Na progu sali tronowej Zukatan znowu złożył niski ukłon wielkiemu królowi. Nie wiedział, czy ma się cieszyć. Zyskał wprawdzie jeden dzień życia i wolności, ale co dalej? Przecież nigdzie z tego miasta nie ucieknie. Jutro siepacze Kserksesa znowu go złapią. Nikt mu nie udzieli pomocy, nikt w obawie przed królewskim gniewem nie poda mu kubka wody ani kawałka jęczmiennego placka…
Chłopiec dobrze wiedział, jak prawo perskie karze królobójców: ucina im się nos i uszy, wyrywa język, wypala oczy rozżarzonym żelazem. Następnie obcina się toporem ręce i nogi, zaś resztę ciała obdziera się ze skóry. Czyż nie lepiej od razu wrócić do baszty, która przez pięć dni użyczała mu schronienia, i z jej wysokości rzucić się w przepaść? Oszczędzi sobie w ten sposób złudnych nadziei i nieuniknionych potwornych cierpień.
Przed wejściem do pałacu stali na warcie „nieśmiertelni”. Ale w przedsionku oświetlonym kilkoma lampkami z sezamowym olejem panował półmrok. Nagle od jednej z kolumn oderwała się kobieca postać w długim ciemnym płaszczu. Podbiegła do chłopca i pochwyciła go za rękę.
– Zukatan! – zawołała radośnie. Twarz miała zasłoniętą kapturem, spod którego widać było tylko czubek nosa i oczy, ale Zukatan od razu poznał ten głos.
– Golmar!
– Chodź! – dziewczyną pociągnęła go w stronę małych drzwi prowadzących do dalszych pomieszczeń pałacowych. Szybko przebiegli przez sale, w których nie było nawet straży. Wreszcie znaleźli się w małym, oświetlonym pokoju.
– Zukatan! – dziewczyna rzuciła mu się na szyję.
– Golmar! Jakaś ty piękna – szepnął z zachwytem Zukatan. Przez te lata rozłąki dziewczynka rzeczywiście wyrosła na śliczną, dorosłą pannę.
– Co tu robisz? – uszczęśliwiony niespodziewanym spotkaniem Zukatan zapomniał o własnym tragicznym położeniu.
– Jestem od kilku lat jedną ze służebnic królowej… Widziałam, jak zabiłeś Zopyrosa i jak cię pojmali. Teraz także słyszałam wszystko, bo ukryłam się w przyległej sali… Czekałam na ciebie. Ałe nie mamy czasu do stracenia. Bierz ten worek – to mówiąc Golmar wskazała chłopcu duży i dość ciężki pakunek.
– Co tu jest?
– Żywność, trochę odzieży i srebra. Chodź prędzej – dziewczyna znowu chwyciła Zukatana za rękę i powiodła przez prawdziwy labirynt pałacowych sal, korytarzy i przejść. Bez wahania wybierała drogę w ciemności. W tym gmachu spędziła całe prawie dzieciństwo, znała tu każdy kąt, każdy zakamarek. Zukatan również bywał częstym gościem w Pałacu Głównym, ale nie znał go tak dokładnie. Orientował się jedynie, że idą w kierunku wiszących ogrodów Semiramidy.
Po kilku zakrętach stanęli przed małymi drzwiczkami. Golmar ostrożnie je uchyliła i powiedziała szeptem:
– Teraz musimy uważać i kryć się za drzewami, bo na murach są straże.
Przez chwilę obserwowała mury i widząc, że wartownik właśnie się odwrócił,- szybko przebiegła odkrytą przestrzeń i przystanęła za dużymi gęstymi krzakami. Zukatan pobiegł za nią.
– Musimy – wyjaśniła Golmar – przedostać się na najwyższy taras.
– Dlaczego?
Nie odpowiedziała. Znowu pociągnęła go do następnej gęstwiny, gdzie znaleźli chwilowe schronienie. Tak przebiegając od drzewa do drzewa, i kryjąc się pod murem, przebyli kilka tarasów i wreszcie stanęli na najwyższym, gdzie rosły palmy i egzotyczne krzewy, które potrzebowały najwięcej słońca.
– Teraz czeka nas najtrudniejsze zadanie – szeptała dziewczyna. – Musimy dotrzeć do urządzania dostarczającego ogrodom wodę. To ten budynek stojący tuż przy samym murze.
Na murze widać było, niestety, spacerujących tam i z powrotem wartowników, wydających co pewien czas okrzyki:
– Uszanujcie sen królewski! Uszanujcie sen królewski! – W ten sposób zapobiegano, aby któryś ze strażników nie usnął. Musiał bowiem odpowiedzieć na okrzyk swojego towarzysza z prawej albo z lewej strony.
Posuwając się bardzo powoli, młodzi znaleźli się o jakieś cztery gar od celu. Dalej cała przestrzeń, aż do niewielkiego drewnianego zabudowania, była całkowicie odkryta. O przebyciu jej biegiem nie było mowy, bo uciekinierów na pewno zauważyłby któryś z gęsto na murach rozstawionych żołnierzy. Na szczęście noc była ciemna.
– Trzeba pełznąć – szepnęła Golmar i bezszelestnie się poruszając, posuwała się w stronę upragnionego celu. Co jakiś czas zastygała w bezruchu i bacznie obserwowała, co dzieje się na murze. Na szczęście strażnicy niczego nie podejrzewali i niczego nie zauważyli. A jednak przebycie tego krótkiego odcinka drogi zajęło młodym ponad pól godziny.
– No, najgorsze za nami – powiedziała Golmar, kiedy wreszcie znaleźli się wewnątrz budyneczku. Tutaj mieściło się urządzenie nawadniające ogrody Semiramidy. Składało się z wielkiego kołowrotu poruszającego łańcuch z czerpakami wody. Łańcuch sięgał aż do znajdującego się poniżej tarasów kanału doprowadzającego wodę z Purattu.
Na dole łańcuch miał drugie, nieco mniejsze koło. W ten sposób, gdy kręcono kołowrotem, łańcuch obracał się i jego czerpaki, nabierając wodę, podnosiły ją na najwyższy taras ogrodów, tam wylewały do koryta, z którego woda spływając wędrowała po wszystkich siedmiu tarasach, nawadniając rośliny i drzewa. Po wylaniu wody, puste czerpaki drugą stroną wracały na dół.
– Usiądziesz w jednym z czerpaków, a ja, obracając koło-
wrót, spuszczę cię na dół – wyjaśniła Golmar. – Potem ty będziesz obracał dolne koło i ja zjadę do ciebie.
– Nie dasz rady – sprzeciwił się Zukatan – ten kołowrót poruszało zawsze pięciu niewolników.
– Ale teraz na dole nie ma wody, bo rzeka bardzo opadła, a kanału dawno nie czyszczono i nie pogłębiano. Czerpaki będą wędrowały do góry puste. Sprawdziłam to dzisiaj rano.
– Zrobimy inaczej – wpadł na pomysł Zukatan. – Ty usiądziesz, w czerpaku z tym ciężkim workiem, a ja ostrożnie, aby nie narobić ‘hałasu, opuszczę cię na dół. Potem sam zejdę po ogniwach łańcucha. Żeby tylko koła bardzo nie skrzypiały…
– Sama je dzisiaj wysmarowałam olejem sezamowym. Obracają się gładko i cicho.
– Jak to? – zdziwił się Zukatan. -; Czyżbyś wiedziała, że Kserkses wypuści mnie z lochu?
– Tego nie wiedziałam, ale przygotowaliśmy twoją ucieczkę. Zarządcą pałacu został Pagzug, dawny żołnierz i przyjaciel mojego ojca. Kiedy byłam dzieckiem, bardzo mnie lubił i często nosił na rękach. Pamięta też ciebie. Uprosiłam go, aby nam dopomógł. Dozorca więźniów za srebro miał cię wypuścić z lochu. A ponieważ inna droga wydostania się z pałacu była niemożliwa, przygotowaliśmy tę. Łaska wielkiego króla tylko ułatwiła całą sprawę. Ale nadzorca więzienia i tak swoje musi dostać, aby milczał.
– Siadaj – Zukatan pomógł dziewczynie ulokować się w czerpaku. Potem ostrożnie zaczął obracać korbą kołowrotu. Szło mu lekko, jednakże łańcuch wydawał dość głośne zgrzyty. Od dawna go przecież nie używano. Wreszcie młody człowiek usłyszał głos Golmar – znalazła się na dole. Teraz sam szybko zaczął się spuszczać w dół. Dla silnego, wyćwiczonego młodzieńca nie przedstawiało to dużych trudności, bo łańcuch był dość szeroki i w ogniwach zmieścić można było stopę. Poza tym, czerpaki były zawieszone gęsto, co także ułatwiało zadanie.
A czas naglił, bo właśnie dwóch żołnierzy zainteresowało się dziwnymi odgłosami dochodzącymi z budynku. Gdy Zukatan był już na dole, usłyszał pytanie:
– Jest tam kto? Co się dzieje?
Golmar i Zukatan przywarowali bez ruchu. Bali się nawet oddychać.
– Tym kołowrotem ciągnie się wodę do góry – wyjaśniał drugi głos – pewnie się koło poruszyło i stąd ten hałas.
– Samo się poruszyło?
– Może jakieś babilońskie demony? – zauważył drugi z żołnierzy. – Lepiej chodźmy stąd.
– Najpewniej demony. Przecież nie widzieliśmy w ogrodach nikogo. Kto by się zresztą tutaj tłukł po nocy? Tak, to demony – żołnierz, jak i inni Persowie, wierzył w dobrego boga Ahuramazdę, ale panicznie bał się złych demonów toczących walkę z dobrem i nie cofających się przed prześladowaniem i gubieniem ludzi. Toteż obaj strażnicy szybko się oddalili.
– No – cichutko roześmiała się dziewczyna – jesteśmy ocaleni. Czasami i demony mogą się przydać.
– Ciemno tutaj – martwił się Zukatan – nic nie widzę.
– Znam drogę – wyjaśniła Golmar – tu gdzieś jest wejście do kanału. Musimy je wymacać i posuwać się tym tunelem. W ten sposób dojdziemy do rzeki. Trzeba jednak uważać, bo w tunelu miejscami woda sięga wysoko i jest grząsko.
– Ale przy jego ujściu do rzeki’ umieszczono grubą brązową kratę, aby nikt tamtędy nie mógł się dostać do pałacu.
– Tej kraty już dawno nie ma. Pagzug dzisiaj sprawdził. Można mu ufać.
Tunel był wąski, zamulony i tak grząski, że błoto sięgało ponad kolana. Nie można także było w nim się wyprostować. Oboje posuwali się w niewygodnej, zgiętej pozycji. Panowała tu absolutna ciemność, bo tunel nie biegł w prostej linii do rzeki, lecz kilkakrotnie skręcał pod ostrym kątem. Zukatan szedł na przodzie i dźwigał worek z zapasami, starając się go nie zamoczyć. Za nim postępowała dziewczyna.
– Poczekaj – szepnęła. – Muszę odpocząć.
Na chwilę przystanęli, ale skulona pozycja nie dawała wypoczynku. Zaraz więc ruszyli w dalszą drogę.
– To się chyba nigdy nie skończy – Golmar była bliska załamania – już nie mam siły.
– Jeszcze trochę – pocieszał Zukatan, któremu także nie
było lekko – przebyliśmy już większą część drogi… Wytrzymaj jeszcze trochę…
Posuwali się coraz. wolniej. Coraz częściej przystawali, aby chociaż parę razy głębiej odetchnąć. Powietrze w tunelu było przegrzane i wilgotne. Pachniało stęchlizną.
Wreszcie za następnym zakrętem doszedł ich podmuch czystszy i chłodniejszy. Po kilku krokach zarysowało się przed nimi w oddali jaśniejsze półkole, znak, że tam jest koniec ich drogi przez mękę. Jeszcze kilkanaście kroków i dziewczyna, ciężko dysząc, osunęła się na mokry piasek.
W tym miejscu, jak zresztą w całym mieście, Purattu była uregulowana, a pionowe brzegi rzeki wyłożone kamiennymi płytami. Teraz powierzchnia wody obniżyła się i przy nadbrzeżu powstała niewielka piaszczysta łacha. Na tej łasze, tuż przy otworze tunelu, leżała drewniana tratwa z przyczepionymi pod nią workami napełnionymi powietrzem – czyli kelek. Przy keleku znajdowały się dwa krótkie wiosła w kształcie łopatek.
– Połóżmy się, przykryjemy tym ciemnym płaszczem i odepchniemy kelek na głębszą wodę. Prąd go zaraz pochwyci i poniesie w dół, aż do Uruk.
– Wystarczy, aby się dostał do Borsippy. Tam na pewno czeka na mnie Ubartu, wierny przyjaciel mojego ojca.
– W Borsippie jest dużo wojsk królewskich i aż się roi od „oczu i uszu”. Kiedy nie znajdą cię w Babilonie, przede wszystkim tam będą szukać. Nie, w Borsippie się nie ukryjesz. Bezpieczniej będzie wysiąść w Uruk i stamtąd rozpocząć długą pod-’ róż na wschód.
– Dokąd?
– Do miasta Markanda, gdzie mój ojciec, książę Azardad, jest satrapą. Dopiero tam będziesz bezpieczny.
– Po drodze są mosty – zaniepokoił się Zukatan – woda może znieść tratwę na filar… A na moście mogą stać żołnierze, strzegący przepraw przez rzekę.
– Prąd odbija się od filarów i zawsze odrzuci kelek na środek
nurtu. Żołnierze mogą stać tylko na brzegu – mówiła rzeczowo Golmar. – Pomyślą, że to płyną trupy albo drzewa z jakiegoś zniszczonego domu. Tego teraz jest w rzece pełno. A na Purattu jest tylko jeden most. Ten króla Nabopolassara w Babilonie. Następny, pontonowy, sam Zopyros zniszczył.
– A ty? – zatroszczył się Zuka tan. – W jaki sposób wydostaniesz się stąd? Przecież nie potrafisz wdrapać się po łańcuchach na górny taras ogrodów. Semiramidy.
– Bardzo łatwo się stąd wydostanę – odpowiedziała dziewczyna – tym kelekiem. Po prostu popłynę z tobą.
– Jak to? Ze mną? – w głosie młodego człowieka zadźwięczało niedowierzanie, ale i radość.
– Zapomniałeś, co ci powiedziałam, kiedy musieliśmy się rozstać?
– Może pamiętam, ale powtórz to jeszcze raz.
– Powiedziałam: zawsze cię będę pamiętała. I dotrzymałam słowa.
– Golmar! – Zukatan chciał pochwycić dziewczynę w ramiona.
– Nie możemy tracić czasu – Golmar odsunęła go. – Musimy natychmiast ruszać w drogę. Długą i niebezpieczną. Wsiadaj na kelek!
– Ty wejdź pierwsza, Golmar. Podam ci worek, a później zepchnę tratwę na głębszą wodę i sam wskoczę.
Za chwilę wartki prąd porwał maleńki stateczek. Uciekinierzy otulili się szarym jak fale Purattu płaszczem Golmar. Leżąc bez ruchu, z drżeniem w sercu oczekiwali, czy kelek przepłynie pod mostem. Ale stało się, jak przewidywała dziewczyna: szczęśliwie minęli grube kamienne filary. Żołnierzom wartującym na brzegu przez myśl nie przeszło, aby sprawdzić, co to za ciemną kłodę niesie rzeka. Jeszcze pół godziny i Babilon na zawsze pozostał za nimi.
Kiedy niebezpieczeństwo minęło, Zukatan za pomocą wiosła kierował wątłą łódeczką, aby nie wciągnęły jej wiry i nie rzuciły na mieliznę.
– A co powie królowa, kiedy jutro nde zobaczy cię w swoim orszaku? – zapytał nagle Golmar.
Królowa jest dobra. Zrozumie i wybaczy. Jedna z moich przyjaciółek będzie ją o to prosić.
Ucieczka dwojga młodych udała się szczęśliwie. Podobno bez większych przeszkód dotarli do dalekiej Markandy, gdzie rodzice z radością powitali córkę i Zukatana, którego przecież od dawna lubili prawie jak własnego syna. Podobno wielki król Kserkses nigdy nie zapytał, co się stało z „królobójcą”. Podobno nawet był zadowolony, że go nie znaleziono. Podobno w ogóle nikt nie szukał uciekiniera. Podobno Zukatan dzięki poparciu swojego teścia, księcia Azardada, pod zmienionym nazwiskiem doszedł do wysokich godności w wojsku królewskim. Podobno za panowania następnego monarchy perskiego, Artakserksesa, przezwanego Długorękim, został mianowany satrapą. Podobno… Ale to już zupełnie inna historia.