27

– Powinnaś być w łóżku po tym dniu pełnym bolesnych przeżyć – powiedział Blake do Casey, gdy jechali cichymi drogami Sweetwater.

– Całe moje życie pełne było bolesnych przeżyć. Jeszcze jeden dzień nie zrobi mi wielkiej różnicy – odparła.

– To prawda. Ale i tak uważam, że powinnaś zostać w Łabędzim Domu. Adam powiedział, że musi porozmawiać ze mną, a nie z nami – przypomniał jej Blake.

– Wiem. Wyjdę z pokoju, jeśli nie będzie chciał przy mnie mówić. Nie mogłam zostać w tym domu. Zastanawiałabym się, co robi Hank. – I moja matka, chciała dodać, ale nie potrafiła. Jeszcze nie. Potrzebowała więcej czasu, żeby pomyśleć o zachowaniu matki, która dziewięć długich lat pozwalała, by krzywdzono jej córkę.

Zadzwonił telefon komórkowy Blake’a. Casey miała nadzieję, że to nie ze szpitala. Nie teraz.

– Doktor Hunter. Czekaj chwilę, wolniej! Kiedy? Czy wiedzą, kto to zrobił? – Blake zjechał na pobocze i zahamował.

– Co się stało? – wyszeptała Casey.

Położył palec na ustach.

– Zapytam ją. – Nakrył ręką telefon. – Casey, czy widziałaś wczoraj Eve po przyjęciu?

Pokręciła głową.

– Nie. Zaraz będziemy. – Blake wyłączył komórkę.

– Co się stało?!

– Dzwonił Adam. Becky Trilling, sekretarka Bentleya, zatelefonowała niedawno do szeryfa Parkera. Powiedziała, że musiała wrócić do biura, i kiedy zajrzała do gabinetu Bentleya, żeby zobaczyć, czy czegoś nie potrzebuje, znalazła go. Dostał trzy kule w klatkę piersiową.

– Czy… czy on nie żyje?

– Nie, jest operowany. Adam rozmawiał z chirurgiem. Robią wszystko, co możliwe.

– Blake, nie chcę jechać do szpitala.

– Ja też nie. Jedziemy do biura Parkera.

– Czy wiedzą, kto… – Czy to jej matka strzelała do Bentleya? Może i była szalona i okrutna, ale Casey wiedziała, że nie strzeliłaby do nikogo.

– Nie są pewni. Parker zadzwonił do Brunswicku po posiłki. Przyślą ich zaraz z rana, przypłyną promem.

– Blake… – zastanawiała się, jak sformułować następne pytanie – gdybyś wiedział o Bentleyu to, co wiesz… gdybyś operował…

– Złożyłem przysięgę. Nic nie mogłoby skłonić mnie do jej złamania.

Przestała wstrzymywać oddech.

– Dzięki Bogu!

Blake zaparkował bmw obok jaguara Adama i radiowozu szeryfa. Adam wprowadził ich do środka i przedstawił Walterowi. Casey wiedziała, że ta noc nie skończy się dla niej prędko. Adam rozdał kubki z kawą.

– Co się stało? – zapytał Blake.

– Bentley to tylko początek – odparł Adam. – Miał szczęście, że sekretarka wróciła. Pomyślała, że pewnie zamknął się na klucz w gabinecie. Parker przesłuchuje teraz personel szpitala. Został trafiony trzykrotnie w pierś, walczy o życie. Według dyżurnego chirurga nie wygląda to dobrze.

– Jeśli ktoś może połatać tego biednego sukinsyna, to Byron – powiedział Blake. – Bentley ma szczęście, że to on był na dyżurze. Nie pojawia się w Memorial tak często jak kiedyś, odkąd otworzył gabinet w Brunswicku.

Casey ściągnęła wzrokiem spojrzenie Blake’a i wskazała ruchem głowy Waltera.

– Przepraszam – powiedział Walter do Casey. – Zwykle się nie gapię. Próbuję ustalić, czy jesteś prawo-, czy leworęczna.

Z ulgą odparła:

– Leworęczna.

– Wiedziałem! – Walter zerwał się z krzesła i zaczął tam i z powrotem chodzić po biurze.

– O czym pan mówi? – zapytała.

– Roland miał kilka migawkowych zdjęć rozbryzgów krwi. Nie były zbyt dobre, jakiś Buddy je zrobił. Ale okazały się wystarczająco dobre, żeby po wskanowaniu ich do systemu dało się uzyskać odczyt.

– Komputer Waltera czyni cuda – wyjaśnił Adam.

Serce Casey zabiło szybciej i przez chwilę myślała, że zbliża się atak paniki. Czy zdjęcia krwi są dowodem, którego potrzebował szeryf? Zapomniała o Bentleyu, gdy udzieliło jej się podniecenie Waltera.

– Rekonstrukcja torów lotu…

– Poproszę o określenia zrozumiałe dla laika – przerwał mu Adam.

– Pamiętajcie, że to tylko domysły. Technika, którą wykonano fotografie, nie jest kompatybilna z moim systemem, ale teraz się bawimy. Rozbryzgi, szerokość plamy, kierunek kropelek, wszystko to wskazuje, że broń trzymała osoba praworęczna. Będę wiedział więcej, kiedy zrobię własne zdjęcia i zobaczę materac.

Modliła się, żeby miał rację.

– Blake, Casey, czy moglibyście oboje pójść ze mną na chwilę? Myślę, że mam coś, co może was zainteresować. Walterze? – powiedział Adam.

Popatrzyła na Blake’a, który tylko wzruszył ramionami. Krótki spacer korytarzem doprowadził ich do celi. Casey odwróciła się gwałtownie, czując nienawiść do kraty, bo przypomniała jej pokój, w którym spędziła lata w szpitalu.

Blake chwycił ją za ramię i zmusił do popatrzenia na aresztanta.

– Poznajesz go?

Przyjrzała się mężczyźnie, którego twarz była teraz opuchnięta i zaczynała ciemnieć od purpurowoczarnych sińców.

– Doktor Dewitt!

– We własnej osobie – powiedział Adam.

– Co on tutaj robi? – zapytała Casey.

– Sam się nad tym zastanawiałem, dopóki Walter nie użył swojego magicznego laptopa. Najpierw pomyślałem, że wygląda znajomo, ale trudno było coś powiedzieć z powodu opuchlizny. Walter sprawdził jego odciski palców i w ten sposób odkryliśmy, kim jest. Kiedy Parker go zgarnął, nie miał przy sobie żadnego dokumentu.

– Za co, do diabła, zgarnął go Parker? – zapytał Blake.

– To najciekawsza sprawa. Zastał go na twojej werandzie, gdy próbował włamać się do domu!

– Po co? – powiedzieli jednocześnie Casey i Blake.

– Próbowaliśmy go przesłuchać, ale ciągle mówi coś o lekarstwach. Potem wspomniał o niesławnym Bentleyu. I znów laptop Waltera szybko dostarczył nam odpowiedzi.

Adam napełnił na nowo ich kubki, zanim zaczął mówić dalej.

– Blake, czy słyszałeś o młodej czarnoskórej dziewczynie w Savannah, którą znaleziono martwą w opuszczonym mieszkaniu? Jakieś piętnaście lat temu. O tej, która została zwolniona na weekend z Mercy?

Blake odchylił się na krześle.

– Taak, wydaje się, że pamiętam.

– Według tej magicznej skrzynki Waltera – Adam popatrzył na laptop – to doktor Macklin wypuścił na weekend tę młodą dziewczynę.

Zaciekawiona Casey obserwowała wyraz twarzy Blake’a. Oszołomienie. Może dezorientacja.

– Próbuję się dodzwonić do Macklina od wielu dni. Jego gospodyni powiedziała mi, że wyjechał do Europy.

– Powiedziała mi to samo, kiedy zadzwoniłem. Mówiła, że przekazała Macklinowi wiadomość od ciebie i że obiecał wkrótce do ciebie zatelefonować.

– Co to ma wspólnego z tą sprawą? – zapytała Casey.

– Całkiem możliwe, że wszystko – odparł Adam. – To jeszcze nie koniec. Rodzina tej dziewczyny podejrzewała, że Amy nie popełniła samobójstwa, jak twierdziła policja Savannah. Błagali, żeby sprawdzono alibi jej dawnego kochanka, ale policja nigdy nie potraktowała ich poważnie.

– Skąd masz te wszystkie informacje? – zapytał Blake.

– Z magicznej skrzynki. Nie zapominaj, że Walter jest z GBI. Ma dostęp do kartotek i akt w całym kraju. Rodzice Amy wynajęli prywatnego detektywa, Dicka Johnsona. I chociaż nigdy nie zostało to udowodnione w sądzie, Johnson był pewien, że dziewczyna została zamordowana przez swojego chłopaka. – Adam popatrzył na Casey, a potem na Blake’a. – Był nim Jason Dewitt, wnuk czcigodnego sędziego Williama Dewitta z jednej z najznakomitszych rodzin w Savannah. Według raportu z sekcji zwłok, była w ciąży. Niedługo po śmierci dziewczyny Jason rozpoczął studia na Harvardzie. Macklin został wyrzucony z Mercy z wilczym biletem. Po zaledwie kilku tygodniach zaczął pracować u Bentleya.

– Wiedziałam, że rozpoznaję to nazwisko! – wykrzyknęła Casey. – Skóra mi ścierpła na jego widok. Pamiętam, że Bentley wymówił jego nazwisko, kiedy pewnego razu czekałam na doktora Macklina przed jego gabinetem.

– Czy myślisz o tym samym co ja? – Blake zwrócił się do Adama.

– Pewnie. Teraz musimy to udowodnić.

– Co udowodnić? – spytała Casey.

– Bentley szantażował Macklina.

– To najgłupsza rzecz, jaką słyszałam w życiu.

– Jeśli Bentley miał coś, co dawało mu władzę nad doktorem Macklinem, to czy Macklin nie musiałby robić tego, co mu kazał? Żeby utrzymać się na posadzie? – spytał Adam.

– Ale co takiego miałby robić Macklin na żądanie Bentleya? Gdyby chodziło o narkotyki, Bentley mógłby korzystać z zapasów szpitala, nie potrzebował do tego Macklina. – Casey wstała i zaczęła chodzić po biurze.

Adam i Blake popatrzyli na siebie, potem na nią. Blake odezwał się pierwszy.

– Casey, czy nie mówiłaś, że spędziłaś ostatnie dziesięć lat w zamroczeniu?

– Tak, z powodu lekarstw. Czasami, kiedy o tym pamiętałam, nie połykałam tabletek, które mi dawali. Gdy wydawało się, że nie jestem już taka otumaniona, jeden z sanitariuszy robił mi zastrzyk na polecenie lekarza. – Kiedy to powiedziała, szybko zrozumiała, do czego zmierzają. – Czy to znaczy, że przez ostatnie dziesięć lat Robert Bentley szantażował doktora Macklina, żeby ten stale faszerował mnie lekarstwami?

– Nie uwierzycie w to! – wykrzyknął Parker, wpadając przez drzwi.

– Zaraz się przekonamy – powiedział Blake.

– Norma Bentley właśnie rozbiła swój samochód przed szpitalem. Nic jej nie będzie, ale ciekawi mnie, czy wie, że Robert jest operowany z powodu rany postrzałowej.

– Ta noc jest pełna niespodzianek – stwierdził Adam i poinformował Parkera o wszystkim, co odkryli pod jego nieobecność.

– Myślę, że moje usługi już się nie przydadzą, Rolandzie – odezwał się Walter.

– Jestem za tym, żebyśmy zakończyli ten wieczór. Muszę pilnować więźnia, a polowe łóżko w moim biurze zaczyna wyglądać zachęcająco. Jest trzecia w nocy i nie wiem jak wy, ale ja nie pamiętam, żeby tyle się działo w Sweetwater od czasu…


* * *

Casey ciężkim krokiem zeszła na dół. Zapach świeżo zaparzonej kawy sprawił, że pośpieszyła do kuchni. Omal nie zemdlała, kiedy zobaczyła, że jej matka siedzi przy długim drewnianym stole i rozmawia z Florą.

– Co tutaj robisz? – Casey wiedziała, że w jej głosie słychać nienawiść, ale się tym nie przejęła.

– Widzę, że jesteś w złym nastroju. Mieszkam tutaj, jeśli przypadkiem zapomniałaś.

– Przepraszam. To była niespokojna noc. Dzień dobry, Floro. – Nalała sobie kubek kawy i popatrzyła gniewnie na matkę. – Jestem zaskoczona, że cię widzę. Sądziłam, że będziesz z Robertem. W szpitalu. – Miała nadzieję, że wywoła jakąś reakcję.

Eve nie okazała żadnych emocji.

– Dziś rano podano tę wiadomość w radiu – powiedziała. – Kiedy obudziłam się i to usłyszałam, omal nie umarłam. A potem się dowiedziałam, że biedna Norma miała wypadek samochodowy, więc nie jestem pewna, czy uda mi się przetrwać ten dzień. Najpierw John, teraz Robert i Norma.

– Czy wiadomo coś o stanie Bentleya?

– Jest pod stałą obserwacją lekarzy, tak informują w telewizji i w radiu – odparła Flora. – Jestem pewna, że pan Adam i pan Blake dadzą nam znać, jeśli czegoś się dowiedzą. Stan Normy jest stabilny, ma złamaną nogę i pęknięte trzy żebra. Podobno była pijana.

– Wczoraj, kiedy wychodziła z lunchu, ledwie trzymała się na nogach – powiedziała Eve. – Casey, mówiłam ci, że kiedy przyjdzie na to pora, zajmiemy się twoimi włosami i wybierzemy się do salonu kosmetycznego. Właśnie ta pora nadeszła. Możemy zjeść razem lunch. Spędzić ten dzień na robieniu „dziewczyńskich rzeczy”. Co o tym myślisz?

Casey zrozumiała, że to jej matkę powinni zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.

– Mówisz poważnie? Dzisiaj?

– Mała wycieczka dobrze ci zrobi, Casey. Jedź z mamą i baw się dobrze. – Flora uśmiechnęła się do niej. – Potrzebujesz tych dziewczyńskich rzeczy, o których mówi twoja mama.

– Masz rację, Floro. Mama i ja już dawno powinnyśmy pobyć trochę razem. – Casey popatrzyła zwężonymi oczami na matkę i zmusiła się do uśmiechu.

Spędzenie tego dnia z matką było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. Liczyła jednak na to, że może, choć istniało tylko niewielkie prawdopodobieństwo, Eve wyjaśni, dlaczego pozwalała pasierbowi krzywdzić swoje jedyne dziecko.


* * *

Prom był pusty, bo prawie wszyscy mieszkańcy wyspy zgromadzili się na parkingu szpitala Memorial. Casey i jej matka oraz dwie starsze kobiety były jedynymi pasażerami płynącymi do Brunswicku.

Casey wpatrywała się w wybrzeże, ale czuła, jak przeszywa ją lodowate, pełne nienawiści spojrzenie stojącej obok niej matki.

– Wiesz, możesz przestać udawać – powiedziała Eve.

Casey odwróciła się gwałtownie i zobaczyła na twarzy matki grymas w niczym nie przypominający słodkiego, głupawego uśmiechu lekko pomylonej dystyngowanej damy z Południa ze znakomitej rodziny, która wypiła o jedną szklaneczkę za dużo, chociaż Eve udawała kogoś takiego.

– Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała niepewnie, przerażona nagłą zmianą nastroju matki.

– Och, myślę, że wiesz. Powiedz mi coś, Casey. – Eve poszła w stronę dziobu, a córka powlokła się za nią. Eve zatrzymała się znienacka, prawie doprowadzając do tego, że Casey zderzyłaby się z jej plecami. – Ta twoja luka w pamięci, jak jest duża? – Porywisty podmuch zmierzwił fryzurę Eve, krótkie kosmyki zasłoniły jej oczy. Odgarnęła je ręką, jej gniewne spojrzenie ani na moment nie złagodniało. – A więc jak?

Casey rozejrzała się przestraszona. Dwie starsze kobiety zdążyły już zejść pod pokład, a załogi nie było nigdzie widać.

– Przypomniałam sobie coś niecoś, ale nic ważnego, przynajmniej ja tak uważam – odparła Casey, uznając, że to nie jest odpowiednia pora na konfrontację.

Na twarzy Eve odmalowała się ulga.

– Jeśli po latach brania leków wróci ci pamięć, prawdopodobnie i tak nigdy nie będziesz wiedziała, co jest, a co nie jest prawdą. Tak będzie dla ciebie najlepiej.

W głowie Casey rozległy się sygnały ostrzegawcze. Jak mogła być taka głupia? Już miała zadać matce pytanie, zapominając o strachu sprzed paru chwil, kiedy strumień wspomnień zalał jej mózg.

Ogarnął ją zupełny spokój. Pozwoliła, by nią zawładnął. Szybowała na poziomie przedtem dla niej nieosiągalnym i wznosząc się, dotarła do królestwa świadomości w innym świecie.


Wtedy sobie przypomniała. Wcześniej była z Ronniem w budce na narzędzia. Walczyli. Potem uciekła do swojego pokoju. Po paru godzinach cień. Ktoś nieokreślony wtargnął do jej przestrzeni. Okrył ją płaszcz ciemności. Zapewne straciła przytomność.


– O Boże! – Casey nagle przycisnęła rękę do ust. Popatrzyła na matkę i zaczęła przyglądać się jej zwężonymi oczami, cofając się powoli w stronę dziobu, chcąc zwiększyć odległość między nimi.

– O co chodzi, Casey? – Matka zbliżyła się, zmuszając ją do zrobienia kolejnego kroku w tył.

– Byłaś tam. – Ręce Casey drżały, gdy wycofywała się w stronę dziobu. – W moim pokoju…!

Matka zaśmiała się demonicznie.

– A jednak miałam rację. Pamiętasz! – Eve wydawała się toczyć w myślach bitwę ze sobą, zanim skupiła zimne niebieskie spojrzenie na córce. – Tak, byłam tam tego wieczoru. Powinnaś się z tego cieszyć. Gdyby mnie tam nie było, nie wiadomo, jak daleko posunąłby się Ronnie.

Wybuch gniewu dodał Casey odwagi.

– Wiedziałaś, że przychodził do mojego pokoju od dziewięciu lat? Dziewięć długich, strasznych, nieszczęśliwych lat?! – Krzyczała, i nie przejmowała się tym. Miała ochotę wymierzyć matce policzek, żeby zetrzeć nieznośny uśmieszek z jej twarzy.

– Och, przestań, Casey. Jesteś taka sama jak ten twój ojciec, prawiący morały dobroczyńca ludzkości. Jeśli byłaś taka nieszczęśliwa, trzeba było mi powiedzieć. Zrobiłabym coś w tej sprawie.

Casey zacisnęła pięści, potem wepchnęła ręce do kieszeni. Czuła, jak serce łomocze w jej piersi. Chciała poznać odpowiedzi, których mogła udzielić tylko matka. Zmusiła się do wzięcia głębokiego oddechu, zanim zaczęła mówić dalej.

– Jak mogłaś, mamo! Kilka razy próbowałam powiedzieć ci o Ronniem. Zawsze byłaś z Robertem Bentleyem albo z Johnem Worthingtonem. Dlaczego, mamo, czy możesz powiedzieć mi tylko: dlaczego? Jak mogłaś pozwalać temu psychopacie mnie gwałcić?! – Miała ochotę uderzyć matkę pięścią w twarz, zmazać ten jej uśmieszek tak, żeby już nie powrócił.

Widać było, że Eve bije się z myślami. Odezwała się, gdy podjęła decyzję. Jej głos był pewny i wyraźny, niebieskie oczy szkliste. W tym momencie Casey uznała, że jej matka jest naprawdę obłąkana. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie pozwoliłaby, żeby jej dziecko było molestowane.

– Mamo, jak mogłaś?! – krzyknęła. – Czy możesz przynajmniej podać mi jakiś cholerny powód?! Może wtedy zdołam zrozumieć! – Łzy gniewu płynęły po jej policzkach, gdy stała przed matką, czekając na jakieś wyjaśnienie, na cokolwiek, żeby zrozumieć tę kobietę, która nazywała siebie matką.

Eve westchnęła.

– Och, chyba rzeczywiście jestem ci winna jakieś wyjaśnienie. To wszystko było tak dawno temu. – Popatrzyła za dziób promu, potem usiadła na ławce przy sterburcie.

Casey siadła naprzeciw niej, czekając.

– Nie wiesz, jak to jest żyć w biedzie, Casey. Masz szczęście.

– Wolałabym być biedna niż gwałcona!

– To zaczęło się w dniu, kiedy poznałam Roberta. Poszłam do jego biura zaraz po tym, jak się urodziłaś. Zakochaliśmy się w sobie, i tak już zostało. Ronnie dowiedział się o nas. John i ja zamierzaliśmy się pobrać. Ten szalony chłopak groził mi. Zagrażał wszystkiemu, do czego dążyliśmy Robert i ja. – Spojrzenie jej matki stało się nieobecne.

– Pytałam o siebie, mamo. O te wszystkie straszne rzeczy, które Ronnie mi robił.

Загрузка...