Następnego ranka byłam posępna i wkurzona. Próbowałam zlokalizować źródło tych nieuzasadnionych emocji i odkryłam, że byłam zła na Deedrę. Nie chciałam o niej śnić, nie chciałam znów oglądać jej ciała, w żadnej postaci, sennej wizji czy na jawie. Dlaczego tak mnie obchodziła?
Zamiast pójść do Body Time, kopałam i waliłam w swój worek treningowy wiszący na mocnym łańcuchu w pokoju, który miał być pokojem gościnnym. Łańcuch skrzypiał i jęczał, gdy rozprawiałam się ze swoim strachem.
W ciele Deedry nie znaleziono nasienia, nie było siniaków ani otarć w okolicach intymnych, tylko ślady tego, że na jakiś czas przed śmiercią uprawiała seks. Ale w pewien sposób została zgwałcona. Wzięłam głęboki oddech i dalej okładałam worek pięściami. Z prawej, z lewej, znów z prawej i znów z lewej. Zaczęłam kopać prawą nogą: w krocze, w głowę. A później w krocze i w głowę lewą nogą.
Okej, czyli to był powód, źródło dręczącego nieszczęścia, które ogarniało mnie, kiedy myślałam o Deedrze. Ktoś, kto wepchnął w nią tę butelkę, potraktował ją jak kawałek jakichś podrobów, jak mięso uformowane w konkretny kształt, ale bez osobowości, bez duszy.
– Nie znaczyła wiele – powiedziałam do pustego pokoju. – Nie znaczyła wiele.
I uderzyłam worek. Byłam zmęczona. Worek ledwo drgnął.
Zachowująca się jak podlotek kobieta, która nie miała zbyt wiele oleju w głowie i której jedynymi talentami była encyklopedyczna wiedza dotycząca makijażu oraz zdolność efektywnego obsługiwania kamery i akcesoriów – oto cała Deedra Dean.
Przemaszerowałam z powrotem do swojej maleńkiej pralni i wepchnęłam ubrania do pralki. W kieszeni niebieskich dżinsów wyczułam coś twardego. Byłam nadal w parszywym nastroju. Wsunęłam rękę do kieszeni i wyciągnęłam dwa przedmioty. Rozłożyłam palce i wpatrywałam się w to, co w nich trzymałam. Klucze. Zawsze od razu oznaczałam wszystkie klucze, skąd się wzięły te?
Zamknęłam oczy i przebiegłam w myślach cały tydzień. Otworzyłam oczy i przyjrzałam się kluczom dokładniej. No tak, jeden otwierał drzwi wejściowe do Apartamentów Ogrodowych, dostałam go wczoraj od Becki. A drugi? Nagle zobaczyłam, jak czyjaś dłoń kładzie go na mojej wyciągniętej dłoni, a ja zaciskam ją i wsuwam klucz do kieszeni. No jasne! To był klucz do mieszkania Deedry, ten, który oddał nam Marlon Schuster. Zmusiłyśmy go do tego z Beccą. Becca o niego nie poprosiła. To nie było w jej stylu. Zawsze dbała o szczegóły. Oddam jej go.
Wtedy przypomniałam sobie, że miałam pójść do Drinkwaterów tego ranka, a nie nazajutrz, i zerknęłam na zegarek. Nie miałam teraz czasu iść do Becki. Wepchnęłam klucz do kieszeni czystych dżinsów, które miałam na sobie, i włączyłam pralkę. Musiałam się zbierać, jeśli chciałam posprzątać tego ranka wszystko, co miałam w planach.
Jakby w ramach kary za to, że przyszłam innego dnia, Helen Drinkwater zostawiła w domu wyjątkowy bałagan. Normalnie u Drinkwaterów było czysto i schludnie. Jedyny bałagan powodowały wnuki, które mieszkały kilka domów dalej i odwiedzały dziadków dwa, trzy razy w tygodniu. Ale dziś Helen nie miała okazji (jak wyjaśniła w liściku, który zostawiła) posprzątać szczątków rozbitej doniczki. I zostawiła dla mnie na łóżku czystą pościel, choć na ogół sama ją zmieniała, gdyż była zwolenniczką nakładania prześcieradeł w szczególny sposób. Zazgrzytałam zębami i zabrałam się do roboty, powtarzając sobie kilkakrotnie, jak ważni dla mojej sytuacji finansowej byli Drinkwaterowie.
Poświęciłam trochę dodatkowego czasu, bo nie chciałam, żeby Helen mogła powiedzieć, że cokolwiek zrobiłam niedbale. Prosto od Drinkwaterów pojechałam do mniejszego domku Alberta Tannera w nieco gorszej dzielnicy Shakespeare.
Albert Tanner przeszedł na emeryturę w dniu swoich sześćdziesiątych piątych urodzin, a miesiąc później jego żona zmarła, stojąc w kolejce do kasy w Walmarcie. Trzy tygodnie później zaczęłam dla niego pracować. Przez jakieś pięć miesięcy miałam okazję obserwować, jak obchodził żałobę po śmierci żony. Później jego pogodna natura zwyciężyła. Stopniowo w jego koszach na śmieci było coraz mniej chusteczek higienicznych. Napomknął kiedyś, jak bardzo zmniejszyły się jego rachunki telefoniczne, gdy dzwonił do dzieci mieszkających w innym mieście raz w tygodniu, a nie raz dziennie. Z czasem troskliwe parafianki przestały zapełniać jego lodówkę zapiekankami domowej roboty, a Albert wypełnił ją mrożonymi dietetycznymi daniami do przygotowania w mikrofalówce oraz rybami i mięsem jelenia, którego sam upolował. Jego kosz na brudną bieliznę zapełniał się szybciej, gdy Albert zaczął częściej brać prysznic i częściej się przebierał, co było skutkiem ubocznym bardzo zapchanego kalendarza. Zauważyłam też, że nie zawsze musiałam ścielić jego łóżko.
Gdy tego ranka weszłam do jego domu, Albert szykował się na lunch w miejscowym klubie dla seniorów, na który zabierał najlepszą przyjaciółkę swojej żony.
– Jak wyglądam, Lily? – zapytał.
Wyciągnął ręce i pozwolił mi się dokładnie przyjrzeć. Albert był bardzo niepewny w kwestii doboru kolorów. Wcześniej te estetyczne problemy rozwiązywała jego zmarła żona, teraz często prosił o pomoc mnie.
Dziś miał na sobie ciemnozieloną koszulkę polo, spodnie khaki z zakładkami, ciemnozielone skarpetki i skórzane mokasyny, więc łatwo było mi wyrazić aprobatę. Powinien wybrać się do fryzjera, ale doszłam do wniosku, że o tym wie. Byłam gotowa nadzorować go tylko w niewielkim stopniu. Rób to częściej, a sprowadzi się to do matkowania. Albo żonowania.
Parę minut później wyszedł, a ja jak zwykle zabrałam się do pracy. Wiedziałam, że tak naprawdę był zadowolony, mając dobry powód, żeby wyjść, gdy pracowałam. Nie lubił patrzeć, jak sprzątam, nie czuł się komfortowo, gdy krzątałam się po jego domu. Czuł się wtedy, jakby był kiepskim gospodarzem.
Gdy ścierałam kurze w pokoju dziennym, w którym Albert spędzał większość czasu, automatycznie zabrałam się do doskonale znanego mi porządkowania jego kaset wideo. Albert Tanner był dobrze wychowanym i uprzejmym człowiekiem i rzadko kiedy robił naprawdę duży bałagan, ale w ciągu tych wszystkich miesięcy, kiedy dla niego pracowałam, nigdy nie odłożył kasety do pudełka. Podobnie jak Deedra, nagrywał dużo programów telewizyjnych i oglądał je wieczorami. Wypożyczał filmy, kupował filmy. Nietrudno było się domyślić, że jeśli Albert jest w domu, to siedzi przed telewizorem.
Kiedy skończyłam, zostało mi jedno puste pudełko. Szybkie przyjrzenie się szafce nie przyniosło żadnych rezultatów. Nie było żadnej kasety. Włączyłam magnetowid i małe światełko, które się zaraz po tym zapaliło, powiadomiło mnie, że Albert zostawił w środku kasetę. Nacisnęłam guzik i kaseta się wysunęła. Sprawdziłam, że została przewinięta do początku, i włożyłam ją do pudełka. Gdyby nie była przewinięta, zostawiłabym ją w magnetowidzie na wypadek, gdyby Albert nie skończył jej oglądać.
Gdy otworzyłam drzwi szafki na telewizor, żeby odłożyć filmy na półkę, przyszło mi do głowy coś tak interesującego, że nie zdałam sobie nawet sprawy, kiedy skończyłam robić z nimi porządek. Może właśnie tam była zaginiona kaseta – kaseta, którą Becca zostawiła w mieszkaniu Deedry. Może została w magnetowidzie. O ile dobrze wiedziałam, nikt nie włączał tego urządzenia, odkąd odnaleziono ciało Deedry.
To musiała być ostatnia kaseta, którą obejrzała Deedra. Nie jestem przesądna, zwłaszcza jeśli chodzi o technologie, ale coś w związku z tą myślą – może samo to, że przyszła mi do głowy – sprawiło, iż poczułam ciarki na plecach. Zbyt wyraźnie pamiętałam swój sen.
Najprawdopodobniej kaseta zawierała – rozmyślałam nad tym, gdy dokładnie składałam pranie Alberta Tannera – nagrania programów, które Deedra zawsze oglądała w sobotni wieczór. W sobotnią noc i niedzielny poranek Deedra miała towarzystwo (Marlona), więc w niedzielę po powrocie z kościoła i po ucięciu sobie z matką pogawędki przez telefon pewnie nie mogła się doczekać chwili, gdy nadrobi zaległości serialowe. Włączyła kasetę. Albo może miała wystarczająco dużo czasu, żeby obejrzeć wszystko, co nagrała, i z jakiegoś powodu włączyła jeszcze nagranie Becki.
Zastanawiałam się, czy Lacey będzie wkrótce chciała, żebym dokończyła pakowanie rzeczy Deedry. Mogłabym wtedy sprawdzić, co było na kasecie.
Miałam klucz w kieszeni.
Mogłam sprawdzić choćby zaraz.
Byłam taka cnotliwa i tak bardzo się chroniłam przed podejrzeniami, że od razu oddałam swój klucz policji, ale teraz kolejny klucz prawie dosłownie wpadł mi w ręce.
Czy użycie go byłoby czymś złym? Lacey dała mi kasety, więc nie powinno być problemem, że wezmę jeszcze jedną z magnetowidu. Problem w tym, że musiałabym użyć tego kompletu kluczy, żeby wejść do mieszkania.
Byłoby lepiej, gdybym miała świadka.
Wróciłam do domu, żeby zjeść późny lunch, i przez okno w kuchni zobaczyłam, że Claude zatrzymał się właśnie przed budynkiem. Widziałam, jak skręca samochodem w kierunku tylnego wejścia. Uznałam, że to rozwiązałoby mój problem.
Kto byłby bardziej wiarygodnym świadkiem niż komendant policji?
Claude otwierał drzwi, gdy piętnaście minut później podniosłam rękę, by do nich zapukać.
Lekko podskoczył ze zdziwienia i zaraz przeprosił.
– Jak się udała podróż? – zapytałam. Uśmiechnął się.
– Fajnie było się stąd wyrwać na parę dni, na każdy posiłek chodziliśmy do innej restauracji. Niestety, od tamtej pory mam problem z żołądkiem. – Gdy mówił, jego twarz wykrzywiał grymas.
Kiedy porozmawialiśmy już o Hot Springs, o hotelu, w którym z Carrie nocowali, o tym, ile rzeczy mu zostało do spakowania przed przeprowadzką do domu żony, wyjaśniłam, o co chodzi, podczas gdy Claude bezwiednie masował się po brzuchu. Słuchał, poświęcając mi zaledwie połowę zwykłej uwagi.
– Czyli – zadudnił Claude powolnym, głębokim tonem – uważasz, że to ta kaseta, której potrzebuje Becca?
– Być może. I wyjeżdżają z bratem na wakacje jutro, sądzę, że zaraz po pogrzebie. Nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby pójść ze mną do mieszkania Deedry, tylko żeby to sprawdzić?
Claude zastanowił się, po czym wzruszył ramionami.
– Myślę, że to będzie okej. Idziesz tam tylko po jedną kasetę. A co jeśli nie ma jej w magnetowidzie?
– Wtedy zamknę drzwi na klucz i oddam go szeryf. Claude zerknął na zegarek.
– Powiedziałem Skokowi, że będę w pracy po południu, ale nie powiedziałem dokładnie, o której. Chodźmy.
Gdy podeszliśmy do schodów, przez wąskie szyby po obu stronach tylnego wejścia zobaczyłam, że rodzeństwo Whitleyów wysiada z samochodu Becki. Byli w siłowni. Wywnioskowałam to z ich strojów. Becca zaplotła włosy w warkocz. Prowadzili poważną rozmowę.
Otworzyliśmy drzwi do mieszkania Deedry i weszliśmy do środka, gdy usłyszeliśmy jak Becca i jej brat wchodzą do budynku.
Częściowo opróżnione mieszkanie, zakurzone i zabałaganione, wydawało się ciche i zamglone.
Claude kręcił się z tyłu, a ja włączyłam telewizor i magnetowid. Głos prezentera pogody brzmiał nieprzyzwoicie zwyczajnie w tym ponurym salonie, w którym zostało tylko kilka pudeł ustawionych w stertę przy ścianie, a każdy mebel stał trochę krzywo.
Małe światełko się zapaliło. W magnetowidzie była kaseta. Przewinęłam ją do początku, co trwało tylko kilka sekund. Nacisnęłam „PLAY”.
John Walsh, gospodarz programu Najbardziej poszukiwani przestępcy Ameryki, wypełnił cały ekran. Pokiwałam głową. Był to jeden z programów, które Deedra zawsze nagrywała. Ze swoją śmiertelnie poważną manierą Walsh mówił o tym, co będzie w tym odcinku: o przestępcach, których poszukiwano, o tych, których złapano, i o wszystkich rzeczach, które zobaczymy, a które nas zdenerwują.
No cóż, ja już byłam wściekła. Miałam zamiar wyjąć kasetę i zrezygnować ze swoich poszukiwań kasety Becki, ale zamiast tego pomyślałam, że przewinę reklamy i sprawdzę, czy na taśmie są jeszcze inne nagrania.
Reklamy przewijały się w szybkim tempie. Później powrócili Najbardziej poszukiwani przestępcy Ameryki i John Walsh stał przed zdjęciami z kartoteki policyjnej, przedstawiającymi mężczyznę i kobietę. Walsh złowrogo potrząsał głową, wykonując przy tym szarpane, gwałtowne ruchy, po czym rozpoczął się film z inscenizacją zbrodni. Wcisnęłam kolejny guzik, by obejrzeć ten fragment.
„… podpalenie” – powiedział stanowczo Walsh. W inscenizacji atrakcyjna brunetka o ostrych rysach, która przypominała nieco kobietę ze zdjęcia, nacisnęła dzwonek u drzwi. Otworzył jej starszy mężczyzna, a wtedy ona powiedziała: „Jestem z firmy ubezpieczającej samochody TexasTech. Jeden z naszych klientów wykazał, że pana samochód brał udział w wypadku, w wyniku którego jego auto zostało uszkodzone. Czy może mi pan o tym opowiedzieć?”
Starszy mężczyzna wyglądał na zagubionego. Ruchem ręki zaprosił młodą kobietę do swojego salonu. Miał ładny dom, duży i elegancko urządzony.
Aktor odgrywający staruszka zaczął protestować, że jego samochód nie brał udziału w żadnym wypadku. Kiedy młoda kobieta zapytała go, czy jej współpracownik mógłby obejrzeć pojazd, bez wahania wręczył jej kluczyki.
Co za głupiec – pomyślałam.
Nie byłam lepsza.
W telewizorze młoda kobieta rzuciła kluczyki swojemu „współpracownikowi”, potężnemu młodemu blondynowi z imponującymi barami. Mężczyzna odszedł, prawdopodobnie w kierunku garażu, ale kamera została wewnątrz domu, gdzie właściciel nadal protestował. Aby pokazać, jak cwana była ta kobieta, kamera skupiała się na jej rozbieganym wzroku, który taksował ładny pokój, gdy staruszek klekotał bez przerwy. Kobieta zbliżała się do niego coraz bliżej, a gdy mężczyzna wyraził gotowość zatelefonowania do swojego agenta ubezpieczeniowego, młoda brunetka przybrała klasyczną postawę gotowości do walki, wycofała lewą rękę do pozycji wyjściowej do zadania ciosu i uderzyła mężczyznę tam, gdzie łączą się dolne żebra. Wpatrywał się w nią, oszołomiony, przez kilka sekund, po czym upadł na podłogę.
Prawie nie byłam świadoma tego, że ktoś za mną szura nogami.
– Przepraszam, Lily – powiedział nagle Claude – będę w łazience.
Nie odpowiedziałam, byłam w zbyt wielkim szoku.
Teraz kamera filmowała mężczyznę, leżącego bez sił. Prawdopodobnie miało to oznaczać, że nie żył.
„Gdy ich ostatnia ofiara leżała na podłodze we własnym salonie, wydając ostatnie tchnienie, Sherry Crumpler i David Messinger metodycznie przeszukiwali dom. Nie wyszli z niego, dopóki nie zabrali wszystkiego: pieniędzy, biżuterii, samochodu. Zabrali Harveyowi Jenkinsowi nawet kolekcję monet”.
Pokażcie jeszcze raz zdjęcia.
Kiedy John Walsh opowiadał ze szczegółami o całej serii podobnych przestępstw dokonanych przez tę parę i zachęcał widzów do przywiedzenia morderców przed oblicze sprawiedliwości, ich portrety ponownie pojawiły się na ekranie.
Przyjrzałam się kobiecie. Nacisnęłam pauzę. Przyłożyłam dłonie po obu stronach jej twarzy. Oczyma wyobraźni jaskrawo pokolorowałam zdjęcie.
– Wydawało mi się, że kogoś tu słyszę. Becca Whitley stała w progu.
Natychmiast nacisnęłam przycisk „STOP”.
– Tak, Lacey poprosiła mnie, żebym tu popracowała. Nie powinnam oglądać telewizji – powiedziałam, siląc się na uśmiech.
– Oglądałaś telewizję? Ty? W trakcie pracy? Nie wierzę w to ani przez chwilę – powiedziała beztrosko Becca. – Mogę się założyć, że znalazłaś następną kasetę.
Odwróciła się i zwróciła w kierunku korytarza:
– Kochanie, ona wie.
Brat Becki wszedł do pokoju. To on był na drugim zdjęciu. Dużo łatwiej było go rozpoznać.
– Gdzie jest prawdziwa Becca Whitley? – zapytałam, szczęśliwa, że nie byli w stanie usłyszeć, jak głośno wali mi serce. Ugięłam lekko kolana i zmieniłam ustawienie stóp, by zapewnić lepszą równowagę. – I prawdziwy Anthony Whitley?
– Anthony wpakował się w małe kłopoty w Meksyku – powiedział David Messinger. – A Becca jest kupką kości w jakimś wąwozie w górzystej okolicy w Teksasie.
– Dlaczego to zrobiliście? – zapytałam. – W tym bloku nie ma bogaczy.
– Spadło mi to z nieba – powiedziała kobieta, którą wciąż nazywałam Beccą. – David uwodził Beccę już od miesięcy, gdy nagle musiał wyjechać z kraju na parę tygodni. Zaczęło się robić zbyt gorąco, żebyśmy mogli zostać razem. David namówił Anthonyego, żeby pojechał z nim. Becca była porządna, ale Anthony był złym człowiekiem. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego Apartamenty Ogrodowe zapisano w spadku tylko Becce? Dlatego że Anthony był w więzieniu. To właśnie tam Dave go poznał. Kiedy pojechali razem do Me-hi-ko, wynajęli łódkę. A kiedy łódka wróciła do portu, był w niej już tylko jeden mężczyzna. I ten mężczyzna miał wszystkie dokumenty Anthonyego. – Becca uśmiechnęła się tym mocnym, szerokim uśmiechem, który prawie polubiłam. – Zmieniłam się, jak widzisz. Kupiłam najlepszą perukę, jaką mogłam znaleźć, i bardzo dużo kosmetyków. Gdy kręciłam się wokół Becki w Dallas, byłam jej najlepszą przyjaciółką – sądziła, że miałam zostać jej szwagierką. Jej wujek zmarł tu, w Shakespeare, a ona opowiedziała mi o nim, o tych mieszkaniach, o jego małych zapasach gotówki. Opowiedziała mi też o swoim pradziadku. Potrzebowałam jakiegoś miejsca dla siebie, spokojnego miejsca, gdzie nikt nie zawracałby mi głowy. Kiedy więc odeszła z pracy i opuściła swoje mieszkanie, żeby się tu przeprowadzić, wybrałyśmy się razem na przejażdżkę.
Jej uśmiech był szeroki i szczery.
Sherry Crumpler i David Messinger stali między mną a jedynymi drzwiami, którymi mogłam uciec, i patrzyłam, jak David zamknął je za sobą. Był na prawdę duży. Sherry naprawdę dobrze walczyła.
Byli ostrożni.
– Co z kluczami, zabrałaś klucze? Jak długo żołądek Claudea będzie sprawiał mu kłopoty?
– Wiedziałam, że będę musiała oddać swój komplet szeryf, przynajmniej na jakiś czas, a nie byłam pewna, czy Deedra nie zostawiła jakiejś wiadomości. Więc ukradłam całą torebkę, wzięłam też klucz z parasolki w wiacie garażowej. Przyszłam tu zaraz po tym, jak wróciłam z lasu, i zabrałam gazetę z programem, bo była poznaczona. Ale ludzie zaczęli wracać z weekendu i musiałam zostać w mieszkaniu. Później miałam jeszcze dwa razy okazję przyjść tu i postarać się sprawdzić, czy nie zostały jakieś ślady. Uznałam, że nic takiego nie zostało. Ale w chwili gdy zobaczyłam, że wynosisz kasety, uświadomiłam sobie, że pewnie nagrała ten program. Oglądałam go tego wieczoru. Możesz sobie wyobrazić, co czułam. Ale byłam pewna, że nikt mnie nie rozpozna. Jednak następnego ranka zobaczyłam Deedrę, jak zmierza do kościoła. Byłam w szoku, gdy zdałam sobie sprawę, że wie, kim jestem.
– Niesamowite, jak makijaż może zmienić wygląd – powiedziałam, gdy rozdzielili się i zaczęli osaczać mnie z dwóch stron.
– Wiesz, nie znoszę tego – powiedziała szczerze Sherry. – I nie znoszę tej cholernej peruki. Mogę ją na szczęście zdejmować na czas snu, ale w ciągu dnia mam ją ciągle na sobie. Tego dnia, gdy wpadłaś, a ja byłam pod prysznicem – gdybym nie pilnowała się, żeby nakładać makijaż i fryzurę, gdy tylko jest to możliwe, wyszłabym z łazienki bez nich. Ale jestem zdyscyplinowana, więc miałam na sobie perukę i makijaż.
Stopniowo przechodziła w pozycję gotowości do walki, ustawiła się do mnie bokiem, ugięła kolana, zacisnęła pięści. Uderzyła.
Ale mnie już nie było.
Odskoczyłam na bok i kopnęłam ją w prawe kolano.
Zacharczała, ale doszła do siebie i wróciła do wcześniejszej pozycji. David postanowił zakraść się od tyłu i unieruchomić mnie, obejmując ramionami. Odrzuciłam głowę w tył i walnęłam go w nos. Zachwiał się, a Sherry zaatakowała raz jeszcze. Tym razem trafiła mnie w żebra, a ja mimo bólu chwyciłam jej rękę i wykręciłam ją.
Odwlekałam jedynie to, co było nieuniknione, ale miałam swoją dumę.
Straciłam ją, gdy David grzmotnął mnie w głowę.
– Claude! – przekrzykiwałam dzwonienie w uszach. – Claude!
Becca-Sherry szykowała się właśnie do potężnego kopnięcia, gdy Claude wyszedł z łazienki z bronią w ręku. Sherry stała do niego tyłem, ale David go widział, a ja byłam przynajmniej częściowo świadoma jego obecności, po tym jak potrząsnęłam głową, żeby nieco otrzeźwieć. Claude zdołał pchnięciem usunąć Sherry z linii strzału tak, że rozłożyła się na kanapie Deedry, cały czas trzymając Davida na celowniku. Rzuciłam się, rezygnując z resztek godności, spomiędzy Claudea i tej dwójki. Cały czas się pochylałam, żeby Claude mógł ich zastrzelić, gdyby musiał.
Przekazał informacje przez radio, które miał przypięte na ramieniu. Reakcją było takie zaskoczenie, że musiał powtórzyć wszystko jeszcze raz, spokojnym, pewnym, charakterystycznym dla Claudea tonem, dzięki któremu był tak dobrym policjantem.
– Nie mogę wyjść z pokoju, a tym bardziej wyjechać z miasta, żebyś nie wpakowała się w kłopoty – powiedział do mnie, gdy uznał, że odzyskałam już mowę. – Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi?
– Zabiła Deedrę – powiedziałam. Otworzyłam drzwi, które zamknął David, żeby policjanci mogli wejść. Słyszałam zbliżające się syreny.
– Becca zabiła Deedrę? Dlaczego?
– To nie Becca. Deedra ją rozszyfrowała.
Kobieta nic nie powiedziała. Patrzyła na nas spode łba i trzymała się za kolano. Miałam nadzieję, że je jej wybiłam. Miałam nadzieję, że okropnie cierpiała. Davidowi krew leciała z nosa ciurkiem, ale Claude nie pozwolił mu sięgnąć po chusteczkę. David także nic nie mówił. Był zbyt doświadczonym przestępcą, by sobie na to pozwolić.
– No cóż, zanim pogawędzimy z nimi o Deedrze, możemy oskarżyć ich o napaść na ciebie – powiedział Claude po namyśle.
– Musicie obejrzeć to nagranie – pokazałam na magnetowid. – Po tym jak nadjedzie wsparcie – dodałam pośpiesznie, ponieważ chciałam, żeby Claude skupił się na obecnej sytuacji.
Uśmiechnął się ponuro i nie był wcale rozbawiony.
– Nie jest to jakiś sprośny film, prawda? – zapytał, nie spuszczając wzroku z Davida.
Becca, Sherry czy jakkolwiek jej było na imię, wystartowała z kanapy. Gdybym nie chwyciła jej z całej siły za łydkę, wylądowałaby pewnie tuż przy drzwiach, w miejscu, gdzie przykucnęłam. Moje dłonie nie były na tyle duże, by pewnie ją złapać, ale udało mi się spowolnić jej ruch i przytrzymać mocno lewą kostkę. Lewą, czyli tę zdrową. Prawie przewróciła się na mnie, a ja podniosłam się i obróciłam. Przycisnęłam przedramię do jej gardła. Zaczęła się dławić i wbijać palce w moje ramiona i głowę.
Zamknęłam oczy i schyliłam głowę tak mocno, jak to było możliwe, i przyszpiliłam jej nogi swoimi. Wiedziałam, że muszę sobie z nią poradzić sama – Claude nie mógł spuścić olbrzyma z celownika.
– Zabiję cię! – powiedziała słabym głosem.
Nie sądziłam, żeby była w stanie. Ale wierzyłam, że chciałaby to zrobić.
Miała jednak jeszcze asy w rękawie. Skoncentrowała wszystkie siły: nie walczyła jak wiatrak, ale jak wytrenowany zawodnik. Chwyciła mnie za uszy i skręciła je, próbując zmusić mnie, żebym się przetoczyła na plecy. Dopadało mnie już zmęczenie i nie byłam tak zdeterminowana jak ona, więc moje poddanie się było kwestią sekund. Ale zebrałam resztki sił, zacisnęłam lewą dłoń w pięść i podniosłam ją tak wysoko, jak mogłam. Była tak skupiona na tym, żeby wejść na mnie, że nie zauważyła, co próbuję zrobić.
Uderzyłam ją w głowę tak mocno, jak tylko potrafiłam.
Wydała śmieszny odgłos, jej uścisk zelżał i straciła świadomość.
Wtedy dwóch mężczyzn ściągnęło mnie z niej.
Wszystkim dobrą chwilę zajęło ustalenie, kto był bohaterką, a kto czarnym charakterem. Jak tylko Skok Farraclough i Tiny Dalton zdali sobie sprawę, że stoję po stronie prawa i porządku (choć przekonanie ich o tym zajęło trochę czasu), porzucili zamiar zakucia mnie w kajdanki i zamiast tego skuli słaniającą się Beccę. Sherry. Nieważne. W trakcie walki jej peruka przekrzywiła się, mimo że była dobrze umocowana. Jej własne włosy (ufarbowane na identyczny kolor, pewnie na wypadek, gdyby wystawały spod peruki), miały może trzy centymetry długości. Zastanawiałam się, czy jej spektakularna klatka piersiowa była darem natury i jak wyglądała ta kobieta, gdy zmywała z siebie cały makijaż. Wszystkie te obrysy, cieniowania, rozświetlania, jaskrawe kolory zmieniły jej rysy tak bardzo, że chyba tylko ekspert od makijażu mógł powiedzieć, jak wyglądała naprawdę. Ekspert taki jak Deedra Dean. Deedra dostrzegła to, co było poza błękitnymi soczewkami, stanikiem push-up, tapetą, peruką.
– Dlaczego Deedra nikomu nic nie powiedziała? – zapytał mnie później Claude.
Siedzieliśmy w jego gabinecie na posterunku policji.
– Może nie wierzyła własnym oczom. Musiała nie być pewna tego, co widziała. Może chciała jeszcze raz dokładnie przyjrzeć się Sherry Crumpler, żeby się na sto procent upewnić, że jej podejrzenia są prawdziwe.
– Sherry jest naprawdę sprytna i wydaje się nie mieć żadnych problemów z zabijaniem ludzi, jeśli połowa z tego, co ci powiedziała, jest prawdą – powiedział Claude. – Pewnie uznała, że lepiej zabić Deedrę, zanim David przyjedzie do miasta, bo on dużo bardziej przypomina siebie w telewizji. Spotkanie z nim utwierdziłoby Deedrę w jej podejrzeniach.
– Może będą na siebie kablować. – Mój głos był tak zmęczony jak całe moje ciało.
– Och, już to robią. Każde z nich zatrudniło prawnika, wybranego na chybił trafił z książki telefonicznej. Prawnicy chcą zaistnieć i pojawić się w programie telewizyjnym poświęconym zakończeniu tej sprawy. Myślę, że najpóźniej jutro odezwą się do mnie ludzie z Najbardziej poszukiwanych przestępców Ameryki.
– Powiesz mi, co ci powiedzieli?
Gdy przyjadą media, chciałam być jak najdalej od więzienia, posterunku i Claudea.
– David mówi, że wyjechaliby stąd już tydzień temu, gdyby Joe C. zmarł wtedy, gdy powinien był to zrobić. Oczywiście to Sherry podłożyła ogień. Chciała dostać w spadku te siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów. Później pomyślała, że gdyby David się pojawił i udawał brata Becki, a nie chłopaka, także dostałby swoją działkę. Po tym jak zabiła Deedrę, wiedziała, że muszą jakoś przyspieszyć swój plan wyłudzenia pieniędzy i musi wynieść się z miasta. Planowała, jak twierdzi David, sprzedać Apartamenty, jak tylko stąd wyjadą. Miała wynająć kogoś, kto zająłby się formalnościami i tylko wysłał jej umowę do podpisu. Wtedy mogłaby zniknąć. Nikt by o tym specjalnie nie rozmyślał.
Przemyślałam ten plan, szukając słabych punktów. Znalazłam tylko kilka.
– Potrafiła podrobić podpis prawdziwej Becki?
– Idealnie, najwidoczniej.
– A skoro nikt stąd, nawet z rodziny, nie widział Becki i Anthonyego, odkąd byli małymi dziećmi, nikomu nie przyszło do głowy, że nie jest naprawdę Beccą? Nikt nie wpadł na to, żeby to sprawdzić?
– Wydaje mi się – zahuczał Claude – że prawdziwa Becca musiała być samotniczką. A Sherry w przebraniu chyba powierzchownie pasowała do opisu: wysportowana blondynka o niebieskich oczach. Ale David twierdzi, że prawdziwa Becca miała jakieś problemy emocjonalne, nie potrafiła nawiązywać przyjaźni. Pewnie sądziła, że David spadł jej z nieba, a kiedy jego „siostra” chciała się z nią kumplować, a David zdążył zakolegować się z jej bratem twardzielem, uznała, że samotne dni już nie wrócą.
– Czemu David wymyślił, że pracował w więzieniu?
– No cóż, znał się na tym, nieprawdaż? Gdybyś uważnie słuchała programu NPPA, wiedziałabyś, że David prawie całe życie spędził na odsiadkach. I Sherry w sumie też.
– Miała nerwy ze stali, skoro mieszkała tu tak długo, podając się za Beccę.
– Nerwy też, ale to była niezła przykrywka. A gdyby doczekała do chwili, gdy było na tyle bezpiecznie, by David do niej dołączył, zarobiliby mnóstwo kasy – sto czterdzieści tysięcy z udziałów w domu Joego C. plus to, co by później dostali ze sprzedaży mieszkań. Dopóki w telewizji nie pokazali tego programu, zresztą na kilka dni przed planowanym przyjazdem Davida. On mówi, że powinna była skontaktować się z nim i go ostrzec. Ona twierdzi, że próbowała, ale nie było go pod ustalonym numerem telefonu. Więc przyjechał. Generalnie sądzę, że czuli się całkiem bezpiecznie, całkiem anonimowo. Próba spalenia domu Joego C. okazała się tylko częściowym sukcesem, ale staruszek i tak zmarł, więc uznali, że dziwnie by to wyglądało, gdyby wyjechali przed pogrzebem. Ale wtedy wtrąciłaś się ty.
– Chciałam się tylko dowiedzieć, co się stało z Deedrą.
– Według Davida… Na pewno chcesz to usłyszeć, Lily? To tylko to, co David twierdzi, że Sherry mu powiedziała.
Skinęłam głową. Spojrzałam na swoje dłonie, żebym nie musiała patrzeć Claudebwi w oczy.
– Sherry wycelowała broń w Deedrę w to niedzielne popołudnie, parę godzin po tym, jak Deedra wróciła z kościoła i spotkały się na schodach. Sherry przez te dwie godziny zrobiła mnóstwo planów, gdy zorientowała się, że Deedra nie zadzwoni od razu na policję. Apartamenty Ogrodowe były opustoszałe i choć nie mogła być pewna, czy ktoś się lada moment nie pojawi, uznała, że musi podjąć ryzyko. Musiała wywabić ofiarę z budynku. Gdyby Deedra zginęła w mieszkaniu, śledztwo skupiłoby się na jedynej osobie, która tego dnia była w pobliżu – na niej. Sherry zmusiła Deedrę do pojechania na drogę przy Farm Hill Road, bo wiedziała, że wtedy znajdą się tuż za granicą miasta i śledztwo poprowadzi Marta Schuster. A to ładnie skomplikuje sprawę, skoro ostatnio Marlon tak często kręcił się wokół Deedry. Gdy znalazły się na miejscu, Sherry zmusiła Deedrę do zatrzymania auta, wyjścia z niego i rozebrania się. Czułam, jak moja twarz się wykrzywia.
– Zmusiła ją do rozrzucenia ubrań.
– No tak. – Claude milczał przez chwilę. Wiedziałam, że próbuje wyobrazić sobie, co czuła Deedra, i nie potrafi.
– Kiedy Deedra już była rozebrana, Sherry kazała jej się oprzeć o samochód, a gdy to zrobiła, uderzyła ją. Jeden cios w splot słoneczny. Z całej siły.
Wolny głęboki wdech. I wydech.
– Gdy Deedra konała, Sherry wepchnęła butelkę i ułożyła Deedrę w samochodzie. Wymagało to wielu starań, ale Sherry jest ekspertem od sztuk walki i bardzo silną kobietą. Co zresztą sama wiesz.
Wdech. Wydech.
– Co się stało później?
– Później… poszła do domu.
Po całym tym gadaniu o zamianie samochodów, o wspólniku wydawało się to takie proste. Poszła do domu. Jeśli trzymała się lasu, mogła dotrzeć do domu bez konieczności pokazywania się komukolwiek. Tak naprawdę… Próbowałam wyobrazić sobie Shakespeare z lotu ptaka… Jeśli to dobrze zaplanowała, mogła przejść polem w kierunku sklepu sportowego Winthropów, a stamtąd spacerkiem z powrotem do Apartamentów.
– Dzięki tobie – ciągnął Claude po długiej przerwie – moja żona siedzi w domu sama i zastanawia się, kiedy wróci jej świeżo upieczony mąż.
Wysiliłam się na uśmiech.
– Dzięki mnie będziesz miał swoje pięć minut sławy – przypomniałam mu. – Złapałeś dwoje z grona najbardziej poszukiwanych przestępców Ameryki.
– Bo miałem sraczkę – powiedział, potrząsając ze smutkiem głową.
– Tę część możesz pominąć.
– Ciekawe jak.
– Powiedzmy, że zrobiłeś się podejrzliwy, gdy usłyszeliśmy, jak jacyś ludzie idą po schodach na górę, i ukryłeś się w łazience, żeby wziąć ich z zaskoczenia.
– To brzmi lepiej niż tłumaczenie, że zjadłem nieświeżą rybę.
– Racja.
– Chyba w takim razie skorzystam.
– Nie ma sprawy.
– A co z tobą, Lily?
– Jutro pracuję. – Westchnęłam ciężko i podniosłam się z dostawionego krzesła w gabinecie Claudea. – Muszę odebrać jedzenie i pomagać na stypie Joego C.
– Miałem na myśli dłuższą perspektywę. Byłam zaskoczona. Claude nigdy nie pytał mnie o życie osobiste.
– Wiesz, że Jack to ten jedyny – powiedziałam. Cicho, prosto z mostu.
– Wiem. Szczęściarz z niego.
– No cóż, widzę, że coś z tego będzie.
– Myślisz, że weźmiecie ślub?
– Być może. Twarz Claudea się rozjaśniła.
– Nigdy bym nie pomyślał. Bardzo się cieszę, Lily.
Zastanawiałam się przez chwilę, czemu ten pomysł uradował Claudea. No tak, mówi się, że nowożeńcy wszystkich widzieliby na ślubnym kobiercu.
– Bo moja żona – wypowiedział te słowa z widoczną dumą – zadzwoniła do niego, gdy dowiedziała się, że byłaś zaangażowana w tę ostateczną rozgrywkę. I Jack czeka w poczekalni.
– Carrie… zadzwoniła do Jacka?
– O tak. Choć sądzisz, że jest nieśmiała, wycięła ci taki numer.
– On tu jest – powiedziałam z uczuciem niewyobrażalnej ulgi, szczęśliwa jak nie wiem co.
– Gdybyś otworzyła drzwi – powiedział Claude uszczypliwie – nie musiałbym ci o tym mówić, sama byś się przekonała.
Przekonałam się.
Później tego wieczora, kiedy tylko księżyc oświetlał mój dom, usiadłam na łóżku. Obok mnie, ułożony na boku, leżał Jack. Jego rozpuszczone włosy były splątane, a jego klatka piersiowa cicho podnosiła się i opadała. Twarz we śnie była spokojna i odprężona, ale odległa. Niepoznawalna. Mogłam poznać tylko tego mężczyznę, którym próbował być, gdy nie spał. Kto wiedział, dokąd prowadziły go sny, jak głęboko w jego umysł i serce? Dalej niż kiedykolwiek będę w stanie dotrzeć. Wstałam, rozsunęłam zasłonki. Światła w mieszkaniu na piętrze, które należało do Deedry, nadal były włączone. Pewnie policja je tak zostawiła. Dziwnie się czułam, widząc, że znów się palą. W chwilach gdy wcześniej je zauważałam, miałam taki pogardliwy odruch: znowu się z kimś zabawia – a zaraz potem przebiegłam w myślach niebezpieczeństwa, jakie niosła ze sobą jej rozwiązłość.
Ale to nie jej słabość spowodowała śmierć. Zabiła ją jedna z jej silnych stron.
Zastanawiałam się, co to oznacza. Jaką lekcję można było wyciągnąć ze śmierci Deedry. Myślałam o tym przez chwilę, ale albo nie miało to znaczenia, albo nie byłam w stanie pojąć tego morału. Przypomniałam sobie Deedrę taką, jaka pojawiła się w moim śnie, z pilotem w dłoni. Oglądającą film z wnętrza swojej trumny.
Zasunęłam zasłony i odwróciłam się w stronę łóżka.