ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

— Prace nad modyfikacją oddziału dla potrzeb operacji zostaną zakończone za godzinę — powiedział Conway dość głośno, aby zostać usłyszany przez wrzawę głosów i hałas towarzyszący ostatnim przemieszczeniom sprawdzanego już sprzętu. — Zespół jest już gotowy. Jednak każde badanie obszaru mózgowego tak olbrzymiej i nieznanej istoty wiąże się z ryzykiem. Na dodatek nie wiemy dość o twoim metabolizmie, dlatego operacja będzie musiała zostać przeprowadzona bez znieczulenia. Jest to sprzeczne z naszą zwykłą praktyką, toteż jesteśmy zmuszeni prosić cię o pewne konkretne formy współpracy.

Hellishomar nie odpowiedział.

Conway rozejrzał się po hangarze, w którego podłodze, ścianach i suficie wycięto wielkie otwory, aby można było zainstalować te ogromne wsporniki z projektorami wiązek.

— Jest bardzo ważne, abyś nie poruszał się w trakcie operacji. Obiecywałeś to już wprawdzie kilka razy, ale z całym szacunkiem, trudno oczekiwać od przytomnego pacjenta, że zawsze zdoła opanować odruchowe reakcje mięśni wywołane bólem. Dlatego też unieruchomimy twoje ciało za pomocą promieni przyciągająco-odpychających, chociaż być może okażą się zbędne.

— Groalterri nie praktykują znieczulania podczas operacji — powiedział po chwili Hellishomar. — Dla mnie nie będzie to więc nienormalne ani przykre. Poza tym pamiętam, jak zapewnialiście mnie, że operacje przeprowadzane na mózgu są bezbolesne, gdyż osłonięty zwykle dobrze przed wpływem otoczenia, nie posiada końcówek nerwowych pozwalających na odczuwanie bodźców.

— To prawda, jednak Groalterri nie przypominają żadnej znanej nam istoty, zatem w twoim przypadku nie mamy pewności. Poza tym co pewien czas będziemy prosić się o informacje o twoim samopoczuciu. Głębokie skanowanie, samo w sobie niegroźne, może jednak przez poziom radiacji podrażnić niektóre drogi nerwowe i spowodować…

— Lioren wyjaśnił mi już to wszystko — powiedział nagle Hellishomar.

— A ja wyjaśniam raz jeszcze, ponieważ to ja przeprowadzam operację i chcę mieć całkowitą pewność, że pacjent jest świadom ryzyka. Rozumiesz zagrożenie?

— Tak.

— Dobrze — stwierdził Conway. — Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś wiedzieć? Albo powiedzieć czy zadeklarować. Jeśli chciałbyś zmienić zdanie, jest jeszcze czas, aby odwołać operację. Nie stracimy przez to do ciebie szacunku, sam też uznałbym to za rozsądną decyzję.

— Mam dwie prośby — powiedział Hellishomar. — Mam być obiektem pierwszej operacji mózgu przeprowadzonej na istocie mojego gatunku. Jako Rębacz i jako pacjent jestem bardzo zainteresowany jej przebiegiem i chętnie śledziłbym na bieżąco wszystkie wasze poczynania. Chciałbym też mieć możliwość utrzymywania kontaktu z Liorenem na prywatnym kanale. To dla mnie bardzo ważne, aby nikt inny nie słyszał naszych rozmów. To jest właśnie moja druga prośba.

Diagnostyk i psycholog spojrzeli na Liorena, który uprzedził ich już wcześniej, że Heilishomar może wystąpić z podobnymi postulatami i nie przyjmie odmowy.

— Sam zamierzam głośno komentować całą operację i nagrywać ją dla celów szkoleniowych, nie ma zatem żadnych przeciwwskazań, abyś i ty wszystko słyszał. Możemy dodać jeszcze drugi kanał, jednak nie będziesz w stanie sam przestrajać translatora, gdyż twoje macki są na to zbyt masywne. Proponuję, aby zajął się tym Lioren. Prywatne fragmenty poprzedzałbyś wtedy jego imieniem, aby na ten czas wyłączał kanał ogólnodostępny. Czy to ci odpowiada?

Hellishomar nic nie odrzekł.

— Rozumiemy, że przywiązujesz wielką wagę do prywatności — odezwał się nagle O’Mara, patrząc na wielkie, zamknięte oczy pacjenta. — Jako naczelny psycholog szpitala jestem tutaj kimś o władzy Rodzica. Zapewniam cię, że wasz drugi kanał łączności będzie bezpieczny i wyłącznie prywatny.

O’Mara był bardzo zainteresowany rozmowami Hellishomara z Liorenem, jednak jeśli nawet było słychać w jego głosie jakieś rozczarowanie, zginęło to w tłumaczeniu.

— Zatem nie czekajmy już, tylko zaczynajmy — powiedział Hellishomar. — Zaczynajmy, zanim posłucham rady Diagnostyka Conwaya i zmienię zdanie.

— Doktorze Prilicla? — spytał cicho Conway.

— Stan emocjonalny przyjaciela Hellishomara odpowiada temu, co deklaruje w kwestii zgody na operację. Wyczuwam też naturalne w takiej sytuacji zniecierpliwienie oraz wątpliwości, które nie przekładają się jednak na niezdecydowanie. Pacjent jest gotów.

Liorena ogarnęła ulga tak wielka, że Prilicla zadrżał niczym liść na wietrze. Było to jednak bardziej podobne do tańca niż do przykrych dreszczy, bo i emocje były pozytywne. Nawet z pomocą O’Mary Lioren strawił pięć dni i niemal tyle samo nocy, aby przekonać Hellishomara do operacji. Sięgał po argumenty racjonalne, grał na emocjach, ale aż do tej chwili nie był do końca pewien, czy się udało.

— Dobrze — powiedział Conway. — Zespół jest gotowy. Doktorze Seldal, będę zobowiązany, jeśli to pan zacznie.

Instrumenty potrzebne do operacji na tak wielkim pacjencie wisiały wokół nich. Były to wiertła, piły i ssawy, niektóre na tyle masywne, że musiały mieć własną obsługę. Liorenowi bardziej kojarzyły się z kopalnią niż z operacją chirurgiczną. Kwestia Conwaya była oczywiście czysto retorycznym zwrotem, gdyż Seldal i tak dobrze wiedział, co do niego należy.

Uprzejmość jest rodzajem smarowidła, które umniejsza tarcia międzyludzkie, ale zabiera czas, pomyślał Lioren.

Wprawdzie przy rozmiarach pacjenta i jego głowa była wielka, ale widok pola operacyjnego zaskoczył Liorena. Odsunięty na bok płat skóry był większy niż jakikolwiek dywan w jego pokoju.

— Doktor Seldal tamuje krwawienie naczyń podskórnych, zakładając na nie zaciski — mówił Conway. — Naczynia włosowate są u tego pacjenta z oczywistych przyczyn wielkie jak arterie. Zaczynam wiercenie przez kość, aby odsłonić opony mózgowe. Wiertło ma na czubku minikamerę, połączoną z głównym monitorem, co pozwoli nam ustalić, kiedy zbliżymy się do tkanki oponowej. Doszliśmy. Wiertło zostało wycofane i na jego miejsce wprowadzamy piłę szybkotnącą. Najpierw poszerzę za jej pomocą otwór zrobiony wiertłem, potem wytnę krąg tkanki kostnej o takiej średnicy, która pozwoli chirurgom wejść do środka głowy pacjenta. Jest. Kostny krąg jest teraz wyjmowany i poczeka w schładzanej atmosferze na koniec operacji, kiedy to wróci na miejsce. Jak pacjent?

— Przyjaciel Hellishomar odczuwa lekki dyskomfort. Albo nawet ból, nad którym jednak w pełni panuje. Wyczuwam też normalne w podobnej sytuacji obawy.

— Ja chyba nie muszę już odpowiadać — powiedział Hellishomar.

— Na razie nie — przyznał Conway. — Potem jednak będę potrzebował pomocy, której tylko ty możesz mi udzielić. Staraj się nie przejmować. Dobrze sobie radzisz. Seldal, wchodzimy.

Lioren zapragnął nagle wesprzeć pacjenta jakimś dobrym słowem, bo ostatecznie to on właśnie — przekonawszy najpierw O’Marę i Conwaya, a potem i samego Hellishomara — ponosił odpowiedzialność za to, co właśnie się działo. Nie mógł jednak wtrącać się nieproszony w tok rozmów zespołu operującego, a prywatny kanał miał zostać uruchomiony dopiero na prośbę pacjenta. Mógł zatem tylko patrzeć w milczeniu.

Różowawy i wielki niczym pień drzewa kościany kołek został wyciągnięty z rany, tymczasem Seldala przeniesiono do plecaka Conwaya. Trzy nogi miał związane razem, dla nadania jego sylwetce bardziej opływowych kształtów. Po chwili z plecaka wystawała tylko jego giętka szyja z głową i dziobem. Podobne plecaki z instrumentami wisiały na piersi i brzuchu Conwaya, który miał wolne nogi, zamiast butów nosił jednak miękkie obuwie na grubej podeszwie i biały, śliski kombinezon z przezroczystym hełmem, wyposażonym we własne źródło światła i urządzenia łączności. Seldal założył tylko gogle ochronne, z boku dzioba zwisał mu przewód doprowadzający powietrze. Przytulił dziób ciasno do tylnej części hełmu Conwaya.

— Zero ciążenia na polu operacyjnym — polecił Conway. — Seldal, gotowy? Zaraz będziemy wchodzić.

Pochwyceni wiązką pola siłowego zagłębili się, głowami naprzód, w ranie operacyjnej. Za nimi wlokły się niczym barwny ogon kable zasilające, powietrzne, odsysające i jeden przeznaczony do pobierania próbek. Do tego dochodziła jeszcze lina zabezpieczająca. W świetle reflektora czołowego Conway ujrzał gładkie, szare ściany organicznej studni. To samo widać było na wielkim ekranie.

— Jesteśmy na dnie — powiedział Conway. — Widzimy coś, co jest zapewne odpowiednikiem błony ochraniającej mózg. Reaguje łagodnie na nacisk, co sugeruje, że pod spodem znajduje się płyn. Grubość samej błony, jak i warstwy płynu pomiędzy nią a mózgiem trudna jest do oszacowania. Tkanka nie jest przezroczysta, płyn zapewne także nie. Wykonuję małe cięcie kontrolne. To dziwne.

Zapadła chwila ciszy.

— Nacięcie zostało poszerzone, nie obserwuję utraty płynu. Ach, to tak…

Conway wyjaśnił z zadowoleniem, że w odróżnieniu od innych istot, których mózgi otoczone są płynem mającym chronić delikatną tkankę przed wstrząsami i zapobiegać tarciu pomiędzy korą a powierzchnią kości, Groalterri mają w tym miejscu półpłynna tkankę o gęstości żelu. Conway oddzielił drobny jej kawałek, po czym ułożył go z powrotem na miejscu. Został błyskawicznie wchłonięty, bez śladu zlewając się z resztą mazi. Był to szczęśliwy zbieg okoliczności, nie musieli się bowiem martwić utratą płynu i mieli szansę poruszać się z minimalnymi oporami między błoną osłaniającą a tkanką mózgową. Ich pierwszym celem miała być głęboka szczelina pomiędzy dwoma zwojami, miejsce, gdzie zapewne znajdował się ośrodek telepatii.

— Zanim ruszymy dalej, czy pacjent odczuwa coś niezwykłego? — spytał Conway.

— Nie — odparł Hellishomar.

Przez kilka chwil na ekranie widać było tylko poruszające się ręce Conwaya i jasno oświetlony dziób Seldala, gdy przesuwali się z wolna po zwojach ku wąskiej szczelinie.

— Na ile potrafimy prawidłowo oszacować, szczelina ciągnie się na dwadzieścia jardów z każdej strony i jest głęboka przeciętnie na trzy jardy — odezwał się w końcu Conway. — Na górnej powierzchni mózgu podział między sąsiadującymi zwojami jest wyraźnie zaznaczony, głębiej są ściśnięte razem. Nacisk nie zagraża życiu, ich rozsunięcie nie wymaga wielkiego wysiłku i nie zmniejsza naszej mobilności, jednak może poważnie utrudnić jakąkolwiek aktywność chirurgiczną. Zaraz uruchomimy pierścienie.

Hellishomar ciągle nie odzywał się do Liorena, na żadnym kanale, nie było więc szansy dowiedzieć się, o czym myśli. Jednak Prilicla spokojnie i miarowo pracował skrzydłami, co sugerowało, że nie było w okolicy żadnego źródła przykrych emocji.

— Spokojnie, przyjacielu Liorenie — powiedział cicho empata. — W tej chwili jesteś bardziej spięty niż przyjaciel Hellishomar.

Podniesiony na duchu Lioren skupił uwagę na głównym ekranie.

— To jest zwój, w którym stwierdziliśmy największe stężenie śladów metali — powiedział Conway. — Uznaliśmy, że jest odpowiedzialny za zmysł telepatii, ponieważ takie właśnie nasycenie metalami cechuje środki telepatyczne u innych gatunków. Sam związek pozostaje niejasny, przypuszcza się jednak, że chodzi o szczególne cechy związane z nadawaniem i odbieraniem sygnałów. Spróbujemy potwierdzić tę hipotezę. Niestety, nasze rozpoznanie tego terenu nie jest pełne. Ze względu na gęstość tkanek i ich szczególny charakter musielibyśmy użyć skanerów dużej mocy, które z kolei wpłynęłyby na aktywność neuronalną. Z tego powodu zamierzam użyć na krótko skanera ręcznego. Wszystko, co uzyskaliśmy wcześniej, jest wynikiem badań z pomocą nie emitujących promieniowania czujników, mierzących ciśnienie i naturalne reakcje na bodźce. Pacjent pomógł nam w tym, wykonując polecenia ruchowe, dzięki czemu wyodrębniliśmy ten obszar, jednak uzyskane dane są o wiele mniej dokładne niż przy badaniu skanerem.

Lioren był pewien, że wszyscy w szpitalu dobrze wiedzieli, czym różni się skaner od zestawu czujników. Całe tłumaczenie zostało wygłoszone tylko na potrzeby pacjenta.

— Tak jak oczekiwaliśmy, mózg wielkiej istoty jest ogólnie mniej zwarty. Sporo miejsca zajmują obszerne naczynia krwionośne, chociaż sama tkanka ułożona jest równie ciasno, jak w każdym innym mózgu. Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie mogą być pełne możliwości równie olbrzymiej struktury neuronalnej.

Lioren wpatrzył się w widoczne na ekranie dłonie Conwaya, który powoli posuwał się naprzód, rozsuwając zwoje. Poruszał się tak, jakby pływał. Tarlanin spróbował postawić się w miejscu Hellishomara i wyobraził sobie dwie małe jak owady istoty buszujące mu w głowie. Było to coś tak obrzydliwego, że ledwie opanował mdłości.

Conway odezwał się znowu, tym razem wyraźnie zdyszany.

— Chociaż nie możemy osądzić, na ile normalny jest obraz tego, co tu napotkaliśmy, mamy jednak wrażenie, że nie natrafiliśmy dotąd na żadną patologię. Posuwamy się coraz wolniej w związku z narastającym naciskiem tkanek. Z początku myślałem, że to tylko złudzenie spowodowane większym zmęczeniem, jednak Seldal odczuwa to podobnie i mówi, że tkanka napiera coraz mocniej na materię plecaka. Na pewno nie jest to efekt psychosomatyczny związany z klaustrofobią. Idzie nam coraz trudniej, pole widzenia też mamy coraz mniejsze. Zakładamy pierścienie.

Lioren przyglądał się, jak Conway nakłada z wysiłkiem pierwszy pierścień przez głowę i z pomocą Seldala zsuwa go do pasa. Po złamaniu zabezpieczenia pierścień napełnił się powietrzem. Kolejne objęły kolana i barki Conwaya, aż powstało coś na kształt długiej, segmentowej rury osłaniającej całe ciało i wyposażonej w rozporki o regulowanej długości. Potem dodał jeszcze jeden odcinek z przodu, co ostatecznie umożliwiło im przemieszczanie się w dowolnym kierunku wewnątrz obszernego przewodu. Po wypuszczeniu powietrza z ostatniej części można było przełożyć ją do przodu i wędrować dalej. Struktura nie blokowała przy tym widoczności ani dostępu do ewentualnego pola operacyjnego.

Nie musieli już pływać w żywej tkance. Teraz byli raczej górnikami przebijającymi ruchomy tunel, pomyślał Lioren.

— Napotykamy rosnący opór i nacisk z jednej strony — powiedział Conway. — Tkanka w tym miejscu zdaje się równocześnie rozciągnięta i sprasowana. Jak sami widzicie, przepływ krwi też został tu zaburzony. Niektóre naczynia krwionośne nabrzmiały, inne są puste. Nie wydaje mi się to naturalne, ale brak martwicy sugeruje, że chociaż przepływ krwi jest utrudniony, to jednak nie został całkowicie zablokowany. Stopień strukturalnej adaptacji zdaje się wskazywać, że sytuacja taka trwa już dość długo. Aby ustalić jej przyczynę, muszę uruchomić skaner. Włączę go na krótko, na minimalnej mocy. Jak czuje się pacjent?

— Jest zafascynowany — odparł Hellishomar.

Ziemianin zaśmiał się krótko.

— Pacjent nie zgłasza żadnych emocjonalnych ani mózgowych dolegliwości. Spróbuję raz jeszcze, z większą mocą przenikania.

Przez kilka sekund na ekranie widać było odczyt ze skanera. Zaraz potem jedno z ujęć zostało przekazane na sąsiedni ekran jako nieruchomy obraz.

— Skaner pokazuje kolejną błonę, rozciągającą się w odległości około siedmiu cali — powiedział Diagnostyk. — Jest na niecałe pół cala gruba i ma gęstą, włóknistą budowę; charakteryzuje ją też krzywizna. Jeśli przebiega dalej w ten sam sposób, tworzy zapewne kulę o średnicy około dziesięciu stóp. Tkanka po jej drugiej stronie nie jest rozpoznawalna, ale wykazuje spore różnice względem wszystkiego, co spotykaliśmy do tej pory. Możliwe, że jest to ośrodek odpowiedzialny za telepatię. Jednak są też inne możliwości, które da się wykluczyć jedynie przy bezpośrednim badaniu i analizie tkanki. Doktor Seldal wykona cięcie i pobierze próbki, podczas gdy ja będę hamował krwawienie.

Na głównym ekranie pojawiły się zniekształcone bliską perspektywą dłonie Conwaya. Palce wsunęły skalpel w dziób Nallajimczyka, a potem jeden z nich przesunął się po tkance, pokazując pozycję i pożądaną długość cięcia.

Głowa Seldala na chwilę zakryła obraz.

— Jak widzicie, pierwsze cięcie nie odsłoniło błony, ale ciśnienie wewnętrzne rozepchnęło brzegi rany na tyle, że jeśli od razu nie pogłębimy ciecia, istnieje ryzyko rozerwania tkanek. Seldal, proszę raz jeszcze i szerzej…. Cholera!

Zdarzyło się to, czego Conway tak bardzo się obawiał. Rana powiększyła się sama i w pole widzenia wpłynęły przesłaniające wszystko krople krwi. Seldal odstawił skalpel i złapał dziobem ssawę, którą poruszał na tyle umiejętnie, że już po chwili Conway mógł założyć zaciski na naczynia krwionośne. Niebawem wszyscy ujrzeli poszarpaną i trzy razy dłuższą niż przedtem ranę, w której głębi rysował się eliptyczny kształt czegoś całkiem czarnego.

— Dotarliśmy do elastycznej, silnej i pochłaniającej światło błony — podsumował Diagnostyk. — Pobraliśmy dwie próbki. Jedną wysyłamy wam ssawą, ale mój analizator sygnalizuje, że chodzi o materię organiczną innego rodzaju niż otaczające ją tkanki. Strukturą komórkową przypomina raczej roślinę niż… Co tam się dzieje? Czujemy, że pacjent się porusza. Nie podrażniliśmy niczego, co mogłoby wywołać mimowolne skurcze mięśni. Hellishomar, co się dzieje?

Słowa Diagnostyka zginęły we wrzawie, która nagle zapanowała na oddziale. Operatorzy wiązek robili, co mogli, aby utrzymać wielkie ciało w miejscu, a przeciążone emitory wyły na pełnej mocy. Rana rozdzierała się coraz bardziej, znowu zaczęła krwawić. Prilicla trząsł się jak liść na wietrze. Wszyscy wykrzykiwali pytania, instrukcje czy ostrzeżenia.

Ostatecznie jednak Hellishomar zdołał przebić się przez hałas jednym tylko słowem:

— Lioren!

Загрузка...