ROZDZIAŁ 11

Następnego dnia było dużo cieplej, czuć było w powietrzu piekący skwar lata: pobudkę dla mieszkańców południowego Arkansas.

Wstaliśmy z Jackiem wcześniej i poszliśmy razem do siłowni. Ćwiczyliśmy mięśnie trójgłowe i byłam pewna, że po treningu z Jackiem będę miała zakwasy, bo kiedy był ze mną, zakładałam dodatkowe ciężarki i bardzo się starałam, żeby zrobić dodatkową serię powtórzeń.

Janet też tam była. Przywitała się z Jackiem i poszła dalej robić ćwiczenia na nogi. Zauważyłam, że sam Marshall wyszedł ze swojego biura, żeby się jej przyjrzeć. Ucieszyło mnie to. Powinien zacząć zauważać Janet, bo od dawna miała do niego słabość.

Jack natomiast nigdy nie polubiłby mojego sensei, bo dobrze wiedział, że Marshall i ja byliśmy kiedyś blisko. Miał do tego w miarę rozsądne podejście, ale zauważyłam, że gdy rozmawiał z Marshallem, był dość sztywny.

Marshall był w bardzo dobrym nastroju, śmiał się i żartował z Janet, no i obchodził salę, witając się z ćwiczącymi.

– Co słychać? – zapytał Jack, gdy Marshall do nas podszedł.

– Moja eks wychodzi powtórnie za mąż – promieniał Marshall, a jego mina była dość nietypowa.

Miałam trochę do czynienia z Theą, która była drobna, urocza i wzbudzała respekt. Podobnie jak małe jadowite węże.

– Kim jest ten nieszczęśnik? – wyprostowałam się po drugiej serii ćwiczeń na ramiona.

Jack i ja na ogół wykonywaliśmy je oparci o regał, który podtrzymywał cięższe sztangi. Opieraliśmy dłonie o najwyższą półkę, odsuwaliśmy się najdalej, jak mogliśmy, i napieraliśmy w przód aż do momentu, gdy nosami dotykaliśmy sztang, po czym wracaliśmy do pozycji wejściowej. Żeby ukoić ból, potrząsałam ramionami.

– Jakiś koleś z Montrose – odpowiedział Marshall i wybuchnął śmiechem. – Przestanę płacić alimenty, gdy wyjdzie za mąż.

– Kiedy wesele? – zapytał Jack, układając ręce na półce, gotowy na kolejną serię.

– Za trzy miesiące – Marshall szczerzył się do mnie. – Koniec z Theą. On jest dystrybutorem Johna Deere'a, więc jest ustawiona. Nawet nie będzie musiała już chodzić do pracy.

Thea zajmowała się dziećmi, bardzo zresztą źle, w żłobku ZKS.

– Super – odpowiedziałam. – Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie przed ślubem.

– Będę się za niego modlił – powiedział Marshall i nie był to wcale żart.

Poklepał mnie po ramieniu, skinął głową Jackowi i podszedł do Janet, która osuszała sobie twarz ręcznikiem. Próbowała powstrzymać radość wywołaną podejściem Marshalla, ale się nie udało. Jej twarz błyszczała nie tylko od potu.

W domu wzięłam prysznic i zrobiłam makijaż, gdy Jack się pakował i jadł śniadanie. Później on zajął łazienkę, a ja zjadłam śniadanie i zasłałam łóżko.

Uznałam, że mieszkanie razem może się udać. Będzie trzeba się trochę dostosować, bo oboje przywykliśmy do mieszkania samemu, zajmie to pewnie trochę czasu, ale było to do zrobienia.

Równocześnie wyjechaliśmy sprzed domu; Jack wracał do Little Rock, a ja ruszyłam do pracy u Birdie Rossiter.

Birdie była tego ranka pełna energii. W przeciwieństwie do większości ludzi, którzy wyjeżdżali, gdy parkowałam przed ich domami, Birdie uważała mnie za swoją towarzyszkę, która przypadkiem również sprzątała jej dom. Tak więc od czasu, gdy przestąpiłam próg, do momentu wyjścia ciągle mi towarzyszyła, zagadując i zadając pytania, pełne dobrych rad.

Męczyło mnie to.

Zastanawiałam się, czy mówiła do Durwooda, gdy mnie tam nie było. Durwood chyba powinien zostać psim świętym.

Ale czasem, między wszystkimi tymi nieistotnymi plotkami, Birdie rzucała coś użytecznego lub interesującego. Tego ranka powiedziała mi, że Lacey Dean Knopp kazała się wyprowadzić Jerrellowi Knoppowi.

– Pewnie postradała rozum po śmierci biednej małej Deedry – powiedziała Birdie, zaciskając usta w wyrazie współczucia, zabarwionym jednak lekko zadowoleniem. – Deedra była oczkiem w głowie Lacey. Wiem, że kiedy Jerrell podrywał Lacey, bardzo uważał, żeby nie chlapnąć czegoś o Deedrze. Mogę się założyć, że chodziło mu o pieniądze Lacey. Chaz Dean, jej pierwszy mąż, zmarł, zanim przyjechałaś do Shakespeare… Cóż, Chaz zostawił żonie całkiem sporo kasy. Wiedziałam, że Lacey złapie nowego męża. I to nie tylko na pieniądze. Jest śliczna, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. I to nie „jak na kogoś po pięćdziesiątce”, tylko w ogóle. Lacey jest po prostu ładna. Jeśli żenisz się z kimś, kto dobrze wygląda i ma pieniądze, to jakbyś dostał premię, prawda?

Nie wiedziałam, który z elementów miałby być tą premią – pieniądze czy wygląd. Lacey, która miała obie te rzeczy, nie wydawała się szczególnie szczęśliwa.

Kiedy Birdie poszła sobie nalać kolejną filiżankę kawy, rozmyślałam o tym, że Lacey kazała się wyprowadzić Jerrellowi, i o okropnych podejrzeniach, które omówiłyśmy z Janet. Myślałam, że Deedra nie mogła nikomu zaszkodzić, ujawniając, że się z nim spotyka, ale zapomniałam o Jerrellu.

Jeśliby Deedra zagroziła jego małżeństwu, musiałaby zostać bezwzględnie wyeliminowana. Jerrell szalał na punkcie Lacey. Nigdy za nim nie przepadałam i z mojego punktu widzenia byłoby świetnym rozwiązaniem, gdyby to ojczym Deedry okazał się winny popełnienia tego morderstwa.

Ale przyłapałam się na marszczeniu brwi do mopa, którego akurat wyciskałam. Bez względu na to, jak mocno się starałam, nie mogłam się przekonać do winy Jerrella. Mogłam go sobie wyobrazić uderzającego Deedrę jakimś poręcznym klockiem drewna czy nawet strzelającego do niej, ale nie widziałam go, jak planuje tę wysublimowaną scenerię w lesie. Porozrzucane ubrania, ułożenie ciała, butelka… nie, mało prawdopodobne.

Birdie wróciła i znów paplała, ale nie słuchałam. W myślach sprawdzałam to, co przed chwilą powiedziałam do siebie, i układałam mały plan.

Ten poniedziałek dziwnie przypominał poprzedni; było bezchmurnie i jasno, a w powietrzu czuć było żar, jak wtedy, gdy stoi się przy kuchennym palniku.

Nie zaparkowałam na Farm Hill Road, tylko skręciłam w żwirową drogę. Nie chciałam ryzykować rozwalenia mocno już zużytego zawieszenia na koleinach, więc zaparkowałam tuż przy brzegu lasu. Siedziałam w samochodzie, nasłuchując przez kilka minut. Nie było dziś przepiorą, ale słyszałam drozda i kardynała. W cieniu było nieco chłodniej.

Westchnęłam, wysiadłam z samochodu. Wyjęłam kluczyki i na wszelki wypadek wepchnęłam je do kieszeni. Ostrożność nigdy nikomu nie zaszkodziła.

Później ruszyłam drogą, powtarzając sobie, że tym razem nie będzie samochodu pośrodku lasu, bo przecież nie mogło być w tym samym miejscu auta…

Ale było, zaparkowane dokładnie tam, gdzie stało wcześniej auto Deedry, i tak jak ono tyłem do mnie. Zamurowało mnie.

Był to bronco, ciemnozielony, dlatego nie zauważyłam go wcześniej. Ktoś w nim siedział.

– O nie – wyszeptałam.

To było jak jeden z tych snów, w których musisz zrobić coś, czego się boisz, coś, co zakończy się czymś potwornym. Gdy zaczęłam iść w kierunku auta, zacisnęłam zęby, żeby nimi nie szczękać, a dłoń położyłam na sercu, które ze strachu waliło jak młot.

Zbliżyłam się do okna od strony kierowcy, zostając trochę z tyłu, żeby nie wyczuć znów tego zapachu.

Sądziłam, że nie wytrzymam i zwymiotuję, a nie chciałam przez to przechodzić. Pochyliłam się lekko, żeby zajrzeć do środka, i zamarłam. Wpatrywałam się w lufę pistoletu.

Oczy Cliftona Emanuela były tak samo czarne i okrągłe jak wylot lufy. I prawie tak samo przerażające.

– Nie ruszaj się – powiedział ochrypłym głosem.

Byłam w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek odpowiedzieć, i nie miałam zamiaru choćby drgnąć. W okamgnieniu przez moją głowę przemknęło wiele myśli. Wiedziałam, że jeśli zaczęłabym natychmiast działać, mogłam odebrać mu broń, choć był przygotowany, by pociągnąć za spust. Ale był stróżem prawa i miałam zamiar go posłuchać, choć z doświadczenia wiedziałam, że niektórzy z tych, którzy powinni strzec prawa, są równie zepsuci i mają tak samo nie po kolei w głowie, jak socjopaci, których aresztują.

Więc… stałam w bezruchu.

– Cofnij się – nakazał dziwnym głosem, w którym słychać było ogromne napięcie.

Gdybym się cofnęła, musiałabym się ruszyć, ale to nie była dobra pora, żeby się z nim sprzeczać o drobiazgi. Zrobiłam krok w tył. Marshall zawsze nas ostrzegał, że nieważne, jak dobrzy jesteśmy w sztukach walki, w niektórych sytuacjach będzie rządził gość ze spluwą.

Wstrzymując oddech, obserwowałam, jak Clifton Emanuel otwiera drzwi i wysiada z samochodu. Mimo że bardzo się starał cały czas we mnie celować, był taki moment, gdy mogłam uciec, ale niepewność mnie sparaliżowała.

Choć nie sądziłam, żeby zastępca szeryfa zaczął strzelać, byłam zwarta i gotowa do działania. Tak wybałuszył oczy, że widać było prawie same białka, co mocno mnie niepokoiło. Ale zaraz uświadomiłam sobie, że gdy usłyszał, jak idę drogą, wyciągnął broń i czekał, aż się zbliżę. I nie dziwiło mnie już to, że sprawiał wrażenie trochę szurniętego.

– Oprzyj się o samochód – nakazał.

Teraz, gdy miałam pewność, że nie zastrzeli mnie bez namysłu, zaczęłam się wściekać. Oparłam ręce o samochód, rozszerzyłam nogi i pozwoliłam mu się obszukać, ale czułam, jak wraz ze strachem odpływa moja tolerancja.

Obszukał mnie dyskretnie i bez podtekstów.

– Odwróć się – powiedział, a jego głos nie był już tak ochrypły.

Stanęłam przodem do niego i musiałam zadrzeć głowę, żeby odczytać stan emocjonalny z jego twarzy. Jego ciało było trochę bardziej rozluźnione, a wzrok sprawiał wrażenie nieco mniej nerwowego. Starałam się wyglądać niegroźnie, nie napinać mięśni i oddychać miarowo. Wymagało to sporej koncentracji.

– Co tutaj robisz? – zapytał.

Był w cywilu, ale zauważyłam, że spodnie w kolorze khaki i brązowa koszula w kratę nie różniły się zbyt mocno od munduru.

– Mogłabym spytać cię o to samo – odpowiedziałam, próbując nie zabrzmieć tak konfrontacyjnie, jak się czułam.

Nie lubię czuć się bezsilna. Nie znoszę tego tak jak prawie niczego innego.

– Mów – powiedział.

– Chciałam znów obejrzeć to miejsce – wyjąkałam, niezadowolona, że muszę wyjaśniać coś, co tak naprawdę było przeczuciem, którego nie potrafiłam niczym poprzeć.

– Dlaczego?

– Chciałam o tym pomyśleć – dokończyłam. – Bo wiesz, myślałam… – Potrząsnęłam głową, starając się nazwać to, o czym naprawdę miałam zamiar pomyśleć. – Coś było tu nie w porządku.

– Poza tym, że młoda kobieta została zamordowana? – zapytał sucho.

Przytaknęłam, ignorując sarkazm w jego głosie. Opuścił broń.

– Też tak myślę. – Wyglądał teraz na mocno zaskoczonego. Był zdziwiony, że myślałam o tym, co zobaczyłam tego dnia, że po tym jak powiadomiłam o śmierci Deedry, myślałam o jej ostatnich chwilach. W ocenie Cliftona Emanuela byłam taką twardzielką, iż nie powinna mnie obejść śmierć kobiety, którą znałam od lat. Pomyślałam, że cudownie byłoby być tak twardą.

Schował pistolet do kabury. Nie przeprosił za celowanie we mnie i nie prosiłam go o to. Gdybym była na jego miejscu, zrobiłabym to samo.

– No, mów – zachęcił.

– Pomyślałam sobie, że… – Zamilkłam, starając się znaleźć odpowiednie określenie. Chciałam, żeby dobrze mnie zrozumiał. – Mamy myśleć, że jakiś mężczyzna przyjechał tu z nią jej samochodem.

– Albo umówił się z nią na spotkanie tutaj – przerwał, a ja przytaknęłam, pokazując dłonią, że zgadzam się z tym.

– Być może. No więc ona tu jest i jest tu też morderca, jakkolwiek się tu dostał. I mamy myśleć, że później morderca wywabił Deedrę z samochodu na seks, kazał jej zdjąć ubrania. No i ona rozbiera się dla jego przyjemności, rozrzuca ubrania w przypadkowy sposób, rajstopy tu, bluzka tam, perły, spódnica… I jest pośrodku lasu goła jak święty turecki. Później uprawia z nim seks, on używa prezerwatywy, chyba że jest kompletnym idiotą. Albo może nie uprawiają seksu? Nie wiem, co wykazała sekcja. Ale w tym momencie coś idzie nie tak.

Clifton kiwał wielką głową.

– Kłócą się o coś – przejął scenariusz. – Może grozi mu, że powie żonie, że się z nią pieprzy. Ale to wydaje się mało prawdopodobne, bo wszyscy Był w cywilu, ale zauważyłam, że spodnie w kolorze khaki i brązowa koszula w kratę nie różniły się zbyt mocno od munduru.

– Mogłabym spytać cię o to samo – odpowiedziałam, próbując nie zabrzmieć tak konfrontacyjnie, jak się czułam.

Nie lubię czuć się bezsilna. Nie znoszę tego tak jak prawie niczego innego.

– Mów – powiedział.

– Chciałam znów obejrzeć to miejsce – wyjąkałam, niezadowolona, że muszę wyjaśniać coś, co tak naprawdę było przeczuciem, którego nie potrafiłam niczym poprzeć.

– Dlaczego?

– Chciałam o tym pomyśleć – dokończyłam. – Bo wiesz, myślałam… – Potrząsnęłam głową, starając się nazwać to, o czym naprawdę miałam zamiar pomyśleć. – Coś było tu nie w porządku.

– Poza tym, że młoda kobieta została zamordowana? – zapytał sucho.

Przytaknęłam, ignorując sarkazm w jego głosie. Opuścił broń.

– Też tak myślę. – Wyglądał teraz na mocno zaskoczonego. Był zdziwiony, że myślałam o tym, co zobaczyłam tego dnia, że po tym jak powiadomiłam o śmierci Deedry, myślałam o jej ostatnich chwilach. W ocenie Cliftona Emanuela byłam taką twardzielką, iż nie powinna mnie obejść śmierć kobiety, którą znałam od lat. Pomyślałam, że cudownie byłoby być tak twardą.

Schował pistolet do kabury. Nie przeprosił za celowanie we mnie i nie prosiłam go o to. Gdybym była na jego miejscu, zrobiłabym to samo.

– No, mów – zachęcił.

– Pomyślałam sobie, że… – Zamilkłam, starając się znaleźć odpowiednie określenie. Chciałam, żeby dobrze mnie zrozumiał. – Mamy myśleć, że jakiś mężczyzna przyjechał tu z nią jej samochodem.

– Albo umówił się z nią na spotkanie tutaj – przerwał, a ja przytaknęłam, pokazując dłonią, że zgadzam się z tym.

– Być może. No więc ona tu jest i jest tu też morderca, jakkolwiek się tu dostał. I mamy myśleć, że później morderca wywabił Deedrę z samochodu na seks, kazał jej zdjąć ubrania. No i ona rozbiera się dla jego przyjemności, rozrzuca ubrania w przypadkowy sposób, rajstopy tu, bluzka tam, perły, spódnica… I jest pośrodku lasu goła jak święty turecki. Później uprawia z nim seks, on używa prezerwatywy, chyba że jest kompletnym idiotą. Albo może nie uprawiają seksu? Nie wiem, co wykazała sekcja. Ale w tym momencie coś idzie nie tak.

Clifton kiwał wielką głową.

– Kłócą się o coś – przejął scenariusz. – Może grozi mu, że powie żonie, że się z nią pieprzy. Ale to wydaje się mało prawdopodobne, bo wszyscy zgadzają się, że żonaci mężczyźni nie byli dla niej atrakcyjni. Może mówi mu, że sądzi, iż jest w ciąży, choć naprawdę wcale nie jest. Albo mówi, że jest kiepski w łóżku. Może on nie ma erekcji.

To przeszło mi wcześniej przez myśl, kiedy rozmyślałam o gwałcie dokonanym za pomocą butelki. Kiedy taką tezę postawił Clifton Emanuel, miało to jeszcze więcej sensu. Spojrzałam zaskoczona na zastępcę, a on pokiwał ponuro głową.

– Dla niektórych ludzi taki problem byłby wystarczającym powodem, żeby stracić panowanie nad sobą – oznajmił.

Spojrzałam w kierunku ciemnego lasu i zadrżałam.

– Tak więc pokazuje jej, jakim jest samcem – ciągnął Emanuel.

– Uderza ją tak mocno w splot słoneczny, że Deedra ginie, a kiedy ona umiera, ciągnie ją do samochodu i wsadza jej butelkę w… Ech, w nią. – Odchrząknął w zadziwiająco delikatny sposób.

– I wtedy odjeżdża. Jak? Jeśli przyjechał z nią samochodem, to jak odjeżdża?

– Jeśli przyjechał swoim samochodem, to nie zostawił żadnych śladów. Co jest możliwe, zwłaszcza jeśli był to dobry pojazd i nic nie przeciekało. W tamtym tygodniu ziemia była sucha, ale nie na tyle sucha, żeby pyliło. Źle dla zostawiania śladów. Ale bardziej prawdopodobne wydaje się, że był z nią w samochodzie, żeby nie ryzykować, że ktoś zauważy, jak się z nią tutaj zatrzymuje. Więc musiał zostawić wcześniej samochód gdzieś w pobliżu. Albo miał komórkę, jak ty. Mógł do kogoś zadzwonić, żeby po niego przyjechał, wymyślił jakąś historyjkę, żeby to wyjaśnić. Do kogoś, komu ufał, że nie pójdzie z tym na policję.

Przez chwilę zastanawiałam się, czemu stróż prawa tak otwarcie dzieli się ze mną spekulacjami.

– Nie była w ciąży? – wymamrotałam swoje pytanie. Pokręcił ciężką głową.

– Nie. I uprawiała z kimś seks, używając prezerwatywy. Ale nie wiemy, czy to na pewno był morderca.

– Czyli sądzisz, że ten ktoś nie był w stanie i go rozwścieczyła?

Jednak takie dokuczanie wydawało się nie w stylu Deedry. Ale skąd, do cholery, wiedziałam, jak Deedra zachowywała się w obecności mężczyzn?

– To możliwe. Ale rozmawiałem z jednym z jej byłych partnerów, któremu się to przytrafiło – powiedział zastępca Emanuel, ponownie mnie zaskakując. – Powiedział, że była dla niego bardzo miła, pocieszała go i mówiła, że jest pewna, że następnym razem się uda.

– To nie powstrzymałoby mężczyzny przed pobiciem jej – powiedziałam.

Skinął głową, uznając moje doświadczenie.

– Nadal jest taka możliwość, ale wydaje się mało prawdopodobna.

Emanuel zamilkł i wpatrywał się we mnie. Nie był zainteresowany mną jako kobietą, co mnie cieszyło.

– Tak więc – zakończył – wracam do kwestii tego, dlaczego ktoś miałby wykończyć Deedrę, jeśli nie dotyczyło to spraw seksu? Po co pozorować, że seks był motywem?

– Bo to oznacza dużo więcej podejrzanych – powiedziałam.

Równocześnie skinęliśmy głowami, zgadzając się co do prawdziwości tego stwierdzenia.

– Może dowiedziała się czegoś w pracy? Praca w ratuszu jest dość ważna.

– Płace w hrabstwie, podatki od nieruchomości… tak, przez biuro sekretarza przepływa mnóstwo pieniędzy i to odpowiedzialna praca. Rozmawialiśmy kilkukrotnie z Chokiem Ansonem, zarówno o tym, jak Deedra sprawowała się w pracy, jak i o jego związku z nią. Sprawia wrażenie czystego. Jeśli chodzi o to, że Deedra mogła dowiedzieć się czegoś związanego z jej pracą, czego nie powinna wiedzieć, prawie wszystko tam jest odtajnione i wszyscy pozostali urzędnicy mają dostęp do tych samych dokumentów. To nie tak, że tylko Deedra… – Przerwał, ale zrozumiałam, o co mu chodzi.

– Coś ci powiem.

– Nareszcie – odpowiedział. – Taką miałem nadzieję.

Czując, że zdrada jest konieczna, opowiedziałam mu o dziwnej wizycie Marlona Schustera w mieszkaniu Deedry.

– Miał klucz – powiedziałam. – Mówił, że ją kocha. Co jeśli dowiedział się, że go zdradza? Twierdzi, że ona też go kochała i dlatego dała mu klucz. Ale czy znaleźliście klucz Deedry?

– Nie. – Emanuel spojrzał na swoje ogromne stopy. – Nie, nie znaleźliśmy. Podobnie jak jej torebki.

– A co z tobą i Deedra? – zapytałam nagle. Miałam już dość zastanawiania się nad tym.

– Kijem bym jej nie tknął – powiedział, a niesmak sprawił, że Emanuel brzmiał, jakby był bardzo rozgoryczony. – To jedyne, co mam wspólnego z Chokiem Ansonem. Wolę kobiety, które są trochę bardziej wybredne i mają szacunek dla samych siebie.

– Takie jak Marta? Posłał mi obojętne spojrzenie.

– Wszyscy na posterunku sądzą, że Marlon to zrobił – powiedział cicho zastępca szeryfa. Oparł się o samochód, który lekko się zatrząsł. – Każdy facet na posterunku uważa, że Marta jest zaślepiona, bo nie przesłuchała swojego brata. Używają tego przeciwko niej. Nie da się z nimi dyskutować. Marlon ostatni spał z Deedra, więc wszyscy uważają, że to on jest winny.

Więc to dlatego Emanuel mi się zwierzał. Nie zgadzał się z resztą swojego plemienia.

– Marlon był z Deedrą w sobotę wieczorem? – spytałam.

– I w niedzielę rano. Ale twierdzi, że nie widział jej po tym, jak wyszedł do kościoła. Mówi, że dzwonił do niej kilka razy. Billingi to potwierdzają.

– A ona do kogo dzwoniła?

– Do matki – powiedział niechętnie Clifton Emanuel. – Dzwoniła do matki.

– Wiesz, w jakiej sprawie? – zapytałam delikatnie, bo wydawało mi się, że Clifton był bliski zamknięcia się znów w skorupie, a ja chciałam zaczerpnąć, ile się da, zanim źródło wyschnie.

– Według jej matki była to sprawa rodzinna. Pokrywa się zasuwała.

– Dotycząca Jerrella zabawiającego się z Deedrą, zanim zaczął spotykać się z Lacey?

Zacisnął usta w cienką kreskę i wykonał głową ruch, który mógł oznaczać wszystko. Pokrywa była zamknięta.

– Pójdę już – powiedziałam.

Żałował teraz, że ze mną rozmawiał, zapomniał już, że pozwolił sobie na luksus gdybania z osobą, która również miała sceptyczne podejście do obowiązujących teorii. Znów najważniejsze było to, że był stróżem prawa. Wypaplał parę tajemnic i pogardzał sobą za to. Gdyby nie był tak zauroczony Martą Schuster, gdyby był w dobrych stosunkach z pozostałymi funkcjonariuszami, nigdy nie powiedziałby ani słowa. Widziałam, że walczy z sobą, próbując ułożyć, co ma mi powiedzieć, żeby upewnić się, że nie puszczę pary z ust.

– O ile moje słowa cokolwiek znaczą – powiedziałam – nie wydaje mi się, żeby Marlon ją zabił. A wieść gminna niesie, że wczoraj Lacey kazała Jerrellowi się wynieść.

Emanuel zamrugał i rozważał tę informację z przymrużonymi oczami.

– A wiesz coś o tych perłach? Bezmyślnie skinął głową.

Pokazałam głową w kierunku gałęzi, na której zostały zawieszone.

– Nie wydaje mi się, żeby tak nimi rzucała.

Te perły nie dawały mi spokoju. Clifton Emanuel pokazał „mów dalej”. Wzruszyłam ramionami.

– Dostała ten naszyjnik od ojca. Był dla niej cenny.

Clifton Emanuel spojrzał na mnie czarnymi oczami. Myślałam, że decyduje, czy mi zaufać, czy nie. Mogłam się mylić; mógł się zastanawiać, czy zamówić hamburgera, czy nuggetsy z kurczaka, gdy podjedzie do okienka Burger Tycoon.

Po chwili ciszy odwróciłam się na pięcie i ruszyłam drogą, pewna, że patrzy za mną. Clifton Emanuel nie budził we mnie zaniepokojenia, tego mrowienia na karku, które wzbudzali we mnie niektórzy ludzie, odczucia, które ostrzegało mnie, że coś chorego i potencjalnie groźnego tkwiło w psychice takiej osoby. Ale po naszej krótkiej rozmowie byłam pewna, że Marta Schuster miała szczęście, że ten mężczyzna jest jej oddany, i byłam szczęśliwa, że nie jestem jej wrogiem.

Dużo myślałam w drodze powrotnej do miasta. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wydawało mi się – i sądziłam, że podobnego zdania jest też Clifton Emanuel – iż było coś sztucznego na miejscu zbrodni w lesie. Mimo że Emanuel stracił do mnie zaufanie, zanim skończyły nam się tematy do rozmowy, też wydawał się wątpić w scenariusz, który sugerowały przedmioty pozostawione na miejscu zbrodni.

W następnej pracy, w domu Camille Emerson, na szczęście nie zastałam nikogo. Mogłam dalej rozmyślać podczas pracy.

Ten scenariusz, mimo że przedyskutowałam go już z Emanuelem, przemyślałam raz jeszcze. Deedra jedzie z kochankiem do lasu swoim samochodem. Kochanek nakłania Deedrę do rozebrania się, co ona beztrosko robi, rozrzucając wszędzie ubrania i biżuterię.

Wtedy następuje kłótnia. Być może mężczyzna nie może się kochać i Deedra go dręczy (choć Emanuel miał zeznanie w tej sprawie i zgodziłam się, że nie byłoby to w stylu Deedry). Być może Deedra – grozi, że wyjawi jego żonie, matce czy dziewczynie, że z nim sypia. Albo być może ten kochanek lubi ostry seks i zabija Deedrę w przypływie namiętności. Ale jak by się to miało do katastrofalnego ciosu, który zatrzymał jej serce?

Byłam tak zmęczona myśleniem o Deedrze, że w tej chwili kusiła mnie ta ostatnia możliwość. Nie chciałam myśleć, że śmierć Deedry była czymś więcej niż tylko namiętnością jakiegoś rodzaju, namiętnością, która w tragiczny sposób wymknęła się spod kontroli.

Ale gdy kończyłam odkurzać „kolekcje” na półkach salonu Camille Emerson, ujrzałam swoje odbicie w lustrze nad kominkiem. Sama w to nie wierzyłam.

Według wszystkich źródeł, jedynym obrażeniem, jakiego doznała Deedra, był zabójczy cios. Zbyt dobrze wiedziałam, jak wygląda ostry seks. To nie jedno uderzenie czy jeden brutalny akt, ale cała ich seria. Obiekt takiej namiętności nie zostaje po stosunku z jednym obrażeniem, ale z całą serią. Wepchnięcie butelki miało miejsce po śmierci Deedry. Tak więc – uświadomiłam sobie, niosąc naręcze brudnych ręczników do pralni – ten drobny okropny pogardliwy czyn był niczym więcej jak tylko grą pozorów. Być może odpowiednikiem powiedzenia ostatniego słowa.

To wiele mówiło o osobie, która tego dokonała, nieprawdaż? Wzięłam papierowy ręcznik i odkleiłam kawałek gumy do żucia z listwy podłogowej za koszem na śmieci w sypialni młodszego syna Emersonów.

Czyli mieliśmy do czynienia z kimś silnym, wystarczająco silnym, żeby zabić kogoś jednym ciosem. Ten cios pewnie był zamierzony. Ewidentnie ów ktoś miał zamiar zabić Deedrę.

Mieliśmy do czynienia z kimś, kto gardził kobietami. Może nie kobietami w ogóle, ale kobietami, które czymś przypominały Deedrę. Puszczalskie? Atrakcyjne? Młode? Wszystkie wyżej wymienione?

Mieliśmy do czynienia z kimś, kto nie miał poszanowania dla ludzkiego życia.

I mieliśmy do czynienia z kimś sprytnym. Kiedy pomyślałam nad tym jeszcze chwilę, zdałam sobie sprawę, że cała ta aranżacja miała sens, jeśli ktoś nie znał dobrze Deedry. Deedra nie rozrzucałaby ubrań w taki sposób, nawet gdyby się przed kimś rozbierała, w co akurat nietrudno było mi uwierzyć. I nawet wtedy pomachałaby bluzką, ale nie rzuciłaby jej gdzieś, gdzie mogła się pobrudzić lub rozedrzeć. Nie rzucałaby perłami. I w lesie… Nie, nie zrobiłaby tego w lesie! Gdzie był jakiś pled albo koc, na którym mieli położyć się kochankowie? Po co ten ktoś kazałby się Deedrze rozebrać, jeśli celem był szybki numerek na tylnym siedzeniu auta?

Doszłam do wniosku, że ktoś, kto zabił Deedrę, nie myślał wcale o jej charakterze, znał tylko fakty: wiedział, że była puszczalska i posłuszna. Nie myślał o tym, że jest drobiazgowa, jeśli chodzi o własne otoczenie; nie myślał, że Deedra troszczy się o rzeczy z dbałością, której nie roztacza nad swoim ciałem.

Gdy zamknęłam drzwi domu Emersonów, uzmysłowiłam sobie, że wiem o wiele więcej, niż wiedziałam rano. Tajemnicą jednak nadal było, co z tą wiedzą zrobić, jak miała podziałać na moją korzyść. Te drobne fakty nie były dowodami, w które ktokolwiek by uwierzył, ale przynajmniej Clifton Emanuel mnie wysłuchał. Świadomość, że podobnie jak ja zastanawiał się, czy cała ta scena w lesie była ustawiona, sprawiała mi ulgę.

Ale czemu miało służyć to ustawienie?

No dobrze, jak ustaliliśmy sobie z zastępcą szeryfa podczas rozmowy, miało nas zmylić. Scena została tak ustawiona, aby wyglądało, że zabójstwo Deedry miało motyw seksualny; więc skoro miejsce zbrodni było zmyłką, Deedra nie została zabita z powodu swojej aktywności seksualnej.

Została zamordowana, ponieważ… Pracowała w biurze sekretarza hrabstwa? Była córką Lacey Dean Knopp? Wnuczką Joego C. Pradera? Łatwo było ją zwieść i sypiała, z kim popadnie, więc była łatwym celem? Dotarłam do ściany.

Nadeszła pora, by wyrzucić Deedrę na jakiś czas z głowy. Łatwo było to zrobić, gdy w południe siedziałam u siebie w kuchni.

Mój dom bez Jacka wydawał się pusty i ponury. Wcale mi się to nie podobało. Zjadłam lunch najszybciej, jak potrafiłam, wyobrażając sobie, jak Jack wraca do Little Rock i wchodzi do swojego mieszkania. Oddzwania do ludzi, którzy nagrali się na automatycznej sekretarce, robi notatki dotyczące sprawy, nad którą pracuje, odpowiada na maile.

Tęskniłam za nim. Wyglądało na to, że potrzebowałam go bardziej, niż powinnam. Może to dlatego, że tak długo obywałam się bez drugiej osoby? Może ceniłam go bardziej przez to, co przeszłam kilka lat temu? Dostrzegałam słabości Jacka; nie sądziłam, że jest ideałem. Ale to mi nie przeszkadzało. Co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało?

Wydawało się, że był to dzień pytań, na które nie potrafiłam udzielić odpowiedzi.

Загрузка...