ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nazajutrz aż do zachodu słońca przygotowywałam się a spotkanie. Bill powiedział, że przed wyjazdem skorzysta gdzieś z czyjejś krwi i chociaż początkowo pomysł mnie zdenerwował, w końcu uznałam go za sensowny. Mój wampir miał też rację co do mojego samopoczucia po dawce jego krwi. Byłam w świetnym nastroju, czułam się niezwykle silna, ogromnie czujna, niebywale bystra oraz – co mnie nieco zdziwiło – bardzo ładna.

Zastanawiałam się, co włożyć na mój mały prywatny wywiad z wampirem. Nie chciałam wyglądać zbyt seksownie, z drugiej strony nie zamierzałam się także ośmieszać jakąś bezkształtną sukmaną. Jak często w takich przypadkach, najodpowiedniejsze wydały mi się dżinsy. Założyłam do nich białe sandałki i wydekoltowany jasnoniebieski podkoszulek. Nie nosiłam go, odkąd zaczęłam się spotykać z Billem, ponieważ widać było ślady po kłach mojego ukochanego. Dziś wszakże mogłam na wszelkie możliwe sposoby podkreślać, że należę do wampira Billa. Przypomniałam sobie jednak policjanta, który sprawdzał mi ostatnim razem szyję, i do torebki schowałam szalik. Po chwili namysłu dodałam jeszcze srebrny naszyjnik. Wyszczotkowałam włosy, których odcień był teraz przynajmniej trzy tony jaśniejszy i zostawiłam je rozpuszczone na plecach.

Bill zapukał akurat wtedy, gdy zaczęłam go sobie wyobrażać z kimś innym. Otworzyłam drzwi i staliśmy przez minutę w bezruchu, przyglądając się sobie. Wargi mojego wampira miały więcej koloru niż zazwyczaj. Więc… to zrobił! Przygryzłam własne, by czegoś nie palnąć.

– Zmieniłaś się – zagaił pierwszy.

– Myślisz, że ktoś jeszcze to zauważy? – Miałam nadzieję, że nie.

– Nie wiem. – Podał mi rękę i poszliśmy do jego samochodu. Otworzył mi drzwiczki, a ja przesunęłam się obok niego, by wsiąść. Nagle zesztywniałam. – Co się stało? – spytał po chwili.

– Nic – odparłam, starając się utrzymać spokojny ton.

Usiadłam na siedzeniu pasażera i zagapiłam się prosto przed siebie.

Wmawiałam sobie, że równie dobrze mogłabym się wściekać na krowę, którą zabito, aby Bill mógł zjeść hamburgera. Jednak porównanie nie było zbyt szczęśliwe.

– Pachniesz inaczej – powiedziałam mu kilka minutach po wjeździe na autostradę. Sporo kilometrów przejechaliśmy w milczeniu.

– Teraz wiesz, jak będę się czuł, jeśli Eric cię tknie – odparował. – Chociaż pewnie czułbym się jeszcze gorzej, gdyż Ericowi sprawi przyjemność fizyczny kontakt z tobą, ja zaś nie cieszyłem się swoim… posiłkiem.

Stwierdziłam, że mój wampir nie mówi mi całej prawdy. Osobiście bardzo lubię jeść, nawet jeśli podane potrawy nie należą do moich ulubionych. Doceniałam jednak kurtuazyjną odpowiedź Billa.

Nie mówiliśmy dużo. Oboje niepokoiliśmy się czekającym nas spotkaniem. O wiele za wcześnie zaparkowaliśmy przy „Fangtasii”, tym razem jednak na tyłach. Kiedy mój wampir trzymał przede mną otwarte drzwiczki samochodu, walczyłam przez chwilę z durnym pragnieniem: miałam ochotę przylgnąć do siedzenia i odmówić wyjścia z auta. Gdy wreszcie zmusiłam się i wysiadłam, czekała mnie kolejna walka z samą sobą – bardzo chciałam ukryć się za Billem. W końcu westchnęłam ciężko, wzięłam go za rękę i ruszyliśmy do drzwi, jakbyśmy szli na przyjęcie, którego już nie możemy się doczekać.

Mój wampir oszacował mnie z aprobatą.

Zwalczyłam impuls posłania mu nachmurzonego spojrzenia.

Bill zastukał w metalowe drzwi z namalowanym napisem: FANGTASIA. Znajdowaliśmy się w alejce dla personelu i dostawców, która ciągnęła się za wszystkimi sklepami i lokalami małego centrum handlowego. Parkowało tu kilka innych samochodów, wśród nich czerwony sportowy kabriolet Erica. Wszystkie pojazdy były drogie.

Nie znajdziesz wampira w fordzie fiesta.

Bill zastukał: trzy razy szybko, potem dwa razy w dłuższych odstępach. Zapewne było to „sekretne pukanie wampirów”. Przemknęło mi przez myśl, że może nauczę się też „tajnego uścisku dłoni”.

Otworzyła nam piękna blond wampirzyca, która podczas mojej poprzedniej wizyty w barze siedziała przy stoliku z Erikiem. Odsunęła się na bok bez słowa, pozwalając nam wejść.

Gdyby Bill był człowiekiem, zaprotestowałby, że tak mocno trzymam jego dłoń.

Wampirzyca znalazła się przed nami szybciej, niż zdołałam dostrzec. Wzdrygnęłam się. Billa jednak oczywiście zupełnie nie zaskoczyła. Zaprowadziła nas przez magazyn niepokojąco podobny do tego w „Merlotcie”, a potem krótkim korytarzem. W końcu weszliśmy w drzwi po prawej stronie.

Eric znajdował w małym pomieszczeniu. Natychmiast przyciągnął mój wzrok. Bill na szczęście nie klęknął i nie pocałował jego pierścienia, choć skłonił mu się głęboko. W pokoju znajdował się też drugi wampir – barman imieniem Długi Cień. Wyglądał wspaniale w koszuli, wąskim krawacie i obcisłych spodniach; cały jego strój był w intensywnym zielonym odcieniu.

– Bill, Sookie – powitał nas Eric. – Długi Cień, Bill i ty, Sookie, już się znacie. Sookie, pamiętasz Pam? – Czyli blond wampirzycę. – A to jest Bruce.

Bruce był człowiekiem, najbardziej przestraszonym człowiekiem, jakiego w życiu widziałam. Współczułam mu. Mężczyzna był w średnim wieku, miał wydatny brzuszek, rzadkie, ciemne włosy, ułożone w sztywne fale, obwisłe policzki i małe usta. Nosił ładny garnitur, beżowy, z białą koszulą i wzorzystym brązowo-granatowym krawatem. Mocno się pocił. Siedział na krześle z prostym oparciem przed biurkiem Erica. Eric naturalnie siedział w fotelu za biurkiem. Pam i Długi Cień stali przy ścianie naprzeciwko niego, przy drzwiach. Bill zajął miejsce obok nich, jednak gdy ja postanowiłam do niego dołączyć, blond wampir znów się odezwał:

– Sookie, posłuchaj Bruce’a.

Zastygłam, gapiąc się na mężczyznę przez kilka sekund. Czekałam, aż przemówi, później jednak zrozumiałam, o co chodzi Ericowi.

– Czego dokładnie mam słuchać? – spytałam, słysząc w swoim głosie ostry ton.

– Ktoś w lokalu sprzeniewierzył około sześćdziesięciu tysięcy dolarów – wyjaśnił wampir. „Rany, temu komuś naprawdę się spieszy na tamten świat!” – pomyślałam. – I zamiast skazać wszystkich naszych ludzkich pracowników na śmierć bądź tortury, pomyśleliśmy, że może zajrzysz w ich umysły i powiesz nam, który z nich to zrobił.

Powiedział: „śmierć bądź tortury” tak spokojnie jak ja mawiam: „pilzner bądź porter”.

– I co wtedy zrobisz? – spytałam. Eric wydawał się zaskoczony.

– Ta osoba odda nam pieniądze – odparł po prostu.

– A potem?

Zapatrzył się na mnie, mrużąc duże niebieskie oczy.

– Och, jeśli zdołamy znaleźć dowód zbrodni, oddamy sprawcę policji – odrzekł gładko.

Czułam, że łże jak z nut.

– Zawrzyjmy umowę, Ericu – zaproponowałam mu bez uśmiechu.

Wszyscy wokół zastygli, na szczęście blond wampir wcale się na mnie nie zdenerwował. Nawet uśmiechnął się pobłażliwie.

– Jaką, Sookie?

– Jeśli naprawdę oddasz winnego policji, zjawię się znów następnym razem, kiedy mnie wezwiesz. – Eric uniósł brwi. – Tak, wiem, że prawdopodobnie i tak musiałabym się zjawić i wykonać twoje polecenie. Lecz czy nie lepiej, że przyjdę chętna, pełna dobrych intencji? – Po ciele spłynął mi pot. Nie mogłam uwierzyć, że targuję się z wampirem.

Eric jednak wyraźnie rozważał moje słowa. I nagle zaczęłam czytać mu w myślach. Wiedział, że może zrobić ze mną, co zechce. Wszędzie i w każdej chwili. Wystarczy, że zagrozi Billowi lub innej osobie, którą kocham. Pragnął jednak polepszyć swoje kontakty z ludźmi i w miarę możliwości przestrzegać naszego prawa. Nie chciał nikogo zabijać, póki nie będzie musiał.

Czułam się, jakbym – zamiast do jego umysłu – wpadła w dół pełen zimnych, oślizgłych, bardzo niebezpiecznych węży. Miałam wprawdzie kontakt jedynie z przebłyskiem jego myśli… czymś w tym rodzaju… tym niemniej nieoczekiwanie uświadomiłam sobie istnienie ogromnej, nieznanej mi dotąd rzeczywistości.

– Poza tym – dodałam szybko, zanim wampir zdąży odkryć, że znalazłam się we wnętrzu jego głowy – skąd wynika twoja pewność, że złodziej jest człowiekiem?

Pam i Długi Cień poruszyli się nagle, Eric wszakże jednym gestem nakazał im spokój.

– Interesująca myśl – zauważył. – Pam i Długi Cień są moimi partnerami w tym barze. Jeśli wszyscy ludzie okażą się niewinni, zapewne będziemy musieli przyjrzeć się tej parce.

– To tylko sugestia – stwierdziłam cicho, a Eric przyjrzał mi się lodowatymi, niebieskimi oczyma istoty, która ledwie pamięta, czym jest człowieczeństwo.

– Zacznij od tego mężczyzny – rozkazał.

Klęknęłam przy krześle Bruce’a. Zastanawiałam się, co robić. Nigdy nie czytałam ludziom w myślach na rozkaz. Pewnie pomógłby dotyk. Bezpośredni kontakt, że tak powiem, uwyraźniłby transmisję. Wzięłam mężczyznę za rękę, lecz wydało mi się to zbyt intymne (poza tym dłoń okazała się mokra od potu), odsunęłam mu więc mankiet marynarki i chwyciłam za nadgarstek. Następnie zajrzałam Bruce’owi w małe oczy.

„Nie wziąłem tych pieniędzy, ten, kto je wziął, jest szalony i głupi, skoro naraża nas na takie niebezpieczeństwo, co zrobi Lillian, jeśli mnie zabiją, a Bobby i Heather, po co w ogóle pracowałem dla wampirów, chyba z czystej chciwości, za którą teraz płacę, Boże, nigdy już nie zamierzam pracować dla tych istot, jak ta wariatka może odkryć, kto wziął tę pieprzoną forsę, dlaczego mnie nie puszcza, kim ta dziewucha w ogóle jest, czy jest również wampirzycą, czy może jakimś demonem, ma tak dziwne oczy, trzeba było najpierw ustalić, kto ukradł pieniądze, a dopiero później poinformować Erica o ich zniknięciu…”.

– Czy to ty wziąłeś pieniądze? – wydyszałam, choć byłam pewna, że znam już odpowiedź.

– Nie – jęknął Bruce. Pot spływał mu po twarzy, a jego aktualne myśli i reakcja na moje pytanie potwierdzały wszystko to, co usłyszałam przed chwilą.

– Wiesz, kto je wziął?

– Chciałbym wiedzieć.

Wstałam, odwróciłam się do Erica i potrząsnęłam głową.

– Nie ten facet – rzuciłam.

Pam wyprowadziła nieszczęsnego Bruce’a, po czym wprowadziła na przesłuchanie następną osobę.

Była to barmanka, ubrana w powłóczystą czarną suknię z dekoltem i licznymi rozcięciami. Postrzępione włosy w odcieniu rdzawego blondu opadały jej na plecy. Praca w „Fangtasii” stanowiła wymarzone zajęcie dla miłośniczki kłów, a dziewczyna miała blizny udowadniające, że panienkę cieszą te dodatkowe korzyści. Była tak pewna siebie, że uśmiechnęła się do Erica i tak głupia, że śmiało zajęła drewniane krzesło. Nawet założyła nogę na nogę w stylu – jak jej się wydawało – Sharon Stone. Zaskoczyliśmy ją – obcy wampir i obca kobieta; nie spodobałam się jej, choć na widok Billa oblizała sobie wargi.

– Hej, kochanie – rzuciła pod adresem Erica. Uznałam, że biedaczka nie ma za grosz wyobraźni.

– Ginger, odpowiedz tej pani na kilka pytań – polecił jej Eric tonem stanowczym, nieubłaganym i twardym niczym kamienny mur.

Barmanka po raz pierwszy chyba odkryła, że nadeszła pora na powagę. Skrzyżowała kostki, ręce położyła na udach i przyjęła surową minę.

– Tak, szefie – odparła. Zaczęłam się obawiać, że zaraz zwymiotuję. Dziewczyna wielkopańsko zamachała do mnie ręką, jakby sugerując: „Dalej, wypełniaj polecenia naszego pana”. Chwyciłam jej przegub, lecz wyrwała rękę. – Nie dotykaj mnie – powiedziała, niemal sycząc.

Była to tak ekstremalna reakcja, że wszystkie wampiry zastygły w oczekiwaniu. Prawie czułam w powietrzu napięcie.

– Pam, unieruchom Ginger – rozkazał Eric. Wampirzyca w milczeniu przeszła za krzesło barmanki, po czym pochyliła się nad nią i położyła jej ręce na ramionach. Dziewczyna walczyła, usiłując poruszać głową, Pam jednak mocno ją trzymała.

Znowu chwyciłam przegub nieszczęśnicy.

– Ukradłaś pieniądze? – spytałam, wpatrując się w płonące od złości brązowe oczy Ginger. Zareagowała gwałtownie. Krzyczała długo i głośno, obrzucając mnie przekleństwami. Wsłuchałam się w myślowy chaos panujący w jej małym móżdżku. – Ona wie, kto je zabrał – poinformowałam Erica. Barmanka przestała nagle krzyczeć, tylko szlochała. – Nie może podać jego imienia – dodałam – bo ją ugryzł. – Dotknęłam blizny na szyi Ginger, jakby moje słowa wymagały dokładniejszego wyjaśnienia. – W jakiś sposób jej zabronił – dopowiedziałam po kolejnej próbie odczytania myśli dziewczyny. – Nawet nie może go opisać.

– Hipnoza – skomentowała Pam. Pod wpływem bliskości barmanki wysunęła kły. – Silny wampir.

– Sprowadźcie jej najbliższą przyjaciółkę – podsunęłam.

Ginger trzęsła się jak osika. Chyba usiłowała coś sobie przypomnieć, ale nie mogła.

– A ta ma zostać czy odejść? – spytała mnie wprost wampirzyca.

– Niech odejdzie. Tylko przestraszy tę drugą.

Tak bardzo się zaangażowałam w sprawę i po raz pierwszy tak jawnie używałam mojej dziwnej zdolności, że aż się bałam spojrzeć na Billa. Wydawało mi się, że nie mogę na niego patrzeć, gdyż jego widok osłabi mnie. Wiedziałam jednak, gdzie stoi. Wraz z Długim Cieniem od początku przesłuchania zastygli w miejscu.

Pam wyciągnęła drżącą Ginger z pokoju. Nie mam pojęcia, co z nią zrobiła, tak czy owak po chwili wróciła z kelnerką w podobnym stroju. Nowo przybyła, imieniem Belinda, była starsza i mądrzejsza od barmanki. Miała kasztanowe włosy, okulary i najseksowniej wydęte wargi, jakie kiedykolwiek widziałam.

– Belindo, z jakim wampirem Ginger się spotyka? – spytał Eric kobietę, gdy tylko usiadła, a ja jej dotknęłam. Kelnerka miała dość rozumu, by spokojnie uczestniczyć w rozmowie i tyleż inteligencji, by nakazać sobie szczerość.

– Był taki jeden – odparła wprost.

Dostrzegłam w umyśle Belindy zamazany obraz.

– Który z nich? – spytałam szybko i kelnerka pomyślała imię. Zanim je przekazałam, spojrzałam na Indianina, a wtedy on przeskoczył krzesło, na którym siedziała Belinda, i rzucił się na mnie, kucającą przed kobietą. Wpadłam plecami w biurko Erica i tylko podniesione dłonie uchroniły mnie przed zębami, które Długi Cień właśnie miał zatopić w moim gardle z zamiarem rozprucia go. Ugryzł mnie za to w przedramię – tak mocno, że aż wrzasnęłam; a przynajmniej próbowałam wrzasnąć, niestety po upadku zabrakło mi powietrza, wydałam więc z siebie jedynie nerwowy gulgot.

Czułam jego ciężkie ciało na swoim, doskwierało mi ugryzione przedramię i własny strach. Przypomniałam sobie sytuację z Rattrayami i fakt, że zaczęłam się bać śmierci z rąk Szczurów dopiero wówczas, gdy zrobiło się już niemal za późno. Teraz postanowiłam nie wypowiadać głośno imienia Indianina; wiedziałam, że w takim przypadku wampir natychmiast zada mi śmiertelny cios. Sekundę później usłyszałam jakiś straszny hałas i odkryłam, że ciało wampira ciąży, mi jeszcze bardziej. Nie miałam pojęcia, co się stało. Widziałam oczy Indianina nad moim ramieniem. Były szeroko otwarte, brązowe, oszalałe, lodowate… Niespodziewanie zmatowiały, a potem zaczęły się zamykać. Z ust wampira chlusnęła krew. Część spłynęła mi na rękę, część dostała się do moich otwartych ust. Zakrztusiłam się. Twarz wampira odsunęła się od mojego przedramienia i na moich oczach zapadła w siebie, a następnie zaczęła marszczyć. Oczy Indianina zmieniły, się w galaretowate sadzawki. Garście gęstych, czarnych włosów wampira spadły mi na twarz.

Z szoku znieruchomiałam. Czyjeś ręce chwyciły mnie za ramiona i zaczęły wyciągać spod gnijącego trupa. Odpychałam się stopami, by się wycofać jak najprędzej.

Nie czułam smrodu, ale widok rozpadającego się z niewiarygodną szybkością wampirzego ciała był wstrętny i okropnie przerażający. Dostrzegłam sterczący z pokrytych Czarną mazią pleców Indianina kołek. Eric stał równie nieruchomo jak pozostali, tyle że w dłoni trzymał drewniany młotek. Bill znajdował się tuż za mną; to on wyciągnął mnie spod zwłok Indianina. Pam czekała przy drzwiach, rękę położyła na ramieniu Belindy. Kelnerka wyglądała na równie przestraszoną jak ja.

Nawet maź powoli zaczęła niknąć w dymie. Staliśmy zmrożeni, aż rozwiała się jego ostatnia wstęga. W końcu na dywanie pozostał tylko niewielki ślad przypalenia.

– Będziesz musiał kupić nowy dywan – palnęłam ni z tego, ni z owego, bo już naprawdę nie mogłam znieść ciszy.

– Masz okrwawione usta – zauważył Eric. Wszystkie wampiry w pełni wysunęły kły i wyglądały na podniecone.

– Zakrwawił mnie.

– Połknęłaś trochę?

– Prawdopodobnie. Co to znaczy?

– Zobaczymy – wtrąciła Pam mrocznym, chrapliwym głosem. Przypatrywała się Belindzie w sposób, który przyprawił mnie o wyraźne zdenerwowanie. Kelnerka jednak, co było dla mnie niewiarygodne, wydawała się z tego spojrzenia dumna. – Zwykle – dodała wampirzyca, wpijając się wzrokiem w wydatne wargi Belindy – my pijemy ludzką krew, nie ludzie naszą.

Eric przyglądał mi się z podobnym zainteresowaniem, jak Pam Belindzie.

– Jak teraz postrzegasz swoje otoczenie, Sookie? – spytał miłym tonem. Słysząc go, nigdy bym nie pomyślała, że dopiero co zabił starego przyjaciela.

Hmm… zastanowiłam się nad jego pytaniem. Ogólnie rzecz biorąc, postrzegałam je jaśniej. Dźwięki były wyraźniejsze i słyszałam je dokładniej. Miałam ochotę odwrócić się i spojrzeć na Billa, bałam się jednak spuścić wzrok z Erica.

– No cóż, sądzę, że my z Billem chyba już pójdziemy – powiedziałam, jakby było to jedyne możliwe posunięcie. – Zrobiłam, Ericu, to, o co prosiłeś. Teraz zamierzamy odejść. Nie będziesz się mścił na Ginger, Belindzie i Brusie, prawda? Zawarliśmy przecież układ. – Ruszyłam do drzwi z tupetem, którego wcale w sobie nie czułam. – Założę się, że musisz iść się zająć barem. Kto przyrządza dziś wieczorem drinki?

– Mam zastępcę – odparł Eric nieobecnym głosem. Jego oczy ani na moment nie opuściły mojej szyi. – Pachniesz inaczej, Sookie – mruknął, robiąc ku mnie krok.

– Ej, Ericu, pamiętaj, że zawarliśmy umowę – przypomniałam mu uprzejmie i wesoło z wielkim, choć nieco spiętym uśmiechem. – Bill i ja idziemy właśnie do domu, zgadza się? – Zaryzykowałam spojrzenie za siebie, na mojego wampira. Serce we mnie zamarło. Bill miał oczy szeroko otwarte i nieodgadnione oblicze. Obnażył kły i cicho powarkiwał. Jego źrenice były ogromne. Gapił się na Erica. – Pam, zejdź z drogi – poleciłam cicho, lecz ostro. Wampirzyca otrząsnęła się z oszałamiającej ją żądzy krwi i jednym spojrzeniem oceniła sytuację. Otworzyła drzwi biura, wypędziła Belindę, potem stanęła obok wyjścia, robiąc nam miejsce. – Zawołaj Ginger – zasugerowałam, a Pam natychmiast pojęła sens moich słów.

– Ginger – zawołała chrapliwie. Barmanka wypadła z drzwi w dole korytarza. – Eric cię potrzebuje – dodała.

Oblicze Ginger rozjaśniło się, jakby dziewczyna miała randkę z Davidem Duchovnym. Niemal tak szybko, jak to robią wampiry, zjawiła się w pokoju i zaczęła się ocierać o Erica. Eric – jakby otrząsnął się z jakiegoś zaklęcia – poruszył się i patrzył z góry na Ginger, która głaskała go dłońmi po piersi. Kiedy się pochylał, by pocałować barmankę, zerknął na mnie ponad jej głową.

– Jeszcze się zobaczymy – rzucił, ja zaś natychmiast wyciągnęłam Billa z pomieszczenia.

Mój wampir nie chciał odejść, miałam więc wrażenie, że ciągnę ciężką kłodę. Na szczęście w korytarzu zrozumiał chyba konieczność zniknięcia z „Fangtasii”. Wyszliśmy na zewnątrz, pośpiesznie ruszyliśmy na parking i już po chwili siedzieliśmy w aucie Billa.

Obejrzałam swój strój. Całe ubranie miałam pokrwawione i wymięte. Dziwnie pachniałam. A fe! Przeniosłam wzrok na Billa, zamierzając się z nim podzielić odczuwanym wstrętem, on jednak gapił się na mnie w niedwuznaczny sposób.

– Nie – powiedziałam gwałtownie. – Uruchomisz teraz samochód, Billu Compton, i odjedziesz stąd, zanim coś się zdarzy. Stanowczo ci powtarzam, że nie jestem w nastroju do figlów!

Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć, gdyż Bill sięgnął ku mnie, chwycił mnie w pasie i pociągnął w górę, ku sobie. Jego usta znalazły się na moich, a jego język zaczął zlizywać z mojej twarzy krew.

Naprawdę się wystraszyłam. A poza tym wpadłam w okropny gniew. Złapałam mojego wampira za uszy i odciągnęłam jego głowę od swojej, używając całej posiadanej siły; okazało się, że jestem mocniejsza, niż przypuszczałam.

Oczy Billa nadal wyglądały jak głębokie jaskinie zaludnione duchami.

– Bill! – wrzasnęłam, potrząsając nim. – Opanuj się wreszcie! – Powoli wracał do siebie. W końcu drżąco westchnął, po czym lekko pocałował moje wargi. – No dobrze, możemy wreszcie pojechać do domu? – spytałam, wstydząc się swojego roztrzęsionego głosu.

– Pewnie – odparł. Wciąż jeszcze się uspokajał.

– Czy czuliście się jak rekiny, które zwietrzyły krew? – spytałam po kwadransie milczącej jazdy. Już prawie wyjechaliśmy z Shreveport.

– Dobra analogia.

Nie musiał przepraszać. Zachowywał się przecież zgodnie ze swoją naturą, zgodnie z instynktem wampira. Nie czuł się winny. Ja jednak po prostu zapewne pragnęłam usłyszeć jego przeprosiny.

– Mam więc kłopoty? – spytałam wreszcie. Była druga nad ranem i odkryłam, że nie przejmuję się tym wszystkim tak bardzo, jak powinnam.

– Eric dotrzyma danego ci słowa – odrzekł Bill – nie wiem wszakże, czy ciebie osobiście zostawi w spokoju. Chciałbym… – dodał i zamilkł. Chyba po raz pierwszy słyszałam, że Bill czegoś pragnie.

– Sześćdziesiąt tysięcy dolarów nie jest pewnie dużą sumą dla wampira – zauważyłam. – Wydaje mi się, że wszyscy macie mnóstwo pieniędzy.

– Wampiry, rzecz jasna, okradają swoje ofiary – odparł lekkim tonem. – Początkujące wampiry rabują zwłoki, bardziej doświadczone potrafią przekonać ludzi do dobrowolnego oddawania pieniędzy. Dzięki naszemu czarowi człowiek zapomina, że to zrobił. Jedni z nas zatrudniają własnych doradców finansowych, drudzy zajmują się handlem nieruchomościami, jeszcze inni żyją z odsetek zainwestowanych w rozmaite fundusze. Eric i Pam wspólnie założyli bar. Większość pieniędzy wyłożył Eric, resztę dała Pam. Długi Cień był im znany od stu lat, więc przyjęli go na barmana. A on ich zdradził.

– Dlaczego ich obrabował?

– Pewnie potrzebował kapitału na jakieś przedsięwzięcie – odparł Bill nieobecnym tonem. – Ze względu na swój tryb życia nie mógł po prostu dopaść jakiegoś pracownika banku, zahipnotyzować go, wziąć od niego pieniądze, a później go zabić… Dlatego zabrał je Ericowi.

– Eric nie pożyczyłby mu?

– Pożyczyłby, ale Długi Cień był zbyt dumny, by go o nie poprosić – wyjaśnił.

Nastąpiła kolejna długa cisza.

– Zawsze – odezwałam się w końcu – uważałam wampiry za istoty inteligentniejsze od ludzi. Nie są takie, prawda?

– Nie wszystkie – zgodził się.

Gdy dotarliśmy na peryferie Bon Temps, poprosiłam Billa o odwiezienie do domu. Spojrzał na mnie z ukosa, nic jednak nie powiedział. Może wampiry są jednak bystrzejsze niż ludzie.

Загрузка...