10

Trzy najmłodsze przedstawicielki dużej rodziny, Berengaria, Sassa i Siska, siedziały z Theresą, niegdyś księżniczką z rodu Habsburgów, a teraz po prostu „babcią Theresą”. Dziwnie było nazywać ją prababcią, skoro wyglądała na osobę trzydziestopięcioletnią.

– Kochana babciu Thereso, opowiedz nam o nocy świętojańskiej – prosiła Berengaria, wnuczka Theresy. Dwie pozostałe dziewczynki nie były w ogóle z księżną spokrewnione, ale czuły się również jej wnuczkami.

Przez twarz Theresy przemknął cień.

– Ależ kochane dzieci, dzisiaj nie jestem w stanie niczego opowiedzieć! Przecież Jori zniknął!

– I Tsi-Tsungga – dodała Berengaria. – Wiemy o tym i bardzo się o nich martwimy. Musimy jednak się czymś zająć, skoro nie pozwolono nam iść szukać zaginionych.

Theresa zadrżała na myśl o tym, że te trzy delikatne stworzenia miałyby wyruszyć na poszukiwania do Królestwa Ciemności. Wiedziała, że bardzo chętnie by się tego Pojęły, Matko Boska, chroń je od wszelkiego złego!

Może więc lepiej spróbować odwrócić ich uwagę od tej sprawy? Rozejrzała się po pokoju, który umeblowała w starym stylu, na wzór dworu Theresenhof. Był to jedyny pokój w tym domu urządzony meblami barokowymi, z epoki jej rodziców. Tu i tam znajdował się jakiś przedmiot w stylu rokoko, ale było ich niewiele. Nie mogli przecież zabrać ze sobą w drogę wyposażenia domu. Na szczęście w stolicy mieszkali artyści, którzy zrobili co trzeba według wskazówek Theresy.

Pokój prezentował się naprawdę bardzo pięknie, Theresa go kochała. Zwykle jednak przebywała w supernowoczesnych pomieszczeniach w innych częściach domu.

Westchnęła cicho. Jej córka, Tiril, oraz zięć Móri przeżywali za młodu wiele bardzo niebezpiecznych przygód. Wtedy jednak często ona sama i przyjaciel Erling im towarzyszyli. Potem Theresa wyszła za Erlinga za mąż i razem zaopiekowali się dwojgiem dzieci, Rafaelem i Danielle, rówieśnikami jej własnych wnuków: Dolga, Villemanna i Taran. Boże, cóż to była za młodzież i w jakie wdawała się awantury! Teraz wszyscy przebywali w krainie spokoju, w Królestwie Światła, i Theresa miała nadzieję na trochę wytchnienia. Ale nic z tego! Kolejne pokolenie okazało się najbardziej szalone ze wszystkich.

Przed kilkoma dniami rodzinę dotknęło straszne nieszczęście. Jori, ukochany i niezwykle żywotny syn Taran i Uriela, zaginął. A razem z nim Tsi-Tsungga, istota natury, którego Theresa dobrze znała i bardzo lubiła, wiedziała jednak, że nie będzie dla Joriego wsparciem. Raczej wręcz przeciwnie.

Nagle uświadomiła sobie, że trzy dziewczynki siedzą i czekają na opowieści o świętojańskiej nocy.

Theresa i Erling prowadzili w Królestwie Światła bardzo szczęśliwe życie. Jedynym zmartwieniem były niepohamowane wyczyny wnuków i prawnuków. Ledwo zdołano sprowadzić z zewnętrznego świata Móriego oraz Dolga, a piątka młodych zwiastunów nieszczęścia zaczęła łamać wszelkie zakazy. Potem Elena wdała się w jakąś straszną historię z mieszkańcami miasta nieprzystosowanych, a teraz, kiedy trzeba było naprawiać szkody, jakie ściągnęła na siebie Miranda na zewnątrz, w Królestwie Ciemności, powstało nowe zamieszanie. No i wreszcie Jori…

Czy nigdy nie będzie temu końca?

Błądząc myślami gdzie indziej, Theresa zaczęła opowiadać o dziwnych ludowych wierzeniach ze świata swojej młodości.

– Jest w roku kilka takich dni, kiedy ludzie uważają, że powinni być szczególnie ostrożni. Bo w te właśnie dni, a zwłaszcza w następujące po nich noce wszelkie złe siły wychodzą z ukrycia.

– Złe? – zapytała Sassa z Ludzi Lodu. – Jak to?

Och, jak zdołam jej wytłumaczyć coś takiego? zastanawiała się Theresa. Te dzieci przecież dorastają w otoczeniu duchów i traktują je jak przyjaciół.

– Dawniej ludzie byli bardzo przesądni – rzekła wymijająco. – Wszystkiego się obawiali. Wierzyli, że w ciemnościach kryją się okropne stworzenia, że trzeba się mieć na baczności i robić wszystko, by nie zetknąć się z mieszkańcami podziemi. No cóż, z tych tak zwanych niebezpiecznych dni trzeba wymienić wieczór Valborgi, czyli po niemiecku Walpurgisnacht, noc Walpurgi, trzydziestego kwietnia. Wtedy wychodzą na świat istoty zajmujące się czarami, tak ludzie opowiadali. Wiedźmy i inne takie stworzenia. Gorzej jest jednak w noc środka lata, tę noc, do której się właśnie zbliżamy. Po norwesku nazywano ją Jonsoknatt, w innych krajach nocą sobótkową albo nocą świętojańską. Ja znam ją jako Johannisnacht. Ludzie wierzyli, że wtedy wszystko w naturze budzi się do życia, również to, co nie powinno. A ten, kto tej nocy przebywa poza domem, musi chronić się amuletami i zaklęciami, by nie wpaść we władzę niewidzialnych sił.

– Ależ ludzie byli głupi – stwierdziła Berengaria.

– Oczywiście! W Skanii, w Szwecji, znajdował się na przykład wielki kamień, zwany Maglehen. Wierzono, że niekiedy nocą unosi się on w górę, a pod nim tańczą elfy. Tego rodzaju kamienne bloki znajdują się również na Islandii. W niektórych krajach za najbardziej niebezpieczną noc w roku uważana jest noc Wszystkich Świętych, następująca po pierwszym dniu listopada. Poza tym obchodzona bywa noc świętej Łucji, która wypada trzynastego grudnia. Wtedy po świecie błądzą gromadami różne duchy. Rzecz jasna, taką wyjątkową porą jest również noc wigilijna, dawniej wierzono, że zmarli odprawiają wtedy nabożeństwa po kościołach. No i jeszcze dzień, w którym wszystkie czarownice wyruszają na sabat na górze zwanej Blokksberg. I tak dalej. Wracając jednak do nocy świętojańskiej, to wiąże się z nią piękna tradycja. Młode dziewczyny wychodzą wieczorem, by zebrać siedem rodzajów kwiatów, najlepiej u rozstaju dróg. Kładą je sobie potem pod poduszkę. Nikomu nie należy mówić, że się te kwiaty zebrało. Ludzie powiadają, że w nocy przyśni się takiej pannie kawaler, za którego wyjdzie za mąż.

– To ja tak zrobię! – zawołała Sassa pospiesznie.

– I ja też – przyłączyła się Siska, czarująca mała księżniczka z Królestwa Ciemności. Siedziała przytulona do Theresy, którą uwielbiała, i wpatrywała się w nią swoimi ogromnymi szarymi oczyma. Theresa zawsze na widok Siski odczuwała tkliwość w sercu. Co mogłabym uczynić dla tego dziecka? zastanawiała się. Wiem, że znakomicie jej się powodzi u Sassy i jej dziadków, Ellen i Nataniela. Wiem też, że Berengaria jest jej „starszą siostrą” i idolem, ale człowiekowi robi się smutno na myśl o tym, co musiała w życiu przejść! Mała córeczka wodza, która miała zostać zhańbiona i zamordowana przez owładniętych żądzą mężczyzn z własnego plemienia, a potem złożona w ofierze. Po tym wszystkim nigdy chyba nie będzie mogła wrócić do kraju dzieciństwa.

Zresztą do tej pory mała nie okazywała najmniejszej tęsknoty za rodzinnym krajem. Zapomniała o swoich manierach księżniczki, rzadko już wspominała, że w rodzinnej osadzie była boginią. Mimo to człowiek chciałby coś dla niej uczynić.

Berengaria rzekła wyniośle:

– Ja też tak zrobię. Dobrze byłoby wiedzieć.

O, ty zawsze dasz sobie radę, pomyślała Theresa. Chłopcy w mieście Saga już dawno kręcą się koło twojego domu. Siska znajdzie wielbicieli za parę lat, mogę to zagwarantować. Jest przecież taka śliczna.

Gorzej ma się sprawa z Sassa, najmłodszą. Marco dokonał cudu, usuwając brzydkie blizny z jej twarzy, ale dziewczynka pozostała nieśmiała, więc głupi młodzi chłopcy pewnie nie zauważą, jaka jest ładna.

Ale ona ma jeszcze dość czasu. Być może z latami nabierze pewności siebie. Już teraz jest dużo lepiej niż wtedy, kiedy razem z Mórim, Dolgiem i członkami Ludzi Lodu przybyła do Królestwa Światła. Uff, nigdy nie nauczę się, że Dolg nazywa się teraz Dolgo, to imię na zawsze pozostanie dla mnie obce. Zresztą wiem, że inni też się na to jego nowe imię zżymają. Czy nie mogą Włosi nazywać go sobie Dolgo, a my pozostać przy swoim przyzwyczajeniu i zwracać się do niego per Dolg? Muszę porozmawiać o tym z Ramem. I oczywiście również z Dolgiem.

Dziewczęta miały tysiące pytań w sprawie niewidzialnych istot. Theresa musiała siedzieć i opowiadać im o huldrach i wiedźmach, o gnomach, trollach i innych takich, ale jej myśli krążyły zupełnie gdzie indziej.

Bardzo się martwiła o Mirandę. Wiedziała, że dziewczyna rozmawia teraz z Ramem na temat możliwości podjęcia nowej podróży na zewnątrz. Ona się nigdy nie podda. Czy świadomość, że w pośpiechu pracują nad nowym otworem w murze, nie może jej wystarczyć?

Ale dla Mirandy liczyła się każda minuta. Theresa wiedziała zresztą dlaczego. Jeden dzień tutaj to w Królestwie Ciemności dwanaście dni. Dla młodej dziewczyny zakochanej w mężczyźnie stamtąd różnica czasu musiała być udręką.

Na dawnym, zewnętrznym świecie opowiadanie o istotach natury nie było żadną sztuką. Ale co można mówić komuś, kto wie, że takie istoty naprawdę istnieją? Przecież te dziewczynki spotykają się z duchami i innymi stworzeniami jako z czymś zupełnie oczywistym.

Theresa westchnęła i odpowiedziała Berengarii:

– Nie, to głupia historia. Przecież ktoś, kto zetknął się z elfami, doświadczył jedynie życzliwości. Popatrz tylko na Dolga, który żył wśród elfów przez dwieście pięćdziesiąt lat i któremu one nie zrobiły nic złego, wprost przeciwnie!

Ach, Święta Maryjo, Matko Boża, to nie jest wcale łatwe! Zwłaszcza dla mnie, która zachowałam gorącą katolicką wiarę. Powinnam przecież powiedzieć dziewczynkom, że żadne czary nie istnieją, a jeśli są, to należą do szatana. Ale jak mam im to wyjaśnić? Przecież na przykład teraz poszukujemy również Tsi-Tsunggi. Mam tego radosnego, wrażliwego, obdarzonego gorącym sercem chłopca nazwać pomiotem szatana, którego powinny się wystrzegać?

To by było bezlitosne. Nie mogę też prosić, by trzymały się z daleka od duchów Móriego czy duchów Ludzi Lodu. Albo żeby omijały Madragów, chociaż oni należą do innej klasy, nie są duchami, są istotami stworzonymi przez Boga bardzo, bardzo dawno temu. W Królestwie Światła znajduje się mnóstwo różnych istot, a wszystkie są naszymi przyjaciółmi Czy mam mówić, że to potępieńcy? Duchy odepchnięte łagodną ręką Pana?

Święta Panienko, przecież nie mogę tego zrobić. Wchodzę w konflikt z tym, co ustalili ojcowie Kościoła, twierdząc, że wszystko, co niewidzialne dla zwykłych ludzi, jest złe, i tym, co czytamy w Biblii o dobroci Boga wobec wszelkiego stworzenia na tej Ziemi.

Wybacz mi, jeśli popełniam błąd. Uważam jednak, że to ostatnie, iż należy być dobrym dla wszystkiego, co istnieje na Ziemi, jest właściwe i najbardziej godne Ciebie oraz Pana Naszego.

Pożegnała się z dziewczynkami, które pobiegły zbierać kwiaty. Usłyszała jeszcze słowa Berengarii:

– Nie chce mi się chodzić daleko. Czy myślicie, że jeśli włożę pod poduszkę kwiaty z ogrodu, to wróżba będzie ważna? A dwie krzyżujące się żwirowane alejki chyba mogą uchodzić za rozstajne drogi?

Theresa uśmiechnęła się. Cała Berengaria! Ze wszystkiego próbuje się wywinąć tanim kosztem.

Rozejrzała się po swoim pięknym pokoju i jak zwykle doznała wyrzutów sumienia.

Czy ja mam do tego wszystkiego prawo? Co właściwie mówi nasz Pan na temat tego życia poza czasem i przestrzenią? Czy oszukaliśmy Boga i Śmierć oraz wszystko to, co naturalne?

Czy mamy prawo być tacy szczęśliwi?

Theresa została wychowana w lęku przed piekłem. Dekalog zabraniał jej uznawać innych bogów poza tym jednym. Wiara w Chrystusa i kult Dziewicy Maryi, i święci oczywiście też, bo oni są pośrednikami pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Mogą więc wstawiać się u niego za grzesznymi ludźmi.

Mieszkańcy Królestwa Światła jednak przekroczyli wszystkie granice. Piekło, jak można się bać piekła po śmierci, skoro człowiek może żyć wiecznie? Jak wierzyć w karzące archanioły, które odróżniają zło od dobra? W Królestwie Światła nie istnieje przecież żadne zło, tylko ci z miasta nieprzystosowanych nie pogodzili się z panującymi tutaj warunkami i tęsknią do zewnętrznego świata. Zresztą oni też nie są źli, chociaż czasami przychodzą im do głowy niewłaściwe pomysły.

Wiara i poglądy Theresy doznawały wstrząsów, od kiedy się tutaj znalazła. Mimo wszystko nadal miała w domu ołtarzyk, a Erling towarzyszył jej w modlitwach.

Bardzo by chciała wiedzieć, co Bóg o tym wszystkim sądzi.

Ale Pan zachowywał milczenie.

Może to dobry znak? Theresa wolała przyjąć, że tak właśnie jest. Wtedy jej życie byłoby pełne.

Gdyby tylko chłopcy…

Nie, nie była w stanie myśleć, co mogło się z nimi stać. Tak długo się o nich martwiła, że teraz musi zacząć myśleć o czym innym albo zwariuje.

Chciała tylko patrzeć na swój fantastyczny ogród, zagłębić się w jego urodzie i czuć, że w Królestwie Światła nie istnieje żadne zło.


Theresa nie wiedziała jeszcze o strachu i gorączkowym niepokoju elfów.

Trudno im się było skoncentrować na przygotowaniach do nadchodzącej nocy. Zapowiadało się, że najbardziej czarodziejska noc w roku może się przemienić w koszmar trudny do pojęcia.

Duchy Ludzi Lodu i Móriego nic o tym wszystkim nie wiedziały, one żyły swoim życiem w innej części królestwa. Natomiast elfy i pozostałe istoty natury ogarniał niepokój, chociaż złe przeczucia miały nie tylko one. Daleko na bagnach i mokradłach małe istotki zastanawiały się nad tym nowym, co wdarło się do ich bezpiecznego świata, ale nie miały odwagi rozmawiać z karłami ani leśnymi krasnoludkami, ani z elfami, nie wiedziały, że oni wszyscy mają te same zmartwienia.

Był jednak ktoś, kto martwił się bardziej, wiedział bowiem więcej o tym strasznym, nie miał tylko odwagi nikomu tego powiedzieć.

A noc świętojańska się zbliżała.

Загрузка...