Myron zadzwonił do Wina i szybko zdał mu relację.
– Szkoda fatygi – potwierdził Win.
– On uderzył kobietę.
– Trzeba było strzelić mu w kolano. Okaleczyć. Szkoda fatygi na kopniaka w jądra.
Pięknym za nadobne. Kodeks odwetu dla dżentelmenów autorstwa Windsora Horne’a Lockwooda Trzeciego.
– Włączę komórkę. Mógłbyś tam wpaść?
– Z rozkoszą. Ale wstrzymaj się z dalszą przemocą do mojego przyjazdu.
Innymi słowy: zostaw jej trochę dla mnie.
Strażnika pilnującego Farmy Bradfordów zaskoczyło, że Myron jest sam. Brama stała otworem, zapewne na przyjazd trzech osób. Myron nie zawahał się. Przejechał przez nią bez zatrzymywania. Strażnik wpadł w popłoch. Wyskoczył z budki. Myron pomachał mu paluszkiem, jak robił to Oliver Hardy. Co więcej, uśmiechnął się jak Flap. Wykorzystałby też z chęcią w tej scenie melonik, gdyby go miał.
Kiedy zajechał pod główne wejście, czekający już na niego w progu stary kamerdyner lekko się ukłonił.
– Proszę za mną, panie Bolitar – powiedział.
Poszli długim korytarzem z wieloma olejami na ścianach, przedstawiającymi głównie jeźdźców. Był też jeden akt. Naturalnie kobiecy. Jedyny obraz bez konia. Katarzyna Wielka od dawna nie żyła. Kamerdyner skręcił w prawo. Wkroczyli do szklanego korytarza, podobnego do tunelu w sztucznej Biosferze 2 w Arizonie albo Epcot Center w Disneylandzie na Florydzie. Myron obliczył, że przeszli około pięćdziesięciu jardów.
Służący zatrzymał się i otworzył drzwi. Twarz miał pokerową, jak przystało na idealnego kamerdynera.
– Proszę wejść – rzekł.
Nim Myron usłyszał cichutkie pluski, poczuł chlor.
– Nie wziąłem stroju kąpielowego – powiedział do czekającego sługi.
Kamerdyner nie zareagował.
– Zazwyczaj kąpię się w skórzanych stringach, choć nie gardzę ażurowym bikini.
Służący zamrugał oczami.
– Jeśli ma pan zapasowe, chętnie pożyczę.
– Proszę wejść.
– Dobrze, świetnie, ale bądźmy w kontakcie.
Kamerdyner – a może lokaj lub sługa – odszedł. W pomieszczeniu unosił się lekko stęchły zapach pływalni. Wszystko tu było z marmuru. W kątach stały posągi jakiejś bogini. Myron nie wiedział jakiej, ale pewnie bogini basenów pod dachem. Wodę pruł, posuwając się łagodnymi, niemal leniwymi ruchami i nie pozostawiając najmniejszych fal, pojedynczy pływak. Arthur Bradford dopłynął do brzegu blisko Myrona i znieruchomiał. Na głowie miał gogle pływackie z ciemnoniebieskimi szkłami. Zdjął je i przesunął ręką po łysinie.
– Co się stało z Samem i Mariem? – spytał.
– Z Mariem? To pewnie ten wielkolud.
– Mieli cię tutaj przywieźć.
– Jestem już duży, Artie. Nie potrzebuję nianiek.
Bradford wysłał ich oczywiście, żeby go zastraszyć. Musiał mu więc pokazać, że pomysł nie wypalił.
– No dobrze – zdecydował Bradford. – Przepłynę jeszcze sześć długości. Pozwolisz?
– Ależ proszę – odparł Myron z przyzwalającym gestem. – Czyż może być większa przyjemność niż patrzenie, jak ktoś pływa? Wiesz, mam pomysł. Na spot reklamowy. I slogan: Głosuj na Arta, ma domowy basen.
Bradford prawie się uśmiechnął.
– Dobre – pochwalił i płynnym ruchem wydostał się z basenu.
Jego długie, szczupłe ciało było gładkie i lśniące. Chwycił ręcznik i wskazał dwa szezlongi. Myron usiadł. Arthur Bradford też.
– Miałem pracowity dzień – powiedział. – Odbyłem cztery spotkania z wyborcami. Po południu czekają mnie dalsze trzy.
Podczas wstępnej rozmowy grzecznościowej Myron kiwał głową, zachęcając go do mówienia. Wreszcie Bradford się w tym połapał i klepnął się po udach.
– Obaj jesteśmy bardzo zajęci – powiedział. – Mogę przejść do rzeczy?
– Jasne.
– Chciałem – Bradford lekko się pochylił – porozmawiać o twojej pierwszej wizycie.
Myron starał się zachować obojętną minę.
– Była mocno dziwna. Zgodzisz się?
Myron odmruknął. Zabrzmiało to jak „mhm”, ale wypowiedziane neutralnym tonem.
– Mówiąc wprost, chciałbym wiedzieć, o co wam chodziło?
– O uzyskanie odpowiedzi na kilka pytań.
– To wiem. Moje pytanie brzmi: dlaczego?
– Co dlaczego?
– Dlaczego pytaliście o kobietę, która nie pracuje u mnie od dwudziestu lat?
– Co za różnica? Przecież ledwie ją pamiętasz.
Arthur Bradford uśmiechnął się. Jego uśmiech mówił, że obaj wiedzą, co jest grane, i nie muszą się czarować.
– Chcę ci pomóc. Ale wpierw muszę poznać twoje intencje. – Rozłożył ręce. – W końcu walczę w poważnych wyborach.
– Myślisz, że pracuję dla Davisona?
– Przyjechałeś tu z Windsorem pod fałszywym pretekstem. Zacząłeś zadawać dziwne pytania na temat mojej przeszłości, przekupiłeś policjantkę, żeby wykradła akta dotyczące śmierci mojej żony. Jesteś związany z człowiekiem, który niedawno próbował mnie szantażować. A do tego widziano, jak rozmawiasz ze znanymi wspólnikami Davisona z kręgów przestępczych. – Bradford posłał Myronowi uprzejmy uśmiech polityka, który mimo woli patrzy na wszystkich nieco z góry. – Co byś sobie na moim miejscu pomyślał?
– Chwileczkę. Po pierwsze, nie zapłaciłem za kradzież akt.
– Zaprzeczasz, że spotkałeś się z policjantką Francine Neagly w barze Ritz?
– Nie. – Myron nie widział sensu we wdawaniu się w długie wyjaśnienia. – Na razie zostawmy ten temat. Kto próbował cię szantażować?
Na basen wszedł służący.
– Czy podać mrożoną herbatę, proszę pana? – spytał.
– Lemoniadę, Mattius – odparł Bradford po namyśle. – Z rozkoszą napiję się lemoniady.
– Tak jest, proszę pana. A pan, panie Bolitar?
Myron wątpił, czy Bradford ma w domu yoo-hoo.
– Dla mnie to samo, Mattius. Ale przyrządź ją tak, bym się napił z najwyższą rozkoszą.
Kamerdyner Mattius skinął głową, powiedział: „Tak jest, proszę pana”, i wymknął się za drzwi.
Arthur Bradford zarzucił ręcznik na ramiona i położył się. Szezlongi były długie, więc stopy nie wisiały mu w powietrzu.
Zamknął oczy.
– Obaj wiemy, że pamiętam Anitę Slaughter. Oczywiście, że nie zapomina się osoby, która znajduje zwłoki twojej żony.
– To jedyny powód?
Bradford odemknął oko.
– Słucham?
– Widziałem jej zdjęcia – odparł Myron. – Trudno zapomnieć taką piękność.
Bradford otworzył oczy. Chwilę milczał.
– Na świecie jest wiele atrakcyjnych kobiet.
– Mhm.
– Myślisz, że miałem z nią romans?
– Tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, że była urodziwa. A mężczyźni pamiętają urodziwe kobiety.
– To prawda – przyznał Bradford. – Ale Davison z radością wykorzystałby taką plotkę. Rozumiesz mój niepokój? To jest polityka, a polityka to słowa. Mylnie sądzisz, że moje obawy w tej mierze dowodzą, że coś ukrywam. To nie tak. Wynikają one z troski o wizerunek publiczny. Choć nie zrobiłem nic złego, mój przeciwnik będzie próbował wmówić wyborcom, że nie mam czystego sumienia. Nadążasz?
– Jak polityk za lewą kasą.
Arthur Bradford miał rację. Kandydował na gubernatora. Nawet gdyby nie miał nic na sumieniu, przeszedłby do defensywy.
– Kto próbował cię szantażować? – powtórzył Myron.
Bradford odczekał chwilę, kalkulując, oceniając, co zyska, a co straci wyjawiając prawdę. Komputer w jego głowie zbadał scenariusze. Zyski przeważyły.
– Horace Slaughter – odparł.
– Czym? – spytał Myron.
Bradford nie odpowiedział wprost.
– Dzwonił do mojego sztabu wyborczego.
– I połączono go z tobą?
– Oświadczył, że ma obciążającą informację na temat Anity Slaughter. Pomyślałem, że to wariat, ale zaniepokoiło mnie, że zna jej nazwisko.
„Pewnie, że zaniepokoiło” – pomyślał Myron.
– Co powiedział?
– Chciał wiedzieć, co zrobiłem z jego żoną. Oskarżył mnie, że pomogłem jej uciec.
– Pomogłeś? W jaki sposób?
Bradford machnął rękami.
– Pomagałem jej, wspierałem ją, wywiozłem. Nie wiem. Gadał trzy po trzy.
– Ale co?
Bradford usiadł. Zwiesił nogi z szezlonga. Przez kilka chwil patrzył na Myrona jak na hamburger i nie był pewien, czy podpiekł się na tyle, że czas przewrócić go na drugą stronę.
– Chcę wiedzieć, dlaczego się tym interesujesz – powiedział.
Coś za coś. Na tym polegała ta gra.
– Z powodu córki.
– Słucham?
– Z powodu córki Anity Slaughter.
Bradford bardzo wolno skinął głową.
– Tej koszykarki?
– Tak.
– Reprezentujesz ją?
– Tak. Poza tym przyjaźniłem się z jej ojcem. Słyszałeś, że go zamordowano?
– Wiem z gazety.
„Z gazety”! Ten człowiek nie używał prostego „tak” i „nie”.
– Co cię łączy z rodziną Ache’ów? – spytał Bradford.
Myron nareszcie skojarzył.
– To ich nazywasz „wspólnikami Davisona z kręgów przestępczych”?
– Tak.
– Ache’owie są zainteresowani jego zwycięstwem w wyborach?
– Oczywiście. Właśnie dlatego chcę wiedzieć, co cię z nimi łączy.
– Nic. Tworzą konkurencyjną ligę żeńskiej koszykówki. Chcą podpisać z Brendą kontrakt.
Ciekawe. Ache’owie spotkali się z Horace’em Slaughterem. Według FJaya, podpisał z nimi umowę na grę córki w ich lidze. A potem raptem zaczął prześladować Bradforda z powodu swojej zaginionej żony. Czy Horace współpracował z Ache’ami? Było nad czym myśleć.
Mattius przyniósł lemoniadę. Ze świeżo wyciśniętych cytryn. Zimną. Pyszną, więcej: rozkoszną. Ach, ci bogacze! Kiedy wyszedł, jego pan zapadł w głębokie zamyślenie, które tak często odgrywał przy poprzednim spotkaniu. Myron czekał.
– Polityk to dziwny stwór – zaczął Bradford. – Wszystkie stworzenia walczą o przetrwanie. Tak każe instynkt. Ale polityk podchodzi do tej walki najchłodniej. To silniejsze od niego. Zamordowano człowieka, a ja widzę w tym tylko potencjalne źródło kłopotów politycznych. Taka jest prawda. Zrobię wszystko, by mojego nazwiska nie powiązano z tą sprawą.
– Nie uda ci się. Czy chcemy tego, czy nie.
– Dlaczego?
– Bo policja połączy cię z nią tak samo, jak zrobiłem to ja.
– Nie rozumiem.
– Złożyłem ci wizytę, bo Horace Slaughter do ciebie zadzwonił. Policja przejrzy te same billingi. I trafią na ciebie.
Arthur Bradford uśmiechnął się.
– Nie martw się o policję.
Myron przypomniał sobie Wicknera, Pomeranza i potęgę rodziny Bradfordów. Uznał, że Arthur wie, co mówi. Po namyśle spróbował to wykorzystać.
– A więc chcesz, żebym siedział cicho? – spytał.
Bradford zawahał się. Nadszedł czas na szachy – przyjrzenie się planszy i przewidzenie następnego ruchu przeciwnika.
– Chcę, żebyś zachował się uczciwie – odparł.
– To znaczy?
– To znaczy, że brak ci dowodów, że zrobiłem coś niezgodnego z prawem.
Myron przekrzywił głowę i skinął nią. Mogło to oznaczać zarówno „tak”, jak „nie”.
– Poza tym jeśli rzeczywiście nie pracujesz dla Davisona, to nie masz powodu psuć mi kampanii.
– A jeżeli mam?
– Rozumiem – odparł Bradford, znów próbując wróżyć z fusów. – Domyślam się, że chcesz coś w zamian za milczenie.
– Być może. Ale nie tego, co myślisz.
– A czego?
– Dwóch rzeczy. Po pierwsze, odpowiedzi na kilka pytań, prawdziwych odpowiedzi. Jeśli nabiorę podejrzeń, że kłamiesz albo że boisz się o swój wizerunek, koniec z umową. Nie chcę ci bruździć. Nie obchodzą mnie wybory. Chcę tylko poznać prawdę.
– A ta druga rzecz?
Myron uśmiechnął się.
– Dojdziemy do niej. Najpierw chcę poznać odpowiedzi.
Bradford odczekał chwilę.
– Oczekujesz, że zgodzę się na warunek, którego nie znam?
– Najpierw odpowiedz na pytania. Jeżeli przekonam się, że nie kłamiesz, to ci go przedstawię. Ale jeżeli będziesz kręcił, unikał odpowiedzi, to ten drugi warunek straci ważność.
Bradfordowi to się nie spodobało.
– Nie mogę się na to zgodzić – powiedział.
– Jak chcesz. Do widzenia, Arthurze.
Myron wstał.
– Siadaj – zareagował ostro Bradford.
– Odpowiesz na moje pytania?
Arthur Bradford wpatrzył się w Myrona.
– Nie tylko kongresman Davison ma niewłaściwych znajomych – rzekł.
Jego słowa zawisły w ciszy.
– Jeżeli chcesz przetrwać w polityce, musisz się zadawać z najgorszym elementem w stanie – ciągnął. – Taka jest brzydka prawda. Wyrażam się jasno?
– Tak. Już trzeci raz w ciągu godziny ktoś mi grozi.
– Nie wyglądasz na przestraszonego.
– Nie jestem bojaźliwy. – Była to półprawda. Szkodziło okazywanie strachu. Okazałeś strach, traciłeś życie. – Dość tych bzdur. Mam kilka pytań. Mogę ci je zadać. Albo zadadzą je media.
Bradford znów zagrał na czas. Był wyjątkowo ostrożny.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego się tym interesujesz – powiedział.
Wciąż uciekał od pytań.
– Już mówiłem. Ze względu na córkę.
– Kiedy przyjechałeś tu pierwszy raz, szukałeś jej ojca?
– Tak.
– Przyjechałeś, bo Horace Slaughter dzwonił do mojego sztabu?
Myron skinął głową. Wolno. Bradford znów zrobił zdziwioną minę.
– To dlaczego, na miły Bóg, pytałeś o moją żonę? Jeśli rzeczywiście chodziło ci wyłącznie o Horace’a Slaughtera, to dlaczego tak bardzo interesowałeś się Anitą Slaughter i wydarzeniami sprzed dwudziestu lat?
Na basenie zaległa cisza, słychać było tylko cichutki szmer fal. Świetlne refleksy na powierzchni wody tańczyły jak kapryśny wygaszacz ekranu. Wiedzieli, że nadeszła chwila prawdy. Nie spuszczając oczu z Bradforda, Myron zastanawiał się, ile mu wyjawić i jak to spożytkować. Negocjacje. Życie, tak jak los agenta sportowego, było pasmem negocjacji.
– Szukałem nie tylko jego – odparł wolno. – Szukałem także Anity.
Chociaż Bradford walczył, by zachować kontrolę nad twarzą i mową ciała, po słowach Myrona raptownie zaczerpnął powietrza. Odrobinę pobladł. Bez wątpienia świetnie nad sobą panował, ale pod jego maską spokoju coś się kryło.
– Przecież Anita Slaughter zniknęła dwadzieścia lat temu – rzekł powoli.
– Tak.
– Myślisz, że wciąż żyje?
– Tak.
– Dlaczego?
Myron wiedział, że chcąc zdobyć informację, trzeba jej udzielić. Odkręcić kurek. Ale on odkręcił hydrant. Czas było zatrzymać i odwrócić ten strumień.
– A dlaczego to cię interesuje? – spytał.
– Nie interesuje – odparł nieprzekonująco Bradford. – Po prostu myślałem, że ona nie żyje.
– Na jakiej podstawie?
– Jak taka porządna kobieta mogłaby nagle uciec i porzucić dziecko?
– Może się bała.
– Męża?
– Ciebie.
Bradford zamarł.
– Z jakiego powodu? – spytał.
– To ty mi powiedz.
– Nie mam pojęcia.
Myron skinął głową.
– Dwadzieścia lat temu twoja żona przypadkowo spadła z tarasu, tak?
Bradford nie odpowiedział.
– Anita Slaughter przyszła rano do pracy i znalazła jej zwłoki. Twoja żona spadła z balkonu w ciemną deszczową noc i nikt tego nie zauważył. Ani ty, ani brat, ani nikt. Na jej ciało natknęła się dopiero Anita. Tak było?
Bradford nie pękł, ale Myron wyczuł, że pod jego spokojną fasadą pojawiły się małe rysy.
– Nic nie wiesz – powiedział.
– To mi powiedz.
– Kochałem moją żonę. Kochałem z całego serca.
– I co się stało?
Bradford wziął kilka oddechów, żeby się opanować.
– Wypadła – odparł. – Dlaczego łączysz jej śmierć ze zniknięciem Anity? – spytał silniejszym głosem, odzyskując zwykły ton. – O ile dobrze pamiętam, po tym wypadku Anita tu została. Przestała u nas pracować dłuższy czas po tragedii Elizabeth.
Tak rzeczywiście było. Coś jednak dalej uwierało Myrona jak ziarenko piasku w oku.
– Dlaczego więc uczepiłeś się śmierci mojej żony?
Nie mając odpowiedzi na to pytanie, Myron odparował je dwoma.
– Dlaczego wszyscy tak przejmują się protokołami policji? Czego boją się policjanci?
– Tego samego co ja – odparł Bradford. – To rok wyborów. Zaglądanie do starych akt budzi podejrzenia. I tyle. Moja żona umarła wskutek wypadku. Koniec, kropka – rzekł jeszcze mocniejszym głosem.
Bywa, że w trakcie negocjacji zdarza się więcej dramatycznych zmian niż w meczu koszykówki. Bradford znów zdobył przewagę.
– A teraz odpowiedz mi na pytanie: dlaczego sądzisz, że Anita Slaughter nadal żyje? Przecież rodzina nie miała od niej wieści od dwudziestu lat.
– Kto mówi, że nie miała?
Bradford uniósł brew.
– Twierdzisz, że mieli?
Myron wzruszył ramionami. Musiał się bardzo pilnować. Gdyby Anita Slaughter rzeczywiście ukrywała się przed Arthurem – a ten był przekonany, że ona nie żyje – to jak zareagowałby na dowód, że się myli? Spróbowałby ją, co logiczne, odnaleźć i uciszyć? Interesująca myśl. Z drugiej strony, gdyby – zgodnie z jego wcześniejszą teorią – Bradford płacił jej za milczenie, to wiedziałby, że Anita żyje. A w każdym razie wiedziałby, że uciekła i nic złego jej nie spotkało.
O co w tym wszystkim chodziło?
– Powiedziałem wystarczająco dużo – odparł.
Bradford długim łykiem osuszył szklankę. Zakręcił dzbankiem z lemoniadą, dolał sobie i wskazał szklankę Myrona. Myron odmówił. Usiedli wygodniej.
– Chciałbym cię wynająć – powiedział Bradford.
Myron spróbował się uśmiechnąć.
– W charakterze?
– Powiedzmy, doradcy. Może ochroniarza. Chcę, żebyś informował mnie na bieżąco o postępach twojego śledztwa. Mam na swoim garnuszku dość idiotów, którym płacę za wyciszanie spraw mogących mi zaszkodzić. Najlepszy jest ten, kto trzyma rękę na pulsie. Kto ostrzeże przed ewentualnym skandalem. Co ty na to?
– Spasuję.
– Nie galopuj. Ja i moi ludzie cię wesprzemy.
– Jasne. W razie jakiejkolwiek wpadki, ukręcisz sprawie łeb.
– Zależy mi na właściwym naświetleniu faktów.
– Albo zaciemnieniu.
Bradford uśmiechnął się.
– Tracisz z oczu nagrodę, Myron – rzekł. – Twojej klientki nie interesuję ja ani moja polityczna kariera. Zależy jej na odnalezieniu matki. Chciałbym pomóc.
– Pewnie. Przecież polityką zająłeś się przede wszystkim z potrzeby służenia bliźnim.
Bradford pokręcił głową.
– Składam ci poważną propozycję, a ty na nią kichasz.
Nadszedł czas na przejęcie inicjatywy.
– Nie w tym rzecz. Nawet gdybym chciał ją przyjąć – odparł Myron, starannie dobierając słowa – to nie mogę.
– Dlaczego?
– Wspomniałem ci o drugim warunku.
– Owszem.
Bradford przytknął palec do ust.
– Pracuję dla Brendy Slaughter. I to ona ma u mnie pierwszeństwo.
Bradford z ulgą położył rękę na karku.
– Oczywiście – powiedział.
– Czytałeś gazety. Policja myśli, że zabiła ojca.
– Przyznasz, że jest dobrą podejrzaną.
– Zapewne. Ale jeśli ją aresztują, będę działał w jej najlepszym interesie. – Myron wpatrzył się w Bradforda. – Dlatego przekażę policji każdą informację, która naprowadzi ich na innych podejrzanych.
Bradford zrozumiał, do czego pije, i uśmiechnął się.
– Włącznie ze mną – rzekł.
Myron uniósł dłonie i wzruszył ramionami.
– Mam wybór? – spytał. – Klientka ma pierwszeństwo. Ale… – zawiesił głos – oczywiście nie będzie to konieczne, jeżeli Brendy nie aresztują.
– Aha. – Bradford znów się uśmiechnął, usiadł prosto i uniósł ręce tak, jakby chciał go powstrzymać. – To mi wystarczy. Zajmę się tym. – Sprawdził godzinę. – Muszę się ubrać. Kampania czeka.
Wstali. Bradford wyciągnął rękę. Myron uścisnął ją. Nie oczekiwał po nim szczerości, ale obaj się czegoś dowiedzieli. Trudno powiedzieć, kto z nich więcej zyskał. Pierwszą zasadą negocjacji jest nie być świnią. Jeżeli będziesz tylko brał, twoja pazerność obróci się przeciwko tobie.
– Do widzenia – powiedział Bradford, wciąż ściskając mu rękę. – Liczę, że będziesz informował mnie na bieżąco o postępach śledztwa.
Rozłączyli dłonie. Myron wpatrzył się w niego. Nie chciał zadać tego pytania, ale nie mógł się powstrzymać.
– Znasz mojego ojca?
Bradford przekrzywił głowę i uśmiechnął się.
– Tak ci powiedział?
– Nie. Wspomniał o tym twój przyjaciel Sam.
– Sam pracuje dla mnie od dawna.
– Nie pytałem o niego. Pytałem o mojego ojca.
Mattius otworzył drzwi. Bradford wskazał je ręką.
– Dlaczego sam go o to nie spytasz, Myron? To pomoże wyjaśnić sytuację.