10

Osłabiona i drżąca Regan leżała na wąskim łóżku, wsparta na poduszkach. Travis przykładał jej do czoła zimny okład. Spojrzała na niego z wdzięcznością i uśmiechnęła się blado.

Że też akurat teraz musiałam się nabawić choroby morskiej – westchnęła.

Travis nic nie odpowiedział, tylko wziął miskę, w której znajdowała się zawartość żołądka dziewczyny, i wyszedł na pokład, żeby ją opróżnić.

Regan leżała w milczeniu. Była tak słaba, że nie miała ochoty się poruszać. Osobiście uważała, że jej chorobę sprowadziły nękające ją niespokojne myśli. Rzecz jasna, nic nie powiedziała Travisowi, ale bała się Ameryki. Przerażała ją perspektywa samotności w obcym kraju, wśród ludzi, których mowę czasami rozumiała z największym wysiłkiem.

Od sztormu upłynął już prawie miesiąc i przez ten czas Regan przede wszystkim pomagała Sarze w szyciu swojej nowej garderoby. Nie flirtowała już z Davidem Wainwrightem i nie próbowała wzbudzić zazdrości Travisa. Przeciwnie, spędzała z Amerykaninem wiele czasu. Razem jedli, kochali się i rozmawiali. Odkryła, że Travis jest znakomitym gawędziarzem. Zabawiał ją długimi opowieściami o przyjaciołach z Wirginii. Dowiedziała się wiele o Clayu i Nicole Armstrongach. Szczególnie zainteresowała ją historyjka o tym, jak to Clay był jednocześnie mężem jednej kobiety, francuskiej arystokratki, i narzeczonym innej. Travis opowiedział to tak dowcipnie, że dziewczyna śmiała się do łez. Szczególnie rozbawiły ją opisy psot siostrzenicy i siostrzeńca Claya.

Travis mówił dużo o swoim młodszym braciszku, Wesleyu, ale Regan dopiero po kilku dniach zorientowała się, że Wes to młody człowiek, a nie dziecko. W cichości ducha współczuła każdemu, kto musi żyć pod kontrolą Travisa. Wspominał też o rodzinie Backesów i innych sąsiadach, zamieszkujących domy nad rzeką.

Regan słuchała z zainteresowaniem, ubarwiając opowiadania wytworami własnej wyobraźni. Oczyma duszy widziała tych ludzi, ich małe, prymitywne domy, kobiety ubrane w tanie, perkalowe sukienki. W jej wyobraźni niektóre z pań paliły nawet fajki z łodyg kukurydzy. Wszyscy mężczyźni byli prostymi farmerami, którzy całymi dniami pracowali ciężko na polach. Uśmiechając się pobłażliwie, dziewczyna zastanawiała się, czy nie zechcą czasem traktować jej jak księżniczki, wyłącznie ze względu na jej piękne, kosztowne stroje. Opowiadania Travisa, wzbogacone jej fantazjami, sprawiły, że podróż mijała szybko i dopiero w ostatnich dniach Regan zaczął dręczyć niepokój. Nie wiedziała, czy to lęk sprowadził mdłości, czy też było odwrotnie. Wiedziała tylko, że niespodziewanie zachorowała i osłabła. Mogła tylko leżeć na łóżku, bezczynnie obserwując sufit i walcząc z mdłościami.

Od czasu jej choroby Travis zachowywał się wspaniale, spokojnie nad nią czuwał, trzymał jej głowę nad miską, przemywał jej twarz i pilnował, żeby odpoczywała. Już nie pracował z załogą na pokładzie i nigdy nie zostawiał jej samej dłużej niż na kilka minut.

Regan wiedziała, że opiekując się nią tak czule, w rzeczywistości mówi jej: „do widzenia". Piękne, nowe stroje i troska, jaką jej okazywał przez ostatnie dni, to ostateczna zapłata za przyjemności, jakich mu dostarczała podczas rejsu do Ameryki. Niedługo się od niej uwolni, wróci do rodziny i przyjaciół i już nigdy nie zechce jej zobaczyć. Nie będzie musiał znosić jej flirtów z innymi mężczyznami i godzić się z jej bezużyteczną obecnością.

Łzy spłynęły jej po twarzy. Dlaczego nie zostawił jej w Anglii, gdzie przynajmniej znała panujące obyczaje? Dlaczego zabrał ją siłą do obcego kraju i tu porzuci, jak zużyty przedmiot?

Chciała mu powiedzieć, co o nim myśli, ale kiedy wrócił do kabiny, żołądek znowu podjechał jej do gardła i zapomniała o gniewie.

– Właśnie dostrzegliśmy ląd – oznajmił, trzymając ją w objęciach. Jej głowa spoczywała na jego ciepłej, bezpiecznej piersi. – Jutro o tej porze będziemy już w Virginia Harbor.

– To dobrze – wyszeptała. – Mam nadzieję, że na stałym lądzie lepiej się poczuję.

Jej słowa rozbawiły Travisa. Przytulił ją i pogładził po głowie.

– Jestem pewien, że mdłości wkrótce ustąpią.

W ciągu następnych kilku godzin wszyscy byli bardzo zajęci. Sara wkładała ostatnie nowe stroje Regan do kufra, a Travis wypłacił należne pieniądze jej i innym kobietom, które pomagały w szyciu. Kiedy Regan i Sara się żegnały, Izy popłynęły obficie. Sara zamierzała zostać na statku i płynąć dalej, do Nowego Jorku, gdzie czekała na nią rodzina. Wszystkie kobiety, którym Regan pomagała w chorobie, a było ich sporo, podarowały jej wspólne dzieło – dziecięcą kołderkę, zszywaną z barwnych kawałków materiału.

– Domyślamy się, że wkrótce bardzo ci się przyda – oznajmiła jedna z nich i z figlarnym błyskiem w oku spojrzała na Travisa.

– Bardzo dziękuję – odparła Regan. Kobiety sprawiły jej większą przyjemność, niż mogły przypuszczać. Nie wiedziały nawet, że były pierwszymi przyjaciółkami, jakie w życiu zyskała.

Tej nocy leżała bezsennie w ramionach Travisa i obserwowała go w świetle księżyca. Żałowała, że tak się do niego przywiązała. Wolałaby go nienawidzić tak jak kiedyś albo nawet pogardzać nim. Ogarnęło ją uczucie dojmującej samotności, kiedy pomyślała, że przyjdzie jej tak wiele utracić – tego wielkiego, władczego mężczyznę, od którego tak się uzależniła, i kobiety ze statku, które traktowały ją jak przyjaciółkę i nie uważały jej za istotę bezużyteczną.

Następnego dnia była milcząca i przygnębiona. Starając się przywołać uśmiech na twarz, stała na pokładzie i machała na pożegnanie przyjaciółkom, które cieszyły się, że schodzą ze statku i podniecone wracały do domów lub oczekiwały spotkania z nowym krajem.

Travis zostawił ją samą, ponieważ musiał nadzorować wyładunek towarów. Dzisiejszego poranka obudziła się bardzo późno i stwierdziła, że statek przybił już do brzegu i niektórzy pasażerowie wysiedli. Travis cmoknął ją szybko w policzek, oznajmił, że będzie zajęty aż do popołudnia i wyjaśnił, że sztorm przywiał ich ku brzegom Ameryki, więc dotarli do portu kilka dni wcześniej niż oczekiwano i w związku z tym nikt nie wyjechał im obojgu na spotkanie.

Nam obojgu – pomyślała Regan z niesmakiem, patrząc jak Travis komenderuje marynarzami, którzy ustawiali jakieś skrzynie.

– Pani Stanford… – ktoś zagadnął ją nieśmiało.

Odwróciła się i zobaczyła Davida Wainwrighta.

Wydawało się jej, że trochę zeszczuplał. Nie patrzył wprost na nią, uciekał wzrokiem gdzieś w lewo.

– Chciałbym życzyć pani i pani mężowi wszystkiego najlepszego – powiedział cicho.

– Dziękuję – odparła. Na jego twarzy wyraźnie malował się strach i dziewczyna obawiała się, że i ona wygląda na wystraszoną. – Mam nadzieję, że Ameryka bardziej przypadnie nam do gustu, niż się spodziewaliśmy.

Jednak David nie chciał nawiązywać do ich dawniejszych rozmów, był zbyt zażenowany.

– Proszę powiedzieć mężowi… – Nie był w stanie skończyć, chwycił tylko jej dłoń, wycisnął na niej mocny pocałunek i przez krótką chwilę patrzył w oczy Regan. – Żegnaj – szepnął i szybko zbiegł po trapie na ląd.

Podniesiona na duchu taką demonstracją uczucia, oparła się o reling. Poniżej dostrzegła Travisa, który przyglądał się jej z uniesionymi brwiami. Machnęła mu wesoło ręką i pierwszy raz pomyślała, że być może da sobie radę sama w tym obcym kraju. Przecież udało się jej znaleźć na statku przyjazne dusze. Możliwe, że…

Travis nie dał jej czasu na rozmyślania. Po kilku minutach znalazł się przy jej boku i ponaglał ją, żeby szybko coś zjadła, ubrała się ciepło i zapakowała resztę rzeczy do kufra. Jednym słowem, znowu kierował jej życiem.

Nie może się doczekać, kiedy wreszcie się mnie pozbędzie – myślała z goryczą, ale wypełniała jego polecenia. Robiła to tak wolno, że Travis stracił cierpliwość.

– Albo za dwie minuty skończysz, albo wyniosę cię stąd siłą – ostrzegł. – Czeka na nas wóz i chciałbym dotrzeć na miejsce przed zmrokiem.

Ciekawość okazała się silniejsza niż niechęć.

– Dokąd jedziemy? Czy znalazłeś dla mnie jakieś zajęcie?

Travis zatrzymał się z kufrem na plecach i wyszczerzył zęby.

– Znalazłem ci wspaniałą pracę! Taką, do której najlepiej się nadajesz. No, dalej, idziemy.

Regan postanowiła nie dopuścić, żeby te słowa wytrąciły ją z równowagi. Z wysoko podniesionym czołem zeszła za Travisem na brzeg.

Amerykanin wrzucił kufer na najbrzydszy, najbardziej zniszczony pojazd, jaki kiedykolwiek widziała.

– Przepraszam – roześmiał się, widząc jej nieskrywane obrzydzenie. – Mówiłem ci, że przybiliśmy za wcześnie. To wszystko, co udało mi się załatwić. Pojedziemy do mojego przyjaciela i tam spędzimy noc. Jutro pożyczę slup.

Regan nic z tego nie rozumiała. Co prawda, wiedziała, że slup to rodzaj małego statku, ale nie miała pojęcia, dlaczego Travis chce coś takiego pożyczyć. Chwycił ją w pasie i posadził na zmurszałych deskach wozu z takim rozmachem, jakby była jeszcze jednym kufrem, sam usiadł obok i cmoknął na parę mizernie wyglądających szkap. Okolica, którą mijali po drodze, wyglądała bardziej dziko i groźnie niż krajobraz Anglii. Droga była w okropnym stanie i przypominała raczej polną ścieżkę. Wóz co chwila tak podskakiwał na wybojach, że Regan z trudem utrzymywała równo wagę. Travis spojrzał na nią i parsknął śmiechem.

– Sama teraz rozumiesz, dlaczego głównie podróżujemy wodą. Jutro znajdziemy się na na szym małym stateczku i już nie będzie tak nami rzucało.

Dziewczyna nie wiedziała, co jej przyniesie jutrzejszy dzień, ponieważ Travis wyraźnie nie chciał zdradzić, jaką pracę jej załatwił, a ona nie zamierzała wypytywać o szczegóły, wiedząc że na jej pytania odpowie rozbawionym uśmiechem, który doprowadzał ją do szału.

Słońce właśnie chyliło się ku zachodowi, kiedy się zatrzymali przy pierwszym napotkanym domostwie – czystym, pomalowanym na biało drewnianym budynku. Wczesne wiosenne kwiaty zdobiły obrzeża frontowej ścieżki a ciepły wietrzyk łagodnie naginał ich kolorowe główki. Dom był skromny, ale okazalszy, niż Regan się spodziewała.

Na pukanie Travisa drzwi otworzyła pulchna, siwowłosa kobieta w perkalowym fartuchu założonym na płócienną suknię.

– Travis! – odezwała się. – Już myśleliśmy, że coś się stało. Posłaniec zapowiedział, że przyjedziecie wiele godzin wcześniej.

– Witaj, Marto. – Travis pocałował kobietę w policzek. – Podróż trwała dłużej niż przewidywałem. Sędzia w domu?

Marta roześmiała się.

– Jesteś niecierpliwy jak zwykle. Zgaduję, że to ta młoda dama.

Travis władczo otoczył Regan ramieniem.

– To jest Regan, a to Marta.

Na widok takiego braku manier, dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę i wyciągnęła dłoń.

– Bardzo miło mi panią poznać, pani…? – zawiesiła głos.

– Mów mi po prostu Marta. – Kobieta uśmiechnęła się. – Jesteś teraz w Ameryce. Wejdźmy do salonu. Sędzia na was czeka.

Travis niemal wciągnął ją do przyjemnego pokoju. Stały w nim czyste, chociaż zniszczone meble pokryte jasnozielonymi obiciami. W oknach wisiały zasłony takiego samego koloru. Zanim zdążyła powiedzieć słowo, przedstawiono ją sędziemu. Był to wysoki, prawie całkiem łysy mężczyzna, który chyba nie miał imienia, gdyż wszyscy nazywali go sędzią.

Uścisnął dłoń dziewczyny i bez żadnych wstępów zaczął:

– Ukochani bracia i siostry, zebraliśmy się tutaj przed obliczem Pana…

Zaskoczona Regan, nie wierząc własnym uszom, rozejrzała się wokół. Marta z anielskim uśmiechem spoglądała na męża, który z rozłożonej księgi odczytywał treść ceremonii ślubnej. Travis z zadziwiająco poważną miną trzymał ją za rękę.

Dopiero po kilku minutach Regan zrozumiała, co się dzieje. Bez zapytania o zgodę chciano ją wydać za Travisa Stanforda! Stała przed obcymi ludźmi, ubrana w ciemnozieloną podróżną suknię z grubego lnu, miała brudną twarz, była zmęczona i zatroskana o własną przyszłość i, jak się nagle okazało, brała udział w ślubnej ceremonii! Zerknęła na poważnego Travisa i pomyślała, że tym razem posunął się za daleko. Jeśli ma wyjść za mąż, to tylko w pięknej sukni ślubnej i za kogoś, kto się jej oświadczy.

Zdała sobie sprawę, że wszyscy się jej przyglądają. Sędzia uśmiechnął się i zapytał: – Regan, czy chcesz pojąć za męża tego oto mężczyznę?

Dziewczyna podniosła oczy na Travisa i ze słodkim, rozkochanym uśmiechem wyszeptała: Nie.

Przez chwilę nikt nie reagował. Nagle. Marta zachichotała i widać było, że doskonale wie, jaki Travis potrafi być despotyczny. Sędzia szybko spuścił wzrok na księgę. Travis z rozwścieczoną miną chwycił niedoszłą żonę za ramię i prawie wywlókł ją do przedpokoju, zamykając za sobą drzwi.

– Co, do diabła, ma oznaczać to przedstawienie? – warknął, zbliżywszy oblicze do jej twarzy.

Mimo woli cofnęła się o krok, ale starała się nie stracić animuszu. Racja była po jej stronie i to dodało jej odwagi.

– Nie zapytałeś mnie, czy zgadzam się za ciebie wyjść. Nie pytałeś mnie również, czy chcę jechać do Ameryki. Podejmujesz za mnie wszystkie decyzje, a ja mam tego dość.

– Decyzje! – westchnął. – Żadne z nas nie ma tu już nic do gadania. To los za nas zadecydował.

Widząc jej zaskoczenie, jęknął.

– Mam ochotę mocno tobą potrząsnąć, żebyś oprzytomniała, ale boję się, że zrobiłbym krzywdę dziecku.

– Dziecku? – wyszeptała.

Travis zamknął oczy i wyraźnie modlił się o cierpliwość.

– Chyba nie jesteś aż tak naiwna, żeby nie wie dzieć, że z tego, co robiliśmy w łóżku, biorą się dzieci. – Kiedy nic nie odpowiedziała, cicho mówił dalej. – Naprawdę myślałaś, że przez ostatnie tygodnie na statku nękała cię choroba morska? Pieszczotliwie dotknął jej policzka. – Kochanie, nosisz w sobie moje dziecko, a ja mam taką zasadę, że zawsze żenię się z matkami moich dzieci.

Oszołomiona Regan nie mogła zebrać myśli,

– Ale moja praca – wyszeptała. Nie mogę wyjść za mąż w tej sukni, i nie mam kwiatów, i… i… Och, Travis! Dziecko!

Objął ją i mocno przytulił.

– Sądziłem, że wiesz i tylko to ukrywasz przede mną. Ja również bym się nie domyślił, ale żona mojego przyjaciela, Cłaya, raz przy mnie zwymiotowała. Wyjaśniła mi, że mdłości zdarzają się wielu kobietom w pierwszych miesiącach ciąży. No, a teraz, kochanie… – Wziął ją pod brodę. '- Czy chcesz zostać moją żoną?

Regan zawahała się, więc ciągnął z uśmiechem: – W moim domu będziesz mogła pracować ile zechcesz, jeśli to ma ci dać poczucie, że zarabiasz na swoje utrzymanie. Jeśli zaś chodzi o suknię, to najbardziej podobasz mi się bez niczego, więc jest mi obojętne, co masz na sobie, a poza tym, patrzą na nas tylko sędzia i Marta. A kwiaty zaraz zerwę z ogródka.

– Nie – odparła cicho i zamrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy. To, co powiedział, było takie logiczne. Oczywiście, będzie miała dziecko i musi go poślubić. Nic innego nie może zrobić, ponieważ doskonale wie, że Travis nie da jej odejść teraz, kiedy nosi w sobie coś, co należy do niego. A jakie znaczenie ma jej strój? Jeśli wychodzi za mąż bez miłości, może to zrobić w brzydkiej sukni.

– Jestem gotowa – oświadczyła ponuro.

– To nie jest egzekucja – parsknął Travis. – Mam nadzieję, że w nocy wynagrodzę ci przykrości dnia.

Wrócili do salonu. Regan wiedziała, że Amerykanin nigdy jej nie zrozumie. Ślub to dla kobiety najwspanialsze wydarzenie w życiu, chwila, w której wszyscy powinni otaczać ją miłością i życzliwością. Do końca życia nie zapomni tej smutnej, pośpiesznej ceremonii, podczas której wyszła za mąż nie z własnej woli, ale z powodu tego, co nosi w sobie. Mechanicznie w odpowiednim momencie wyrzekła sakramentalne „tak" i nie zwróciła na wet uwagi na badawcze spojrzenie, jakim obrzucił ją Travis. Kiedy trzeba było włożyć na jej palec obrączkę, Marta zaoferowała swoją, ale dziewczyna wzruszyła ramionami i grzecznie wyjaśniła, że dla niej obrączka nie ma znaczenia.

Pod koniec uroczystości nikt już się nie uśmiechał, a kiedy Travis nachylił się, żeby pocałować żonę, nadstawiła mu policzek. Prawie nie tknęła wina, którym poczęstował ich sędzia i nie odezwała się ani słowem, gdy Travis oświadczył, że muszą ruszać w dalszą drogę.

Z wymuszonym uśmiechem pożegnała gospodarzy i podziękowała za wszystko. Travis pomógł jej wejść na wóz. Trudny dzień, uroczystość ślubna – jeśli można było ją tak nazwać – wyczerpały dziewczynę. Kiedy tak siedziała ze spuszczoną głową, Travis przyciągnął ją do siebie.

– Nie był to zbyt okazały ślub, prawda? – zapytał poważnie. – Nie będzie, o czym opowiadać wnukom.

– Nie – odparła krótko. Bała się, że jeśli coś jeszcze powie, nie uda się jej powstrzymać łez. Marzyła o tym, żeby zasnąć. Może jutro uda się jej radośniej pomyśleć o dziecku i o tym, że została żoną Travisa.

Kiedy wóz się zatrzymał, była pogrążona w pół śnie i ledwo dotarło do jej świadomości, że Travis zdjął ją z wozu i niesie jakimiś schodami w górę.

– Czy jesteśmy w domu? – wymamrotała.

– Jeszcze nie. – Głos miał poważny, bez zwykłej u niego rozbawionej nutki. – Jesteśmy w gospo-dzie. Jutro rano pojedziemy do domu.

Kiwnęła tylko głową i mocniej się w niego wtuliła. Przynajmniej teraz czeka ją noc poślubna.

Być może Travis nie ma pojęcia, jak powinien wyglądać ślub, ale przecież doskonale wie, co robić w nocy, żeby uszczęśliwić kobietę.

Leżała na łóżku, gdzie ją zostawił, i słuchała, jak wnosi na górę ich kufry. Może małżeństwo z Travisem nie będzie takie złe, choćby, dlatego, że teraz, nie będzie mógł jej porzucić. Uśmiechnęła się czując jego ciepłe usta na policzku.

– Wrócę za krótką chwilę – zamruczał, a jej po plecach przebiegły małe iskierki. – Odpocznij. Będziesz potrzebowała dużo siły.

Drzwi się za nim zamknęły. Regan przeciągnęła się, złożyła ręce pod głową i nieobecnym spojrzeniem wpatrzyła się w sufit. Dzisiaj jest jej noc poślubna. W zeszłym roku jedna z pomocy kuchennych wyszła za mąż i następnego dnia wszyscy bezlitośnie z niej żartowali, ale dziewczyna była tak rozpromieniona, że nie zwracała uwagi na niczyje docinki. Teraz Regan zrozumiała, dlaczego tak było.

Nagle usiadła w pościeli. To prawda, że oczekuje dziecka i z całą pewnością nie jest dziewicą, ale dzisiejszej nocy czuła się tak, jakby to był pierwszy raz. Spojrzała z uznaniem na zamknięte drzwi i pomyślała, że to bardzo miło ze strony Travisa, że dał jej czas, by się mogła przygotować. Gorąca woda czekała na starej toaletce w kącie małego pokoju, więc dziewczyna domyśliła się, że jej mąż wysłał kogoś przodem, żeby przygotował wszystko na ich przybycie. Zostawił nawet klucze do kufrów.

Wiedziała, że Travis będzie niecierpliwym panem młodym i nie zostawi jej wiele czasu, więc pośpiesznie otworzyła kufer i poczęła przerzucać wspaniałe toalety, które uszyła dla niej Sara. Na dnie znalazła koszulę z cieniutkiego jedwabiu o złotawym połysku. Materiał był niemal przezroczysty, przez miękkie zwoje jej ręka prześwitywała kusząco i tajemniczo. Zachowała ten wspaniały, jakby utkany z księżycowej mgły strój właśnie na taką okazję jak dzisiejsza.

Szybko zdjęła lnianą podróżną sukienkę, nie pamiętając już, że jest to jej ślubna szata. Wreszcie mogła założyć coś eleganckiego. Naga i roześmiana, szybko się umyła. Potem włożyła koszulę i zadrżała z rozkoszy, kiedy jedwab zetknął się z jej skórą. Jego dotyk był niewypowiedzianie miękki i pieszczotliwy. Materia przylegała do jej okrągłości dokładnie tam, gdzie trzeba. Podeszła do lustra i zdziwiła się widząc, jak jej piersi śmiało napinają wspaniałą tkaninę, spod której leciutko prześwitywały ich różowe czubki, prawie niewidoczne, a jednak zwracające uwagę. Pomyślała, że Travis będzie zachwycony.

Wyjęła z kufra srebrną szczotkę do włosów, którą podarował jej Travis i wyjęła szpilki podtrzymujące fryzurę, tak że kręte sploty opadły jej na plecy i okoliły twarz. Była zadowolona, że nie ostrzygła krótko włosów, jak robiło to wiele kobiet od czasów rewolucji francuskiej. Przeciągnęła kilka razy szczotką po lokach i szybko wskoczyła do łóżka, wiedząc, że przygotowania zajęły jej już sporo czasu. Nie mogła się już doczekać powrotu Travisa i domyślała się, że on jest jeszcze bardziej zniecierpliwiony.

Postarała się przybrać jak najbardziej uwodzicielską pozę. Półleżąc wsparła się na poduszkach, wyciągnęła jedną rękę przed siebie a drugą niedbale wodziła po dekolcie. Spoglądała leniwie na drzwi, mając nadzieję, że tak właśnie wygląda światowa kobieta.

Zrobiło się już późno i w gospodzie panowała a sza, ale każde skrzypnięcie deski sprawiało, że Regan uśmiechała się i wyobrażała sobie, jaką minę zrobi Travis, kiedy za chwilę stanie w progu. Za każdym razem, gdy o nim myślała, jeszcze bardziej ściągała łopatki i wypinała biust. Wciąż przypominała sobie, jak Farrell wyznał, że boi się nocy poślubnej z nią, ponieważ Regan z pewnością będzie płakała i dąsała się jak dwuletnie dziecko. Dzisiaj, chociaż on nigdy się o tym nie dowie, udowodni mu, że się mylił. Tej nocy zostanie kuszącą uwodzicielką, kobietą, która wie, czego chce i potrafi to zdobyć. Rzuci Travisa na kolana, zamieni go w trzęsącą się galaretę, będzie jego panią.

Najpierw zaczęły ją boleć plecy, być może z powodu nienaturalnie wygiętej pozycji. Potem Regan zdała sobie sprawę, że boli ją ramię, a jedna noga całkiem jej zesztywniała. Dziewczyna poruszyła się lekko i opuściła rękę na kołdrę. Wolno zaczęła powracać ze świata marzeń. Nikt tak jak ona nie umiał na długie chwile odrywać się od rzeczywistości i teraz zastanawiała się, ile czasu spędziła w tej niewygodnej pozie.

Rozejrzała się po pokoju, ale nie dostrzegła nigdzie zegara. Nie widziała również księżyca, ale paląca się przy łóżku świeca była o kilka centymetrów krótsza.

Zastanawiała się, gdzie jest Travis. Odrzuciła pościel i zbliżyła się do okna. Czyżby myślał, że potrzebuje aż tyle czasu na przygotowania? Błyskawica przecięła niebo i na sekundę oświetliła pusty dziedziniec przed gospodą. Po kilku chwilach spadł drobny deszcz i Regan zadrżała, kiedy podmuch zimnego wiatru przeniknął przez szpary w wypaczonym oknie.

Wróciła do ciepłego łóżka i rozejrzała się wokół. Mimo woli pomyślała, że ten pokój jest bardzo podobny do tamtego, w którym Travis siłą prze trzymywał ją w Anglii. Wtedy była jego niewolnicą, teraz jest żoną. To prawda, że nie ma obrączki a urzędowy dokument, podpisany przez sędziego, znajduje się w kieszeni Travisa, ale przecież ona nosi w sobie jego dziecko i dlatego mąż z pewnością do niej wróci.

Na myśl, że może jednak ją porzucić, zmarszczyła brwi. Dlaczego dopuściła do tego, by przychodziły jej do głowy tak niedorzeczne pomysły? Travis to człowiek honoru, przecież się z nią ożenił.

– Człowiek honoru – mruknęła pod nosem. Czy ludzie honoru porywają kobiety i wbrew ich woli wywożą je do Ameryki? Wyjaśniał jej powody, dla których ją ze sobą zabrał, ale może tak naprawdę potrzebował tylko kogoś, kto ogrzałby mu łóżko w czasie długiego rejsu przez ocean. Ona wspaniale się do tego nadawała! Łóżko niemal stanęło w płomieniach, a teraz Regan nosi w sobie to, co z tego ognia powstało.

Deszcz przybierał na sile, dzwonił o ciemne okno i Regan stopniowo zaczęła wpadać w rozpacz.

Travis nigdy jej nie chciał. Nieraz sam to przyznawał. Nawet, kiedy znaleźli się na pokładzie statku, wciąż próbował dowiedzieć się, kim ona jest, żeby się jej pozbyć. Był taki sam jak Farrell i wuj Jonatan – oni również jej nie chcieli.

Łzy zaczęły ściekać jej po policzkach, równie grube jak krople padającego na dworze deszczu. Dlaczego się z nią ożenił? Czy jakoś udało mu się dowiedzieć o czekającym na nią spadku? Wywiózł ją do Ameryki, natychmiast się z nią ożenił i teraz, mając ten kawałek papieru, upomni się o majątek, a z nią nie będzie chciał mieć nic więcej do czynienia. Porzucił ją w obcym kraju, bez pieniędzy, znajomych i być może z dzieckiem.

Zaczęła histerycznie płakać i uderzać pięściami w poduszkę. Całym ciałem wstrząsało łkanie. Kiedy pierwsza wściekłość minęła, łzy spływały wolniej i nie szlochała już tak głośno, złość przeszła w poczucie beznadziejności. Regan pytała się w duchu, dlaczego okazała się nie warta miłości.

Deszcz zmienił się w rzęsistą ulewę. Mijały godziny. Szum kropel uciszył żal Regan. Dziewczyna zapadła w głęboki, kamienny sen. Nie słyszała ciężkich kroków, które rozległy się na schodach. Obudziło ją dopiero walenie do drzwi.

Загрузка...