Rozdział 21

Upłynęła długa chwila, zanim na powrót odnalazły spokojny, ufny ton. Obie przeraziły się, że słyszą zupełnie co innego.

– Wilkami się nie przejmuj – oświadczyła Soi. – Wystrzegaj się raczej szurania, szumu w powietrzu, cichych szybkich kroków albo syku.

– Wiem, bałam się, że właśnie takie odgłosy usłyszę. Sigilion…

– Miałyśmy rozmawiać o tobie. Widzisz, zostałam wam wypożyczona, ponieważ po naszej stronie jest tak wielu żyjących członków rodu, że poradzą sobie sami. Ale ty chyba nie sama radziłaś sobie do tej pory w walce z Sigilionem?

– Mam przyjaciela, potężnego opiekuna. Niestety, za bardzo go rozdrażniłam i odszedł!

– Ależ ty nie możesz sobie na to pozwolić! Kto to taki? Demon?

– Demon? – powtórzyła zdziwiona Taran. – Nie, to anioł, a w każdym razie prawie anioł. Przeszkodziłam mu w awansie, bo musiał się mną zająć.

Soi odchyliła głowę śmiejąc się serdecznie. – Anioł! Mój ty świecie, jakże więc różnimy się od siebie! Ja śniłam o Szatanie. To jednak był błąd, bo Szatan nie istnieje. Chociaż zawsze znajdzie się grupa fanatyków, którzy weń wierzą, może więc gdzieś jest. Ale to żałosna, nadjedzona przez mole kupka szmat. Nie ma się czym przejmować. Natomiast istnieje Zło. My z Ludzi Lodu dobrze o tym wiemy. Tengel Zły napił się wody ze Źródła Zła. Shira jednak ostatnio dotarła do jasnej wody dobra, a ta woda potrafi zniweczyć działanie ciemnej wody, jeśli tylko znajdziemy ukryte przez Tengela naczynie. Ciesz się, że masz przy sobie anioła! Jakie nosi imię?

– Uriel. I twierdzi, że na razie jest dopiero duchem opiekuńczym.

– Widzisz go?

– Oczywiście. Kiedy tego chcę. Nie, skłamałam, wtedy, gdy on zechce. Ale teraz go wystraszyłam, pewnie już nigdy go nie ujrzę.

Soi pochyliła się w stronę Taran, żółtozielone oczy zapłonęły.

– Jeśli wróci, proś go o wybaczenie. Zrozumiałaś? A potem staraj się go zatrzymać!

– Tak, ale…

– Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo niebezpieczny jest Sigilion. Wspominałam ci już, że sama miałam na niego ochotę.

– On… on wywołuje taki niepokój w ciele, prawda? Chociaż nigdy nie miałam okazji mu się przyjrzeć, widziałam go tylko przez ułamek chwili.

– O, jest wspaniały! Takiego kogoś mogłabym pokochać. Demoniczny, pociągający, straszny. Kto go ujrzy, już mu się nie oprze.

– Jak wygląda? I kim jest?

Księżyc zniknął za chmurą, w pokoju pomroczniało. Soi usadowiła się wygodniej.

– Cień mi o nim opowiadał. Wygląda jak istota pośrednia między jaszczurką a człowiekiem.

– Podobne wrażenie odniosłam i ja. Nie brzmi to przyjemnie.

– Rzeczywiście, przyjemnym nie da się go nazwać. Ale jest fascynujący! Ach, jaki fascynujący! I piękny!

– Trudno mi to sobie wyobrazić.

– Naprawdę tak jest. Przekonasz się, jak go zobaczysz… Och, oczywiście do tego nie dojdzie. Moim zadaniem jest trzymać go od ciebie z daleka, bardzo chętnie się tego podjęłam. Kiedy widziałam go ostatnio, zresztą był to jednocześnie pierwszy raz, tylko się z nim bawiłam. On nie rozumie, że jestem duchem.

– To rzeczywiście nie mieści się w głowie. Jesteś taka wyraźna, pełna życia.

– Staję się wyraźna, kiedy sama tego chcę.

– Uriel także. Ale on nie chce nigdy.

– O tym zdecydujesz ty. Na pewno zdołasz go namówić.

– Nie wierzę. Jest na mnie wściekły. I uparty jak… anioł!

Soi tylko się uśmiechnęła. Potem powiedziała:

– Myślę, że zamąciłam Sigilionowi w głowie. Po prostu zniknęłam. Widziałam, że długo jeszcze szukał mnie w lesie, coraz bardziej zirytowany. Wiesz chyba, że on potrafi latać? Krążył nad lasem.

Taran zadrżała.

– To dlatego prosiłaś, żebym zamknęła okno? Zatroszczę się, żeby w całym domu nie znalazł najmniejszej nawet szparki!

– Potrafi równie dobrze przedostać się kominem. Wpełza do przewodu głową w dół.

– Wobec tego zastawię na niego pułapkę.

Soł wybuchnęła śmiechem.

– Doskonale! Tylko tak, żeby nie stracił całej swej godności. Nie mogę się kochać z żałosną figurą.

Taran szeroko otworzyła oczy.

– Naprawdę masz zamiar…?

– Czas pokaże – oświadczyła Soi, wzruszając ramionami. – Pod tym względem za życia niewiele miałam uciechy. Biednego, upośledzonego parobka, śmierdzącego kata i, niestety, największego łajdaka z rodu Ludzi Lodu. O tym jednak dowiedziałam się dopiero po czasie. Boże, jakże ja go za to nienawidziłam! – Na twarzy pojawił jej się wyraz złośliwego triumfu. – Ale się zemściłam. Przygwoździłam go do ściany stodoły widłami do siana!

Taran zadrżała przerażona. Oto objawiła się jej jedna z mrocznych stron Soi.

Nie wiedząc, dlaczego, powiedziała smętnym głosem:

– Chciałabym, aby Uriel wrócił.

Soi poklepała ją po ręce.

– Nie bój się, wróci na pewno. Kiedy gniew mu minie, pożałuje, że odszedł.

Poczułam dotyk jej ręki, pomyślała Taran. Jakby dłoń żywej osoby, może trochę chłodna, ale i moje ręce teraz nocą są zimne.

– Co więcej mówił ci Cień o Sigilionie?

– Dużo opowiadał. Dawno, dawno temu istniały inne krainy, inne ludy…

– Słyszałam o tym od Dolga. Ale tylko o ludzie błędnych ogników, Cienia i Strażniczki, tej, która pilnowała niebieskiego kamienia. Wszyscy oni wywodzą się z tego samego plemienia, a w żyłach mego brata Dolga płynie także ich krew.

– Tak, to prawda. Ale wysoko w górach i wielkich lasach żyli Silinowie. Lud jaszczurów. Sigilion był ich władcą. Zginęli podczas katastrofy, jaka nawiedziła świat. Część Lemurów – to plemię Cienia – przeżyła; wyruszyli do miejsca, które Habsburgowie nazwali “morzem, które nie istnieje”. Sigilion odwiedził największą świątynię Lemurów, chciał skraść im trzy kamienie. Nie powiodło mu się to, ale cudowna moc kamieni zdążyła na niego podziałać i dzięki temu przeżył. Mieszkał sam w ukrytym przed światem zamku…,.

Soi musiała zmienić pozycję.

– Nie, nie całkiem sam. Miał paskudny zwyczaj porywania młodych kobiet z dolin…

– Przecież jego lud wyginął?

– Owszem, ale mówimy o okresie, jaki trudno wprost objąć rozumem. Z czasem pojawiły się nowe światy, nowi ludzie. Im właśnie porywał kobiety.

– To znaczy, że wcześniej przez tysiące lat był samotny?

– Tak by się wydawało. Ale za górami rozciągały się stepy. I tam w czasach Lemurów i Silinów mieszkali Madragowie, bawole plemię. Nikt ich nie widział, błędne ogniki tylko o nich słyszały. Sigilion uwięził czworo z nich, zanim potop, czy co to było, zniszczył świat. Mogła to być jakaś inna katastrofa, nic nam o tym nie wiadomo. Ale przez długi czas król Silinów pogrążony był w letargu.

– Uwięził czworo z ludu Madragów – powtórzyła Taran, chcąc uporządkować wiadomości. – Co się z nimi stało?

– W jakiś sposób, Cień nie wiedział, w jaki, Sigilion zdołał przedłużyć im życie. Pozostają więc w ukrytej twierdzy przez całą wieczność jako jego niewolnicy. Naprawdę możemy mówić tu o wieczności, bo mamy do czynienia z nieskończenie długimi epokami.

– Ależ to znaczy, że w imię miłosierdzia musimy spróbować uwolnić tych nieszczęśników!

Soi uśmiechnęła się leciutko.

– To samo powiedział Villemann, twój brat bliźniak. Takie myślenie bardzo dobrze o was świadczy. Cień stwierdził, że to sprawa na później. Przecież nawet nie wiemy, gdzie znajduje się jego twierdza. Niedawno Sigilion zorientował się, że odnaleziono niebieski szafir, i postanowił go zdobyć.

– Dlaczego?

– Cień niewiele o tym mówił. Nic poza tym, że tylko trzy kamienie razem mogą doprowadzić do Wrót i je otworzyć.

– Jakie Wrota?

– Spodziewałam się tego pytania. Nie wiem. Oczywiście sama zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.

– Na pewno właśnie ich szuka Zakon Świętego Słońca.

– Z całą pewnością. Teraz jednak, moim zdaniem, powinnaś położyć się spać. Właśnie świeci księżyc, skorzystam z jego ostatnich promieni, by się stąd wydostać.

– Czy właśnie w taki sposób się przemieszczasz?

– Nie, po prostu próbowałam być trochę romantyczna – zachichotała Soi.

– Udało ci się – zaśmiała się i Taran. – Czy jeszcze się zobaczymy?

– Obawiam się, że tak.

– Ja się z tego cieszę. Dziękuję, że przyszłaś.

– Uważaj na siebie! Zawrzyj pokój ze swym anielskim aspirantem.

– Spróbuję. – Taran straciła humor. – Chyba muszę, bo myślę, że masz rację. Ziemscy mężczyźni są dla mnie zbyt nudni.

– Sama widzisz!

Taran w roztargnieniu pokiwała głową.

Działo się to jednak, zanim szwedzki kuzyn Augusta przestąpił progi domu… Później w świecie Taran wiele się odmieniło.

Soi lekko pomachała ręką na pożegnanie. Wkrótce potem Taran znów była w pokoju sama. Obeszła cały dom i starannie pozamykała wszystkie okna. W kominku zamknęła wywietrznik. Na razie takie środki bezpieczeństwa musiały wystarczyć. Później opracuje prawdziwie wyrafinowaną pułapkę, w którą złapie ciekawskiego Sigiliona.

Ucieszona i wzburzona wsunęła się do łóżka. Ucieszona spotkaniem z Soi, wzburzona straszliwym jaszczurem i Urielem, który wciąż nie powracał.

Ogromnie jej go brakowało.

Загрузка...