

— Proszę usiąść. — Gospodarz wskazał jej fotel, a obok prawie równie bezszelestnie co MacGuiness pojawił się steward z kielichem wina, który przyjęła z cichym podziękowaniem.

White Haven także usiadł i uniósł swój kielich.

— Za doskonale wykonane zadanie, damo Honor — powiedział.

Tym razem zarumieniła się po uszy. Pochwała z ust innego kapitana, choćby o takim starszeństwie jak Goldstein, to jedno, a pochwała z ust admirała White Haven, od którego wyższe starszeństwo miało tylko dziewięciu oficerów w całej Królewskiej Marynarce, to zupełnie co innego. Podziękowała ruchem głowy, nie mogąc wykrztusić słowa, i gospodarz uśmiechnął się łagodnie, rozumiejąc najwyraźniej, co przeżywa. I trochę jej współczując.

— Nie chciałbym pani zawstydzać, ale widziałem, jak dziennikarze panią traktowali od chwili ogłoszenia wyroku. Jakimś cudem sprawa Younga stała się dla nich ważniejsza niż to, co pani i reszta Grupy osiągnęliście w systemie Hancock. Jest to odrażające, ale niestety tak czasem wygląda polityka. Królewska Marynarka na szczęście ma inne zasady i inną hierarchię ważności. Podobnie jak ja. Chciałbym móc powiedzieć, że jestem mile zaskoczony pani zachowaniem w czasie bitwy o Hancock, ale znam pani osiągnięcia i muszę stwierdzić, że zachowała się pani dokładnie tak, jak się tego spodziewałem. Jest to jeden z głównych powodów, dla których chciałem, by 5 eskadra krążowników liniowych została przydzielona do Zespołu Wydzielonego 4, i cieszę się, że Admiralicja spełniła moją prośbę.

— Ja… — zaczęła Honor i zatchnęło ją, gdy w pełni dotarły do niej skala i jakość komplementu. — Dziękuję, sir. Doceniam to i mam nadzieję, że nadal będzie pan ze mnie zadowolony.

— Jestem pewien, że będę. — Gospodarz upił łyk wina i westchnął. — Jestem tego pewien, ale niestety jestem także pewien, że nie skończyliśmy jeszcze z polityką i politykami. I prawdę mówiąc, jest to główny powód mojego dzisiejszego zaproszenia. Jeśli pani pozwoli, chciałbym załatwić to co najistotniejsze, nim dołączy do nas kapitan Goldstein.

Brwi Honor podjechały w górę bez udziału jej woli i White Haven roześmiał się.

— A owszem, i on, i reszta mojego sztabu będą na kolacji, ale wolałem wyjaśnić pani pewne kwestie prywatnie. Widzi pani: rozpocznie pani wydłużony urlop.

— Przepraszam, co?! — zdziwiła się szczerze.

Okręt był w naprawie, na pokład zaczęły spływać uzupełnienia i miała nowego pierwszego oficera. Żaden kapitan dysponujący choć resztkami zdrowego rozsądku nie myślał w takich warunkach o urlopie, nie mówiąc już o przedłużonym. Dzień czy dwa, by odwiedzić rodziców, owszem, ale nie więcej — zostawienie Evy Chandler z taką lawiną problemów byłoby, łagodnie rzecz ujmując — niestosowne. A poza tym nawet nie złożyła wniosku o urlop!

— Idzie pani na przedłużony urlop. A ja ze swej strony doradzałbym, nieoficjalnie ma się rozumieć, żeby na miesiąc czy dwa udała się pani na Graysona dopilnować swoich spraw i obejrzeć swoją domenę.

— Ależ… — Zamknęła z trudem usta i zaczęła myśleć. — Mogę zapytać dlaczego, sir? Nieoficjalnie oczywiście.

— Naturalnie, że pani może. — White Haven spojrzał jej prosto w oczy. — A ja mógłbym odpowiedzieć, że zasłużyła pani na niego, co byłoby świętą prawdą. Ale tak nie odpowiem, choć rząd mógłby wówczas twierdzić, że jest to wygodne i zarazem prawdziwe wyjaśnienie.

— Jestem aż tak wielkim kłopotem, sir? — spytała gorzko, wiedząc, że nie powinna zadawać tego pytania: dzieliła ich zbyt wielka różnica stopni, ale miała dość.

Nie dosyć, że w milczeniu zniosła ataki opozycji, to teraz rząd chciał ją wygnać z systemu. A na dodatek dowiadywała się tego od kogoś, kogo naprawdę szanowała. Nimitz zesztywniał, czując jej emocje, i wyszczerzył kły, a White Haven nawet nie drgnął.

— Sądzę, że tak to może wyglądać, i jest mi przykro z tego powodu — powiedział spokojnie z pełnym zrozumieniem.

Odruchowo zdjęła Nimitza z ramienia, próbując go uspokoić i stłumić własne emocje, by nie odbijały się na treecacie.

— Prawdą jest, że stanowi pani powód kłopotów i wstydu, choć absolutnie nie z własnej winy. Paradoksem jest to, iż przyczyną jest nadzwyczajne wypełnianie przez panią obowiązków, połączone z tym, co wyrabia się gdzie indziej — dodał i Honor poczuła, jak jej złość i rozgoryczenie opadają, gdy dotarło do niej, jak poważny jest wyraz twarzy i ton rozmówcy. — Należy więc zacząć od krótkiego wykładu, bo tego nie ma pani prawa wiedzieć ani z mediów, ani z innych źródeł. Otóż sytuacja w Ludowej Republice pogarsza się zamiast polepszać. Mamy niekompletne co prawda, ale wystarczające informacje o wielkiej czystce i masowych egzekucjach legislatorów, którzy przeżyli zamach na Harrisa. Jak dotąd wywiad uzyskał potwierdzone dane o rozstrzelaniu ponad stu oficerów flagowych, a dwa razy tyle zniknęło bez wieści. Część dowódców średniego szczebla uciekła się do zbrojnego oporu, by ratować siebie i rodziny, a co najmniej w ośmiu systemach planetarnych wybuchły rebelie i ich rządy ogłosiły oderwanie się od Republiki. Nic z tych wydarzeń nie powstrzymało przewodniczącego Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego, niejakiego Pierre’a, od przejęcia kontroli nad wszystkimi głównymi bazami floty, a co gorsza pewne niepokojące informacje wskazują, że system Haven ogarnęło coś w rodzaju rewolucyjnej gorączki. Doliści przestali biernie siedzieć i wydawać stypendia. Pierre w jakiś sposób zdołał doprowadzić do tego, że zaczęli brać aktywny udział w wydarzeniach, co jest zupełną nowością w ostatnich paruset latach historii Haven. Co gorsza, podobne zmiany dają się zauważyć w kilkunastu innych, najdłużej kontrolowanych i najstaranniej spacyfikowanych przez Haven systemach planetarnych. Oczywiście nasi analitycy są kompletnie ogłupieni i wysuwają całą masę najczęściej sprzecznych ze sobą teorii, głównie dlatego, że sam przewrót całkowicie nas zaskoczył. Wywiad o niczym nie wiedział, a specjaliści niczego nie podejrzewali i w efekcie w tej chwili nie wiemy, do czego te zmiany mogą doprowadzić. Logiczne jest założenie, że do niczego dobrego, ale niestety nie wszyscy kierują się logiką. Rząd i ja także uważamy, że jesteśmy świadkami rodzenia się czegoś znacznie groźniejszego niż dotąd znany nam reżim rządzący Ludową Republiką. Pierre wykazuje doskonały zmysł taktyczny, koncentrując się na tym co najważniejsze, i jeśli jego junta czy komitet, czy jak tam go nazwiemy, będzie kontrolował wszystkie bazy i najważniejsze systemy planetarne, zajmie się stłumieniem ruchów niepodległościowych w innych systemach, zwłaszcza jeśli zwiększy to jego popularność wśród społeczeństwa.

Urwał, by nabrać powietrza, a Honor głaskająca Nimitza dodała:

— A rozstrzelanie starych admirałów pozwoli mu obsadzić stanowiska dowódcze własnymi ludźmi i zapewnić sobie w ten sposób posłuszeństwo floty.

— Właśnie. A to z kolei oznacza, że kiedy potem zabiorą się za nas, będą dysponowali kadrą w miarę doświadczonych i wiernych dowódców. Początkowo będzie ich to sporo kosztowało, bo za doświadczenie bojowe trzeba płacić, a tak do pani wiadomości, bo to tajne dane, kilkunastu z ich lepszych starszych oficerów uciekło, a kilku przeszło na naszą stronę. Z tego, co zgodnie zeznali, wynika, że Ludowa Marynarka nie miała nic wspólnego z zabójstwem Harrisa i reszty i jestem skłonny im wierzyć. Rodzi to serię interesujących pytań na temat bezwzględności i zdolności organizacyjnych obecnych przywódców Ludowej Republiki, zwłaszcza w świetle tego, jak błyskawicznie „zapobiegli przewrotowi wojskowemu”. Dla nas najważniejsze jest, że jak długo to, co się dzieje w Republice, nie stanie się zbyt oczywiste, by można to było rozmaicie interpretować, rozmaite frakcje naszych własnych sił politycznych będą mniej lub bardziej traktowały to tak, jak im będzie wygodnie. Uczciwość nakazuje przyznać, że to samo dotyczy księcia Cromarty’ego i mnie, ale rząd nie może sobie pozwolić na luksus pobożnych życzeń przy interpretacji wydarzeń mających miejsce w Ludowej Republice, ponieważ musi mieć na względzie interesy Królestwa. Chowanie głowy w piasek zawsze jest głupsze od nadmiaru ostrożności, choćby dlatego, że wystawia się tyłek na kopniaki. Tak wygląda teoria, a wracając do rzeczywistości, doszliśmy niestety do szczegółów i tu obawiam się, że musimy zająć się pani osobą, lady Honor.

— Mną, sir? — zdziwiła się już bez złości, gdyż słuchając analizy gospodarza, zaczęła podchodzić do tematu jak do sytuacji taktycznej omawianej w czasie odprawy przed rozpoczęciem nowego zadania.

— Panią. Raul Courvosier powiedział mi kiedyś, że nie znosi pani polityki, i żałuję, że go tu nie ma, by mógł pani wytłumaczyć obrazowo, o co chodzi. Prawda jest brutalna: tym razem tkwi pani w polityce po uszy i nic się na to nie poradzi.

Honor poczuła znajomy żal na wzmiankę o Courvosierze, ale oprócz żalu po jego stracie poczuła też zaskoczenie — jakoś nigdy nie myślała, że rozmawiał na jej temat z kimkolwiek. A już na pewno nie tak szczegółowo, jak wskazywała na to uwaga admirała White Haven. Nie zdołała ukryć zaskoczenia i admirał uśmiechnął się niewesoło.

— Raul i ja byliśmy naprawdę bliskimi przyjaciółmi — powiedział łagodnie. — I on zawsze uważał panią za swoją najzdolniejszą uczennicę. Prawdę mówiąc, raz usłyszałem od niego, że traktuje panią jak córkę, której nigdy nie miał. Był z pani niezwykle dumny i nie sądzę, by zaskoczyło go czy rozczarowało pani postępowanie, które potwierdza jego opinię.

Honor zamrugała gwałtownie oczami, powstrzymując cisnące się do nich łzy — Courvosier nigdy jej tego nie powiedział, i nigdy by tego nie zrobił, ale od chwili jego śmierci żałowała, że nie powiedziała mu, jak wiele dla niej znaczył. Natomiast jeśli rzeczywiście tak ją traktował, to być może wiedział. Być może zawsze to wiedział.

— Dziękuję, sir — powiedziała z uczuciem. — Za to, że mi pan powiedział. Admirał Courvosier tak wiele dla mnie znaczył.

— Wiem o tym. I z całego serca chciałbym, by był tu z nami w tej chwili. Ale nie w tym rzecz. Chodzi mi o to, że niezależnie od tego, czy pani lubi politykę czy nie, chwilowo musi pani postępować według obowiązujących w niej zasad.

— Rozumiem, sir — odchrząknęła i dodała rzeczowo. — Proszę mi powiedzieć, co pan chce, żebym zrobiła.

White Haven uśmiechnął się z aprobatą i pochylił, opierając łokcie na kolanach.

— W tej chwili wszystkie partie wchodzące w skład opozycji, każda zresztą z innych powodów, chcą zostawić Ludową Republikę samą sobie. Krótkowzroczni durnie wierzą analitykom twierdzącym, że zaczęły się tam prawdziwe reformy, lub też głoszącym, że zmierza ona do samozniszczenia, które stanie się faktem, jeśli nie pojawi się zagrożenie z zewnątrz, bo to spowodowałoby wzmocnienie władzy, zamiast jej osłabienia. Obie prognozy są, przyznaję, atrakcyjne, ale niestety ani ja, ani rząd nie uważamy, by były właściwe. Uważamy, że należy zaatakować teraz i to tak silnie, jak tylko można, zanim nowe władze nie rozprawią się z wewnętrznymi wrogami i nie wzmocnią ostatecznie swej pozycji. Być może sytuacja nie byłaby aż tak krytyczna, gdyby stary North Hollow nie doprowadził do przejścia Zjednoczenia Konserwatywnego do opozycji, żeby uratować synalka. Zablokował w ten sposób możliwość natychmiastowego wypowiedzenia wojny, a wszyscy pozostali wykorzystali ten pretekst, by nie głosować i poczekać, aż Haven samo upadnie. Teraz sprawa Younga przestała mieć jakiekolwiek znaczenie polityczne, ale nadal wykorzystywana jest w grze na przeczekanie. Opozycja używa tego argumentu jako zasłony dymnej, by nie musieć publicznie dyskutować o wypowiedzeniu wojny. Skoro by go bronić, musieli zaatakować panią, wyciągnęli wszystko, co z ich punktu widzenia, dało się wykorzystać przeciwko pani, i teraz żądają pani krwi.

— A więc chce pan, żebym znalazła się poza zasięgiem mediów i zeszła ludziom z oczu…

— Właśnie. Wiem, że jak dotąd nie udzieliła pani żadnego wywiadu, ale oni nie zrezygnują, jak długo opozycja będzie podgrzewała ten temat, a fakt, że przebywa pani w pewnym sensie w areszcie domowym na pokładzie HMS Nike, także zaczyna być wykorzystywany. Już rozpoczęły się spekulacje, co też ma pani do ukrycia i dlaczego nie chce pani spotkać się z przedstawicielami mediów i „zaprezentować swojej wersji”. Naturalnie nikt się nawet nie zająknął i nie zająknie, że w takim przypadku będą mogli przekręcić każdą wypowiedź, tak jak zechcą, i opatrzyć ją dowolnym komentarzem.

— A wysłanie mnie na Graysona nie pogorszy sytuacji, sir? Nie wykorzystają tego, by rozgłosić, że uciekłam?

— Mogą próbować. Ale po pierwsze, to mniejsza szkoda niż ewentualne przekręcenie pani wypowiedzi albo puszczenie fragmentów, a po drugie, jest pani pełnoprawnym patronem, a na Graysonie prasa zachowuje się znacznie normalniej.

Umilkł, czekając na jej reakcję. A Honor po namyśle skinęła głową — White Haven był obecny przy nadaniu jej tytułu.

— Oboje wiemy, że Protektor Benjamin, prosząc, by się pani zgodziła przyjąć ten tytuł, zdawał sobie sprawę, że pani obowiązki jako królewskiego oficera znacznie ograniczą pani wizyty na planecie — dodał. — Protektor i książę Cromarty są jednakże w stałym kontakcie i ostatnio książę zwrócił się z prośbą o oficjalną zgodę na pani obecność na konklawe patronów, które odbędzie się za trzy tygodnie. Jestem pewien, że Jej Królewska Mość udzieli pani specjalnego urlopu, a okazja jest wręcz wymarzona. Prośba jest autentyczna, konklawe rzeczywiście się odbędzie, a wystąpił z nią sprzymierzeniec, na którego terytorium niedawno rozegrała się decydująca bitwa. Jeżeli ktokolwiek z opozycji spróbuje przedstawić to jako ucieczkę, rząd zmiesza go z błotem przy poparciu reszty sali; jeśli zrobi to któryś pismak, wyląduje w sądzie szybciej, niż zdąży zainkasować honorarium i zapłaci taką grzywnę, że mu oczy w słup staną.

— Rozumiem — przyznała z namysłem.

Jeśli sytuacja rzeczywiście wyglądała tak, jak to White Haven przedstawił, to ona na dodatek powinna pojawić się na Graysonie już dawno temu. Ta ostatnia myśl napełniała ją zresztą sporą obawą.

Robiła co mogła, by być na bieżąco z wydarzeniami i funkcjonowaniem domeny, dokładnie czytała wszystkie dokumenty i decyzje przesyłane przez zarządcę, ale nie miała ochoty być nieobecnym właścicielem bardziej niż to było rzeczywiście konieczne. Uważała, że jej obowiązkiem jest w pełni zdawać sobie sprawę z własnych decyzji, a w tej sprawie do końca tak nie było.

— Sądziłem, że pani zrozumie. — White Haven nie krył aprobaty. — Jest jeszcze jedna korzyść z takiego właśnie terminu.

— Jaka, sir?

— Jej Wysokość zwróciła uwagę księcia Cromarty’ego na fakt, że nigdy nie została pani formalnie przyjęta do Izby Lordów, bowiem nigdy nie zajęła pani formalnie należnego jej miejsca.

— Cóż, sir… wiem, ale… — umilkła, nie bardzo wiedząc, jak wyrazić targające nią sprzeczne uczucia: była parem Królestwa, ale nigdy nie czuła się z tym dobrze, zwłaszcza że zawdzięczała to wyłącznie swemu statusowi patronki graysońskiej.

Jak dotąd żaden obywatel Królestwa Manticore nie zasiadał w Izbie Lordów jedynie dlatego, że posiadał majętność za granicą, i nader odpowiadało jej pozostawienie tej sprawy własnemu losowi, jak długo ktoś jej nie zmusi do zajęcia należnego miejsca. Wyglądało na to, że królowa właśnie miała taki zamiar.

— Jakiś problem, lady Honor? — spytał z łagodną ironią White Haven.

— Wolałabym nie zajmować tego miejsca, sir — wypaliła. — Nie lubię polityki i najczęściej jej nie rozumiem, a nie podoba mi się pomysł głosowania w sprawach, o których nie mam pojęcia. Staram się unikać podejmowania decyzji w kwestiach, których nie jestem w stanie właściwie ocenić. I prawdę mówiąc, biorąc pod uwagę, jak oryginalny czy też nietypowy jest mój tytuł, czułabym się… niestosownie, gdybym próbowała, sir.

White Haven przekrzywił głowę, przyjrzał się jej spod oka i uśmiechnął lekko.

— Nie wydaje mi się, żeby to było dłużej możliwe — ocenił. — A poza tym chciałbym przypomnieć, że w Izbie Lordów będzie pani musiała podejmować znacznie mniej decyzji niż dotąd jako patronka Harrington.

— Zdaję sobie z tego sprawę. Zresztą gdybym w pełni rozumiała, co w praktyce oznacza zarządzanie domeną, Protektor Benjamin nigdy nie zdołałby mnie namówić, bym przyjęła ten tytuł. Skoro go jednak przyjęłam, oznacza to, że muszę robić, co do mnie należy, i mogę jedynie cieszyć się, że znalazł mi tak nadzwyczajnego zarządcę. Protektor przynajmniej od początku rozumiał, że nigdy nie będę mogła stale przebywać na Graysonie i że będę musiała powierzyć komuś sprawowanie władzy w swoim imieniu.

Lekki uśmiech gospodarza zmienił się w równie lekkie zmarszczenie brwi.

— Czy mam rozumieć, że zamierza pani stać się figurantką? — spytał. — Że zamierza pani przekazać w praktyce władzę nad domeną komuś mającemu do tego lepsze kwalifikacje?

— Nie, sir. Nie ma pan tego tak rozumieć. — Zarumieniła się świadoma, że dała się podpuścić. — Niezależnie od tego, czy wtedy zdawałam sobie z tego sprawę czy nie, wzięłam na siebie określone obowiązki, a każdy oficer, który kiedykolwiek dowodził królewskim okrętem, wie, co to oznacza. Nie mam innego wyjścia, jak nauczyć się, na czym one dokładnie polegają, i wykonać, co do mnie należy, najlepiej jak potrafię. Co nie znaczy, że ta perspektywa mnie nie przeraża, i to jest jeszcze jeden powód, dla którego wolałabym nie brać równocześnie na siebie dodatkowej odpowiedzialności związanej z podejmowaniem decyzji jako członek Izby Lordów.

— Powiedziałbym, że pani własne słowa świadczą o znacznie większym poczuciu odpowiedzialności, niż ma wielu obecnie zasiadających w tejże izbie — powiedział poważnie i rumieniec Honor nabrał głębszego koloru.

Tytuł earla White Haven istniał od zarania Gwiezdnego Królestwa Manticore, jako że pierwszy człowiek, który go nosił, był jednym z twórców monarchii. Był to więc jeden z najstarszych tytułów, co nie zmieniało faktu, że technicznie rzecz biorąc, Honor dorównywała pozycją Alexandrowi. Czuła się jednak jak smarkula przebrana w dorosłe szatki i domagająca się, by traktowano ją jak kobietę.

— Nie zmienia to jednakże faktu, że Jej Królewska Mość chce, by pani zasiadła w Izbie Lordów, i nie jest specjalnie zadowolona, że książę Cromarty pozwolił pani tak długo to odwlekać — dodał White Haven. — Jak rozumiem, wyraziła się w tej kwestii raczej… hm, jednoznacznie. Nie ma się co rumienić, lady Harrington. Proponuję poddać się, póki można to jeszcze zrobić z wdziękiem. Chyba że woli pani wyjaśnić swoje obiekcje Jej Wysokości osobiście?

Honor z energią potrząsnęła przecząco głową i White Haven wybuchnął śmiechem.

— Też tak sądziłem. W takim razie myślę, że możemy uznać temat za zamknięty. Tym niemniej rozsądniej będzie poczekać z dolewaniem oliwy do ognia do czasu zakończenia głosowania nad wypowiedzeniem wojny. A pani wyjazd na Graysona pozwoli uzasadnić taką zwłokę w sposób nie budzący niczyich wątpliwości.

Honor opuściła wzrok i wpatrzyła się w uszy Nimitza. Nie miałaby nic przeciwko temu, aby ta zwłoka przeciągnęła się w nieskończoność. White Haven zaś uśmiechnął się, dając jej czas na oswojenie się z nowinami, toteż cisza przeciągała się i przerwał ją dopiero brzęczyk przy drzwiach.

— Aha! — Gospodarz spojrzał na chronometr i dodał energicznie: — Kapitan Goldstein i pozostali zjawili się dokładnie o czasie. Jak pani zapewne wie, admirałowie mają taką fanaberię na punkcie punktualności, że wymagają jej również przy okazjach towarzyskich.

Honor uśmiechnęła się, doceniając jego wysiłek w celu rozładowania atmosfery.

— Chyba wspominano coś o tym w akademii, sir.

— Zawsze wiedziałem, że akademia jednak czegoś uczy. — White Haven wstał. — Skoro polityczne pierdoły mamy już za sobą, mam nadzieję, że jest pani gotowa opowiedzieć nam, co się wydarzyło w systemie Hancock. Co się naprawdę wydarzyło, lady Honor. Sądzę, że szybko poczuje pani, że jest wśród przyjaciół.

I uśmiechnął się radośnie, a szczerze.

Загрузка...