ROZDZIAŁ VI

Honor spacerowała po kabinie niczym drapieżnik po klatce, poruszając się szybko i gwałtownie. Z całej jej postawy emanowały złość i frustracja wywołane bezsilnością. Nimitz obserwował ją ze swej wyściełanej grzędy, poruszając samym koniuszkiem ogona; MacGuiness po nieudanej próbie nawiązania rozmowy wykonał odwrót strategiczny do kuchni. Honor doskonale wiedziała, dlaczego to zrobił, co jedynie nasiliło jej uczucia, choć nie były skierowane przeciw niemu.

Westchnęła i opadła na siedzisko pod panoramicznym oknem. Wychodziło ono nie na stację, lecz na otwartą przestrzeń, a na orbicie Manticore zawsze było coś ciekawego do oglądania. Roztaczał się stąd piękny widok na gwiazdy, orbitalne magazyny i platformy przeładunkowe. Oraz naturalnie na wszystkie przelatujące w pobliżu statki i okręty. Olbrzymie receptory energii słonecznej wyglądały niczym odległe klejnoty, gdy błyszczały w promieniach słońca, kontrastując z Thorsonem, księżycem Manticore, lśniącym niczym srebrny krąg, przelatującym przez jej pole widzenia, jako że HMS Hephaestus znajdował się na geosynchronicznej orbicie. Normalnie siedziałaby wgapiona w okno godzinami, będąc pod wrażeniem na poły hipnotycznego baletu wszechświata. Teraz jednakże nawet tak wspaniały widok nie był w stanie poprawić jej nastroju.

Skrzywiła się z niesmakiem i przeczesała palcami włosy. Dwa dni po kolacji w „Cosmo” Admiralicja wydała oficjalny raport podsumowujący bitwę o Hancock i godzinę później Honor była zmuszona rozkazać George’owi Monetowi, oficerowi łącznościowemu HMS Nike, by przestał przyjmować nieurzędowe połączenia, bowiem był to jedyny sposób powstrzymania lawiny propozycji i próśb o udzielenie wywiadu. Atmosfera była gorsza niż po powrocie z placówki Basilisk czy systemu Yeltsin; nawet po Basilisku nie było tak wrednej, politycznej otoczki wypełniającej komentarze w mediach. Po oficjalnym ogłoszeniu na konferencji prasowej zwołanej przez Admiralicję wieści o postawieniu Younga przed sądem wojennym dziennikarze poczuli krew i zaczęło się.

Honor nigdy nie przepadała za dziennikarzami — nie podobało jej się upraszczanie i trywializowanie wszystkich informacji, wieczna pogoń za sensacją i ignorowanie podstawowych zasad uprzejmości. A często i mijanie się z prawdą — jak długo nie groziło to przegranym procesem. Przyznawała, że są potrzebni i że wolność słowa jest ważna, ale wszystko miało swoje granice, a ta banda chamów zachowywała się tak, jakby była najważniejsza i wszechwiedząca. Ustawa o prywatności przyjęta przez parlament w czternastym roku Po Lądowaniu z reguły skutecznie zapobiegała brutalnym ingerencjom przedstawicieli mediów w życie innych ludzi (co na przykład tolerowała do przesady Liga Solarna), ale w tym przypadku puściły im wszystkie hamulce. Wiadomość o procesie spowodowała samonapędzające się szaleństwo; najwyraźniej wszystkie stacje gotowe były ryzykować przegrane i kosztowne procesy o naruszenie prywatności, byle tylko ich reporterzy zdobyli pierwsi jakąkolwiek nową informację.

Polowanie obejmowało wszystkich członków załogi Nike, bo sucha treść komunikatu Admiralicji nie dawała zbytnich możliwości do snucia spekulacji, ale głównym celem była Honor. Proces zapowiadał się na spektakularne wydarzenie, ale nie tylko informacje o przebiegu bitwy czy o wydarzeniach bezpośrednio związanych z postawieniem Youngowi zarzutów były dla dziennikarzy interesujące. Wszystkie szczegóły z jej przeszłości (i Younga), których byli w stanie się dogrzebać, zostały wyciągnięte na światło dzienne i opublikowane, naturalnie najczęściej z błędnymi analizami i regularnie pozbawionymi podstaw spekulacjami. Część faktów przy okazji podano błędnie. Każda plotka wskazująca na zadawnioną wrogość między nią a Youngiem stawała się sensacją z prawdziwego zdarzenia. Bardziej przedsiębiorczy dziennikarze udali się na Sphinxa, by grzebać w jej dzieciństwie, a najbezczelniejszy dostał się do kliniki rodziców, udając, że jest pacjentem. Zasypywał ich gradem osobistych, bezczelnych pytań, póki rozsierdzona rodzicielka Honor nie wezwała policji i nie kazała go aresztować pod zarzutem naruszenia prywatności i próby oszustwa. Honor, gdy się o tym dowiedziała, zalała nagła krew, a stan ten nie poprawił się zbytnio, jako że jej własne położenie było jeszcze gorsze. Połowa dziennikarzy z Manticore oblazła Hephaestusa, kryjąc się po kątach niczym pająkojaszczurki ze Sphinxa i czatując na moment, gdy postawi stopę na terenie stacji.

Cała sytuacja w równym stopniu ją przerażała co złościła. I to nie tyle z powodu nachalności dziennikarzy, ale rażącej stronniczości relacji. Media zrobiły z tej sprawy coś w rodzaju walki gladiatorów, zupełnie jakby proces stał się katalizatorem krystalizującym społeczne niepokoje. Rosnąca od ponad pół wieku obawa przed Republiką, radość i ulga po pierwszych wygranych bitwach i niepewność wywołana obecnym kryzysem politycznym, który dla większości zwykłych obywateli był niezrozumiały, wszystko to ujawniało się przy okazji jednego wydarzenia: procesu Younga… i skupiło na niej. Reporterzy, analitycy, naukowcy czy zwykli przechodnie — wszyscy zajmowali zdecydowane stanowiska. A ona znajdowała się w samym centrum wydarzeń i nie mogła się z niego wycofać.

Nie zaskoczył jej sposób, w jaki przedstawiały ją media kontrolowane przez opozycję czy Hauptman Cartel, ale ośrodki prorządowe, dla których była bohaterką w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa, były jeszcze gorsze. Kiedy słyszała pod swoim adresem określenia w stylu: „najodważniejszy oficer Królewskiej Marynarki”, zaczynały ją boleć zęby, ale najgorsze było to, że z większości materiałów wyłaniał się obraz niepokalanej dziewicy w lśniącej zbroi, która była biczem bożym na „ignorantów z opozycji”. Wszyscy analitycy zgodni byli co do jednego: proces albo obali rząd albo wzmocni jego pozycję w dyskusji o wypowiedzeniu wojny. A na dodatek przed parlamentem odbyły się masowe demonstracje zwolenników wojny wymachujących jej podobiznami.

Był to koszmar, a ona była więźniem na własnym okręcie od momentu ogłoszenia całej sprawy, ponieważ obiecała królowej, że nie będzie z dziennikarzami dyskutowała o zarzutach postawionych Youngowi. Nawet gdyby nie złożyła tej obietnicy, Pavel Young był ostatnią osobą, o jakiej miała ochotę rozmawiać z kimkolwiek, a dziennikarze ostatnimi ludźmi, z którymi miałaby ochotę rozmawiać o czymkolwiek. Natomiast rozmowa o własnych dokonaniach byłaby prawie równie niesmacznym samochwalstwem. No i nie lubiła kamer.

W dodatku nadal nie była do końca przekonana, że jest atrakcyjną kobietą, choć Paul poczynił olbrzymie postępy w przekonaniu jej, że nie jest koniopodobną, chudą i długą istotą płci żeńskiej zasługującą na miano kobiety jedynie z braku lepszego określenia. Racjonalnie rzecz biorąc, Honor wiedziała, że Paul ma rację, ponieważ jej twarz należała do tych, które pięknieją w miarę dojrzewania. Pokolenie, do którego należała, zostało poddane procesowi prolongu naprawdę wcześnie, więc zmiany w rysach twarzy następowały wolno i dla niej niezauważalnie. Przekonanie o własnej brzydocie było w niej zakorzenione od wielu lat, a Tankersleya znała ledwie parę miesięcy, toteż nic dziwnego, że nie przyjmowała do wiadomości jego słów, że jest „piękna”, mimo że dzięki Nimitzowi wiedziała, że Paul naprawdę tak uważa. Jeśli ktoś całe życie uważał się za brzydkie kaczątko, nie uwierzy szybko w to, że jest łabądkiem, a ona była o tym pierwszym dogłębnie przekonana. Stąd na każdym zdjęciu i hologramie wyglądała nienaturalnie i nieatrakcyjnie — sztywniała bowiem, ledwie ktokolwiek wycelował w nią obiektyw.

Cała ta sytuacja była parszywa i nieuczciwa. Nie powinno bowiem być tak, że zmuszona zostaje do zamknięcia się w dobrowolnym areszcie domowym tylko dlatego, by uniknąć bandy natrętnych chamów nadętych własną ważnością i aroganckich do granic możliwości, którzy chcieli z niej zrobić głównego gracza w politycznej rozgrywce zagrażającej istnieniu Królestwa. I to tylko po to, żeby podnieść „oglądalność” swoich programów. Określenie to było zresztą równie obrzydliwe jak ich maniery. W dodatku część z tych „świń z diabelskiego stada”, jak ich ktoś kiedyś trafnie nazwał, robiła z niej makiaweliczną intrygantkę marzącą o tym, żeby „dopaść” biedną sierotę, czyli Younga. Zupełnie jakby to, że był tchórzem, było jej winą i…

Cichy, ale groźny pomruk Nimitza wyrwał ją z coraz bardziej ponurych myśli. Pomruk przeszedł w syk, a treecat usiadł, kładąc uszy i wysuwając pazury, gotów do ataku. Czym prędzej wstała i zdjęła go z grzędy, tuląc do siebie i uspokajając. Powoli opuściło go napięcie — przestał syczeć, za to fuknął ze złością, tym razem pod jej adresem. Pociągnęła go lekko za ucho i uśmiechnęła się, gdy w odpowiedzi pogładził ją delikatnie chwytną łapą po policzku. Dzięki istniejącej między nimi więzi wiedziała, że jest nieszczęśliwy i zły na tych, którzy zatruwają jej życie, i na własną bezsilność. Wtuliła nos w miękkie futro, starając się ze względu na niego i na siebie myśleć o czymś przyjemniejszym, co nie bardzo jej się udało.

Reporterzy polowali bowiem także na niego, albo nie pojmując, albo nie zważając na to, że jako empata reagował szczególnie silnie na ich mentalność drapieżników-ścierwojadów polujących całym stadem. I to był kolejny powód jej dobrowolnego aresztu. Gdyby poprzedniego dnia wracając na okręt, miała ze sobą Nimitza, raczej nie zdołałaby nad nim zapanować, kiedy przed głównym tunelem łączącym okręt ze śluzą dopadli ją dziennikarze…

Treecaty były istotami prostolinijnymi i nie obciążonymi jakimiś głupawymi normami społecznymi nie pozwalającymi dać natrętowi po pysku. Pomimo niewielkich rozmiarów były także niezwykle groźne w walce, a Nimitz już walczył z ludźmi. Niestety nagranie, które znali wszyscy mieszkańcy Graysona, nie dotarło na Manticore i większość tych nadętych durniów traktowała go jak żywą maskotkę. Pierwsze spotkanie Nimitza z prześladowcami jego „osoby” zakończyłoby się w związku z tym rzezią tychże prześladowców. Honor zdołała się przebić przez zasadzkę i dotrzeć do wylotu tunelu, gdzie najbardziej nachalni z pismaków wpadli na wzmocnioną wartę Marines. Eve Chandler i Thomas Ramirez podwoili warty przy wejściach do korytarzy, ledwie dowiedzieli się o komunikacie Admiralicji. A wartownicy wykonali swoje zadanie z większą energią niż taktem: najbezczelniejsi z bandy goniącej Honor, którzy na chama próbowali dostać się za nią do korytarza, odnieśli niezbyt poważne, za to zdecydowanie bolesne obrażenia tak na ciele, jak i na sprzęcie, bo kilka kamer nadawało się już tylko na złom. Najbardziej nachalny zaś doznał trwalszych strat w uzębieniu, gdy przypadkiem uderzył o kolbę karabinu pulsacyjnego. Marines przy tym rozegrali to tak sprawnie, że ani kamery reporterów, ani kamery stacji nie zdołały w powstałym zamieszaniu zarejestrować, kto kogo czym i gdzie walnął. A świadków jakoś nie było…

Ponieważ z jednej strony miała ochotę im podziękować, a z drugiej powinna udzielić nagany, nie zrobiła nic.

Posadziła Nimitza z powrotem na grzędzie i przespacerowała się po kabinie, spokojniej już analizując sytuację. A przedstawiała się ona zgoła nienormalnie: była kapitanem okrętu wojennego Jej Królewskiej Mości, a nie jakimś oprychem ukrywającym się przed policją! I powinna być w stanie swobodnie…

Przerwał jej melodyjny sygnał, więc odwróciła się ku drzwiom z grymasem, którego nie powstydziłby się rozzłoszczony Nimitz. Sygnał rozległ się ponownie, wzięła głęboki oddech i stłumiła odruchowy, bezsensowny gniew. W końcu gdzie jak gdzie, ale na pokład okrętu Jej Królewskiej Mości dziennikarze nie zdołali się wedrzeć, o czym paru mogło zaświadczyć siniakami, więc nie musiała wściekać się na każdego, kto próbował się z nią zobaczyć. Uśmiechnęła się na wspomnienie obrazu wycofujących się po spotkaniu z Marines pismaków i przeczesała palcami sięgające ramion włosy, próbując nadać im choć pozory fryzury. Podeszła do biurka, na którym znajdował się interkom.

— Tak? — Głos jej brzmiał uprzejmie i chłodno, a nawet prawie normalnie.

— Kapitan Tankersley, ma’am — zameldował wartownik i oczy Honor rozbłysły radośnie.

— Dziękuję, O’Shaughnessy — powiedziała, nie kryjąc zadowolenia.

I otworzyła drzwi.

Tankersley przekroczył próg i zaparł się, widząc, że Honor zbliża się do niego długimi krokami, znacznie szybciej niż zwykle. Drzwi ledwie zdążyły się zamknąć, gdy miał ją w ramionach. Słysząc jej pełne ulgi westchnienie, roześmiał się cicho. Oparła podbródek o jego beret i także się uśmiechnęła — była wyższa o głowę, więc może i wyglądali dziwacznie, ale w tej chwili nic ją to nie obchodziło.

— Powinnaś zobaczyć tę bandę koczującą na korytarzu obserwacyjnym — powiedział, gładząc ją po plecach. — Myślę, że od wczoraj przybyły posiłki.

— Serdeczne dzięki za informację — burknęła, odwzajemniając uścisk, i pociągnęła go na fotel.

Przez moment przyglądał się jej z namysłem, potem ujął jej podbródek i roześmiał się cicho.

— Biedactwo — ocenił. — Naprawdę cię wkurzyli?

— To dość łagodne określenie — odparła szorstko, ale widać było, że jego obecność znacznie poprawiła jej nastrój.

Fotel był szeroki, toteż oboje się na nim zmieścili, a raczej troje, bo Nimitz natychmiast skorzystał z okazji i usadowił się najpierw na oparciu, a po paru sekundach na kolanach Paula, wyciągając się wygodnie i opierając łeb na udzie Honor. Gdy Tankersley go pogłaskał, kabinę wypełniło niskie, pełne zadowolenia mruczenie.

— Śledziłaś cały ten cyrk? — spytał po chwili Paul.

— A po co? — prychnęła.

Uśmiechnął się ze zrozumieniem, ale jego oczy pozostały poważne.

— Robi się coraz gorzej — ostrzegł. — North Hollow wyje publicznie, a pewne okazy podgatunków zasiadających w Izbie Lordów wtórują mu, udając jak zwykle „anonimowe źródła”. Próbują przedstawić całą sprawę jako twoją prywatną zemstę, choć nie wiadomo za co, połączoną z dążeniem rządu do ukarania Zjednoczenia Konserwatywnego za przejście do opozycji w kwestii wypowiedzenia wojny. Co Zjednoczenie zrobiło, ma się rozumieć, jedynie i wyłącznie z powodu niewzruszonych zasad moralnych.

— Cudownie! — zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i spytała: — Nie sądzę, by ktokolwiek zająknął się o tym, co Young mi zrobił?

— Część mediów omawia to całkiem szeroko, ale naturalnie nie te, które go bronią. Znasz Crichtona, domorosłego specjalistę militarnego Fundacji Palmera?… Możesz się krzywić, bo są powody. Otóż ten zdolny do wszystkiego dyletant głosi, iż Young jest prawdziwą ofiarą, bo Admiralicja próbowała go przygwoździć od czasu placówki Basilisk. Według jego wersji, za którą wystawił High Ridge’owi i reszcie słony rachunek, biedny Young mający niesprawny okręt został kozłem ofiarnym Admiralicji i rządu, kiedy musiał poddać go naprawom. Oczywiście ani przecinka o tym, że próbował podłożyć ci jak największą mógł świnię, czy o tym, że jego lenistwo i nieudolność miały znaczący wpływ na sytuację, z którą musiałaś sobie poradzić. Tak naprawdę, jakbyś nie wiedziała, groźną sytuację w systemie Basilisk stworzyło karygodne zaniedbanie Admiralicji, która przydzieliła na tak ważną placówkę jedynie dwa okręty, z czego jeden ledwie zdolny do lotu.

— Ale łgarstwo! Warlock nie miał żadnych poważnych usterek, a słaba obsada była wynikiem postępowania Janaceka!

— No i co z tego? Nie spodziewasz się chyba, że przyznają się, iż to oni sami stworzyli całe to bagno przez własną krótkowzroczność i głupotę?! Zwłaszcza że wszyscy po tamtej stronie nadal obwiniają cię o to, że rząd wniósł poprawki do Aktu o Przyłączeniu po tym, jak cała sprawa omal nie zakończyła się utratą terminalu. Ty to masz podejście do polityków.

Ponieważ rozumiała, dlaczego mówił tak lakonicznie i lekko, znając fakty, nie protestowała.

— Posłuchaj — oświadczyła — jeśli ci to nie robi różnicy, wolałabym w ogóle na te tematy nie rozmawiać. Są ciekawsze sposoby marnowania czasu, a ja nawet nie chcę myśleć o tych kłamstwach czy o Youngu.

— W porządku — zgodził się z tak tragicznym westchnieniem, że pocałowała go w nagrodę. — Zresztą, prawdę mówiąc, nie przyszedłem, by o tym dyskutować. Przyszedłem, żeby cię gdzieś zaprosić.

— Co proszę?!

— Musisz stąd wyjść, bo zaczniesz wariować. Mam na myśli nie tylko kabinę, ale okręt. Musisz to wszystko zostawić za sobą i odprężyć się. I dlatego, jak zwykle zresztą pomysłowo, znalazłem miejsce, które idealnie się do tego nadaje. I w którym nie ma prawa znaleźć się choćby pół dziennikarza.

— Tak? To pewnie coś równie atrakcyjnego jak stacja meteo na wyspie Sidham?!

Tankersley parsknął śmiechem — stacja ta znajdowała się za kręgiem polarnym Sphinxa i była chyba najbardziej oddalonym od innych ludzkich siedzib, zapomnianym przez Boga i ludzi miejscem na wszystkich trzech planetach systemu.

— Nie sądziłem, że jesteś aż tak zdesperowana. Ale rzeczywiście mam na myśli wyspę. Co powiesz na wypad na Kreskin Field?

— Kreskin Field?

Honor nagle usiadła prosto, a oczy rozbłysły jej radośnie, czemu trudno się było dziwić: była to baza lotnicza Akademii Królewskiej Marynarki na wyspie Saganami.

— Przecież mówię. Plan lotu wypiszę tylko na siebie, a w akademii nikt nie piśnie o tobie słowa, jak długo nie zaczniesz rozrabiać. Ta banda hien nie będzie miała pojęcia, gdzie jesteś, a trochę słońca ci nie zaszkodzi. No i ktoś od miesięcy mi opowiada, jak to dobrze pilotuje prymitywne samoloty i inne podobne wynalazki.

— Taak? — zdziwiła się uprzejmie. — Samochwała na moim okręcie?!

— To nie ty? — Paul podrapał się w czoło. — To pewnie musiała być Mike. Ale dokładnie pamiętam, jak ktoś się przechwalał, że masz rekord akademii w przelocie na lotni. Powiadasz, że nie masz?

— Oczywiście, że mam, sklerozo, tylko się tym nie chwaliłam — obruszyła się, częstując go łokciem w żebra, ale spodziewał się tego i zdołał zablokować cios.

— Mam co do tego poważne wątpliwości — oświadczył z zadęciem. — Z moich długoletnich obserwacji wynika, że osoby niewysokie i konkretnie zbudowane znacznie lepiej pilotują maszyny pozbawione pokładowej grawitacji niż osobniki niekoniecznie chude, ale długie.

Honor zachichotała, kolejny raz zaskoczona zdolnością Paula do prawienia złośliwości nie wywołujących jej irytacji.

— To wyzwanie, kapitanie Tankersley?

— Skądże znowu! To tylko propozycja przyjacielskiego współzawodnictwa w celu sprawdzenia, kto jest naprawdę lepszy. Fakt, mam nad tobą przewagę: nie dość, że należę do tych niewysokich a konkretnie zbudowanych, to jeszcze latałem nie tak dawno.

— Aaa! Trenowaliśmy po cichu! Ładnie to tak?

— Pewnie, że ładnie: wszystko dla zwycięstwa. Interesuje cię to?

— Lotnie, szybowce czy samoloty? — spytała zwięźle.

— Lotnie i szybowce są zbyt bierne, a poza tym wtedy ty miałabyś przewagę. Rozmawiałem z kontrolerem Kaskin i uzgodniłem, że przygotują nam dwa Javeliny.

— Javeliny! — W oczach Honor było tyle radości, że Paul wyszczerzył się z zadowolenia.

Javelin był celowym anachronizmem technicznym używanym do nauki zaawansowanego pilotażu i wyrobienia zmysłu taktycznego, czyli świadomości, gdzie w stosunku do własnej jednostki znajduje się przeciwnik w rzeczywistych warunkach trójwymiarowej przestrzeni. Był to jednomiejscowy samolot odrzutowy o zmiennej geometrii płata, bez sztucznej grawitacji, za to z niesamowitym zapasem mocy silnika. Dlatego też był niewielki, szybki i bardzo zwrotny, a instruktorzy twierdzili nie bez podstaw, że latanie na nim jest lepsze od seksu. Honor dopiero ostatnio zaczęła zmieniać zdanie na ten temat, ale i tak uważała, że jest następną najlepszą po seksie rzeczą.

— Javeliny — potwierdził Tankersley i dodał: — I zgodzili się na tankowanie w powietrzu, jeśli będziemy chcieli dłużej polatać.

— Jak, na litość boską udało ci się załatwić maszyny na tak długo?! Do polatania na Javelinach zawsze jest kilometrowa kolejka!

— Sława ma swoje plusy. Powiedziałem, z jaką to znakomitością Królewskiej Marynarki chcę polatać. Ledwie powstrzymałem kontrolę lotów od rozwinięcia czerwonego dywanu. I proszę mi się tu nie rumienić — jesteś znakomitym oficerem. Więc jak będzie, lady Honor? Przyjmujesz zaproszenie?

— Oczywiście! — Zerwała się z Nimitzem w objęciach. — Chodź Stinker: trzeba komuś pokazać, kto naprawdę potrafi latać!

Загрузка...