ROZDZIAŁ XXIX

— No to zaczynamy, panie i panowie — zagaiła Honor, rozglądając się po obsadzie mostka i ekranie łączności podzielonym tak, by równocześnie ukazywał twarz Tschu i Jacquelyn Harmon.

Żałowała, że dowodzący placówką Imperialnej Marynarki w systemie Sachsen nie mógł jej dać żadnego okrętu, ale ich po prostu nie miał, a najlepsze, co mógł obiecać, to wysłanie odpowiednio silnej grupy wraz z oddziałem desantowym w ciągu trzech miesięcy. Czyli przez te trzy miesiące musiała sobie radzić sama.

— Proponuję, żebyśmy spróbowali zrobić to dobrze za pierwszym razem — zaproponowała. — Jesteś gotów, Harry?

— Jestem, ma’am. Gwarantuję, że będzie to widowiskowe — zapewnił Tschu.

— Byle pozostało tylko widowiskowe. Nie chciałabym naprawdę stracić węzła alfa.

— Nie ma obawy, ma’am.

— Cieszę się. Twoi ludzie wiedzą, co mają robić, Jackie?

— Wiedzą, ma’am — zapewniła komandor Harmon z pokładu Piotra z błyskiem w oku.

— Doskonale. — Honor obróciła się razem z fotelem i przyjrzała swoim pozaregulaminowym gościom.

Zarówno Caslet, jak i Jourdain nie siedzieli w fotelach, bo takowych nie było, ale ubrali skafandry próżniowe i stali obok głównego ekranu taktycznego, na którym zielony symbol oznaczający Wayfarera zbliżał się do granicy wyjścia z nadprzestrzeni systemu Marsh. Kiwnęła im głową, odetchnęła głęboko i oznajmiła spokojnie: — W takim razie zaczynamy!


* * *

Admirał Rayna Sherman, która niegdyś była prawie normalnym kontradmirałem w czymś, co prawie można było uznać za marynarkę wojenną, daremnie próbowała zapanować nad przygnębieniem i zniechęceniem, wysiadając z windy. Nikt z obecnych na mostku nie podejrzewałby tego naturalnie, patrząc na jej zdecydowane ruchy i jak zwykle nieprzeniknioną twarz, ale tak właśnie było — Rayna Sherman była osobą całkowicie pozbawioną złudzeń i nadziei. Dyżurna wachta oddała honory, ale niemrawo i bez zgrania, co spotęgowało jeszcze rozgoryczenie Sherman.

Podeszła do głównego ekranu taktycznego i przyjrzała się mu z niechęcią — jak podejrzewała, nic się nie zmieniło. Zarówno flagowy President Warnecke (nazwany skromnie i bezpretensjonalnie), jak i pozostałe okręty jej eskadry: Willis, Hendrickson i Jarmon (noszące nazwy systemów planetarnych tworzących gromadę Chalice) krążyły sobie bezczynnie po systemie.

Jedna trzecia okrętów i do tego tych najsilniejszych, siedziała bez ruchu tylko po to, żeby wariat Warnecke czuł się bezpieczny. Sherman dawno zdała sobie sprawę, że kompletną głupotą było zaciągnięcie się do jego eskadry korsarskiej, ale zorientowała się za późno: Warnecke tych, których podejrzewał o chęć dezercji, zabijał długo i boleśnie, zaś rząd Konfederacji i tak już skazał ją na śmierć, czyli nie miała nawet dokąd uciec. Skoro więc musiała zostać, wolałaby sensownie działać, tym bardziej że eskadra została zaplanowana i przygotowana do działania jako całość — ciężkie krążowniki miały niszczyć eskorty konwojów, a lekkie jednostki zajmować się frachtowcami. I wyniki osiągnęliby naprawdę imponujące, zwłaszcza teraz, gdy Royal Manticoran Navy wycofała z okolicy większość okrętów. Przybyli do układu Marsh właśnie dlatego, że nikt tam nie zaglądał, i główną obroną bazy była jej izolacja, nie cztery okręty, bo jeśli ktoś zorientuje się, gdzie ich szukać, to zjawi się z siłami, których cała eskadra nie zdołałaby powstrzymać. No, ale Warnecke miał manię prześladowczą.

Poza tym gdyby to ona dowodziła, ten psychopata „komodor” Arner i jego wieprze nie mieliby okazji do swej ukochanej rozrywki. Większość kobiet wchodzących w skład załóg prysnęła, gdy Warnecke pokazał, jaki jest naprawdę, reszta zaś została prawie w całości przeniesiona na okręty, które nigdy nie opuszczały systemu, i Sherman dobrze wiedziała dlaczego.

Jedyną zaletą pozostawania tu było to, iż nie musiała być świadkiem wyczynów Arnera, co było tym milsze, że jego okręty powinny właśnie atakować konwój zmierzający do Posnania i załogi będą miały aż za dużo ofiar do wyboru.

A to wszystko przez to, że kiedyś była głupia i naiwnie wierzyła, że Warnecke naprawdę poprawi sytuację w Chalice… do której już nigdy nie wrócą. Warnecke z dnia na dzień dostawał większego fioła. Chyba był teraz na tym etapie, że uważał, iż wszechświat zrobił mu olbrzymie świństwo, więc odgrywał się jak mógł na jego mieszkańcach. Ale to, że był wariatem, bynajmniej nie znaczyło, że stał się mniej groźny — wręcz przeciwnie: teraz nie trzeba było dowodów, że ktoś chce zdezerterować, wystarczyło jego przekonanie…

Usiadła w swoim fotelu i zamknęła oczy. Przynajmniej nie za często musiała zjawiać się na powierzchni, a to już było coś, jako że Warnecke, uciekając z Chalice, zdołał upchnąć na pokładach cztery tysiące Elitarnej Gwardii. Co do jednego znajdowali się oni na Sidemore, a co mogli robić dla rozrywki, nawet nie próbowała zgadywać. Miała i tak dość koszmarów, a nic nie wska…

— Ślad wyjścia z nadprzestrzeni!

Było to tak nieprawdopodobne, że Sherman siadła prosto całkowicie przytomna. Ponieważ oficer taktyczny już był zajęty sprawdzaniem, zacisnęła usta, zmuszając się do cierpliwego czekania. Wiedziała, że jak tylko będzie coś wiedział, natychmiast o tym zamelduje.

— Jezu! — jęknął nagle porucznik Changa. — Żagiel im się zapalił! Wygląda na to, że ktoś stracił węzeł alfa albo i dwa, wychodząc z nadprzestrzeni!

— Zapalił się?! — Sherman podeszła do niego i spojrzała na monitor.

— Widzi pani? Skok o ponad cztery tysiące procent przy oddawaniu energii zaraz po wyjściu — pokazał na wykresie. — Mieli niesamowite szczęście, że w ogóle wyszli z nadprzestrzeni!

— To któryś z naszych?

— W żadnym wypadku — odparł komandor Truitt. — Nikt nie powinien wrócić wcześniej niż za dziewięć dni, a poza tym ta jednostka jest znacznie większa niż którykolwiek z naszych okrętów. Według mnie to frachtowiec.

— Też tak uważam — odezwał się Changa. — Mam sygnaturę jego napędu. Typowa dla frachtowca o masie sześciu czy siedmiu milionów ton. Większego, jeśli stracił więcej niż jeden węzeł.

— Trzydzieści minut świetlnych tuż nad płaszczyzną ekliptyki. Kurs 082, prędkość dziewięćset kilometrów na sekundę, przyspieszenie osiemdziesiąt g. Jeśli to wszystko, na co go stać, to stracił więcej niż jeden węzeł.

— Kurs?

— Wygląda, że kieruje się prosto ku Sidemore, ale przy tym przyspieszeniu nie dotrze tam prędzej, jak za trzynaście godzin — zameldował oficer astronawigacyjny.

Pokiwała głową i wróciła na fotel. Przybysz był jedenaście minut świetlnych od jej okrętów i nawet jeśli je zauważył, upłynie sporo czasu, nim dotrze do niej nadana z jego pokładu wiadomość. Do tej pory mogła jedynie zgadywać, co tu robił. Mógł to być pryz przysłany przez któryś z okrętów będących na patrolu, ale byłoby to sprzeczne ze wszystkimi zasadami ustalonymi przez „Wodza”. Co prawda jego kontakty w Konfederacji zlokalizowane były niewygodnie daleko, ale za to pryzy trafiały od razu do paserów. Strasznie kłopotliwe były powroty załóg pryzowych, ale po to zatrzymali Silas. Ten towarowo-pasażerski statek nadal rozwijał sporą prędkość i nie wzbudzał podejrzeń, toteż latał w charakterze wahadłowca między bazą a systemem, do którego dostarczano pryzy, a którego nazwy nie znała.

Skoro nie był to pryz, to co tu robił? Do systemu praktycznie nikt nie przylatywał, co zresztą było głównym powodem, że Warnecke wybrał go na bazę. Gdyby ktoś zdecydował się mimo wszystko przylecieć tu w celach handlowych, powinien do tego celu użyć mniejszego, a więc i tańszego trampa, a nie normalnego, wielkiego frachtowca. Powodem mogła być tylko awaria napędu — musieli zdać sobie sprawę, że żagiel przestanie działać, a Marsh nie leży aż tak daleko od szlaków prowadzących z Imperium do Sachsen. Chcieli jak najszybciej dotrzeć do jakiegoś bezpiecznego systemu planetarnego i wybrali, biedni idioci, właśnie ten…

Sherman potarła skronie — jeśli frachtowiec, jak podejrzewała, miał kłopoty, zacznie wzywać pomocy, gdy tylko zauważy w pobliżu jakąkolwiek jednostkę, co rodziło pytanie, jak powinna się wówczas zachować. Utrata żagla nie oznaczała niemożliwości wejścia w nadprzestrzeń, a jedynie zniszczenie w przypadku napotkania fali grawitacyjnej. Statek bez żagla mógł w nadprzestrzeni manewrować i jeśli zdoła uniknąć fal, może gdzieś dolecieć. Fakt, że zajęłoby mu to więcej czasu, ale i tak leciałby z prędkością większą niż prędkość światła. W sumie było to strasznie uciążliwe, ale wykonalne.

Co oznaczało, że jeśli cokolwiek zbyt szybko wzbudzi ich podejrzenia, zdążą dolecieć do granicy wejścia w nadprzestrzeń i nie będzie miała wyjścia — będzie musiała ich w tej nadprzestrzeni gonić i szukać. Samo w sobie nie byłoby to problemem, jako że jej okręty dysponowały większą prędkością i przyspieszeniem, ale w pobliżu systemu znajdowała się tylko jedna i do tego słaba fala. To był główny powód, dla którego tak rzadko ktokolwiek tu przylatywał, i najprawdopodobniej to spowodowało także, iż kapitan frachtowca wybrał właśnie ten system. Słabsza fala oznaczała mniejsze obciążenie żagla. Ale oznaczało to także, że frachtowiec mógł uciec w praktycznie każdym kierunku poza jednym, a w okolicy zagęszczenie cząsteczek było duże, skutecznie zmniejszając zasięg sensorów. Jeśli jeden z jej okrętów nie będzie siedział frachtowcowi na karku, gdy ten wejdzie w nadprzestrzeń, miała dużą szansę go nie odnaleźć. A w tym przypadku następna zjawi się eskadra z Konfederacji albo z Imperium…

Musiała zatem tak to rozegrać, żeby nie uciekli, a jedynym naprawdę pewnym sposobem, by to osiągnąć, było pozwolić frachtowcowi spokojnie przekroczyć granicę wejścia w nadprzestrzeń, która w przypadku systemu Marsh wynosiła dziewiętnaście minut świetlnych od słońca (gwiazdy klasy G6). Im dalej od tej granicy będzie frachtowiec, tym mniejsza szansa, że zdąży tam dotrzeć przed jej okrętem. A w normalnej przestrzeni nie miał szans im uciec. Dotarcie tam zajmie mu jednak dużo czasu — za dużo, by się czymś nie zdradziła, utrzymując łączność. Pozostało więc jedynie nie ujawniać swojej obecności i utrzymywać stosowny dystans. Jak długo jej nie zauważy, nie będzie próbował nawiązać łączności, a więc jak długo nie spróbuje tego zrobić, tak długo nie będzie jej widać. Standardowe sensory statków handlowych mogły dostrzec jej okręty z odległości nie większej niż osiem minut świetlnych. Naturalnie mogą być lepsze, ale przekona się o tym, gdy usłyszy wiadomość. Poza tym jeżeli frachtowiec nie dostrzeże w okolicy żadnych jednostek, wyśle wiadomość na Sidemore, co oznacza…

Potarła skronie mocniej i poleciła oficerowi astronawigacyjnemu:

— Nowy kurs dla wszystkich, Sam. Mamy przynajmniej trzy minuty świetlne, nim znajdziemy się w zasięgu jego sensorów. Chcę okrążyć go i wyjść za jego rufą, kiedy już wykona zwrot, biorąc kurs na Sidemore. Natomiast obecnym kursem będziemy lecieć jeszcze przez dziesięć minut.

— Żaden problem. Mamy sześć razy większe przyspieszenie niż on.

— I bardzo dobrze. Jack, skontaktuj się z Sidemore i powiedz im, że chcę pozostać poza zasięgiem sensorów celu, dopóki nie będzie on już w stanie uciec nam w nadprzestrzeń — poleciła oficerowi łącznościowemu. — Sam poda ci kurs. Jeżeli frachtowiec wyśle im wiadomość, mają odpowiedzieć, że w systemie jest antypiracki patrol Marynarki Konfederacji, któremu przekażą informację i który spotka się z frachtowcem w punkcie, który Sam także ci poda, kiedy go obliczy. Dlatego mają utrzymać obecny kurs i prędkość. Zrozumiałeś?

— Pewnie, że zrozumiałem — potwierdził zapytany i Sherman ponownie pogrążyła się w rozmyślaniach.


* * *

— Na Sidemore właśnie powinni otrzymać naszą wiadomość, ma’am — zameldował Fred Cousins.

Honor potwierdziła skinieniem głowy.

Manewry czterech okrętów, które zastali w systemie, świadczyły jednoznacznie, że mają one Wayfarera w zasięgu sensorów, ale ponieważ żaden frachtowiec nie byłby w stanie ich zobaczyć z tej odległości, założyli, że Wayfarer także tego nie potrafi. Teraz właśnie go oblatywały, utrzymując dystans wystarczający przy cywilnych sensorach, by zajść go od rufy i odciąć wszelką możliwość ucieczki. Cała czwórka leciała cały czas razem, co było nader uprzejme z ich strony — jeśli tak dalej pójdzie, nie będzie musiała się martwić, że któryś jej ucieknie.

Honor siedziała bezczynnie, jak zwykle udając spokój i pewność siebie, a Nimitz spał sobie bezczelnie na jej kolanach. Tschu faktycznie „spalił żagiel” tak przekonywująco, jak obiecał, i dokonał tego, nie uszkadzając niczego — także zgodnie z obietnicą. Co nie oznaczało, że nie obciążył systemów do granic możliwości, co zawsze wywołuje przykre konsekwencje, acz rzadko kiedy natychmiast. Taki skok energii wymagał użycia wszystkich węzłów dziobowych i Honor spodziewała się ciekawej reakcji po powrocie do domu, gdy wyjdzie na jaw, że każdy stracił ponad tysiąc godzin żywotności teoretycznej. Ale było warto — a raczej jak dotąd wyglądało na to, że było.

Caslet stanął obok niej. Podobnie jak pozostali starsi oficerowie Vaubona regularnie jadał z nią obiady i powoli rodził się między nimi wzajemny szacunek. Honor pamiętała Thomasa Theismana z czasów, gdy był dowódcą niszczyciela — teraz miał stopień admiralski. Przyznawała, że i jego, i Casleta, podobnie jak pozostałych oficerów Vaubona, a nawet, co ją zaskoczyło, komisarza ludowego łączyło jedno — wszyscy byli dobrzy w tym, co robili, i wszyscy byli porządnymi ludźmi.

— Cztery ciężkie krążowniki to niełatwy przeciwnik, kapitan Harrington — zauważył cicho Caslet.

— Damy sobie radę — zapewniła go spokojnie. — Bardziej mnie martwi, czy pozostaną razem. Jeśli nie, będziemy mieli problem z dogonieniem samotnika.

Caslet zamilkł, nie bardzo mogąc wykrztusić słowo, bo to, co usłyszał, nie bardzo mieściło mu się w głowie — kapitan Q-shipa martwił się i to poważnie, żeby mu nie uciekł żaden z czterech ciężkich krążowników! To przechodziło ludzkie pojęcie. Wiedział co prawda, jak potężnym uzbrojeniem energetycznym dysponuje Wayfarer, ale miał dość okazji, by przekonać się, że jest on przerobionym statkiem cywilnym, i znał tego konsekwencje. Biorąc pod uwagę, ile miejsca zajmowały grasery, niewiele go pozostało na wyrzutnie rakiet, czyli okręt posiadał ich niewiele. A to znaczyło, że nawet lekki krążownik mógł go rozstrzelać, byleby zachowywał dystans i nie próbował pojedynku artyleryjskiego. Fakt — Harrington miała jeszcze dwanaście kutrów rakietowych, ale kutry stanowiły broń jednorazowego użytku i były nader wrażliwe na ogień. Niezależnie od obranego sposobu analizy Caslet nieodmiennie dochodził do wniosku, że pokonanie tych okrętów musi zakończyć się poważnym uszkodzeniem krążownika pomocniczego.

— Cóż, chwilowo trzymają się razem — zauważył, gdy odzyskał głos. — Jeśli więc tylko to panią martwi, to jak na razie nie widzę powodów do obaw.


* * *

— Wiadomość z Bazy! — oznajmił oficer łącznościowy i po dobrej minucie dodał: — Baza twierdzi, że to imperialny frachtowiec Sternenlicht. Mówi, że stracił dwa węzły z dziobowego pierścienia i ma poważnie rannych w wyniku ich wybuchu. Prosi o pomoc medyczną i speców od napędu.

— Truitt? — spytała Sherman.

— Sprawdzam w bazie danych — oficer taktyczny przyglądał się ekranowi komputera przez dłuższą chwilę, po czym wzruszył ramionami. — Nie mamy go w wykazie, ale spis statków andermańskich nigdy nie był kompletny. Kod transpondera by pasował.

— Rozumiem. — Sherman założyła nogę na nogę i spytała oficera łącznościowego: — Co poza tym podała Baza?

— Odtworzę, będzie najprościej — oświadczył i kilka sekund później z głośników popłynął czysty i spokojny głos samego Warnecke’a.

— Sternenlicht, tu Sidemore, odebraliśmy waszą informację i postaramy się pomóc. Obawiam się, że nie posiadamy możliwości naprawy węzłów napędu na miejscu, ale mam też i dobrą wiadomość. Na początku tygodnia pojawił się dywizjon silesiańskich krążowników na antypirackim patrolu i nadal jest w systemie. Prawdopodobnie w kwestii napędu niewiele będą w stanie pomóc, natomiast mają na pokładach chirurgów i wyszkolony personel medyczny, a poza tym mogą po odlocie zawiadomić kogo trzeba o waszych kłopotach. Przekazaliśmy im prośbę o pomoc, ale odbywają ćwiczenia w pasie asteroidów, więc trochę potrwa, nim do was dotrą. Utrzymujcie dotychczasowy kurs i prędkość, a oceniam, że spotkają się z wami za około pięć godzin i będą towarzyszyli w drodze na orbitę. Bez odbioru.

— Nieźle — mruknęła, nadal nie mogąc wyjść z podziwu, że ktoś tak stuknięty może przemawiać tak przekonywująco: Warnecke zrobiłby karierę, handlując używanymi frachtowcami.

Sprawdziła ekran taktyczny — odległość spadła do dziesięciu minut świetlnych, ale i tak pozostawali poza zasięgiem sensorów Sternenlichta, a do zajęcia wybranej pozycji pozostało już niewiele…


* * *

— …orbitę. Bez odbioru.

Honor spojrzała na Cardonesa, unosząc brwi.

— Doskonały jest, no nie? — Rafe uśmiechnął się szeroko. — Przynajmniej wiemy, że dobrze trafiliśmy: jeśli to są krążowniki Konfederacji w pasie asteroidów, to zjem swój beret.

— Zgadzam się całkowicie, milady — poparła go Hughes. — Carol porównała ich sygnatury napędów i inne dane z pasywnych sensorów: pasują idealnie do parametrów z komputerów tego niszczyciela. Nie wspominając naturalnie o tym, że nie są i nie byli w pobliżu żadnego pasa asteroidów.

— Doskonale — Honor uśmiechnęła się z satysfakcją: ani przez chwilę nie miała wątpliwości, ale w takich przypadkach lepiej było mieć pewność, że zabija się tych, których chciało się zabić.

Spojrzała na ekran — Wayfarer czołgał się w stronę planety, a krążowniki oblatywały go szerokim łukiem, pozostając cały czas w ciasnej formacji, co było naprawdę miłe z ich strony — wszystkie równocześnie znajdą się w jego zasięgu.

— Fred, podziękuj im proszę za pomoc i potwierdź utrzymanie kursu. I pamiętaj, by przekazać diagnozy rannych wykonane przez doktor Ryder na użytek ich „chirurgów”.


* * *

Sherman czuła się naprawdę winna, obserwując frachtowiec wlatujący w zastawioną pułapkę. Naprawa tych węzłów będzie nie lada problemem, bo będą musieli odbudować je od podstaw, jako że żaden z ich okrętów nie miał tak potężnych, więc nie posiadali zapasowych, ale to się da zrobić. A Warnecke będzie zachwycony zdobyciem go, a tym bardziej pojmaniem prawie całej wyszkolonej załogi. Znając jego metody, nie wątpiła, że szybko „przekona” biedaków, by pomagali w naprawach, przeglądach i innych aspektach technicznej obsługi okrętów. Do tego potrzebni byli fachowcy, a takich mieli zdecydowanie za mało.

Bardziej humanitarne byłoby co prawda rozstrzelanie ich wraz ze statkiem, ale gdyby to zrobiła, Warnecke zabijałby ją naprawdę powoli i boleśnie. Frachtowiec był o mniej niż dziesięć minut lotu od wyznaczonego miejsca spotkania i wiedziała, że jej bezczynność dobiegła końca. Z kamienną twarzą i bólem w oczach spojrzała ostatni raz na ekran taktyczny.


* * *

— Dziewięć minut trzydzieści sekund do przechwycenia, ma’am — zameldowała Jennifer Hughes. — Nadlatują z prawej burty z prędkością nieco poniżej dwóch tysięcy kilometrów na sekundę, którą ostro wytracają. Odległość do pierwszego celu — trzysta jedenaście tysięcy kilometrów, do czwartego — czterysta dziewięć tysięcy kilometrów. Żaden nawet nie oświetlił nas radarem: mamy ich tam, gdzie chcieliśmy, ma’am.

Honor skinęła głową. „Krążowniki Konfederacji” nawiązały kontakt kilka godzin temu i rozmówczyni, niejaka „admirał Sherman” nawet była ubrana w silesiański mundur. A przynajmniej taki obraz został przekazany Honor. Na obrazie przekazanym pani admirał, Honor ubrana była w mundur imperialnej marynarki handlowej. Było to możliwe dzięki stosownej obróbce komputerowej. W przeciwieństwie do „pani admirał” Honor wiedziała jednak, że ma do czynienia z oszustką, bo śledziła cały manewr krążowników od początku do końca. I to, co zobaczyła, nie zgadzało się z opowieścią pani „admirał Sherman”.

— No dobrze. — Honor spojrzała na Casleta i poleciła oficjalnie: — Komandor Hughes, proszę rozpocząć atak!

— Aye, aye, ma’am. Carol, odpalaj zasobniki.


* * *

— Zabawne — odezwał się nagle komandor Truitt.

— Co? — spytała Sherman.

— Coś się właśnie odłączyło od celu — wyjaśnił oficer taktyczny. — Pojęcia nie mam co. Wygląda jak śmieci, ale jest ich bardzo mało, bo echo radarowe jest ledwie rejestrowalne. Zostają za jego rufą… o, znowu coś wyrzucili…

— Co to za śmieci?

— Nie wiem. Wygląda, jakby pozbywali się kontrabandy… o, znowu coś poleciało…

— Może — mruknęła Sherman, sama nie bardzo w to wierząc.

Sternenlicht naturalnie mógł i najprawdopodobniej przewoził jakąś kontrabandę — wszyscy w Konfederacji tak robili, więc niby czemu ten kapitan miał postępować inaczej, ale powinien się jej pozbyć wcześniej, a nie mając na karku cztery krążowniki Konfederacji. Z drugiej strony po poważnej awarii napędu i mając tylu ciężko rannych, mógł po prostu o tym zapomnieć.

Czwarta porcja niezidentyfikowanych obiektów pojawiła się za rufą frachtowca, a Sherman nadal nie wiedziała, co o tym myśleć. Potem piąta… a zaraz potem frachtowiec obrócił się, ustawiając się dennym ekranem ku jej krążownikom, i Rayna Sherman dowiedziała się, czym naprawdę były te „śmieci”.


* * *

Ponieważ zasobniki holowane są niezwykle łatwe do zniszczenia przez każdą praktycznie broń, projektanci Królewskiej Marynarki nieustannie starają się wymyślić model, który w ogóle nie byłby zauważany przez radar. Do tej pory nie udało im się to, ale dzięki użyciu coraz mniej „widzialnych” dla radaru surowców osiągnęli etap, na którym ich echo radarowe jest znacznie słabsze, niż powinno być, biorąc pod uwagę ich wielkość. Nowa powłoka optyczna była także znacznie skuteczniejsza. Utrudniała zarówno wizualną, jak i laserową identyfikację. Dzięki temu radary, których większość flot używa do kontroli ognia na małą odległość, nie na wiele się przydawały. Ponieważ zasobniki nie wyglądały na swoją wielkość i kształtem nie kojarzyły się z zagrożeniem… i na tym właśnie Honor, Rafe i Jennifer oparli taktykę pierwszego ataku.

Pięć pełnych salw zasobników znalazło się za rufą okrętu, nie wzbudzając podejrzeń przeciwnika. Systemy odpalające każdego należącego do czterech pierwszych salw zostały zaprogramowane na taką zwłokę, by wystrzeliły rakiety dokładnie w momencie, w którym zrobią to zasobniki ostatniej salwy, nastawione na natychmiastowy ogień, gdy tylko znajdą się poza zasięgiem ekranu. I w ten sposób trzysta ciężkich rakiet pomknęło ku nie spodziewającym się niczego krążownikom.

Odległość od celu wynosiła mniej niż pół miliona kilometrów, a rakiety należące do najnowszej generacji mogły rozwijać przyspieszenie dziewięćdziesięciu dwóch tysięcy kilometrów na sekundę kwadrat. Czas lotu do najbliższego krążownika wynosił dwadzieścia cztery sekundy, do najdalszego dwadzieścia osiem. Trzy z nich: Hendrickson, Jarmon i Willis, nie miały żadnych szans. Każdy stanowił cel dla siedemdziesięciu pięciu rakiet, a żaden nie miał nawet uaktywnionej kontroli ognia, nie mówiąc już o uzbrojeniu antyrakietowym.

No bo niby dlaczego miałby mieć — przecież to oni byli myśliwymi polującymi na powolny, bezbronny frachtowiec. Wiedzieli o tym wszyscy na ich pokładach… albo raczej tak im się zdawało. Teraz kapitanowie wykrzykiwali gorączkowe rozkazy, obsady miotały się, a sternicy robili, co mogli, by choć ustawić się ekranem do przeciwnika. Jarmonowi nawet się to udało, co i tak nie zmieniło jego losu — rakiety starannie zaprogramowane przez Hughes miały dość paliwa nawet na skomplikowane manewry. Impulsowe głowice laserowe eksplodowały w tak niewielkich odległościach, że żadna osłona burtowa nie stanowiła przeszkody dla ich promieni. A nikt jeszcze nie zdołał zbudować ciężkiego krążownika, który przetrwałby taką lawinę ognia.


* * *

Osłupiały Warner Caslet gapił się na ekran taktyczny. Kątem oka widział potwierdzenie na ekranie wizualnym, ale nadal nie wierzył. Uwierzył dopiero, gdy oślepił go pierwszy błysk nuklearnego ognia oznaczający koniec pierwszego krążownika. Pozostałych dwóch nie dostrzegł, gdyż przy odległości zaledwie półtorej sekundy świetlnej nawet optyczne filtry hełmu nie były w stanie wystarczająco wytłumić blasku, by wzrok natychmiast wrócił do normy.

W głowie tłukła mu się tylko jedna myśl — skoro tak uzbrojony był zwykły Q-ship, to co będzie, kiedy Królewska Marynarka uzbroi w ten piekielny wynalazek (czym by on był) okręt liniowy?!


* * *

Blada jak trup Rayna Sherman przyglądała się bezradnie nadlatującym rakietom. Ponieważ za chwilę miała zażądać, by frachtowiec się poddał, czemu nieodmiennie towarzyszył strzał ostrzegawczy, kontrola ogniowa właśnie została uaktywniona. I dlatego choć załoga krążownika President Warnecke została zaskoczona dokładnie tak samo jak załogi pozostałych okrętów, komputery zauważyły zagrożenie i zareagowały, wystrzeliwując antyrakiety i ostrzeliwując inne rakiety z działek laserowych.

Obrona antyrakietowa okrętu była jednak zbyt słaba, i nawet mając stosowny czas na przygotowanie i wcześniejszą reakcję, Sherman nie zdołałaby uratować okrętu. Nawet superdreadnaught miałby poważne problemy, będąc celem siedemdziesięciu pięciu ciężkich rakiet, a President Warnecke był jedynie ciężkim krążownikiem. Dlatego większość pocisków dotarła do celu, a okrętem wstrząsnęła nie kończąca się seria trafień i wybuchów wtórnych. Promienie spolaryzowanego światła i wiązki Roentgena szerzyły w kadłubie śmierć, chaos i zniszczenie. Powietrze uchodziło ze zdehermetyzowanych przedziałów, alarmy wyły, ludzie ginęli, a dowodząca okrętem Sherman nie mogła nic zrobić.

Ekran okrętu zamigotał gwałtownie, gdy zniszczone zostały kolejno węzły alfa i beta. Połowa radarów i wszystkie czujniki grawitacyjne przestały istnieć, a sekcja łączności zmieniła się w pobojowisko. Oba ekrany burtowe — dwie trzecie uzbrojenia pokładowego — zniknęło. A ledwie działający ekran taktyczny pokazał sygnatury napędów tuzina kutrów rakietowych, które wyprysnęły nagle z obu burt „frachtowca”.

— Natychmiast nadać, że się poddajemy! — krzyknęła Sherman.

— Nie mogę! — wrzasnął spanikowany oficer łączności. — Na stanowisku głównym i zapasowym nie przeżył nikt!

Sherman poczuła, jak serce jej zamiera — „frachtowiec” właśnie kończył obrót, ustawiając się burtą do krążownika. Mógł być tylko jeden powód tego manewru, a ona nawet nie mogła się poddać. Chyba że…

— Wyłączyć ekran!

Oficer astrogacyjny utkwił w niej nierozumiejący wzrok, nim dotarło doń, że tak właśnie w ostateczności sygnalizuje się poddanie okrętu. Gorączkowo sięgnął do właściwego przycisku…


— Działa wycelowane! — oznajmiła spokojnie Hughes, ledwie Wayfarer zakończył obrót.

I otworzyła ogień.


* * *

Grasery, podobnie jak lasery, są bronią działającą z prędkością światła i dlatego Rayna Sherman nie miała nawet szansy zrozumieć przed śmiercią, że znalazła drogę ucieczki z obłędu, w który wciągnął ją Warnecke. Promienie niosące śmierć przybyły bowiem prędzej, niż dowiedziała się, że zostały wystrzelone.


* * *

— I to by było na tyle — oceniła cicho Honor, patrząc na ekran wizualny, na którym gasła czwarta i ostatnia miniaturowa supernowa.

Загрузка...