Rozdział 7

Z trudem przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na podświetlany zegarek na stoliku. Nie świtało jeszcze, ale słońce miało niedługo wzejść. Bill znajdowała się już w swojej trumnie – wieko było zamknięte.

Czemu się obudziłam? Przemyślałam to.

Było coś, co musiałam zrobić. Część mnie oniemiała z powodu mojej własnej głupoty, kiedy zakładałam spodnie, T-shirt i wsuwałam na nogi sandały. W lustrze, które obdarzyłam tylko przelotnym spojrzeniem, wyglądałam jeszcze gorzej. Odwróciłam się od niego, gdy szczotkowałam włosy.

Moja torebka leżała na stoliku w salonie, co mnie zarówno zdziwiło, jak i ucieszyło. Ktoś zabrał ją z siedziby Bractwa poprzedniej nocy. Schowałam do niej plastykowy klucz i powoli, dotkliwie odczuwając ból, zeszłam do cichego holu.

Barry skończył już swoją zmianę, a jego zmiennik był wystarczająco dobrze przeszkolony, by zapytać mnie, co do cholery tu robię, zwłaszcza że wyglądam, jakbym wpadła pod pociąg. Zamówił mi taksówkę, a ja poinstruowałam kierowcę, gdzie ma jechać. Taksówkarz zerknął w tylne lusterko.

– Nie wolałaby paniusia jechać do szpitala? – zasugerował z wahaniem.

– Nie, już byłam.

Jakoś go to nie uspokoiło.

– Skoro wampiry tak źle paniusię traktują, to czemu paniusia z nimi trzyma?

– Ludzie mi to zrobili – mruknęłam. – Nie wampiry.

Ruszyliśmy. Korków prawie nie było, w końcu dopiero miało świtać, miał się zacząć niedzielny ranek. Kwadrans później dotarliśmy na miejsce – to samo, w którym byłam poprzedniego wieczora – parking Bractwa.

– Może pan na mnie poczekać? – zapytałam kierowcę, około sześćdziesięcioletniego szpakowatego mężczyznę, któremu brakowało któregoś z przednich zębów; ubrany był w kraciastą koszulę zapinaną na zatrzaski zamiast guzików.

– Sądzę, że mogę to dla paniusi zrobić.

Spod siedzenia wyciągnął western Louisa L’Amoura [27] i włączył słabe światło.

Na oświetlonym przez latarnie parkingu nie zauważyłam żadnych wyraźnych śladów wczorajszych wydarzeń. Zostało na nim kilka pojazdów i domyśliłam się, że porzucono je poprzedniej nocy. Prawdopodobnie jeden z samochodów należał do Gabe’a. Zastanawiałam się, czy Gabe miał rodzinę; miałam nadzieję, że nie. Przede wszystkim, był takim sadystą, że zmieniłby ich życie w koszmar, a poza tym – do końca życia ta rodzina zastanawiałaby się, jak i dlaczego zginął.

Co zrobią Steve i Sarah Newlinowie?

Czy pozostało wystarczająco wielu członków Bractwa, by organizacja dalej działała? Prawdopodobnie broń i prowiant nadal były w kościele. Może będą je tam trzymać aż do apokalipsy.

Z cienia obok kościoła wysunęła się jakaś postać. Godfrey. Nadal nie miał na sobie koszuli i nadal wyglądał młodo, jak szesnastolatek. Tylko te dziwne tatuaże i jego oczy zdradzały, że szesnastolatkiem nie jest.

– Przyszłam popatrzeć – powiedziałam, kiedy się do mnie zbliżył. Choć może „zostać świadkiem naocznym” byłoby bardziej odpowiednie.

– Dlaczego?

– Mam wobec ciebie dług wdzięczności.

– Jestem złym stworzeniem.

– Tak, jesteś. – Nie było sensu unikać tego stwierdzenia. – Ale zrobiłeś dobrą rzecz ratując mnie przed Gabe’em.

– I zabijając kolejnego człowieka? Moje sumienie ledwie odczuło różnicę. Zabiłem już tylu… Przynajmniej zaoszczędziłem ci trochę upokorzenia.

Jego głos chwycił mnie za serce. Niebo nadal było na tyle ciemne, że światła na parkingu się świeciły, a przy ich blasku przyglądałam się jego młodej twarzy.

Całkiem nagle i dość bezsensownie zaczęłam płakać.

– To miłe – powiedział Godfrey. Jego głos był już jakiś odległy. – Ktoś, kto za mną płacze na końcu. Nie spodziewałem się tego.

Odsunął się na bezpieczną odległość.

A potem wzeszło słońce.


*

Kiedy wróciłam do taksówki, kierowca odłożył książkę.

– Wybuchł tam pożar? – zapytał. – Wydawało mi się, że widziałem dym. Prawie poszedłem sprawdzić, co się dzieje.

– Już po wszystkim – odpowiedziałam.


*

Pocierałam swoją twarz przez dłuższy czas, a potem wyglądałam przez okno, patrząc na ulice. Po powrocie do hotelu weszłam do pokoju. Zdjęłam szorty i położyłam się na łóżku, jakbym szykowała się do dłuższego wypoczynku. Od razu zasnęłam.

O zmroku Bill zbudził mnie w swój ulubiony sposób. Mój T-shirt był podciągnięty, a jego ciemne włosy łaskotały mnie w klatkę piersiową. Co tu dużo mówić, to było wspaniałe przebudzenie. Jego usta delikatnie przyssały się do połowy tego, co nazywał parą najpiękniejszych piersi na świecie. Bardzo uważał na kły, które były całkiem wysunięte – i to nie był jedyny dowód jego podniecenia.

– Czujesz, że mogłabyś to zrobić, cieszyć się z tego, jeśli będę bardzo, bardzo ostrożny? – wyszeptał mi do ucha.

– Jeśli będziesz mnie traktował, jakbym była ze szkła – wymamrotałam, wiedząc, że to potrafi.

– Ale to nie przypomina w dotyku szkła – powiedział, delikatnie ruszając dłonią. – Jest zbyt ciepłe. I mokre.

Gwałtownie wciągnęłam powietrze.

– Aż tak? Robię coś nie tak?

Jego dłoń poruszyła się z większą mocą.

– Bill… – To wszystko, co mogłam powiedzieć.

Ułożyłam swoje usta na jego, a jego język zaczął poruszać się w znajomym rytmie.

– Połóż się na boku – szepnął. – Zajmę się wszystkim.

I tak też się stało.


– Czemu byłaś częściowo ubrana? – zapytał później.

Podniósł się, żeby wyjąć butelkę krwi z lodówki w pokoju, a potem podgrzać ją w mikrofalówce. Nie wypił mojej krwi ze względu na moje osłabienie.

– Poszłam zobaczyć śmierć Godfreya.

Spojrzał na mnie dziwnie.

– Co?

– Godfrey spotkał się ze słońcem.

Określenie, które kiedyś uznawałam za żenująco melodramatyczne, brzmiało w moich ustach całkiem naturalnie.

Zapadła długa cisza.

– Skąd wiedziałaś, że to zrobi? Skąd wiedziałaś gdzie?

Wzruszyłam ramionami – przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe, kiedy się leży w łóżku.

– Po prostu uznałam, że będzie się trzymał pierwotnego planu. Wydawał się na to nastawiony. I uratował mi życie. Przynajmniej tyle mogłam zrobić.

– Zachowywał się odważnie?

Spojrzałam mu w oczy.

– Tak, umarł dzielnie. Chciał odejść.

Nie miałam pojęcia, o czym Bill myśli.

– Musimy spotkać się ze Stanem – powiedział. – Powiemy mu.

– Czemu znów musimy się z nim spotykać?

Gdybym nie była dojrzała, z pewnością wydęłabym wargi. Bill posłał mi jedno z Tych Spojrzeń.

– Musisz opowiedzieć mu swoją część historii, żeby był pewien, że wykonaliśmy swoją pracę. Do tego pozostaje jeszcze sprawa Hugona.

To wystarczyło, żeby mnie przygnębić. Bolała mnie sama myśl o zakładaniu większej ilości ubrań, niż było to konieczne – ich dotyk na skórze był nieprzyjemny. Założyłam ciemnoszarą, bawełnianą sukienkę z długim rękawem i sandały. Bill wyszczotkował moje włosy i założył mi kolczyki (bo podnoszenie rąk było dla mnie trudne w obecnym stanie), a także zdecydował, że powinnam założyć złoty łańcuszek. Wyglądałam, jakbym szła na przyjęcie pacjentek z żeńskiego oddziału dla ofiar wypadków. Tymczasem Bill zadzwonił do recepcji, żeby wynajęty samochód już na nas czekał. Nie miałam pojęcia, kiedy auto znalazło się w podziemnym garażu, ani kto je dla nas wynajął.

Bill prowadził, a ja starałam się nie patrzeć przez okno. Miałam już dość Dallas.

Dom przy Green Valley Road wyglądał równie cicho, co dwie noce temu. Jednak kiedy weszliśmy, okazało się, że budynek jest pełen wampirów. Trafiliśmy akurat w sam środek przyjęcia wyprawionego z powodu powrotu Farrella, który stał na środku salonu z ręką wokół talii przystojnego młodzieńca, na oko osiemnastoletniego. Farrell miał w ręku True Blood 0 Rh-, a jego znajomy – Colę. Wampir wydawał się niemal równie zarumieniony i żywo wyglądający, co chłopak. Farrell nigdy wcześniej mnie nie widział, więc był zadowolony, że może mnie poznać. Od stóp do głów wyglądał jak wyjęty z westernu, a kiedy ukłonił się nad moją ręką, spodziewałam się usłyszeć brzęk ostróg.

– Jesteś tak urocza – powiedział ekstrawagancko, machając przy tym butelką syntetycznej krwi – że gdybym sypiał z kobietami, poświęciłbym ci swoją uwagę na tydzień. Wiem, że jesteś świadoma swoich blizn, ale one tylko wyzwalają twoje piękno.

Nie mogłam się nie zaśmiać. Nie tylko poruszałam się jak osiemdziesięciolatka, ale do tego moja twarz była całkiem sina po lewej stronie.

– Billu Comptonie, jesteś szczęściarzem – powiedział Farrell.

– Jestem tego świadom – odparł Bill, uśmiechając się nieco chłodno.

– Jest odważna i piękna!

– Dzięki, Farrell. Gdzie jest Stan?

Zdecydowałam się włączyć w ten potok pochwał, który nie tylko zdawał się drażnić Billa, lecz także irytować towarzysza Farrella. Chciałam opowiedzieć całą tę historię raz i tylko raz.

– Jest w jadalni – powiedział młody wampir, ten sam, który wprowadził Bethany do jadalni, kiedy byliśmy tu pierwszy raz.

To musiał być Joseph Velasquez. Miał może pięć stop i osiem cali [28] wzrostu, a jego hiszpańskie korzenie zapewniły mu ciemną karnację i ciemne oczy, podczas gdy bycie wampirem dawało mu możliwość patrzenia bez mrugania. Rozglądał się po pokoju, oczekując kłopotów. Uznałam, że jest czymś w rodzaju sierżanta w tym siedlisku.

– Będzie zadowolony, widząc was oboje – dodał.

Rozejrzałam się po dużym pokoju, wypełnionym wampirami i ludźmi. Nie zauważyłam Erica. Zastanawiałam się, czy wrócił do Shreveport.

– Gdzie jest Isabel? – zapytałam Billa po cichu.

– Odbywa karę – odpowiedział ledwo dosłyszalnym tonem. Nie chciał mówić o tym głośniej, a kiedy on uznawał, że to nie jest dobry pomysł, nie pozostawało mi nic innego, jak się z nim zgodzić i zamilknąć. – Sprowadziła zdrajcę do siedliska i musi za to zapłacić.

– Ale…

– Ciii.

Weszliśmy do jadalni, która okazała się równie zatłoczona, jak salon. Stan siedział na tym samym krześle i ubrany był w to samo, co poprzednim razem. Wstał, kiedy weszliśmy, a sposób, w jaki to zrobił, miał podkreślić, że jesteśmy ważnymi gośćmi.

– Panno Stackhouse – powiedział formalnie, delikatnie ściskając moją dłoń. – Bill.

Stan przyjrzał mi się wyblakłymi, błękitnymi oczyma, które zdawały się widzieć każdą moją ranę. Jego okulary były sklejone taśmą. Stan dbał o dokładność swojego przebrania. Uznałam, że na Gwiazdkę kupię mu tę kieszonkę na długopisy, którą noszą rasowe geeki.

– Proszę, powiedz mi, co dokładnie się stało wczoraj – powiedział.

Przypomniało mi to nagle Archiego Goodwina [29] zdającego raport Nero Wolfe [30].

– Zanudzę Billa – odpowiedziałam, mając nadzieję, że to dobry wykręt.

– Billowi nie będzie przeszkadzała odrobina nudy.

Czyli nici z wykrętów. Westchnęłam i zaczęłam odpowiadać od momentu, kiedy Hugo zabrał mnie z hotelu. Starałam się pomijać imię Barry’ego w opowieści, bo nie wiedziałam, jaki miał stosunek do wampirów z Dallas. Nazwałam go po prostu „boyem hotelowym”. Oczywiście mogliby odkryć, o którego chodzi, gdyby chcieli.

Kiedy dotarłam do momentu, w którym Gabe wysłał Hugona do celi Farrella i próbował mnie zgwałcić, moje usta mimowolnie się skrzywiły. Moja twarz była tak napięta, że bałam się, że może pęknąć.

– Dlaczego ona tak się zachowuje? – Stan zapytał Billa, jakby mnie tam w ogóle nie było.

– Kiedy jest zdenerwowana… – odpowiedział Bill.

– Och.

Stan spojrzał na mnie z jeszcze większym namysłem. Uniosłam ręce i zaczęłam zbierać włosy w koński ogon. Bill wyjął z kieszeni frotkę i mi ją podał, a ja, choć odczuwałam dyskomfort, związałam włosy bardzo ciasno.

Kiedy powiedziałam Stanowi, że pomogli mi zmiennokształtni, pochylił się do przodu. Chciał wiedzieć więcej, niż mu powiedziałam, ale nie podałam żadnych imion. Był bardzo zamyślony, kiedy dowiedział się, że podrzucili mnie do hotelu. Nie wiedziałam, czy mieszać w to wszystko Erica, czy nie; ostatecznie – pominęłam go. Powinien być w Kalifornii. W końcu powiedziałam, że sama poszłam do pokoju i zaczekałam na Billa.

A potem opowiedziałam o Godfreyu.

Ku mojemu zaskoczeniu, Stan zdawał się nie móc pojąć śmierci Godfreya. Zmusił mnie, żebym powtórzyła tę opowieść. Obrócił się na krześle, żeby patrzeć w inny punkt, kiedy mówiłam. Bill pogłaskał mnie uspokajająco. Kiedy Stan odwrócił się do nas, wycierał oczy chusteczką poplamioną na czerwono. A więc to prawda, że wampiry mogą płakać. I prawdą jest także, że ich łzy są krwawe.

Ja też płakałam. Przez wieki Godfrey molestował i zabijał dzieci, więc zasługiwał na śmierć. Zastanawiałam się, ilu ludzi trafiło do więzień za przestępstwa, które on popełnił. Ale Godfrey mi pomógł, a do tego dźwigał na swoich barkach największe poczucie winy, jakie widziałam.

– Co za zdecydowanie i odwaga – powiedział pełen podziwu Stan. W ogóle nie był zmartwiony, raczej zachwycony. – Aż chce mi się płakać – dodał w taki sposób, że zrozumiałam, że miało to być wyrazem uznania. – Po tym, jak Bill zidentyfikował Godfreya zeszłej nocy, przeprowadziłem małe dochodzenie na własną rękę i odkryłem, że należał do siedliska w San Francisco. Jego znajomi z pewnością będą rozpaczać, kiedy się o tym dowiedzą. I o tym, że zdradził Farrella. Ale to zdecydowanie w dotrzymywaniu słowa, w wypełnianiu planu!

Zdawało się, że to przytłaczało Stana.

Ja tymczasem cierpiałam. Wygrzebałam z torebki buteleczkę Tylenolu [31] i wyjęłam dwie tabletki. Na polecenie Stana młody wampir przyniósł mi szklankę wody, a ja, ku jego zaskoczeniu, podziękowałam mu.

– Dziękuję za twój trud – powiedział nagle Stan, jakby właśnie przypomniał sobie o dobrych manierach. – Wykonałaś kawał dobrej roboty. Dzięki tobie odnaleźliśmy Farrella i uwolniliśmy go na czas. Przykro mi, że odniosłaś przy tym tyle obrażeń.

To brzmiało jak wymówienie.

– Przepraszam… – zaczęłam, przesuwając się do przodu na krześle. Bill wykonał nagły ruch za moimi plecami, ale zlekceważyłam to.

Stan uniósł jasne brwi, zdziwiony moją śmiałością.

– Tak? Twój czek zostanie wysłany do twojego przełożonego w Shreveport, jak się umówiliśmy. Proszę, zostań z nami dziś wieczór, kiedy świętujemy powrót Farrella.

– Zgodnie z naszą umową, jeśli odkryję, że w sprawę zamieszany jest jakiś człowiek, nie zostanie on ukarany przez wampiry, ale oddany w ręce policji. I stanie przed sądem. Gdzie jest Hugo?

Stan przestał patrzeć na mnie i skupił wzrok na Billu, który nadal stał za mną. Wydawało się, że chce mu powiedzieć, że powinien lepiej kontrolować swojego człowieka.

– Hugo i Isabel są razem – powiedział grobowym głosem.

Naprawdę nie chciałam wiedzieć, co ma na myśli. Ale musiałam.

– Czyli nie zamierzasz trzymać się umowy? – zapytałam, wiedząc, że to prawdziwe wyzwanie dla Stana.

Powinno istnieć określenie „dumny jak wampir”, bo wszystkie wampiry są dumne. A ja właśnie dałam Stanowi prztyczka w jego dumę. Zarzut niehonorowej postawy naprawdę gniewał wampiry. Jego twarz stała się tak straszna, że prawie się cofnęłam. Przez chwilę w jego oczach nie było już nic ludzkiego. Obnażył zęby, wyszczerzył kły, jego ciało jednocześnie zgięło się i zdawało wydłużać.

Chwilę później jednak wyprostował się i szorstkim skinieniem dłoni dał znać, żebym szła za nim. Bill i ja ruszyliśmy za Stanem w głąb domu. Musiało się tam znajdować z sześć sypialni, ale drzwi do wszystkich pokojów były zamknięte. Zza jednych dobiegały dźwięki świadczące o tym, że ktoś uprawia seks. Ku mojej uldze, minęliśmy te drzwi. Weszliśmy po schodach, co było dla mnie pewną niewygodą. Stan ani razu nie obejrzał się za siebie, ani nie zwolnił. Wspiął się po schodach w dokładnie taki samym tempie, w jakim szedł. Zatrzymał się przed jednymi drzwiami, wyglądającymi dokładnie tak samo, jak wszystkie inne drzwi. Otworzył je, a potem gestem nakazał mi wejść do środka.

To było coś, czego bardzo nie chciałam robić. Ale musiałam.

Zrobiłam krok do przodu i zajrzałam do środka.

Pomalowany na granatowo pokój był pusty. Na jednej ze ścian wisiała Isabel – jej łańcuch był ze srebra, rzecz jasna. Na przeciwnej wisiał Hugo, również związany łańcuchem. Oboje byli obudzeni i oboje oczywiście spojrzeli w kierunku drzwi. Isabel skinęła mi głową, jakbyśmy się spotkały w sklepie, chociaż była naga. Zauważyłam, że przeguby jej dłoni i kostki były owinięte czymś, co uniemożliwiało srebru ranienie jej, choć łańcuchy znacząco ją osłabiały. Hugo też był nagi. Nie mógł oderwać oczu od Isabel. Zerknął tylko na drzwi, a potem znów patrzył na nią.

Starałam się nie wyglądać na zbytnio zawstydzoną, bo wydawało mi się to nieodpowiednie; ale sądzę, że to był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam nago innego dorosłego – nie licząc Billa.

– Ona nie może się napić jego krwi, chociaż jest głodna. On nie może uprawiać z nią seksu, chociaż jest uzależniony. Oto ich kara na kilka najbliższych miesięcy – powiedział Stan. – Co by się stało, gdyby Hugo stanął przed ludzkim sądem?

Zastanowiłam się. Co takiego właściwie zrobił Hugo, za co mógłby być skazany?

Oszukał wampiry, ale przecież był tu źle traktowany. To znaczy kochał Isabel, ale zdradził jej kompanów. Hmm. To nie podpada pod żaden przepis.

– Założył posłuch w jadalni – zauważyłam. To było nielegalne. Tak sądzę.

– I na co by go za to skazano? – zapytał Stan.

Dobre pytanie. Kara nie byłaby raczej wysoka. Ława przysięgłych mogłaby uznać, że podsłuchiwanie kryjówki wampirów jest w porządku. Westchnęłam, co dla Stana było satysfakcjonującą odpowiedzią.

– Co jeszcze zrobił? – zapytał.

– Zaprowadził mnie do Bractwa pod fałszywymi pozorami… Nie nielegalnie. On… cóż, on…

– Dokładnie.

Wzrok Hugona ani na chwilę nie oderwał się od Isabel.

Hugo niezaprzeczalnie spowodował zło i je wspierał. Tak samo, jak niezaprzeczalnie Godfrey czynił zło.

– Jak długo będziesz ich tu trzymał? – zapytałam.

Stan wzruszył ramionami.

– Trzy albo cztery miesiące. Będziemy karmić Hugona, rzecz jasna. Isabel nie.

– A potem?

– Jego uwolnimy jako pierwszego. A następnego dnia ją.

Dłoń Billa chwyciła mój nadgarstek. Nie chciał, żebym zadawała dalsze pytania.

Isabel spojrzała na mnie i znów skinęła głową. W jej opinii było to sprawiedliwe.

– W porządku – powiedziałam, układając dłoń w gest, który miał oznaczać „stop”. – W porządku.

I odwróciłam się, żeby powoli i ostrożnie zejść po schodach. Miałam wrażenie, że straciłam część swojej prawości, ale za nic w świecie nie mogłam wymyślić, co innego mogłabym zrobić. Nie przywykłam do roztrząsania moralnych dylematów. Pewne sprawy po prostu są złe lub nie są.

Cóż, przyznaję, istnieje sfera pośrednia, na którą składa się kika rzeczy – na przykład sypianie z Billem, choć nie jesteśmy małżeństwem, czy nie mówienie Arlene, że jej sukienka źle wygląda. W sumie nie mogłam wyjść za mąż za Billa. To nielegalne. A poza tym – nie poprosił mnie o rękę.

Moje myśli krążyły wokół nieszczęsnej pary w pokoju na piętrze. Ku mojemu zaskoczeniu, bardziej było mi żal Isabel niż Hugona. W końcu Hugo zrobił coś złego. Winą Isabel było tylko zaniedbanie.

Musiałam się dość długo męczyć, zanim odsunęłam od siebie te myśli, a Bill w tym czasie dobrze się bawił na przyjęciu. Byłam na przyjęciach dla ludzi i dla wampirów tylko raz czy dwa, bo to nadal nie było uznane za normę, choć świat wiedział o istnieniu wampirów przynajmniej od dwóch lat. Otwarte picie – to znaczy krwiopijstwo – od ludzi było całkowicie zabronione i przyznam, że tu, w Dallas, to prawo było przestrzegane. Od czasu do czasu widziałam parę udającą się na piętro, ale wszyscy ludzie wracali w dobrym stanie. Wiem, bo liczyłam i obserwowałam.

Bill mainstreamował od tak wielu miesięcy, że spotkanie z innymi wampirami naprawdę go ucieszyło. Co chwilę zagłębiał się w rozmowę to z jednym, to z innym wampirem, wspominając Chicago w latach dwudziestych albo omawiając szanse inwestycyjne w wampirzych przedsięwzięciach na całym świecie.

Czułam się tak słabo, że cieszyła mnie możliwość siedzenia na kanapie i upijania od czasu do czasu łyku Screwdrivera [32]. Barman był miłym, młodym człowiekiem; przez chwilę nawet rozmawialiśmy. Powinnam się cieszyć z przerwy w obsługiwaniu stolików w Merlotte’s, ale chętnie przebrałabym się w strój służbowy i zaczęła przyjmować zamówienia. Nie przywykłam do dużych zmian.

Nagle na kanapie, tuż obok mnie, usiadła nieco młodsza ode mnie kobieta. Okazało się, że umawia się z tym wampirem zachowującym się jak sierżant w wojsku, Jospehem Velasquezem, który zeszłej nocy był z Billem w siedzibie Bractwa. Nazywała się Trudi Pfeiffer. Trudi miała czerwone, sterczące włosy, kolczyk w nosie i języku, a do tego makabryczny makijaż – w tym czarną szminkę. Z dumą powiedziała mi, że jej kolor nazywa się Grobowa Pleśń. Jej dżinsy były opuszczone tak nisko, że zastanawiałam się, jak może w nich wstawać i siadać. Może nosiła je w taki sposób, by pokazać kolczyk w pępku. Jej bawełniany top był bardzo krótki. Strój, w którym przyszłam, sprawiał, że w porównaniu z nią wypadałam słabo. Cóż, Trudi lubiła eksponować swoje ciało.

Kiedy się z nią rozmawiało, okazywała się tak dziwaczna, że jej wygląd schodził na dalszy plan. Trudi była studentką. Słuchając tego, co mówi, odkryłam, że wierzyła, że spotykając się z Josephem macha czerwoną płachtą na byka. Uznałam, że w tym wypadku bykiem mają być jej rodzice.

– Woleliby nawet, żebym umawiała się z kimś czarnym – powiedziała z dumą.

Starałam się wyglądać na odpowiednio zainteresowaną.

– Naprawdę nie lubią nieumarłych, co?

– Och, jasne. – Pokiwała kilka razy głową i zaczęła machać pomalowanymi na czarno paznokciami. Piła Dos Equis [33]. – Moja matka zawsze mówi „Nie możesz umawiać się z kimś żywym?”

Obie zaczęłyśmy się śmiać.

– Więc, jak twój związek z Billem? – Zamachała brwiami, by podkreślić wymowność pytania.

– Masz na myśli?…

– Jaki jest w łóżku? Joseph jest zajekurwabisty.

Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to pytanie zdziwiło, ale byłam skonsternowana. Zamyśliłam się na chwilę.

– Cieszę się twoim szczęściem – powiedziałam w końcu.

Gdyby była moją dobrą przyjaciółką Arlene, mogłabym mrugnąć i się uśmiechnąć, ale nie zamierzałam omawiać swojego życia erotycznego z nieznajomą. I nie obchodził mnie jej związek z Josephem.

Trudi wstała, żeby wziąć kolejne piwo, i wdała się w rozmowę z barmanem. Z ulgą zamknęłam oczy i poczułam, że znów ktoś usiadł obok mnie. Zerknęłam w prawo, żeby zobaczyć, kto teraz chce mi dotrzymać towarzystwa. Eric. Po prostu świetnie.

– Jak się czujesz? – zapytał.

– Lepiej niż wyglądam.

Co nie było prawdą.

– Widziałaś Hugo i Isabel?

– Tak.

Utkwiłam wzrok w mojej dłoni spoczywającej na kolanie.

– Adekwatne, nie sądzisz?

Uznałam, że Eric chce mnie sprowokować.

– W pewien sposób tak – odpowiedziałam. – Ale Stan powinien przestrzegać zasad.

– Mam nadzieję, że mu tego nie powiedziałaś.

Eric wydawał się rozbawiony.

– Nie, nie powiedziałam. Nie takimi słowami. Wszyscy jesteście tacy dumni.

Wyglądał na zdziwionego.

– Tak, to chyba prawda.

– Jesteś tu po to, żeby mnie sprawdzić?

– W Dallas?

Skinęłam głową.

– Tak. – Wzruszył ramionami. Miał na sobie bawełnianą koszulę z jakimś niebieskim wzorkiem, a ten gest sprawił, że wyglądał na bardziej barczystego niż w rzeczywistości. – Wypożyczyliśmy cię po raz pierwszy. Chciałem się upewnić, że wszystko pójdzie jak trzeba bez mojej oficjalnej obecności tutaj.

– Myślisz, że Stan wie, kim jesteś?

Wydawał się zainteresowany tym pomysłem.

– To niewykluczone – stwierdził w końcu. – Prawdopodobnie na moim miejscu zrobiłby to samo.

– Myślisz, że mógłbyś zostawić mnie i Billa w spokoju, kiedy wrócimy? – zapytałam.

– Nie. Jesteś zbyt użyteczna – odpowiedział. – Poza tym, mam nadzieję, że im częściej będziesz mnie widzieć, tym bardziej cię oplotę.

– Jak bluszcz?

Roześmiał się, ale jego oczy patrzyły na mnie w sposób, który świadczył o tym, że nie żartuje. Cholera.

– Wyglądasz bardzo pociągająco w tej sukience i bez bielizny – powiedział. – Gdybyś zostawiła Billa i przyszła do mnie z własnej woli, zaakceptowałby to.

– Ale nie zamierzam zrobić czegoś takiego – powiedziałam i wyczułam coś dziwnego.

Eric zaczął coś mówić, ale zamknęłam mu usta dłonią. Zaczęłam poruszać głową, jakby starając się złapać najlepszy odbiór – tylko tak mogę to wyjaśnić.

– Pomóż mi wstać – powiedziałam.

Eric bez słowa wstał i delikatnie pomógł mi się podnieść. Ściągnęłam brwi.

Byli wokół nas. Otaczali dom.

Ich umysły były rozgorączkowane. Gdyby Trudi nie paplała mi wcześniej nad uchem, mogłabym ich usłyszeć, kiedy się zbliżali.

– Eric… – zaczęłam, starając się uchwycić jak najwięcej myśli. Usłyszałam odliczanie. O Boże! – Wszyscy padnij! – krzyknęłam najgłośniej, jak tylko umiałam.

Wampiry posłuchały.

Kiedy Bractwo otworzyło ogień, tylko ludzie zostali trafieni.


Tłum. Puszczyk 1

Загрузка...