Travis przystanął w otwartych drzwiach kuchni, zwabiony wydobywającymi się z niej zapachami Uśmiechnął się do siebie na myśl, że przez Regan jak zwykle stracił kilka posiłków. Zajrzał do środka i od razu się domyślił, że stojąca w rogu ponętnie zaokrąglona blondynka to Brandy Dutton. Wiele o niej słyszał od tego chytrego człowieczka, którego przywiózł tu z Richmond.
– Przepraszam – odezwał się głośno. – Czy mógłbym dostać tu coś do jedzenia? Mój strój nie pozwala mi pokazać się w miejscu publicznym.
Ojej! – westchnęła znacząco Brandy, spoglądając bez żenady na jego szeroką pierś i muskularne ramiona. Travis od razu poznał, że to, co o niej słyszał, jest prawdą. Brandy nie miała charakteru mniszki.
Kobieta szybko się opanowała. A więc to ty jesteś tym mężczyzną, który wywołuje rumieniec na policzkach Regan – stwierdziła wesoło i podeszła bliżej.
– I nie tylko na policzkach – odparł Travis cicho, tak żeby usłyszała go tylko Brandy, a nie cały personel kuchni, który otwarcie gapił się na niego. Brandy zaśmiała się gardłowo i wzięła go pod ramię.
– Myślę, że szybko się polubimy. A teraz siadaj, dam ci coś do zjedzenia. Elsie! – zawołała przez ramię. – Idź do sklepu i kup panu Stanfordowi kilka koszul. Weź największy rozmiar, jaki jest w magazynie. I nie śpiesz się za bardzo. Mamy ze sobą wiele do omówienia.
Brandy podała półnagiemu gościowi posiłek, jakiego nigdy jeszcze nie jadł. Z im większym apetytem pochłaniał jej potrawy, tym bardziej go lubiła. Zanim skończył jeść, nie przestając bombardować jej pytaniami, była w nim po prostu zakochana.
– Tak, Regan żyje samotnie – odpowiedziała na kolejne pytanie. – Cały czas jest zajęta pracą. Zdaje się, że chce coś sobie samej udowodnić. Od lat próbuję ją namówić, żeby zwolniła tempo, ale mnie nie słucha. Ciągle prze naprzód i kupuje coraz więcej. Już dawno temu mogła się wycofać.
– Żadnych mężczyzn? – zapytał Travis z ustami pełnymi ciasta z bakaliami.
– Wielu się starało, ale żaden nie dopiął swego. To jasne, że gdy zaznało się w życiu czegoś najlepszego…
Uśmiechnął się do niej, zdjął z oparcia krzesła nową koszulę i wstał.
– Regan i Jennifer opuszczą Scarlet Springs i wrócą ze mną do domu. Jaki będzie to miało wpływ na wasze wspólne interesy?
– Mamy tu nowego prawnika, przyjechał ze wschodu. On zająłby się sprzedażą nieruchomości i zainwestowaniem pieniędzy. Za moją połowę zysku mogłabym podróżować, może nawet odwiedziłabym Europę. Czy mówiłeś już Regan, że zamierzasz ją stąd zabrać?
Travis zrobił taką minę, że Brandy wybuchnęła śmiechem. – Życzę ci powodzenia – zawołała za nim, kiedy opuszczał kuchnię.
Przez dwa dni Regan udawało się unikać Travisa przynajmniej na tyle, żeby nie wdać się z nim u kolejną burzliwą kłótnię. Jednak mąż ciągle stawał na jej drodze i nie sposób było nie zauważyć jego obecności. Jennifer uznała, że ojciec to jej osobisty towarzysz zabaw. Ta dwójka nie odstępowała się niemal na krok. Travis podjął się nawet umycia długich, splątanych włosów córki, i Regan z niesmakiem zauważyła, że podczas tego zabiegu dziewczynka ani razu nie pisnęła z bólu ani nie protestowała. Zabierał Jennifer na konne przejażdżki, i, wspinali się razem po drzewach i córka podziwiała sprawność i zwinność ojca. Pokazała mu całe miasto, oznajmiając wszem i wobec, że to jest jej tatuś i że ona zamieszka razem z nim i z jego końmi.
Regan ze wszystkich sił starała się ignorować Travisa i jego nagłą przyjaźń z córką, jak również niezliczone pytania mieszkańców Scarlet Springs.
Nie widziała Farrella od dnia przyjazdu męża i kiedy Anglik znowu się pojawił, ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że w ogóle o nim nie myślała podczas jego dwudniowej nieobecności.
– Czy mogę z tobą porozmawiać na osobności?
zapytał.
Był zmęczony i brudny, jakby wiele dni podróżował bez wypoczynku.
– Oczywiście. Chodźmy do biura. – Kiedy weszli do środka i drzwi się za nimi zamknęły, Regan zwróciła się do byłego narzeczonego: – Wydaje mi się, że masz mi coś ważnego do powiedzenia.
Farrell opadł na krzesło i spojrzał na nią.
– Przez te dwa dni byłem w Bostonie i z powrotem.
– Z pewnością miałeś tam jakąś pilną sprawę, do załatwienia – oświadczyła, nalewając mu drinka. – Domyślam się, że chodziło o pieniądze, które zostawili mi rodzice.
– Tak, a ściślej mówiąc, o testament twojego ojca. Jego kopia znalazła się wreszcie w kancelarii adwokackiej w Bostonie. Jakiś czas temu kazałem ją przesłać do Ameryki, na wypadek, gdybym cię odnalazł. Byłem niemal pewien brzmienia jednego z punktów, ale chciałem się jeszcze i upewnić, więc pojechałem do miasta. Tutaj mam dokumenty. – Z wewnętrznej kieszeni wyjął kopertę.
Regan trzymała ją przez chwilę w ręku.
– Może ty mi powiesz, co tam jest napisane – zaproponowała w końcu.
– Twoi rodzice zginęli, kiedy byłaś bardzo mała i pewnie tego nie pamiętasz, ale wtedy żył jeszcze brat twojego ojca. Właśnie on miał zostać twoim opiekunem. Przez kilka miesięcy mieszkałaś u niego, ale i on zmarł wkrótce po twoich rodzicach.
– Pamiętam tylko wuja Jonatana.
– Tak, on był jedynym krewnym, jaki ci pozostał, więc wykonawca testamentu, bank twoich rodziców, oddał mu cię na wychowanie. Nikt jeszcze nie wiedział, co to za człowiek. W czasie, gdy sporządzano testament, twoi rodzice sądzili, że będziesz bezpieczna u brata ojca.
– Proszę cię, Farrellu, przejdź do sedna sprawy.
– Ależ oczywiście, moja droga. Chodzi tu o to, że nie wolno ci było wyjść za mąż bez zezwolenia opiekuna. Rodzice zapewne obawiali się, że wpadniesz w ręce jakiegoś łowcy posagów albo nie chcieli, żebyś przechodziła przez takie piekło jak oni, kiedy po ślubie rodzina matki wyrzekła się jej, nie zostawiając jej ani grosza.
– Czy to wszystko? Na pewno chowasz coś w zanadrzu.
– Regan, czy ty nie rozumiesz? Poślubiłaś Travisa Stanforda bez pisemnego zezwolenia swojego opiekuna, a miałaś tylko siedemnaście lat.
– Siedemnaście! Skończyłam osiemnaście kilka miesięcy przed ślubem.
W tych dokumentach znajdziesz prawdziwą datę urodzenia. Jonatan podrobił twoją metrykę, aby móc wcześniej wydać cię za mąż i zgarnąć pieniądze.
Trochę oszołomiona Regan oparła się o biurko.
– Chcesz powiedzieć, że moje małżeństwo z Travisem jest nieważne?
– Z całą pewnością. Nie skończyłaś osiemnastu lat i nie miałaś zgody opiekuna. Nie jesteś i nigdy nie byłaś niczyją żoną, panno Weston.
– A Jennifer?
– Przykro mi to mówić, ale Jennifer jest nie ślubnym dzieckiem. Rzecz jasna, jeśli kogoś poślubisz, mąż będzie mógł ją adoptować.
Wydaje mi się, że Travis nie pozwoli nikomu adoptować swojej córki – odparła cicho.
– Do diabła z Travisem! – zawołał Farrell i jednym skokiem znalazł się przy niej. – Czekałem na ciebie całe lata. Od dawna cię kocham. Nie możesz mnie winić za to, że nie szalałem na punkcie siedemnastoletniej dziewczynki. Widocznie instynktownie wyczułem, że jesteś jeszcze za młoda i chyba cię nie dziwi, że nie chciałem mieć dziecka za żonę. Przynajmniej nie zaciągnąłem cię siłą do łóżka, jak to zrobił ojciec Jennifer. – Przerwał i chwycił jej dłonie. -Wyjdź za mnie, Regan. Będę dla ciebie dobrym i wiernym mężem. Czyż nie kocham cię od wielu lat? Postaram się być najlepszym ojcem dla Jennifer.
– Farrell, proszę cię. – Wyrwała mu się. – Muszę to wszystko przemyśleć. To dla mnie duży wstrząs. Nagle okazało się, że przez tyle lat żyłam w grzechu. Obawiam się też, że Jennifer będzie bardzo nieszczęśliwa.
– Właśnie, dlatego… – zaczął, ale ruchem ręki nakazała mu milczenie.
– Chcę pomyśleć o tym w samotności. – Roześmiała się. – A tobie dobrze zrobi kąpiel i odpoczynek.
Upłynęło jeszcze kilkanaście minut, zanim wyszedł. Regan została sama i mogła wreszcie przeczytać dokumenty, które jej przywiózł. Pół godziny później, gdy odłożyła papiery, uśmiechnęła się z zadowoleniem. To prawda, że nigdy nie była żoną Travisa. Jakże on się wścieknie, słysząc tę wiadomość! Po raz pierwszy od lat Regan zapadła w sen na jawie i wyobrażała sobie, jak Travis zareaguje, kiedy mu powie, że nie ma nad nią żadnej władzy i z prawnego punktu widzenia Jennifer nie ma ojca. Choć raz w życiu zyska nad mm przewagę, a to z pewnością będzie wspaniałe przeżycie.
Oświadczyny Farrella odrzuciła bez namysłu Ten głupiec łudził się, że Regan uwierzy w zapewnienia o miłości. Chciał się z nią ożenić przed jej dwudziestymi trzecimi urodzinami, żeby dobrać się do majątku zostawionego jej przez rodziców Juz niedługo się przekona, że Regan zamierza rozegrać wszystko po swojemu. Z uśmiechem wzięła kartkę papieru i napisała liścik do Travisa, w którym zaprosiła go na kolację we dwoje.
Zaciszną salkę jadalną oświetlały wonne świece. Na stole połyskiwały wiedeńskie kryształy, flamandzka porcelana i angielskie srebra. Doskonałe wino sprowadzono z Niemiec, ale potrawy były amerykańskie.
Cieszę się, że wreszcie oprzytomniałaś – oświadczył Travis, smarując masłem bułeczkę. – Jennifer będzie szczęśliwsza w otoczeniu przyjaciół i rodziny, a nie tych wszystkich obcych ludzi. Czy zawsze pozwalacie jej swobodnie biegać po ulicy i gospodzie? Dziecko nie powinno wychowywać się na korytarzach publicznego budynku.
Ty, oczywiście, masz wielkie doświadczenie w wychowywaniu dzieci i wiesz, co jest dla nich najlepsze – odparowała Regan.
Wzruszył ramionami i nadal delektował się jedzeniem.
– Wiem wystarczająco dużo, żeby stwierdzić, że to nie jest najlepsze dla dziecka miejsce. W moim domu będziesz miała więcej czasu dla Jennifer… uśmiechnął się znacząco. – I dla innych naszych dzieci.
Travis… – zaczęła, ale jej przerwał.
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że wrócił ci zdrowy rozsądek. Oczekiwałem, że będziesz się dłużej broniła. Okazałaś się dojrzalsza, niż oczekiwałem.
Co takiego? – Zakrztusiła się winem. – Wrócił mi zdrowy rozsądek? Dojrzałam? O czym ty mówisz?
Chwycił ją za rękę, pogładził po dłoni i przemówił cichym, niskim głosem. – Twoje zaproszenie było dla mnie wielką radością, bo wiedziałem, co chcesz mi powiedzieć. Ucałował czubki jej palców. – Musisz wiedzieć, że zdaję sobie sprawę, jaka to dla ciebie trudna decyzja. Nigdy nie wykorzystam tego przeciwko tobie. Zgadzając się ze mną wrócić, postępujesz dzielnie i wielkodusznie. Może pragnęłabyś jeszcze trochę zostać w swoim małym miasteczku, ale Jennifer potrzebuje czegoś więcej niż budynku pełnego nieznajomych. Dziewczynce potrzebny jest dom, który ja jej mogę zapewnić. – Jeszcze raz ucałował jej palce. – Podjęłaś bardzo mądrą decyzję.
Regan wzięła głęboki oddech i wypiła duży łyk wina, żeby się uspokoić. Potem uśmiechnęła się szeroko do Travisa. – Ty próżny, nadęty farmerze – oznajmiła lekkim, obojętnym tonem. – Nie mam zamiaru wracać na plantację, a moje, jak to nazwałeś, „małe miasteczko" jest dla mojej córki domem. – Mimo woli podniosła głos. – Zaprosiłam cię tutaj nie, dlatego że chcę z tobą wyjechać, o czym jesteś taki przekonany, ale po to, żeby ci powiedzieć, że nigdy nie byłam twoją żoną.
Teraz z kolei Travis zakrztusił się winem. Regan, po raz pierwszy tego wieczoru, przełknęła kęs jedzenia. Jak to miło wreszcie zatriumfować nad Travisem!
Chwycił ją za rękę i pociągnął do drzwi.
– Co ty robisz? – zapytała.
– Na pewno jest tu jakiś pastor. Mógłby zaraz udzielić nam ślubu.
– Nic z tego! – syknęła. – Jeśli zaraz nie wrócisz na miejsce, być może znowu ucieknę razem z Jennifer.
Zawahał się, ale nie chciał ryzykować, że Regan spełni groźbę, więc usiadł.
– Wyjaśnij mi to – poprosił ciężkim głosem.
Dobry nastrój Regan trochę przybladł, kiedy zobaczyła minę Travisa. Gdy mu oznajmiła, że Jennifer wobec prawa nie jest jego córką, przez chwilę miała ochotę mu obiecać, że zaraz za niego wyjdzie za mąż. Dopiero na wzmiankę o Farrellu twarz Travisa się zmieniła.
To ten nędzny łajdak ci o tym powiedział? Z pewnością zadał sobie wiele trudu. Co chce na tym skorzystać?
Regan doskonale wiedziała, że Travis nie ma pojęcia o majątku, który wkrótce przypadnie jej w spadku. Zresztą te pieniądze nie miałyby dla niego żadnego znaczenia. Z Farrellem sprawy wyglądały inaczej. Jednak, szczerze powiedziawszy, nie podobała się jej sugestia Travisa, że Anglikiem nie kieruje miłość, ale coś zupełnie innego.
Farrell chce się ze mną ożenić – oświadczyła wyniośle. – Mówi, że kocha mnie i Jennifer. Zamierza adoptować moją córkę.
Nie byłabyś taka głupia – stwierdził z przekonaniem Travis. – Jaka kobieta chciałaby wyjść za mąż za takiego cherlaka?
Widać było, że chce dodać:, „jeśli ma do wyboru kogoś takiego jak ja".
Regan spojrzała na niego rozwścieczona. Farrell to dżentelmen – warknęła. – Przy nim kobieta czuje się jak dama. Tak wspaniale potrafi ubiegać się o względy swojej wybranki – oświadczyła z mocą. – Wy, Amerykanie, nie umiecie się zalecać, tylko wydajecie rozkazy.
Travis prychnął lekceważąco.
– Pierwszy lepszy Amerykanin zna się lepiej na zalotach niż ten chuderlawy Anglik.
– Ależ ty nic o tym nie wiesz – Regan uśmiechnęła się pogodnie. – Dla ciebie zdobyć kobietę to znaczy zawlec ją za włosy do łóżka.
– O ile pamiętam, kilka razy bardzo ci się to podobało.
Straciła całą pogodę ducha.
– Oto doskonały przykład waszej amerykańskiej gruboskórności.
– A ty, moja droga, jesteś angielską snobką. Powiedziałaś, że za trzy dni są twoje urodziny. Właśnie wtedy się pobierzemy i zrobisz to z własnej woli.
Powiedziawszy te słowa wyszedł z pokoju, zanim Regan zdążyła zawołać: – Nigdy!
Następnego dnia wczesnym rankiem w biurze, Regan została zasypana nowinami, które przyniosła Brandy. Przyjaciółka najpierw oskarżyła ją, że to z jej winy Travis wyjechał gdzieś poprzedniego wieczoru i do dzisiaj nie wrócił. Jej mina świadczyła, że Brandy nie pochwala postępowania Regan. Ostrzegła też wspólniczkę, że w gospodzie właśnie zameldowała się wysoka, rudowłosa kobieta i pytała o swojego narzeczonego, pana Travi-sa Stanforda.
– Wygląda mi na to, że czekają cię spore kłopoty – westchnęła Brandy.
– Świetnie – odparła Regan zmęczonym głosem.
– Tylko tego mi brakowało. Czy nikt tu nie rozumie, jak trudno jest prowadzić taką wielką gospodę? Na biurku czeka na mnie tyle papierów, że do przejrzenia ich potrzeba kilku dni, a wcześniej zdążył już tu zajrzeć Farrell z wiadomością, że Travis wyjechał. Jeszcze przedtem powiadomiła mnie o tym moja córka. Jestem pewna, że Farrell ma mi wiele więcej do powiedzenia, natomiast Jennifer pewnie już nigdy w życiu nie odezwie się do mnie ani słowem. Nie mam wątpliwości, że ta rudowłosa to moja droga przyjaciółka Margo Jenkins. Zostaw mnie samą na kilka minut, żebym mogła przygotować się na jej spotkanie.
Brandy skinęła głową i wyszła z biura.
Przez kilka chwil Regan stała nieruchomo na środku pokoju, wspominając wizyty Margo na plantacji. Wtedy młoda pani Stanford była tak wdzięczna sąsiadce za wyrozumiałość i pomoc w nadzorowaniu służby, że nie dostrzegała jej złych intencji. Przypomniała sobie kucharkę Melanię. Chciałaby teraz dostać w swoje ręce tę wiecznie gderającą, leniwą babę. A Margo! Kochana Margo, panosząca się po plantacji, udawała, że pomaga biednej, wystraszonej żoneczce Travisa, gdy tymczasem starała się zniszczyć te resztki pewności siebie, które Regan udało się zachować.
Z uśmiechem na twarzy Regan wyszła z biura i wstąpiła do kuchni, żeby poprosić Brandy o przygotowanie herbaty dla dwóch osób. Nic nie odpowiedziała na uwagę przyjaciółki, że wygląda jak żołnierz gotowy do bitwy, tylko przesłała Margo wiadomość, że czeka na nią w bibliotece.
Margo przybyła w zadziwiająco krótkim czasie i Regan dostrzegła w niej rzeczy, które przedtem uszły jej uwagi. Lata rozpustnego życia odcisnęły swoje piętno na twarzy i sylwetce rudowłosej. Zarwane noce, obfite jedzenie, dogadzanie sobie na wszelkie możliwe sposoby sprawiło, że na twarzy Margo pojawiły się zmarszczki i ciemne plamy, a talia nie była już taka wąska, mimo ciasno zasznurowanego gorsetu.
– A oto i nasz angielski kwiatuszek – odezwała się zgryźliwie już w progu. – Słyszałam, że to miejsce należy do ciebie. Kto ci je kupił?
– Siadaj, proszę – powiedziała grzecznie Regan. – Zaraz przyniosą nam herbatę. Owszem, jestem właścicielką gospody. – Uśmiechnęła się niewinnie i mówiła dalej: -Jak również drukarni, kancelarii prawniczej, gabinetu lekarskiego, sklepu, kuźni, szkoły, apteki, czterech farm na obrzeżach miasteczka i trzystu akrów ziemi.
Margo mrugnęła powiekami, ale w żaden inny sposób nie dała po sobie poznać, jakie wrażenie wywarł na niej stan posiadania Regan.
– Z iloma mężczyznami musiałaś się przespać, żeby to wszystko osiągnąć? Travis na pewno chciałby to wiedzieć.
– To bardzo miło z twojej strony, że wydaję ci się aż tak cenna – oświadczyła z zapałem Regan. – Ale niestety, obawiam się, że nie potrafię się sprzedawać tak dobrze jak ty, żeby dostać to, czego pragnę. Musiałam uciec się do bardziej staromodnych sposobów, jak ciężka praca i wykorzystywanie własnej inteligencji. Kiedy tylko udało mi się zarobić jakiś grosz, nie wydawałam go na nową suknię, ale na zakup ziemi lub materiałów budowlanych.
Przerwała, żeby otworzyć drzwi i wpuścić zaciekawioną Brandy, która wniosła wielką tacę.
– Jak idzie? – zapytała wspólniczka szeptem.
Regan uśmiechnęła się z zadowoleniem.
Brandy prychnęła radośnie i wręczyła jej tacę.
Gdy znowu zostały same z Margo, Regan umieściła tacę na dzielącym je niskim stoliku i napełniła filiżanki.
– Może zaczniemy od nowa? – zaproponowała.· – Nie ma sensu udawać, że jesteśmy przyjaciółkami. Domyślam się, że przyjechałaś, bo chcesz odbić mi męża.
Margo opanowała się. Nie mogła sobie pozwolić na przegranie tej bitwy.
– O, widzę, że już się nauczyłaś, jak nalewać herbatę – stwierdziła uszczypliwie.
– Przez ostatnie kilka lat nauczyłam się wielu rzeczy. Przekonasz się, że nie jestem już taka naiwna. Teraz powiedz mi, czego chcesz.
– Chcę Travisa. On był mój, dopóki nie wskoczyłaś mu do łóżka, zaszłaś w ciążę i zmusiłaś go, żeby się z tobą ożenił.
– To jest twoja wersja zdarzeń. Powiedz, czy Travis mówił ci kiedykolwiek, że ożeniłby się z tobą gdybym ja nie stała na przeszkodzie?
– Nie musi mi tego mówić – odparła Margo. Kiedy cię poznał, byliśmy prawie zaręczeni. Zadurzył się w tobie, i to jest jedyny problem. Nigdy przedtem nie porzuciła go żadna kobieta, dlatego tak oszalał na twoim punkcie.
W takim razie, jeśli Travis lubi kobiety, które od niego odchodzą, dlaczego aż tutaj za nim przyjechałaś? Nie lepiej było trzymać się od niego z dala i zaczekać, aż sam do ciebie wróci?
Do diabła z tobą, ty zdziro! – warknęła Margo. – Travis Stanford należy do mnie! Był mój, kiedy ty jeszcze siusiałaś w majtki. Porzuciłaś go! Ukradłaś biżuterię jego matki i po prostu wyjechałaś. Gdybym nie znalazła twojego listu… – Urwała nagle.
Regan w skupieniu przez chwilę badawczo spowiadała w oczy Margo. Przez wszystkie te lata zastanawiała się, dlaczego Travis jej nie odnalazł. Zostawiła za sobą tyle śladów, że nawet dziecko by wpadło na jej trop, ale nie wiadomo, dlaczego Travisowi się to nie udało. Ale jeśli Margo pierwsza znalazła jej wiadomość… – Czy długo mnie szukał? – zapytała cicho. Margo wstała i obrzuciła ją miażdżącym spojrzeniem.
– Chyba nie sądzisz, że odpowiem na to pytanie. Ostrzegam cię. Travis jest mój. Nie jesteś wystarczająco silną kobietą, żeby się ze mną zmierzyć. Ja zawsze dostaję, czego chcę.
– Doprawdy? – odparła spokojnie. – Czy jest przy tobie mężczyzna, który trzyma cię w nocy za rękę, kiedy płaczesz, taki, któremu możesz powierzyć swoje najtajniejsze sekrety? Czy wiesz, co to znaczy wszystkim się dzielić, kochać i być kochaną? – Odwróciła głowę i popatrzyła na Margo. – A może w ludziach dostrzegasz tylko pieniądze? Powiedz mi, czy gdyby Scarlet Springs należało do ciebie, wciąż chciałabyś zdobyć mojego męża?
Margo chciała coś odpowiedzieć, ale zrezygnowała i cicho wyszła z pokoju.
Podnosząc filiżankę do ust Regan zauważyła ze zdumieniem, że jej ręka drży. Zadane przed chwilą pytania od dawna dręczyły ją samą, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Była właścicielką całego miasta, i co z tego? Miała tu przyjaciół, ludzi, których szczerze polubiła, ale czy oni mogli zastąpić tę jedną wyjątkową osobę, która by cię kochała nawet gdy jesteś w złym humorze, opiekowałaby się tobą w chorobie, znałaby twoje najgorsze strony i nawet to by jej nie zrażało?
Przypomniała sobie plantację Travisa i rezydencję Stanford Hall. Wiedziała, że właśnie tam powinna dorastać Jennifer. Setki przodków Travisa spoglądały z portretów na ścianach. Ci ludzie byli również przodkami Jennifer. Dziewczynka powinna znać swoje korzenie, zamieszkać w spokojnym, bezpiecznym miejscu, a nie w gospodzie, przez którą przewijały się tłumy nieznajomych ludzi.
Z uśmiechem usiadła wygodniej w fotelu. Oczywiście, z trudem przyjdzie jej powiedzieć Travisowi, że wygrał. Bez wątpienia będzie się tym chwalił i stwierdzi, że od początku wiedział, kto tu zwycięży. Ale co ją to obchodzi? Najważniejsze, że spędzi resztę życia z ukochanym człowiekiem. Nie wolno z tego rezygnować z powodu głupiej dumy. A poza tym, znajdzie jakiś sposób, żeby się mu odpłacić. O, tak! Travis jeszcze pożałuje, że był taki pewny siebie.
Masz bardzo zadowoloną minę – stwierdziła Brandy.
Regan nie słyszała, kiedy przyjaciółka weszła do pokoju.
– Właśnie myślałam o Travisie.
– Mnie również takie myśli przywołałyby uśmiech na twarz. Kiedy wyjeżdżacie?
– Skąd ci przyszło do głowy, że… – zaczęła Regan, ale przerwał jej śmiech Brandy. – Wiem, co myślisz, i nie mylisz się. Tak długo bałam się Travisa. Obawiałam się, że przytłoczy mnie jego osobowość i przestanę istnieć jako ja.
Ale teraz już wiesz, że potrafisz się przed nim obronić i być sobą.
Tak. i zdałam sobie sprawę, że on ma rację. Jego plantacja to najlepsze miejsce dla Jennifer. A co z tobą? Co zrobisz, kiedy ja wyjadę ze Scarlet Springs? Czy mam znaleźć kogoś, kto pomoże ci prowadzić gospodę?
O to się nie martw – odparła Brandy unosząc dłoń. – Już wszystko z Travisem ustaliliśmy. Nie będzie żadnych kłopotów.
Z Travisem! To znaczy, że ty… i mój mąż… Za moimi plecami?
– Ostatnio słyszałam od ciebie, że to już nie jest twój mąż. Od początku się domyślałam, że stąd wyjedziesz. Takiemu mężczyźnie jak Travis żadna kobieta nie może się długo opierać. Czy wiesz, przez jakie piekło przeszedł, kiedy od niego uciekłaś? Odkąd go opuściłaś, nie zbliżył się do żadnej kobiety.
– Co takiego? – zapytała Regan, czując jak zalewa ją jakaś fala ciepła. – Skąd to wszystko wiesz.
– Kiedy ty pracowałaś, ja spędziłam trochę cza su z Travisem i Jennifer. Może ty nie byłaś ciekawa, co się z nim działo, ale ja z pewnością tak. Może chciałabyś usłyszeć, co ten wspaniały człowiek wycierpiał przez ostatnie kilka lat?
Brandy nie czekała na odpowiedź przyjaciółki, tylko od razu zaczęła długą opowieść o przejściach Travisa. Większość jego przyjaciół uważała, że Regan się utopiła, ale on cały czas jej szukał, mimo że wszyscy go zniechęcali. Kiedyś nawet pastor namawiał go, żeby wyprawił symboliczny pogrzeb nieobecnej żonie, w nadziei, że to wyzwoli Travisa z obsesji na punkcie żony.
Godzinę później Regan wyszła z biblioteki z głową w chmurach. Ignorując Farrella, który coś za nią wołał, szukała Travisa. Nie mogła się doczekać, kiedy mu powie, że go kocha, chce wyjść za niego za mąż i wrócić z nim do domu.
Pod koniec dnia, kiedy Travis wciąż się nie pokazywał, jej entuzjazm osłabł. Z roztargnieniem odrzuciła zaproszenie Farrella na kolację i spędziła cały wieczór z córką. Minęła kolejna noc bez Travisa i radość opuściła ją całkowicie. Jennifer chodziła naburmuszona i obrzucała matkę złym spojrzeniem. Farrell coraz mocniej nalegał na spotkanie, a Margo wciąż ją pytała, gdzie jest Travis.
Trzeciego dnia żałowała, że los zetknął ją z Travisem Stanfordem. Czy mógł ją zostawić, po tym wszystkim, co przeszedł, żeby ją odnaleźć? A jeśli to prawda? Zdesperowana Regan rzuciła się na łóżko, modląc się, żeby Bóg nie pozwolił mu odejść z jej życia. Po raz pierwszy od lat rozpłakała się, przeklinając w duchu Travisa. Ile łez jeszcze wyleje przez tego człowieka?