ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Sara siedziała w foteliku na werandzie domu Neli, kiedy Jeffrey skręcił na podjazd. Wcześniej zamienił półciężarówkę Roberta na jej bmw, toteż przyjęła z radością, że widzi je całe i nieuszkodzone. Podeszła, gdy wysiadał z auta, i chciała powiedzieć coś miłego, ale ugryzła się w język na widok jego miny.

– Co się stało? – zapytała.

– Nic – burknął, jakby w ogóle nie miał ochoty z nią rozmawiać. – Chodźmy jeszcze raz do domu Roberta.

– W porządku. Powiem tylko Neli, dokąd idziemy. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę ulicy.

– Sama się domyśli.

– Nie ma sprawy – bąknęła, zachodząc w głowę, co mogło się stać.

Skręcił na chodnik i przyspieszył nieco kroku, trzymając ją mocno za rękę. Pojawił się lekki wiaterek i upał był zdecydowanie bardziej znośny, ale nad rozgrzanym asfaltem wciąż falowało gorące powietrze, przypominając jej te dwie ostatnie noce z rzędu, kiedy chciała uciekać pieszo od Jeffreya. A może jej wspomnienia rozbudziło to, że tak kurczowo ściskał jej dłoń?

– Wszystko w porządku? – zapytała. Pokręcił głową, ale nadal szedł w milczeniu.

– Dlaczego chcesz jeszcze raz obejrzeć miejsce zbrodni?

– Bo nadal coś mi nie pasuje. Coś się nie zgadza.

– Co ci powiedział Robert?

– Nic nowego – burknął. – Nadal bierze całą winę na siebie. Obwinia się za wszystko. – Przygryzł wargi i milczał przez chwilę, po czym dodał: – Na pewno kłamie w sprawie Julii. A to nasuwa podejrzenia, że kłamie też w innych sprawach.

– Jakich? – zdziwiła się, bo dla niej było dość oczywiste, co się naprawdę stało w sypialni Roberta i Jessie poprzedniej nocy. – Wszystkie dowody potwierdzają jego zeznania.

– Ale na wszelki wypadek postanowiłem jeszcze raz rzucić na to okiem. Chcę sam siebie przekonać, że faktycznie tak jest.

– Coś szczególnie zwróciło twoją uwagę?

Puścił w końcu jej rękę, kiedy zbliżyli się do domu Roberta, ale nie odpowiedział. Żółta farba na podmurówce ogrodzenia wyglądała na świeżo położoną, a białe sztachety parkanu sprawiały surrealistyczne wrażenie, jakby to była hollywoodzka makieta wymarzonego domku na wsi.

Drzwi przegradzała jaskrawożółta policyjna taśma. Jeffrey wyjął z kieszeni scyzoryk i paznokciem odchylił ostrze.

– Dzisiaj w nocy został ciężko pobity.

– W areszcie? Przytaknął ruchem głowy.

– Przez kogo?

Jeffrey jednym ruchem przeciął taśmę.

– Nie chciał powiedzieć.

– Jak Hoss mógł do czegoś takiego dopuścić?

– To nie była wina Hossa. – Jeffrey złożył i schował scyzoryk. – Robert wolał nie mówić, kto kazał go przenieść do celi ogólnej, ale mnie się zdaje, że to sprawka Reggiego.

– Nie mógł mu po prostu wymalować na plecach tarczy strzelniczej?

– Jak jeszcze raz ujrzę na oczy tego pieprzonego durnego wieśniaka, urwę mu łeb.

Sara nie bardzo mogła uwierzyć, żeby Ray był zdolny do takiej podłości. Przypomniała sobie jednak, jak Neli tłumaczyła jej, że nie wolno mu ufać.

– Robertowi nic się nie stało? – zapytała.

Jeffrey otworzył drzwi i cofnął się o krok, żeby przepuścić ją do środka.

– Próbowałem go nakłonić, by porozmawiał ze mną szczerze, ale uparcie odmawiał.

– Odniósł poważne obrażenia?

– Nie to jest w tej chwili moim największym zmartwieniem – odrzekł, a jego mina dopowiedziała jej całą resztę.

– Niemożliwe… – jęknęła, przykładając dłoń do piersi. – Na pewno nic mu nie będzie?

Zamknął drzwi i odparł:

– W każdym razie tak utrzymywał.

– Jeffrey… – szepnęła, zarzucając mu ręce na szyję. Nawet na nią nie spojrzał, tylko zapatrzył się w głąb korytarza, jakby z trudem odzyskiwał panowanie nad sobą.

– Opos też przyjechał dziś rano na posterunek, żeby wpłacić kaucję. Mnie to nawet nie przyszło do głowy.

– Jak zdobył tak szybko pieniądze?

– Widocznie Hoss musiał pociągnąć za sznurki. Ryzyko nie jest duże. Bo i dokąd Robert miałby uciekać?

– Przykro mi – mruknęła, czując, jak udziela jej się jego smutek.

Objął ją, a ona przytuliła się, chcąc przynajmniej w ten sposób go pocieszyć, skoro nie mogła zrobić nic innego.

– Och, Saro… – szepnął, wtulając twarz w jej szyję.

Kiedy poczuła, jak rozluźniają się jego napięte mięśnie, natychmiast o wszystkim zapomniała pod wpływem fali przemożnego szczęścia, jakie przyniosła jej świadomość, że nawet w tak prosty sposób może mu pomóc.

– Chciałbym stąd wyjechać z tobą już teraz – rzekł.

– Wiem – odparła cicho, wodząc palcami po jego karku.

– I chciałbym cię zabrać na dansing – dodał, na co zareagowała śmiechem, gdyż oboje byli świadomi, że porusza się na parkiecie z gracją świeżo urodzonego cielaka. – Chciałbym cię zabrać na spacer plażą i spijać pinakoladę z twojego pępka.

Zachichotała jeszcze głośniej i próbowała się od niego odsunąć, ale jej nie puścił. Pocałowała go więc w szyję, na dłużej przytykając usta do jego skóry. Poczuła na wargach lekko słonawy smak, jakby morskiej wody, przemieszany jednak z piżmowym zapachem wody kolońskiej.

– Jestem przy tobie – mruknęła.

– Wiem – odparł, odsuwając się od niej w końcu. Westchnął ciężko, ruchem ręki wskazał pokój w głębi korytarza i rzekł: – Skończmy wreszcie z tym.

– Szukamy czegoś konkretnego? – zapytała, idąc za nim przez salon.

– Sam nie wiem. – Wyciągnął szufladę stolika do kawy, pogrzebał w niej, po czym zamknął i zapytał: – Gdzie on mógł trzymać zapasowy pistolet?

– Powiedział, zdaje mi się, że w salonie.

– Zatem powinien tu gdzieś być sejf. Jeśli, rzecz jasna, mówił prawdę.

Sara nie była już wcale pewna, czy Robertowi w ogóle można wierzyć. Otworzyła jednak drzwiczki szafki telewizyjnej i popatrzyła na wielki odbiornik oraz stertę kaset wideo. Kucnęła, zajrzała do szuflad w dolnej części szafki i powiedziała:

– Sam mówiłeś, że skoro nie mają dzieci, mógł go trzymać gdziekolwiek, choćby i w szufladzie.

– Nie był aż tak lekkomyślny. – Jeffrey pochylił nisko głowę i na czworakach zajrzał pod kanapę. – Hoss wbijał nam do głowy, żeby zawsze trzymać broń w bezpiecznym miejscu. – Wyprostował się i usiadł na podłodze. – Poza tym Robert prowadził drużynę juniorów, chłopcy pewnie bardzo często kręcili się po domu. Nie mógł więc trzymać broni w widocznym miejscu.

– A Jessie miała wypadek – wpadła mu w słowo. – Dowiedziałam się od Neli, że gdy poroniła, próbowała się otruć jakimiś tabletkami.

– A więc to kolejny powód, żeby trzymać pistolet w ukryciu.

Sara zaczęła przeglądać leżące w stosiku instrukcje chyba każdego urządzenia elektrycznego i elektronicznego, jakie znajdowało się w domu. Znalazła kilka starych pilotów, garść zużytych baterii, obcinacz do paznokci, lecz ani śladu broni.

– A ty gdzie trzymasz zapasowy pistolet?

– Przy łóżku. Po powrocie do domu służbową broń zostawiam w kuchni.

– Dlaczego właśnie w kuchni?

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. – Przeciągnął dłonią pod stolikiem do kawy. – Wydawało mi się to logiczne, że jeden jest na dole, a drugi na górze.

– A gdzie dokładnie w kuchni? – zapytała, ruszając w stronę korytarza.

– W szafce nad zlewem… Cholera!

– Co się stało?

– Wbiłem sobie drzazgę.

– To uważaj – rzuciła, wychodząc z pokoju.

Drzwi sypialni znajdowały się dokładnie na wprost kuchni, ale nie miała odwagi tam zajrzeć. Swąd zakrzepłej krwi będzie się chyba utrzymywał w pokoju jeszcze długo po tym, jak Robertowi i Jessie uda się znaleźć jakąś firmę, która zrobi generalne porządki. Nawet nie umiała sobie wyobrazić, jak Jessie będzie tu mieszkała po tym, co się stało.

Otworzyła szafkę nad kuchenką i popatrzyła na duży komplet plastikowych pojemników na żywność z pokrywkami starannie poukładanymi obok nich. Wspięła się nawet na palce, żeby zajrzeć głębiej, ale nie dostrzegła niczego przypominającego pistolet. Zaczęła kolejno zaglądać do następnych szafek, ale z takim samym rezultatem. Otworzyła nawet lodówkę, obrzuciła wzrokiem wielką trzylitrową butlę mleka oraz podobną z sokiem i rozmaite produkty żywnościowe, lecz broni tu także nie było.

– Znalazłaś coś? – zapytał Jeffrey, który stanął w drzwiach, trzymając się za rękę.

– Bardzo boli?

– Da się przeżyć – mruknął, wyciągając rękę w jej kierunku.

Obróciła dłoń do światła i nawet gołym okiem dostrzegła grubą drzazgę.

– Powinni gdzieś mieć pęsetę – powiedziała, zaglądając do szuflady, ale były w niej tylko sztućce i przybory kuchenne. – Sprawdzę w łazience.

Miała już wyjść na korytarz, gdy spostrzegła koszyk z przyborami do szycia, stojący na komódce za stołem w jadalni.

– Podejdź. Tu jest więcej światła – powiedziała, zaglądając do koszyka. – To powinno się nadać. – Z pudełka z igłami i szpilkami wyjęła kosmetyczną pęsetę o prostych ostrych krawędziach.

– Może otworzę jeszcze żaluzje – rzekł Jeffrey, pospiesznie kręcąc drążkiem regulacyjnym. Wyjrzał na podwórko i zapytał: – Ładnie tu, prawda?

– Owszem. – Uniosła jego dłoń do oczu. Niekiedy w pracy przy podobnych zabiegach wkładała okulary, ale nawet nie pomyślała, żeby je zabrać na wakacje. – Może trochę boleć.

– Jakoś wytrzymam… O cholera! – Wyszarpnął rękę.

– Przepraszam – mruknęła, ledwie się powstrzymując od szerokiego uśmiechu i przesunęła się jeszcze bliżej okna, żeby lepiej widzieć. – Spróbuj myśleć o czymś innym.

– To nie będzie wcale trudne – burknął ironicznie i skrzywił się, gdy zbliżyła pęsetę do jego dłoni.

– Przecież nawet jeszcze nie dotknęłam.

– Z dziećmi postępujesz tak samo brutalnie?

– Zazwyczaj są trochę odważniejsze.

– Miło to słyszeć.

– Tylko spokojnie – odezwała się łagodnym tonem. – Dam ci lizaka, jak będziesz grzeczny.

– To ja wolałbym ci dać coś innego do lizania.

Uniosła wysoko brwi, lecz nie skomentowała tej propozycji. Powoli zacisnęła końce pesety na wystającej drzazdze z nadzieją, że zdoła wyciągnąć ją w całości.

– Zauważyłaś coś dziwnego w wyglądzie Swana? – zapytał Jeffrey.

– W jakim sensie?

Tylko syknęła, kiedy oderwał się koniec drzazgi.

– Choćby to… – z kolei on syknął, gdy mocniej wbiła mu brzegi pesety w skórę -…że był dokładnym przeciwieństwem Roberta.

Wzruszyła ramionami.

– Może właśnie o to chodziło? Jessie zapragnęła kogoś zupełnie innego, diametralnej odmiany?

– Ja też jestem diametralnie inny od facetów, z którymi spotykałaś się przede mną?

Pochłonięta chwytaniem drzazgi w pęsetę miała dość czasu, żeby wymyślić celną odpowiedź.

– Nie powiem, żebym się specjalnie nad tym zastanawiała. – Uśmiechnęła się szeroko, kiedy resztka drzazgi wyszła w całości. – Już po wszystkim.

Błyskawicznie uniósł dłoń do ust, co robiły wszystkie dzieci w podobnej sytuacji, jakby podświadomie zakładały, że ślina pomoże im oczyścić ranę.

– Zajrzyjmy do sypialni – rzekł Jeffrey.

– Naprawdę sądzisz, że kłamał, mówiąc, że trzymał zapasowy pistolet w salonie?

– Tak podejrzewam.

– Przecież mógł go trzymać gdziekolwiek, nawet w samochodzie.

– Niewykluczone.

– Co cię jeszcze gryzie? – zapytała wprost, postanawiając, że tym razem nie da się zbyć. – Nie jestem głupia, Jeffrey, i widzę, że coś nie daje ci spokoju. Nie wymagam, żebyś mówił mi wszystko, ale mnie nie okłamuj.

Oparł się o parapet i rzekł z ociąganiem:

– W porządku, jest jeszcze coś, co mnie gryzie. Ale nie mogę o tym mówić.

– Rozumiem – odparła zadowolona, że przynajmniej tyle na nim wymusiła. – W takim razie skończmy to szybko. Może potem wrócimy do Neli i w spokoju spróbujemy poskładać wszystko do kupy.

Drzwi do sypialni były lekko uchylone, zaskrzypiały, kiedy je pchnęła. Przez okno wlewał się słoneczny blask i bardzo ją zaskoczyło, że w dziennym świetle pokój wydaje się zupełnie inny niż tamtej nocy, kiedy zginął Swan. Dziwnym sposobem jej wyobraźnia wszystko wyolbrzymiała, toteż ilekroć próbowała sobie przypomnieć wygląd sypialni, wszędzie widziała krew. Teraz, poza wyraźnymi rozbryzgami na podłodze przy drzwiach i na suficie oraz wielką ciemną kałużą w miejscu, gdzie spoczywały zwłoki, nigdzie indziej nie widać było krwi.

Jeffrey otworzył kredens i zaczął przeglądać rzeczy na półkach, ona zaś podeszła do nocnej szafki stojącej po przeciwnej stronie łóżka. Wszystkie powierzchnie mebli były pokryte drobnym proszkiem do zbierania odcisków palców, który wydobywał wszelkie tłuste plamy i zadrapania. Zakładała, że Reggie zabrał stąd wszystkie niezbędne dowody rzeczowe, ale i tak wolała nie dotykać części obsypanych tym proszkiem. Zresztą, świetnie wiedziała z doświadczenia, jak trudno go zmyć z rąk. Ostrożnie otworzyła drzwi szafki i odskoczyła nagle, gdy na podłogę wypadł jasnobłękitny wibrator.

Jeffrey spojrzał jej przez ramię.

– To sporo wyjaśnia – mruknął porozumiewawczym tonem.

– Niby co? – zapytała, biorąc przyrząd przez papierową chusteczkę, żeby go odłożyć na miejsce. – Wszystkie kobiety, które znam, mają coś takiego w sypialni. Popatrzył na nią zdumiony.

– Ty też?

– Oczywiście, że nie. Ty mi w zupełności wystarczasz.

– Mówię poważnie.

– Daj spokój. – Kucnęła i zajrzała w głąb szafki przed zamknięciem drzwiczek. Obok wibratora spostrzegła małą tubkę środka nawilżającego, ale wolała już nie mówić o tym Jeffreyowi. – To naprawdę o niczym nie świadczy. Niekiedy pary małżeńskie korzystają z wibratorów. Czego miałoby to dowodzić, według ciebie?

– Nie wiem – odparł z rezygnacją. – Wiem tylko, że Robert nie mówi prawdy. Chciałbym znaleźć dowody na to, że kłamie, albo na to, że jednak mówi prawdę. – Wzruszył ramionami. – Tak czy inaczej, nie zamierzam go opuścić w potrzebie.

– Czasami ludzie kłamią bardzo sprytnie, umiejętnie przeplatają wymysły z prawdą, tak że ich opowieści brzmią jak najbardziej wiarygodnie.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Możliwe, że Robert podsunął ci jakąś ważną informację, która ci umknęła. Spróbujmy prześledzić wszystko od początku, porównując nasze spostrzeżenia z tym, co usłyszeliśmy od Roberta i Jessie.

– Masz na myśli tę pierwotną bajeczkę, którą usłyszeliśmy zaraz po śmierci Swana?

Przytaknęła ruchem głowy.

– W porządku – odparł, rozglądając się po pokoju. – Więc zacznijmy od chwili, gdy byliśmy jeszcze na ulicy. Usłyszałem strzały i przybiegłem przez podwórko. – Cofnął się i stanął w drzwiach. – Tu zobaczyłem, co się stało. W każdym razie ujrzałem zwłoki na podłodze. Dopiero po chwili Robert jęknął i odwróciłem się szybko. Stał tutaj. – Jeffrey wskazał miejsce pod ścianą za drzwiami. – A Jessie była tam. – Machnął ręką w stronę okna.

– I co dalej?

– Zapytałem Roberta, czy nic mu się nie stało, a gdy odparł, że nie, wybiegłem po ciebie.

– Jasne – podjęła Sara. – Wbiegłam tutaj, a ty poszedłeś do kuchni, żeby zawiadomić policję. Najpierw sprawdziłam puls Swana, potem się cofnęłam, żeby pomóc Robertowi.

– Tyle że nie pozwolił ci obejrzeć rany. A Jessie ciągle się wtrącała, kiedy próbowałem go zmusić do mówienia.

– W końcu jednak wydukali, że byli w łóżku, kiedy Swan wskoczył przez okno do pokoju.

Jeffrey szybko podszedł do okna i wyjrzał na podwórko.

– Faktycznie, łatwo się przez nie zakraść do środka.

– Czy Robert przyznał się, że to on oderwał okiennicę? – Urwała, lecz zaraz się poprawiła: – Nie mówię, rzecz jasna, o późniejszej wersji wydarzeń, w której przyznał się do jej wypchnięcia. Czy wtedy, w nocy, powiedział, że sam to zrobił?

– Nie.

I ona rozejrzała się dookoła, próbując sobie przypomnieć, jak to wtedy wyglądało.

– Zatem do środka wskoczył uzbrojony rabuś – kontynuował relację Jeffrey. – Podkradł się do łóżka. Wtedy Jessie się obudziła i zaczęła krzyczeć. Robert go odepchnął i wtedy Swan strzelił do niego.

– Ale chybił – wtrąciła Sara. – Robert podbiegł do kredensu po swój pistolet. – Przesunęła się bliżej kredensu. – Strzelił do Swana, ale broń nie wypaliła.

– Swan strzelił drugi raz, raniąc go w brzuch, a wtedy pistolet Roberta wypalił z opóźnieniem i kula trafiła rabusia w głowę – dokończył Jeffrey.

Sara popatrzyła na zabryzgany krwią dywan. Plamy wcale nie układały się w kierunku kredensu.

– Ale w chwili oddania śmiertelnego strzału musiał się znajdować tutaj. – Cofnęła się do wyjścia z sypialni i stanęła na wprost układających się wachlarzowato śladów. – To jasne – dodała, kucając i wskazując w kierunku miejsca, gdzie padł Swan. – Robert musiał go zastrzelić stąd.

– Dlaczego tak sądzisz?

– Strzela. – Wyciągnęła przed siebie rękę z palcami ułożonymi w kształcie pistoletu. – Pocisk trafia Swana w głowę, a krew tryska w kierunku przeciwnym. Przypomnij sobie jedno z podstawowych praw fizyki. Każdemu działaniu odpowiada równe co do siły i skierowane odwrotnie przeciwdziałanie. A więc gdy kula wnika w głowę, krew tryska w przeciwną stronę. Przyjrzyj się ułożeniu plam krwi na dywanie.

Jeffrey stanął obok niej, przekrzywił głowę i popatrzył na dywan.

– Jasne. Już rozumiem. Zatem Robert musiał stać tutaj.

– Zaczekaj – rzuciła i wyszła z sypialni, zanim zdążył zapytać, o co jej chodzi. Po chwili wróciła z koszykiem z przyborami do szycia. – Może to nie będzie ściśle naukowa metoda…

– Co chcesz zrobić?

Wybrała szpulkę grubych żółtych nici, mając nadzieję, że te będzie najlepiej widać.

– Kropelki krwi także podlegają prawu ciążenia, jak wszystko.

– I co z tego?

– Otóż to… – odparła, otwierając pudełko ze szpilkami – że na podstawie kształtu śladów łatwo można obliczyć, w którym miejscu krew trysnęła. Są inne, gdy kropelki padają pod kątem, a inne, gdy lecą pionowo w dół. – Wskazała dziurę w ścianie za drzwiami wybitą przez kulę. – Przyjrzyj się. Po kształcie tamtych śladów łatwo ocenić, że Robert stał bardzo blisko ściany, gdy pocisk wyszedł z jego ciała. Plamki wokół otworu są niemal idealnie koliste, nie licząc tych znajdujących się najwyżej, które mają kształt lekko łezkowaty. To oznacza, że kula poruszała się po lekko wznoszącym torze.

– Te jednak wyglądają na mocno wydłużone – rzekł, wskazując podłużne, nitkowate ślady rozbryzgów otaczających w pewnej odległości dziurę w ścianie.

– To ślady wtórnych rozbryzgów. Kropelki krwi po zderzeniu ze ścianą także się od niej odbiły – wyjaśniła, pokazując szpilką sposób ich powstania. – Ale główny impet poszedł w najbliższe sąsiedztwo otworu po kuli.

– W porządku – mruknął, choć bez przekonania. – Co można wywnioskować na podstawie kształtu plam na dywanie?

– Patrz. – Chwyciła za koniec nitki i odwinęła parę metrów ze szpulki. Przytknęła koniec do dywanu i naciągnęła nitkę wzdłuż osi symetrii układających się wachlarzowato śladów. – Nie chcę dokładnie obliczać kąta padania. Zresztą, pewnie trzeba by jeszcze uwzględnić parabolę lotu pocisku, ale…

– O czym ty mówisz?

– To podstawy trygonometrii – odparła, myśląc, że to oczywiste. – Nie mam odpowiedniego sprzętu, więc mogę to zrobić tylko szacunkowo, ale jeśli zastosować równanie, że stosunek szerokości do długości wachlarza plam równa się kątowi uderzenia… – Urwała, widząc jego zbaraniałą minę. – Lepiej idź poszukać jakiejś taśmy samoprzylepnej.

– Jakiej? Izolacyjnej? Przezroczystej?

– Wszystko jedno, byle z klejem.

Kiedy wyszedł z pokoju, zaczęła nitką wyznaczać szacunkowe tory. Przypinała końce nitki szpilkami do dywanu i odrywała kawałki mniej więcej trzymetrowej długości.

– Taka może być? – zapytał, podając jej rolkę taśmy izolacyjnej.

– Tak.

Urwała parę odcinków taśmy i przykleiła je sobie do przedramienia. Następnie wybrała grupę najgęściej ułożonych śladów na szafce przy łóżku i też przymocowała do nich taśmą końce nitek, uważając, żeby nie dotknąć obeschniętych skrawków tkanek przyklejonych do szuflady. Żałowała, że nie włożyła gumowych rękawiczek, ale teraz było już na to za późno.

– Stań tutaj – poleciła Jeffreyowi, wskazując mu miejsce przy łóżku.

– Co zamierzasz?

– Nie mam tu do czego przymocować nitek, więc wykorzystam ciebie.

– W porządku.

Łącznie przygotowała około trzydziestu nitek. Bez przyrządów mogła tylko na oko oceniać kąty padania rozbryzgów krwi, ale starając się to zrobić jak najlepiej, zaczęła naciągać kolejne nitki i luźne końce przypinać szpilkami do ubrania Jeffreya. Wreszcie dużym kawałkiem taśmy izolacyjnej zebrała je w miejscu, gdzie się przecinały. Nieźle się spociła, uwijając się w dusznym pokoju, ale gdy stanęła i popatrzyła na swoje dzieło, doszła do wniosku, że było warto.

– Jego głowa znajdowała się tutaj – powiedziała, wskazując miejsce przecięcia się nitek.

Przyszło jej na myśl, że gruby zwitek czarnej taśmy izolacyjnej na pęczku żółtych nitek przypomina pająka na pajęczynie, tym bardziej przerażającego, że symbolizującego punkt, w którym pocisk wbił się w głowę Swana, wyrzucając strugi krwi, szarej tkanki mózgowej i odłamków kości.

Sara miała już brudne dżinsy od uwijania się po zaplamionym dywanie, lecz mimo to zawahała się, nim klęknęła przed łóżkiem w miejscu, gdzie leżały zwłoki Swana. Nie ulegało jednak wątpliwości, że w chwili strzału on też musiał klęczeć przed łóżkiem, tyle że w odległości około metra od niego.

– Był trochę niższy ode mnie – powiedziała – poza tym są to jedynie szacunki, więc należy przyjąć, że znajdował się w takiej pozycji z dokładnością do kilkunastu centymetrów.

– Jessie była w łóżku – odezwał się Jeffrey, bojąc się poruszyć ze względu na przytwierdzone do niego końce nitek. – Zatem na pewno klęczał twarzą do niej.

Sara zauważyła na podłodze przy samym tapczanie niewyraźny, rozmazany krwawy ślad dłoni.

– Widzisz?

– Tak. A więc w dodatku opierał się na ręku, zapewne pochylony nad łóżkiem.

– Głowę miał zwróconą tak, jak ja teraz – wyjaśniła Sara, po czym uniosła dłoń do ucha. – Kula trafiła go przecież z tej strony, a wyszła z drugiej, trochę niżej. – Wskazała strzępy tkanek przyklejone do nocnej szafki. – To prawdopodobnie resztki jego ucha.

– Czyli wszystko by się zgadzało – podsumował Jeffrey. – Robert stał tam, za drzwiami pod ścianą, a Swan klęczał przy łóżku, twarzą do tapczanu.

– I pochylał się nad Jessie.

Jeffrey przygarbił ramiona i pęk nitek opadł w dół.

– Wygląda więc na to, że w drugiej wersji mówił prawdę. Nawet go nie ostrzegł, tylko od razu pociągnął za spust.

– Dobra, pozbierajmy to – mruknęła Sara, przystępując do wyciągania szpilek z dywanu. – I tak nadal nie znamy przyczyny.

– Dla mnie jest dość oczywista – mruknął, odpinając nitki od swego ubrania. – Zobaczył, jak inny facet zabawia się z jego żoną. Niewykluczone, że na jego miejscu zareagowałbym podobnie.

– Też byś go zastrzelił?

– Nie wiem, to trudno powiedzieć – przyznał w zamyśleniu. – Ale gdybym zobaczył kogoś w takiej sytuacji z moją żoną…

– Robert ujrzał ich wcześniej – przypomniała Sara, próbując złożyć poznane fakty do kupy. – Nie miał przy sobie broni, kiedy pierwszy raz zajrzał do sypialni.

– To prawda. Musiał się cofnąć do salonu, a może do samochodu. W każdym razie poszedł po pistolet.

– A gdy wrócił, zastrzelił Swana. To oznacza zabójstwo z premedytacją.

– Tak, wiem – mruknął Jeffrey, wrzucając garść szpilek do pudełka.

Sara pozwijała nitki, zastanawiając się, co powinni jeszcze zrobić. Robert już przyznał się do zabójstwa. A oni przyszli tu, żeby znaleźć jakąś lukę w tych zeznaniach. Tymczasem zdołali jedynie z grubsza potwierdzić jego wersję, świadczącą o popełnieniu morderstwa z premedytacją. W końcu istniała znaczna różnica między wyrokiem dziesięciu lat więzienia z możliwością wcześniejszego wyjścia na wolność a groźbą kary śmierci.

Przed dom zajechał jakiś samochód, zachrzęścił żwir pod kołami.

– Ciekaw jestem… – zaczął Jeffrey, gdy głośno trzasnęły zamykane drzwi.

Oboje wyszli do salonu, żeby zobaczyć, kto przyjechał. Jeffrey otworzył drzwi w chwili, kiedy jakaś kobieta unosiła pięść, żeby w nie załomotać.

– Ty! – wrzasnęła chrapliwym, zgrzytliwym głosem. – Wiedziałam, że cię tu zastanę, ty pierdolony łobuzie!

Jeffrey chciał zamknąć jej drzwi przed nosem, ale kobieta jak burza wpadła do środka. Sarę uderzył bijący od niej smród krwi miesiączkowej, choć już dawno musiała mieć za sobą klimakterium. Była potwornie gruba, z co najmniej pięćdziesięciokilogramową nadwagą. Jej twarz wykrzywiał grymas wściekłości i pogardy.

– Ty pieprzona świnio! – ryknęła, waląc obiema pięściami w pierś Jeffreya.

– Lane… – powiedział nieśmiało, zasłaniając się rękoma.

– Zabiłeś moją córkę, ty przeklęty łajdaku! Ty i twoi porąbani kumple już się teraz z tego nie wywiniecie!

Próbował ją wypchnąć z powrotem za drzwi, ale tylko mocniej zaparła się nogami. Po raz drugi walnęła go w pierś, na tyle silnie, że poleciał do tyłu. Klamka drzwi huknęła o ścianę, a Jeffrey stracił równowagę i grzmotnął pośladkami o podłogę.

Sara zastąpiła drogę kobiecie i bez namysłu krzyknęła jej prosto w twarz:

– Dość tego!

Ta obrzuciła ją nienawistnym spojrzeniem, jak gdyby miała przed sobą trędowatą.

– Słyszałam o tobie – warknęła. – Ty pierdolona dziwko. Nawet nie masz pojęcia, z jakim śmieciem się zadajesz.

Jeffrey poderwał się na nogi, ale ciężko dyszał przez zaciśnięte zęby, jakby potężne uderzenie złamało mu kilka żeber.

– Kto to jest?! – syknęła do niego Sara.

– Erie! – wrzasnęła kobieta przez ramię. – Chodź no tutaj! I ty też, Sonny!

Jeffrey oparł się ramieniem o ścianę, jakby ledwie trzymał się na nogach. Sara chciała już zapytać, co się dzieje, lecz jej uwagę przykuło dwóch chłopców wchodzących po schodach na ganek. Wyglądali żałośnie, byli brudni, zaniedbani i wychudzeni. Od razu nasunęło jej się skojarzenie z dwoma nieopierzonymi pisklętami wyrzuconymi przez matkę z gniazda. Na sam ich widok ogarnęła ją wściekłość. Jaka kobieta mogła doprowadzić swoje dzieci do takiego stanu? Kto mógł je w ten sposób traktować?

Gruba chwyciła pierwszego chłopca za kark i pchnęła silnie w kierunku Jeffreya.

– Przywitaj się ze swoim tatusiem, gówniarzu! Sara zdążyła go złapać, nim upadł na podłogę. Poczuła, jak pod brudną szarą koszulką wystają mu żebra.

– To ten dupek, który zgwałcił twoją mamusię! – dodało babsko.

Sarę nagle coś ścisnęło za gardło. Obejrzała się na Jeffreya, ale stał z nisko pochyloną głową.

– Zgwałcił? – wydusiła z siebie, gdyż to słowo zadźwięczało jej w umyśle jak zwielokrotnione echo dzwonu.

– Ty świnio! – wycedziła gruba do Jeffreya. – Mógłbyś się wreszcie zachować jak mężczyzna i przynajmniej raz w swoim zasranym życiu wziąć na siebie odpowiedzialność!

– Proszę… – wycedziła Sara, koncentrując się na sprawach, na które nie miała żadnego wpływu. – Jak może się pani tak wyrażać przy dzieciach?

– Niby jak?! – warknęła tamta. – Przecież chłopcy powinni znać swojego ojca. Mam rację, Erie? Nie chcesz poznać człowieka, który zgwałcił i zamordował twoją mamę?

Erie spojrzał z zaciekawieniem na Jeffreya, ale ten stał z kamiennym wyrazem twarzy, bojąc się chyba nawet zerknąć na swego domniemanego syna.

– Wszystko w porządku? – zwróciła się Sara do chłopca, odgarniając mu przetłuszczone i pozlepiane włosy z czoła. Sądząc po wzroście, mógł być rówieśnikiem Jareda, ale wyglądał choro wicie. Miał na rękach i nogach dziwnie wyglądające siniaki. – Coś ci dolega?

– Ma złą krew – odparła kobieta. – Podobnie jak jego gówniany ojciec.

– Wynocha stąd! – warknął groźnie Jeffrey. – Nie macie prawa tu wchodzić!

– Pozwolisz, żeby Robert zapłacił za twoje grzechy, ty przeklęty tchórzu?

– Nawet nie wiesz, o czym gadasz.

– Ale wiem, ile mnie kosztuje leczenie twojego gówniarza! – wrzasnęła gruba. – Nikt w mojej rodzinie nie miał we krwi takiego gówna! – Obrzuciła chłopca nienawistnym spojrzeniem, jakby nie cierpiała nawet jego widoku. – Myślałeś, że śpię na forsie? Że stać mnie na to, żeby go wozić do szpitala na transfuzje, ile razy się przewróci?

– Spieprzaj stąd, bo wezwę Hossa! – odezwał się jeszcze ostrzej Jeffrey.

Oparła ręce na biodrach.

– No, dalej! Ściągnij go! I to szybko! Może wreszcie raz na zawsze wyjaśnimy sobie wszystko!

– Nie ma czego wyjaśniać – odparł. – Nic się nie zmieniło, Lane. Poza tym i tak nie możesz mi już nic zrobić.

– Dlatego, że tak mówisz?! Przecież wszyscy wiedzą, że ją zgwałciłeś!

– Okres przedawnienia w tej sprawie minął trzy lata temu – odrzekł stanowczo, a sam fakt, że znał odpowiedni przepis prawa, wywołał ciarki na grzbiecie Sary. – Nawet gdybyś znalazła jakieś dowody, nie możesz mnie nawet tknąć.

Kobieta wymierzyła tłusty paluch w jego twarz.

– To cię własnoręcznie zabiję, ty pierdolony łobuzie!

– Proszę pani – syknęła znowu Sara, trzymając ręce na ramionach Erica, jakby nie chciała go wypuścić z domu. Przysłuchiwał się tej wymianie zdań z obojętną miną, jakby przywykł, że dorośli zachowują się w ten sposób. Drugi chłopczyk, który został na podwórku, przesuwał w powietrzu mały plastikowy samochodzik, cichym buczeniem naśladując warkot silnika. – Jak pani może się tak wyrażać przy dzieciach?

– A kim ty niby jesteś, do cholery?! – ryknęła gruba. – Za kogo się uważasz, co?

Sara ledwo powstrzymała wybuch gniewu.

– To dziecko jest nie tylko chore, ale również brudne i zaniedbane. Jak może go pani w ten sposób traktować? – Wskazała drugiego chłopca. – Tamten jest w podobnym stanie. Powinnam na panią nasłać opiekę społeczną.

– Śmiało! Nasyłaj! Myślisz, że się przestraszę? Najwyżej będę miała dwie gęby mniej do wyżywienia.

Mimo to wyciągnęła rękę i gestem przywołała do siebie Erica. Chłopiec usłuchał. Kiedy Sara chciała go ponownie złapać za ramiona, wyrwał się, musnęła tylko palcami jego koszulkę, spod której wyłoniły się na chwilę sine pręgi i poczerniałe siniaki na plecach.

– Twój fagas zgwałcił moją córkę – oznajmiła kobieta.

Sarze aż się zakręciło w głowie. I ona musiała się oprzeć o ścianę, żeby nie stracić równowagi.

– Po tym gwałcie zaszła w ciążę. A kiedy poprosiła go o pomoc, zabił ją, więc na mnie spadło wychowywanie jego zasranego bękarta. – Znowu wymierzyła oskarżycielsko palec w twarz Jeffreya. – To jeszcze nie koniec!

– Owszem. Koniec – odparł.

– Powiedz temu swojemu pierdolonemu kolesiowi, że jak go zobaczę na ulicy, będzie trupem.

– Może lepiej opowiem o wszystkim Hossowi i poproszę, żeby cię wpakował do aresztu za te pogróżki?

– Ty pieprzony tchórzu! – syknęła po raz kolejny, wyginając usta w grymasie bezgranicznej pogardy. Zanim Jeffrey zdążył zareagować, splunęła mu w twarz. – Zobaczysz, że to jeszcze nie koniec! – powtórzyła, chwytając Erica za rączkę.

Mimo że był cały posiniaczony, nawet nie zaprotestował. Drugi chłopczyk błyskawicznie zawrócił w stronę samochodu, mając przy tym taką minę, jakby się cieszył, że teraz matka zawiezie ich na lody.

Jeffrey wyjął chusteczkę, rozłożył ją powoli i wytarł sobie twarz.

Minęło jeszcze parę minut, nim Sara odzyskała zdolność mowy. W uszach wciąż jeszcze miała niewiarygodne oskarżenia kobiety. W końcu wydusiła z siebie:

– Zechcesz mi w końcu powiedzieć, o co tu chodzi?

– Nie.

Rozłożyła szeroko ręce w bezsilnej złości, głęboko urażona.

– Jeffrey, przecież ona twierdzi, że zgwałciłeś jej córkę.

– A ty jej uwierzyłaś? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy. – Naprawdę uwierzyłaś, że mógłbym kogoś zgwałcić? A potem zamordować?

Była zanadto oszołomiona, żeby się w ogóle zastanawiać nad taką możliwością. Oskarżenia pod adresem Jeffreya spadły na nią jak ciosy młotem, po których ciągle nie mogła dojść do siebie.

– Saro?

– Nie wiem… – Pokręciła głową. – Sama już nie wiem, w co mam wierzyć.

– W takim razie nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł.

– Zaczekaj! – zawołała i wybiegła za nim przed dom. – Jeffrey! – Ale nawet się nie obejrzał. Musiała podbiec, żeby go dogonić. – Powiedz coś.

– Po co? Wygląda na to, że już wyrobiłaś sobie opinię.

– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co się stało? Stanął i odwrócił się do niej.

– A dlaczego ty nie możesz sobie odpuścić? Dlaczego nie umiesz mi po prostu zaufać?

– Tu nie chodzi o zaufanie – odparła. – Na Boga, ta kobieta się upiera, że zgwałciłeś jej córkę. Według niej Erie jest twoim synem.

– Gówno prawda! – warknął. – Myślisz, że mógłbym nie wiedzieć o tym, że mam syna? Wykluczone.

Natychmiast przypomniała sobie Jareda i ledwie się powstrzymała, by w przypływie złości nie wyjawić mu sekretu Neli.

– No co? – burknął, biorąc jej osłupienie za przejaw czegoś gorszego. – Wiesz, co ci powiem? Mam to wszystko gdzieś! – Ruszył dalej ulicą, kipiąc z wściekłości. – Łudziłem się, że jesteś inna. Miałem nadzieję, że tobie można zaufać.

– Powtarzam, że to nie jest kwestia zaufania.

– Kwestia! – syknął, przedrzeźniając ją. – Mam to gdzieś!

– Tak, to rzeczywiście odpowiedzialne zachowanie – mruknęła i podobnie przedrzeźniając go, dodała: – Mam to gdzieś!

Nie zareagował. Kiedy próbowała go złapać za rękę, wyszarpnął się i burknął:

– Może byś jednak zechciała zostawić mnie w spokoju?

– Niby dlaczego? Czyżbyś i mnie chciał zgwałcić? A potem udusić?

Widziała go już doprowadzonego do ostateczności, ale tym razem popatrzył na nią z tak zbolałą miną, że natychmiast pożałowała swoich słów.

Otworzyła już usta, żeby przeprosić, ale pokręcił tylko głową i uniósł palec, jak gdyby zamierzał jej pogrozić. Nie odezwał się jednak, tylko jeszcze raz pokręcił głową i ruszył dalej, najwyraźniej zmierzając do domu matki.

– Cholera – syknęła Sara, opierając dłonie na biodrach.

Dlaczego wszystkie sprawy między nimi musiały się aż tak komplikować? Jak tylko zaczynało być dobrze, natychmiast pojawiał się ktoś, kto to niweczył. Mogła znieść wszystko, co ludzie o nim wygadywali, ale nie taką jego reakcję. Dlaczego nic nie chciał jej powiedzieć? Dlaczego bał się jej zaufać? Czyżby z tych samych powodów, dla których i ona nie do końca jemu ufała?

Neli siedziała na schodkach werandy, kiedy Sara skręciła z ulicy. Na jej widok podniosła się szybko, wyciągnęła ręce, jakby chciała ją zatrzymać, i rzekła:

– Widziałam samochód Lane Kendall przed domem Roberta. Co ci powiedziała ta stara krowa?

Sara chciała już odpowiedzieć, ale ku własnemu zaskoczeniu tylko się rozpłakała.

– Och, biedactwo – mruknęła Neli, biorąc ją pod rękę i prowadząc do drzwi. – Chodź. Tutaj. – Pociągnęła ją do saloniku i pchnęła w stronę kanapy. – Usiądź.

Sara klapnęła ciężko, a Neli usiadła obok i objęła ją. Sara poczuła się niezręcznie, ale zarazem była bardzo wdzięczna Neli za ten gest. Zapragnęła wyrzucić z siebie wszystko, co przed minutą chciała powiedzieć Jeffreyowi, ale wstrząsana spazmami szlochu, wychlipała tylko:

– Biedne… dzieci…

– Tak, wiem.

– Wyglądały na… takie brudne… i wygłodzone. – Neli cmoknęła i pokręciła głową. – Nawet boję się… o nich myśleć.

– Już dobrze – szepnęła Neli, głaszcząc ją po głowie. – Uspokój się.

– Co się stało? – spytała Sara błagalnym tonem. – Błagam, powiedz mi, co tu się stało.

– Spokojnie – powtórzyła Neli, sięgając po pudełko z papierowymi chusteczkami. Wyciągnęła jedną i podała ją Sarze. – Masz. Wytrzyj nos.

Posłusznie wysiąkała nos, zawstydzona swoim wybuchem. Po chwili wyprostowała się, wzięła drugą chusteczkę, osuszyła oczy i szepnęła:

– Boże… Strasznie przepraszam…

– To cud, że nie załamałaś się wcześniej – odparła Neli, sama również ocierając oczy.

– Te dzieci… – mruknęła Sara. – Biedni chłopcy…

– Tak, wiem. I mnie coś skręca w środku, ilekroć ich widzę.

– Naprawdę nikt nie może nic na to poradzić?

– Mnie nie pytaj. Dałabym ogłoszenie do gazety, gdyby wierzyła, że ktoś zechce się nimi zaopiekować.

Sara miała ochotę się roześmiać, lecz nie dała rady.

– A co z opieką społeczną?

– Chcesz usłyszeć coś zabawnego? Popatrzyła na gospodynię.

– Ona sama kiedyś pracowała w opiece społecznej.

– Niemożliwe.

– Ale to prawda. Jakieś piętnaście lat temu była rejonowym inspektorem Wydziału do spraw Rodzinnych i Opieki nad Dziećmi. Ale podczas któregoś wyjazdu na kontrolę miała wypadek samochodowy i zaskarżyła władze okręgowe, stanowe i chyba każde inne, jakie tylko mogła. Doszło do jakiejś ugody i od tamtej pory żyje z renty, w każdym razie nie brak jej pieniędzy.

– Więc na co je wydaje?

– Na pewno nie na dzieci – odparła z goryczą Neli. – Sęk w tym, że Lane świetnie zna przepisy i doskonale potrafi wykorzystywać tę wiedzę na własną korzyść. Opieka społeczna po prostu się jej boi. Gdyby Hoss nie zaglądał do niej od czasu do czasu, pewnie zamknęłaby obu chłopców w komórce i wyrzuciła klucz.

– Co jest temu młodszemu?

– Ma jakąś skazę krwi. Od najwcześniejszych lat trzeba mu było robić transfuzje.

– To hemofilia? – zapytała Sara, zachodząc w głowę, czy gospodyni nie pomyliła transfuzji z kroplówkami. Ale przecież nawet w takim miasteczku jak Sylacauga musieli być lekarze, którzy znali prawdę.

– Nie, to coś podobnego, ale nie hemofilia – odparła Neli. – Niemniej sądzę, że wszystkie rachunki są pokrywane z państwowej kasy.

Sara odchyliła się na oparcie kanapy, czując przemożne zmęczenie. Przez jakiś czas siedziały w milczeniu, wreszcie z niewiadomych powodów oznajmiła:

– Ja też zostałam zgwałcona. Wyjątkowo Neli skwitowała to milczeniem.

– Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. To znaczy… nie mówiłam o gwałcie. Zawsze używałam innych określeń, że zostałam napadnięta albo pobita… – Na chwilę przygryzła wargi. – Ale to był gwałt.

Gospodyni nadal milczała.

– Zdarzyło się to, kiedy pracowałam w Atlancie – dodała Sara. – Jeffrey o niczym nie wie. – Zaczęła nerwowo skubać róg poduszki.

Neli dała jej jeszcze chwilę, po czym odparła cicho:

– Wygląda na to, że obie mamy przed nim swoje sekrety.

– Nigdy też nie czułam czegoś podobnego w stosunku do żadnego mężczyzny. W stosunku do nikogo… – Gorączkowo usiłowała dobrać właściwe słowa. – Mam wrażenie, że przy nim tracę panowanie nad sobą, jakby niezależnie od tego, co mi podpowiada zdrowy rozsądek, gdzieś z podświadomości zawsze wypływał stanowczy nakaz: „Nie słuchaj ich. Przecież nie możesz żyć bez niego”.

– Wiem, jak on działa na kobiety.

– Chciałam tylko… – rozłożyła bezradnie ręce. – Sama już nie wiem, czego chciałam. – Znowu zaczęła skubać róg poduszki. – Nawet nie umiem powiedzieć mu prosto w oczy, że go kocham, ale ilekroć go widzę czy choćby o nim pomyślę…

Neli wyciągnęła z pudełka następną chusteczkę i podała ją Sarze.

– Nigdy w to nie wierzyłam – powiedziała. – W to, co wygadywali o nim i Julii.

– To znaczy?

– Że Jeffrey i Robert zgwałcili ją w lesie.

Sara przygryzła dolną wargę. Neli powiedziała to spokojnie, wyważonym tonem, ale jej słowa i tak wywarły piorunujący efekt. Słowo „gwałt” samo z siebie kojarzyło się Sarze z najbardziej wulgarnym rodzajem przekleństwa.

– Julia była dziwką – ciągnęła Neli. – Choć to niczego nie wyjaśnia. Do diabła, moja siostra Marinell puszczała się chyba bardziej od niej, ale przynajmniej się tym nie chwaliła na lewo i prawo.

– Powiedz mi całą prawdę – poprosiła Sara. – Bo Jeffrey w ogóle nie chce rozmawiać na ten temat.

Neli wzruszyła ramionami.

– Po prostu zabawiała się z chłopakami. Nie wiem, może teraz to brzmi strasznie, ale wtedy nikt nie przywiązywał do tego aż takiej wagi. – Urwała na chwilę, po czym dodała: – Prawdę mówiąc, wszystkie to robiłyśmy, tyle że w tajemnicy.

– Tak, chyba rozumiem – wtrąciła Sara, przypomniawszy sobie, jak długo strach nie pozwalał jej pójść do łóżka ze Steve’em Mannem i jak palący wstyd pozbawił ją wszelkiej rozkoszy, kiedy się w końcu na to zdecydowała.

– Julia nie była zbyt ładna – mówiła dalej Neli. – Nie była też brzydka, tylko miała w sobie coś, co zniechęca chłopców do dziewcząt, jakiś rodzaj desperacji, który kazał jej lgnąć do każdego, kogo tylko, jak jej się wydawało, mogła uszczęśliwić. – Obejrzała się na wiszące na ścianie rodzinne fotografie. – Czasem gdy patrzę na Jen, serce mi się ściska, bo wyczuwam u niej taką samą potrzebę. Jest na to jeszcze za młoda, ale już byłaby gotowa zrobić wszystko, byle tylko zaskarbić sobie naszą aprobatę.

– Większość dziewcząt w tym wieku reaguje podobnie.

– Poważnie?

– Oczywiście. Tylko niektóre lepiej to ukrywają.

– Ciągle jej powtarzam, że jest ładna. A Opos ma kompletnego świra na jej punkcie. Na zakończenie szkoły w ubiegłym roku porwał Jen do tańca i nie chciał jej puścić. A żebyś widziała, jak wyglądał w błękitnym smokingu.

Sara zaśmiała się mimo woli, wyobrażając sobie Oposa w takim stroju.

– Na razie wciągnęło ją uprawianie sportów. Koszykówka, baseball. Znalazła sobie coś, czym może się odróżniać od innych dziewcząt.

Sara pokiwała głową, przypomniawszy sobie wyniki badań psychologicznych, według których dziewczęta uprawiające sport mają zdecydowanie więcej pewności siebie.

– Kiedy myślę o swojej młodości – powiedziała – to dziękuję Bogu, że mam taką matkę. – Znów zaśmiała się cicho. – Kiedyś nie wierzyłam w ani jedno jej słowo, chociaż wciąż powtarzała, że będę mogła w życiu zdobyć wszystko, co mi się tylko zamarzy.

– Najwyraźniej utkwiło to gdzieś w twojej podświadomości – odparła Neli. – Trudno się dostać na studia medyczne tylko za ładne oczy.

Sara poczuła, że się rumieni lekko.

– W każdym razie – ciągnęła Neli, składając i rozkładając papierową chusteczkę – Julia była takim typem luzaczki. I nie robiła z tego żadnej tajemnicy. Uważała to za powód do dumy, że chłopcy chcą z nią chodzić, jakby myślała, że wszyscy ją kochają albo że staje się przez to kimś wyjątkowym. Tymczasem zwyczajnie obciągała chłopakom po lekcjach na tyłach sali gimnastycznej i nie było w tym niczego wyjątkowego. Oczywiście, pomijając fakt, że się tym przechwalała.

– Czy kiedykolwiek chodziła z Jeffreyem?

– Mam powiedzieć prawdę?

Sara w osłupieniu przytaknęła ruchem głowy.

– Otóż prawda jest taka, że nie wiem. Nie widzę jednak powodu, dla którego miałby z nią chodzić. Wtedy już dość regularnie sypialiśmy ze sobą. – Neli zaśmiała się nerwowo. – Ale z chłopakami w tym wieku nigdy nic nie wiadomo, prawda? Słyszałaś, żeby szesnastolatek przepuścił okazję pójścia z kimkolwiek do łóżka? Do cholery, większość dorosłych facetów nie przepuściłaby takiej okazji. Seks to seks, a oni są gotowi prawie na wszystko, żeby dopiąć swego.

– I nigdy go nie pytałaś, co się naprawdę stało?

– Prawdę mówiąc, nie miałam odwagi. Teraz na pewno zapytałabym bez wahania, ale wiesz, jak to jest, kiedy się ma kilkanaście lat. Człowiek boi się powiedzieć cokolwiek, co mogłoby ich wkurzyć, bo a nuż natychmiast zerwą i poszukają sobie nowej zdobyczy.

– Kto miałby być tą nową zdobyczą?

– Wtedy myślałam, że Jessie, chociaż teraz jestem pewna, że nigdy nie zrobiłby takiego świństwa Robertowi. – Neli podwinęła pod siebie nogi i usiadła po turecku. – Jeśli chcesz znać moją prywatną opinię, to sądzę, że w ogóle nie byłby zdolny do gwałtu. Już wtedy odznaczał się intuicją, jakimś szóstym zmysłem, który zawsze pozwalał mu odróżnić dobro od zła.

– A myślałam, że bez przerwy pakował się w kłopoty.

– Bo i tak było, ale świetnie wiedział, że postępuje źle. To mnie właśnie przy nim trzymało. Wiedziałam, że ma pełną świadomość tego, co robi, tylko musi dojrzeć do etapu, kiedy wreszcie zacznie słuchać wewnętrznego głosu rozsądku. – Zamilkła na krótko i dodała: – Bo głos rozsądku każdego człowieka jest dużo mądrzejszy, niż mu się wydaje.

Sara nagle przypomniała sobie wieczorną rozmowę z matką.

– Mój głos rozsądku podpowiada mi, że powinnam mu zaufać.

– Mój też – odparła Neli. – Pamiętam, jak Julia przyszła do szkoły i zaczęła rozpowiadać na lewo i prawo, że poprzedniego dnia została zgwałcona. To było okropne. Mówiła o tym każdemu, kto tylko chciał jej słuchać. I jak to z plotkami bywa, jeszcze przed przerwą śniadaniową byliśmy wszyscy przeświadczeni, że jest podrapana i posiniaczona. – Znów urwała na chwilę. – Kiedy ją w końcu zobaczyłam w korytarzu, od razu mnie uderzyło, że wcale nie wygląda na zmartwioną. Raczej cieszyła się, że wzbudza powszechne zainteresowanie. – Wzruszyła ramionami. – Sęk w tym, że od początku kłamała. Właśnie po to, żeby zwrócić na siebie uwagę i wzbudzić litość. Dlatego nikt jej nie wierzył. Podejrzewam, że ona sama nie wierzyła w swoją bajeczkę.

– Co dokładnie powiedziała?

– Że Robert zaciągnął ją do jaskini i spoił piwem, żeby ją rozluźnić.

– Nie było przy tym Jeffreya?

– Nie, pojawił się w tej opowieści dopiero później. Bo cała ta bajeczka, jak to zwykle bywa, szybko zaczęła żyć własnym życiem. Jeffrey zarzekał się, że był z Robertem w tym czasie, kiedy miało dojść do gwałtu, i dopiero wtedy Julia podchwyciła, że niech sobie gada, co chce, bo przecież on także był przy tym i zgwałcił ją po Robercie.

– Zmieniła swoją historyjkę?

– Przynajmniej tak słyszałam, ale wiesz, jak to jest z plotkami. Niewykluczone, że od początku gadała, że zrobili to obaj, tylko do mnie dotarła trochę inna wersja.

W każdym razie zrobiło się zamieszanie. Pod koniec dnia krążyły już plotki, że to był zbiorowy gwałt bandy chłopaków z Comer. Paru takich w gorącej wodzie kąpanych chciało już organizować wyprawę, żeby dać tamtym nauczkę. Ludzie są przeczuleni w pewnych sprawach.

– A policja? – zaciekawiła się Sara. – Hoss…

– Jasne, że wezwano Hossa. Któryś z nauczycieli usłyszał, że doszło do gwałtu, i wezwał szeryfa.

– I co?

– Hoss przypuszczalnie ją przesłuchał. Doskonale wiedział, gdzie mieszka Julia. Tuż przed śmiercią jej ojca chyba nie było weekendu, żeby nie musiał interweniować z powodu awantur i bójek między nim a Lane.

– Rozmawiał też z Jeffreyem i Robertem?

– Raczej tak – burknęła Neli, jakby nie była pewna. – W każdym razie Julia bardzo szybko odszczekała swoje oskarżenia po interwencji Hossa. W ogóle przestała w szkole mówić o gwałcie, przestała się nawet zachowywać jak ciężko pokrzywdzona. Niektórzy próbowali jeszcze coś z niej wyciągnąć, wcale nie dlatego, że się nią przejmowali, tylko po to, żeby narobić większego skandalu, ale z nikim nie chciała rozmawiać. Do nikogo się nie odzywała. A jakiś miesiąc później wyjechała.

– Dokąd?

– Chyba gdzieś, gdzie mogła w spokoju urodzić dziecko. Lane już wtedy była strasznie gruba i nikt niczego nie podejrzewał, gdy zaczęła rozpowiadać, że znowu jest w ciąży. Dopiero co owdowiała i wszystkim było jej żal. – Neli zawiesiła głos. – Bogiem a prawdą, ludzie odetchnęli z ulgą, gdy stary Kendall umarł. To był chodzący koszmar, Lane nawet do pięt mu nie dorasta. Moim zdaniem, był jeszcze gorszy niż ojciec Jeffreya. Zwykły, odrażający zbir.

– Ile mieli dzieci?

– Według ostatniej rachuby sześcioro.

– Ten chłopczyk, którego dziś widziałam, Sonny, to najmłodsze?

– Nie, to ich kuzyn. Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś mógł go oddać pod opiekę Lane. Bo ona wzięła go pewnie po to, by mieć wyższą rentę.

– To niewiarygodne – przyznała Sara, zachodząc w głowę, jak w ogóle można było dopuścić, żeby ktoś taki wychowywał dzieci.

– Julia wróciła po dziewięciu czy dziesięciu miesiącach i razem z nią pojawił się Erie, z pozoru jej młodszy braciszek.

– Naprawdę nikt niczego nie podejrzewał?

– A jeśli nawet, co by z tego przyszło? – zapytała Neli. – Zresztą, po kilku tygodniach Julia znowu zniknęła. Ludziom łatwiej się było pogodzić ze świadomością, że to Lane jest matką Erica, a Julia po prostu gdzieś wyjechała. Dan Phillips, jeden z zawodników ówczesnej drużyny piłkarskiej, też zniknął mniej więcej w tym samym czasie, więc na nowo pojawiły się plotki. Ale szybko ucichły. Nikt nie chciał sobie tym zawracać głowy.

Neli wychyliła się z kanapy i podniosła jeden z albumów ze zdjęciami, leżących na półce pod stolikiem. Przerzuciła kilka kartek, aż znalazła zdjęcie, którego szukała.

– To ona. Ta z tyłu.

Sara popatrzyła na fotografię przedstawiającą Oposa, Roberta i Jeffreya na trybunie stadionu. Wszyscy mieli na sobie piłkarskie koszulki z wielkimi numerami i nazwiskami na piersi. Jeffrey obejmował Neli, a ona tuliła się do jego ramienia. Wyglądali jak zakochane gołąbki. Mimo woli poczuła ukłucie zazdrości.

– Ten łotr nigdy nie pozwolił mi włożyć swojej koszulki – powiedziała Neli.

Sara zaśmiała się, ale w głębi ducha przyjęła to z ulgą. W szkole średniej noszenie sportowej koszulki chłopaka było cenione tylko niewiele mniej od noszenia jego sygnetu. Był to nie tylko symbol uczucia łączącego parę, ale przede wszystkim sposób wzbudzania zawiści koleżanek.

Jakby czytając w jej myślach, Neli zapytała:

– A ty czyj sygnet nosiłaś?

Sara znów poczuła, że się rumieni, ale tym razem ze wstydu. Przypomniała sobie sygnet Steve’a Manna, ciężki kawał złota z wytłoczoną podobizną króla szachowego, który nie mógł się nawet równać z sygnetami chłopaków z drużyn futbolowych czy koszykarskich. Nie znosiła go i ściągnęła z palca raz na zawsze, jak tylko przeniosła się do Atlanty. Minęły aż trzy miesiące, nim zebrała się na odwagę i zapakowała do koperty razem z krótkim liścikiem, w którym zawiadamiała Steve’a o zerwaniu. Na swą korzyść zaliczała to, że przeprosiła go osobiście rok później, i prawdopodobnie zapomniałaby o całej sprawie, gdyby nie musiała wracać do okręgu Grant po tym, co ją spotkało w Atlancie.

Neli chyba mylnie odebrała jej milczenie, najwyraźniej doszła do wniosku, że Sara nie miała podobnych doświadczeń w szkole średniej, gdyż mruknęła:

– No cóż, może to i głupota. Jeffrey nie nosił jeszcze wtedy sygnetu, nie było go na to stać, ale wszystkie dziewczyny paradowały z nimi na palcach, jakby to były pierścionki zaręczynowe. – Zaśmiała się krótko. – Był tylko jeden sposób, żeby utrzymać go na palcu. Trzeba było podkleić go od środka taśmą samoprzylepną, zużywając na to co najmniej pól rolki.

Sara uśmiechnęła się szeroko, bo stosowała dokładnie tę samą metodę.

Neli znów pochyliła się nad albumem i pokazała palcem:

– To Julia.

Z tyłu za trójką chłopców stała trochę niewyraźna postać dziewczyny.

Sądząc po opisie Neli, Sara spodziewała się raczej odpychającego widoku, ale Julia wyglądała jak przeciętna nastolatka z tamtego okresu. Miała proste włosy, długie do pasa, i była ubrana w letnią sukienkę w kwiatki. Uderzał dziwny smutek malujący się na jej twarzy i tak jak przed chwilą poczuła ukłucie bezpodstawnej zazdrości, teraz ogarnęło ją współczucie dla biednej dziewczyny. Neli podniosła głowę znad albumu i zauważyła:

– Kiedy patrzę na nią po latach, wcale nie wygląda tak źle, prawda? Tyle że wygląd nic nie mówi o osobowości człowieka.

– To prawda – przyznała Sara, uznając Julię za dość atrakcyjną. Nie mogła się jednak uwolnić od myśli o tym, w jakich warunkach się wychowywała. – Wobec niej ojciec też stosował przemoc?

– Tłukł ją przy byle okazji.

– Nie o to mi chodziło.

– Ach, rozumiem… – Neli zamyśliła się na chwilę. – Nie mam pojęcia, ale wcale by mnie to nie zdziwiło.

– Masz jakieś podejrzenia, kto mógł być ojcem jej dziecka?

– Żadnych. Gdyby spisać listę wszystkich, z którymi się zadawała, znalazłaby się na niej połowa mieszkańców tego miasta. – Spojrzała na nią z uniesionymi brwiami. – Nie wyłączając Reggiego Raya.

– Przecież był dużo młodszy od niej.

– I co z tego?

Sara zamyśliła się na chwilę i powiedziała:

– Z tego, co mówiła Lane, Erie często trafia do szpitala na zabiegi. Musi mieć jakiś problem z krzepliwością krwi. Albo jest to efekt recesji autosomalnej, albo przenoszona cecha dominująca. – Dostrzegłszy zdumienie na twarzy Neli, wyjaśniła szybko: – Przepraszam. Chodzi o to, że prawdopodobnie jest to zaburzenie genetyczne. Jego podłoże musi tkwić w zaburzeniach produkcji jednego z dwóch białek odpowiadających za krzepliwość krwi.

– Czy coś z tego wynika?

– Zaburzenia krzepliwości krwi zwykle dziedziczy się po rodzicach.

– Aha.

– Nie wiesz, czy Julia też cierpiała na coś podobnego?

– Nie sądzę – odparła gospodyni. – Pamiętam, jak kiedyś na zajęciach plastycznych wbiła sobie w palec czubek nożyczek. Nie wiem, czy był to wypadek, w każdym razie nie krwawiła dłużej niż każdy inny zdrowy człowiek.

– Gdyby miała coś w rodzaju choroby von Willebranda, urodzenie dziecka bez specjalistycznego nadzoru lekarskiego zagrażałoby jej życiu. Poza tym jej rodzeństwo także musiałoby mieć podobne zaburzenia, a sądząc z tego, co mówiła Lane, w ich rodzinie nie było podobnych przypadków.

– A więc zmierzasz do wniosku, że mały odziedziczył tę chorobę po ojcu? – podchwyciła Neli. – Nie słyszałam, by ktoś inny w mieście miał tego typu problemy. – Urwała na chwilę i dodała: – Na pewno nie Robert. Nieraz odnosił różne kontuzje na boisku i zawsze szybko się z nich wylizywał.

– Jeffrey też ich nie ma – rzekła z naciskiem Sara. Przypomniała sobie, jak niedawno pobierała mu krew do badania. Miejsce ukłucia krwawiło tylko chwilę. Znów ogarnął ją wstyd. W głębi ducha była przeświadczona o niewinności Jeffreya, mimo to przyjęła z wielką ulgą, że ma na to niezaprzeczalny dowód.

– Jak chcesz, mogę popytać – zaproponowała Neli.

– Takie schorzenia często ujawniają się stopniowo. Część ludzi może nawet nie wiedzieć, że coś im dolega. Kobiety dowiadują się znacznie szybciej ze względu na cykl menstruacyjny. Zazwyczaj wtedy wychodzą na jaw problemy z krzepliwością krwi. Tym bardziej należy więc zakładać, że Erie odziedziczył to schorzenie po ojcu.

– Zatem byłoby to jak szukanie igły w stogu siana – podsumowała Neli. – Kto wie, może Dan Phillips cierpi na taką chorobę? To ten, który wyjechał mniej więcej w tym samym czasie, co Julia. – Znowu przerzuciła parę kartek w albumie. – O, to on. – Wskazała chłopaka stojącego w drugim rzędzie na grupowym zdjęciu drużyny piłkarskiej.

– Nie prezentuje się jak zawodnik – oceniła Sara. Phillips należał do najszczuplejszych na zdjęciu. Miał gęste ciemne włosy zaczesane gładko do tyłu. Wyglądał na zdrowego i normalnie rozwiniętego, chociaż na podstawie jednej fotografii trudno było o czymkolwiek przesądzać.

– Brał głównie udział w treningach do pozoracji bloku przeciwnika. Dla niego przynależność do drużyny i dżersejowa koszulka piłkarska były już szczytem marzeń. Gdy w dniu rozgrywek wchodziło się do jakiegokolwiek sklepu, faceci nie gadali o niczym innym, tylko o meczu, jakby chodziło o finał mistrzostw kraju.

– Takie to były czasy – odparła Sara, wspominając identyczne dyskusje w Heartsdale. Odwróciła kartkę i popatrzyła na dalsze zdjęcia. Zwróciła uwagę na czarno-białą fotografię Jareda pochodzącą sprzed kilku lat. – Wyrósł na bardzo przystojnego chłopaka.

– Nie chcesz chyba powiedzieć o nim Jeffreyowi, prawda? – zapytała Neli, uśmiechając się smutno. – Zresztą, nie musisz odpowiadać. – Wzięła od niej album, zamknęła go i odłożyła na półkę pod stolikiem. – Nadal chcesz jak najszybciej stąd wyjechać?

– Sama nie wiem.

– Zostań jeszcze. – Neli poklepała ją po kolanie. – Upiekę dzisiaj placek kukurydziany.

– Gdzie jest Robert?

– Opos zabrał go do sklepu, żeby kupić jakieś ubrania, bo Robert nie chciał nawet słyszeć o powrocie do domu, a Bóg jeden wie, co Jessie zrobiła z jego rzeczami u matki.

– A co z nim?

– Wyliże się.

– Nie o to mi chodziło. Rozmawiałyśmy tylko o Jeffreyu. Czy kiedykolwiek podejrzewałaś, że Robert mógł mieć coś wspólnego z tym, co spotkało Julię?

Neli zamyśliła się głęboko.

– Zawsze był bardzo tajemniczy.

– W tej sprawie?

– Może „tajemniczy” to złe słowo, jakby rzeczywiście miał coś do ukrycia. Był dyskretny. Rzadko mówił o swoich uczuciach.

– Podobnie jak Jeffrey.

– Nie, zupełnie inaczej. Jak gdyby nie życzył sobie, by ktoś za bardzo się do niego zbliżył. – Wyprostowała się i odchyliła na oparcie kanapy. – Wszyscy uważali, że z tej trójki to Opos trzyma się trochę na uboczu, ale teraz myślę, że bardziej od niego izolował się Robert. Nigdy do końca nie wpasował się do tej paczki. Co prawda Jeffrey traktował go jak brata, ale Robert zawsze reagował tak, jak ci już wcześniej mówiłam. Czekał, żeby zobaczyć, co Jeffrey kombinuje, dopiero później przyłączał się do niego.

– To dość normalne u nastolatków.

– Ale w ich relacji było coś więcej. Kiedy Jeffrey pakował się w kłopoty, Robert zawsze był gotów wziąć winę na siebie. Z własnej woli robił z siebie zawór bezpieczeństwa, a Jeffrey z ochotą się na to godził. – Neli spojrzała na nią. – I gdy tylko Jeffrey wyjechał, Robert w taki sam sposób związał się z Hossem. Gotów był za każdego z nich nadstawić głowę. Wcale nie przesadzam.

Sara zamyśliła się na chwilę.

– Zeznał wczoraj, że to on zamordował Julię.

Na twarzy Neli odmalował się dziwny wyraz, którego Sara nie potrafiła jednoznacznie zdefiniować. I również dość dziwnym głosem Neli mruknęła:

– O tym jeszcze nie słyszałam.

– Ja też dowiedziałam się dopiero dzisiaj.

Загрузка...