Rozdział szósty

WŁOSKI ŁĄCZNIK

21 kwietnia, poniedziałek

56,5 kg (tłuszcz spalony w wyniku podniecenia i strachu), jedn. alkoholu 0: wspaniale (ale jest dopiero 7.30 rano), papierosy 4 (bdb).

7.30.

Fantastycznie przygotowywać się do podróży, kiedy ma się jeszcze tyle czasu. Jak jest to napisane w Drodze rzadziej uczęszczane], istoty ludzkie mają umiejętność rozwoju i zmiany. Wczoraj wieczorem wpadł Tom i przepytał mnie z pytań. Jestem więc całkiem nieźle przygotowana, chociaż szczerze mówiąc, opracowując pytania, byłam nieco wstawiona.

9.15.

Właściwie to mam jeszcze mnóstwo czasu. Każdy wie, że kiedy biznesmeni śmigają między europejskimi lotniskami, pojawiają się czterdzieści minut przed odlotem, i tylko z walizeczką z nylonowymi koszulami. Samolot jest o 11.45. Muszę być na Gatwick o 11, więc złapię pociąg z Yictorii o 10.30 i metro o 10.00. Super.

9.30.

A jak na przykład nie wytrzymam i go pocałuję? Poza tym mam za ciasne spodnie i brzuch będzie mi sterczał. Chyba się przebiorę. Może też wezmę ze sobą przybory toaletowe, żeby się odświeżyć przed wywiadem.

9.40.

Nie do wiary, że zmarnowałam tyle czasu na pakowanie przyborów toaletowych, skoro najważniejsze to ładnie wyglądać po przyjeździe. Moje włosy wyglądają zupełnie idiotycznie. Będę musiała znowu je zmoczyć. Gdzie paszport?

9.45.

Jedyny problem – nie mogę unieść walizki. Może zredukuję zawartość kosmetyczki z przyborami toaletowymi do szczoteczki do zębów, pasty, płynu do płukania ust, mleczka do demakijażu i kremu nawilżającego. Muszę jeszcze wyjąć z mikrofalówki 3500 funtów i zostawić dla Gary’ego, żeby mógł zacząć zbierać materiały na nową pracowniosypialnię i taras na dachu! Hurra!

9.50.

Bosko. Zamówiłam minitaksówkę. Będzie za dwie minuty.

10.00.

Gdzie jest ta taryfa?

10.05.

Gdzie, do kurwy nędzy, jest ta taryfa?

10.06.

Zadzwoniłam do firmy taksówkowej. Mówią, że srebrny cavalier stoi przed domem.

10.07.

Srebrny cavalier nie stoi przed domem ani nigdzie w pobliżu.

10.08.

Facet z firmy mówi, że srebrny cavalier w tej chwili to już na pewno wjeżdża na moją ulicę.

10.10.

Ciągle nie ma tej taksówki. Pieprzona, pieprzona taksówka i wszyscy jej… Aaa. Jest. Och, kurwa, gdzie klucze?

10.15.

Już siedzę w taksówce. Na pewno kiedyś pokonałam tę trasę w piętnaście minut.

10.18

Aaa. Taksówka ni z tego, ni z owego wjechała na Marylebone Road – z niewiadomego powodu decydując się na wycieczkę krajoznawczą po Londynie, zamiast jechać na Victorię. Siłą woli powstrzymuję się, żeby nie rzucić się na kierowcę, zabić go i zjeść.

10.20.

Z powrotem jedziemy normalną trasą, tzn. już nie kierujemy się w stronę Newcastle, ale panują straszne korki. Teraz w Londynie korki są na okrągło.

10.27.

Ciekawe, czy możliwe jest dojechanie w jedną minutę z Marble Arch do Gatwick Express?

10.35.

Victoria. OK. Spokojnie, spokojnie. Pociąg odjechał beze mnie. Ale jeżeli złapię ten o 10.45, to będę miała jeszcze pół godziny do odlotu. A poza tym lot pewnie będzie opóźniony.

10.40.

Ciekawe, czy zdążę kupić na lotnisku nowe spodnie? Zresztą nie zamierzam się tym denerwować. W samotnym podróżowaniu cudowne jest to, że można udawać kogoś innego, być bardzo eleganckim i w stylu zeń, i nikt cię nie zna.

10.50.

Wolałabym nie wyobrażać sobie ciągle, że paszport wypadł mi z torby i że muszę wracać do domu.

11.10.

Pociąg z jakiegoś powodu się zatrzymał. Nagle wszystkie te dodatkowe zabiegi pielęgnacyjne, jakie wykonałam, np. położenie dodatkowej warstwy lakieru na paznokcie u nóg, wydają się zupełnie bez znaczenia w porównaniu z tym, że mogę w ogóle nie dojechać na miejsce.

11.45.

Nie mogę w to uwierzyć. Samolot odleciał beze mnie. Południe. Dzięki Bogu, panu Darcy’emu i wszystkim aniołom w niebiesiech. Okazuje się, że za godzinę i czterdzieści minut mogę lecieć innym samolotem. Zadzwoniłam do agentki, która powiedziała, że nie ma sprawy, przełoży spotkanie na dwie godziny później. Super, pobuszuję po sklepach na lotnisku.

13.00.

B. zadowolona z zakupu falującej, szyfonowej sukienki w różyczki, chociaż uważam, że powinni je szyć tak, żeby dobrze się układały na tyłku. Cudowne są te sklepy na lotnisku. Sir Richard Rogers, Terence Conran i im podobni zawsze narzekają, że lotniska przemieniły się w wielkie centra handlowe, ale ja myślę, że to dobrze. Może napiszę o tym w swoim następnym wywiadzie z samym sir Richardem, jeśli nie z Billem Clintonem. Jeszcze tylko przymierzę bikini.

13.30.

Dobra. Jeszcze tylko wyślę listy, kupię sobie niezbędne rzeczy w Body Shop i już idę do samolotu.

13.31.

Rozległ się komunikat: „Pasażerka Jones, ostatnia pasażerka lotu BA 175 do Rzymu, proszona jest o natychmiastowe udanie się do przejścia 12, gdzie czeka samolot gotowy do odlotu”.


22 kwietnia, wtorek

58 kg Jedn. alkoholu 2, papierosy 22, telefony od apodyktycznego Michaela z „Independent”, sprawdzającego, „jak sobie radzimy”: około 3O, liczba przesłuchań kasety z wywiadem 17, liczba napisanych słów „wywiad” 0.

9.00.

Z powrotem w domu w Londynie po podróży będącej darem niebios. Dobra, biorę się do spisywania wywiadu. To zdumiewające, jak skupienie się na pracy i karierze zawodowej całkowicie odrywa myśli od romantycznego smutku. Ale było fantastycznie. Kiedy taksówka podrzuciła mnie na ten plac w Rzymie, myślałam, że zemdleję: coś fantastycznego – złote słońce i wielki, ogromny plac pełen wysokich ruin, a na samym jego środku pan… Ooo, telefon. To był Michael z „Independent”.

– To co, zrobiłaś?

– Tak – odparłam zarozumiale.

– Pamiętałaś, żeby wziąć dyktafon, a nie walkmana?

No słowo daję. Nie wiem, co mu Tom o mnie naopowiadał, ale coś w tonie jego głosu sugeruje, że nie wyraził się z jakimś szczególnym szacunkiem.

– Masz czas do czwartej. Bierz się do roboty. Lalala. To całe wieki.

Trochę sobie odsapnę. Mmm. Wyglądał dokładnie jak pan Darcy – cały ogorzały i zgrabny. Nawet mnie zaprowadził do jakiegoś kościoła z dziurą w środku, do grobu jakiegoś Adriana czy kogoś tam, posągu Mojżesza i w bardzo męski sposób uważał, żeby mnie nie potrącił samochód, i cały czas mówił po włosku. Mmm. Południe. Ranek nie minął jakoś szczególnie dobrze, ale przecież potrzebowałam trochę czasu, żeby przyswoić sobie to, co się wydarzyło, i opowiedzieć koleżankom o swoich wrażeniach, więc w sumie był wysoce produktywny.

14.00.

Znowu telefon. Tak to już bywa, kiedy się jest wybitnym dziennikarzem – telefony się urywają. To był znowu ten cholerny apodyktyczny Michael:

– Jak nam idzie?

Co za tupet! Jeszcze nawet nie minął ostateczny termin wyznaczony na godzinę

16.00.

Naprawdę jestem zadowolona z tego nagrania. Miałam świetny pomysł, żeby zacząć od łatwych pytań, zanim przeszłam do treściwych pytań Toma, które spisałam poprzedniego wieczoru, chociaż byłam nieco podcięta. Myślę, że moje pytania zrobiły na nim ogromne wrażenie, naprawdę.

14.30.

Jeszcze tylko szybciutko napiję się kawy i zapalę sobie papieroska.

15.00.

Lepiej znowu odsłucham kasetę. Ding dong! Jeszcze tylko zadzwonię do Shaz i puszczę jej ten ostatni kawałek. Aaa, aaa.

Jest 15.3O, a ja nawet nie zaczęłam. Zresztą nie ma powodu do paniki. Będą siedzieć na lunchu całą wieczność, potem wrócą pijani jak, jak… jak dziennikarze. Niech tylko poczekają, aż zobaczą wyniki mojej pracy. Jak zacząć? Oczywiście wywiad musi zawierać moje wrażenia ze spotkania z panem Darcym, a także umiejętnie wplecione wypowiedzi na temat nowego filmu Fever Pitch, teatru, filmu itd. Na pewno co tydzień będę regularnie dostawała nowy wywiad do zrobienia: Portrety Bridget Jones. Jones spotyka się z Darcym. Jones spotyka się z Blairem. Jones spotyka się z Marcosem, tylko że on nie żyje.

16.00.

Jak ja mam tworzyć, skoro ten cholerny Michael ciągle do mnie wydzwania, mówiąc, co mam, a czego nie mam pisać? Wrrr. Jeżeli to znowu on… W tej gazecie pozbawieni są szacunku dla dziennikarzy. Zupełnie.

17.15.

Harhar.

– Właśnie. Piszę – powiedziałam. To mu zamknęło usta.

18.00.

Wszystko jest OK. Wszyscy wybitni dziennikarze przeżywają kryzysy z terminem.

19.00.

Och, kurwa, kurwa. Och, kurwa, żesz kurwa.


23 kwietnia, środa

58,5 kg (chyba już na dobre ugrzęzłam w tłuszczu), telefony z gratulacjami od przyjaciół, krewnych i kolegów z pracy w związku z wywiadem z Colinem Firthem O, telefony z gratulacjami od pracowników „Independent” w związku z wywiadem z Colinem Firthem O, telefony z gratulacjami od Colina Firtha w związku z wywiadem z Colinem Firthem 0 (to jakieś dziwne).

8.00.

Dzisiaj ukazuje się mój artykuł. Pisałam go trochę w pośpiechu, ale na pewno wyszedł całkiem nieźle. Może nawet dość dobrze. Mogłaby się ta gazeta trochę pośpieszyć.

8.10. Gazeta jeszcze nie przyszła.

8.20.

Hurra! Mam już tę gazetę. Właśnie przeczytałam swój wywiad. „Independent” zupełnie zignorował to, co napisałam. Może faktycznie trochę się spóźniłam, ale to niedopuszczalne. Oto, co wydrukowali:

W związku z nieprzewidzianymi problemami technicznymi byliśmy zmuszeni wydrukować wywiad Bridget Jones z Colinem Firthem w postaci dosłownego zapisu z kasety magnetofonowej.

BJ: Dobrze. Teraz zacznę przeprowadzać wywiad.

CF: (Nieco histerycznie) świetnie, świetnie. (Bardzo długa przerwa)

BJ: Jaki jest twój ulubiony kolor?

CF: Słucham?

BJ: Jaki jest twój ulubiony kolor?

CF: Niebieski. (Długa przerwa)

BJ: Jaki jest twój ulubiony pudding?

CF: Eee… Creme brulee.

BJ: Wiesz, ten nowy film Nicka Homby’ego Fever Pitch…?

CF: Tak? (Przerwa. Szelest papieru)

BJ: Czy… O. (Znowu szelest papieru) Czy uważasz, że książka Fever Pitch zasiała ziarno nurtu spowiedniczego?

CF: Słucham?

BJ: Zasiała. Ziarno. Nurtu. Spowiedniczego.

CF: Zasiała ziarno nurtu spowiedniczego?

BJ: Tak.

CF: Cóż. Styl Nicka Homby’ego niewątpliwie był później naśladowany, gdyż, jak sądzę, reprezentuje bardzo interesujący nurt, choć nie jestem pewien, czy Homby…yyy… zasiał jego ziarno.

B J: Wiesz, w tej Dumie i uprzedzeniu zrobionej przez BBC…

CF: Tak, wiem.

BJ: Wiesz, kiedy musiałeś zanurzyć się w jeziorze.

CF: Tak.

BJ: Czy kiedy trzeba było zrobić kolejne ujęcie, musiałeś zdjąć mokrą koszulę i nałożyć suchą?

CF: Tak, chyba rzeczywiście musiałem tak zrobić, tak. Scusi. Ha vinto. E troppoforte. Si grozie.

BJ: (Oddychając spazmatycznie) Ile razy musiałeś się zanurzać w jeziorze?

CF: (Kaszle) No… Ujęcia w wodzie były kręcone w cysternie w Ealing Studios.

BJ: O nie.

CF: Niestety tak. W tym ujęciu niezwykle króciutkim – gdzie, yyy, znajdowałem się w powietrzu – zastąpił mnie kaskader.

BJ: Ale wyglądał jak pan Darcy.

CF: Dlatego, że przykleił sobie bokobrody i włożył kostium pana Darcy’ego na kombinezon piankowy, co sprawiło, że właściwie wyglądał jak Elvis pod koniec życia. Z powodu ubezpieczenia mógł to zrobić tylko raz, a potem przez jakieś sześć tygodni musiał sobie szukać zadrapań. We wszystkich pozostałych ujęciach z mokrą koszulą występowałem ja.

BJ: I tę koszulę trzeba było za każdym razem moczyć na nowo?

CF: Tak, spryskiwali ją. Spryskiwali ją, a potem…

BJ: Czym?

CF: Słucham?

BJ: Czym?

CF: Jakimś psikaczem. Słuchaj, czy możemy…

BJ: Tak, ale chciałam spytać, czy musiałeś zdejmować tę koszulę i… i nakładać inną?

CF: Tak.

BJ: Żeby ją znowu zmoczyli?

CF: Tak.

BJ: (Przerwa) Wiesz, ten nowy film Fever Pitch…?

CF: Tak?

BJ: Jakie widzisz główne różnice i podobieństwa między postaciami Paula z Fever Pitch i…?

CF: I?

BJ: (Nieśmiało) Pana Darcy’ego.

CF: Jeszcze nikt mnie o to nie pytał.

BJ: Nie?

CF: Nie. Myślę, że główne różnice to…

BJ: To znaczy, że to bardzo oczywiste pytanie?

CF: Nie. Chciałem powiedzieć, że jeszcze nikt mnie o to nie pytał.

BJ: To znaczy, że ludzie nie pytają ciągle o to?

CF: Nie, nie, zapewniam cię.

BJ: Więc to…

CF: To zupełnie nowe, świeżutkie pytanie, tak.

BJ: Ojeju.

CF: Możemy iść dalej?

BJ: Tak.

CF: Pan Darcy nie jest pomocnikiem Arsenału.

BJ: Nie.

CF: Nie jest nauczycielem.

BJ: Nie.

CF: Żył prawie dwieście lat temu.

BJ: Tak.

CF: Paul z Fever Pitch uwielbia tłum kibiców.

BJ: Tak.

CF: Natomiast pan Darcy nie znosi nawet wiejskich potańcówek. No. Czy możemy porozmawiać o czymś, co nie dotyczy pana Darcy’ego?

BJ: Tak. (Przerwa. Szelest papieru)

BJ: Chodzisz jeszcze ze swoją dziewczyną?

CF: Tak.

BJ: O. (Długa przerwa)

CF: Wszystko w porządku?

BJ: (Ledwo słyszalnie) Myślisz, że niezależne kino brytyjskie idzie do przodu?

CF: Nie słyszę.

BJ: (Smętnie) Myślisz, że niezależne kino brytyjskie idzie do przodu?

CF: Do przodu ku… (Zachęcająco)…ku czemu?

BJ: (Po bardzo długim namyśle) Ku przyszłości.

CF: Tak. Uważam, że krok po kroku zdobywa sobie coraz większą widownię. Dosyć lubię kino niezależne, ale lubię też wielkie widowiska i byłoby dobrze, gdybyśmy i ich produkowali więcej.

B J: Ale nie stanowi dla ciebie problemu to, że ona jest Włoszką i w ogóle?

CF: Nie. (Bardzo długa przerwa)

BJ: (Markotnie) Uważasz, że pan Darcy ma wymiar polityczny?

CF: Rzeczywiście spekulowałem na temat jego poglądów politycznych, jeżeli w ogóle miał takowe, ale nie wydaje mi się, żeby były one jakoś szczególnie interesujące dla czytelnika „Independent”. Chodzi mi o prewiktoriańską czy też wiktoriańską ideę bogatego dobroczyńcy, co chyba jest dość thatcherowskie. To znaczy, myśl socjalistyczna z pewnością nie pojawiła się w…

BJ: Nie.

CF:…nie pojawiła się w jego sferze. Jasno to pokazano w jego sylwetce miłego faceta, który jest zawsze bardzo grzeczny wobec swoich dzierżawców. Myślę jednak, że bliżej mu do bohatera nietzscheańskiego…

BJ: Co to znaczy niczański?

CF: No wiesz, idea, eee, istoty ludzkiej jako nadczłowieka.

B J: Supermana?

CF: Nie, nie Supermana, nie. Nie. (Ciche jęknięcie) Nie, nie sądzę, by nosił majtki na spodniach, nie. Słuchaj, naprawdę chciałbym już zejść z tego tematu.

BJ: Jaki jest twój nowy projekt?

CF: Ma tytuł Świat mchu.

BJ: To jakiś program przyrodniczy?

CF: Nie. Nie, nie. To, yyy, to, eee, film o ekscentrycznej rodzinie z lat trzydziestych, której ojciec ma fabrykę mchu.

B J: To mech nie rośnie w sposób naturalny?

CF: No nie, on wytwarza coś, co się nazywa torfowiec i było używane do opatrywania ran podczas pierwszej wojny światowej i… eee… to… eee… bardzo lekki, zabawny…

B J: (Bez przekonania) Brzmi bardzo zachęcająco.

CF: Mam taką nadzieję.

BJ: Mogę jeszcze spytać o tę koszulę?

CF: Tak.

BJ: W sumie ile razy musiałeś ją zdejmować i nakładać?

CF: Dokładnie… nie wiem. Yyy. Niech się zastanowię… Jest taka scena, w której idę do Pemberley. To nagrywaliśmy tylko raz. Jedno ujęcie. Potem ta scena, w której oddaję komuś swojego konia… tam chyba musiałem się przebrać.

BJ: (Rozpromieniając się) Przebrać się?

CF: (Stanowczo) Tak. Raz.

BJ: Więc zasadniczo była tylko ta jedna mokra koszula, tak?

CF: Jedna mokra koszula, którą spryskiwali, tak. W porządku?

BJ: Tak. Jaki jest twój ulubiony kolor?

CF: Już to przerabialiśmy.

BJ: Eee. (Szelest papieru) Czy nie wydaje ci się, że film Fever Pitch był w rzeczywistości o emocjonalnym popapraniu?

CF: O emocjonalnym czym?

BJ: Popapraniu. No wiesz, o facetach, którzy są pieprzniętymi alkoholikami mającymi fobię na punkcie związków i obchodzi ich tylko piłka nożna.

CF: Nie, nie sądzę. Uważam, że w pewnym sensie Paul o wiele lepiej radzi sobie ze swoimi emocjami i czuje się w tym wszystkim znacznie wolniejszy niż jego dziewczyna. Myślę, że w rzeczywistości, w ostatecznym rozrachunku, najbardziej przejmujące w tym, co Nick Homby próbuje powiedzieć w jego imieniu, jest to, że w tym dość przyziemnym, zwykłym świecie, Paul znalazł coś, co daje mu dostęp do doświadczeń emocjonalnych, które…

B J: Przepraszam.

CF: (Wzdycha) Tak?

BJ: Nie czujesz bariery językowej ze swoją dziewczyną?

CF: Ona świetnie mówi po angielsku.

BJ: Ale nie wydaje ci się, że lepiej by ci było z dziewczyną, która jest Angielką i bardziej w twoim wieku?

CF: My się dogadujemy.

BJ: Hmmm. (Posępnie) Na razie. Czy czasami wolisz występować w teatrze?

CF: Yyy. Nie podpisuję się pod poglądem, że prawdziwe aktorstwo pojawia się tylko w teatrze, że film to żadna gra. Ale rzeczywiście, wolę teatr, tak.

BJ: Ale nie uważasz, że teatr jest trochę nieprawdziwy i żenujący, a poza tym trzeba siedzieć sztywno przez całą sztukę, zanim będzie można coś zjeść, porozmawiać czy…

CF: Nieprawdziwy? Żenujący i nieprawdziwy?

BJ: Tak.

CF: To znaczy nieprawdziwy w takim sensie, że…

BJ: Widać, że to wszystko nieprawda.

CF: A, nieprawdziwy w tym sensie, tak. (Ciche jęknięcie) Yyy. Myślę, że dobry teatr nie powinien być taki. Już bardziej… Kręcenie filmu jest znacznie bardziej sztuczne.

BJ: Naprawdę? Zdaje się, że filmu nie robi się za jednym zamachem, prawda?

CF: No, nie. Nie. Tak. Filmu nie robi się za jednym zamachem. Jest kręcony po kawałeczku. (Głośniejsze jęknięcie) Po kawałeczku.

BJ: Rozumiem. Myślisz, że pan Darcy przespałby się przed ślubem z Elizabeth Bennet?

CF: Tak, myślę, że mógłby to zrobić.

BJ: Naprawdę?

CF: Tak. Myślę, że to całkowicie możliwe. Tak.

BJ: (Z zapartym tchem) Naprawdę?

CF: Myślę, że to możliwe, tak.

B J: Jak to możliwe?

CF: Nie wiem, czy Jane Austin zgodziłaby się ze mną w tej kwestii, ale…

BJ: Nie możemy się tego dowiedzieć, bo ona nie żyje.

CF: Nie, nie możemy… ale myślę, że pan Darcy Andrew Daviesa miał ogromny popęd seksualny.

BJ: (Dyszy)

CF: I.yyy…

BJ: Uważam, że naprawdę bardzo, bardzo dobrze oddałeś to swoją grą. Naprawdę bardzo dobrze.

CF: Dziękuję. Andrew nawet napisał taką wskazówkę: „Wyobraź sobie, że Darcy ma erekcję”. (B. głośny trzask)

B J: W której to było scenie?

CF: Na samym początku, kiedy Elizabeth idzie przez wieś i wpada na niego na polach.

B J: I jest cała ubłocona?

CF: I rozczochrana.

B J: I spocona?

CF: Właśnie. B J:

Trudno było to zagrać?

CF: To znaczy erekcję?

B J: (Nabożnym szeptem) Tak.

CF: Yyy, no, Andrew napisał też, że nie powinniśmy się na tym skupiać, więc nie wymagało to ode mnie żadnej gry.

BJ: Mmm. (Długa przerwa)

CF: Tak. (Znowu przerwa)

BJ: Mmm.

CF: To co, kończymy?

BJ: Nie. Jak twoi przyjaciele zareagowali, kiedy zacząłeś grać pana Darcy’ego?

CF: Ciągle sobie żartowali, przy śniadaniu mruczeli „panie Darcy” i tak dalej. Był taki krótki okres, kiedy musieli bardzo się starać, żeby ukryć, że wiedzą, kim naprawdę jestem i…

BJ: Przed kim to ukrywali?

CF: No, przed osobami, które podejrzewały, że trochę przypominam pana Darcy’ego.

BJ: Ale ty uważasz, że go nie przypominasz?

CF: Tak, nie uważam, że przypominam pana Darcy’ego.

BJ: Ja myślę, że jesteś dokładnie taki jak on.

CF: W jakim sensie?

BJ: Mówisz tak samo jak on.

CF: Och, naprawdę?

BJ: Wyglądasz dokładnie jak on, i ja, och… och… (Trzaski, a potem odgłosy szarpaniny)

Загрузка...