ROZDZIAŁ XLII

Komandor Warner Caslet i jego oficerowie prowadzeni przez jednego Marine przeszli korytarzem i dotarli do drzwi pilnowanych przez znajomego gwardzistę w zielonym uniformie. Ten zapukał we framugę otwartych drzwi i oznajmił:

— Komandor Caslet i jego oficerowie, milady.

— Wpuść ich, Simon — odpowiedział mu dźwięczny sopran.

Mattingly odsunął się i ku zdumieniu Casleta Marine zrobił to samo. Mattingly zamknął za nimi drzwi i znaleźli się w kajucie, w której byli jedynie Honor Harrington i Andrew LaFollet. Choć tak na dobrą sprawę nie tylko, bowiem na oparciu fotela Harrington znajdowały się także dwa treecaty. Mniejszy wtulał się w jej kark, a większy siedział w pobliżu i spoglądał nań opiekuńczo. Caslet wiedział, co się stało z człowiekiem adoptowanym przez Samanthę. Całe jej zachowanie świadczyło o utracie kogoś najbliższego. Podobnie jak zachowanie Nimitza… i w oczach Harrington widać było miłość i troskę.

— Proszę, siadajcie — Honor wskazała im krzesła stojące przed biurkiem, a gdy usiedli, pojawił się MacGuiness z tacą pełną kielichów wina.

Honor oparła się wygodniej, z czego skorzystała Samantha, zmieniając pozycję. Zwinęła się w kłębek na jej kolanach. Honor wzięła ją w ramiona i przytuliła tak, jak przytuliłaby Nimitza. Poczuła pełną aprobatę, ale myślami była już gdzie indziej — przypomniała sobie, co wydarzyło się w ciągu tych ostatnich zwariowanych tygodni…

W pierwszym momencie nie uwierzyła w przylot Sukowskiego, a to z tego prostego powodu, że mimo pozorów opanowania i trzeźwego myślenia wiedziała — nie sądziła, ale wiedziała, że wszyscy i tak zginą. Najtrudniejsze było przekonanie samej siebie, że tak się jednak nie stanie, i to nawet mając przed oczami namacalny dowód. A gdy w końcu się to udało, po krótkim okresie euforii radość zastąpił gniew. Była wściekła na Sukowskiego, Fuchien i Hunter za to, że tak ryzykowali po tym, jak Wayfarer zapłacił tak olbrzymią cenę, by umożliwić Artemis ucieczkę.

Wiedziała, że wściekłość jest skutkiem ubocznym zbyt gwałtownej zmiany emocji w zbyt krótkim czasie, ale świadomość nie była w stanie powstrzymać jej przed okazaniem tego. Szybkość i gwałtowność, z jaką Sukowski i Hunter zaczęli tłumaczyć jej, że tak naprawdę ryzykowali minimalnie, byłaby nawet zabawna, gdyby znajdowała się nieco bliżej granicy zdrowego rozsądku.

I prawdę mówiąc, zachowali jak najdalej idące środki ostrożności — po wystartowaniu promów, Artemis i towarzyszące jej kutry powoli i ostrożnie zeszły do pasma alfa. Artemis nie używał nawet impellerów, co było możliwe, ale jedynie przy naprawdę dobrych: kapitanie, sterniku i pierwszym mechaniku. I tam pozostały, Sukowski zaś poprowadził ekspedycję ratunkową. Sensory kutrów rakietowych były co prawda słabsze i miały mniejszy zasięg od sensorów krążownika liniowego, ale sygnatury ich napędów były również nieporównanie słabsze, toteż operatorzy powinni zauważyć jakikolwiek okręt Ludowej Marynarki znacznie wcześniej, niż ten miałby okazję zauważyć kutry. Wszystkie jednostki pozostawały w stałej gotowości do natychmiastowego wyłączenia napędów.

Sukowski był też autorem doskonałego planu poszukiwań, ale i tak najprawdopodobniej nie znaleźliby Wayfarera, gdyby nie wykryły ich pasywne sensory pinasy.

Potem Scotty po prostu doprowadził ich do wraku. Honor nadal oblewała się zimnym potem, gdy myślała o szansach na sukces tego przedsięwzięcia. Ale udało się i to było najważniejsze. Cztery kutry i trzy pasażerskie promy miały dość miejsca, by zabrać wszystkich żywych przebywających na pokładzie Wayfarera.

A potem, choć szansa na to, że ktoś natknie się na jego wrak, zanim ten nie zostanie zniszczony przez najbliższą falę grawitacyjną, była minimalna, Honor dopilnowała, by stała się zerowa. Sama nastawiła zapalnik zegarowy ładunku autodestrukcyjnego na dwanaście godzin i uruchomiła go, nim wsiadła na pokład Andrew.

Ponieważ wiadomo było, że będzie ciasno, wydała rozkaz, by nikt z załogi nie brał ze sobą bagażu, ale Mac do spółki z ocalałymi gwardzistami przemycili na pokład Miecz Harrington i jej colta.45, nie wspominając o kluczu patronki Harrington i złotej odznace za rekordowy przelot. Ona sama zabrała tylko holosześcian z wizerunkiem Paula. No i naturalnie Nimitza i Samanthę.

Powrót na miejsce spotkania z Artemis był trudnym doświadczeniem dla wszystkich, jako że spotkanie z czymś tak małym jak konwój złożony z kutrów i promów po przejściu tam i z powrotem przez różne pasma grawitacji był wyczynem nawigacyjnym, z którego rodziły się legendy, ale Margaret Fuchien dokonała tego. Artemis powoli dotarł do pasma delta, niczym okręt podwodny wynurzając się z głębin i to ledwie dwieście tysięcy kilometrów od zakładanej pozycji. Reszta była już prosta.

Po przesiadce i zniszczeniu kutrów powoli wyszli z nadprzestrzeni, gdzie spędzili pełne dziesięć dni na naprawach, po czym zachowując wszelkie środki ostrożności, Artemis wszedł z powrotem w nadprzestrzeń, i korzystając z pasma gamma, skierował się ku systemowi New Berlin. Roboty na pokładzie było dość, toteż Honor pomagała Fuchien, jak mogła — raz dlatego, że była taka potrzeba, dwa, by uciec przed myślami o poległych. Dopiero po południu czternastego dnia Klaus Hauptman grzecznie poprosił o wpuszczenie do kabiny, którą Fuchien przydzieliła Honor.

Z dwunastu członków Gwardii Harrington pięciu zginęło na Wayfarerze, a tego popołudnia wartę przed drzwiami trzymał Jamie Candless. Gdyby to od niego zależało, Hauptman odszedłby nie tyle z kwitkiem, ile ze śladem podeszwy na tyłku. Ponieważ nie zależało, przekazał pytanie Hauptmana z porażającą pogardą w głosie. Dorównywała jej jedynie pogarda LaFolleta wobec przybysza. Jednak ani on, ani sama Honor nie byli przygotowani na to, co usłyszeli.

— Lady Harrington, przyszedłem, żeby panią przeprosić. — Hauptman powiedział to cicho, lecz wyraźnie i pewnie.

Jedynie dzięki Nimitzowi Honor była w stanie uwierzyć w to, co słyszy, a jedynie dzięki nadzwyczajnemu wysiłkowi woli nie zamarła z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami.

— Przeprosić, panie Hauptman? — spytała, starając się zachować neutralny ton, choć nie całkiem jej się to udało.

— Tak — odchrząknął i spojrzał jej prosto w oczy. — Nie lubię pani, milady. Czuję się przez to gorszy, niż chciałbym się czuć, ale w tej chwili to bez znaczenia. Niezależnie od tego, czy panią lubię czy nie, wiem, że potraktowałem panią… źle i niesprawiedliwie. Nie będę wdawał się w szczegóły, powiem natomiast, że bardzo tego żałuję i że nigdy więcej się to nie powtórzy. Uratowała mi pani życie, a co ważniejsze uratowała pani życie mojej córce. Jestem zwolennikiem wyrównywania rachunków, obojętne in plus czy in minus, być może po części dlatego byłem czasami takim sukinsynem… Wiem, że długu wobec pani nie spłacę nigdy, bo go po prostu spłacić nie można. Mogę tylko podziękować i przeprosić za to, jak się do pani odnosiłem i jak o pani mówiłem przez te wszystkie lata. Nie miałem racji. Nie miałem jej już wówczas w systemie Basilisk i chciałbym, by pani wiedziała, że w końcu zdałem sobie z tego sprawę.

Honor przyglądała się mu już spokojnie i z namysłem — pierwszy szok minął. Rozumiała, jak niewyobrażalnie trudno było mu powiedzieć to, co właśnie powiedział. Ona także go nie lubiła i wątpiła, by ten stan kiedykolwiek uległ zmianie, ale zaczęła go szanować bardziej, niż sądziła, że to w ogóle możliwe.

— Nie zaprzeczę, że powiedział pan prawdę, i to nie przez grzeczność — odparła spokojnie. — Co zaś się tyczy długów, to tak ja, jak i moja załoga po prostu spełniliśmy swój obowiązek, toteż żadne spłaty nie są konieczne. Natomiast przyjmuję pańskie przeprosiny, panie Hauptman.

— Dziękuję — odetchnął z wyraźną ulgą i ku jej zaskoczeniu uśmiechnął się złośliwie. — I jak by pani tego nie traktowała, nadal twierdzę, że jestem pani winien więcej, niż kiedykolwiek zdołam spłacić. Gdybym ja lub mój kartel kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób mógł się pani przysłużyć, lady Harrington, proszę pamiętać, że jesteśmy do usług.

Honor po prostu skinęła głową, Hauptman zaś uśmiechnął się już bez złośliwości.

— Mam jeszcze prośbę, milady. Chciałbym zaprosić panią i pani treecata… a raczej treecaty dziś wieczorem na kolację.

— Kolację? — zdziwiła się Honor, już dobierając słowa, by uprzejmie a zdecydowanie odmówić, kiedy powstrzymał ją prawie błagalnym gestem.

— Proszę, milady — powiedział w sposób wskazujący, że mimo dumy i arogancji doskonale wie, iż prosi o uprzejmość, do której nie ma prawa. — Naprawdę byłbym wdzięczny… to dla mnie bardzo ważne.

— Mogę spytać dlaczego?

— Ponieważ jeśli pani nie zje ze mną tej kolacji, moja córka za nic nie uwierzy, że naprawdę panią przeprosiłem — przyznał. — A jeśli w to nie uwierzy, już nigdy nie odezwie się do mnie ani słowem.

Tym razem Honor nie potrzebowała Nimitza, by wiedzieć, że Hauptman mówi prawdę.

— Dobrze, panie Hauptman, przyjmujemy pańskie zaproszenie — zdecydowała.

Posiłek okazał się zaskakująco przyjemny, a Stacey Hauptman zaskakująco normalna. Miały ze sobą więcej wspólnego, niż mogłaby podejrzewać… co z kolei sugerowało, że jej opinia o Klausie Hauptmanie nie była w pełni sprawiedliwa: ktoś, kto potrafił tak wychować córkę, nie mógł być jedynie aroganckim typem idącym po trupach do celu i zawsze stawiającym na swoim…

Jakikolwiek by Hauptman był, nie stanowił problemu, a to nie był najwłaściwszy moment na wspomnienia, toteż przegoniła je i skupiła uwagę na jeńcach, których zaprosiła do apartamentu przydzielonego jej przez herzoga Rabenstrangego w głównej bazie Imperialnej Marynarki na planecie Potsdam.

Imperator nie był zachwycony informacją o aktywności Ludowej Marynarki praktycznie na swoim pograniczu i dał to odczuć Ludowej Republice nie tylko kanałami dyplomatycznymi. Dlatego też Honor, jej podkomendni i jej jeńcy korzystali z gościny Imperialnej Marynarki do czasu przybycia okrętów Royal Manticoran Navy.

Kolejny dowód niełaski otrzymał ambasador Republiki, kiedy bez powodzenia próbował negocjować zwolnienie tychże jeńców.

— Dziękuję za przybycie — powiedziała Honor wyżej wzmiankowanym jeńcom.

— Cała przyjemność po naszej strome — odparł ironicznie Caslet. — Nie wspominając o takim drobnym szczególe, że byłoby nam trudno odmówić.

— Fakt — przyznała ze śmiechem. — Herzog Rabenstrange oczekuje nas na kolacji i chciałby państwa poznać. Poprosiłam was najpierw tu, byście dowiedzieli się czegoś, o czym został już poinformowany kapitan Holtz. Na moją prośbę i za zgodą tak Imperium, jak i naszego ambasadora za trzy dni zostaniecie państwo wraz ze wszystkimi rozbitkami z Achmeda przekazani waszemu ambasadorowi. Zostajecie uwolnieni bez żadnych dodatkowych warunków.

Caslet przestał się uśmiechać, a Honor nawet bez pomocy Nimitza wyczuła jego nagły strach. Podobnie zresztą jak i pozostałych. Zrobiła chwilę przerwy, wiedząc, że w sumie nie powinna, ale nie mogła oprzeć się pokusie. Potem odchrząknęła i ciągnęła spokojnie:

— Pomimo usilnych starań komandor Foraker próbującej najrozmaitszymi metodami wydobyć techniczne informacje z moich ludzi — Shannon Foraker zarumieniła się po czubki włosów pod jej spojrzeniem — nikt z was nie dowiedział się niczego, co nie jest bądź też nie będzie w najbliższym czasie znane Ludowej Marynarce z innych źródeł. Na przykład wiecie, że nasze statki pułapki uzbrojone są w ciężkie działa energetyczne i mogą używać dużych ilości zasobników holowanych, ale do tej pory te informacje bez wątpienia uzyskał już ze swych źródeł na terenie Konfederacji któryś z waszych szpiegów. Dlatego nie narażając własnego bezpieczeństwa, możemy was spokojnie odesłać do domu. Biorąc pod uwagę, co zrobiliście dla kapitana Sukowskiego i komandor Hurlman, nie wspominając wysiłków podkomendnych kapitana Holtza na pokładzie Wayfarera, byłoby rażącą niesprawiedliwością dalsze przetrzymywanie was w niewoli.

Nie dodała naturalnie, że równie istotnym powodem było to, aby dowództwo Ludowej Marynarki z pierwszej ręki uzyskało relację, jak to jeden krążownik pomocniczy zdobył lekki krążownik i zniszczył dwa krążowniki liniowe (nie wspominając o zdobyciu bazy piratów), nim sam został zniszczony. Powinno to dać sporo do myślenia zwolennikom atakowania statków handlowych Królestwa Manticore sądzących dotąd, że to bezpieczne i bolesne jedynie dla przeciwnika zajęcie.

— Dziękujemy — powiedział cicho Caslet, nie bardzo mogąc zdobyć się na radość na myśl o tym, co Urząd Bezpieczeństwa zrobi z nim za to, że stracił okręt, próbując uratować wrogi statek.

Honor uśmiechnęła się do niego.

— Nie ma za co, komandorze — powiedziała poważnie. — Zanim to jednak nastąpi, mam pewną prośbę.

— Prośbę?

— Owszem. Widzi pan, wkrótce polecę na Manticore po nowy przydział, więc zajęłam się papierkową robotą i całą resztą. Niestety większość zapisów straciliśmy w czasie ostatniej walki i zniszczenia Wayfarera, toteż mam pewne problemy ze zrekonstruowaniem niektórych szczegółów — zwłaszcza wcześniejszych akcji. I tak się złożyło, że za nic nie mogę sobie przypomnieć, kodu którego z andermańskich statków używałam, kiedy przybyliście z odsieczą w systemie Schiller.

Przez moment Caslet po prostu nie zrozumiał tego, co usłyszał. A potem zesztywniał, gdy dotarł doń nie tylko sens jej słów, ale i wszystkie znaczenia tego, co powiedziała. Fakt, że wiedziała o terrorze UB, nie zaskoczył go — wszyscy wiedzieli. Natomiast zszokowało go, że wiedziała także o rozkazie udzielania pomocy statkom andermańskim, co ponoć było tak superpilnie strzeżoną tajemnicą…

Ocknął się z wysiłkiem. To akurat było mało ważne w tej chwili. Istotne było co innego — obecni w pomieszczeniu byli jedynymi z całej załogi Vaubona, którzy wiedzieli, że lecą na pomoc frachtowcowi należącemu do Gwiezdnego Królestwa Manticore. I wszyscy co do jednego zdawali sobie sprawę, co się z nimi stanie, jeśli dowiedzą się o tym ich przełożeni czy bezpieka…

Rozejrzał się i na twarzach obecnych dostrzegł to samo zaskoczenie, przechodzące stopniowo w zrozumienie. Allison MacMurtree pierwsza uśmiechnęła się porozumiewawczo i kiwnęła potakująco głową. Po niej pozostali… poza Denisem Jourdainem, który siedział, jakby kij połknął, z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu. W absolutnej ciszy upłynęło kilka sekund długich jak wieczność, nim towarzysz komisarz wzruszył lekko ramionami i przez jego usta przewinął się cień uśmiechu.

— Sądzę, że był to kod frachtowca Sternenlicht, milady — powiedział, pierwszy raz nie używając zwrotu „ma’am”.

Honor odpowiedziała mu wyraźniejszym uśmiechem.

— Tak mi się też wydawało… — powiedziała. — Dziękuję za pomoc. Obiecuję, że nie zapomnę o tym, zanim nie skończę raportu… i moi oficerowie także.

— Miło mi było pani pomóc, milady — ton Jourdaina mówił o wiele więcej niż jego słowa.

Oboje spojrzeli sobie w oczy i oboje równocześnie skinęli głowami.

A potem wstała, mając na ramieniu Nimitza, zaś w objęciach Samanthę i skierowała się ku drzwiom. Zatrzymała się przed nimi, czekając, aż LaFollet je otworzy, i dodała nieco złośliwie pod adresem idących za nią oficerów:

— Będzie mi was wszystkich brakowało, ale jestem pewna, że z ulgą wrócicie do domu. A teraz, panie i panowie, admirał Rabenstrange, kapitan Holtz i komandor Wicklow naturalnie dość się już na nas naczekali.

Загрузка...