8

Na środku wielkiej witryny sklepowej widniała ogromna tablica z napisem:


DOMY NA ZAMÓWIENIE 500
DOLARÓW ZA POKÓJ
W ZAMIAN SKUPUJEMY KORZYSTNIE
STARE DOMY

Na wystawie prezentował się okazale model pięcio- lub sześciopokojowego domu otoczonego pięknie rozplanowanym trawnikiem i ogrodem. W ogrodzie znajdował się zegar słoneczny i garaż z kopułą, na której umieszczono obracający się wiatrowskaz w kształcie kogucika. Na równo przystrzyżonej trawie stały dwa białe krzesła ogrodowe i okrągły stół, a na podjeździe do garażu parkował nowiutki i błyszczący lakierem samochód.

Ann ścisnęła Vickersa za ramię. — Wejdźmy do środka.

— To chyba to, o czym mówił Crawford — pomyślał na głos Vickers.

— Masz jeszcze mnóstwo czasu do odjazdu autobusu stwierdziła Ann.

— No dobrze, wejdźmy, a jak już się zajmiesz tym domem, może wreszcie przestaniesz się mnie czepiać.

— Gdyby to było możliwe, uwięziłabym cię tam, a potem za ciebie wyszła.

— Zmieniając moje życie w piekło.

— Cóż, pewnie, że tak — powiedziała słodko Ann. — Inaczej po co miałabym cię poślubiać?

Weszli do środka, a drzwi zamknęły się za nimi samoczynnie. Hałas ulicy został na zewnątrz, a oni szli po grubym zielonym dywanie imitującym trawę.

Zauważył ich sprzedawca i zbliżył się do nich.

— Właśnie przechodziliśmy — zaczęła Ann — i pomyśleliśmy sobie, że wpadniemy. To coś na wystawie wygląda na całkiem miły domek i…

— Bo to jest miły domek — zapewnił ją sprzedawca a w dodatku posiada dużo nowatorskich rozwiązań.

— Czy to prawda, co napisano na witrynie? — spytał Vickers. — Pięćset dolarów za pokój?

— Każdy mnie o to pyta. Ludzie czytają wywieszkę, ale nie wierzą, więc jak tylko wchodzą do sklepu, od razu pytają mnie, czy to prawda, że sprzedajemy domy po pięćset dolarów za pokój.

— No i co? — dopytywał się Vickers.

— Och, ależ oczywiście — odparł sprzedawca. — Dom z pięcioma pokojami kosztuje dwa i pół tysiąca dolarów, a dom z dziesięcioma pokojami pięć tysięcy dolarów. Oczywiście na początku większość ludzi nie jest zainteresowanych domami z dziesięcioma pokojami.

— Jak to na początku?

— Rozumie pan, my to nazywamy rosnącym domem tłumaczył sprzedawca. — Kupuje pan na przykład dom z pięcioma pokojami i po pewnym czasie orientuje się pan, że potrzebny jest panu jeszcze jeden pokój. W tym momencie przyjeżdżamy, przebudowujemy dom i dodajemy szósty pokój.

— Czy to nie jest dość kosztowne? — zdziwiła się Ann. — Ależ skąd — zapewnił ją sprzedawca. — Płaci pani tylko pięćset dolarów za dodatkowy pokój. Cena jest standardowa i nie podwyższamy jej o żadne dodatkowe narzuty.

— Ten dom zbudowany jest z prefabrykatów, prawda? dopytywała się Ann.

— Myślę, że można tak powiedzieć, chociaż nie jest to zbyt precyzyjne określenie. Mówiąc „prefabrykowany” ma pani zapewne na myśli dom, który został już wstępnie zaprojektowany i wystarczy go tylko zmontować; montaż trwa tydzień albo dziesięć dni, a i tak ma pani dopiero same ściany, bez kotłowni, kominka, niczego.

— Zaraz, zaraz, wracając do tego dodatkowego pokoju wtrącił się Vickers. — Powiedział pan, że kiedy chce się dodatkowy pokój, można po was zadzwonić, a wy przyjedziecie i w pewnym sensie przykleicie go.

Sprzedawca nieznacznie zesztywniał.

— Niezupełnie, sir. My niczego nie przyklejamy. My rzebudowujemy pański dom. Po każdej przeróbce pański dom jest doskonale rozplanowany i praktyczny, zaprojektowany zgodnie z najnowszymi koncepcjami naukowymi i estetycznymi dotyczącymi projektowania w budownictwie. W niektórych przypadkach dostawienie dodatkowego pokoju pociąga za sobą całkowitą przebudowę domu i na przykład zmianę rozmieszczenia pokoi. Oczywiście, jeśli chce pan zupełnie zmienić wygląd swojego domu, o wiele sensowniej byłoby zamienić go na nowy. Za taką usługę pobieramy opłatę w wysokości jednego procenta kosztu początkowego rocznie plus, oczywiście, wartość ewentualnych dodatkowych pokoi.

Spojrzał na nich i spytał:

— Mają państwo chyba dom?

— Małą chałupkę w dolinie — odparł Vickers. — Nie jest to pałac.

— Jak pan sądzi, ile jest warta ta „chałupka”?

— Tysiąc pięćset, może dwa tysiące, ale raczej wątpię.

— Dalibyśmy panu za nią około dwudziestu tysięcy — rzekł sprzedawca. — To trzeba by dokładniej określić. Nasze wyceny są jednak bardzo korzystne dla klientów.

— Niech pan posłucha — powiedział Vickers — mnie wystarczy dom z pięcioma, sześcioma pokojami. To by było jakieś dwa i pół albo trzy tysiące.

— Nic nie szkodzi — uśmiechnął się sprzedawca. — Różnicę zapłacilibyśmy w gotówce.

— To przecież bez sensu!

— Ależ oczywiście, że to ma sens. Chętnie płacimy o wiele wyższą cenę po to, by wprowadzić na rynek nasz produkt. W pana przypadku zapłacilibyśmy panu różnicę, rozebrali stary dom i postawili na jego miejscu nowy. To całkiem proste.

Ann zwróciła się do Vickersa:

— No, dalej, powiedz temu panu, że nie zamierzasz zamieniać swojej ohydnej, starej chałupy. Jak na mój gust ta oferta jest zdecydowanie zbyt korzystna, żebyś chciał z niej skorzystać. — Nie rozumiem — potrząsnął głową sprzedawca.

— To taki osobisty żart — wytłumaczył Vickers.

— Ach… no tak, powiedziałem państwu również, że ten dom posiada dużo nowatorskich rozwiązań.

— Rzeczywiście, proszę nam o nich opowiedzieć — zachęciła go Ann.

— Z przyjemnością. Na przykład dom wyposażony jest w baterię słoneczną. Wiedzą państwo, co to jest bateria słoneczna? Vickers skinął głową.

— Bateria, która gromadzi energię pochodzącą z promieniowania słonecznego.

— Oczywiście — zgodził się sprzedawca. — Bateria ta jest jednak nieco bardziej wydajna niż zwykła bateria słoneczna. Nie tylko ogrzewa dom zimą, ale w czasie całego roku dostarcza energię elektryczną. W ten sposób nie muszą państwo zdawać się na publiczne źródło zasilania. Chciałbym dodać, że bateria gromadzi ogromną ilość energii. Większą, niż kiedykolwiek będziecie państwo w stanie zużyć.

— To miło — zauważyła Ann.

— I jest wliczona w koszt mieszkania. Poza tym otrzymujecie państwo lodówkę i zamrażarkę, automatyczną pralkę i suszarkę, zmywarkę do naczyń, urządzenie do utylizacji odpadków, toster, gofrownicę, radio, telewizor i inne urządzenia.

— I oczywiście trzeba za nie dodatkowo zapłacić — rzekł pewny siebie Vickers.

— Ależ nie. Płaci się tylko za pokoje.

— A łóżka? — spytała Ann. — Krzesła i inne meble?

— Meble niestety trzeba kupić oddzielnie — stwierdził sprzedawca.

— Ale jest pewnie dodatkowa opłata za zburzenie starego domu i postawienie nowego — nalegał Vickers.

Sprzedawca wyprostował się i rzekł z godnością.

— Niech pan wreszcie zrozumie, że jest to uczciwa oferta. Nie ma żadnych ukrytych kosztów dodatkowych. Kupuje pan dom i płaci lub umawia się, że zapłaci pięćset dolarów za pokój. Dysponujemy brygadami fachowców, którzy burzą stary dom i stawiają na jego miejscu nowy. Wszystko to wliczone jest w cenę. Niczego nie liczymy dodatkowo. Oczywiście są tacy klienci, którzy chcą zmienić miejsce zamieszkania. W takich przypadkach najczęściej udaje nam się znaleźć rozsądny sposób rozliczenia starej ziemi i nowo wybranego przez klienta miejsca. Pan, domyślam się, wolałby zostać tam gdzie teraz, prawda? Powiedział pan, że mieszkają państwo w dolinie, piękne miejsce.

— No cóż, tego jeszcze nie wiem — rzekł Vickers.

— Aha, zapomniałem dodać jeszcze jedno — uzupełnił sprzedawca. — Tego domu nigdy nie trzeba odnawiać. Zbudowany jest z materiału pomalowanego w jednym, bardzo trwałym kolorze. Kolor ten nigdy nie blaknie ani się nie ściera. Udostępniamy szeroką gamę kolorów do wyboru.

— Nie chcielibyśmy zajmować panu zbyt dużo czasu przerwał mu Vickers. — Wie pan, my tak naprawdę nie jesteśmy klientami. Tak tylko wpadliśmy po drodze.

— Ale macie państwo dom? — Oczywiście.

— A my gotowi jesteśmy zamienić go na nowy, dopłacając panu dodatkowo pokaźną sumkę.

— To wszystko wiem — zgodził się Vickers — ale…

— Wydaje mi się więc, że to panu powinno zależeć na sprzedaniu mi starego domu, a nie mnie na sprzedaniu panu nowego.

— Ależ ja mam dom i całkiem go sobie chwalę. Skąd mam wiedzieć, że spodoba mi się któryś z waszych domów?

— Proszę pana, przecież właśnie tłumaczyłem panu…

— Przyzwyczaiłem się do mojego domu. Zaprzyjaźniłem się z nim i znam go na wylot. Przywiązałem się do niego.

— Jayu Vickers! — zdenerwowała się Ann. — Nie sposób chyba tak bardzo przywiązać się do domu w ciągu trzech lat. Słuchając ciebie można odnieść wrażenie, że to co najmniej dom twoich przodków.

Vickers najwyraźniej zaparł się.

— Dobrze się w nim czuję. Znam go. W jadalni jest skrzypiąca deska w podłodze i czasami specjalnie na nią następuję, żeby usłyszeć jak skrzypi. W winorośli w ogrodzie para drozdów uwiła sobie gniazdko, a w piwnicy mieszka świerszcz. Kiedyś go chciałem zatłuc, ale nie udało mi się go znaleźć. Teraz nawet jak bym mógł, to nic bym mu nie zrobił, bo stanowi część domu i…

— W naszym domu świerszcze nigdy nie będą pana nękać. W dom wmontowane jest urządzenie odstraszające owady. Nigdy nie uświadczy pan tam komara, mrówki, świerszcza ani niczego podobnego.

— Ale mnie ten świerszcz nie przeszkadza — powiedział Vickers. — Właśnie to usiłuję panu wytłumaczyć. Lubię go. Nie wiem, czy chciałbym mieć dom, w którym świerszcze nigdy by nie grały. Co do myszy, to inna historia.

— Jeśli wolno mi zauważyć — wtrącił szybciutko sprzedawca — w żadnym z naszych domów nie znajdzie pan myszy. — W moim też nie. Zadzwoniłem po specjalistę od deratyzacji i do czasu gdy wrócę do domu, myszy wyniosą się z niego na zawsze.

— Zastanawia mnie tylko jedna sprawa — zmarszczyła brwi Ann. — Mówił pan o tych wszystkich urządzeniach, które się dostaje, pralce, lodówce…

— Tak, oczywiście.

— Ale ani słowem nie wspomniał pan o piecu.

— Naprawdę? — zdziwił się sprzedawca. — Jak mogłem to przeoczyć? Ależ oczywiście, otrzymują państwo również piec.

Загрузка...