prolog

No i stało się. Spełniły się najgorsze przeczucia mojej matki. Jestem nimfomanką. Pożądam wielu mężczyzn. Cóż, być może dlatego, że tak naprawdę nie sypiam z żadnym. A niektóre moje namiętności prawdopodobnie prowadzą donikąd. Pewnie to wysoce nierozsądne marzyć, że kiedyś zrobię to z Mike’em Ritcherem, bramkarzem drużyny New York Rangers. Podobnie z Indianą Jonesem.

Z drugiej strony, dwóch mężczyzn z mojej listy facetów, których pożądam, chce tego samego. Problem polega na tym, że obaj są jakby częścią piekiełka, w którym się obracam.

Nazywam się Stephanie Plum. Jestem łowczynią nagród i pracuję z tymi dwoma facetami. Obaj zajmują się egzekwowaniem prawa. Jeden jest gliną. Ten drugi ma bardziej przedsiębiorcze podejście do walki z przestępczością. Żaden z nich nie jest dobry w przestrzeganiu zasad. Obaj biją mnie na głowę, jeśli chodzi o doświadczenia seksualne.

Wracając do rzeczy, przychodzi taki czas w życiu każdej dziewczyny, kiedy trzeba wziąć byka za rogi (lub za inną właściwą część ciała) i stać się odpowiedzialną za swoje życie. Właśnie to zrobiłam. Zadzwoniłam do jednego z tych okropnych facetów i zaprosiłam go do siebie.


Teraz nie mogę się zdecydować, czy go wpuścić do środka.

Obawiam się, że mogjoby to przypominać moje doświadczenie w wieku lat dziewięciu, kiedy to zatraciwszy się w wyobrażeniach o Cudownej Kobiecie, spadłam z dachu garażu Kruzaków, połamałam ulubiony krzew różany pani Kruzak, podarłam spodenki, przystroiłam bawełniane majtki różami i spędziłam resztę dnia, nie zdając sobie sprawy z tego, że wystawiam na pokaz goły tyłek.

Myśli kłębiły mi się w głowie. Weź się w garść! Nie ma powodu do nerwów. Taka jest wola boża. A poza tym, czyż dzisiaj wieczór nie wylosowałam z kapelusza imienia tego mężczyzny? No dobra, naprawdę to była miska, ale i tak jest to zrządzenie niebios. W porządku, prawda wygląda tak, że trochę oszukiwałam, podglądając w trakcie losowania. Przecież, u licha, czasem trzeba pomóc losowi. Chcę przez to powiedzieć, że jeśli mogłabym polegać na przychylności losu, to nie musiałabym wykonać tego głupiego telefonu, nieprawdaż?

Poza tym mam parę asów w rękawie. Jestem dobrze przygotowana do swojego zadania. Sukienka pożeraczki męskich serc, krótka i czarna. Szpilki z paskiem wokół kostki. Błyszcząca czerwona szminka. Paczka prezerwatyw ukryta w szufladzie na swetry. Naładowana broń pod ręką, w misce z ciastkami. Stephanie Plum, kobieta z misją. Dać mu nauczkę, żywemu lub martwemu.

Przed chwilą usłyszałam otwierające się drzwi od windy, a potem kroki w holu. Ktoś zatrzymał się przed drzwiami mojego mieszkania. Wiedziałam, że to on, ponieważ moje sutki nabrzmiały.

Zapukał i stanął jak sparaliżowany, gapiąc się na zamek w drzwiach. Zapukał po raz drugi, otworzyłam mu i zrobiłam krok do tyłu. Nasze oczy spotkały się. W przeciwieństwie do mnie nie zdradzał żadnych objawów zdenerwowania. Być może ciekawość. I pożądanie. Silne pożądanie. Morze pożądania.

· Jak się masz – powiedziałam.

Wszedł do przedpokoju, zamknął drzwi i przekręcił zamek. Oddychał głęboko i jednostajnie, miał ciemne oczy i poważny wyraz twarzy. Przyglądał mi się uważnie.

· Ładna kiecka – powiedział. – Zdejmij ją.

· Może najpierw napijemy się wina – zaproponowałam. Zwlekać! – myślałam. Upić go! Wtedy, jeśli mi się nie uda, może nic nie będzie pamiętał.

Powoli pokręcił głową.

· Nie sądzę.

· Kanapkę?

· Później. Znacznie później. Zaczęłam sobie łamać głowę. Uśmiechnął się.

· Jesteś ładna, kiedy się denerwujesz.

Zmrużyłam oczy. Nie wzięłam pod uwagę takich komplementów, przygotowując się do tego spotkania. Przycisnął mnie do siebie, sięgnął do moich pleców i pociągnął w dół zamek błyskawiczny sukienki, która zsunęła mi się z ramion i wylądowała na podłodze. Zostałam w moich seksownych pantoflach i skąpych majteczkach typu string firmy Victoria’s Secret.

Mam metr siedemdziesiąt wzrostu, obcasy dają dodatkowe dziesięć, ale i tak był nieco wyższy ode mnie. Oraz dobrze zbudowany. Jego dłonie ześlizgnęły się po moich plecach, a on spojrzał mi przez ramię.

· Ładne – powiedział.

Nie widział mnie nagiej po raz pierwszy. Kiedy miałam siedem lat, zaglądał mi pod spódniczkę. Kiedy miałam osiemnaście, uwolnił mnie od dziewictwa. Jeśli chodzi o historię najnowszą, robił ze mną takie rzeczy, że nieprędko o nich zapomnę. Był gliną w Trenton i nazywał się Joe Morelli.

· Pamiętasz, że jako dzieci bawiliśmy się w ciuchcię? – zapytał.

· Zawsze byłam tunelem, a ty pociągiem.

Chwycił mnie za gumkę od majtek i włożył tam rękę.

· Byłem zepsutym dzieciakiem – powiedział.

· To prawda.

· Teraz jestem lepszy.

· Czasami.

Uśmiechnęłam się triumfalnie.

· Ciasteczko, zawsze o tym pamiętaj. Pocałował mnie, a moje fatałaszki powędrowały na podłogę.

Tak, właśnie tak!

Загрузка...