Nocna narada w świątyni

Noc była ciemna. Księżyc w nowiu, gwiazdy ledwie migotały na wysokim niebie. Po pustych ulicach Babilonu z rzadka przemknął zapóźniony przechodzień. Czasem rozległy się twarde kroki patrolu Straży Miejskiej. Na szczycie Etemenanki jak zwykle płonął nikły ogień, za to w świątyni Esagila nie błyskało nawet najmniejsze światełko. Wszystkie bramy były pozamykane.

Drogą procesyjną szedł samotny mężczyzna. Miał obuwie z miękkiej skóry, tak że stawiał kroki bezszelestnie. Nosił długi, szary płaszcz z kapturem zakrywającym prawie całą twarz. Skradał się ostrożnie, tuż pod oknami Jego szara postać była prawie niewidoczna na szarym tle murów. Teraz przekradał się wzdłuż świątyni Esagila i zatrzymał się dopiero przed’ małą furtką, niemal niewidoczną we wgłębieniu muru. Lekko zapukał. Furtka uchyliła się natychmiast, a jakiś głos zapytał:

– Hasło?.

– Ahuramazda jest Mardukiem Pesydy.

– Takie hasło było bluźnierstwem, którego żaden Pers by nie darował. Wprawdzie kapłani Marduka głośno odmawiali litanię, w której po imieniu każdego boga następował refren: „jest Mardukiem słońca… ziemi… ognia… księżyca”, ale na to mogli sobie pozwolić tylko w stosunku do bogów babilońskich. To podkreślenie, że wszyscy bogowie są jedynie różnymi wcieleniami Marduka, budziło gniew w świątyniach i w wielu miastach doprowadzało do zaburzeń ulicznych. Ale potężni kapłani z Esagili lekceważyli sobie te gesty. Co innego jednak poniżanie religii władców imperium. Gdyby się król Kserkses, a choćby tylko satrapa” o tym dowiedział, kapłani Marduka drogo by zapłacili za taką bezczelność.

– Wejdź – rozkazał głos.

Człowiek w kapturze czuł, że ktoś go ujął pod ramię i prowadzi w ciemnościach. Jeszcze parę kroków i nagle ostre światło padło na jego: głowę. Jednocześnie czyjeś ręce zsunęły mu kaptur. Światło nagle zgasło; a otworzyły się drzwi prowadzące do niedużej salki. Stał tam jeden z arcykapłanów…

– Bądź pozdrowiony, dostojny panie, w progach świętego przybytku Marduka. Pójdź za mną. Czcigodny Szamaszerib czeka.

Kapłan prowadził gościa długą i krętą drogą. Mijali różne sale i korytarze, niektóre z nich biegły w dół, inne wznosiły się. stromo do góry. Przybysz dawno już stracił orientację, gdzie się znajduje. Wreszcie weszli do sporej komnaty oświetlonej kagankami z płonącym olejem sezamowym. Na środku przy długim stole siedział na honorowym miejscu, w fotelu z wysokim oparciem, główny arcykapłan Szamaszerib w otoczeniu pięciu mężczyzn w szarych płaszczach z kapturami.

– Witaj, dostojny Kalbu – odpowiedział arcykapłan na niski ukłon przybyłego – jeszcze cztery osoby i będziemy w komplecie.

Kalbu, jeden z najbogatszych kupców babilońskich, ciekawie rozejrzał się dokoła. Znał wszystkich ludzi siedzących za stołem. Byli to dwaj członkowie Rady Starszych, zarządzającej miastem, setnik ze Straży Miejskiej imieniem Belszimani i arcykapłan jednej z licznych świątyń Marduka.

Wkrótce przybyli następni czterej uczestnicy nocnej narady. Oni także zaliczali się do najznakomitszych – obywateli miasta. Kiedy już całe grono zasiadło przy stole, Szamaszerib odmówił krótką modlitwę i rzekł:

– Wezwałem tutaj najdostojniejsze osoby w całym Babilonie, bo uważam, za – nadszedł czas, o~ którym marzyli i na który czekali nasi ojcowie. Nadszedł czas czynu.


Kapłan zrobił krótką przerwę, ale nikt się nie odezwał. – Wiele się ostatnio zmieniło w państwie perskim – ciągnął więc dalej. – Umarł Dariusz, wielki i mądry król. Żelazną ręką. trzymał władzę. Ale teraz jest inaczej: na tronie zasiadł Kserkses, król słaby i nieudolny. Podbite ludy czekają na okazję, aby zrzucić perskie jarzmo. Państwa greckie szykują się do zemsty za zburzenie Miletu przez Dariusza. Gdy Babilon da sygnał, powstaną wszystkie miasta w całym imperium perskim. Za nimi pójdą Egipt, Libia, Frygia oraz inne kraje. Kserksesowi pozostanie wtedy jedno: wrócić na stepy i być tym, czym byli jego przodkowie – pastuchem koni!

Na taką zniewagę jeden z siedzących za stołem z niepokojem spojrzał w stronę drzwi. Szamaszerib dobrze zrozumiał to spojrzenie:

– Jesteśmy tutaj między swoimi. Żadne uszy nie przylegają do tych drzwi i do tych ścian. Każdy może mówić to, co czuje.

– W Babilonie przebywa teraz dużo wojska – zauważył Kalbu.

– Zbieranina z różnych krajów – arcykapłan lekceważąco machnął ręką – zresztą nie będziemy wywoływali powstania ani dziś, ani jutro. Zebraliśmy się tutaj po raz pierwszy, aby omówić sytuację i podjąć przygotowania. Być może, potrwają one nawet kilka lat. Czas nam-sprzyja; im dłużej Kserkses będzie rządził, tym bardziej jego nieudolność i głupota staną się widoczne dla wszystkich. Jego błędy będą ośmielały jego wrogów. – Wiadomo mi – wtrącił setnik Belszimani – że liczba wojsk w Babilonie niebawem bardzo się zmniejszy. Mówią o tym sami Persowie. Część oddziałów zostanie przekwaterowana do Sippar, część ma wymaszerować do dawnej siedziby ostatniego króla babilońskiego Nabonida, do oazy Tema, gdzie plemiona arabskie znowu się buntują i napadają na karawany kupieckie.

– Tym lepiej dla nas – ucieszył się Szamaszerib. – Kserkses nie będzie w stanie uzupełnić garnizonu babilońskiego. Zajmie się ważniejszymi kłopotami.

– Jednak cytadela jest potężną fortyfikacją i panuje nad miastem – wtrącił ktoś z obecnych, nie przekonany tymi argumentami.


– Podejmuję się – zapewnił chełpliwie Belszimani – zdobyć cytadelę w ciągu najwyżej dwóch godzin. Atakiem przez zaskoczenie.

– Dlaczego nie ma wśród nas tartanu Sillai? – padło nagle pytanie.

– Sillaja – wyjaśnił arcykapłan – jest synem ubogiego chłopa spod Uruk. Ze zwykłego dziesiętnika awansował do stopnia tartanu. Wszystko zawdzięcza wyłącznie Persom. Czy taki człowiek może być godzien zaufania) aby brać udział w naszej ściśle tajnej naradzie? Czy jutro nie pojedzie do Sippar i nie opowie o wszystkim satrapie, aby dostać nagrodę od Kserksesa? Dlatego postanowiłem nie wtajemniczać go aż do czasu, gdy dam sygnał do walki. Wtedy się okaże, czy jest on z nami, czy przeciwko nam.

Sillaja zdobył sobie wielką popularność w Babilonie. Zwłaszcza wśród biedoty, miejskiej – zauważył któryś z członków narady.

– Ja jednak uważam – powtórzył Szameszerib – że nie należy zbyt wcześnie dopuszczać go do naszych sekretów. A co do pospólstwa, nie przesadzajmy. Zrobi to, co będziemy chcieli.

– A my?

– A my zebraliśmy się tu dzisiaj dla podjęcia ważkich decyzji. Jestem zdania – mówił arcykapłan tonem niemal rozkazującym – że musimy opracować plan przygotowań do walki. Chwila jest ku temu dobrze wybrana. Bóg Marduk jest z nami. Bardzo wyraźnie wypowiada się we wszystkich wyroczniach i wróżbach. Babilon, ukochane dziecko Marduka, znowu stanie się, czym był niegdyś: największą potęgą świata. Kto jest przeciwko temu, co powiedziałem? Niech podniesie rękę albo’ zabierze głos.

Nikt się nie odezwał ani nawet nie poruszył… – Dziękuję wam. Byłem pewien, że bóg Marduk nie zawiedzie się na swoich dzieciach. A więc do rzeczy! Ja osobiście zajmę się śledzeniem „kroków i myśli” króla Kserksesa. Zarówno w Ekbatanie, jak w Suzie, a nawet – w samym Persepolis są wierni wyznawcy Marduka, którzy donosić mi będą o każdym kroku króla i stosunkach panujących na jego dworze. Złoto Esagili potrafi otworzyć usta nawet Persom stojącym blisko królewskiej osoby. Zastrzegam jednak, że tylko ja mam prawo dać znak do rozpoczęcia walki. Sądzę, że dwa lata wystarczą nam na zakończenie przygotowań.

– A „jakie zadania nam wyznaczysz, szlachetny? – zapytał kupiec Kalbu.

– Każdy z was znajdzie ludzi, którym można zaufać, i przyłączy ich do nas. Każdy z was będzie otrzymywał z Esagili szczegółowe polecenia. Przecież’ musimy stopniowo, bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń, gromadzić broń. Zebrać na wypadek oblężenia wielkie zapasy żywności. Umiejętnie nastawiać lud przeciwko Persom. Opracować plany strategiczne. To wszystko wymaga czasu, a także większej grupy ludzi niż nas, siedzących przy tym stole.

– A inne miasta i inne kraje?

– Z miastami babilońskimi nie ma problemu. Tamtejsi kapłani będą robili to, co im nakaże bóg Marduk. Polecimy im, aby bezzwłocznie rozpoczęli przygotowania. Jednoczesny wybuch powstania we wszystkich miastach sparaliżuje wojska perskie, aż staną się niezdolne do walki. Należy przy tym pamiętać, że groźni są tylko Persowie i Medowie. – Wojska najemne (zwłaszcza greckie) łatwo dadzą się przekupić i przeciągnąć na naszą stronę. Wojownicy ludów podbitych przez Persów z radością staną przy naszym boku. Musimy zwyciężyć i zwyciężymy, bo z nami jest Marduk!

– Grecy są dobrymi żołnierzami -«- zauważył Kalbu. – Czy nie można sprowadzić do Babilonu kilku tysięcy Greków, aby w odpowiednim czasie zasilili nasze szeregi? Wprawdzie w mieście nie brakuje przybyszów z Hellady, ale. to nie żołnierze, lecz kupcy.

– Pomysł dobry, ale niemożliwy do zrealizowania w tajemnicy przed Persami – zaoponował Belszimani.

– Na pierwszą wieść ó walkach w Babilonie – Szamaszerib mówił to z niezachwianą pewnością w glosie – wszystkie miasta greckie na wybrzeżu powstaną jak jeden mąż przeciwko władzy. Kserksesa. Powstanie ogarnie imperium perskie jak płomień ogarnia snop pszenicznej słomy.


– Czy macie kontakty z państwami greckimi? – ostrożnie zapytał jeden z zebranych. – Należałoby sporządzić tajne traktaty, abyśmy wiedzieli, czego się po Grekach można spodziewać.

– Mam dobre informacje od kupców i kapłanów, których wysłałem w tamte strony. A co do traktatów, pomyślimy o nich, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora. Nie zapominajcie, że musimy działać z wielką ostrożnością: Persowie także mają wszędzie swoich szpiegów i ludzi przekupionych złotem.

– No, a. Egipt?

– W Egipcie panuje stały niepokój, a nienawiść do ciemiężcy rośnie z dnia na dzień. Jestem pewien, że Egipt natychmiast powstanie przeciw Kserksesowi.

– Do walki potrzebne jest wojsko. Jeśli nie ma. możliwości zaangażowania wojsk złożonych z najemników greckich – pokręcił głową Kalbu – skąd weźmiemy żołnierzy?

– Mamy przecież doskonale wyćwiczoną i uzbrojoną Straż Miejską. v

– Za mało,- westchnął ktoś. – Straż Miejska może wystarczyć do zapewnienia spokoju w mieście, ale nie do walki z Persami.

– W Babilonie nie brakuje, mężczyzn zdolnych do’ noszenia broni. Na wezwanie Marduka powstaną dziesiątki tysięcy.

– Trzeba mieć broń i ludzie muszą umieć nią władać.

– Marduk zagrzeje ich serca do walki – Szamaszerib uparcie lekceważył wszelkie zastrzeżenia – i rzucą się na wroga jak lwy na owce. Zresztą sprawami militarnymi zajmie się setnik Belszimam, który nie tylko jest doświadczonym wojskowym, ale pochodzi ze starożytnego rodu dawnych arcykapłanów.

Spojrzenia skierowały się w stronę setnika.

– Trzon naszych wojsk będą naturalnie stanowili członkowie Straży Miejskiej – rozpoczął Belszimani. – Każdy z moich żołnierzy zostanie dziesiętnikiem lub setnikiem. Trzeba będzie powołać pod broń prostych ludzi. Już teraz wydam odpowiednie rozkazy, aby przeszkalać ich w wojskowym rzemiośle. Świątynie powinny przyjąć wiele młodych ludzi na szangu. Tych rzekomych kapłanów, naturalnie starannie wybranych i godnych zaufania, będzie się szkolić na terenie świątyń lub poza miastem, w majątkach świątyń. Także bogaci kupcy, którzy i teraz utrzymują zbrojne eskorty do ochrony transportu towarów, powinni znacznie powiększyć ich liczbę. Ale tak, aby u Persów nie wzbudziło to podejrzeń. Trzeba również powołać do życia tajną organizacją, którą należy zorganizować systemem szóstkowym.

– Jak to? – zapytał jeden z uczestników tej narady.

– Każdy członek tego spisku, a początkowo będziemy przyjmować tylko wojskowych, dobierze sobie, pięciu ludzi i będzie nad nimi przewodził. Każdy z tej piątki znowu znajdzie pięciu, i tak dalej. Ci ludzie nie będą się nawzajem znali. Każdy będzie wiedział jedynie o tych pięciu ze swej szóstki i o pięciu innych, których sam zwerbował. W ten sposób, gdyby nawet nastąpiła jakaś wpadka i Persom Udałoby się wykryć spisek, złapią zaledwie dwunastu. Reszta, w porę uprzedzona, zawsze zdoła umknąć.

– To znakomity plan! – ucieszył się arcykapłan. – W ten sposób po cichu zorganizujemy wielką armię, która zniszczy Persa! Marduk w tym dopomoże.

– To, o czym mówił czcigodny Belszimani, jest na pewno bardzo słuszne. Ale zwiększanie liczby szangu i powiększanie uzbrojonej służby kupców – Kalbu umiał liczyć – wymaga wielkich sum. Kto pokryje te koszty? Czy świątynia Esagila?

– Te koszty, trzeba rozłożyć proporcjonalnie na wszystkich – powiedział szybko arcykapłan. – nałoży się opłaty na kupców, rzemieślników i właścicieli ziemskich. A także na biedotę i na miasto.

– Miasto – zaprotestował któryś z Rady Starszych – nie będzie, mogło dać na ten cel ani darejki. Jesteśmy pod ścisłą kontrolą perskich urzędników. Oni nawet wydatki na Straż Miejską kwestionują twierdząc, że są za’ wysokie. Od czasu, kiedy książę Azardad wyjechał, obciążenie finansowe miasta ogromnie wzrosło.

– Wielu kupców bankrutuje, nie mogąc opłacić podatków, które Persowie ciągłe zwiększają… Obawiam się, że próby wydostania od kupców znaczniejszych sum nie dadzą rezultatu – dodał Kalbu.

– Persowie swoją bezbożną ręką sięgnęli, do świątyń – mówił zapalczywie Szamaszęrib. – Dawniej świątynie były zwolnione od wszelkich danin. Nawet z ziemi łuku. Teraz musimy


płacić ogromny haracz, zaś świątynia Esagila płaci najwięcej! Naturalnie, w miarę swoich możliwości dostarczymy środków do walki, ale sami nie możemy wszystkiego finansować.

– My także – dorzucił arcykapłan świątyni’ na Nowym Mieście.

Obecni na zebraniu doskonale wiedzieli, że w podziemiach Esagili znajdują się nieprzebrane skarby. Wiedzieli także, jak ogromna jest zapobiegliwość kapłanów o dobra doczesne i z jakim żalem rozstają się z każdym szeklem. Przecież właśnie utrata wpływów i pieniędzy kazała kapłanom świątyni Esagila otworzyć bramy Babilonu przed Cyrusem, bo ostatni król Nabonid popierał kult boga Siny, którego chciał uczynić główną postacią panteonu bóstw babilońskich. Teraz też władca świątyni Esagila wzywał wprawdzie wielkim głosem do walki z całą perską potęgą, ale nie kwapił się z sięgnięciem, do skarbca.

– Potrzebne kwoty na pewno zdobędziemy – twierdził – w ten czy inny sposób. Tak jak setnik Belszirhani będzie się zajmować sprawami przygotowań wojskowych, tak czcigodny Mardukate, który nie mógł dzisiaj tu przybyć, gdyż wyjechał do Opis, przejmie w swoje ręce sprawy dotyczące materialnej strony naszego spisku…

Wszyscy obecni dobrze znali arcykapłana Mardukate, który rządził skarbcem Esagili. A zarządzał tak zręcznie, że pomimo wysokich podatków i specjalnego haraczu nałożonego ostatnio przez króla Kserksesa na świątynię, jej majątek rósł z każdym dniem. Przecież Esagila to nie tylko sama świątynia z posągiem Marduka, ale także ogromne majątki ziemskie rozrzucone po całej Babilonii oraz wielki handel zbożem i innymi produktami znajdującymi się w wielkich składach, W warsztatach boga Marduka tysiące rzemieślników, tkało materiały, szyło odzież i produkowało dosłownie wszystko. Ta produkcja nie tylko zaspokajała potrzeby świątyni i jej kapłanów, lecz także pozwalała na prowadzenie handlu z licznymi krajami imperium Achemenidów, a nawet z dalekimi Indiami i ludami Afryki. W tych transakcjach Mardukate zręcznością przewyższał niejednego kupca. Dla dłużników zaś był nieubłagany.

– Naturalnie – oświadczył arcykapłan – naczelną władzę przejmuję ja, w imieniu boga Marduka. Wszystko, co dotychczas robiłem i będę robił, czynię z jego polecenia. Kiedy przyjdzie pora, sam Marduk wyznaczy dzień rozpoczęcia walki. Wtedy runie państwo Kserksesa i powstanie potężny Babilon! A teraz dziękuję wam, że byliśmy jednomyślni i że zjednoczyliśmy się wokół wielkiej sprawy. Wychodźcie pojedynczo, tak jak przybyliście. Każdy z was opuści świątynię innym wyjściem – tu Szamaszerib lekko skłonił się zebranym i – opuścił salę.

Kilku młodszych kapłanów wyprowadziło uczestników narady do wyjścia. Każdy z biorących udział w zebraniu zdawał sobie doskonale sprawę, że powzięte decyzje mają rozstrzygające znaczenie dla Babilonu i Babilonii. Każdy miał nadzieję, że wielki kapłan Szamaszerib nie myli się w swoich kalkulacjach. Ale gdyby popełnił błąd… Lepiej nie myśleć o jego skutkach. Tak wielka była powaga’ i znaczenie świątyni Esagila, że żadnemu ze spiskowców nie przyszło do głowy przeciwstawiać się woli głównego arcykapłana.


Jeśli w jakiejś naradzie bierze udział więcej niż dwóch ludzi, jeśli z kolei ci ludzie przystępują do pewnych działań, ścisła tajemnica staje się po prostu fikcją. Tak więc i postanowienia nocnej narady w świątyni Esagila docierały do coraz szerszych warstw mieszkańców Babilonu.

Dowódca Straży Miejskiej, tartanu Sillaja, szybko zorientował się, że w mieście zaczyna się dziać coś dziwnego. Zresztą nie tylko w mieście, lecz również w szeregach dowodzonego przezeń wojska. Jakieś narady, jakieś szeptem rzucane półsłówka… Niektórzy oficerowie zaczęli wyraźnie lekceważyć jego rozkazy, natomiast z większym niż dotychczas uszanowaniem traktować setnika Belszimaniego.

Jednocześnie miasto obiegały najrozmaitsze pogłoski i plotki. Opowiadano, że chłopcom pasącym krowy nad kanałem ukazał się sam bóg Marduk i zapowiedział, iż w najbliższym czasie spali ogniem wszystkich Persów – z królem Kserksesem włącznie. Inne proroctwa głosiły, że nim rok upłynie, zjawi się w Babilonie wielki mąż, który włoży na swoje skronie koronę Nabuchodonozora. i przepędzi okupanta.

Persów i Medów nigdy w Babilonie nie kochano, teraz jednak tłum coraz częściej zajmował wrogą postawę wobec kupców perskich. Zdarzały się wypadki napaści i niszczenia towarów. Wielokrotnie dochodziło, zwłaszcza w szynkach, do awantur i bijatyk z perskimi żołnierzami. Awantury te z kolei wzmagały represje okupanta. Miasto było jak podminowane.


Nie uspokajały atmosfery liczne uroczystości religijne. Wręcz przeciwnie, w Esagili i innych świątyniach Marduka kapłani bardzo ostro potępiali poczynania najeźdźcy i tych, którzy z nim współpracowali. A młodsi z kapłanów wręcz nawoływali do buntu.

Sillaja, jak mógł, tak starał się zapobiec zamieszkom. Zwiększył liczbę patroli krążących po ulicach, w miejscach najbardziej zapalnych – jak bazar czy nadbrzeże Purattu – kazał postawić niewielkie wartownie, w których stale czuwały posterunki Straży Miejskiej. Ale i to niewiele pomagało. Często straż w ogóle nie interweniowała lub umyślnie czyniła to opieszale.

Sillaja był zbyt doświadczonym wojskowym, a lata kierowania jednostką wojskową zbyt wiele go nauczyły, aby mógł przypuszczać, że wszystkie te wydarzenia wybuchają spontanicznie. Domyślał się zresztą, gdzie szukać ręki, która tym kierowała. Dlatego też poprosił o spotkanie z naczelnym kapłanem świątyni Esagila. Czekał na nie długo, bo kilka tygodni. To także było charakterystyczne. Jeżeli kiedykolwiek przedtem chciał się widzieć z arcykapłanem Esagili, bywał przyjmowany natychmiast. Tym razem Szamaszerib wciąż nie miał dla niego czasu. Wreszcie jednak wyznaczył dzień i godzinę audiencji.

Kiedy tartanu wprowadzono do sali, naczelny kapłan Esagili ledwie odpowiedział na jego pełen szacunku ukłon.

– Siadaj – Szamaszerib wskazał wojskowemu niski zydel i nawet nie zapytał, czy gość napije się czegoś. Sam arcykapłan zajmował miejsce w wygodnym, bogato rzeźbionym fotelu. – Co cię do mnie sprowadza? – zapytał.

– Obawa o Babilon.

Szamaszerib uśmiechnął się:

– Obawę o Babilon pozostaw mnie i dostojnym kapłanom z Esagili. Tobie Persowie wyznaczyli inne zadania.

– Nie Persowie, lecz wielki i mądry Marduk-nasir, którego śmierć do dziś dnia opłakuję i którego rozkazy wiernie spełniałem.

– Od czasu Marduk-nasira – arcykapłan pogardliwie wydął usta – wiele się zmieniło w Babilonie i na świecie. Umarł wielki król Dariusz” zaś jego państwem rządzi mały król Kserkses. A to ogromna różnica.


– Nie, znam się na rozróżnianiu tych wielkości. Wiem tylko, że Babilon znajduje się w stanie wrzenia. Nie ma bodaj dnia, aby nie.mnożyły się demonstracje i awantury antyperskie.

– Widocznie bogu Mardukowi spodobało się tak czynić. Nic się nie dzieje bez jego woli. Gdy zechce, jednym skinieniem dłoni przepędzi z całego Babilonu przeklętych najeźdźców. Najwyższy już na to czas.

– Nie mnie się równać z mądrością świętych i dostojnych kapłanów. Jestem’ zaledwie żołnierzem i widzę sytuację jak żołnierz.

– A jak ją widzisz?

– Widzę, że może dojść do groźnych w skutkach wydarzeń.

– W Babilonie przebywa zaledwie garstka Persów. Gdyby nawet doszło do walki, nie będą zbyt groźni. Na nich wystarczy twoja straż.

– To prawda. Ale za tą garstką stoi cała potęga perska!

– Jakaż to potęga wobec boga Marduka? Cyrus i Dariusz ujarzmili wiele krajów i wiele ludów. Wszystkie te ludy czekają na godzinę zemsty. Być może, Marduk chce, aby jego ukochane miasto wyznaczyło tę godzinę. Gdy wszyscy runą na Persów, ich potęga rozsypie się jak domki z trzciny ustawione przez małe dzieci.

– Mówisz tak, najdostojniejszy Szamaszeribie, bo nie znasz potęgi Persydy! Nigdy jej nie oglądałeś z tak bliska, jak ja ją widziałem. Król Kserkses może wystawić wojska więcej niż cegieł na wszystkich domach i murach Babilonu!

– Te wojska podniosą oręż nie na nas, ale na swoich ciemiężców. Płomień walki ogarnie całe państwo. Gdy powstanie Babilon, powstaną jednocześnie pozostałe miasta Babilonii. A gdy wieść o tym dojdzie do Egiptu, zerwie się i wielki Egipt. Grecy czekają, aby runąć na Persydę i pomścić zburzenie Miletu. W każdej satrapii pokonani chwycą za oręż!

– Skąd o tym wiesz, najdostojniejszy?

– Sam Marduk mi to powiedział. Nie da on zginąć swojemu miastu.

– Marduk jest wielki. A jednak królowie asyryjscy niejeden raz zdobywali i niszczyli Babilon, chociażby Sancherib, który pognał w niewolę dwieście tysięcy synów i córek Babilonu, zaś wiele tysięcy najprzedniejszych obywateli miasta wymordował

– Stało się to, bo Marduk postanowił ukarać Babilon za jego grzechy.

– Najwidoczniej za takie same grzechy przysłał do nas Persów.

– Taka była jego wola.

– Nie wiem, jak jest w Egipcie i w dalekich satrapach. Być może szykują się tam do walki z Persami… Ale znam Greków. Zanim pomszczą Milet, wezmą przedtem od Kserksesa złoto i przymaszerują tutaj, aby złupić Babilon. Jestem także pewien, że jeśli wybuchnie powstanie, żadne z miast, nawet pobliska Borsippa, nie pójdzie za naszym przykładem.

– Pójdą! Marduk im rozkaże i będą musieli spełniać jego wolę!

– Jeśliby do. tego doszło, armia perska bez trudności zdobyłaby jedno miasto po drugim. Nie mamy bowiem wojska, które mogłoby się przeciwstawić Persom w otwartym boju.

– Gdyby nawet tak się stało, Babilon jest nie do zdobycia. Pod jego murami załamie, się potęga perska.

– Te mury, gdy je budował król Nabuchodonozor, były jednym z cudów techniki. Ale od tamtych czasów upłynęło ponad sto lat. Tych murów nigdy nie naprawiano. Persowie na to nie zezwalali. Podmywa je woda, pod wpływem wilgoci cegła mur-szeje i rozsypuje się w proch. Już dziś większość fortyfikacji jest w takim stanie, że nie potrzeba wielkich taranów, wystarczy zwykły drąg z okutym ostrzem albo i włócznia, by wydrążyć łatwo otwory. Fosy, dawniej głębokie, zamulone są i zabagnione. Moim zdaniem, a znam się na.tym, bo brałem udział w zdobywaniu niejednej twierdzy, wystarczą dwa, najwyżej trzy miesiące, aby dobrze wyszkolona armia opanowała miasto.

– To nigdy nie nastąpi! Marduk nigdy do tego nie dopuści!

– Oby tak było.

– Tak będzie – z niezachwianą pewnością oświadczył Szamaszerib. – Kserkses to slaby król. Nigdy jeszcze nie wygrał żadnej wojny, a nawet bitwy. Jego państwo rozchodzi mu się w rękach. Wiem, co mówię, bo wszędzie rozesłałem swoich ludzi, którzy o wszystkim mi donoszą.

– Pozwól, czcigodny Szamaszeribie, że opowiem ci pewną historię – powiedział Sillaja. – W wielkim mieście sumeryjskim, Lagasz, panował potężny król Eanatum. Król ten kazał przyozdobić salę swojego pałacu malowidłem orła. Ale praca malarzy nie podobała mu się. Sam więc ujął w dłonie pędzel i namalował orła, chociaż o malowaniu nie miał najmniejszego pojęcia. Jaki był ten orzeł, nie wiemy. Ale dworacy otaczający króla widzieli na ścianie jedynie to, co król chciał widzieć: pięknego wielkiego ptaka, wspaniale namalowanego. Czy z twoimi wysłannikami, czcigodny Szamaszeribie, nie jest tak samo? Może przesyłają ci takie tabliczki, jakie chciałbyś dostawać?

– Mówisz tak, jak gdybyś był Persem i wrogiem Babilonu – uśmiechnął się złośliwie arcykapłan.

– Pragnę wolności i wielkości Babilonu. Jestem gotów za to oddać życie. Ale zdaję sobie’ także sprawę, jakie skutki pociągnęłoby nieudane powstanie. Dla miasta i dla świątyni Esagila. Dla nas wszystkich!

– Kraczesz jak sęp nad padliną. A my nie jesteśmy padliną. Przeciwnie, to Persami nakarmimy sępy! Tak jak to zrobił ten król miasta Lagasz, Eanatum, z ciałami swoich, wrogów i uwiecznił to na „steli sępów”.

– Marduk-nasir zalecał rozwagę – przekonywał Sillaja. – Uważał, że trzeba ostrożnie, krok po kroku, zdobywać pozycje zajęte przez Persów. Wykorzystywać każdą ich słabostkę. Rozumiał jednak, że musi upłynąć wiele, wiele lat, może nawet całe życie naszego pokolenia, zanim Persyda stanie się tak słaba\- i skłócona wewnętrznie, że będzie można podjąć z nią Otwarcie walkę zbrojną. Ta chwila jest jeszcze odległa. Persyda wciąż jest największą światową potęgą.

– To kolos na glinianych nogach, rządzony przez głupiego króla.

– Tego bym nie powiedział. Kserkses był przez wiele lat satrapą Babilonii i ziem, które wchodziły w skład państwa asyryjskiego. Dał się poznać, jako energiczny administrator. Wyremontował stare kanały, wybudował nowe, usprawnił zarządzanie państwem…

– To bezbożnik! Nie zawahał się obciążyć Esagili ogromnymi podatkami. Za dawnych królów babilońskich świątynie nie płaciły żadnych danin.

– Powiem jeszcze jedno. Wiem z dobrych źródeł” że król Kserkses w tej chwili zbiera ogromną armię. Szykuje się do nowej wojny z państwami greckimi. Armia ta w każdej chwili zamiast na północ, może pomaszerować na Babilon. Sam Kserkses wprawdzie nie prowadził wojen, ma jednak wielu sławnych i zaprawionych w bojach wodzów.

– Ta armia, gdyby ruszyła na Babilon, sama się po drodze wymorduje.

– Nie licz na to, Szamaszeribe. Jest coś, co tę armię spoi i natchnie do walki.

– Co?!

– Skarby świątyni Esagila i ogromne dobra znajdujące się w mieście. Ci żołnierze wiedzą, że Persowie pozwalają wojsku przez trzy dni grabić zdobyte miasto.

– Mówisz, jak gdyby Marduk nie kierował naszymi krokami. On zaś dał wyraźne znaki, że zwycięstwo zostanie przy nas.

– Niejeden raz bywało, że Marduk stawał po stronie silniejszych…

– Nie bluźnij. Pamiętaj, w jakim miejscu się znajdujesz!

– To nie bluźnierstwo. To przypomnienie historii. Wielka jest twoja mądrość, Szamaszeribie, pamiętaj jednak, że przeznaczeniem człowieka jest błądzić. Jeszcze raz tłumaczę ci, że mylisz się „w ocenie zarówno króla Kserksesa, jak i sytuacji imperium perskiego. Nigdy jeszcze ono nie było tak silne i nie rozporządzało tak wielką, tak dobrze uzbrojoną i wyćwiczoną armią. A cóż tej potędze możemy przeciwstawić? Te dwa tysiące Straży Miejskiej? Ludzi wprawdzie obeznanych z rzemiosłem wojennym, ale przeważnie weteranów? Uzbrojonych jedynie w lekką broń?

– Z woli i na rozkaz Marduka każdy mężczyzna babiloński stanie się żołnierzem i starczy za trzech Persów.

– Nie wierz temu. Tamte czasy, kiedy Babilończycy chcieli i umieli się bić należą do umarłej przeszłości. Przekonał się o tym Baltazar, syn króla Nabonida, kiedy jego wielka armia pierzchała przed garstką wojsk Cyrusa pod Murem Medyjskim.

– Wtedy Marduk nie życzył sobie zwycięstwa tych bezbożników, Nabonida i…Baltazara.

Sillaja opuścił głowę. Żadne rzeczowe argumenty nie trafiały do tego zaślepionego fanatyka.

– Jeszcze raz cię zaklinam, dostojny, na pamięć wielkiego Marduk-nasira, nie działaj zbyt pochopnie! Tysiąc razy rozważ każdy krok!

– Marduk-nasir był starym człowiekiem. Rozum już mu odmawiał posłuszeństwa. Ogłuchł i nie słyszał głosu boga.

– A może to, co ty, czcigodny, słyszysz, nie jest głosem Mar-duka, lecz głosem demonów pychy i fałszu?

– Dość tego, tartanu Sillajo! Powtarzasz w kółko to samo!

– Gdyby to mogło pomóc, powtarzałbym jeszcze tysiąc razy.

– Ale nie mnie – Szamaszerib wstał z fotela na znak, że audiencja zakończona.

– Niech cię Marduk oświeci – Sillaja nisko się pokłonił przed władcą Esagili…

– Idź w pokoju. Nie próbuj tylko, ostrzegam, przeszkadzać nam, bo zostaniesz zgnieciony jak garstka gliny.

– Bądź spokojny, Szamaszeribie. Wiem, że nic nie znaczę wobec waszej potęgi.

– Niech ci także nie przyjdzie do głowy iść z tym do Persów. I tak by ci nie uwierzyli, nie będziesz miał żadnych dowodów. Zresztą nie doszedłbyś do nich. Bóg Marduk na zawsze zatrzymałby twoje kroki.

– Tego także się nie obawiaj, arcykapłanie, nie pójdę do Persów. A śmiercią mi nie groź. Zbyt często patrzyłem jej w twarz; aby na starość się jej lękać.

– Odejdź więc w pokoju.

– Dzisiaj każę napisać tabliczkę, wypalić ją i wysłać do Sippar, do satrapy. Będę go prosił, aby ze względu na mój stan zdrowia zechciał mnie zwolnić z obowiązków dowódcy Straży. Mam za miastem kawałek ziemi. Osiądę tam i będę siał jęczmień…

– To najmądrzejsze, co możesz uczynić. Pamiętaj także, że nie chcę cię więcej oglądać w Esagili. Chyba jako pielgrzyma przychodzącego pomodlić się przed posągiem boga Marduka i złożyć mu ofiarę.

– Marduk zawsze otrzymywał i będzie otrzymywał ode mnie należne mu ofiary.

– Mówisz o tych dwóch darejkach – zadrwił Szamaszerib – pożyczonych od braci Egibi?

Sillaja ponownie nisko pokłonił się arcykapłanowi i wyszedł z sali. Szyderstwa i drwiny Szamaszeriba nie dotknęły go. Przeraziła go jednak treść rozmowy z arcykapłanem. Ten człowiek prostą drogą podążał ku nieuchronnej katastrofie!

Wolnym krokiem, z opuszczoną głową szedł Sillaja ulicą Której Oby Nigdy Nie Deptał Wróg. Niestety, dobrze wiedział, że jeśli garstka szaleńców i fanatyków nie zawróci z drogi, wkrótce tą ulicą wróg będzie maszerował.

Po przybyciu do Pałacu Północnego, gdzie wciąż stacjonowała Straż Miejska, Sillaja natychmiast wysłał tabliczkę do Sippar z prośbą o dymisję.

Загрузка...