Jeśli zimową nocą podróżny, powieść uznawana za sumę literackich dokonań Calvina, nasycona ogromnym ładunkiem intelektualnym, pełna odniesień do literatury, filozofii, historii, nauk ścisłych, jest książką przewrotną z samego założenia. Napisał ją Calvino podejmując wyzwanie, jakie eksperymentalna Grupa Oulipo rzuciła tradycyjnym strukturom literackim. Ambicją pisarzy i matematyków zebranych w Ouvroir de la Litterature Potentielle (do Grupy należeli m.in. Raymond Queneau i Georges Perec) było stworzenie nowego modelu literatury, całkowicie sztucznej, powstałej w wyniku wprowadzenia pewnych dobrowolnych ograniczeń, modelu, który zarazem potrafiłby wydać dzieła pełnowartościowe. A zatem z jednej strony abstrakcyjna gra literacka, wywiedziona z teoretycznych założeń, z drugiej troska o to, aby literatura pojmowana jako system kombinatoryjny, jako labirynt, nie stała się czystym exercte de stlie.
Z takiego laboratorium wywodzi się Podróżny Calvina, powieść skonstruowana z matematyczną precyzją, poddająca się wielorakim interpretacjom. „Miej się na baczności. Czytelniku, tutaj wszystko jest inne, niż ci się wydaje, wszystko jest dwuznaczne” (s.220). Ową przestrogę, wyjętą z kontekstu, można uznać za pierwsze przykazanie dla czytelnika tej książki napisanej przez maestra dwuznaczności.
Calvino opowiada historię pewnej literackiej mistyfikacji. Para bohaterów, Czytelnik i Czytelniczka – ironiczna replika tradycyjnej pary bohaterów – tropi nie dokończone sensacyjne powieści, które urywają się w punkcie kulminacyjnym. Autor mnoży przypuszczenia, gromadzi poszlaki, zaciera ślady. Dzieje się tak być może za przyczyną działań szalbierczego tłumacza, Hermesa Marany, hochsztaplera i mistyfikatora, który zazdrosny o niemal intymną więź Czytelniczki z tekstami czytanych przez nią powieści, zarzuca światowy rynek serią plagiatów i imitacji. Równie prawdopodobna wydaje się druga hipoteza: cała książka jest tworem pisarza Silasa Flannery, autora popularnych powieści sensacyjnych. Flannery przeżywa duchowy kryzys, chciałby stworzyć powieść, która wypowie całą prawdę o świecie, bez mediacji osoby autora, chciałby napisać książkę, „która byłaby jedynie incipitem, tak jak dzieje się to w Księdze tysiąca i jednej nocy”. Istotnie ramy kompozycyjne Podróżnego przywodzą na myśl konstrukcję szkatułkową Księgi, choć jest to konstrukcja potraktowana a rebours, przewrotnie. Bo o ile w baśniach Szecherezada opowiada dosyć niesamowite historie i urywa je w najciekawszym punkcie, aby podsycić ciekawość sułtana, to w dalszym toku jej opowieści urwane wątki znajdują dopełnienie, zaspokajają oczekiwania słuchacza. U Calvina zaś, przeciwnie, raz urwana opowieść nie ma dalszego ciągu, wywołując w czytelniku uczucie stałego nienasycenia i zawodu. Zresztą podobnego uczucia może czytelnik doznawać już w trakcie lektury. Każda z dziesięciu wtrąconych opowieści – a składają się na nie pastisze i parodie rozmaitych odmian powieściowych – wykpiwa oczekiwania łatwej lektury, zza ramienia narratora coraz to wychyla się „autor”, aby przypomnieć czytelnikowi, że ma on do czynienia z literacką fikcją, aby odebrać mu złudzenie istnienia powieściowego świata choćby na papierze. Każda z dziesięciu opowieści, z pozoru imitacja taniej rozrywki, przekazuje pewną wizję świata, świata, o którym nie można powiedzieć nic pewnego ponad to, że stwarza on nieustanne zagrożenie. Każdy z powieściowych bohaterów znajduje się w położeniu człowieka pogrążonego w sennym koszmarze, w roli ofiary, która daremnie próbuje ominąć zarzucone sieci i wcześniej czy później wpada w pułapkę własnej lub cudzej mistyfikacji. Zawodzi rozumowanie oparte na jasnych i logicznych przesłankach, wynikłych z drobiazgowej analizy sytuacji, bo owe jasne i logiczne przesłanki odnoszą się zaledwie do powierzchni rzeczy, niczego ostatecznie nie wyjaśniają, prowadzą do odmiennych i wykluczających się interpretacji. Nie można jednoznacznie ocenić żadnej sytuacji, zapobiec żadnej katastrofie. Wszystko jest grą pozorów i złudzeń, nieuchwytne, płynne, niepoznawalne. Rzeczywistość jest ułudą i kłamstwem, a zatem jedynym sposobem uchwycenia rzeczywistości jest jej deformacja. „… wartość literatury polega na możliwości mistyfikacji i w mistyfikacji właśnie tkwi prawda literatury. Falsyfikat zatem, jako mistyfikacja mistyfikacji, równa się prawdzie do drugiej potęgi” (s. 179). Calvino stwarza taką podwójną mistyfikację. Zmistyfikowane przez tłumacza powieści czyta para bohaterów żyjąca w zmistyfikowanej przez autora rzeczywistości, w pewnym fikcyjnym świecie, który do złudzenia jednak przypomina nasz świat. Inaczej tylko rozłożono akcenty, poszczególne elementy tego świata ułożono w innym porządku, lecz same w sobie pozostają one prawdziwe. I tak na przykład wszystkie te tajemnicze cywilizacje, z którymi stykają się powieściowe postacie, wszystkie krainy, do których wyruszają, istnieją naprawdę. Wystarczy zajrzeć do encyklopedii czy do podręczników historii, aby odnaleźć owych Cymbrów, Kimerów, Herulów czy owe Hyrkanie, nazwy historycznych plemion lub cywilizacji dawno wygasłych.
Calvino lubi sięgać po fachowe terminy z różnych dziedzin, fizyki jądrowej, medycyny, botaniki, filozofii, gastronomii, lubi nazywać rzeczy po imieniu, posługiwać się logiką i zimną kalkulacją po to, aby paradoksalnie stworzony obraz stawał się tym bardziej nieuchwytny i dwuznaczny. Giorgio Manganelli, wybitny włoski pisarz, teoretyk literatury i krytyk, zauważył, iż idealnym wyobrażeniem pisarskiej metody Calvina jest lustro: powierzchnia pozornie gładka i spoista, zdolna pomieścić wiele obrazów, przejrzystych i jednoznacznych, obrazów, które poddają się nazwaniu, lecz umykają przed dotykiem. Calvino przyswoił sobie przewrotne przykazanie Hofmannsthala: „Głębia pozostaje ukryta. Gdzie? Na powierzchni rzeczy.”
Anna Wasilewska