CZĘŚĆ PIERWSZA. SPLATAJĄ SIĘ WĄTKI
1

Kurz pod rękami Unni wydawał się grubym dywanem.

Leżąc, nie śmiała się poruszyć. Może wielka ręka, która spoczęła na jej klatce piersiowej, zniknie, gdyby Unni udało się nie oddychać?

Tak się jednak nie stało. Zamiast tego ręka zaczęła się przesuwać po górnej połowie jej ciała w sposób, który należało uznać za stanowczo zbyt natrętny. Unni zdrętwiała ze strachu.

Nagle usłyszała na wpół szepczący głos:

– Dobry Boże, rzucili mnie obok trupa! Unni drżąco wypuściła powietrze z płuc.

– Antonio?!!! Co ty tutaj robisz? Dłoń natychmiast się cofnęła.

– To ty, Unni? I co znaczy „tutaj”?

– Nie wiem. Myślałam, że jestem w Veigas, ale słyszę ruch uliczny.

– Nic z tego nie rozumiem! Jechałem samochodem razem z resztą przez Baskonię i nagle ocknąłem się tu, wszystko jedno, co to za miejsce.

– A ja? – Unni w czasie, gdy dłońmi usiłowali wymacać coś, co powiedziałoby im, gdzie są, szukała w pamięci. – Ja stałam w blasku księżyca nad brzegiem strumienia w Veigas, na granicy między Galicią a Asturią, a potem… Nic więcej nie pamiętam.

– Ja też nie. Było coś z jakimś samochodem, który nas dogonił i zatrzymał. Potem jakby wszystko zatarło mi się w pamięci.

Usiedli. Unni rozkaszlała się od kurzu, który podrywał się w górę od najmniejszego ruchu.

– Jak to możliwe, że razem trafiliśmy w to samo miejsce? – zachodził w głowę Antonio. – Mój Boże, przecież Galicię od Baskonii dzieli co najmniej sześćset kilometrów. Tymczasem jesteśmy tu oboje. Doprawdy, nic z tego nie mogę pojąć!

Wstał i uderzył głową o jakąś belkę. Zaklął dyskretnie.

– Ciasno tutaj – skomentowała Unni.

– To prawda. – Antonio próbował myśleć, lecz raczej nie dlatego rozcierał głowę. – Chodziło o coś z Veslą…

– Z Veslą? Ojej, na pewno nie dostałeś wiadomości! Vesla leży w szpitalu!

– Co?

Wybuch Antonia był tak gwałtowny, że kurz otoczył twarz Unni gęstą chmurą. Zabrakło jej tchu, zdołała jednak wykrztusić kilka uspokajających słów.

– Vesla już się dobrze czuje, dziecko też, jeszcze się nie urodziło. Ale przez moment sytuacja obojga była krytyczna. Przecież już od jakiegoś czasu Vesla skarżyła się na puchnięcie. Ciśnienie, zdaje się, niebezpiecznie jej podskoczyło.

Antonio zaklął znów, teraz już mniej dyskretnie.

– Jak ja się stąd wydostanę? Muszę z nią porozmawiać. Ale nam ukradziono telefony komórkowe, więc nie mam możliwości porozumienia się z nią.

– Za to ja mam swój telefon – uspokoiła go Unni. – Proszę. Zaczekaj, wyłączyłam go na noc, nie przypuszczaliśmy, że na pustkowiu będą mogły się nam do czegoś przydać, w dodatku o tak późnej porze. Już, gotowe! Zadzwoń do mojej mamy, dowiesz się dokładnie, jak skontaktować się z Veslą.

– Dziękuję, Unni! Nie pojmuję, jak się tu znaleźliśmy, ale cieszę się, że tu jesteś.

– Ja również. Nie, wcale się nie cieszę, to znaczy… Och, wiesz, o co mi chodzi. Ale, gdzie my, u diabła, jesteśmy? I jak się wydostaniemy?

Po omacku posuwali się wzdłuż ścian ciasnego pomieszczenia. Mało brakowało, a Unni pokaleczyłaby się o jakiś gwóźdź. Znaleźli w końcu drzwi, lecz okazały się one starannie zamknięte na klucz i za nic nie dawały się otworzyć. Zresztą czego innego mogli się spodziewać?

Otrzepali w końcu ręce i dzięki temu poczuli się potem choć odrobinę czyściej.

Kolejne minuty poświęcili na rozmowy telefoniczne. Antoniowi udało się porozmawiać z Veslą, oboje byli bardzo wzruszeni tą rozmową. Unni bardzo nie chciała podsłuchiwać, ale gdzie się miała podziać?

– Wracam do domu pierwszym samolotem! – wykrzyknął Antonio do słuchawki.

Vesla zapewniła go, że nie jest to wcale konieczne. Niebezpieczeństwo już minęło, usunięto jej mnóstwo wody z ciała, poddano leczeniu i przepisano lekarstwa na przyszłość. Nie trzeba też było przyspieszać porodu, bo małe serduszko dziecka biło mocno i rytmicznie, zresztą Vesla miała być pod stałą opieką lekarską. Owszem, tęskniła za Antoniem, gdy była chora i wystraszona, ale gdy tylko się dowiedziała, że dziecko ma przed sobą całe, normalne ludzkie życie, od razu wszystko wydawało się łatwiejsze.

Antonio w pierwszej chwili nie zrozumiał nic z tego wywodu.

Vesla opowiedziała mu więc całą smutno – wesołą historię o dziecku, którego spodziewali się Jordi i Unni. Prawda ta kompletnie go osłabiła tnie wiedział, jak powinien zareagować. Na usta cisnął mu się okrzyk: „Jak, u diabła, mogliście być tacy nieostrożni!”, powstrzymał się jednak w porę. Przyganiał kocioł garnkowi!

Vesla wypowiedziała słowa, które wszyscy wciąż mieli w myślach i stale powtarzali:

– Rozwiążcie zagadkę, pozbądźcie się całego przekleństwa! Jedynie to może pomóc!

Antonio zrozumiał wtedy, że jego miejsce jest teraz w Hiszpanii. Zakończył rozmowę, a potem uściskał Unni. Ten gest powiedział więcej niż słowa.

Do jego grupy nie mogli telefonować, bo nikt z niej nie miał już aparatu, ale Unni oświadczyła:

– Teraz moja kolej na dzwonienie!


Grupa w Veigas zorientowała się już, że Unni zniknęła. Z początku współtowarzysze przyjęli jej nieobecność stosunkowo spokojnie, zajrzeli do miejsc, w których mogła przebywać, od czasu do czasu wołali ją po imieniu. Wkrótce jednak zrozumieli, że sytuacja jest poważna. Coraz bardziej zrozpaczeni szukali już wszędzie, zaglądali do każdej chałupy w opuszczonej wiosce, przetrząsnęli okoliczny las, spory kawałek szli w dół strumienia, wzywając ją stale, jak najgłośniej, aż wśród skalnych ścian niosło się echo.

Oczywiście próbowali też do niej dzwonić, lecz Unni miała telefon wyłączony. Poinformował ich o tymi chłodny damski głos z taśmy, doszli więc tylko do wniosku, iż niemożliwe, by Unni wpadła do wody. Cóż, zawsze to jakaś pociecha!

Jordiego niemal paraliżował strach. Dlaczego pozwolił jej wracać samej? Skąd miał tę pewność, że tutaj nic im nie grozi? Przecież oni nie są bezpieczni w żadnym miejscu, na tym etapie poszukiwań dawno już powinni o tym wiedzieć.

Zaraz, gdy tylko się okazało, że Unni zniknęła, Jordi bez pukania otworzył drzwi do pokoju Miguela, lecz młody człowiek usiadł zaspany na łóżku, pytając, co się stało. Potem pomógł im szukać, a Jordiego ogarnęły wyrzuty sumienia, że podejrzewał Miguela, który przecież nigdy nie zrobił im nic złego, raczej przeciwnie.

W końcu Jordi był bliski rozpaczy. Pedro pojechał nawet samochodem spory kawałek drogą pod górę, lecz nigdzie nie napotkał żadnego śladu Unni. Nadzieją Jordiego pozostawał jeszcze stary kościół. Może jakimś przypadkiem Unni zamknęła się w środku i nie mogła wyjść? Ale nie, z zewnątrz w drzwiach kościoła nie było klucza, zresztą i dookoła, i w środku panowała cisza.

W rozpaczy zaczął ją wołać po imieniu. Jego krzyk był jak otwarta rana, tak przynajmniej Juanie powiedziała Gudrun, gdy go usłyszała.

W końcu zebrali się przy zabudowaniach, usiłując zrozumieć, co się stało, i omówić, co robić dalej. Jordi miał twarz ściągniętą i zszarzałą, a twarze pozostałych również wyrażały przybicie i strach.

Stali tak pełni rezygnacji.

Nagle w kieszeni Jordiego rozdzwonił się telefon.

– Unni! – zawołał rozradowany, słysząc jej głos. – Dzięki Bogu, gdzie ty jesteś?

– Bardzo mądre pytanie! Jestem w jakiejś nieznanej mi bliżej, ciemnej małej komórce i jest tu ze mną Antonio.

– Co takiego? Antonio jest w Veigas?

– Nie, chyba nie jesteśmy w Veigas, słyszymy ruch na ulicy.

– To gdzież wy, na miłość boską…

– Sami nic z tego nie rozumiemy. Antonio był w Baskonii, przeniesiono go tu w ciągu sekundy. Tak samo jak mnie. Ale Antonio twierdzi, że jego grupa ściągnęła na siebie coś strasznego.

– Co masz na myśli, mówiąc o czymś strasznym? Czy mogę porozmawiać z Antoniem?

Antonio przejął telefon, – Nie, nie wiem, co to jest, ale to coś prześladuje nas przez całą drogę. I wszyscy, co do jednego, straciliśmy nasze komórki. Nie wiem, gdzie są tamci, zmierzaliśmy do doliny Carranza, lecz oczywiście nie mogę się z nimi skontaktować przez telefon. To jakiś kompletny absurd, Jordi, ale obiecuję ci, że będę się opiekował Unni. Pst! Ktoś idzie, może dowiemy się teraz czegoś więcej. Damy wam jeszcze znać!

Połączenie przerwano.


Tabris – Miguel stał nieco wyżej na wzgórzu i nie słyszał treści tej rozmowy. Zobaczył jednak, że Gudrun objęła Jordiego i że płaczą i śmieją się na przemian.

Co to ma znaczyć? Dlaczego oni tak robią? Zastanawiał się lekko poirytowany, ponieważ nie mógł zrozumieć takiego zachowania.

Demon jest istotą pozbawioną czułości, nie posiadającą żadnych cieplejszych uczuć dla innych. Seks, owszem, lecz wyłącznie dla własnej przyjemności, zresztą akt odbywa się najzupełniej mechanicznie, bez odrobiny ciepła i poczucia więzi pomiędzy partnerami. Ludzkie sympatie i uczucia są demonom najzupełniej obce.

Tabris nastawił uszu. Zarena go wzywała. Prędko odłączył się od ludzi i oddalił niezauważony.

Загрузка...