28

Eve podniosła pierwszą rzecz, która wpadła jej w rękę, i rzuciła nią w pasierba. Szkoda, że była to stara lampa jej teściowej, ale ona i tak nie żyła i się nie dowie.

– Słuchaj – powiedziała – wiem, co robiłeś przez te wszystkie lata i dalej robisz. Nie myśl ani przez chwilę, że nie wiem!

– Taak, stara kobieto. Wiem, że wiedziałaś o mnie i małej Casey. I myślę, że kiedy leżałaś w tym swoim łóżku, lubiłaś nas słuchać. – Ronnie zaśmiał się. – Wiesz, że była dziś u doktora Huntera?

– Kto ci to powiedział?

– Nikt mi nie musiał mówić. Poszedłem za nią. Do diabła, siedziałem przy samym gabinecie tego tępego doktora na najwyższym schodku i słuchałem. Twoja córka jest w ciąży, to pewne.

Zastanawiałem się, czy nie pobiec do Łabędziego Domu, zanim mnie dźgnęła. Pomyślałem, że drogi John może chciałby wiedzieć, z jakiego rodzaju kobietą się ożeni. – Znów się zaśmiał.

– Nie odważyłbyś się! – wrzasnęła.

– Och, tak, odważyłbym się. Właściwie myślę, że wybiorę się tam później. Może jutro rano. Po tym, jak ja i Casey, cóż, wiesz, dziś wieczorem.

Ronnie wyszedł wtedy, dzięki Bogu, bo musiała się zastanowić.

Pewna, że to dziecko Ronniego, Eve wiedziała, że będzie musiała zorganizować aborcję. Robert wynajdzie odpowiedni numer telefonu i miejsce.

Zacznij intensywnie myśleć!

Podejrzewała wcześniej, że Ronnie dobiera się do Casey, ale nie miała pojęcia, że odbywa z nią stosunki. Casey powinna była jej powiedzieć, kiedy zdarzyło się to po raz pierwszy, ale, pomyślała Eve, nie są spokrewnieni. Może jej córka lubi wizyty Ronniego. Nie ma to teraz znaczenia, powiedziała sobie, ważne jest jedynie to, żeby Ronnie trzymał swój długi jęzor za zębami.

Sama nie wiedziała, dlaczego zatrzymała go po śmierci Reeda. Musiała przyznać, że szczerze nie lubiła chłopaka, ale czasami potrafił być zabawny. Wszystkie te wycieczki do jego szkoły, oboje zawsze porządnie się uśmiali. Szkoda, że rodzina Carolyn go nie chciała, ale Eve naprawdę im się nie dziwiła. Dlaczego mieliby wychowywać dziecko, którego ojcem był jego dziadek? Genetyczne partactwo. Mogła to zrozumieć.

Zadzwoniła do Roberta do szpitala. On powie jej, co robić.

– O co chodzi, Eve? Nie powinnaś tutaj dzwonić. Jeśli Worthington się o nas dowie, będziesz mogła pożegnać się z tą jego rezydencją i wszystkimi udziałami w kwitnących firmach.

– Chodzi o Ronniego. Wie o nas. Powiedziałam mu, że wiem o nim i Casey. Zagroził, że pójdzie do Johna. Boję się, Robercie. Ten mały sukinsyn zrobi to.

– Gdzie jest teraz? – zapytał Robert.

– Właśnie wyszedł. I, Robercie, zgadnij, co jeszcze się stało.

– Nie lubię zgadywanek, Eve, wiesz o tym.

– Ona jest w ciąży. Ronnie straszył, że o tym też powie Johnowi. John nigdy się ze mną nie ożeni, jeśli będzie myślał, że nic nie robiłam i pozwalałam, żeby to spotykało moją własną córkę.

Boże! Żałuję, że nie oddałam jej Gracie. Nie nadaję się do macierzyństwa.

– Zamknij się, Eve, i posłuchaj. Jak często on przychodzi do jej pokoju?

– Prawie co noc, dlaczego pytasz?

– Chcę, żebyś zrezygnowała z wszelkich planów, jakie masz na dziś wieczór. – Stonowany głos Roberta był pokrzepiający. Powie jej, co robić.

– Nie mam żadnych.

– Dobrze. Gdzie jest w tej chwili dziewczyna?

– Jest na górze w swoim pokoju. Dlaczego o to wszystko pytasz?

– Zrób, co będziesz musiała, żeby ją tam zatrzymać. Wymyślisz coś, zawsze miałaś sporo dobrych pomysłów.

– Robercie!

– Och, cholera, Eve, to jest ważne. Posłuchaj: czy chcesz całych tych pieniędzy? Worthington nie pożyje już zbyt długo. Jeśli pożyje, pomożemy mu.

– Robercie, co masz na myśli? Przecież chyba nie planujesz…

– Nie, Eve, niczego nie planuję. Teraz posłuchaj.


* * *

Eve czekała w ciemnej, nagrzanej szafie, aż otworzą się drzwi sypialni Casey. Córka spała przez cały dzień i łatwo było wsunąć się ukradkiem do szafy. Coś zdecydowanie było nie tak z tą dziewczyną. Cóż, nic nie mogła na to poradzić.

Usłyszała skrzypnięcie drzwi i teraz była już pewna, że to tylko kwestia czasu. Spojrzała przez szparę w drzwiach i widziała, jak Ronnie stanął koło łóżka Casey, która leżała skulona w pozycji embrionalnej przy ścianie.

Przez chwilę pragnęła wybiec z szafy i go powstrzymać, ale pomyślała o wspólnej przyszłości z Robertem i całym majątkiem Johna.

Ronnie zdjął spodnie i Eve patrzyła, jak włazi na jej córkę. Casey nie stawiała oporu, a więc może Eve miała rację. Casey lubiła wizyty Ronniego.

Wtedy zobaczyła, że Casey wyciąga rękę w stronę nocnego stolika i chwyta coś błyszczącego. Światło księżyca sączyło się przez koronkowe firanki, co pozwalało wyraźnie widzieć parę na łóżku.

Casey szarpała się z Ronniem i to wtedy Eve zaczęła działać.

Jej córka trzymała w ręce nóż do papieru.

Eve podbiegła do łóżka i wyrwała nóż z jej ręki.

Musiała powstrzymać Ronniego. Wiedziała o incydencie w budce na narzędzia i o jego obrażeniach. Były poważne, ale na pewno nie śmiertelne.

Teraz będzie inaczej.

Bez dalszego namysłu Eve zatopiła tępe ostrze w szyi Ronniego i pomyślała, że zwymiotuje. Krew tryskała na wszystkie strony. Ciało Ronniego drgnęło po raz ostatni, potem opadło bezwładnie na Casey.

Przed chwilą dziewczyna zemdlała. Eve umieściła w jej dłoni nóż do papieru, prawie nie myśląc, co robi, i poszła na dół zadzwonić do Roberta.

– A wszystkie te lata, kiedy pozwalałaś, żeby Robert nakazywał doktorowi Macklinowi faszerować mnie lekarstwami, abym sobie niczego nie przypomniała? – Słowo „szok” nie wystarczało na opisanie uczuć wstrząsających Casey.

Eve patrzyła na córkę, nagle postarzała.

– I to by się udawało, gdyby doktor Macklin nie został oczyszczony z zarzutów. Nadal przepisywałby ci lekarstwa, jak kazał mu Robert. John już długo nie pociągnie, potem wszystko to będzie nasze.

Oczy Eve znów się zaszkliły.

– Mamo, a jeśli Robert nie będzie miał szczęścia? Jeśli umrze, co wtedy?

– Wtedy ja będę miała to wszystko. Też o tym myślałam. Kiedy Norma wyszła z gabinetu Roberta wczoraj wieczorem, pojechałam za nią. Zobaczyłam, jak wyrzuca pistolet na pobocze drogi. Do diabła, omal nie przejechała jakiegoś biedaka.

Dewitta, pomyślała Casey.

– Mamo, ktoś musi ci pomóc. Może Blake albo Adam znają jakiegoś dobrego lekarza. – Casey podeszła do matki, która stała na końcu dziobu.

– Nie, to się nigdy nie stanie! Jestem Eve Worthington, najważniejsza kobieta w rodzinie. Jestem teraz kimś, czy tego nie widzisz? – Łzy płynęły obficie po twarzy Eve. Prom zbliżał się do wybrzeża, własne łzy zamazały jednak Casey ten widok.

– Nie jestem już tamtą białą biedaczką! Czy tego nie rozumiesz?! Nigdy nie będę musiała nosić używanych sukienek, nigdy nie będę musiała zwieszać głowy ze wstydem. Nigdy! Jestem teraz kimś! Jestem Eve Worthington! – Krzyki Eve były żałosne.

Casey zrobiła krok w stronę matki, z wyciągniętą dłonią, chcąc ująć jej rękę.

– No, mamo, zejdźmy na dół. Jesteśmy już prawie na drugim brzegu.

– Nie! Nigdy nie dam się wysłać w takie miejsce! – krzyknęła jej matka, unosząc wysoko pięści. – Nigdy!

Zanim Casey zdążyła chwycić matkę za rękę, Eve skoczyła w czarnozieloną głębię poniżej burty promu.

Загрузка...