22

Jak co dzień Casey wzięła rano prysznic, a potem zeszła na dół. Mroczne sny i mgliste wspomnienia nie dawały jej spać przez większą część nocy. Powieki jej ciążyły i łupało w skroniach.

Kawa. Flora zawsze trzymała dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą na blacie szafki. Kubek albo dwa, i poczuje się świetnie.

Mając nadzieję, że Blake już dzwonił, pośpieszyła do kuchni. Kiedy zobaczyła tam niezwykłą krzątaninę, była ciekawa, dlaczego najęto dodatkowe pracownice i co się dzieje.

– Dzień dobry, panienko. – Siedząca przy drewnianym stole Flora podniosła głowę znad papierów i dała Casey znak, żeby zajęła miejsce.

– Dzień dobry. O co chodzi? – Wskazała ruchem głowy cztery kobiety otaczające Mabel.

– Mamy przygotować podwieczorek dla Klubu Zamężnych Kobiet. Około dwudziestu pięciu pań przyjdzie dziś po południu. Twoja mama jest prezeską, więc teraz na nią kolej, żeby być gospodynią herbatki.

– Nie miałam o tym pojęcia. Blake opowiedział mi o klubie, ale nie wiedziałam, że mama do niego należy. To pewnie się liczy w Sweetwater.

– Och, tak. Jeśli należysz do Klubu Zamężnych Kobiet, jesteś kimś, z całą pewnością. Klub istnieje od ponad stu lat.

– A więc rozumiem, że mama przyjedzie na przyjęcie?

– Nie opuszcza żadnego spotkania. Będzie tutaj.

– Czy nadal jest z Johnem w szpitalu?

– O ile wiem, to tak. Przy okazji, ta Marianne znów dzwoniła. Mówiła, żebym ci powiedziała, że ona i Vera przetrząsnęły strych w biurze szeryfa i nie znalazły tego, czego szukałaś.

– Spodziewałam się, że nie znajdą. To chyba nie ma znaczenia.

– Czy szukałaś raportu, Casey?

– Tak, ale nie będę zdawać się na czyjś pisemny opis tego, co się zdarzyło tamtego wieczoru. Jestem pewna, że z czasem sama przypomnę sobie wszystko, co się stało.

Drzwi z siatką przeciw owadom trzasnęły, co sprawiło, że Casey drgnęła nerwowo. Odwróciła się szybko i zdążyła zobaczyć, że to Hank zmierza w stronę ogrodów.

– Kiedy widzę tego człowieka, skóra mi cierpnie – powiedziała do Flory.

– Hanka? On jest dziwny.

– Wiesz coś o nim, Floro? Od jak dawna pracuje w Łabędzim Domu?

– Przyszedł do pracy zaraz po ślubie twojej mamy i pana Worthingtona. Twoja mama zatrudniła go, bo mówiła, że był kiedyś głównym ogrodnikiem księcia czy kimś takim. To świetny pracownik. Nigdy nie widziałam żadnych chwastów ani zwiędłych kwiatów, to mogę powiedzieć na jego korzyść. Nie jest towarzyski. Mieszka w wozowni na skraju posiadłości. – Flora popatrzyła na Casey. – Skąd to nagłe zainteresowanie Hankiem? Myślisz o zajęciu się ogrodnictwem?

Casey zaśmiała się krótko.

– Może kiedyś myślałam, ale w dniu, kiedy zawiózł mnie do biblioteki, porzuciłam wszelką myśl o ogrodnictwie.

– Dlaczego?

– W pewnym sensie mnie ostrzegł. Powiedział mi, że mama nie będzie zadowolona, jeśli będę robić zamieszanie.

Flora odłożyła długopis.

– To dziwne. Po co miałby mówić coś takiego? Nie martw się z jego powodu. Jest samotnikiem. Kto wie, co dzieje się w tej jego głowie. – Flora uśmiechnęła się i ponownie zajęła jadłospisem, ale jej uśmiech wyglądał na wymuszony, nie sięgał oczu. Casey przyszło do głowy, czy przypadkiem Flora nie zajmuje w tym domu pozycji wyższej niż główna gospodyni. Nie wiedziała, skąd się wzięła ta myśl, faktem było, że się pojawiła. Ludzie z Łabędziego Domu, zarówno jej rodzina, jak i personel, nadal zachowywali się dziwnie. Miała wrażenie, że wszyscy coś ukrywają i boją się o tym z nią rozmawiać. Wiedziała już o zabójstwie Ronniego. Wiedziała, że została przymusowo skierowana do szpitala psychiatrycznego w związku z tym, co zrobiła. Pozostawało zagadką, dlaczego nie przeprowadzono dochodzenia i nie było procesu.

– Hej – powiedziała Julie, zajmując sąsiednie krzesło.

– Och, Julie. Cieszę się, że możesz sobie zrobić przerwę. Zamierzałam spędzić z tobą trochę czasu, ale nie czułam się za dobrze przez ostatnie kilka dni. – Casey pogłaskała przyjaciółkę po ramieniu.

– Rozumiem. I tak miałam dwa dni wolnego. Słyszałam, że twój wyjazd do Savannah nie bardzo się udał.

– Wieści szybko się rozchodzą. Kto ci o tym powiedział? – Casey nie cierpiała plotek na swój temat.

Okrągła twarz Julie przybrała ciemny odcień czerwieni.

– Nikt. Miałam właśnie wyjść, kiedy zauważyłam, że zostawiłam parasol. Trzymamy nasze rzeczy w szafie przy kuchni. Jest tam też telefon. To wtedy go usłyszałam.

– Usłyszałaś kogo? – zapytała Casey.

– Hanka – wyszeptała Julie. Popatrzyła za siebie, aby się upewnić, że nikt ich nie słyszy.

– Jesteś pewna? – spytała szeptem Casey.

Julie skinęła głową.

Casey odchrząknęła, zanim odezwała się do Flory, która nadal siedziała przy drugim końcu stołu.

– Floro, czy mogę wziąć Julie na jakiś czas? Potrzebuję trochę pomocy… na górze. Wczoraj wieczorem zrobiłam naprawdę duży bałagan w garderobie. Przymierzałam ubrania. – Wstydziła się, że tak łatwo przychodzi jej kłamać.

– Nie widzę przeszkód. Julie, skończyłaś nakrywać stoły? – zapytała Flora.

– Tak, proszę pani.

– A więc idź teraz na górę i zobacz, w czym pomóc Casey.

– Dziękuję, Floro. Będę później na dole, gdybyś mnie potrzebowała. O której mają zjawić się te panie z towarzystwa? – chciała wiedzieć Casey.

– O czwartej. Uciekajcie. Nadal próbuję ułożyć zakichany jadłospis, a mam na to tylko kilka godzin. No, już was nie ma!

Gdy wspinały się po schodach, Casey przypomniała sobie o Blake’u. Najwyraźniej nie zadzwonił, bo Flora by jej o tym powiedziała.

Poprowadziła Julie do swojego pokoju, odsunąwszy od siebie myśli o Blake’u, przynajmniej na pewien czas. Nigdy całkowicie nie znikał z jej umysłu. Nie chciała też, żeby znikał.

– Myślałam, że… Powiedziałaś…? – wyjąkała Julie na widok idealnego porządku w pokoju.

– Wiem. Skłamałam. Julie, jestem dorosłą kobietą. Nie potrzebuję pomocy przy sprzątaniu pokoju. – Casey zaśmiała się i usiadła na łóżku.

– Ale powiedziałaś, że narobiłaś bałaganu.

– Zapomnij o tym, Julie. Usiądź. – Casey przesunęła się, żeby zrobić dla niej miejsce.

– Dlaczego chciałaś, żebym tu przyszła?

– Chodzi o Hanka. Muszę wiedzieć, co dokładnie powiedział, a nie chciałam, żeby ktoś usłyszał naszą rozmowę. Z jakiegoś powodu mu nie ufam.

– Och. – Julie wydawała się zdenerwowana.

– Myślałaś, że o co mi chodzi, Julie? – zapytała Casey, i wtedy nagle zrozumiała.

Julie się jej bała!

Jak mogła być taka głupia? Chociaż ich świeża przyjaźń ograniczała się do krótkich rozmów, Casey myślała, że łączy je nieskomplikowane koleżeństwo. Julie nawet ostrzegła ją przed złem obecnym w Łabędzim Domu.

Teraz siedziała na brzegu łóżka, zbierając nitki ze swojej spódnicy.

– Popatrz na mnie, Julie – domagała się Casey. Żałowała, że jest szorstka, ale chciała uzyskać informacje. Poczuła się okrutna i podła, kiedy zobaczyła, że Julie jest przerażona.

– Tak?

Skupiła wzrok na Julie.

– Posłuchaj, powiem to tylko raz. Nie wiem, dlaczego boisz się być ze mną sam na sam, nic na to nie poradzę. Sądziłam, że możemy być przyjaciółkami. Miałam nadzieję, że będziesz mi ufać. Przykro mi, że zmieniłaś zdanie. Poprosiłam cię o przyjście tu na górę, żebyśmy mogły porozmawiać na osobności. Julie, nie jestem nieobliczalną wariatką, za którą może mnie uważasz.

– Nie boję się ciebie, Casey. Ostrzeżono mnie, to wszystko. Zagroził, że stracę pracę, jeśli się z tobą zaprzyjaźnię.

– Hank?

Julie skinęła głową. Casey podała jej chusteczkę higieniczną z paczki leżącej na nocnym stoliku.

– Powiedział ci to, kiedy przyłapałaś go na telefonowaniu, prawda?

– Tak – potwierdziła Julie. – Powiedział mi, żebym z tobą nie rozmawiała; inaczej wylecę z pracy tak szybko, że zakręci mi się w głowie. Nagle się przestraszyłam, kiedy siedziałyśmy przy stole w kuchni. Patrzył na mnie, stojąc w ogrodzie. Czułam to.

– Zapomnij o nim. On nie może cię zwolnić, zapewniam cię. Porozmawiam o tym z mamą. Czułaś, że on na ciebie patrzy? Co to znaczy?

– Kiedy kuchenne drzwi są otwarte, można obserwować ogród. Chociaż go nie widziałam, po prostu czułam, że na mnie patrzy. Jakby mnie ostrzegał. Na pewno wie, że jestem z tobą tu na górze. Nie mogę stracić pracy, Casey, to wszystko, co teraz mam.

– Och, Julie, nie stracisz pracy, obiecuję ci. Zrobimy coś w sprawie Hanka. Nie lubię go od pierwszego dnia. Na jego widok przechodzą mnie dreszcze.

Julie zaśmiała się.

– Wiem, o czym mówisz. Casey, proszę, obiecaj mi coś.

– Co tylko chcesz.

– Proszę, nie idź do matki. Załatwię to po swojemu.

– Musisz jednak wiedzieć, że rozsądek podpowiada mi co innego.

– W porządku.

– Więc to jest ustalone. Czy pamiętasz, co przypadkiem usłyszałaś? Hank musiał powiedzieć coś, co uważał za obciążające, jeśli groził ci utratą pracy.

– Właśnie w tym problem. Naprawdę nie usłyszałam niczego niestosownego. Po prostu powiedział coś w sensie: „Ona nie przeszła terapii, wydawała się zdenerwowana i zrobię to przy pierwszej okazji”.

Chociaż te słowa mogłyby zostać uznane za niewinne przez każdą inną osobę, Casey rozumiała ich ukryte znaczenie.

– Pamiętasz, jak wymknęłam się wczoraj? Przyszłaś na górę do mojego pokoju z herbatą.

– Pewnie, dlaczego pytasz? – Na twarzy Julie lęk zastąpiła ciekawość.

– Chcę, żebyś pomyślała. Pamiętasz, czy widziałaś wczoraj Hanka? – Casey zacisnęła kciuki na szczęście, mając nadzieję, że myśli prowadzą ją we właściwym kierunku.

– Pamiętam, że wyjaśnił pani Florze, że musi jechać do Brunswicku po zapasy. Pamiętam to, bo przyszedł do kuchni, co rzadko robi. Wyglądało to tak, jakby chciał, żeby ktoś wiedział, gdzie on będzie. To do niego niepodobne, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mabel coś wtedy o tym mamrotała. To było niezwykłe, że zawiadomił personel, gdzie się wybiera.

Casey postanowiła wypytać Mabel później, kiedy skończą się przygotowania do przyjęcia.

– Czy widziałaś go, kiedy wrócił?

– Nie, już mnie nie było, pojechałam do domu. Może Flora go widziała. Ona wie prawie o wszystkim, co dzieje się w Łabędzim Domu.

– To prawda. Powiedz mi, Julie, co myślisz o roli Flory w Łabędzim Domu? Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ta kobieta jest kimś więcej, niż to się z pozoru wydaje.

– Masz całkowitą rację. To jednak kolejny temat tabu. Krążą plotki, że pani Flora nadal jest zakochana w panu Worthingtonie.

– Nadal? – Następna zagadka, pomyślała Casey.

– Podobno Flora kochała się bez wzajemności w panu Worthingtonie na długo przed tym, nim ożenił się z twoją matką. Chyba nawet jeszcze wtedy, kiedy żyła pierwsza pani Worthington. Wiem, że Flora była z nią w bardzo dobrych stosunkach, bo pani Worthington poprosiła ją, żeby zaopiekowała się Adamem po jej śmierci. Sama mi to powiedziała.

To wiele wyjaśnia. Czy to dlatego Flora nie wyszła za mąż? Czy potajemnie miała nadzieję, że kiedy umrze pierwsza pani Worthington, może mieć szanse u swojego szefa?

– Mnie też to powiedziała parę dni temu. Porozmawiam z nią; może będzie w stanie rzucić trochę światła na rolę Hanka w tym wszystkim. Julie – Casey utkwiła wzrok w okrągłej twarzy przyjaciółki – proszę, nie bój się ze mną rozmawiać. Po to ma się przyjaciół, żeby z nimi rozmawiać.

– Dziękuję. Byłaś taka miła. – Julie wstała i poszła w stronę drzwi. – Mimo że Flora mówiła co innego, wiem, że przyda jej się teraz dodatkowa para rąk. Wrócę do pracy i zostawię cię z twoimi myślami.

– Ja też zejdę za parę minut. Dopilnuj, żeby było coś, co mogłabym robić. Coś łatwego. – Casey zaśmiała się, przypominając sobie swoje ostatnie przeżycia w kuchni.

– Jasne. – Julie wyszła, po cichu zamykając za sobą drzwi.


* * *

Przeszłość zaczynała się odsłaniać. Założenie, że amnezja jest nieprzenikniona, było błędne.

Chociaż pamiętała, że Ronnie gwałcił ją dziesiątki razy, nie mogła przywołać strachu, gniewu i nienawiści, które powinien był w niej wzbudzać. Było prawie tak, jakby spotkało to kogoś innego, a ona by tylko o tym wiedziała. Dlaczego?

A teraz to. Hank, Flora i Julie, wszyscy z własnymi sekretami. Przyciszone rozmowy. Znów to pytanie: dlaczego?

Będzie musiała porozmawiać z Blakiem, zapytać go, co wie o Hanku. Im więcej o tym rozmyślała, tym bardziej prawdopodobne wydawało się, że to Hank zaatakował ją na werandzie jej dawnego domu. Co też mogło skłonić go do zrobienia czegoś takiego?

Zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi, pomyślała Casey. Porozmawia z Mabel i Florą. Może matka, jeśli nie będzie musiała znowu śpieszyć się do Worthington Enterprises, też znajdzie dla niej parę minut.

Matka pozostawała dla niej zagadką. Minęło wiele lat, odkąd łączyła je normalna więź, i Casey czuła, że powinna postarać się spędzać z nią więcej czasu, by znów ją poznać. Być może nigdy jej nie znała.

Pośpiesznie zeszła na dół, żeby pomóc Florze i Julie w przygotowaniach do podwieczorku. Zastanawiała się przez chwilę, jakie zamiary ma Brenda. Wiedziała, że ta zgorzkniała kobieta zrobiłaby prawie wszystko, żeby zamienić się z nią miejscami. Czy uwiedzie Blake’a? Może uda jej się zajść w ciążę?

Casey zatrzymała się, kiedy dotarła do najniższego schodka.

Nie miała pojęcia, dlaczego jej myśli przybrały taki obrót. Była ważna dla Blake’a. Powiedział jej to.

Te głupie chwile, kiedy nie czuła się bezpieczna, były właśnie takie. Głupie.

A jednak różne rzeczy zdarzały się nawet wtedy, kiedy myślałaś, że panujesz nad własnym losem.

Wiedziała, że tak jest, bo przytrafiło jej się to, kiedy planowała podróż do Atlanty, tyle lat temu. Chociaż podjęła decyzję, która miała zmienić jej przyszłość, okoliczności wszystko przekreśliły. Wprawdzie ostatecznie osiągnęła zaplanowany przez siebie cel, ale najwyraźniej nie ona wybrała sposób, w jaki to się stało.

Casey weszła do przesyconej odświętną atmosferą kuchni, mając nadzieję, że rozproszy ponure myśli. Piekł się świeży chleb i zapach sprawił, że ślinka napłynęła jej do ust.

– No, no, czy to nie jest Wesoła Bałaganiara we własnej osobie? Wszystko posprzątane, Casey? – zapytała Flora.

– Tak. Dzięki, Julie. – Casey popatrzyła na przyjaciółkę, która szorowała młode ziemniaki w zlewie. Julie uśmiechnęła się, ich tajemnica była bezpieczna.

Casey obrzuciła wzrokiem wielkie pomieszczenie w poszukiwaniu Mabel i zobaczyła, że kucharka pracuje na swoim stanowisku na drugim końcu kuchni.

Podeszła do Mabel, a ta podniosła głowę znad ciasta, które miesiła. Mąka usiała jej podbródek, siwe włosy były obsypane białymi plamkami ciasta, przypominającymi płatki śniegu.

Nieoczekiwanie Mabel niepytana powiedziała to, co Casey chciała wiedzieć.

– Nigdy nie lubiłam tego człowieka, odkąd przyszedł tu do pracy. Mówiłam młodej Julie, że wyczuwam w nim podlą duszę. Przyszedł do kuchni z wyniosłą miną i zapowiedział swój wyjazd do Brunswicku. Przez wszystkie te lata, od kiedy tu pracuję, nigdy nie widziałam ani nie słyszałam, żeby mówił komuś poza twoją mamą albo panem, gdzie będzie. Pomyślałam, że coś knuje.

Długa przemowa Mabel zaskoczyła Casey.

– Dziękuję, Mabel. Odpowiedziałaś na moje pytanie. – Pogłaskała kobietę po ramieniu i zastanowiła się przez chwilę, czy Julie powiedziała jej o ich wcześniejszej rozmowie.

A więc miała rację co do Hanka.

Postanowiła poczekać z dalszymi pytaniami, bo Flora i Julie były zajęte.

Julie pokazała jej gestem, żeby podeszła do zlewu, gdzie nagromadziły się stosy brudnych naczyń.

– Chciałaś, żeby to było coś łatwego – powiedziała ze śmiechem.

– Tak, chyba tak powiedziałam. – Casey zanurzyła ręce w gorącej wodzie z mydłem i stwierdziła wkrótce, że to domowe zajęcie ją uspokaja. Popatrzyła przez okno na pieczołowicie zadbane ogrody, myśląc o tym, czy Hank ją obserwuje. Prawie chciała, żeby tak było. Mógłby wtedy zobaczyć, że próba skrzywdzenia jej się nie powiodła. Może chciał tylko, żeby mu nie przeszkadzała, kiedy będzie przeszukiwał dom przy Back Bay. Nie potrafiła tego zrozumieć. O ile wiedziała, poza torbą na książki, którą dał jej szeryf Parker, i zbryzganym krwią materacem nie można tam było znaleźć niczego godnego uwagi.

Przenikliwy dzwonek telefonu sprawił, że serce zabiło jej mocniej.

– Casey, do ciebie – powiedziała Flora.

Przypuszczając, że to Blake, wytarła ręce ścierką do naczyń i wzięła podany jej przez Florę przenośny telefon.

– Blake? – zapytała, słysząc westchnienie ulgi w swoim głosie. – Halo? Blake, czy to ty? – czekała, aż dotrze do niej dźwięk jego ciepłego głosu. Przycisnęła telefon do ucha, myśląc, że może mają kiepskie połączenie. – Czy jest tam ktoś?

Kiedy miała się rozłączyć, nieoczekiwany dźwięk, który usłyszała, sprawił, że odsunęła telefon od ucha.

Płacz niemowlęcia. Przekonana, że ktoś po prostu wybrał zły numer, powiedziała do telefonu:

– Ktokolwiek dzwoni, połączył się z rezydencją Worthingtonów.

Płacz był teraz głośniejszy.

Popatrzyła na stojącą w pobliżu i obserwującą ją Florę.

Nagle płacz ustał.

Z początku Casey ledwie słyszała ten głos. Potem stał się donośniejszy. Dziecko?

Natężyła słuch, żeby zrozumieć, co mówi ta młoda osoba.

Słowa były boleśnie wyraźne, kiedy je usłyszała.

– Dlaczego mnie zabiłaś, mamusiu?

Загрузка...