ROZDZIAŁ VII

Honor odchyliła się na oparcie fotela i rozmasowała bolące skronie. Została zakwaterowana w „rzędzie kapitańskim” na stacji Vulcan do czasu, dopóki nie będzie mogła przenieść się do swej kwatery na pokładzie okrętu, i musiała przyznać, że kabina była duża i wygodna jak na standardy Królewskiej Marynarki. Naturalnie była mniejsza od czekającej na krążowniku pomocniczym i znacznie mniejsza niż apartamenty admirała na Terrible, ale cóż, była chwilowo tylko kapitanem. Nie miała zresztą zbyt wielu okazji do korzystania z oferowanych przez tymczasowe lokum wygód. Prawdę mówiąc, nie miała nawet czasu, by ćwiczyć w sali gimnastycznej dla wyższych oficerów istniejącej na terenie Vulcana, gdyż zalewał ją nieustanny potok papierkowej roboty. Nie dość, że obejmowała nowy okręt, to na dodatek będący jeszcze w stoczni, co zwiększało ilość dokumentów. Musiała też przeglądać papiery związane z tworzeniem eskadry, a wszystko to odbywało się w przyspieszonym tempie i w efekcie ledwie miała czas na krótki sen.

Nie była w tym osamotniona — Rafe walczył z podobnym zalewem dokumentów, bowiem kapitan dowodził okrętem i był odpowiedzialny za wszystkie aspekty jego działania i bezpieczeństwa, a pierwszy oficer okrętem zarządzał. Oznaczało to, iż na jego głowie było zaplanowanie wacht, dopilnowanie dostaw zapasów, organizacja szkoleń, przeglądów i wszystkie inne sprawy składające się na sprawne funkcjonowanie okrętu i załogi. Powinien też osiągnąć to w ten sposób, by kapitan nie musiał na nic zwracać uwagi i niczym nie zaprzątać sobie głowy. Nie było to łatwe zadanie, ale wykonalne — dlatego właśnie każda flota w ten sposób ostatecznie testowała każdego oficera, który w przyszłości miał otrzymać dowództwo własnego okrętu. Jeśli podołał obowiązkom zastępcy, oznaczało to, że się nadawał. Już choćby to wypełniało Cardonesowi cały czas, a na dodatek Admiralicja nie przyznała Honor sztabu, mimo że miała dowodzić nie tylko swoim krążownikiem pomocniczym, ale i trzema innymi. W sumie było to sensowne posunięcie, ponieważ najprawdopodobniej każdy z nich będzie działał samodzielnie, z rzadka w parze z innym, ale chwilowo oznaczało to, iż Rafe oprócz obowiązków pierwszego oficera HMS Wayfarer musiał przejąć też rolę kapitana flagowego.

Pomimo tego jednak i mimo iż pośpiech zwiększał presję, Rafe radził sobie doskonale. Wziął też na siebie koordynację prac ze stoczniowcami, a do spółki z matem Archerem, pisarzem okrętowym, przeglądali wszystkie dokumenty dotyczące okrętu czy eskadry, nim trafiły na jej biurko. Doceniała te wysiłki, ale w większości wypadków wszystko, co ci dwaj mogli zrobić, to uporządkować papiery i podzielić je na te, które wymagały jedynie jej podpisu, i na te, co do których decyzję musiała podjąć sama. Okazali się w tym naprawdę dobrzy.

Przetarła oczy, upiła łyk kakao z kubka, który Mac jak zwykle bezszelestnie pozostawił na blacie, i wróciła do raportu. Archer podświetlił podsumowanie każdej z części, a z większością dał sobie radę Rafe, umieszczając stosowne rozwiązania. Dwa nie były takie, jakie sama by wybrała, ale wyglądały na wykonalne i być może stanowiły najlepszy wariant. Najważniejsze było co innego — były to jego decyzje, bo do niego należało ich podjęcie. Musiała je naturalnie zatwierdzić, ale miał prawo działać po swojemu tak długo, jak długo dzięki niemu okręt był skuteczną bronią gotową do użycia w każdej chwili. Dlatego nie miała zamiaru zmieniać jego decyzji, o ile czegoś poważnie nie sknoci. A szansę na coś takiego praktycznie równały się zeru.

W końcu dotarła do ostatniego akapitu, przeczytała go i z ulgą podpisała. Po czym westchnęła, tym razem z satysfakcją — cały półmegowy dokument wymagał podjęcia zaledwie sześciu decyzji, resztę załatwił Cardones, co było znacznie lepszym wynikiem niż się spodziewała. Zapisała swoje poprawki i wysłała całość Archerowi. Po czym wywołała na ekran kolejny dokument. Widząc nagłówek jęknęła — hydroponika. Serdecznie nienawidziła wszystkiego, co było z tym związane, zwłaszcza inwentaryzacji, które ciągnęły się w nieskończoność. Sięgnęła po kakao i posłała zazdrosne spojrzenie Nimitzowi pochrapującemu na swojej grzędzie. A potem zacisnęła zęby i zabrała się do roboty.

Na szczęście po paru minutach rozległ się brzęczyk przy drzwiach. Uniosła głowę zadowolona z przerwy, choć nie znała jej przyczyn. Każda jednakże była mile widziana, toteż natychmiast wdusiła klawisz interkomu.

— Tak?

— Ma pani gościa, milady — rozległ się głos LaFolleta. — Przybył oficer kontroli lotów i chciałby się zameldować.

— Aha. — Honor zaskoczona potarła czubek nosa.

Było to jedyne stanowisko, na które wspólnie z Cardonesem nie potrafili znaleźć nikogo. Skoro więc Rafe sam wyszukał kandydata i nie uzgodnił z nią tego, musiał to być ktoś o doskonałym przebiegu służby i świetnych predyspozycjach.

— Poproś go, by wszedł, Andrew — poleciła i wstała.

Drzwi otworzyły się i ku jej zdumieniu nie pojawił się w nich LaFollet, który miał zwyczaj wprowadzania gości. Co prawda szansa na pojawienie się zabójcy na pokładzie Vulcana była mniej niż znikoma, nie mówiąc już o tym, że pojęcia nie miała, kto też miałby go wynająć, ale LaFollet miał swoje zasady. Skoro nie zakazała mu eskortowania tego konkretnego gościa, jego nieobecność była świadectwem szokującego odstępstwa od zawodowej podejrzliwości. W następnej chwili w progu pojawił się młody porucznik i zrozumiała, co kierowało dowódcą jej osobistej ochrony. I uśmiechnęła się radośnie.

— Porucznik Tremaine melduje swoje przybycie, ma’am! — wyrecytował Scotty i wyprężył się niczym na placu apelowym na wyspie Saganami.

W ślad za nim wmaszerował barczysty bosmanmat wyglądający na solidnie poobijanego przez życie i oddał jej honory równie starannie, stając o krok z prawej i pół kroku za Scottym.

— Bosmanmat, artylerzysta Harkness, melduje swoje przybycie, ma’am! — oznajmił dudniącym głosem.

Uśmiech Honor zmienił się w radosny śmiech, gdy obeszła biurko i uścisnęła dłoń Scotty’ego.

— Straszny duecik, proszę, proszę? Kto pozwolił wpuścić was na mój okręt? — powitała ich, używając nieoficjalnego, ale najpopularniejszego określenia, pod którym od lat byli znani.

— Cóż… komandor Cardones mówił, że jest zdesperowany, ma’am — odparł ze śmiertelną powagą Tremaine. — Skoro nie mógł znaleźć wykwalifikowanego personelu, stwierdził, że będzie musiał pomęczyć się z nami.

— Do czego ta marynarka doszła?! — jęknęła ze zgrozą, puszczając jego dłoń i wyciągając prawicę ku Harknessowi.

Podoficer o twarzy zawodowego boksera z długim stażem wyglądał przez moment na zakłopotanego, nim w końcu ujął ją delikatnie.

— Prawdę mówiąc, ma’am, to dawno już powinienem dostać przeniesienie z Prince’a Adriana — dodał poważniej Tremaine. — Byliśmy na orbicie Gryphona i dostaliśmy rozkaz przydziału do 6. Floty. Gdyby nie to, kapitan McKeon zjawiłby się osobiście. Zaraz potem dostał rozkaz oddelegowania piętnastu ludzi, w tym oficera, do pani dyspozycji i stwierdził, że obejdzie się beze mnie. Mówił coś, że ma dość mojego widoku i że najwyższy czas, żebym trafił pod rozkazy kogoś, kto zdoła „powściągnąć moje rozbisurmanienie”. Nie mam pojęcia, o co mogło mu chodzić…

Ostatnie zdanie wygłosił tonem uciśnionej niewinności.

— Oczywiście, że nie masz pojęcia — zgodziła się równie niewinnie Honor.

Chorąży Prescott Tremaine odbył pierwszy przydział bojowy razem z nią na placówce Basilisk. Był też z nią w systemie Yeltsin, kiedy wszystko się zawaliło… Był z nią w bazie Blackbird, gdy dowiedziała się, co banda religijnych zboczeńców z Masady zrobiła z jeńcami z HMS Madrigal i choć nigdy o tym nie rozmawiali i nigdy nie będą rozmawiać, uratował wówczas jej karierę. Niewielu podporuczników miałoby odwagę fizycznie powstrzymać swojego dowódcę eskadry, kiedy ten wpadł w amok.

— Cóż… — Honor zmusiła się do skupienia uwagi na Harknessie. — Widzę, że w końcu udało się przeskoczyć zaczarowaną granicę, panie bosmanmacie.

Harkness zaczerwienił się, co należało do prawdziwych ewenementów. A granica przez długi czas była dlań zaczarowana, ponieważ mimo wieloletniej służby i faktu, iż był doskonałym rakietowcem, nie mógł jakoś awansować wyżej mata. To znaczy awansował — na pomocnika bosmańskiego z piętnaście razy, ale nigdy nie na długo. Jego konflikty z celnikami i z członkami Royal Manticoran Marine Corps (tymi ostatnimi wyłącznie po służbie) były wręcz legendarne, dopóki nie spotkał Scotty’ego. Honor nie do końca pojmowała jak to działało, ale obaj stali się nierozłączni — gdzie Tremaine dostał przydział, tam w krótkim czasie pojawiał się Harkness, i nikt nie był w stanie nic na to poradzić. Możliwe że nikt nie próbował, zdając sobie sprawę, jak doskonały duet tworzyli. Dzięki tej znajomości Harkness nie tylko utrzymał w końcu stopień pomocnika bosmańskiego, ale i awansował na bosmanmata i to już jakiś czas temu, z tego co słyszała.

— Uh… tak, ma’am… to jest, milady — wykrztusił Harkness.

— Byłabym zadowolona, gdyby tak zostało. Co prawda nie przewiduję żadnych kontaktów z celnikami — rumieniec Harknessa nabrał w tym momencie głębszego odcienia. — Ale będziemy mieli na pokładzie pełen batalion Marines i gdybyśmy zawinęli gdzieś, gdzie byłaby okazja wyjścia na przepustkę, cieszyłabym się, gdyby nikt z załogi nie próbował zmniejszyć liczby zdolnych do służby żołnierzy Korpusu.

— Nie ma obawy, ma’am — zapewnił ją Tremaine radośnie. — Bosmanmat już nie oddaje się podobnym rozrywkom. Żonie by się nie podobały.

— Żonie?! — Honor zamrugała gwałtownie oczami i spojrzała z takim zaskoczeniem na Harknessa, że ten przybrał niezdrową barwę głębokiego szkarłatu. — To prawda?

— No… tak jest, milady… będzie z osiem miesięcy.

— Naprawdę? Gratulacje! Kto jest szczęśliwą wybranką?

— Sierżant major Iris Babcock, ma’am! — zameldował z diabelskim błyskiem w oczach Scotty.

Harkness zaczął okazywać wszelkie objawy chęci zapadnięcia się pod pokład, a Honor zachichotała. Nic nie mogła na to poradzić, choć nienawidziła własnego chichotu, wiedząc, że brzmi on tak, jakby wydająca go osoba właśnie urwała się ze szkoły, ale szok był tym razem zbyt silny. Harkness i Iris Babcock stanowili parę, której nie była sobie w stanie wyobrazić, ale ani przez moment nie wątpiła, że Scotty powiedział prawdę — widać to było po minach ich obu. Zmusiła się do spokoju, co kosztowało ją sporo wysiłku i trochę czasu, ale gdy się odezwała, mówiła prawie normalnym głosem.

— To wspaniała nowina, bosmanmacie!

— Dziękuję, milady — Harkness spojrzał bykiem na Tremaine’a i niespodziewanie uśmiechnął się z zażenowaniem. — To w sumie dobrze wyszło… nigdy nie myślałem, że spotkani Marine, którego choćby polubię, a tym bardziej…

Urwał i wzruszył wymownie ramionami.

— Naprawdę się cieszę, że tak wyszło — powiedziała cicho Honor, ściskając jego ramię, i była to prawda.

Iris Babcock była wzorem Marine, o idealnej wręcz karierze. Była też doskonała w walce zarówno typowej, jak i wręcz. Była najlepsza w corps de vitesse ze wszystkich znających tę sztukę walki, jakich Honor w życiu spotkała. Związek tych dwojga nigdy nie przyszedłby jej do głowy, acz Babcock była dokładnie tym typem kobiety, która mogła spowodować poważne i trwałe zmiany w zachowaniu Harknessa. I była również na tyle rozsądna, by poznać się na tym, jakim naprawdę człowiekiem jest Harkness.

— Dziękuję, milady — powtórzył Harkness.

— Doskonale. Teraz rozumiem, dlaczego Rafe obsadził cię na tym stanowisku, Scotty. Miałeś okazję rozejrzeć się po hangarach?

— Jeszcze nie, ma’am.

— To radzę ci, obejrzyj je. Sądzę, że będziesz zadowolony. Najlepiej zresztą obaj je obejrzyjcie. Będziesz współpracował z major Hibson, którą, jak sądzę, pamiętasz z grup abordażowych, i komandorem Harmonem, dowódcą naszych kutrów rakietowych, ale jak na razie żadne z nich jeszcze nie przybyło. Jest za to sierżant major Hallowell: znajdź go i zabierz ze sobą. Minie jeszcze kilka dni, nim będziemy mogli opuścić stocznię, toteż jeśli przyjdą ci do głowy jakieś drobne zmiany, to daj znać mnie albo pierwszemu do kolacji.

— Aye, aye, ma’am! — Tremaine wyprężył się jak struna, a Harkness poszedł za jego przykładem.

— Jesteście wolni, panowie — oznajmiła i obserwowała z uśmiechem, jak wychodzą.

Dobrze, że spotkanie nie nastąpiło na pokładzie okrętu — tu mogła sobie pozwolić na porzucenie formalności, nie narażając się na to, że zostanie to uznane za faworyzowanie, a naprawdę była zachwycona, że będzie ich obu miała w załodze. Listy załóg, jeśli chodzi o oficerów, i podoficerów były już prawie kompletne i rzeczywiście prezentowały się tak doskonale, jak admirał Cortez obiecał. Członkowie załóg dla równowagi wyglądali na mieszankę żółtodziobów i szumowin, tak jak się tego obawiał. Takie miłe niespodzianki jak ta pomagały jej zachować wiarę w przyszłość i we własne umiejętności.

Potrząsnęła głową z niedowierzaniem i roześmiała się — zaloty Harknessa do Iris musiały być zaiste niecodzienne i żałowała, że ich nie widziała. W radośniejszym nastroju wróciła na fotel i zajęła się działem hydroponicznym.


* * *

Zebrani oficerowie wstali, gdy Honor weszła do sali odpraw wypożyczonej na tę okazję przez admirała Georgidesa. Krok za nią i po bokach szli Cardones i LaFollet. Jamie Candless zajął pozycję na korytarzu, pilnując drzwi, które się za nimi zamknęły. Honor podeszła do fotela stojącego u szczytu długiego konferencyjnego stołu i usiadła. Pozostali zrobili to samo i korzystając z okazji, Honor przyjrzała się im uważnie po kolei.

Drugi szczyt stołu zajmowała złotowłosa i zielonooka Alice Truman, która sześć lat temu była jej zastępcą w systemie Yeltsin. Obok niej siedziała komandor Angela Thurgood, pierwszy oficer HMS Parnassus. Była również złotowłosa, choć nie zielonooka — dwie blondynki przy jednym stole stanowiły niecodzienny obrazek, gdyż ten kolor włosów nie był aż tak popularny w Królestwie Manticore. Swego rodzaju tradycją jednak stało się, że gdy Honor spotykała się z Alice, jej najstarszy rangą podwładny miał tenże kolor włosów niezależnie od płci.

Po lewej zasiadał kapitan Allen MacGuire, dowódca HMS Gudrid. Był niewysoki, o dwadzieścia pięć centymetrów niższy od Honor, i także jasnowłosy. Tylko jego nie znała spośród dowódców okrętów, ale już odkryła, że ma zdrowe poczucie humoru i jest inteligentny w specyficzny, przenikliwie praktyczny sposób. Objawiło się to tym, że jego bliska współpraca z komandorem Schubertem od chwili przybycia zaowocowała skróceniem pobytu okrętu w stoczni o trzy dni — co wcześniej Schubert uważał za niemożliwe.

Jego pierwszy oficer, komandor Courtney Stillman, była znacznie od niego wyższa — co prawda do Honor nadal brakowało jej z dziesięć centymetrów, ale i tak górowała solidnie nad swym dowódcą. Stanowili dziwną parę i to nie tylko z uwagi na różnicę wzrostu: Stillman miała ciemną karnację i prawie czarne oczy, a czarne włosy nosiła tak krótko ścięte jak Honor jeszcze cztery lata temu. Wydawała się też całkowicie pozbawiona poczucia humoru, ale jakoś dogadywała się z MacGuire’em.

Kolejny był kapitan Samuel Houston Webster, dowódca HMS Scheherazade. On też był z Honor na placówce Basilisk i omal nie zmarł tam z odniesionych ran. Służyli też razem na stacji Hancock — Honor dowodziła okrętem flagowym admirała Sarnowa, a Webster należał do jego sztabu. Awans dawno mu się należał i to nie dlatego, że był z „tych Websterów”, o czym świadczył niezaprzeczalnie charakterystyczny podbródek. Nie potrzebował rodzinnych wpływów (a jego ród był obecny w szeregach kadry oficerskiej Royal Manticoran Navy od zawsze), gdyż jego własne umiejętności w pełni zasługiwały na szacunek i uznanie.

Ostatnim obecnym był jego zastępca, komandor Augustus DeWitt. Jego Honor także nie znała, ale sprawiał wrażenie kompetentnego i pewnego siebie. Miał brązowe oczy i włosy oraz skórę tak ciemną jak Stillman, ale sprawiającą wrażenie, jakby jej właściciel dopiero co przestał mieszkać na otwartej przestrzeni, co było typowe dla wszystkich mieszkańców planety Gryphon.

Gryphon miał najmniejszą populację z zamieszkanych planet układu Manticore — jak twierdzili mieszkańcy pozostałych dwóch — dlatego, że tylko wariat mógł żyć w świecie o takim klimacie, ale to właśnie z tej planety pochodziła nieprawdopodobnie liczna grupa doskonałych oficerów i podoficerów. Prawie wszyscy zresztą uważali, że mają moralny obowiązek opiekować się niedojdami wychowanymi i urodzonymi na pozostałych planetach.

Była zdania, że stanowią dobry zespół, choć było nieco za wcześnie, by ocenić to obiektywnie. Honor jednak ufała swojemu instynktowi i doświadczeniu. Żadne z obecnych nie traktowało tego przydziału ani jak pikniku, ani jak zesłania, co było doskonałym objawem. Uśmiechnęła się do nich i rozpoczęła odprawę.

— Właśnie dostałam wiadomość, że kolejna grupa personelu pokładowego licząca pięćset osób przybędzie na stację o piątej trzydzieści. Nie mamy jeszcze kompletnych informacji, ale wygląda na to, że będziemy mogli zacząć obsadzać załogę twojej maszynowni, Allen.

— Doskonała wiadomość, milady — ucieszył się MacGuire. — Komandor Schubert jutro powinien być gotów do testów reaktora numer dwa i chciałbym mieć obsadę maszynowni w komplecie, gdy to nastąpi.

— Wygląda na to, że będziesz miał — oceniła i przeniosła spojrzenie na Truman. — Otrzymałam też oficjalne rozkazy i potwierdziło się, że nasze zadanie będzie tak trudne, jak myśleliśmy.

Uaktywniła holoprojektor i nad stołem pojawiła się mapa ukazująca fragment galaktyki. Nierówna żółta kula była obszarem Konfederacji Silesiańskiej. Jej najbliższa granica znajdowała się o sto trzydzieści pięć lat świetlnych na północny zachód od Królestwa Manticore. Było to Imperium Andermańskie, a z Gwiezdnym Królestwem łączyła je cienka czerwona linia oznaczająca odgałęzienie Manticore Wormhola. Na skraju holoprojekcji widać było fragment czerwonej przestrzeni — Ludową Republikę Haven oddaloną o sto dwadzieścia pięć lat świetlnych na północny wschód od Manticore i sto dwadzieścia siedem lat świetlnych od Konfederacji w miejscu, gdzie ich granice znajdowały się najbliżej. Pośrodku nich płonął złoty symbol oznaczający system i terminal Basilisk. Jedno spojrzenie na tę mapę wystarczało, by pojąć wszystkie zalety i niebezpieczeństwa astrograficznego położenia Gwiezdnego Królestwa Manticore. Honor odczekała chwilę, odchrząknęła i oświadczyła:

— Po pierwsze, od trzeciej trzydzieści dziś oficjalnie nazywamy się Grupą Wydzieloną 1037. Brzmi to nader dumnie, realia znamy wszyscy, ale przynajmniej mamy teraz oficjalny kryptonim.

Kilkoro z obecnych uśmiechnęło się, Honor zaś wskazała na mapę i kontynuowała znacznie poważniejszym już tonem, podświetlając odpowiednie fragmenty w miarę referowania.

— Jak wiecie, naszym celem jest sektor Breslau na zachodnim skraju Konfederacji. Najkrótsza trasa prowadzi przez terminal Basilisk i dalej na zachód przez obszar Konfederacji. Jednakże Admiralicja zdecydowała się wysłać nas innym szlakiem, przez terminal Gregor i teren Imperium. Czasowo będzie to około dwadzieścia pięć procent dłużej, co daje nam więcej czasu na zgranie załóg i ma także inne zalety.

Zamilkła, obserwując przerywaną linię biegnącą z systemu, w którym znajdował się terminal, aż do sektora Breslau. Przeniosła wzrok na zebranych, badając ich reakcje, gdy przyglądali się mapie, i dopiero po dłuższej chwili odezwała się ponownie. Wcześniej nadusiła jeden z przycisków na klawiaturze i na mapie pojawiła się seledynowa linia łącząca Manticore z Gregorem, potem biegnąca przez serce Konfederacji do systemu Basilisk i wracająca do Manticore. Na mapie widniał seledynowy trójkąt.

— Admiralicja chce, żebyśmy ruszyli Trasą Trójkąta, dlatego że znacznie spadł na niej ruch frachtowców. Nadal jest spory, ale wielu przewoźników wybiera dalsze trasy, byle trzymać się jak najdalej od strefy działań wojennych. Placówka Basilisk jest co prawda wystarczająco silna, by odeprzeć każdy rajd Ludowej Marynarki, a Home Fleet znajduje się zaledwie o krótki tranzyt od niej, ale nikt nie płaci załogom i przewoźnikom za ryzykowanie ładunku. Większość naszych statków korzysta z terminalu Gregor i dociera do Konfederacji od południa, co nie jest niczym nowym, ponieważ robią to od lat, gdyż dzięki temu najpierw zawijają do portów Imperium. Zmianą i to poważną jest natomiast to, że wracają także przez terminal Gregor, zamiast lecieć do terminalu Basilisk i zamknąć trójkąt, jak to miało miejsce do tej pory. Admiralicja pragnie, byśmy nie wzbudzali podejrzeń, dopóki nie dobierzemy się piratom do skóry, toteż logicznym jest wybór trasy, którą lata większość frachtowców. Tak, Alice?

— Czy władze Imperium zostały uprzedzone o naszym przybyciu? — odezwała się Truman, która wcześniej uniosła dłoń, sygnalizując chęć zadania pytania.

— Wiedzą tylko o przylocie czterech frachtowców.

— Ich flota jest dość czuła na punkcie terminalu Gregor, milady — odezwał się MacGuire. — A na dodatek będziemy potem musieli przelecieć przez spory kawał ich terenu.

— Rozumiem, o co ci chodzi, ale to nie powinno stanowić problemu — odparła Honor. — Imperium uznało nasz traktat z Republiką Gregor, kiedy, jak to oficjalnie określa, „weszło w posiadanie” Gregora B czterdzieści lat temu. Może nie jest to dla nich powód do radości, ale nie występują przeciwko nam i nigdy nie próbowali twierdzić, że Gregor A nie należy prawnie do nas. Nigdy też nie mieli nic przeciwko temu, że troszczymy się o bezpieczeństwo terminalu. Wiedzą też, jakie kłopoty mamy w Konfederacji, i choć nie rozpaczają z tego powodu, gdyż wszystko, co zmniejsza naszą aktywność w tym rejonie, pozwala im zwiększyć własną, przyznali prawo wolnego przelotu eskortom naszych konwojów. Oficjalnie będziemy po prostu kolejnym konwojem, a ponieważ nie będziemy wieźli żadnych ładunków przeznaczonych do ich portów, odpada sprawa kontroli celnej. Nie powinni w ogóle zdać sobie sprawy, że nie przybyliśmy na zwykłych statkach handlowych.

— Dopóki nie zaczniemy wykańczać piratów, milady — zauważyła Truman. — Wtedy się dowiedzą i będą wiedzieli, jak dotarliśmy do Breslau. A to może przy naszym powrocie mieć swoje reperkusje.

— Jeśli tak się stanie, to będzie to problem MSZ, natomiast sądzę, że nie dojdzie do tego. Władze Imperium nie będą już w stanie nic na to poradzić, nie ryzykując incydentu z Królestwem, a tego nie będą chciały.

Odpowiedziały jej zgodne potaknięcia — wszyscy wiedzieli, że Imperium od ponad siedemdziesięciu lat ostrzyło sobie zęby na Konfederację, o co trudno było mieć pretensje, ale robiło to w nienachalny sposób i czekało stosownej okazji, która dotąd nie nastąpiła. Najspokojniejszy nawet sąsiad miałby ochotę na radykalne rozwiązanie, gdyż słabość rządu Konfederacji i chaos panujący na całym praktycznie jej obszarze nie sprzyjały handlowi. Dodatkowo wpływały na pogorszenie sytuacji majątkowej społeczeństwa, które z męczącą regularnością miało do czynienia z jakąś uzbrojoną frakcją separatystyczną. No i prowokowały nieustannie incydenty na północnej granicy Imperium. Kilka z nich spowodowało wysłanie ekspedycji karnych przez imperialną marynarkę, ale ta z zasady zachowywała się na terenie Konfederacji nader dyskretnie. A była to wina Royal Manticoran Navy.

Wielu premierów Królestwa Manticore tęsknie spoglądało na Konfederację, jako że jedynie Imperium stanowiło większy rynek dla produktów Królestwa, toteż chaos w tym rejonie odbiłby się niekorzystnie na giełdzie Landing. Rząd musiał to brać pod uwagę, podobnie jak i to, że obecna sytuacja kosztowała nie tylko utratę statków i ich ładunków, ale również życie załóg. Na zmiany w samej Konfederacji można byłoby liczyć tylko, gdyby zmienił się tam rząd i nastąpiło znaczące wzmocnienie jego władzy. Ponieważ było to raczej niemożliwe, Honor podejrzewała, iż rząd księcia Cromarty’ego — gdyby mógł — dawno już wprowadziłby stosowne zmiany innymi sposobami. Niestety wywołałoby to zgodny wrzask całej opozycji i zarzuty „imperialistycznego awanturnictwa i niedopuszczalnych zapędów agresorskich”. Zamiast więc raz a porządnie wyczyścić to gniazdo żmij, Królewska Marynarka bawiła się w policję, sprzątając je od ponad pół wieku. Sprowadzało się to do utrzymywania bezpiecznych tras przelotowych i nieingerowania w wewnętrzne masakry. Jak długo nie przeszkadzało to w przelotach i nie odbijało się stratami statków, tak długo obywatele Konfederacji mogli się wyrzynać w imię czego tylko chcieli.

Obecność Królewskiej Marynarki była równocześnie jedynym czynnikiem przeszkadzającym ostatnim pięciu władcom Imperium Andermańskiego w zajęciu dużych części Konfederacji. Z początku powód był prosty — RMN była o ponad jedną trzecią większa od Imperialnej Marynarki. Od chwili zaś, gdy Republika Haven ujawniła ekspansjonistyczne skłonności, Imperium odkryło dodatkowy powód do opanowania: Królestwo Manticore stanowiło skuteczną blokadę na drodze Haven i lepiej było, aby tak zostało. Stan ten trwał prawie pięćdziesiąt lat standardowych, a kiedy wreszcie wojna między Królestwem i Ludową Republiką stała się faktem i siły Royal Manticoran Navy zostały w większości wycofane z obszaru Konfederacji, Imperium stanęło wobec dylematu. Z jednej strony mogło spróbować zaanektować rozmaite terytoria przygraniczne z dużym prawdopodobieństwem, że Królestwo Manticore na to nie zareaguje. Z drugiej nie można było mieć pewności co do tego braku reakcji, a na walkę z Królewską Marynarką nikt nie miał ochoty. Zresztą nie tylko na walkę, nawet na ochłodzenie stosunków — barykada sprawdzała się tak długo, toteż nikomu nie zależało, by ją znieść czy osłabić.

Tak przynajmniej oceniali sytuację analitycy Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz wywiad floty. Honor była skłonna się z nimi zgodzić, co nie oznaczało, że Alice i MacGuire żywili nieuzasadnione obawy. Grupa Wydzielona 1037 miała działać zupełnie samodzielnie, toteż do niej jako jej dowódcy należało załatwianie wszystkich dyplomatycznych problemów, w miarę jak się będą pojawiać.

Nie była to miła świadomość, ale nic na to nie mogła poradzić, a co gorsza było to najlogiczniejsze rozwiązanie.

— W każdym razie prawdziwe zadanie rozpoczniemy po dotarciu do sektora Breslau — podjęła. — Admiralicja pozostawiła do naszego uznania konkretne metody działania, a ja jeszcze nie zdecydowałam, czy będziemy działać w parach, czy pojedynczo. Obie metody mają swoje wady i zalety, toteż chcę najpierw sprawdzić pewne kwestie w symulacjach. Mam nadzieję, że po ukończeniu prób odbiorczych będziemy mieli czas na wspólne manewry, ale nie zakładałabym się o to. Tak jak w tej chwili oceniam sytuację, to im bardziej się rozdzielimy, tym więcej przestrzeni będziemy w stanie patrolować równocześnie. Jak długo będziemy mieli do czynienia z typowymi piratami, każdy z naszych okrętów będzie miał wystarczająco dużą siłę ognia, by zniszczyć wszystko, co napotka.

Ponownie wszyscy zgodzili się z tą oceną. Poza Websterem wszyscy kapitanowie mieli za sobą loty jako dowódcy w przestrzeni Konfederacji, jako że służba tam dawała jedyne bojowe doświadczenia dla oficerów Royal Manticoran Navy przez ostatnie sto lat standardowych. Dlatego też Admiralicja wysyłała tam na tury bojowe wszystkich obiecujących oficerów. Rafe na przykład przebywał dwa lata na obszarze Konfederacji jako oficer taktyczny ciężkiego krążownika HMS Fearless. Webster, DeWitt i Stillman także gromadzili doświadczenia, służąc na tym terenie, ale nie jako samodzielni dowódcy. Gdyby zliczyć indywidualne okresy służby, wyszłoby na to, że zgromadzeni mimo niskich stopni spędzili na obszarze Konfederacji prawie dwadzieścia lat, co bez wątpienia miało wpływ na wybór akurat ich do tego zadania.

— Teraz kolejna sprawa — oznajmiła energiczniej Honor. — Nikt z nas nigdy nie dowodził statkiem-pułapką, a nikt w całej Królewskiej Marynarce nie dowodził jednostką o tak przedziwnym uzbrojeniu, więc będziemy uczyć się w praktyce, jak je najskuteczniej stosować. Nasze doświadczenia będą stanowiły podstawę dla doktryny użycia pozostałych okrętów tej klasy i dlatego chciałabym, abyśmy już teraz zaczęli narady na ten temat. Proponuję byśmy rozpoczęli od tego, jak najlepiej użyć kutrów rakietowych.

Odczekała, aż obecni wyjmą notesy, podłączą je do wbudowanego w stół komputera i uaktywnią, nim przeszła do szczegółów.

— Wydaje mi się, że najważniejszym jest ustalenie dogodnego momentu ich użycia. Chodzi o to, by znalazły się w przestrzeni wystarczająco szybko, ale nie za szybko. Musimy wiedzieć, w jakim czasie mogą alarmowo wystartować, co wymaga ćwiczeń. Mam zamiar zorganizować próby z naszymi okrętami wojennymi, co da nam rozeznanie, z jakiej odległości staną się wykrywalne i czy da się je ukryć, przesłaniając ekranem, a wypuszczając w przestrzeń po przeciwnej stronie, niż znajduje się cel. Musimy też zgrać ich centrale artyleryjskie z naszą i stworzyć spójny system sterowania ogniem, a zwłaszcza obroną przeciwrakietową. To ostatnie jest nader istotne, biorąc pod uwagę brak opancerzenia i nader słabe osłony burtowe, jakimi dysponujemy. Alice, chciałabym, abyś zajęła się przygotowaniem serii symulacji…

Obecni zaczęli robić notatki, a kapitan lady Honor Harrington kolejno omawiała czekające ich wyzwania.

Загрузка...