PERSONALIA

Niełatwo jest odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu bohaterowie książki odpowiadają postaciom historycznym. Jak wiadomo, każdy utwór, który powstał na bazie realnych wydarzeń, nawet choćby niemal na gorąco, grzeszy subiektywnością ocen. Niekiedy ten subiektywizm jest zamierzony (jak w przypadku opowieści Stokera o Drakuli – prawdziwy Vlad „Drakula” Tepes podobny jest do swego literackiego brata tym tylko, że obaj działali w podobnym miejscu i czasach). Niekiedy jest pozorny, w rzeczy samej wrogi, choć jego źródłem sąjak najszlachetniejsze pobudki

– wystarczy wspomnieć głośne prace pierwszego recenzenta „Wybrakówki” I. Bolszakowa: „Kremlowskie Gwiazdy Syjonu”, czy „Epoka genocydu”. Klasyczny to przykład – autor nie mogąc pokonać swojej wrogości tak skondensował barwy, że z publikacji pierwszej z książek rosyjskie wydawnictwa w ogóle zrezygnowały, a drugiej nie da się czytać bez sarkazmu. Przypadkami celowego zafałszowania, albo braku elementarnej znajomości tematu w ogóle nie warto się zajmować. Jest jeszcze jeden wariant – autor uczciwie odmalowuje sytuację, ale wszystko przepuszcza przez pryzmat własnego widzenia osób i postaci. Do tej grupy utworów należy dokument „ASB od wewnątrz”, albo omawiana „Wybrakówka”.

Z jednej strony sami nie oczekiwaliśmy, że tak łatwo będzie można odnaleźć prawdziwe nazwiska całego szeregu prototypów postaci powieściowych. Ale autor „Wybrakówki” zostawił nam mnóstwo wyraźnych znaków, przy czym bynajmniej nie bawił się w subtelności. Najpewniej najbardziej prostą (zabawną? świetną? niegodną?) wydała mu się metoda elementarnego żonglowania nazwiskami. Nie na darmo daje nam przykład generowania nazwisk, zaczynając od swojego Pawła Gusiewa.

Nie wiadomo, czy dałoby się przeprowadzić efektywną rekonstrukcję, gdyby nie uprzejma pomoc Wszechświatowej Fundacji Weteranów Służb Operacyjnych. Pracownicy Fundacji, której mafijno-klanowy charakter do tej pory wywołuje mnóstwo nieprzychylnych komentarzy, przeprowadzili ogromną pracę ustalając tożsamość współpracowników najrozmaitszych (a w niektórych wypadkach zdumiewająco niezwykłych) tajnych agend rządowych. Podkreślamy, że oficjalne cele Fundacji są czysto badawczej, historycznej natury. Właśnie pracownikom Fundacji – czego zresztą należało się spodziewać – udało się dotrzeć do tych asbeków, którzy z wielorakich przyczyn pozostali przy życiu i można było z nimi porozmawiać w połowie naszego wieku. Niektórzy z nich okazali się dobrze poinformowani i z chęcią przekazali Fundacji wiadomości, których nie podajemy w wątpliwość, ponieważ nie mamy po temu żadnych podstaw.

Niestety, optymizm, którym karmiliśmy się na początku tych prac, szybko ustąpił miejsca rozczarowaniu. Owszem, jak się tego należało spodziewać, brakarz Daniłow okazał się kapitanem rezerwistą specnazu Danilinem, który dowodził jedną z grup Centralnego oddziału i sądząc ze świadectw kolegów, został wiernie odmalowany w „Wybrakówce”, ze wszystkimi swoimi charakterystycznymi powiedzonkami. Podobnie bezimienny w powieści instruktor strzelania pracował kiedyś w kontrwywiadzie i został nawet niedługo po drugim puczu październikowym zastrzelony przez współpracowników, którzy odkryli w nim amerykańskiego szpiega, co absolutnie potwierdza prawdziwość jego istnienia (wybaczcie nadmierną wyrazistość, najwidoczniej za bardzo zaangażowaliśmy się w badania).

Kalinin okazał się Kalininem. Korniejew – Kornieszowem. A Iwanow-Pietrow-Sidorow (w rzeczy samej Pietrow) dosłużył się stopnia generalskiego. Najwyraźniej autorowi zestawienie Pietrow z Pietrowki wydało się zbyt anegdotyczne, w przeciwnym razie zostawiłby wszystko, jak jest. Bo na przykład pułkownik milicji Łarionow w książce przedstawiony jest wiernie, włącznie z nazwiskiem i miejscem pracy. Nawet „kremlowski chłopaczek” Wadim Czernow był człowiekiem z krwi i kości – który popełnił samobójstwo otwierając sobie żyły jesienią 2012 roku. A w Centralnym Szpitalu Klinicznym szefem Oddziału Neurologii Funkcjonalnej był nie kto inny jak profesor Mirzojewicz (który nawiasem mówiąc zostawił po sobie bardzo interesujące pamiętniki, zatytułowane „Moje życie w psychiatrii”).

W zasadzie można też ustalić, kim był starszy grupy Myszkin. Śledząc logikę autora i podążając tropem cech zewnętrznych byłby nim albo Aleksander Koszkin (o którym jeszcze napiszemy), albo Aleksiej Krysa [27], który po upadku RZN i rozpadzie Związku Słowiańskiego powołał do życia osławiony „Front Odrodzenia Słowian” – niezwykle wybuchową mieszankę bandy Robin Hooda, totalitarnej sekty religijnej i podziemnej organizacji bolszewickiej. „Szczury” przez pewien czas szaleli w Rosji Środkowej, potem ich przegnano za Ural, gdzie organizacja poszła w rozsypkę, a sam Szczur przepadł bez śladu. Koszkin też uniknął kary za swoje grzechy i grzeszki, ale w roku 2021 niespodziewanie odnalazł się w USA, jako ni mniej, ni więcej tylko zalegalizowany współpracownik CIA i wydał bestseller znany w Rosji po tytułem „ASB od wewnątrz” („SSA inside: the True Story of Total Terror”).

Prawdopodobnie nie on jednak stał się dla autora wzorcem dla postaci Myszkina – osobnika może niesympatycznego, ale takiego, którego towarzystwo dałoby się znieść. Poza wszystkim innym Szczur pracował w Saratowie, a autor uporczywie nie wychodzi w powieści za granicę Moskwy, nawet podczas opisu szczegółów wybuchu i tłumienia „Drugiej Rewolucji Październikowej”. Widać zresztą wyraźnie, że znacznie bardziej interesowały go osobowości, niż procesy historyczne. Ale jeżeli autor osobiście znał Koszkina (co ciekawe, człowiek ów mówił po rosyjsku barwnie, ale wyjątkowo często posługiwał się przekleństwami) – to w jakiś sposób mogłoby to rzucić światło i na tożsamość samego pisarza, oraz jego dalsze losy po likwidacji ASB. Niestety w tym względzie nasze możliwości na razie się wyczerpały. Sam Koszkin w swoich licznych wywiadach udzielanych rosyjskojęzycznej prasie autora „Wybrakówki” nazywał wyłącznie faszystą maniakiem i zaprzeczał temu, jakoby miał z nim jakiekolwiek kontakty. A nasi amerykańscy koledzy badacze, w tym także i mający dostęp do odtajnionych akt CIA uważają że „Wybrakówka” powstała jako dzieło kilku ludzi kryjących się pod wspólnym pseudonimem i po prostu nie zamierzają szukać śladów istnienia pojedynczego człowieka. Wedle ich opinii – „Wybrakówka” jest złożoną i wielostopniową konstrukcją propagandową, poprzez którą Rosjanie próbowali się odżegnać od swojej kanibalskiej przeszłości. Zagraniczni analitycy pojmują nasze zainteresowanie osobowością autora, ale go nie podzielają. Wydaje im się znacznie ważniejszym odnalezienie szerszych tendencji i ustalenie, komu na tym zależało, my zaś uważamy, że w danym wypadku nie da się operować grubym sitem. Ostatecznie większość członków grupy, którą zebrał OMEKS – to w pełni świadomi tego nosiciele rosyjskich tradycji kulturowych i my wiemy lepiej, z jakich powodów w Rosji pisze się książki.

Mimo wszystko nasze badania zawiodły nas niespodziewanie daleko. Wiemy, kim był szef Centralnego – człowiek ten istotnie pracował w prokuraturze, ale jego prawdziwe nazwisko nikomu już niczego nie powie. I nazwisko dyrektora ASB wielu pamięta, ale był to zupełnie nieciekawy osobnik. I mało kto zechciałby poznać bliżej przedstawiciela Rady Najwyższej, pełniącego jednocześnie obowiązki premiera, Litwinienkę (Litwinowa). Wyjaśniliśmy bardzo wiele. Udało nam się nawet odszukać ślady „Praworządnego bractwa świętego męczennika Epidifora” (przypadkowo), gdzie w składzie hurtowym rozlewano po prostu naftę do cerkiewnych kaganków.

Nawet Owczynnikowa, o przezwisku Biedna Owieczka, w istocie zamęczyli bandyci – fakt ów był znany nawet Iwanowi Bolszakowowi, nie wiadomo tylko dlaczego w swoim eseju „Oprawcy i szeryfowie” zapewnia, że i w tym wypadku nie obeszło się bez kłamstw. Choć najprawdopodobniej nie dysponował naszą bazą dokumentacyjną.

I brakarze Kupczenko i Bunin (pomyślcie tylko sami – jaką mimo wszystko autor popisuje się bezczelnością!!! Przecież to operacyjne pseudonimy Gusiewa i Waluszka) rzeczywiście ostrzelali pewnego razu służbowy samochód wysoko postawionego urzędnika państwowego (co prawda nie ministra informacji, tylko generalnego prokuratora). Na tym zresztą ich kariera się skończyła – obaj pełnomocnicy byli pijani w dym, coś im się pomieszało, strzelaninę zakwalifikowano jako ciężkie przestępstwo i obaj rewolwerowcy zostali jeszcze tego samego dnia wybrakowani.

Wszystko to jednak są drobiazgi. Bardzo dobrze zaobserwowane i trafnie osadzone w akcji powieści. Koloryt lokalny. Najciekawsze skryte jest za siedmioma pieczęciami.

Okazało się, że nasza grupa, pracująca nad tymi zbeletryzowanymi komentarzami – dziennikarz i konsultanci: psycholog, socjolog, historyk i pewien pracownik kontrwywiadu – została zmuszona do bardziej niż uważnego zapoznania się z tekstem „Wybrakówki”. I cokolwiek by każdy z nas sądził o pełnym potworności i wynaturzeń okresie w historii Rosji, któremu poświęcono tę powieść – sam przedmiot badań głęboko zapadł nam w duszę. Ani „ASB od wewnątrz”, ani liczne inne analogiczne utwory, włączając w to artystyczne, nie zbudziły w żadnym z nas tak silnej reakcji emocjonalnej. Nie bez zdziwienia odkryliśmy, że utożsamiliśmy się z książką tak, jakbyśmy ją sami napisali. A dwaj jej bohaterowie stali się nam zaskakująco bliskimi osobami.

Istniał, czy nie istniał stażysta pełnomocnik Waluszek? Żadnych śladów i żadnych wskazówek. Kierowani pragnieniem dotarcia do prawdy przekopaliśmy nawet milicyjne archiwa tamtych lat i prześledziliśmy losy wszystkich stu pięćdziesięciu jeżdżących po Moskwie samochodów Porsche, ale i to okazało się stratą czasu.

Istniał, czy nie istniał starszy pełnomocnik Gusiew? Na tak postawione pytanie trzeba odpowiedzieć twierdząco. Było nawet trzech Gusiewów – Paweł, Siergiej i Walentyn. Ale Liebiediewych, Worobiowych, Utkinych, Kulikowych i Kulików znajdziemy w starannie zebranych i odtworzonych personalnych spisach Agencji jeszcze więcej.

I w tym miejscu musimy się z przykrością przyznać do całkowitej bezsilności. Ustalić prawdziwą tożsamość Pawła „Pe” Gusiewa jest wcale nie łatwiej, niż tegoż Pawła Ptaszkina. A najpewniej jest to w ogóle niemożliwe.

Przykre? My też tak uważamy.


S. Łucki, W.W. Aleks


***

Загрузка...