Travis opierał się o szklaną gablotę w sklepie z sukniami w Richmond i zniecierpliwiony czekał, aż Margo skończy mierzyć kolejną toaletę.
– A jak ta ci się podoba, kochanie? – zapytała wyłaniając się zza kotary przymierzalni. Rdzawy muślin ledwie przykrywał jej bujne piersi, nie pozostawiając wiele dla wyobraźni. – Czy nie jest zbyt śmiała? – dopytywała się niskim głosem. Podeszła bliżej i otarła się o niego.
– Niezła – odparł niecierpliwie. – Może wystarczy już tych zakupów? Chciałbym wrócić do domu przed zachodem słońca.
– Do domu! – wydęła zalotnie usta. – Ostatnio prawie nie opuszczasz tej okropnej plantacji. Dawniej zabierałeś mnie na bale. Kiedyś… robiliśmy razem wiele różnych rzeczy.
Odsunął jej ręce i popatrzył na nią ze znużeniem.
– Tak było wtedy, gdy jeszcze nie miałem żony.
– Żona! – prychnęła lekceważąco. – Uciekła i zostawiła cię samego. Dowiodła, że cię nie chce. Jaki inny mężczyzna pozostałby wierny żonie, która go opuściła?
– Ja nie jestem taki jak inni – odparł spoglądając na nią ostrzegawczo. Podobne rozmowy odbywali już nieraz.
Brzęk dzwoneczka u drzwi przerwał dalszą rozmowę. Odwrócili się oboje i zobaczyli Ellen Backes, sąsiadkę i przyjaciółkę rodziny Stanfordów.
Tak mi się właśnie wydawało, że cię tu znajdę zwróciła się wesoło do Travisa. – Margo – chłodno skinęła głową na powitanie, dając wyraźnie do zrozumienia, co myśli o kobietach uganiających się za żonatymi mężczyznami. Nie widziała nigdy Regan, ale wiele o niej słyszała, od Nicole, żony Claya. Znała Travisa od lat i domyślała się, dlaczego Regan od niego uciekła.
Zdarzyło się coś dziwnego – ciągnęła Ellen. Byłam właśnie w kościele. Zaniosłam świeże kwiaty na niedzielne nabożeństwo. Jakiś człowiek, taki chudy oberwaniec, wypytywał pastora o ciebie.
Pewnie szuka pracy – odparł Travis bez zainteresowania.
Z początku też tak myślałam i, oczywiście, nie przysłuchiwałam się uważnie, ale mogę przysiąc, że wymienił imię Regan.
Travis natychmiast czujnie nadstawił ucha. Regan? – wyszeptał.
– Chciałam zaczekać, aż pastor skończy rozmowę, ale bałam się, że odjedziesz.
Travis bez słowa wybiegł ze sklepu, wskoczył do pustej bryczki, którą ktoś zostawił na ulicy, i ponaglił konie.
– Do diabła! – wrzasnęła Margo. – Musiałaś tu przyjść i zepsuć mi cały dzień!
– Och, bardzo cię przepraszam – Ellen uśmiechnęła się promiennie, patrząc na biegnącą do przymierzalni Margo. Wyjrzała przez okno i w duchu błagała opatrzność, żeby Travisowi udało się dowiedzieć czegoś o żonie.
Konie nie zdążyły jeszcze stanąć w miejscu, kiedy Travis wyskoczył z bryczki przed kościołem. Z drzwi wychodził właśnie niski człowieczek, który wyglądał tak, jakby nie potrafił wytrzymać bez alkoholu dłużej niż parę godzin.
Travis nigdy nie przywiązywał wagi do formalności, a teraz był tak zdenerwowany, że nie myślał o konsekwencjach swojego zachowania. Chwycił nieznajomego za poły koszuli i cisnął nim o drewnianą ścianę.
– Kim jesteś?
– Nic nie zrobiłem, panie. Nie mam żadnych pieniędzy.
Travis przycisnął go mocniej do ściany.
– To ty o mnie wypytywałeś?
Krzywiąc się z bólu i z wysiłkiem chwytając, powietrze, ponieważ mocna dłoń Travisa zacisnęła się na jego gardle, mężczyzna wysapał: – Miałem się tylko dowiedzieć, czy pan żyje. On mi za to zapłacił.
– Lepiej od razu wszystko mów. Co to za on?
– Jakiś angielski bubek. Nie znam nazwiska. Powiedział, że pan jest jego przyjacielem, ale słyszał, że pan już nie żyje i wysłał mnie, żebym to sprawdził i o wszystkim mu doniósł.
Travis mocniej zacisnął dłoń na szyi nieznajomego.
– Wspominałeś coś o Regan.
Zdziwienie odbiło się na twarzy mężczyzny.
– Mówiłem tylko, że ten Anglik się u niej zatrzymał.
Stanford na chwilę rozluźnił uścisk.
– O jaką Regan ci chodzi? I gdzie ona mieszka?
– W Scarlet Springs, w Pensylwanii. Na nazwisko ma tak samo jak pan, Stanford. Zapytałem pastora, czy jesteście spokrewnieni.
Travis wypuścił mężczyznę, który zachwiał się i niemal przewrócił.
– Wsiadaj do bryczki. Jedziemy do Scarlet Springs, a po drodze wszystko mi opowiesz, zrozumiano?
Zanim człowieczek zdążył się usadowić, Stan ford zaciął konie. Nie zwalniając ani na chwilę przemknęli obok sklepu, przed którym stała Margo. Zatrzymali się dopiero przed stajnią, wynajmującą konie do zaprzęgów.
– Jake! – zawołał Travis. – Znajdź mi jakiś dobry wóz, który wytrzyma długą drogę. I jeszcze to – dodał, rzucając pieniądze na siedzenie bryczki. – Dopilnuj, żeby wróciła do właściciela.
Jake ledwo na niego spojrzał. – Jeśli to coś pilnego, lepiej się pośpiesz. Zdaje się, że zaraz znajdziesz się w samym środku burzy.
Wskazał głową na rozwścieczoną Margo, która szła w ich stronę. Wypuścił z rąk końskie kopyto, które właśnie czyścił i odszedł po wóz dla Travisa.
Stanford spojrzał na człowieczka, siedzącego wciąż na bryczce i ostrzegł go: – Rusz się tylko z miejsca, a będzie to twój ostatni ruch w życiu.
Ledwie skończył mówić, dopadła go Margo. Jak śmiesz przejeżdżać obok, nie zwracając na mnie uwagi! – wysapała, zdyszana po długim biegu.
– Nie mam teraz czasu na awantury. Za pięć minut ruszam w drogę.
– Wyjeżdżasz? Skończyłam już zakupy, więc przedtem będziesz musiał odwiedzić cztery sklepy, zabrać moje paczki i odwieźć mi je do domu
– Jake! – zagrzmiał Travis. – Czy wóz już gotowy? – Nie wracam do domu – oznajmił Margo. – Znajdź sobie kogoś innego, kto zgodzi się cię podwieźć. Poproś o to Ellen i po drodze zawiadom Wesa, że przez jakiś czas będę nieobecny.
Zobaczył, że Jake zajechał ciężkim wozem przed bramę stajni.
– Wsiadaj! – rozkazał zdenerwowanemu człowieczkowi na bryczce.
– Travis – zasyczała Margo. – Nie odpowiadam za siebie, jeśli natychmiast nie… – Urwała, kiedy zobaczyła, że Stanford wskakuje na wóz. – Dokąd jedziesz? – krzyknęła za odjeżdżającym.
– Do Scarlet Springs, w Pensylwanii, żeby sprowadzić Regan – zawołał i gwałtownie ruszył, wzbijając w powietrze żwir i kurz.
Kaszląc i przeklinając, Margo spojrzała na Jake'a, który uśmiechał się szeroko. Wiedziała, że całe miasto drwi sobie z jej starań o Travisa, i im bardziej ludzie się śmiali, rym większa złość ją ogarniała. Jednak mimo wzburzenia w jej głowie zaczął rodzić się plan. A więc ta miejscowość nazywa się Scarlet Springs. Biedny, kochany Travis wyruszył w podróż bez jednej zmiany bielizny. Chyba powinna sama się spakować i zabrać dla niego kilka niezbędnych rzeczy. Przecież z pewnością będzie potrzebował czystych ubrań.
Regan siedziała za biurkiem i sprawdzała rachunki, kiedy do pokoju weszła Brandy.
– No i jak się sprawy mają? – zapytała wspólniczka.
Całkiem nieźle – odparła Regan i spojrzała na księgi. – W przyszłym roku będziemy mogły sobie pozwolić na postawienie kilku nowych budynków. Myślałam o warsztacie meblarskim. Nie sądzisz, że Scarlet Springs potrzebuje własnego stolarza?
Przecież wiesz, że nie pytałam o finanse. Co się dzieje między tobą i Farrellem? Wczoraj wieczorem znowu jedliście razem kolację, prawda?
Dobrze wiesz, że tak było. Jeśli chcesz wiedzieć, Farrell to bardzo miły kompan. Prowadzi ciekawe rozmowy, ma nienaganne maniery i wie, co robić, żeby kobieta czuła się przy nim jak księżniczka.
A poza tym nudzisz się z nim na śmierć, zgadłam? – dodała Brandy i z westchnieniem usiadła. Krótko mówiąc, masz rację. Nic nie może mnie w nim zaskoczyć. Jest… sama nie wiem… Chyba zbyt doskonały. Jennifer go lubi. Regan parsknęła śmiechem. Jennifer lubi prezenty. Wyobraź sobie, że podarował takiemu ruchliwemu dziecku francuską porcelanową lalkę. Chciała jej użyć jako celu do strzelania z łuku, który dostała od ciebie. Brandy zdusiła chichot. Farrell uważa, że małe dziewczynki, tak samo jak duże, powinny zachowywać się jak damy. Regan podniosła się zza biurka. Czy mamy jakichś nowych gości? Jeszcze nie zdążyłam tego sprawdzić.
Kilka minut temu jakiś mężczyzna wysiadał z wozu przed frontowymi drzwiami. Przystojny i dobrze zbudowany.
Brandy, ty się nigdy nie zmienisz – roześmiała się przyjaciółka. -Wyjdę go przywitać. Na korytarzu natknęła się na Farrella. Dzień dobry – powitał ją i złożył pocałunek na jej dłoni. – Jesteś piękniejsza niż poranne słońce, odbijające się w kroplach rosy na płatku róży.
Regan nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać.
– Dziękuję za uroczy komplement, ale muszę już iść.
– Najdroższa, za ciężko pracujesz. Poświęć ten dzień dla mnie. Weźmiemy Jennifer i pojedziemy na piknik, jakbyśmy byli rodziną.
– To kusząca propozycja, ale ja naprawdę nie mam czasu.
– Tak łatwo mi się nie wymkniesz. – Z uśmiechem wziął ją pod ramię i poszli razem do recepcji.
Regan wyczuła obecność Travisa, zanim jeszcze go zobaczyła. Stał w drzwiach, a jego potężna sylwetka rzucała cień na cały hol. Kiedy ich oczy się spotkały, Regan cała zesztywniała.
Żadne z nich się nie poruszyło. Stali i spoglądali na siebie. Przez duszę Regan przelewały się fale gwałtownych uczuć, i przez chwilę słyszała w uszach tylko szum. Po kilku minutach, które wydały się jej godzinami, odwróciła się na pięcie i furkocząc suknią umknęła z powrotem do biura. Farrell nie wiedział, co łączy Regan z tym nieznajomym mężczyzną, ale mógł się tego domyślić. Nie podobała mu się reakcja dawnej narzeczonej. Nie tracąc czasu ruszył za nią i wkrótce ją dogonił. – Regan, kochanie – odezwał się i położył jej ręce na ramionach. Drżała tak nieopanowanie, że ledwie trzymała się na nogach.
Stał blisko niej, ale ona nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Słyszała tylko bicie własnego serca i odgłos powolnych, ciężkich kroków, które podchodziły coraz bliżej. Krew odpłynęła jej z głowy i rąk. Nie mogła opanować dreszczy, więc chwyciła się brzegu biurka i wsparła na Farrellu. Pchnięte brutalnie drzwi otworzyły się gwałtownie i uderzyły o ścianę.
– Czemu mnie opuściłaś? – zapytał Travis niskim i szeptem, przeszywając ją wzrokiem.
Kiedy podszedł bliżej, nie mogła wydusić słowa, i tylko patrzyła na niego spłoszona. Zadałem ci pytanie – nalegał. Farrell stanął między nimi. O co tu chodzi? Nie wiem, kim jesteś, ale nie masz prawa tak traktować Regan.
Nie zdążył powiedzieć wszystkiego, bo Travis niedbale chwycił mniejszego rywala za ramiona i rzucił go w przeciwległy kąt pokoju.
Regan nie zwróciła uwagi na tę scenę. Była świadoma tylko tego, że Travis podchodzi coraz bliżej.
Gdy znalazł się tuż obok, czule dotknął palcami jej skroni, a Regan poczuła, że miękną jej kolana. Zanim upadła, mąż chwycił ją w ramiona, podniósł do góry i ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi. Bez słowa wyniósł ją z biura, skręcił w prawo i poszedł do jej apartamentu przy końcu korytarza. Po dwóch dniach rozmów z człowiekiem wynajętym przez Farrella, znał rozkład pokoi w gospodzie Pod Srebrnym Delfinem jak własną kieszeń.
Zbyt wzburzona, żeby myśleć, Regan nie zastanawiała się, co się z nią dzieje. Wiedziała tylko, że Travis trzyma ją w objęciach i bardziej, niż czegokolwiek pod słońcem pragnęła, żeby ją kochał, tu i teraz.
Ostrożnie, jakby się bał, że ją złamie, położył żonę na łóżku i usiadł obok. Objął dłońmi jej twarz i pieścił palcami skronie i policzki.
– Prawie zapomniałem, jaka jesteś piękna wyszeptał. – Taka delikatna i urzekająca.
Dotknęła jego ramion. Wspaniale było znowu czuć jego siłę i bliskość. Ponownie zaczęła drżeć, kiedy nadeszło pożądanie i krew zawrzała jej w żyłach.
– Travis – zdołała jeszcze wyszeptać, zanim jego usta spoczęły na jej wargach.
Podnieceni, rozgorączkowani i niespokojni rzucili się na siebie. Nie było czasu na czułości, istniała tylko gwałtowna potrzeba, którą musieli zaspokoić. Zdzierali z siebie ubranie, aż oderwane guziki przelatywały przez pokój, pękały koronki i darły się cienkie pończochy Regan. Połączyli się jak błyskawica rozdzierająca niebo, po której uderza grom. Wczepieni w siebie, łączyli się coraz ciaśniej, pragnąc zaspokoić zniewalającą potrzebę wzajemnej bliskości.
Razem wygięli się w łuk, jak rażeni piorunem. Ich ciałami wstrząsały dreszcze. Na długie minuty przywarli do siebie bez tchu. W końcu mięśnie się rozluźniły i oboje wrócili do przytomności. Patrzyli na siebie, jakby chcieli pochłonąć się wzrokiem.
Regan pierwsza przerwała tę zaczarowaną chwilę. Wybuchnęła śmiechem widząc, że Travis jest niemal całkiem nagi, ale ma na sobie jeden rękaw od koszuli.
Kiedy zobaczył, co ją tak rozbawiło, również wybuchnął śmiechem.
– Przyganiał kocioł garnkowi – oświadczył i wskazał na postrzępione resztki jej własnego ubrania.
Jedna halka Regan zwinęła się w rulon wokół jej talii, druga, podarta i zmięta, leżała pod nimi. Gorset, rozdarty do połowy, uwiązł pod pachą, a suknia wisiała w drugim końcu pokoju, zaczepiona guzikiem o ramę obrazu. Regan oparła się na łokciu i spojrzała na swoje nogi. Jedna pończocha ze śliczną, koronkową podwiązką była nietknięta, natomiast druga, porozrywana w wielu miejscach, wisiała u jej stopy.
Na Travisie został tylko jeden rękaw koszuli, wysokie buty na nogach i nic poza tym.
Spojrzała na Travisa, na jego roześmiane oczy i wspaniałe ciało, spoczywające tak blisko niej, i znowu zaczęła się śmiać. Otoczyła go ramionami i przyciągnęła do siebie. Razem zaczęli przetaczać się po łóżku, śmiejąc się radośnie. Travis zręcznie zdarł z niej resztki ubrania. Nie wypuszczając jej z uścisku, zdjął buty i odrzucił za siebie. Brzęk tłuczonego wazonu wywołał nowy wybuch wesołości.
Kiedy Regan poczuła na swoich ramionach ostre, drażniące czułe ukąszenia, przestała się śmiać i ze skupieniem odpowiadała na pieszczoty męża. Zaspokoiwszy pierwszą namiętność, mogli poświęcić więcej czasu poznawaniu swoich ciał na nowo. Usta Travisa wędrowały wzdłuż jej ciała. Zamknęła oczy i oddała się we władanie zmysłów. Przeciągnęła dłonią po jego ramieniu, chwyciła go za rękę i uniosła ją do ust. Dotykała wargami szerokich palców, które dawały jej tyle przyjemności. Chwytała czule zębami miękkie poduszeczki na ich końcach, wodziła językiem po kostkach. Podziwiała tę męską dłoń, pokrytą bliznami, twardą, zrogowaciałą a jednocześnie tak delikatną i wrażliwą. Ugryzła go mocno w środek dłoni, chcąc go pochłonąć.
Travis wyrwał dłoń i gładził nogi Regan, pieszcząc ją i całując, aż poderwała się niecierpliwie, ponownie go pragnąc. Kiedy podniósł głowę, przyciągnęła go i pocałowała tak mocno, jakby miała go wciągnąć w siebie.
Travis roześmiał się cicho i zmysłowo. Objął ją mocno i ułożył na boku twarzą do siebie, zaplótł jej nogi wokół własnego ciała i wszedł w jej gładką miękkość. Trzymała go mocno i poruszała się w jego rytmie, żeby przedłużyć ogarniającą ich ekstazę na całe minuty, dni, tygodnie, lata i wieki. Odrzuciwszy głowę w tył zatraciła się w miłości i nie wiedziała już, ani kim jest, ani gdzie się znajduje. Zdawało się jej, że zaraz oszaleje, gdy Travis niespodziewanie pchnął ją do tyłu i długimi silnymi mi ruchami doprowadził ich oboje do spełnienia. Bez słowa, wyczerpani, spoceni i zaspokojeni usnęli tuląc się do siebie.
Regan obudziła się pierwsza i ze zdziwieniem zauważyła, że słońce już zachodzi. Przeciągnęła się, usiadła i spojrzała na Travisa wyciągniętego na łóżku. Zastanawiała się czy w jego obecności będzie kiedykolwiek potrafiła rozsądnie myśleć. Po raz pierwszy od lat zupełnie zapomniała o obowiązkach wobec córki, przyjaciółki i hotelu. Cicho, żeby nie zbudzić męża, wyszła z łóżka i ubrała się, zebrawszy rozrzucone po pokoju resztki odzienia. Zanim wyszła z sypialni, pocałowała Travisa w czubek głowy i przykryła go cienką narzutą.
Bezszelestnie wymknęła się z sypialni i poszła do kuchni. Brandy już się pewnie zastanawia gdzie się podziała jej wspólniczka.
Travis rozbudzał się powoli. Miał wrażenie, że po raz pierwszy od wielu lat spał tak smacznie. Z uśmiechem na ustach odwrócił głowę żeby spojrzeć na żonę, ale zamiast Regan zobaczył parę poważnych brązowych oczu, które obserwowały go z uwagą.
– Jak się nazywasz – Cicho zagadnął dziewczynkę. – Jennifer Stanford. A kto ty jesteś?
Travis zanim jeszcze zadał pytanie domyślił się, kim jest ta mała. Było w niej coś z jego młodszego brata, a łuki brwi rysowały się równie śmiało, jak u jego matki.
– Czy twoja mamusia nazywa się Regan? Dziecko skinęło poważnie głową.
Travis usiadł na łóżku i otulił się szczelniej prześcieradłem.
– A co byś powiedziała, gdybym okazał się twoim ojcem? – zapytał równie poważnie.
Jennifer wodziła palcem po wzorze na kolorowej narzucie.
– Może byłabym zadowolona. A ty naprawdę jesteś. moim tatą?
– Śmiało mogę stwierdzić, że tak.
– Zamieszkasz z nami?
– Zamierzam sprowadzić was do siebie. Jeśli przyjdziesz bliżej i usiądziesz obok mnie, to opowiem ci o moim domu. Zeszłego roku kupiłem cztery kuce, takie w sam raz dla mojej córki.
– Pozwoliłbyś mi się przejechać na kucyku?
– Należałby tylko do ciebie. Jeździłabyś na nim, dbała o niego, mogłabyś z nim robić, co ci się tylko spodoba.
Po krótkiej chwili wahania dziewczynka wspięła się na łóżko, usiadła obok ojca, najpierw w pewnej odległości. Jednak im więcej Travis opowiadał jej o plantacji, tym bliżej się przysuwała, aż w końcu usiadła mu na kolanach.
Właśnie tak zastała ich Regan, przytulonych i z fascynacją wpatrzonych w siebie. Tworzyli czarujący obrazek.
Gdy tylko Jennifer spostrzegła matkę, zaczęła radośnie podskakiwać na łóżku.
– To jest mój tatuś i będziemy razem mieszkać On kupił dla mnie kucyka. Ma świnki, kurki, domek na drzewie i sadzawkę, w której można pływać. Będziemy chodzić na ryby i robić różne ciekawe rzeczy!
Regan zerknęła na Travisa i wyciągnęła ramiona do córeczki. Brandy przygotowała dla ciebie w kuchni kolację.
– Czy tatuś może ze mną iść?
– Musimy porozmawiać – odparła stanowczo matka.
– Zobaczysz go później, oczywiście jeśli grzecznie zjesz wszystko, co da ci Brandy.
– Wszystko zjem – obiecała dziewczynka, pomachała ojcu na pożegnanie i wybiegła.
– Jest wspaniała – odezwał się Travis. – Nie ma na świecie dumniejszego ojca…
– Urwał, kiedy zauważył, że Regan spogląda na niego z wściekłością. – Czy zrobiłem coś złego?
Czy coś zrobiłeś? – wysyczała drwiąco, starając się opanować gniew. – Jak śmiesz mówić mojej córce, że będzie z tobą mieszkać?
– Przecież to jasne, że teraz, kiedy cię odnalazłem, wrócimy razem do domu. Zabrało mi to trochę czasu, i tyle.
– A czy nigdy nie przyszło ci na myśl, że ja cały czas wiedziałam, gdzie cię szukać? – wybuchła.- Gdybym tylko chciała, w każdej chwili mogłam wrócić do ciebie i tej twojej wielkiej plantacji.
– Regan – zaczął Travis stłumionym głosem. – Nie wiem, dlaczego mnie opuściłaś, ale zapewniam cię, że wrócę do domu z tobą i moją córką.
– I właśnie, dlatego od ciebie odeszłam – oznajmiła. – Od początku naszej znajomości mówiłeś mi, co i jak mam robić. Chciałam zostać w Anglii, ale ty wolałeś, żebym przyjechała do Ameryki, więc przyjechałam. Urządziłeś ceremonię ślubną nawet mnie nie pytając, czy zechcę za ciebie wyjść.
– A co się działo na plantacji! Kazałeś mi nadzorować setkę ludzi, którzy robili wszystko, żeby mnie upokorzyć. Sam przez cały ten czas… uganiałeś się za końmi w towarzystwie swojej ukochanej Margo.
Słysząc te słowa, Travis wreszcie się uśmiechnął. – A więc to przez zazdrość ode mnie odeszłaś?
Zdesperowana Regan uniosła w górę dłonie. Czy w ogóle nie słyszałeś, co do ciebie mówiłam? Nie życzę sobie, żebyś rządził moim życiem i życiem Jennifer. Nie chcę, żeby dorastała u boku ojca, który stale mówi jej, co i jak ma robić. Pragnę, żeby nauczyła się sama podejmować decyzje.
Czy kiedykolwiek zabraniałem ci decydować? Oddałem ci połowę plantacji, żebyś mogła nią rządzić i nigdy się nie wtrącałem.
– Ale ja wtedy nie umiałam podejmować decyzji! Czy nie potrafisz tego zrozumieć? Byłam przerażona nowym krajem i tłumem nieznajomych ludzi, którzy stale mi udowadniali, że na niczym się nie znam. Bałam się!
Oczy Travisa błyszczały – Z tego, co słyszałem, doskonale sobie tutaj radzisz. Tutejsi Amerykanie cię nie przerażają, więc dlaczego w moim domu tak się bałaś? Przyznaję, że pracują dla mnie twardzi ludzie, ale jeśli tutaj ci się powiodło to, dlaczego u mnie ci się nie udało?
– Nie wiem – odparła szczerze. – Tutaj nie miałam wyboru. Musiałam zacząć działać, albo przymierać głodem. Na plantacji mogłam cały dzień nie wychodzić z sypialni.
– I przeważnie tak robiłaś, jeśli dobrze pamiętam.
Spojrzała na niego zaskoczona, ponieważ nie spodziewała się, że wiedział, jak wtedy spędzała całe dnie. Czy zdawał sobie sprawę, jak była przerażona przez tych kilka miesięcy ich wspólnego życia?
– Zaczęłaś od zera – mówił dalej. – Zbudowałaś na pustkowiu prawdziwe miasto. Nie powinnaś mieć teraz trudności z prowadzeniem mojego gospodarstwa. Mam tutaj wóz. Spakujmy rzeczy Jennifer i wyjedźmy już jutro. Albo jeszcze lepiej, ruszajmy od razu. Twoje ubrania czekają w domu, a dla swojej córki kupię wszystko, co będzie potrzebne.
– Przestań! – krzyknęła. – Natychmiast przestań! Słyszysz mnie? Nie pozwolę ci znowu sobą rządzić. Chcę sama nad wszystkim panować. Wolę sama decydować o sobie, niż pozwolić na to tobie, wujowi czy nawet Farrellowi.
– Kto to jest Farrell? – zapytał czujnie Travis.
– To człowiek, z którym tak brutalnie postąpiłeś dzisiaj rano – odparła ze zdegustowaną miną.
– Czy między wami coś jest? – dopytywał się, patrząc na nią z napięciem.
– Znam go jeszcze z Anglii. Prawdę mówiąc, dawno temu byliśmy zaręczeni, a teraz przyjechał do Ameryki, żeby mnie odnaleźć.
Travis milczał przez chwilę. – Powiedziałaś mi, że kiedyś byłaś zakochana. Czy właśnie w nim?
Regan zdziwiła się, że tak dobrze zapamiętał jej słowa.
– Tak. Czułam się samotna, a on przez pewien czas zwracał na mnie uwagę, więc zdawało mi się, że go kocham. To było bardzo dawno, nie jestem już tą samą osobą.
– A teraz, co do niego czujesz?
Krążyła po pokoju.
– W tej chwili w ogóle nie wiem, co czuję. Przez całe lata wszystkiego się bałam, a potem nagle zostałam sama, rzucona na głęboką wodę. Musiałam albo szybko nauczyć się pływać, albo utonąć. Przez ostatnie dwa lata zajmowałam się tylko bilansowaniem ksiąg rachunkowych, kupnem i sprzedażą nieruchomości. Mężczyźni mnie nie interesowali. Teraz nagle zjawił się Farrell i jego obecność przypomniała mi o tej niekochanej dziewczynce, którą kiedyś byłam. Teraz przyjechałeś ty. Nic się nie zmieniłeś. Bardzo mnie pociągasz, ale jednocześnie boję się, że znowu zmienisz mnie w płaczliwego dzieciaka z dawnych lat. Rozumiesz mnie? Nie mogę wrócić na plantację i dać ci się rozpieszczać. Tylko z dala od ciebie potrafię być naprawdę sobą. – Mimo woli zaczęła płakać.
Do diabła z tobą! – wyszlochała. – Musiałeś wrócić i wszystko zburzyć! Zostaw mnie w spokoju! Odejdź i nigdy nie wracaj! – Z tymi słowami wyszła z sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Travis z uśmiechem oparł się o wezgłowie łóżka. Kiedy zobaczył ją pierwszy raz w życiu, dostrzegł w niej ledwo widoczne zadatki na kobietę, którą mogła kiedyś zostać, ale nie bardzo wiedział, jak jej pomóc się rozwinąć. Być może Regan miała rację i nadzorowanie plantacji było dla niej zbyt ciężkim obowiązkiem. Kiedy dowiedział się, jak traktowała ją służba, miał ochotę udusić wszystkich swoich podwładnych. Wiedział jednak, że żona sama musi odnaleźć w sobie siłę.
Teraz, gdy zamykał oczy i myślał o Regan, ogarniał go podziw, że stała się tak wspaniałą kobietą – pewną siebie, rozsądną, umiejącą obracać swoje marzenia w rzeczywistość. Kilka ruder na poboczu drogi zamieniła w kwitnące miasto i w dodatku wychowała córkę na inteligentne, rozsądne dziecko. Nie trzeba było się martwić, że Jennifer kiedyś w życiu też będzie zamykać się w pokoju i wypłakiwać sobie oczy.
Uszczęśliwiony roześmiał się głośno, odrzucił pościel i zaczął się ubierać. Przynajmniej spodnie i buty zachowały się w całości. Chociaż Regan sądziła, że jest wystarczająco dojrzała, żeby się mu oprzeć, on wiedział swoje. Jak to ktoś powiedział? Doświadczenie i podstęp zawsze pokona młodość i zdolności. Zamierzał użyć wszystkich znanych środków i sposobów, żeby na nowo zdobyć Regan. Z tym postanowieniem wyszedł z pokoju, ubrany tylko w obcisłe, ciemnie spodnie i wysokie buty.