Przyjemnie wracać takiego słodkiego stworzenia – wyszeptał Travis, chwytając lekko zębami płatek jej ucha. Kiedy zaczęła się budzić odstąpił kilka kroków w tył, żeby lepiej widzieć, jak się przeciąga. Koszula przylegała do drobnego, ale niepozbawionego krągłości ciała dziewczyny i układała się w kuszące wzgórki i fałdki. Regan przeciągała się z zamkniętymi oczami. Piersi napinały poły koszuli, aż materiał między guzikami rozstąpił się, ukazując zachwycający fragment ciała. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, otworzyła oczy i spostrzegła Travisa.
– To ty! – jęknęła. Zręcznym susem wyskoczyła z łóżka i rzuciła się na przybysza z zaciśniętymi pięściami, nie zważając na niezbyt szczelnie okrywający ją strój.
Travis jedną ręką chwycił ją za nadgarstki.
To się nazywa powitanie – zamruczał jak kot i wziął ją w ramiona. – Nie łatwo mi pamiętać, że powinienem cię traktować jak damę, jeśli ciągle rzucasz mi się w objęcia.
Wcale się do ciebie nie garnę – odparła zaciskając zęby. – Dlaczego zawsze wszystko przekręcasz? Dobrze wiesz, że chcę tylko, żebyś mnie uwolnił. Nie masz prawa…
Szybki pocałunek zamknął jej usta.
– Wypuszczę cię, jak tylko powiesz mi, gdzie mam cię zaprowadzić. Taka młoda dama z pewnością ma jakichś krewnych. Podaj mi ich nazwisko, a wtedy zaprowadzę cię do nich.
– I pochwalisz się przed nimi tym, co tu ze mną wyprawiałeś? Nie, nigdy się na to nie zgodzę. Wypuść mnie. Sama trafię do domu.
– Nie potrafisz kłamać. – Uśmiechnął się. – Twoje oczy są czyste jak oczy lalki. Odbija się w nich każda myśl. Mówiłem ci już kilka razy, pod jakim warunkiem pozwolę ci odejść. Na tym koniec. Nie zmienię zdania, więc lepiej pogódź się z myślą, że to ty będziesz musiała mi ulec.
Wyrwała mu się z zaciętą miną.
– Potrafię być tak samo uparta jak ty. – Uśmiech nęła się łobuzersko. – A poza tym wiem, że niedługo wypływasz do Ameryki. Nie będziesz miał innego wyboru niż mnie uwolnić.
Travis przez chwilę się nad tym zastanawiał.
– Wtedy coś będę musiał z tobą zrobić – odparł drapiąc się w brodę. – Nie chciałbym odpłynąć do domu zostawiając parę takich zgrabnych nóg bez odpowiedniego obrońcy.
Regan sapnęła ze złości i chwyciła leżące na łóżku prześcieradło, żeby się nim owinąć, ale jeden róg materiału uwiązł pod materacem. Travis podszedł bliżej, nachylił się, żeby jej pomóc i jednocześnie energicznie klepnął dziewczynę po pupie.
Regan z piskiem skoczyła na równe nogi, wyrwała mu prześcieradło i owinęła się nim od pasa w dół.
– Jak śmiesz tak mnie traktować? Czym sobie na to zasłużyłam? Nigdy w życiu nie zrobiłam nikomu nic złego.
Jej słowa zabrzmiały tak szczerze, że Travis spuścił oczy.
Nigdy przedtem nie zachowywałem się w ten sposób. Może powinienem cię wypuścić, ale nie potrafię, sam nie wiem, dlaczego. To tak, jakbym miał rzucić polny kwiatek w sam środek burzy śnieżnej, albo raczej do ognia, bo ta dzielnica bardziej przypomina rozpalony piec. – Spojrzał na nią łagodnie i czule. – Nie mam wielkiego wyboru. Nie mogę cię wypuścić i nie chciałbym też cię tu więzić. Mój Boże! Nie zatrudniam niewolników, a miałbym trzymać w zamknięciu niewinną młodą dziewczynę!
Skończył mówić i ciężko opadł na fotel w rogu pokoju. Regan ogarnęło dziwaczne uczucie. Miała ochotę go pocieszyć. Zapadła niezręczna cisza. Po chwili dziewczyna spostrzegła pudła ułożone na wielkim kufrze.
Przyniosłeś mi suknię? – zapytała cicho. Czy przyniosłem ci suknię? – Chwila przygnębięnia minęła i Travis odsłonił zęby w uśmiechu. otworzył jedno z pudeł i rozpostarł aksamitną materię w kolorze, którego Regan nigdy przedtem nie widziała, ni to brązowym, ni to rudym, z pięknym, złotym połyskiem. Travis zarzucił materiał na jej ramiona.
Ma kolor twoich włosów: nie rudy, nie brązowy, nie blond, ale wszystkie te odcienie naraz. Spojrzała na niego zaskoczona. Jakie… Jakie to romantyczne. Nie wiedziałam, że ty… Śmiejąc się odebrał jej suknię. Niewiele o mnie wiesz, a ja o tobie jeszcze mniej. Nie powiedziałaś mi nawet, jak się nazywasz. Zawahała się i pogładziła spoczywający w jego rękach aksamit. Dotychczas wszystkie jej ubrania szyto z najtańszych materiałów. Nigdy jeszcze nie widziała tak pięknej materii, ale chociaż bardzo chciała poczuć jej dotyk na skórze, zachowała ostrożność.
– Nazywam się Regan – odparła półgłosem.
– Nie masz nazwiska? Po prostu Regan?
– Tylko tyle mogę ci powiedzieć. Jeśli myślisz, że mnie przekupisz pięknym, nowym strojem, to się mylisz – oznajmiła wyniośle.
– Nie uznaję przekupstwa – odparł stanowczo. – Wiesz, pod jakim warunkiem cię uwolnię. Sukienka nie ma z tym nic wspólnego.
Rzucił suknię na łóżko, podszedł do kufra i zaczął otwierać kolejne pudła, opróżniając je jedno po drugim. Wyjął z nich jasnoniebieską kreację z jedwabnej krepy, obramowaną błękitną wstążką o tęczowym połysku i batystową nocną koszulkę naszywaną setkami drobniutkich pączków róż. Z ostatniego pudła wydobył dwie pary miękkich skórzanych pantofelków, dopasowanych kolorami do obu sukien, złotobrązowej i niebieskiej.
– Jakie to piękne, nieskończenie piękne – zawołała Regan, przytulając jedwab do policzka.
Travis obserwował ją zachwycony. Była zadziwiającym połączeniem kobiety i dziecka. W jednej chwili szalała ze złości, przypominając rozwścieczoną kotkę, żeby zaraz zmienić się w niewinną, pełną uroku dziewczynę. Patrzył, jak uśmiech rozjaśnia jej szmaragdowe oczy i czuł się tak, jakby rzuciła na niego urok, czarami sprawiła, że nie potrafi myśleć o niczym innym, oprócz niej. Żeby ją uszczęśliwić, spędził dziś długie godziny w sklepach z sukniami, chociaż nie znosił takich miejsc. Usiadł obok niej na łóżku.
– Podobają ci się? Nie wiedziałem, jakie lubisz kroje i kolory sukien, ale sprzedawczyni powie-działa, że te są szyte według najnowszej mody.
Uśmiechnęła się do niego, a Travisa ogarnęła taka duma posiadacza, jakiej doświadczał tylko wtedy, gdy myślał o swojej ziemi w Wirginii. Za-nim zdążył się zastanowić nad tym, co robi, nachylił się i nie zważając na leżące między nimi stroje przyciągnął dziewczynę do siebie. Nie zdążyła, zaprotestować, bo natychmiast pocałował ją niecierpliwie, jakby chcąc sobie wynagrodzić każdą chwile, w której mógł jedynie myśleć o niej.
– Moje suknie – jęknęła Regan. – Pognieciesz je.
Jednym ruchem zebrał stos ubrań i rzucił na krzesło.
– Cały dzień o tobie myślałem – wyszeptał. -Coś ty mi zrobiła?
Starała się, żeby jej głos brzmiał obojętnie, chociaż bliskość Travisa sprawiła, że serce zaczęło jej bić jak oszalałe.
– Jeśli coś ci zrobiłam, to nieświadomie. Proszę, uwolnij mnie.
– Naprawdę tego chcesz? – zapytał ochryple, Przesuwając ustami po jej szyi.
Dlaczego ten obrzydliwy, zły człowiek robi ze mną takie straszne rzeczy – pytała się w duchu. Ale mimo tych myśli, nie odepchnęła go. Tak bardzo pragnęła, żeby trzymał ją w ramionach. Podobał się jej sposób, w jaki ją całował. Lubiła zapach jego oddechu i lekki dotyk włosów na twarzy. Mając przy sobie tak potężne ciało, czuła się mała i bezpieczna, otoczona czułością i opieką.
Wszystkie myśli uciekły jej z głowy, kiedy usta Travisa natrafiły na jej nagie piersi. O niczym już nie pamiętała, tylko z jękiem wodziła dłońmi po Jego ramionach.
Amerykanin odsunął się od niej powoli i kiedy otworzyła oczy, zobaczyła zdziwiona, że stoi nad nią i zdejmuje kurtkę. Niezdolna oderwać od niego wzroku, patrzyła jak rozbierał się bez pośpiechu.
Promienie zachodzącego słońca wpadały przez okno i wypełniały pokój czerwonozłotym blaskiem, zamieniając go w magiczną komnatę, pełną drogocennych klejnotów. Oniemiała Regan patrzyła jak zahipnotyzowana na potężne ciało Travisa, które kawałek po kawałku ukazywało się jej oczom. Nigdy jeszcze nie widziała nagiego mężczyzny, więc pożerała ją ciekawość.
Widok nagości Travisa zaskoczył ją niewypowiedzianie. Lata pracy sprawiły, że jego ciało było bardzo umięśnione, ramiona posągowe a pierś przypominała starożytną rzymską płaskorzeźbę, którą kiedyś widziała w książce. Jednak talię miał wąską a pod skórą brzucha grały napięte mięśnie. Kiedy zdjął spodnie, zobaczyła masywne uda, na których odznaczał się osobno każdy mięsień.
– Ojej! – szepnęła, nie mogąc ukryć podziwu. Dopiero, kiedy dostrzegła jego męskość, zatrzepotała powiekami.
Travis roześmiał się i wyciągnął obok niej na łóżku.
– Mimo wszystkich twoich protestów, jestem pewien, że kiedyś będziesz namiętną kochanką, jeśli tylko dostaniesz odpowiedniego nauczyciela.
– Nie, przestań – zażądała i w ostatniej, nikłej próbie oporu starała się odepchnąć go od siebie. Travis nie zwrócił na to uwagi. Zręcznie zdjął z niej koszulę i zaczął gładzić ją po brzuchu, delikatnie ugniatając, odnajdując palcami wrażliwe miejsca i drażniąc dłonią naskórek. Cały czas nie przestawał jej całować. Chwytał zębami koniuszek ucha i przesuwał językiem po ciepłym, pulsującym miejscu tuż za nim.
Przeciągnęła rękami po jego piersi i ramionach, obwodząc palcami zagłębienia w ciele, gdzie jeden mięsień łączył się z drugim. Jego ciało było tak i twarde i silne, podczas gdy jej miękkie i słabe. Poruszała się pod nim i przesuwała dłońmi po linii żeber, pieściła grające na plecach mięśnie pod rozpaloną, smagłą skórą i wodziła palcami po napiętych pośladkach. Dotykanie go sprawiało jej radość połączoną ze zdumieniem. Każdy gest spra-wiał, że serce bilo mocniej a oddech stawał się głębszy i szybszy.
Regan, słodka Regan. – Nie tylko słyszała głos Amerykanina, ale również wyczuwała go w miejscu gdzie ich piersi ściśle do siebie przylegały.
Kiedy wydało się jej, że Travis chce się jej wyrwać, wbiła boleśnie paznokcie w jego ramiona.
– Tak, mój rozpalony koteczku, tak- wymruczał. Wszedł w nią wolno, z łatwością i chociaż przedtem myślała, że to niemożliwe, serce zaczęło jej walić jeszcze prędzej. Nie czuła bólu, tylko nieokreślone pragnienie czegoś, co zaraz nastąpi. Niezręcznie, pośpiesznie wygięła ciało, żeby przylgnąć do niego jeszcze mocniej, ale Travis odsunął się nieco.
– Wolno, kotku, wolno – wyszeptał, kładąc rękę na jej biodrze i gładząc palcami zagłębienie pępka.
Chociaż nie wiedziała, o co mu chodzi, nie miała innego wyboru, jak go posłuchać. Miłość fizyczna była dla niej czymś nowym, ale mimo to czuła, że on stara się opanować i spowolnić ruchy, żeby być jej nauczycielem, a nie tylko zaślepionym pożądaniem uczestnikiem aktu. Powoli i ostrożnie pokazywał jej, jak cieszyć się doznaniami, jak prowadzić i podążać za nim. Regan miała wrażenie, że jej ciało staje się coraz większe i zaraz wybuchnie, a kiedy to się stanie, ona umrze. Nagle Travis przyśpieszył tempo i poczuła, że jego podniecenie doszło do szczytu. Wygięła ciało w łuk, jakby eksplodowały w jej wnętrzu kolorowe, gorące, jaskrawe fajerwerki.
Travis opadł na nią bezwładny i mokry od potu. Dziewczyna czuła się wyczerpana i słaba, a jednocześnie lekka i szczęśliwa, jakby zdjęto z niej jakiś wielki ciężar.
Nie była pewna, ale chyba na chwilę zasnęła. Kiedy się obudziła, miała wrażenie, że intymne zbliżenie, jakie zaszło między nią a tym prawie nieznajomym mężczyzną, zdarzyło się tylko we śnie. Leżała czując na sobie ramię Travisa i myślała, jakby to było, gdyby znów spotkała Farrella. Z pewnością dowiedziałby się o niej i tym Amerykaninie, i wstydziłby się za nią, być może nie zechciałby nawet z nią rozmawiać. Wyobraziła sobie, jak usiłuje mu wszystko wyjaśnić, zapewnić, że opierała się z całych sił, ale on i tak domyśliłby się prawdy. Amerykanin powiedział, że najskrytsze myśli odbijały się w jej oczach. Czy to nowe doświadczenie również w nich widać? Czy cały świat się dowie, że jest kobietą bez czci?
Travis poruszył się, oparł głowę na ramieniu i spojrzał na nią z uśmiechem.
– Miałem rację – zamruczał. – Przy odpowiednim nauczycielu…
Dziewczyna odepchnęła jego dłoń, którą gładził jej wijące się włosy.
– Nie dotykaj mnie – syknęła. – Nie pierwszy raz zmusiłeś mnie do zrobienia czegoś wbrew mojej woli.
Amerykanin roześmiał się niecierpliwie. – Znowu to samo? Myślałem, że tym razem zrozumiesz, jak jest naprawdę.
– Oczywiście, że rozumiem! Trzymasz mnie tu siłą. Jesteś najpodlejszym ze złoczyńców! Travis westchnął, wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
– Już ci mówiłem, dlaczego nie chcę cię wypuścić. Czy ty masz pojęcie, co ci mężczyźni z doków chcieliby z tobą zrobić? – zapytał patrząc jej w oczy. – To samo, co robiliśmy tu przed chwilą, tylko bardzo brutalnie.
– Jaka jest więc różnica między nimi a tobą?
– Chociaż jesteś taka niewinna, zrozumiałaś chyba, że my się kochaliśmy, a oni po prostu zarzuciliby ci spódnicę na głowę i zrobili z tobą, co tylko by chcieli, jeden po drugim.
– Nie mam spódnicy! – wykrzyknęła Regan bez tchu. – Mam tylko tę jedną podartą koszulę.
Zrezygnowany Travis bezsilnie podniósł ręce do góry. – Widzisz tylko to, co chcesz zobaczyć, prawda? Właśnie dlatego moim obowiązkiem jest chronić cię przed sobą samą, przed twoimi marzeniami o niebieskich migdałach i przed mężczyznami, którzy chcą cię skrzywdzić.
– Nie masz prawa! Błagam, wypuść mnie…
Jakby nie słysząc, co do niego powiedziała, Amerykanin otworzył drzwi i zawołał w głąb korytarza, żeby przyniesiono im kolację.
– Jak coś zjesz, od razu lepiej się poczujesz oznajmił zamykając drzwi.
– Nie jestem głodna – odparła Regan, zadzierając do góry nos.
Chwycił ją pod brodę i odwrócił jej twarz tak, że musiała na niego spojrzeć.
– Zjesz kolację nawet, jeśli miałbym nakarmić cię siłą. – Oczy błyszczały mu twardo, chociaż dotychczas zawsze spoglądał na nią łagodnie.
W odpowiedzi tylko skinęła głową.
– A teraz może założyłabyś jedną z tych sukien, które ci kupiłem – zaproponował znowu beztroskim głosem. – To poprawi ci humor.
– Będziesz musiał wyjść z pokoju – odpowiedziała cicho, wciąż trochę wystraszona jego groźbą. Do tej chwili jeszcze ani razu się go nie obawiała.
Unosząc ze zdziwieniem brew, podniósł ją z łóżka i postawił nagą na ziemi.
– Nie masz nic, czego bym już nie widział. Lepiej się ubierz, jeśli nie chcesz, żeby właściciel gospody zobaczył cię w takim stanie.
Spojrzała na ubrania, które rzucił jej Travis i zdała sobie sprawę, że nie ma bielizny. Wolała jednak o nią nie prosić. Wsunęła przez głowę aksamitną suknię i właśnie zapinała ostatni guzik, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Suknia miała wysoką talię i głęboko wycięty stan, podszyty przejrzystym jedwabnym szyfonem. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze naprzeciw łóżka i z radością stwierdziła, że nie jest to dziecięcy strój. Włosy spływały jej na ramiona kaskadą niesfornych loków, policzki zaróżowiły się, a oczy jasno błyszczały. Wszystko razem nadawało jej wygląd kobiety, która właśnie oddawała się miłości, i to z wielkim zapałem.
Właściciel gospody przyglądał się jej z takim zachwytem, że Travis niemal wypchnął go za drzwi.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała przestraszona. Czyżby Amerykanin był o nią zazdrosny?
– Nie chciałem, żeby sobie za wiele wyobrażał – odparł i podniósł pokrywę półmiska, na którym leżał kawał pieczeni. – Jutro znowu będę musiał zostawić cię samą, więc gdyby ten typ myślał, że nie mam nic przeciwko temu, mógłby tu kogoś przysłać. Bójka albo inne kłopoty, to ostatnia rzecz, jakiej bym sobie życzył tuż przed wypłynięciem w morze. Nic nie może opóźnić mojego powrotu do domu. Za długo już przebywam w tym przeklętym kraju.
Zrezygnowana Regan usiadła na krześle, które jej podsunął. Doleciał ją zapach jedzenia i dopiero wtedy uświadomiła sobie, od jak dawna nic nie jadła. Jej ostatnim posiłkiem była kolacja z Far-rellem i wujem. Oczy rozszerzyły się jej ze zdziwienia.
– Co się stało? – zapytał Amerykanin, nakładając jej na talerz sporą porcję.
– Nic. Tylko… – Uniosła głowę. – Nie lubię, kiedy się mnie trzyma w zamknięciu, i tyle.
– Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to nie musisz. Zjedz kolację, zanim wystygnie.
Travis zagadywał ją przez cały posiłek, ale ona nie odzywała się do niego w obawie, by mimo woli nie zdradzić mu czegoś na temat miejsca swojego zamieszkania. Nie było już dla niej powrotu do dawnego życia. Po tym, co się dzisiaj wydarzyło, prawdopodobnie nikt już nie uważałby jej za damę.
Amerykanin położył rękę na jej dłoni i przysunął się bliżej.
– Jaka szkoda, że Angielkom się wmawia, że nie należy się cieszyć miłością – powiedział ze współczuciem, trafnie odgadując jej myśli. – W Ameryce kobiety są mniej skomplikowane. Lubią mężczyzn i nie boją się tego okazywać.
Posłała mu najsłodszy i najmniej szczery Uśmiech, na jaki było ją stać.
– Dlaczego więc nie wrócisz do Ameryki i tam tejszych kobiet?
Od śmiechu Travisa zatrzęsły się naczynia na stole. Po chwili pocałował ją głośno w policzek.
– A teraz, maleńka, mam jeszcze trochę papierkowej roboty, więc możesz wskoczyć do łóżka i zaczekać na mnie albo…
– Albo pójść swoją drogą.
– Trzeba przyznać, że łatwo nie rezygnujesz.
A ty jesteś uparty jak osioł – pomyślała. Ułożył naczynia na tacy i wystawił za drzwi. Potem, kiedy przebrała się w koszulę nocną i weszła do wielkiego łoża, przyglądała się, jak siedząc tyłem do niej wodzi gęsim piórem po papierze i od czasu do czasu przeczesuje ręką włosy. Była ciekawa, co robi, ale nie chciała pytać, żeby nie wytwarzać między nimi jeszcze większej bliskości.
Wyciągnęła się w pościeli i rozmarzyła się. W wyobraźni widziała, jak Farrell przybywa jej na ratunek i pokonuje Amerykanina w walce na miecze. W jej marzeniach pojawił się również wuj Jonatan. Błagał ją o wybaczenie i żalił się, jak bardzo jest bez niej samotny. Myśl o Travisie kulącym się z przerażenia wywołała u niej uśmiech. Wyobraziła sobie, jak wyrywa się z objęć Farrella, podbiega do Amerykanina, podaje mu dłoń, wybacza i oświadcza, że powinien wrócić do swojego kraju i zapomnieć o niej, jeśli oczywiście będzie w stanie to zrobić.
Kiedy Travis wsunął się do łóżka i położył obok niej, udawała, że śpi, ale on tylko przyciągnął ją do siebie, wtulił twarz w zagłębienie ramienia, oparł rękę na jej brzuchu i zapadł w sen. To dziwne, ale ona również poczuła, że dopiero teraz może zasnąć. Ranek zastał ją w łóżku samą, jednak zaledwie się obudziła, do pokoju weszła służąca. – Proszę wybaczyć, ale myślałam, że panienka jeszcze śpi. Pan Travis polecił mi przygotować kąpiel, jeśli panienka ma takie życzenie.
Regan nie zamierzała się poniżać i jeszcze raz błagać pokojówkę o pomoc w ucieczce. Poleciła dziewczynie przynieść wannę i gorącą wodę. Chociaż nie chciała tego przed sobą przyznać, kąpiel w wannie sprawiła jej przyjemność. Znowu czysta, osuszyła ręcznikiem włosy, zjadła obfite śniadanie i włożyła niebieską jedwabną suknię, której głęboko wycięty dekolt przysłaniał szal z delikatnego materiału, wyszywany kwiatami w różnych odcieniach błękitu.
Dzień wlókł się powoli, a ponieważ nie miała żadnego zajęcia, nudziła się. W pokoju panował chłód i nie było kominka, więc chodziła od ściany do ściany, rozcierając ramiona. Wiosenne słońce nie grzało jeszcze mocno, ale mimo to, przy oknie było najcieplej. Przysunęła krzesło i wyglądała na zewnątrz, myśląc o różnych rzeczach, począwszy od planu urządzenia ogrodu, a skończywszy na marzeniach o tym, jak to nigdy nie wybaczy Travi-sowi i pozwoli, żeby Farrell przeszył go mieczem.
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy usłyszała głos, który mógł należeć tylko do Travisa – głęboki, dźwięczny, przesycony figlarną nutą. Stwierdziła, że serce zaczęło jej mocniej bić. Rzecz jasna, tylko dlatego że przez cały dzień siedziała tu w samotności. Mimo takich usprawiedliwień, użyła całej siły woli, żeby nie uśmiechnąć się na jego widok.
Przywitał ją z uśmiechem, a jego brązowe oczy spoglądały na dziewczynę zniewalająco.
– Ładnie ci w tej sukni – oświadczył, zdejmując kapelusz i płaszcz. Z głębokim westchnieniem opadł ciężko na krzesło. – Gdybym cały dzień harował w polu, byłbym mniej zmęczony. Twoi rodacy to banda ograniczonych snobów. Nikt nie chciał nawet wysłuchać moich pytań, a co dopiero na nie odpowiedzieć.
Wodząc obojętnie palcem po kancie stołu Regan starała się ukryć ciekawość.
– Może twoje pytania im się nie podobały.
Travis nie dał się nabrać.
– Usiłowałem się tylko dowiedzieć, czy komuś nie zginęła ładna i lekkomyślna młoda kobieta.
Dziewczyna otworzyła usta, żeby udzielić jakiejś ciętej odpowiedzi, ale zdała sobie sprawę, że Amerykanin właśnie do tego chce ją sprowokować.
– No i co? – zapytała.
Zmarszczył brew, jakby nadal dziwiło go to, co odkrył.
– Nie tylko nikt nic nie wiedział o zaginionej dziewczynie, która byłaby do ciebie podobna, ale nawet nie spotkałem nikogo, kto widziałby osobę odpowiadającą tobie wyglądem.
Regan nie znalazła odpowiedzi. Goście nigdy nie odwiedzali Weston Manor. Swoją wiedzę o życiu czerpała z rozmów ze służącymi i guwernantkami, które opowiadały jej o miłości, rycerskich mężczyznach i życiu poza ogrodzeniem posiadłości. To oczywiste, że Amerykanin nie znalazł nikogo, kto by ją znał.
Travis przyglądał się jej uważnie i próbował odczytać z twarzy jej myśli. Cały dzień prześladowało go jedno pytanie. Co zrobi z dziewczyną, kiedy nadejdzie czas wypłynięcia do Ameryki? Nie zdradził jej, że wynajął trzech mężczyzn do pomocy w poszukiwaniu informacji o Regan. Tamtej nocy, gdy ją znalazł, nie mogła przebyć zbyt długiej drogi, więc zapewne pochodziła z Liverpoolu lub okolic. Przyszło mu też na myśl, że była tu przejazdem, więc sprawdził wszystkie pobliskie pensjonaty. Niczego się nie dowiedziawszy, doszedł do wniosku, że mieszka w tych stronach na stałe, ale i to niewiele mu pomogło. Wyglądało na to, że w środku nocy zjawiła się w dzielnicy portowej znikąd.
– Jesteś uciekinierką – oświadczył cicho. Zauważył, że mina dziewczyny potwierdziła jego domysły. – Nie wiem tylko, od kogo uciekłaś i dlaczego nikt nie stara się poruszyć nieba i ziemi, żeby cię odnaleźć.
Regan odwróciła głowę. Starała się nie myśleć o tym, że nikt jej nie szuka, ponieważ ludziom, których uważała za swoich przyjaciół, wcale na niej nie zależy.
– Domyślam się, że zrobiłaś coś, co piekielnie rozzłościło twoich opiekunów – ciągnął powoli. – Wiem ponad wszelką wątpliwość, że nie złapano cię w łóżku z synem ogrodnika, więc może nie chciałaś zrobić czegoś, co ci kazano. Może odmówiłaś wyjścia za mąż za jakiegoś starego, bogatego durnia?
– Nic podobnego – odparła bez wahania. Travis tylko się roześmiał, ponieważ jej oczy mówiły, że niewiele się pomylił. Jednak w duszy nie było mu do śmiechu. Wściekał się na myśl, że ktoś mógł wyrzucić na ulicę niewinną młodą dziewczynę, ubraną tylko w koszulę nocną. Coś takiego było możliwe w gniewie, ale przecież minęły już dwa dni, a jej nadal nikt nie szukał.
– W Anglii, jak mi się wydaje, nic cię nie trzyma, więc doszedłem do wniosku, że mogłabyś po płynąć ze mną do Ameryki.