ROZDZIAŁ CZWARTY

Dostali się bez przeszkód na piętro. Dom był cichy i uśpiony Na propozycję Brony, by zaszedł do jego pokoju, Hempel w milczeniu skinął głową.

Pokój był mały i umeblowany banalnie. Szafa, stół, żelazne łóżko, etażerka na książki i dwa krzesła stanowiły całe jego wyposażenie. Uderzyła jednak schludność i porządek, w jakim był utrzymany.

Hempel rozejrzał się.

– Gdybym nie wiedział, że jest pan ogrodnikiem, byłbym przekonany, iż mam do czynienia z wojskowym – powiedział siadając bez zaproszenia na jednym z krzeseł.

Brona obrzucił go szybkim spojrzeniem, jednak nic nie odpowiedział. Podsunął gościowi paczkę z papierosami i siadł na drugim krześle, opierając łokieć o stół.

Na nocnym stoliku miarowo tykał budzik.

Hempel milczał przez pewien czas, następnie sięgnął po papierosa. Zapalił zapałkę i zanim podniósł ją do twarzy, chwilę obserwował jej płomień.

Brona czekał cierpliwie, również w milczeniu. Wreszcie Hempel odezwał się:

– Zanim zaczniemy omawiać wydarzenia, jakie ostatnio miały miejsce, chcę wrócić do naszej wymiany zdań w podziemiu. Chodzi mi o to, że nie otrzymałem odpowiedzi wyjaśniającej, co pan tam robił? Problem ten jest dla mnie nadal niejasny, nie przypuszczam bowiem, żeby to był tylko zbieg okoliczności, a pańskie zainteresowania miały charakter, powiedzmy, czysto sportowy.

Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie o tyle ważna – ciągnął dalej Hempel – że zgadzając się na omówienie wiadomych zdarzeń, muszę mieć do swego rozmówcy zaufanie. Wypadki, jakie miały tu miejsce, są dla mnie zupełnie zagadkowe i obawiam się, że to jeszcze nie koniec, a nawet, kto wie, czy nie dojdziemy do przekonania, że należy zawiadomić milicję. W tej sytuacji byłoby dla mnie rzeczą bardzo cenną mieć człowieka, z którym mógłbym to i owo przedyskutować, skontrolować swoje wrażenia… Ale…

– Ale… – powtórzył Brona.

– Jak powiedziałem, muszę mieć do tego człowieka zaufanie…

Brona uśmiechnął się.

– Fakt, że dotąd nie udzieliłem panu dostatecznych wyjaśnień, nie dowodzi, że nie mam zamiaru ich udzielić. Oto one:

Szarotka nie zachowywał się dostatecznie cicho, zapewne z powodu wzburzenia. Kiedy szedł do pana, obserwowałem go przez szczelinę uchylonych drzwi, a następnie, co przyznaję ze wstydem – Brona znów się uśmiechnął – wysłuchałem niektórych jego relacji pod drzwiami pana pokoju. Znalazłem się więc w piwnicy przed panem, wiedząc, że wkrótce zjawi się pan na miejscu akcji. Oto całe wyjaśnienie, jeśli chodzi o ten konkretny przypadek. Natomiast jeśli chodzi o całokształt mego zainteresowania tą historią, to i ja nie jestem wolny od obaw, że tak zwany dalszy ciąg nastąpi; przypuszczam nawet, że nastąpi on na pewno…

Otóż, panie Hempel – ciągnął Brona – jestem byłym wojskowym, co trafnie pan odgadł, a poza tym jestem jednym z pracowników tej małej placówki stanowiącej drobną cząsteczkę całości, która nazywa się organizmem państwowym. Ta świadomość, jak i wdrożona dyscyplina każą mi pilnować ładu na tym chociażby tak małym odcinku. Czuję się w roli współgospodarza i jako taki staram się czuwać, by panował u nas porządek i spokój. To jest wszystko, co mogę panu powiedzieć – ani słowa więcej. Jeśli to panu wystarczy, chętnie będę go uważał za towarzysza w walce, jaką prawdopodobnie przyjdzie nam tu stoczyć, jeśli nie – odrzucę tę koncepcję nie żywiąc o to do pana urazy.

Początkowe podejrzenia Hempla rozwiały się niemal całkowicie; uległ prostocie usłyszanych słów i ich wadze gatunkowej.

– Zgoda – rzekł – jestem gotów współpracować z panem.

– Cieszę się – odpowiedział poważnie Brona. – Jest pan dziennikarzem, ma pan zawodową, że tak powiem, bystrość spojrzenia i umiejętność wyciągania wniosków, zatem pomoc pana bardzo mi się przyda.

– Tak – Hempel sięgnął po świeżego papierosa – chętnie zastosuję się do pana poleceń, ale tu powstaje zagadnienie: czy nie powinniśmy już obecnie zawiadomić milicji o zaszłych wypadkach?

Brona chwilę zastanawiał się.

– Chyba nie – rzekł wreszcie z ledwo uchwytnym wahaniem w głosie. – Co moglibyśmy podać poza ustną relacją zdarzeń, których nawet nie byliśmy świadkami? Same zaś zdarzenia mają zbyt fantastyczny charakter, by miały nie wywołać sceptycznego nastawienia. Morderstwo bez zabójcy i bez zamordowanego… wszyscy mieszkańcy obecni… może pan sobie wyobrazić, jak by potraktowano nasze relacje?

Domawiając tych słów Brona raptownie drgnął. Utkwił niewidoczne spojrzenie gdzieś poza ramieniem Hempla i milczał siedząc nieruchomo. Hempel, zaintrygowany, poruszył się na krześle.

– Co się stało?

Brona jak gdyby się ocknął.

– E, nic ważnego – wzruszył ramionami – po prostu narodziny pewnej koncepcji wywołanej własnymi słowami.

– Mianowicie? – rzucił zaciekawiony dziennikarz.

– Jest to tylko koncepcja, więc na razie nie będę o niej mówił.

Hempel nie nalegał.

– Powracając do tego, o czym mówiliśmy, jestem zdania, abyśmy sami przeprowadzili wstępne kroki dla zdobycia konkretnego materiału. W związku z tym mam do pana prośbę.

– Słucham.

– Musimy dokonać dyskretnego przeglądu pokoi. Chcę o to pana prosić.

– Dlaczego uważa pan, że ja to zrobię lepiej?

– Nie wiem, czy lepiej, ale łatwiej. Hempel bez słowa uniósł brwi do góry.

– Biorąc pod uwagę ewentualność, że nie uda się dokonać rewizji bez zwrócenia niczyjej uwagi – ciągnął Brona – pan, jako dziennikarz i powiernik Szarotki, łatwiej będzie mógł wyjaśnić podłoże swego zainteresowania sprawą niż ktokolwiek inny.

– Niemniej jednak znalazłbym się w dwuznacznej sytuacji.

– Oczywiście tak. Lecz parę słów rzeczowego wyjaśnienia wyczerpie sprawę, zresztą fakty, jakie miały miejsce, w zupełności pana usprawiedliwiają.

– Częściowo ma pan rację. Ale przypominam, że o faktach tych jak dotąd ogół jeszcze nie wie.

– Tak. I dlatego uważam, że powinniśmy jutro rano podać do wiadomości wszystkich zdarzenia, jakie miały miejsce.

– Czy nie będzie to błędem?

– Nie, gdyż zorientujemy się w ten sposób, czy nie miały miejsca inne, być może, drobne wypadki, które same przez się nie zwróciły na siebie uwagi, a na tle sytuacji ogólnej przemówią innym językiem. Nasza relacja może wywołać uzupełniające informacje. Ponadto w ten sposób zmobilizujemy uwagę ogółu, a przez to utrudnimy swobodę poczynań ewentualnego sprawcy, jeśli znajduje się on wśród nas.

– Uważa pan to za możliwe?

– Prawie pewne – rzucił energicznie Brona. – A teraz jeszcze jedno…

Wyjął z kieszeni marynarki mały, niebieski, mechaniczny ołówek. – Leżał w korytarzu piwnicy – może to pana?

– Nie – Hempel wziął ołówek do ręki, przez chwilę oglądał, po czym zwrócił Bronie. – Nawet nie wiem czyj.

– Postaram się jutro dowiedzieć, kto go zgubił – rzekł Brona.

Dziennikarz pożegnał towarzysza nocnej rozmowy i udał się do siebie. Idąc korytarzem wyjął z kieszeni pustą fajkę, włożył do ust i począł ją ssać. Był głęboko zamyślony, więc czynność tę spełniał zupełnie mechanicznie.


* * *

Jak zwykle we wrześniu, pogoda była niezmiennie piękna.

Około godziny dziewiątej towarzystwo zaczęło zbierać się na śniadanie. Jako pierwsi zajęli miejsca za stołem Brona i Stanek, a wkrótce potem nadeszła pani Wieczorek z Jolantą. Ostatni zjawił się Hempel.

Jedynie Szarotka był nieobecny.

Pierwsza zwróciła na to uwagę Jolanta.

– Co się dzieje z panem Szarotką? – spytała. – Może źle się czuje?

Chwilową ciszę, powstałą po tym głośno rzuconym pytaniu, przerwał Kuszar.

– Pan Szarotka zapewne odsypia niecodzienną przygodę, jaką przeżył dzisiejszej nocy – rzucił wesoło. – Jego lwia odwaga została wystawiona na ciężką próbę – dodał ironicznie.

– Przez kogo? – rzucił od niechcenia milczący dotąd Brona.

– Tego nie wiem – odpowiedział pogodnym tonem architekt. – Natomiast wiem, co mnie się przytrafiło, gdyż byliśmy wówczas razem i…

– Wówczas, to znaczy kiedy? I co to za przygoda? – wyrzuciła jednym tchem pani Wieczorek.

– Państwo pozwolą, że wyręczę pana Kuszara – odezwał się Hempel, który dotąd w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie – tak się bowiem złożyło, że główny bohater tych – przygód, to jest pan Szarotka, relacjonował mi kolejno wydarzenia, jakich był świadkiem.

W tej chwili z hallu weszła Marysia. Zatrzymała się u końca stołu i uniosła do góry rękę pokazując obecnym niebieski mechaniczny ołówek.

– Proszę państwa, czy ktoś go nie zgubił? Znalazłam na piętrze.

Wszystkie spojrzenia obróciły się w jej stronę.

– Tak! – rzucił raptem Proca. – To jest moja własność.

Marysia podała ołówek młodemu człowiekowi. Ten oglądał go przez moment, po czym schował do kieszeni marynarki.

– Bardzo Marysi dziękuję, musiałem go zgubić wczoraj wieczorem lub dziś rano, idąc na śniadanie.

Dziewczyna lekko dygnęła i opuściła jadalnię. Hempel rzucił spojrzenie na Bronę, który siedział z drewnianą twarzą, nie patrząc na nikogo.

– Teraz właśnie musiała przeszkodzić! – zniecierpliwiła się pani Wieczorek. – Proszę, panie Hempel, niech pan wreszcie opowie, co się stało z naszym panem Szarotką.

Wśród zupełnego milczenia dziennikarz zrelacjonował towarzystwu przygody pana Anzelma. Nic nie opuszczając powtórzył kolejne zdarzenia, nie opatrując ich zresztą żadnymi komentarzami.

Opowiadanie wywołało ogólne poruszenie, reakcja była jednak różna. Pani Wieczorek wysłuchawszy Hempla pierwsza zabrała głos:

– Coś niesłychanego! – wykrzyknęła. – Morderstwo w domu, a my dowiadujemy się o tym dopiero teraz! Przecież trzeba przeszukać piwnice, może zwłoki tego nieszczęśnika gdzieś leżą porzucone w kącie! Dlaczego nikt się tym nie zajmie?!

– Piwnice zostały dziś o świcie dokładnie przeszukane przeze mnie i pana Stanka – odezwał się spokojnie Brona.

– I nie znaleźliście nic?!

– Absolutnie żadnych śladów, nie mówiąc już o zwłokach.

– Więc co mogło się stać z nieboszczykiem?

– Prawdopodobnie morderca usunął zwłoki w nocy i gdzieś je schował – wyraził przypuszczenie Proca.

– Czy wobec tych faktów nie należałoby zawiadomić milicji? – zatroskała się pani Kolarska.

– Moim zdaniem jest to konieczne – poparł ją Bolesza.

Chwilową ciszę, jaka zapanowała po tych słowach, przerwał Sosin:

– Istotnie, wydaje się to konieczne, ale tylko na pierwszy rzut oka… Wszystko, co mielibyśmy do powiedzenia, to tylko słowa. Żadnych konkretów, żadnych dowodów na poparcie meldunku. Nie wiem, czy zgodzicie się ze mną, ale ja osobiście radziłbym raczej, abyśmy wspólnie przeszukali dom i najbliższy teren. Przecież zwłoki nie mogły się rozpłynąć w powietrzu. Z chwilą zaś znalezienia ciała lub ewentualnie jakichś innych śladów dostatecznie realnych należy natychmiast wezwać milicję.

Po słowach Sosina znów zapanowała cisza.

– Wydaje mi się słuszne to, co powiedział pan Sosin – rzekł po chwili Hempel.

– I ja uważam, że Sosin ma rację – powiedział Kuszar – chociaż osobiście nie wierzę, byśmy znaleźli coś ciekawego.

– Dlaczego? – rzuciła zaczepnie pani Wieczorek.

– Gdyż morderca miał dość czasu na ukrycie zwłok w taki sposób, by odnalezienie stało się niemożliwe.

– Mógł zaciągnąć zwłoki nad rzeczkę i po obciążeniu utopić – mruknął Wieleń. – Od śluzy w górę nurtu jest bardzo głęboko. Wiem o tym, gdyż nieraz tam się kąpałem.

– Straszne! – wzdrygnęła się pani Kolarska.

– Mimo to nie powinniśmy zaniechać poszukiwań – rzekł Hempel. Powiedział to celowo, chcąc ułatwić sobie zadanie, jakie go czekało – przeszukania pokoi wszystkich mieszkańców.

– I mnie się tak zdaje – rozstrzygnął ostatecznie sprawę Brona.

– Pana Szarotkę musiało to wszystko kosztować dużo nerwów – odezwała się pani Wieczorek. – Bardzo mi go żal, biedaka!

– Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym zobaczyła taką maszkarę za szybą – zgodziła się Kolarska. – Chyba umarłabym ze strachu!

– Jeszcze nikt ze strachu nie umarł! – prychnęła Jolanta.

– Głupstwa gadasz! – skarciła ją pani Wieczorek. – Gdyby był chory na serce, mogłoby się to źle skończyć! Kpicie z niego, że tchórz, a nie wiem, czy na jego miejscu nie miałabyś stracha, sama w podziemiach, i do tego po ciemku!

– A propos podziemi – rzucił Hempel. – Chciałbym obecnie zadać panu Kuszarowi parę pytań.

– Proszę bardzo – młody inżynier zwrócił twarz w stronę dziennikarza. Hempel odczekał chwilę, aż odejdzie krzątająca się koło stołu Marysia, po czym rzuciwszy szybkie spojrzenie na Bronę zagadnął:

– Wydaje mi się, że jest różnica w odbiorze pewnych zjawisk w zależności od pory doby. Inne wrażenie sprawiają na nas te zjawiska nocą, w ciemnościach i ciszy, a inne w pełnym świetle dnia. Chciałbym, żeby pan się zastanowił i powiedział nam, czy jest pan pewny, że istotnie słyszeliście głos wołający pomocy? Czy takie same odgłosy odebrane za dnia określiłby pan tak samo? Chodzi mi o to, czy po prostu nie ulegliście obaj nastrojowi nocy, czy nie daliście się ponieść wyobraźni? Jak się panu zdaje?

Kuszar milczał przez dłuższą chwilę, zanim odpowiedział:

– Pytanie bardzo istotne, dlatego musiałem się zastanowić nad odpowiedzią. Otóż uprzytomniając sobie tamten moment, ulegam obecnie pewnym wahaniom. Bezsprzecznie odniosłem wrażenie, że słyszę ludzki głos, rozróżniłem również te słowa, o których mówił pan Szarotka. Tak mi się zdawało wówczas, ale po wysłuchaniu pana obiekcji zaczynam się wahać i sam nie wiem…

– Ale przecież i Szarotka coś słyszał! Czy więc możliwe, że ulegliście obaj jednakowej halucynacji? – przerwała mu zdziwionym głosem Jolanta.

– Jedynie ta okoliczność przemawia za tym, że istotnie musiał docierać do nas czyjś głos, gdyż istotnie trudno uwierzyć, że ulegliśmy obaj jednakowej omyłce. Gdyby nie ten fakt, byłbym raczej Skłonny uważać, że podmuchy wiatru wywoływały w kominie rezonanse podobne do ludzkiego głosu…

– Dlaczego pan nie chciał, żeby Szarotka obudził mnie przed zejściem do piwnicy?

Po tym pytaniu Hempla zapanowała cisza. Wszyscy zaczęli sobie zdawać sprawę, że w przesłuchaniu tym jest coś więcej niż chęć wyświetlenia pewnych okoliczności. Ostatnie pytanie dziennikarza było wyraźnie oskarżające.

W ten sposób musiał je zrozumieć i Kuszar, gdyż w pierwszej chwili żachnął się:

– No wie pan!… – Opanował się jednak natychmiast i spokojnie odpowiedział: – Słyszałem wołanie o pomoc. Uważałem, że w tych warunkach nie mamy chwili czasu do stracenia.

– Oczywiście – mruknął Wieleń.

– No, dobrze – Hempel skinął głową. – Jest natomiast jeszcze jeden niejasny dla mnie punkt…

– Czy również mnie obciążający? – Kuszar zadał to pytanie ironicznym tonem.

– Dlaczego skierował pan Szarotkę do prawego korytarza, a sam poszedł lewym? Dlaczego nie pozostaliście razem?

– Gdyż w ten sposób prędzej mogliśmy zlustrować teren. Propozycję nierozłączania się usłyszałem zresztą i od pana Szarotki. Nie zgodziłem się na nią z przyczyny, którą podałem.

– Czy tylko ten wzgląd panem powodował?

– Co pan ma na myśli? – Kuszar ostro spojrzał w twarz Hempla.

– Czy na dnie pana decyzji nie leżała złośliwa intencja pozostawienia tego człowieka samego, wśród okoliczności, które musiały go napawać przerażeniem?

Kuszar milczał przez pewien czas, zanim udzielił krótkiej odpowiedzi:

– Nie.

– Teraz chciałbym pana prosić o wyjaśnienie jeszcze jednej kwestii…

Hempel nie dokończył rozpoczętego zdania, gdyż Jolanta przerwała mu raptownie:

– Czy to jest milicyjne przesłuchanie? Dlaczego wypytuje pan Jurka – poprawiła się natychmiast – inżyniera Kuszara, jak gdyby to on był sprawcą? Tego rodzaju stawianie sprawy wydaje mi się absurdalne i dziwię się, że w ogóle udziela on odpowiedzi!

Słowa padły szybko i gwałtownie, zdradzając silne zdenerwowanie dziewczyny.

– Nie masz racji, Jolciu – wtrąciła się pani Wieczorek. – Wszyscy chcemy wiedzieć, jak się to stało, a jeśli są niejasności, to trzeba je od początku usunąć, aby właśnie na nikogo z nas nie padło podejrzenie.

– Bardzo mądre słowa – poparł panią Wieczorek Stanek. – Pan Kuszar najlepiej może nam naświetlić wypadki, w których brał udział, nie znaczy to jednak, że go oskarżamy o cośkolwiek.

– Toteż chętnie służę wyjaśnieniami – rzekł z uśmiechem Kuszar rzucając jednak w stronę Jolanty ciepłe spojrzenie.

– A ja gotów jestem poddać się również przesłuchaniu, byle uzyskać takiego obrońcę – rzekł z uśmiechem Proca. Jolanta bezceremonialnie pokazała mu język.

– Wyczerpaliśmy chyba tę kwestię – zabrał głos Hempel. – Chciałbym więc prosić – zwrócił się do Kuszara – o wyjaśnienie, dlaczego powiedział pan Szarotce, że korytarze, którymi pójdziecie, łączą się ze sobą, co pozwoli wam na zetknięcie się, skoro tak przecież nie jest?

Pytanie to było już wyraźnie oskarżające. Jolanta poruszyła się na krześle, jednak nic nie powiedziała. Sosin przechylił się ku przodowi. Lekki, trochę kpiący uśmieszek nie schodził z jego ust. Wieleń rzucił na Kuszara zatroskane spojrzenie.

Ten jednak odpowiedział swobodnie, nie zdradzając zdenerwowania:

– Czy istotnie tak powiedziałem? Nie przypominam sobie. Jeśli tak, być może źle się wyraziłem lub źle zostałem zrozumiany. Miałem jednak na myśli to, że idąc różnymi drogami zetkniemy się po pewnym czasie, gdyż tak byłoby istotnie. Panowie Brona i Stanek mogą potwierdzić, że z pomieszczenia, gdzie znajduje się deska rozdzielcza, istnieje wyjście pozwalające na dotarcie do korytarza, którym miał iść Szarotka.

– Tak, to prawda – skinął głową Stanek.

– A więc mówiąc, że się spotkamy, nie wprowadzałem Szarotki w błąd. Mogłem jedynie źle się wyrazić, że chodzi tu o dwa korytarze. Obecnie nie wiem, dlaczego tak powiedziałem, może dlatego, by nie wdawać się w zbyt rozwlekłe wyjaśnienia.

Słowa Kuszara były przekonywające. Nastąpiło wyraźne odprężenie. Jolanta ironicznie spoglądała na Hempla, który jednak nie zwracał na to uwagi.

– Na tym niestety musimy poprzestać – powiedział dziennikarz. – Mamy zbyt mało danych, by pokusić się o rozwiązanie tych wydarzeń. Wydaje mi się jednak wskazane, by prosić pana Stanka o dokładne zamykanie piwnicy i nierozstawanie się z kluczami. Przypuszczam, że państwo poprą moją propozycję.

– Słusznie – zabrał głos Bolesza. – Należy to przeklęte podziemie uniedostępnić jak najbardziej.

– Będę więc zamykał wejście do piwnic – zapewnił Stanek – a klucz stale będzie przy mnie.

– Czy jest tylko to jedno wejście? – spytał Bolesza.

– Nie. Drugie znajduje się w ruinach baszty. Jest ono jednak nie używane. Drzwi są bardzo grube, o ciężkich żelaznych ryglach – objaśnił Stanek.

– A więc wejść tamtędy nie można?

– W obecnym ich stanie jest to wykluczone!

– Ale po odsunięciu rygli można tą drogą wydostać się na zewnątrz?

– Rygle są stare i mocno zardzewiałe. Praktycznie rzecz biorąc, bez narzędzi nie można ich odsunąć.

Rozmowa została zakończona. Towarzystwo zaczęło się rozchodzić z tym, że młodzież miała przeszukać najbliższe otoczenie domu.


* * *

Po południu Hempel pisał w swoim brulionie: „Czy nie można sobie na przykład wyobrazić takiego rozwiązania tych zdarzeń:

Intruz, nazwijmy go Y, chce lub musi zobaczyć się z jednym z mieszkańców naszego pensjonatu, którego nazywamy X. Powód spotkania może być rozmaity – ale przynajmniej na razie nie chcę dociekać przyczyn. Zakładam jedynie, że Y wiedział, iż X znajduje się w zamku. Przybywa i nie wiedząc, który pokój tamten zajmuje, zagląda przez okno. Jedynie Szarotka spostrzega go za szybą.

Y wreszcie znajduje swego X. Daje się poznać, X wpuszcza go do domu otwierając okno. Przeprowadzają rozmowę, skutkiem której X bądź postanawia zgładzić Y, bądź wyłania się konieczność ukrycia Y w zamku. X ukrywa przybysza w piwnicach. Następnej nocy ma miejsce rozmowa w piwnicy, podczas której X rzuca się na Y i morduje go.

Ten wzywa pomocy, co słyszą Szarotka i Kuszar. Zbiegają na dół. X jest zaskoczony ich zjawieniem się i ukrywa się. Widzi, jak Szarotka znajduje zwłoki. Postanawia je natychmiast usunąć. Ofiara jego jest nie znana mieszkańcom zamku, morderca więc liczy na to, że nie da się stwierdzić zniknięcia człowieka, a tym samym popełnienia przestępstwa. Przekrada się do tablicy rozdzielczej, zręcznie omijając Kuszara, wyłącza światło, wraca i doraźnie ukrywa zwłoki, następnie znów zapala światło. Po naszej bytności w piwnicach ma jeszcze spory kawałek nocy na usunięcie swojej ofiary. Czy taki przebieg wydarzeń jest możliwy? Wydaje mi się, że tak. Muszę jednak wziąć i to pod uwagę, że przebieg domniemanej akcji został dostosowany do zbyt szczupłej ilości znanych mi fragmentów. No, zobaczę, co na to powie Brona. Teraz a propos Brony…

Zresztą, niech on chwilę poczeka! W tej chwili nasuwa mi się jedno spostrzeżenie: Jeśli akcja miała przebieg taki, jak ją sobie odtworzyłem, X musiałby mieszkać sam w pokoju. Gdyby bowiem Y zajrzał o tak późnej porze przez, okno, spostrzegłby go nie tylko X, ale i jego towarzysz. Kto więc mieszka razem, a kto osobno? Razem mieszkają: Wieczorek i Jolanta oraz Wieleń i Kuszar. Reszta osób ma pokoje oddzielne. Kolarską i Stanka wyłączam bez większej obawy popełnienia błędu. Pozostają: Bolesza, Brona, Sosin i Proca, gdyż i Szarotka nie wchodzi w rachubę jako domniemany sprawca, nie relacjonowałby bowiem obecności nieznajomego za swoim oknem. Zatem krąg podejrzanych zacieśnił się do czterech osób – mężczyzn.

Co wiem o Boleszy, Sosinie, Procy, który przecież zgubił swój ołówek właśnie w podziemiach?

A teraz Brona… Otóż to właśnie. Brona! Staram się o jak najbardziej obiektywną ocenę możliwości poszczególnych ludzi, by nie ulec zbyt łatwo tym podejrzeniom, jakie nasuwa mi osoba Brony.

Bezspornie wyjaśnił w sposób wiarogodny przyczyny swojej obecności w piwnicy i swojego zainteresowania sprawą. Jest to silna indywidualność i mimo woli uległem jego wpływowi. Ale czy jego wyjaśnienie o podsłuchanej rozmowie nie było zaimprowizowane? Przecież podał je wiedząc już ode mnie o tym, że Szarotka był w moim pokoju i opowiedział swoją przygodę.

Nie wiem dlaczego, ale nie mogę zdobyć się na całkowite zaufanie do tego człowieka. Dlaczego wysuwał mnie na pierwszy plan ustalonej akcji? Czy naprawdę znalazł ołówek Procy w podziemiu, a nie gdzie indziej, lub nawet we własnym pokoju tamtego? Nastawał przecież na to, by opowiedzieć wszystkim zdarzenia obu nocy. Wystarczy, bym popełnił niedyskrecję i wyznał, gdzie podług Brony naprawdę został znaleziony ołówek, by Proca okazał się najbardziej podejrzany z nas wszystkich…

Загрузка...