ROZDZIAŁ JEDENASTY

Poniedziałek

Pojechali do zakładu pogrzebowego. Sara prowadziła, siedzący obok Jeffrey wskazywał drogę. W normalnych okolicznościach przed sekcją zwłok spędzała pewien czas w samotności, żeby skoncentrować się przed czekającym ją zadaniem, teraz jednak nie mogła sobie pozwolić na taki luksus. Przed wyjściem zadzwoniła od Neli do matki i uprzedziła ją, że wieczorem wraca do domu.

– To tutaj – powiedział Jeffrey, wskazując długi pawilon w kształcie litery U stojący przy autostradzie.

Dokoła nie było innych budynków, jeśli nie liczyć małego sklepiku z kwiatami po drugiej stronie szosy. Kiedy Sara wysiadła z samochodu, uderzyła w nią z impetem fala rozgrzanego powietrza od przejeżdżającego tira. Gdzieś w oddali przetoczył się grzmot, co idealnie pasowało do jej grobowego nastroju.

Skrzywiła się z bólu, przechodząc przez szosę, kiedy jakiś kamień uraził ją w stopę przez cienką podeszwę sandała.

– Wszystko w porządku? – zapytał Jeffrey. Skinęła głową i skierowała się do wejścia. Paul, zastępca szeryfa, który w nocy odwiózł ją do domu Neli, stał w drzwiach i palił papierosa. Na ich widok zgasił go pospiesznie o bok kosza na śmieci i ostrożnie położył niedopałek na kupce piasku.

– Pani pozwoli – rzekł, otwierając przed nią drzwi.

– Dziękuję – odparła, zwracając uwagę na podejrzliwe spojrzenie, jakim obrzucił Jeffreya.

– Gdzie pozostali? – zapytał Jeffrey.

– Czekają w korytarzu tylnego skrzydła – odrzekł Paul, patrząc na Sarę.

Ruszyła energicznym krokiem w głąb budynku, nawet się nie oglądając. Tylko rytmiczne dzwonienie kluczy i poskrzypywanie pasa z grubej skóry świadczyło, że zastępca szeryfa podąża tuż za nią. Tutejszy dom pogrzebowy przypominał typowe biuro federalne, grubo ochlapane tynkiem ściany z pustaków pomalowano na beżowo, a jarzeniówki zalewały wszystko żółtawym blaskiem. Unosił się tu intensywny zapach środka do balsamowania zwłok przemieszany z wonią odświeżacza powietrza, który byłby zapewne przyjemny w pomieszczeniach mieszkalnych albo w biurze, ale tutaj niemal przyprawiał o mdłości.

– Tędy – odezwał się Paul, wyprzedzając ją, żeby otworzyć drzwi na końcu korytarza.

Sara zerknęła przelotnie na Jeffreya, ale nie patrzył na nią, tylko z zaciśniętymi zębami wpatrywał się w salę, do której weszli. Pod regałem pełnym środków do konserwacji i charakteryzowania zwłok stał metalowy stolik na kółkach z leżącym na nich trupem przykrytym czystym białym prześcieradłem, którego brzegi podrygiwały w strumieniu powietrza wyrzucanym przez hałaśliwy klimatyzator pod oknem. Było tu tak zimno, że przeszył ja dreszcz.

– Witamy – odezwał się Hoss, ruszając w jej kierunku z wyciągniętą ręką. Obróciła się, żeby uścisnąć mu dłoń, za późno się orientując, że chciał tylko położyć jej rękę na ramieniu i wprowadzić w głąb sali. Uzmysłowiła sobie, że mężczyźni z jego pokolenia nie ściskali na powitanie dłoni kobietom, chyba że w żartach. Jej dziadek Earnshaw, którego po prostu uwielbiała, również miał taki zwyczaj.

Szeryf przedstawił jej pozostałych mężczyzn.

– To pan White, kierownik domu pogrzebowego. – Pucołowaty człowieczek o marsowym czole i wydatnej łysinie lekko skinął głową. – A to mój zastępca, Reggie Ray.

Ten sam chłopak, który był ostatniej nocy w domu Roberta. Nadal miał na szyi aparat fotograficzny, aż Sarze przemknęło przez myśl, że z nim spał.

– Chyba wczoraj nie miałem okazji ci powiedzieć, Spryciarzu – dodał szeryf – że Reggie to chłopak Marty Ray.

– Naprawdę? – burknął Jeffrey bez specjalnego zainteresowania.

Wyciągnął jednak rękę do tamtego, ale Reggie uścisnął mu dłoń z wyraźnym ociąganiem. Sarę zaciekawiło, dlaczego wszyscy stróże prawa traktują go z taką podejrzliwością.

– Dziś rano Robert złożył zeznania – oznajmił Hoss. Na twarzy Jeffreya odmalowało się zaskoczenie. – Sąsiedzi z grubsza potwierdzają to, co powiedział.

Sara była przekonana, że Jeffrey zapyta, co takiego zeznał Robert, ale on pokiwał głową i wbił wzrok w podłogę.

Po chwili niezręcznego milczenia White wskazał drzwi za jej plecami:

– Stroje ochronne trzymamy w magazynku. Proszę się obsłużyć według własnego uznania.

– Dziękuję – odparła, na co sztywno skinął głową. Przemknęło jej przez myśl, że może jest rozdrażniony, iż to jej szeryf zlecił przeprowadzenie sekcji. Kierownik zakładu pogrzebowego w okręgu Grant, przyjaciel z dzieciństwa, z radością przekazał jej obowiązki miejskiego koronera. Ale z miny White’a trudno było cokolwiek wyczytać.

Weszła do magazynku, który okazał się ciasną klitką. Ledwie zdołała zamknąć za sobą drzwi. W tej samej chwili mężczyźni zaczęli rozmawiać z ożywieniem. Rozpoznała głęboki baryton Hossa przeplatający się z nieco piskliwym głosem Paula. Z tego, co zdążyła się zorientować, tematem dyskusji był przebieg wczorajszego meczu koszykówki w rozgrywkach szkół średnich.

Zdjęła z półki fartuch chirurgiczny i włożyła go, czując się wręcz idiotycznie, jak pies kręcący się w kółko w pogoni za własnym ogonem. Fartuch był bardzo duży, dostosowany rozmiarem do pokaźnego brzuszka White’a. Kiedy uzupełniła strój o papierowe ochraniacze na buty oraz czepek na włosy, poczuła się jak cyrkowy klaun.

Położyła rękę na klamce, lecz nie od razu otworzyła drzwi. Z zamkniętymi oczami próbowała się błyskawicznie odciąć od wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby. Gdyby skoncentrowała się na przypuszczeniu, że Robert sam się postrzelił, mogłaby nieświadomie dopasowywać do tej poszlaki wyniki sekcji zwłok, a zależało jej na tym, by poznać wyłącznie fakty. W końcu nie była oficerem śledczym. Jej zadaniem było wyłącznie przedstawienie fachowej opinii na temat zabitego, śledztwem zajmie się policja. Zatem jedyną rzeczą, nad którą powinna obecnie zachować kontrolę, było sumienne wywiązanie się z nałożonego na nią obowiązku.

Gdy wróciła do sali, mężczyźni natychmiast umilkli. Wydało jej się, że dostrzega ironiczny uśmieszek na ustach Paula, ale chłopak pospiesznie zaczął kartkować swój notatnik, szykując się do robienia zapisków kawałkiem ołówka o mocno pogryzionym końcu. White stanął przy zwłokach, Jeffrey i Hoss zajęli miejsce pod ścianą i skrzyżowali ręce na piersi. Reggie przy zlewie ustawiał coś w aparacie fotograficznym. W sali panowała atmosfera wyczekiwania, Sara odnosiła jednak mętne wrażenie, że tak naprawdę wszyscy traktują obecność podczas sekcji jak przykry rutynowy obowiązek.

– Gdzie są zdjęcia rentgenowskie? – zapytała. White zerknął na szeryfa, po czym odparł:

– Robimy prześwietlenia tylko w wyjątkowych okolicznościach.

Próbowała ukryć zdumienie, bo nie chciała, by odnieśli wrażenie, że uznaje ich za bandę tępych wieśniaków. Dla niej zdjęcia rentgenowskie należały do standardowej procedury autopsji, w dodatku miały szczególne znaczenie w przypadku ran postrzałowych głowy. Skoro kula przebiła kość i zagłębiła się w tkankę mózgową, tylko ułożenie odłamków kości na prześwietleniu umożliwiało prawidłową ocenę toru lotu pocisku. Rozcinanie rany postrzałowej groziło zniekształceniem śladów i mogło prowadzić do całkowicie błędnych wniosków.

– Znaleźliście kulę?

– W jego głowie? – zapytał zdumiony Reggie. – Wyciągnąłem ze ścian dwa pociski kalibru dwadzieścia dwa. Ale w okolicach jego głowy nie znalazłem niczego oprócz… resztek głowy.

– Pocisk może nadal tkwić w środku – powiedziała. Hoss odchrząknął i wtrącił uprzejmie:

– Może Reg po prostu go przeoczył. Na pewno go znajdziemy przy powtórnych oględzinach pokoju.

Reggie najwyraźniej poczuł się lekko urażony, lecz zanim szeryf na niego spojrzał, zdążył przyjąć obojętną minę. Wzruszył tylko ramionami, jakby chciał dać do zrozumienia, że to niewykluczone.

– Czasami tkanka mózgowa spowalnia pocisk do tego stopnia, że nie wydostaje się on po drugiej stronie – powiedziała Sara, starannie dobierając słowa.

– Przecież całą prawą stronę głowy ma zmienioną w krwawą miazgę – zauważył szeryf.

– To może być skutek uderzenia o podłogę. – Wiedząc, jakiej amunicji używa policja, zwróciła się do Reggiego: – Chodzi o pocisk dziewięciomilimetrowy, jak się domyślam?

Przerzucił parę kartek w notatniku i odczytał:

– Beretta była załadowana nabojami kalibru dwadzieścia dwa o klasycznych szpiczastych pociskach, a dziewięciomilimetrowy glock typowymi kulami z tępo ściętym końcem.

– Takie pociski mają wystarczającą siłę przebicia, żeby wychodząc z czaszki, roztrzaskać spory fragment kości i oderwać kawałek skalpu – podsumowała, przemilczając uwagę, że zdjęcie rentgenowskie od razu by to wykazało.

– Zgadza się – przyznał Hoss.

Myślała, że powie coś jeszcze, ale gdy zamilkł, ściągnęła prześcieradło i odsłoniła zwłoki. Przemknęło jej przez myśl, iż nie powinna być ani trochę zdziwiona, że ciało leży na wznak. Miała tylko nadzieję, że z jej miny nie zdołali odczytać poirytowania. W ten sposób plamy opadowe, które musiały się utworzyć w tylnej części głowy, mogły dodatkowo zaciemnić obraz w okolicach rany wylotowej po kuli. Z pewnością nie dało się już oszacować, czy na tylnej powierzchni czaszki nie było jakichś dodatkowych urazów poza wyraźnymi zadrapaniami czy rozcięciami skóry. Ewentualne siniaki lub stłuczenia, będące na przykład skutkiem ciosu w głowę, musiały zniknąć pośród licznych zaciemnień skóry od gromadzącej się krwi.

Z powodu stężenia pośmiertnego zwłoki były nienaturalnie wyprężone. Pozlepiane potem i krwią włosy zakrywały większą część twarzy, dało się jednak dostrzec na wpół otwarte oczy i szeroko rozdziawione usta. Rozległy, siny ślad na policzku znaczył miejsce, gdzie twarz zabitego stykała się z dywanem. Na wątłej klatce piersiowej pod skórą rysowały się żebra. Plamy krwi na zapadniętym brzuchu układały się łukiem, jakby pasek spodni zwisał mu luźno, co mogło świadczyć, że Swan ostatnio znacznie schudł. Nikt też nie pomyślał, żeby zabezpieczyć mu workami foliowymi dłonie, na których mogły pozostać ważne dowody z miejsca zbrodni, na przykład ślady prochu czy jakiekolwiek włókna, nie mówiąc już o ewentualnych przedmiotach znajdujących się w dłoniach, zwłaszcza że prawa ręka była zaciśnięta w pięść.

– Próbowałem mu rozewrzeć palce, ale nie dałem rady – wyjaśnił Reggie.

– Nic nie szkodzi – odpowiedziała, pomyślawszy, że gdyby nawet teraz chciała szukać śladów prochu na skórze, i tak już nie potrafiłaby odróżnić, czy były one pierwotnie na dłoniach zabitego, czy też zostały przeniesione przez zastępcę szeryfa. – Są już gotowe zdjęcia z miejsca zbrodni?

Reggie pokręcił głową.

– Przyniosłem tylko swoje szkice – rzekł, wyciągając z kieszeni munduru szarą kopertę. Wyjął ze środka trzy kartki papieru z bardzo schematycznymi rysunkami. Podał je Sarze i rzekł zawstydzony: – Miałem zamiar trochę je poprawić dziś rano.

– Na razie mi wystarczą – odparła, rozkładając szkice na blacie przy zlewie. Dwa wydłużone prostokąty miały zapewne oznaczać tapczan i stojący naprzeciwko niego kredens. W miejscu znalezienia zwłok znajdował się dziecięcy zarys ludzkiej sylwetki z dwoma iksami znaczącymi oczy zabitego. Podgięta prawa ręka była ułożona pod ciałem, natomiast lewa wyciągnięta w bok. – Na pewno leżał na zgiętej prawej ręce?

Reggie pokiwał głową.

– Tak. Gdy go obróciliśmy na wznak, pozostała uniesiona w górę.

– Stężenie pośmiertne wystąpiło wyjątkowo szybko – wtrącił White.

– O której dotarł pan na miejsce?

– Jakieś dwie godziny po wypadku.

Sara zwróciła uwagę, że mężczyzna, który w tym miasteczku zajmował się sekcjami zwłok, już teraz nazywa to zdarzenie wypadkiem.

– Mieliście kłopoty z obróceniem trupa?

– Musieliśmy przełamywać stężenie, żeby go ułożyć na noszach.

– W rękach i nogach?

White przytaknął ruchem głowy.

Stężenie zwykle zaczynało występować najpierw w mięśniach dolnej szczęki, skąd rozchodziło się stopniowo w dół ciała. Najczęściej musiało minąć od sześciu do dwunastu godzin, zanim ustąpiło.

– Może działał w panice? – odezwał się po raz pierwszy Jeffrey. – A może był naszprycowany jakimś środkiem przyspieszającym tętno?

– To wykaże profil toksykologiczny.

– Czy mogłaby pani to wyjaśnić tym, którzy nie ukończyli wyższych studiów? – zapytał uprzejmie Hoss.

– Stężenie pośmiertne pojawia się tym szybciej, im bardziej człowiek był wyczerpany w chwili zgonu. Uszczuplenie naturalnych zapasów trójfosforanu adenozyny, czyli ATP, w organizmie powoduje, że mięśnie szybciej sztywnieją.

Szeryf pokiwał głową, lecz po jego minie było widać, że i tak niewiele zrozumiał.

Sara otworzyła już usta, żeby dokładniej wyjaśnić cały mechanizm, kiedy nagle uświadomiła sobie, że to bezcelowe. Pod tym względem Hoss tak bardzo przypominał jej dziadka Earnshawa, że aż uśmiechnęła się mimowolnie.

– Tutaj leżały łuski od wystrzelonych nabojów – rzekł Reggie, wskazując na szkicu jedno kółko z odchodzącą od niego linią przy drzwiach sypialni i dwa takie same znaczki przy ciele. – Dwie łuski kalibru dwadzieścia dwa znaleźliśmy tutaj, a dziewięciomilimetrową w samym przejściu na korytarz.

Jeffrey odchrząknął, jakby chciał zasygnalizować, że niechętnie zabiera głos.

– Zdjęliście z nich odciski palców?

Reggie obrzucił go pogardliwym spojrzeniem.

– Oczywiście. Podobnie jak z pistoletów. Glock należy do Roberta, to jego służbowy pistolet. A beretta ma spiłowany numer seryjny.

Hoss pokiwał głową i wetknął ręce do kieszeni. Sara zwróciła się do White’a:

– Gdzie są rękawiczki?

Wyjął z szafki pod zlewem całe pudełko. Wszyscy przyglądali się z uwagą, jak Sara wkłada od razu dwie pary, jedną na drugą. Kiedy White podtoczył bliżej stolik z instrumentami, odetchnęła z ulgą na widok dużego noża, nożyczek, rozmaitych skalpeli i innych narzędzi niezbędnych do wykonania autopsji.

– Pomogę pani – zaofiarował się.

Wspólnie zdjęli i złożyli prześcieradło okrywające zwłoki. Ktoś wcześniej ściągnął ze Swana ubranie, toteż nie miała szans zbadać śladów pozostałych na dżinsach czy bieliźnie.

Zabity był drobnej budowy ciała, na oko miał nie więcej niż sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i ważył niewiele ponad siedemdziesiąt kilogramów. Chociaż blond włosy sięgały ramion, trudno go było nazwać mocno owłosionym. Pod brzuchem ciemniała tylko drobna kępka włosów łonowych. Penis był lekko obrzmiały, spuchniętą mosznę pokrywały ślady jakiejś wybroczyny. Na chudych pałąkowatych nogach wyróżniała się długa blizna po zewnętrznej stronie lewego uda, prawdopodobnie pochodząca jeszcze z dzieciństwa. Przed laty musiał więc doznać jakiegoś poważniejszego urazu. Z jakiegoś powodu ten widok nasunął jej skojarzenie z blizną na ramieniu Jeffreya i zaciekawiło ją, co on czuł, kiedy zranił się o kuchnię, gdy dostał pięścią od ojca.

Zwróciła się do Paula:

– Zechce pan robić notatki?

– Tak, oczywiście – odparł zastępca szeryfa, otwierając notatnik na czystej kartce.

– Ile miał lat?

– Trzydzieści cztery – odrzekł Paul.

Pokiwała głową, gdyż zgadzało się to z jej przypuszczeniami. Zaczęła powtarzać swoje dotychczasowe spostrzeżenia, dając chłopakowi czas na ich zapisanie. W biurze koronera okręgu Grant korzystała z dyktafonu, toteż trudno jej się było dostosować do powolnego tempa robienia na bieżąco notatek.

– Skóra lekko przesuszona, zapewne z powodu braku dbałości o higienę osobistą – powiedziała, wodząc palcami po ciele trupa. – W zgięciu prawego ramienia liczne ślady po igle, prawdopodobnie pochodzące sprzed kilku lat. – Tknięta nagłym przeczuciem, skoncentrowała się na stopach. – Jeszcze liczniejsze świeże ślady między palcami nóg.

– Co to za ślady? – zaciekawił się Hoss.

– Wbijał sobie strzykawkę między palce nóg, żeby widoczne ślady na ciele nie zdradziły, że bierze narkotyki – wyjaśnił Jeffrey, po czym rzekł do Sary: – To by wyjaśniało niski poziom ATP.

– Owszem, choć to jeszcze zależy od tego, co brał. – Spojrzała na White’a. – Pobraliście próbki krwi i moczu?

Skinął głową.

– Ale wyniki będą najwcześniej za tydzień. Sara przygryzła wargi, lecz wyręczył ją Jeffrey:

– Nie można przyspieszyć analiz?

– To będzie kosztowało – burknął szeryf.

Jeffrey wzruszył ramionami, a Hoss skinął głową Whitebwi, dając znak, że się na to zgadza.

Sara szybko dokończyła oględzin, nie znajdując więcej nic szczególnego poza kolejną blizną, niedużą, w kształcie gwiazdy, powyżej kostki prawej nogi.

– Może mi pan pomóc rozewrzeć pięść? – spytała White’a.

Ten włożył gumowe rękawiczki i zaczął się mocować ze stężałymi palcami. Wszyscy patrzyli uważnie, jak zapierając się mocno, z trudem odchyla kciuk zaciśniętej pięści milimetr po milimetrze. Kiedy wreszcie naparł ramieniem, palec wyłamał się z głośnym trzaskiem. Dalej poszło już trochę łatwiej, chociaż wszystkie palce trzeba było wyłamywać, czemu towarzyszył nieprzyjemny dźwięk przypominający łamanie suchych gałęzi.

– Nic w niej nie ma – oznajmił, zajrzawszy w dłoń trupa, po czym odsunął się, robiąc miejsce Sarze.

Długie paznokcie pozostawiły wyraźne ślady po wewnętrznej stronie dłoni, ale w pięści rzeczywiście niczego nie było.

– Myśli pani, że to tylko śmiertelny skurcz? – zapytał.

– To się rzadko zdarza – odparła, przyglądając się uważnie skórze na boku, pod którym leżała ręka. – Przygniótł pięść całym ciężarem ciała, a stężenie pośmiertne prawdopodobnie zablokowało palce w takiej pozycji. – Rozejrzała się po sali i wskazując stojącą w rogu lampę na stojaku, poprosiła: – Czy mógłby pan podtoczyć ją bliżej, żebym lepiej widziała?

White odplątał kabel owinięty wokół stojaka i podsunął lampę do stołu, a Paul wetknął wtyczkę do kontaktu. Mocna żarówka zamigotała parę razy, ale w końcu jej stabilne światło padło na rozwartą dłoń trupa.

Wykorzystując ostry koniec pesety, Sara zaczęła wydłubywać zza paznokci suche kawałki skóry wraz z jakimiś większymi płatkami niewiadomego pochodzenia. Razem z kilkoma odłamkami paznokci przeniosła je wszystkie do szklanej fiolki na dowody rzeczowe i wręczyła Paulowi, który kawałkiem zielonej taśmy samoprzylepnej zakleił korek.

Następnie zaczęła przykładać linijkę do blizn i innych znaków szczególnych na ciele trupa, podczas gdy Reggie Je fotografował. Kiedy doszli do głowy, ostrożnie usunęła z okolic rany postrzałowej kilka odłamków kości i fragmentów szarej tkanki, zsunęła pozlepiane włosy z twarzy Swana i odsłoniła otwór wlotowy pocisku.

Jeffrey, który od dłuższego czasu milczał, natychmiast zauważył:

– Tatuaż prochowy.

Powiedział to jednak tak cicho, że Sara nawet nie była pewna, czy rzeczywiście to słyszała, czy tylko odezwał się głos w jej myślach.

Tatuaż był jednak doskonale widoczny. Skóra na sporym obszarze wokół rany była upstrzona brunatnymi cętkami, śladami po oparzeniu gorącymi drobinami prochu, które wydostały się z lufy broni. Znów sięgnęła po linijkę, żeby Reggie zrobił zdjęcia, po czym zaczęła delikatnie rozsuwać włosy wokół rany, szukając innych charakterystycznych śladów.

– Ale nie widzę sadzy – mruknęła.

– Krew nie mogła zmyć? – zapytał Jeffrey, podchodząc nieco bliżej.

– Nie z tej strony głowy – odparła, czując wyraźną ulgę. Włosy pozlepiane krwią i resztkami tkanek bardzo utrudniały oględziny bezpośredniego sąsiedztwa rany, ale jasne światło lampy pozwoliło jej się pozbyć wątpliwości. Obecność na skórze tatuażu prochowego przy jednoczesnym braku poprzyklejanych do niej grudek sadzy była dowodem, że strzał oddano z pewnej odległości, wylot lufy musiał się znajdować co najmniej pół metra od głowy zabitego.

– Jakimi kulami był załadowany glock Roberta? – zapytał Jeffrey.

Paul przerzucił parę kartek w notatniku i odparł:

– Z dostaw federalnych, z prochem typu sto piętnaście.

– A więc granulowanym – rzekł Jeffrey także z wyraźną ulgą, po czym objaśnił szeryfowi: – Proch granulowany daje większą prędkość wylotową kuli, stąd można szacować, że w chwili strzału Robert stał od zabitego w odległości od pół do półtora metra.

– To by się zgadzało z jego zeznaniami – oznajmił szeryf. – Powiedział też, że miał opóźniony zapłon po naciśnięciu spustu.

– Opóźniony zapłon? – zdziwiła się Sara, ale nie dlatego, że nie znała tego pojęcia, tylko wydało jej się niewiarygodne, by przydarzyło się coś tak rzadko spotykanego. Opóźniony zapłon oznaczał bowiem, że minął pewien czas od chwili naciśnięcia spustu do uderzenia iglicy w spłonkę naboju i wystrzelenia pocisku.

– Powiedział, jak długo to trwało? – zapytał równie zdumiony Jeffrey.

– Nie był pewien. Oszacował, że jakieś pół sekundy. Jeffrey spojrzał na Sarę, która pomyślała, że musi mieć równie zbaraniałą minę jak on. Nie istniała żadna metoda na obalenie bądź potwierdzenie tezy, że pistolet wypalił z opóźnieniem, nie wpływało to ani na kształt kuli, ani na rodzaj zniszczeń poczynionych przez nią po trafieniu w cel. Można jednak było w ten sposób tłumaczyć wszelkie nieścisłości między stwierdzoną odległością wylotu lufy od celu a torem lotu pocisku.

Sara wróciła do oględzin głowy, zaczęła wyciągać spomiędzy włosów odłamki kości oraz różne śmieci i odkładać je na blaszaną tackę. Próbowała na nowo skoncentrować się na wykonywanym zadaniu, ale głowę zaprzątała jej drażniąca myśl, że wszyscy bardzo szybko znajdowali wytłumaczenie dla wszelkich rodzących się wątpliwości. Była pewna, że gdyby role się odwróciły i na stole przed nią leżały teraz zwłoki Roberta, obecni w sali mężczyźni na siłę staraliby się znaleźć dowody, że Luke Swan popełnił morderstwo z zimną krwią.

Jak gdyby czytając w jej myślach, Jeffrey zapytał Hossa:

– Gdzie teraz jest Robert?

– Przy Jessie w domu jej matki. Dlaczego pytasz?

– Pomyślałem, że mógłbym go odwiedzić i sprawdzić, jak się czuje.

– Nic mu nie jest. – Szeryf spojrzał na zegarek. – Sekcja przeciąga się trochę dłużej, niż myślałem. Muszę iść na zebranie.

– Chcesz, żeby Paul spisał nasze zeznania?

Hoss zrobił taką minę, jakby całkiem o tym zapomniał. Po chwili odparł:

– Nie, sam się tym zajmę. Spotkajmy się na posterunku koło trzeciej.

– Planowaliśmy wcześniej wyjechać – odrzekł Jeffrey.

– Nie ma sprawy. – Hoss huknął go otwartą dłonią w plecy. – W takim razie wpadnijcie do mojego biura, jak będziecie wyjeżdżać. Przecież to nie zajmie nam dużo czasu.

Ledwie zamknęły się za nim drzwi, Paul rzucił pospiesznie:

– Przepraszam, ale i ja mam trochę pilnej roboty papierkowej.

Pożegnał Sarę skinieniem głowy i również wyszedł. Następny był White, który wymówił się umówionym spotkaniem na lunch, jakby nie zauważył, że ścienny zegar pokazuje dopiero godzinę dziesiątą.

Reggie zdjął wreszcie aparat z szyi i pochylił się nad zlewem, żeby umyć ręce. Jego kwaśna mina mówiła aż nadto wyraźnie, że nie ma się czym wykręcić, a nawet gdyby było inaczej, nie ufa Jeffreyowi na tyle, by zostawić go przy zwłokach.

Jeffrey pogorszył jeszcze sytuację, gdy zapytał:

– Co Robert zeznał?

Zastępca szeryfa wzruszył ramionami.

– A czemu cię to interesuje?

Jeffrey odpowiedział takim samym wzruszeniem ramion.

Nie mając pewności, jak Reggie zareaguje, Sara powiedziała szybko:

– Nie chcę rozcinać czaszki w poszukiwaniu kuli-

Lepiej zaczekać na prześwietlenie i uniknąć groźby zniszczenia dowodów.

– W sypialni naprawdę nigdzie nie było tej kuli – odparł nieco podenerwowany Reggie. – Dokładnie sprawdzałem. Znaleźliśmy w ścianach tylko te dwa pociski kalibru dwadzieścia dwa i trzy łuski na podłodze, w miejscach, które zaznaczyłem na rysunku.

Jeffrey chyba również wyczuł, że nie warto zaogniać atmosfery, gdyż zapytał ostrożnie:

– Jaki model pistoletu Robert ma w zapasie? Zastępca szeryfa popatrzył na niego w osłupieniu.

– Pocisk kalibru dwadzieścia dwa, który ma znacznie mniejszą prędkość od dziewięciomilimetrowego, prawie na pewno pozostałby w obrębie czaszki.

Reggie z rozdziawionymi ustami zaczął przenosić wzrok z Jeffreya na nią i z powrotem.

– W takim razie myślę, że lepiej będzie jeszcze raz przeszukać sypialnię – bąknął w końcu.

– Zgadza się – przyznał Jeffrey, kiwając głową.

Sara szybko wciągnęła świeżą parę gumowych rękawiczek i choć zdawała sobie sprawę, że nie została do tego upoważniona, zaczęła ostrożnie obmacywać zgruchotaną czaszkę po drugiej stronie głowy, wiedząc, że to jedyny sposób, aby już teraz poznać prawdę. Rana była tak rozległa, że pobieżne oględziny nie pozwalały na określenie otworu wylotowego kuli. Nie chciała jednak dłubać w niej pęsetą z obawy, że metalowy instrument może porysować lub zatrzeć charakterystyczne ślady na znajdującej się tam ewentualnie kuli.

– Nic – powiedziała w końcu. – Może utkwiła gdzieś głębiej.

– Hoss nie zezwoli na transport ciała na prześwietlenie – rzekł Reggie.

– Nazywał się Luke Swan – przypomniał mu Jeffrey. – Czy kiedykolwiek aresztowałeś go i odwoziłeś na Posterunek?

– Do diabła, setki razy – prychnął chłopak.

– Za co?

– Głównie za włamania i kradzieże. Ale dotąd zawsze się upewniał, że w domu nikogo nie ma. Bardzo często włamywał się, gdy ludzie byli na nabożeństwie w kościele.

– Wczoraj była niedziela.

– Ale kościelny zamyka drzwi na klucz o ósmej. Nawet jeśli Swan był naćpany, musiał widzieć samochód stojący przed domem.

– Czy kiedykolwiek wcześniej znaleźliście przy nim broń?

– Nigdy.

– A dopuścił się kiedyś napaści?

– Też nie. – Reggie zamyślił się na krótko. – Był tylko drobnym złodziejaszkiem, zwykle zabierał jedynie to, co dał radę wynieść w poszewce od poduszki. Ale z takimi nigdy nic nie wiadomo, prawda? Mogę się założyć, że to samo ludzie mówili o twoim ojcu, zanim się spiknął z tymi bandziorami, którzy zabili mojego wujka Dave’a.

Sara spostrzegła, że Jeffrey zagryzł wargi i z trudem przełknął ślinę.

– Nigdy nie wiadomo, do czego tacy są zdolni – ciągnął śmielej Reggie. – Zaczynają od wykradania kosiarek do trawy, a kończą na mordowaniu z zimną krwią zastępców szeryfa.

Poczuła się zobligowana, żeby coś powiedzieć, ale w głowie miała pustkę. Jeffrey nerwowo zaciskał i rozwierał pięści, jakby chciał się rzucić na chłopaka. Tymczasem Reggie zaczepnie uniósł brodę, najwyraźniej próbując sprowokować Jeffreya do bójki.

– Czy mógłbyś teraz ty zająć się robieniem notatek? – zwróciła się do niego Sara.

Reggie z ociąganiem oderwał wzrok od Jeffreya.

– Oczywiście, proszę pani – mruknął, sięgając po notatnik. Zerknął jeszcze raz na Jeffreya i dodał: – Przecież po to tu jestem, żeby pani pomóc.

Zaczęła dalej dyktować swoje spostrzeżenia, choć nie pamiętała dokładnie, na czym Paul skończył notować. Zależało jej jednak, by jak najszybciej doprowadzić sekcję do końca i bez dalszej zwłoki wyjechać z tego odrażającego miasteczka. Kilka razy zerknęła fachowym okiem na Jeffreya wpatrzonego w zwłoki Swana, zastanawiając się, o czym myśli. Nie wiedziała dotąd, że w strzelaninie, w którą był zamieszany jego ojciec, zginął policjant. Słowa Reggiego padły na podatny grunt i sądząc po minie Jeffreya, jego wściekłość na zastępcę szeryfa szybko przerodziła się w bezdenny smutek, niemalże namacalny, jakby oprócz nich w sali znajdowała się jeszcze czwarta osoba.

Reszta autopsji przebiegła na tyle rutynowo, na ile rutynowa mogła być sekcja ofiary zabitej z broni palnej. Nie stwierdziła niczego, co podważyłoby prawdziwość lakonicznej relacji Roberta na miejscu zbrodni. Wiele śladów pozwalało wnioskować o długotrwałym zatruciu narkotykami, a liczne zwapnienia w sercu świadczyły o niezdrowej tłustej diecie Swana. Jego wątroba była dość znacznie powiększona, ale wobec obecności niestrawionego alkoholu w żołądku nie należało się temu dziwić. Ostatnią zagadką pozostawała kula z pistoletu, która albo znajdowała się gdzieś w sypialni Roberta, przeoczona przez Reggiego, albo tkwiła w głowie zabitego. Mimo że miała na to ochotę, postanowiła jednak nie otwierać czaszki, w nadziei, że ewentualne zdjęcia rentgenowskie nakłonią Hossa do wznowienia śledztwa w przypadku jakichkolwiek wątpliwości.

Zaszywała już rozcięcie w klatce piersiowej, kiedy przypomniała sobie o ubraniu. Zapytała o nie.

– Zostało w plastikowym worku na posterunku – odparł Reggie.

– Nie ma go tutaj? – zdziwiła się.

– Hoss z samego rana włączył je do dowodów rzeczowych – wyjaśnił zastępca szeryfa, kartkując notatnik; – Była tam para dżinsów marki Levis, rozmiar dwadzieścia dziewięć łamane przez trzydzieści, sportowe buty marki Nike, białe skarpetki i portfel z sześcioma dolarami oraz unieważnionym prawem jazdy.

– Nie nosił żadnej bielizny? – zapytała Sara. Chłopak ponownie zajrzał do notatek.

– Wygląda na to, że nie.

– A kluczyki od samochodu?

– Nie mógł sam prowadzić. Jakieś trzy lata temu unieważniono mu prawo jazdy za prowadzenie po pijanemu.

– To, że nie miał ważnego prawa jazdy, nie oznacza jeszcze, że nie prowadził – zauważył Jeffrey.

Reggie wzruszył ramionami.

– W każdym razie nigdy nie przyłapaliśmy go za kierownicą. Zresztą, mógłby jeździć tylko samochodem swojej babci, a to stuknięta stara wiedźma. Hoss parę razy przyłapał ją, jak jechała pod prąd. A któregoś dnia nie zatrzymała się pod znakiem stopu u wylotu Hendersona, władowała się pod ciężarówkę i rozwaliła cały przód auta, które od tamtej pory rdzewieje na podwórku. Nawet gdyby Swan chciał nim jeździć, pewnie w ogóle by go nie uruchomił.

Sara zaczęła ściągać rękawiczki.

– Czy mogłabym gdzieś usiąść, żeby napisać raport?

– Zaraz zapytam White’a – odparł Reggie. – Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, by skorzystała pani z jego biura.

Sara podeszła do zlewu, żeby umyć ręce. Czuła na sobie wzrok Jeffreya. Obejrzała się, chcąc spojrzeć mu w oczy, lecz w tej samej chwili odwrócił głowę, bo do sali wszedł White.

– Proszę – rzekł, wyciągając w jej kierunku plik papierów. – Jak się domyślam, jest pani obeznana z tymi dokumentami.

Sara rzuciła okiem na formularze.

– Tak, dziękuję.

– Zwykle wypełniam je tutaj – dodał White, podsuwając krzesło do blatu przy zlewie.

– To mi wystarczy.

– Zaczekam na parkingu przy samochodzie – rzucił Jeffrey.

– Zostawię panią z tą robotą – mruknął White.

Kiedy usiadła przy blacie, Reggie stanął nad nią i zerkając ponad jej ramieniem, zaczął dyktować dane personalne zabitego. Wpisała w odpowiednim miejscu adres zamieszkania i domowy numer telefonu Swana, następnie rozmiary i wagę poszczególnych organów, wreszcie zaczęła opisywać znaki szczególne znalezione na ciele. Spisywała już swoje wnioski końcowe, gdy zastępca szeryfa głośno odchrząknął. Obejrzała się na niego, oczekując niezbyt miłej tyrady na temat Jeffreya.

– A więc sprawa przedstawia się prosto, prawda? – zaczął nieśmiało.

Nie bardzo wiedząc, do jakiego stopnia może mu zaufać, odparła wymijająco:

– Żadna śmierć od kuli z broni palnej nie jest prostą sprawą.

– To prawda – przyznał tak samo ostrożnie. – Od jak dawna zna pani Jeffreya Tollivera?

Mimowolnie poczuła chęć wstawienia się za Jeffrey’em.

– Od jakiegoś czasu. Dlaczego pan pyta?

– Z czystej ciekawości.

– Czyżby coś było niejasne?

Pokręcił głową, więc pochyliła się nad formularzami.

Ale po pary sekundach znowu odchrząknął i ponownie obejrzała się na niego.

– Beretta mieści w magazynku siedem nabojów – powiedział.

– To znaczy, że powinno ich zostać pięć.

– Sześć, jeśli doliczyć jeden nabój w komorze. Spojrzała mu w oczy, mając wrażenie, że i on nabrał jakichś wątpliwości.

– A ile ich było w magazynku?

– Sześć.

Odłożyła długopis.

– Chce mi pan coś powiedzieć, Reggie?

Pod skórą na jego policzkach zagrały mięśnie zaciśniętej szczęki, podobnie jak u Jeffreya, kiedy wpadał w złość. Sprzykrzyło jej się wyciąganie na siłę wiadomości od tutejszych mężczyzn.

– Jeśli chce pan coś powiedzieć, to proszę, słucham – wycedziła.

Poniewczasie uświadomiła sobie, że musi to odnieść odwrotny skutek do zamierzonego, ale nie miała dłużej ochoty przejmować się odczuciami innych.

– Reggie, jeśli uważasz, że jest coś podejrzanego w sprawie tego zabójstwa, musisz jasno wyrazić swoje wątpliwości. Moim zadaniem jest tylko wypełnienie tych formularzy po zakończonej sekcji. Nie jestem ani oficerem śledczym, ani twoją matką.

– Proszę wybaczyć – mruknął wyraźnie roztrzęsionym głosem – ale chyba nie ma pani pojęcia, w co się tu wpakowała.

– Mam to traktować jak groźbę?

– Raczej jak ostrzeżenie – rzekł. – Wydaje mi się pani dość miłą osobą, lecz ani trochę nie ufam ludziom, z którymi się pani zadaje.

– Dziękuję. Wyraziłeś się dostatecznie jasno.

– Proszę się dobrze zastanowić, dlaczego ostrzegłem panią przed nim. – Skłonił się sztywno, musnął palcami rondo kapelusza i mruknął: – Pani wybaczy.

Odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia.

Загрузка...