Nie mówisz poważnie! — Hamish Alexander potrząsnął gwałtownie głową i spojrzał gniewnie na Honor.
Oboje siedzieli w gabinecie jego miejskiej posiadłości. Na oparciu fotela Hamisha leżała wygodnie Samantha, opierając łeb na chwytnych łapach, na oparciu fotela Honor rozciągnął się Nimitz. Czuła niezadowolenie i żal treecatów na myśl o dłuższym rozstaniu, ale czuła też ich zgodę.
U gospodarza nie było śladu tego uczucia.
— Mówię zupełnie poważnie — odparła spokojnie, choć spokoju nie czuła. — I oszczędź sobie trudu: wiem, że z perspektywy High Ridge’a to polityczna mina. Obaj z Williem macie tak opanowane sytuacje w parlamencie, jak to tylko możliwe, a niezależnie od tego, co myślimy oboje o Janaceku, ktoś musi objąć dowództwo wzmocnionej stacji Sidemore. Z uwagi na jej historię, mam pewne osobiste zobowiązania wobec mieszkańców planety.
— Oczywiście, że masz, i oni cholernie dobrze o tym wiedzą! High Ridge i reszta są pozbawionymi skrupułów skurwielami, ale niestety nie są bandą matołów: zorientowali się, jak działasz, gdy ktoś wciśnie ci guzik z napisem „odpowiedzialność i obowiązek”. Manipulują tobą i wiesz o tym równie dobrze jak ja.
— Wiem — zgodziła się spokojnie. — I widzę, że z ich perspektywy moja nieobecność ma całą masę zalet. Ale oni nie wiedzą, że to także może mieć zalety z naszego punktu widzenia.
— Nie sądzę, żeby Willie tak uważał. A jeśli nawet, to ja…
— Willie może cię zaskoczyć. A ty powiedz prawdę, bo mówiąc o naszym punkcie widzenia, nie miałam na myśli parlamentu.
White Haven zamknął usta i w jego oczach mignęło cierpienie. Honor pozostała jednak nieugięta, bo nie miała innego wyjścia. Spoglądała na niego spokojnie i czekała.
Milczenie przeciągało się, aż w końcu uśmiechnęła się ze smutkiem.
— Musimy znaleźć się z dala od siebie, Hamish — powiedziała łagodnie. — Nic nie mów, posłuchaj. Nie przyjechałam się z tobą sprzeczać czy dyskutować o mojej decyzji. Już postanowiłam, że przyjmę to dowództwo, i chciałam ci o tym powiedzieć osobiście. To nie była łatwa decyzja. Doskonale wiem, że Janacek liczy na to, że wepchnie mnie na pole minowe, ale nie zmienia to faktu, że jest to okazja, jakiej oboje potrzebujemy.
— Ale…
— Nie! — przerwała mu zdecydowanie. — Od lat tańczymy wokół prawdy i to nas oboje zabija. Ty to wiesz, Nimitz i Samantha o tym wiedzą. Ja wiem… i Emily także!
Hamish zbladł i chciał odruchowo zaprzeczyć, ale był na to zbyt uczciwy, nic więc nie powiedział. Czuła jego wstyd, że to ona musiała w końcu otwarcie postawić sprawę.
— Kocham cię — powiedziała bardzo, bardzo cicho. — A ty kochasz mnie i kochasz Emily. Wiem o tym od dawna, ale wiem też, że zwłaszcza po tym skandalu nie odważymy się zrobić niczego. Nie możemy, choć bardzo byśmy chcieli. Tylko że ja nie jestem dość silna, by przestać chcieć. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek będę dość silna, ale muszę znaleźć jakiś sposób. Potrzebuję czasu. To dla nas jedyne wyjście nie obciążone polityczną ceną, która jest dla nas nie do zaakceptowania.
— Przecież zaproponowali ci to tylko dlatego, iż są pewni, że to w jakiś sposób walnie, bo musi walnąć, i ty będziesz wszystkiemu winna! Dokładnie jak z tym przysłowiowym granatem w szambie.
— Nie wiem, czy ujęłabym to równie poetycko, ale generalnie masz rację. Tyle że jest i druga strona medalu: problem istnieje naprawdę i potrzebują kogoś, kto przynajmniej spróbowałby go rozwiązać. A każde rozwiązanie lepsze od katastrofy jest w tym układzie dobrym rozwiązaniem z naszego i z ich punktu widzenia. Oczywiście jeśli ta katastrofa nastąpi, będą potrzebować kozła ofiarnego i wybór mojej skromnej osoby wskazuje, że tego właśnie się spodziewają. Być może mają rację, ale to nie zmienia faktu, że trzeba spróbować zapobiec nieszczęściu. Nadaję się do tego lepiej niż większość admirałów, którzy chcieliby gadać z obecną Admiralicją, i z osobistych powodów, które znasz, idealnie pasuje mi odseparowanie się od ciebie na jakiś czas. Zrozum to! To dla mnie ważne, żebyś zrozumiał. Nie mogę dłużej czekać, wiedząc, co czujesz i co sama czuję, i będąc blisko ciebie, bo skończy się to naprawdę źle. Potrzebuję czasu i spokoju z daleka od ciebie. To nie twoja wina i nie moja wina. To po prostu konieczność!
Czuła jego ból, złość i wstyd, ale pod tym wszystkim pojawiło się też zrozumienie. Nie było to radosne zrozumienie, bardziej pogodzenie się z losem z konieczności, ale wystarczyło. Bo musiało.
— Ile czasu potrzebujesz? — spytał.
— Nie wiem — przyznała uczciwie. — Czasami myślę, że wieczność, a czasami, że wystarczy kilka tygodni, byśmy oboje złapali oddech i opamiętali się. To jedyne wyjście, bo nie znajdę żadnego rozwiązania, skupiając wszystkie siły na poprawnym zachowaniu wbrew temu, co czuję.
Hamish zamknął oczy. Była świadoma, jak bardzo chciałby znaleźć argument, który pozwoliłby mu się z nią nie zgodzić. Ale nie znalazł. Więc po długiej niczym wieczność ciszy otworzył oczy i powiedział:
— Nie podoba mi się to, ale nie widzę lepszego wyjścia. Tylko na litość boską, bądź ostrożna, bo masz rację: kocham cię i za każdym razem, gdy zaglądasz śmierci w oczy, umiera jakaś część mnie. Wszystko ma swoje granice. Taniec na brzytwie także, zwłaszcza bez ciężkich obrażeń. — Honor poczuła, jak robi się jej mokro pod powiekami, i chciała coś odrzec, lecz Hamish powstrzymał ją gestem i dodał: — Wiem, że masz rację i że tak naprawdę nie możemy być razem. Ale jest też druga prawda: nie mogę cię stracić. Sądziłem, że tak się stało, gdy pokazano twoją egzekucję, i wiem, że nie wytrzymam drugi raz twojej śmierci. Więc masz wrócić, i to żywa! Znajdziemy jakiś sposób, więc lepiej byłoby dla ciebie, żebyś tu była, kiedy to nastąpi!
— Jest mi strasznie przykro, księżno, ale to po prostu nie będzie możliwe.
Honor oparła się wygodniej, założyła nogę na nogę i chłodno przyjrzała się rozmówczyni siedzącej po przeciwnej stronie biurka. Admirał Eskadry Czerwonej Josette Draskovic była smukłą ciemnowłosą kobietą, starszą do niej o jakieś trzydzieści pięć lat standardowych. Posiadała też nadmiar energii i sprawiała wrażenie, że nawet siedząc spokojnie, podskakuje nerwowo. Zastąpiła sir Luciena Corteza na stanowisku Piątego Lorda Przestrzeni, czyli była odpowiedzialna za sprawy personalne Royal Manticoran Navy. I choć na jej twarzy nie drgnął żaden mięsień, Honor była pewna, że w duchu uśmiecha się tryumfująco.
— W takim razie sugeruję, żeby dopilnowała pani, by to było możliwe — odparła spokojnie.
— Przepraszam?! — Draskovic zesztywniała i najeżyła się równocześnie. — Chyba się przesłyszałam?
Honor uśmiechnęła się lekko, czując jej emocje. Nimitz leżał sobie zwinięty w kłębek na jej kolanach, wyglądając na śpiącego, ale w rzeczywistości był zły.
Honor nie spotkała się z admirał Draskovic, dopóki Janacek nie obsadził Admiralicji swoimi totumfackimi. Od tej pory starły się dwa razy i Draskovic żadnego z tych spotkań nie wspominała mile. Oba miały miejsce, gdy została wezwana przez komisję do spraw floty Izby Lordów, a powodem owych niemiłych wspomnień była księżna Harrington, która przy pierwszej okazji zjawiła się na posiedzeniu z własnymi ocenami aktualnego stanu Królewskiej Marynarki. I okazało się w czasie konfrontacji, że choć dane, które Draskovic przedstawiła parlamentowi, nie były fałszywe, to sposób, w jaki to zrobiła, był tendencyjny. Honor pozwoliła jej pogrążyć się do reszty, a potem dobiła rzeczywistymi wyliczeniami, ile osób jest w tej chwili w aktywnej służbie, a ile znajduje się na połowie pensji.
Drugi raz był niewiele lepszy. Co prawda nie dała się złapać na żadnym kłamstwie, ale nieustępliwe, rzeczowe wypytywanie, jakie zafundowała jej Honor, doprowadziło ją prawie do bełkotu, gdy próbowała obronić politykę personalną Admiralicji, która z punktu widzenia logiki i kompetencji była nie do obrony. Wyszła dzięki temu na niekompetentnego durnia, a takie upokorzenie bolało, tym bardziej że należała do „politycznych” admirałów, co to walki na oczy nie widzieli, a karierę zawdzięczali układom. Dlatego zresztą zajmowała obecnie to stanowisko. Teraz miała okazję wyrównać rachunki. Ostateczne bowiem decyzje zatwierdzające przydziały oficerskie należały do Piątego Lorda Przestrzeni. Dotyczyło to zwłaszcza sztabów i kapitanów okrętów flagowych zespołów wydzielonych czy flot. Tradycją RMN było, iż oficer flagowy wyznaczony na dowódcę stacji czy bazy mógł wybrać sobie oficerów, których chciałby mieć w swoim sztabie, i jeśli tylko było to wykonalne, dostawał ich. Jedynym ograniczeniem była ich dostępność. Draskovic jednakże najwyraźniej nie była zwolenniczką tradycji. Zwłaszcza gdy ignorowanie jej pomagało zemścić się na kimś, kto ją upokorzył.
Honor stwierdziła, że to, czy pani admirał czuje się upokorzona, zupełnie jej nie wzrusza. Jak to kiedyś wyraził się sir Horace Harkness, „zwisa jej to i powiewa”. Draskovic dobrowolnie i świadomie skurwiła się zawodowo, decydując się na aktywne służenie High Ridge’owi i Janacekowi, toteż wszelkie nieprzyjemności i wstyd, jakie ją z tego powodu spotkały, nie dość że były zasłużone, to w dodatku spotkały ją na jej własną prośbę.
Draskovic naturalnie tak tego nie traktowała, ale to także był jej problem, bo Honor nie miała najmniejszego zamiaru dać jej satysfakcji wynikającej z zemsty. Podjęcie decyzji o przyjęciu dowództwa było wystarczająco ciężkie, a teraz na dodatek miała do czynienia ze sługusem rządu, który zmieszał ją z błotem i który aż się prosił o to, by doświadczyć furii, która nią trzęsła od paru miesięcy. Fakt, że sługus ten był na dodatek polityczną kurwą i hańbił mundur, który nosił, powodował, że ujście złości byłoby jak najbardziej uzasadnione.
Nic z tych przemyśleń nie odbiło się na jej twarzy, tyle że wyraz oczu jeszcze bardziej stwardniał. Za to ton stał się lodowaty.
— Sugeruję, by pani dopilnowała, aby stało się to możliwe. Dałam pani listę oficerów, którzy są mi niezbędni do wypełnienia obowiązków dowódcy stacji Sidemore. Biorąc pod uwagę znaczne redukcje w liczebności naszych okrętów liniowych oraz zaprzestanie działań wojennych na froncie z Republiką Haven, nie wierzę, że oficerowie ci są niezbędni i nie mogą być odwołani z obecnych przydziałów.
— Wiem, że uważa się pani za eksperta w dziedzinie zarządzania kadrami floty — odpaliła Draskovic. — Tym niemniej tak się składa, że jestem na nieco lepszej pozycji, by ocenić dostępność oficerów służących w Królewskiej Marynarce.
— Nie wątpię, że jest pani na lepszej pozycji, by to ocenić… gdyby zadała pani sobie ten trud — oceniła rzeczowo Honor.
— A co dokładnie ma znaczyć ta wypowiedź, admirał Harrington? — warknęła Draskovic.
— Sądziłam, że wyraziłam się wystarczająco jasno, admirał Draskovic, ale cóż… Znaczy to, że jest dla mnie oczywiste i nie ulegające żadnej wątpliwości, że nie zamierzała i nie zamierza pani rozważyć, czy oficerowie, o których prosiłam, są dostępni. Prawdę mówiąc, wątpię, by w ogóle sprawdziła pani nazwiska z tej listy.
— Jak pani śmie?! — Draskovic usiadła prosto, a w jej oczach błysnęła furia. — Wiem, że według pani zasady dotyczące nas, zwykłych śmiertelników, nie obowiązują także wielkiej Salamandry, ale zapewniam panią, że obowiązują!
— Jestem pewna, że tak jest, ale to akurat nie ma nic wspólnego z tematem naszej rozmowy — zauważyła lodowato Honor. — I zdaje sobie pani z tego sprawę równie dobrze jak ja.
— Jak bardzo by pani nie przeceniała swojej ważności, admirał Harrington, przypominam, że jestem nie tylko Lordem Przestrzeni, ale posiadam także o dobre piętnaście lat standardowych dłuższe starszeństwo od pani! — zgrzytnęła Draskovic. — Ani stopień admiralski, ani parostwo ani nawet Parlamentarny Medal za Dzielność nie chronią przed oskarżeniem o niesubordynację!
— Naturalnie — zgodziła się Honor, zaskoczona własnym spokojem.
— Co to niby ma znaczyć? — Draskovic aż się pochyliła nad biurkiem.
— Znaczy to, że doskonale zdaję sobie sprawę, podobnie zresztą jak sir Edward Janacek i podobnie jak pani, że ten przydział nie został mi zaproponowany z powodu nadzwyczajnego szacunku, jakim się cieszę w obecnej Admiralicji. Zaproponowano mi go jako średnio subtelny sposób usunięcia mnie z areny politycznej Gwiezdnego Królestwa.
Draskovic aż cofnęła się w fotelu z wrażenia. Zaskoczenie potwierdzał dobitnie głupi i zszokowany wyraz twarzy, nad którą straciła zupełnie kontrolę. Nie spodziewała się tak bolesnej szczerości i Honor omal się nie uśmiechnęła, czując szok tamtej. O takich rzeczach po prostu się nie mówiło nigdy, nawet gdy wszyscy o nich wiedzieli — takie były zasady i stąd brał się szok Draskovic. Jak też i stąd, że Honor, choć nigdy w podobne gierki się nie bawiła, zasady znała i świadomie je zignorowała. I tak nie miała nic do stracenia, a stosując je, dodatkowo stawiałaby się na z góry przegranej pozycji. A Draskovic do końca swoich dni i tak pozostanie jej wrogiem, toteż mogła dać jej choć uczciwy powód.
I dlatego grała według własnych reguł.
— Dostałam je także, ponieważ sytuacja w Konfederacji prawdopodobnie zakończy się poważną katastrofą — dodała równie lodowato co przedtem. — Być może sądziła pani, iż jestem nieświadoma, że zostałam wybrana na kozła ofiarnego przez Admiralicję na wypadek, gdyby nasze stosunki z Imperium się pogorszyły. Jeśli tak, to była pani w błędzie. W tych okolicznościach pani uczucia z powodu naruszenia przeze mnie pani poczucia władzy są mi całkowicie i dokładnie obojętne. Obie wiemy, że jedynym powodem, dla którego odmówiła pani mojej prośbie, zgodnej zresztą z tradycją Królewskiej Marynarki, jest mściwość. Tak na marginesie, zemsta za coś, o co się pani sama prosiła, łżąc na zamówienie. Zdecydowała pani wówczas i zdecydowała pani teraz. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie mogłam zapobiec nadużyciu przez panią władzy. Natomiast jeśli teraz nadal będzie pani odmawiać spełnienia mojej prośby, obawiam się, że zostanie pani zmuszona do poinformowania Pierwszego Lorda Admiralicji, że mimo wszystko niemożliwe jest przyjęcie przez mnie tego dowództwa.
Draskovic już otwierała usta do ostrej riposty, gdy dotarł do niej sens ostatniego zdania. Zamknęła je z trzaskiem, a jej uczucia uległy nagłej zmianie — oprócz wściekłości pojawił się strach. I to silniejszy od dotychczasowego niedowierzania, że Honor ważyła się otwarcie wyciągnąć całą cyniczną zagrywkę stojącą za teoretycznie czysto polityczną decyzją wojskową. Nikt nigdy tego nie zrobił, toteż zaskoczenie i strach sparaliżowały chwilowo ośrodek mowy Piątego Lorda Przestrzeni.
Honor była świadoma każdego niuansu emocji rozmówczyni, gdyż Nimitz przekazywał jej je, nie kryjąc zadowolenia. I z zaskoczeniem stwierdziła, że czerpie z tego sporą satysfakcję. Naturalnie nie okazała tego — siedziała spokojnie i obserwowała Draskovic próbującą pogodzić się z niewyobrażalnym.
— Ja… — pisnęła, odchrząknęła i oświadczyła znacznie słabiej: — Nie podoba mi się pani ton i nie zgadzam się z pani oceną sytuacji. I nie mam zamiaru nikomu puszczać płazem niesubordynacji czy bezczelności. Obojętne kto by to nie był i jakich by nie miał zasług.
— Doskonale. — Honor wstała, biorąc Nimitza na ręce. — W takim razie zejdę pani z oczu, nim się pani bardziej obrazi. Proszę poinformować sir Edwarda, że z żalem muszę odmówić objęcia dowództwa stacji Sidemore z powodu braków kadrowych. Mam nadzieję, że zdoła pani znaleźć innego oficera spełniającego wszystkie rządowe wymagania. Żegnam.
I odwróciła się ku drzwiom, czując za plecami wściekłość, konsternację i panikę w pełnym rozkwicie.
— Moment!
Słowo to Draskovic wypowiedziała prawie jak rozkaz i słychać było, że wyszło zza zaciśniętych zębów. Niemniej jednak wyszło, toteż Honor obróciła się i uniosła brwi w uprzejmym pytaniu.
Draskovic zacisnęła zęby tak, że z odległości prawie pięciu metrów Honor słyszała, jak zgrzytnęły. Nic jednak nie powiedziała, tylko spokojnie czekała.
— Ja… żałuję… nieporozumienia… jakie mogło między nami wyniknąć… księżno — wykrztusiła w końcu Draskovic. — Najwyraźniej poniosły… mnie nerwy. Tego także… żałuję… To, że nie zgadzamy się w kwestiach politycznych… i prezentowałyśmy publicznie odmienne poglądy, nie powinno wpłynąć na kwestie zawodowe. W końcu jesteśmy królewskimi oficerami.
— Zgadzam się całkowicie — odparła Honor ze śmiertelną powagą.
I z satysfakcją obserwowała, jak gospodynię zalewa wściekłość.
Draskovic przeżyła i zdołała się nawet wykrzywić w parodii uśmiechu.
— Doskonale. Być może nieco zbyt pospiesznie oceniłam dostępność niektórych oficerów, o których pani prosiła. Skoro tak pani na nich zależy, sprawdzę… raz jeszcze, by nie popełnić niepotrzebnego błędu.
— Byłoby to miłe, ale pozwolę sobie nalegać, by dotyczyło to dostępności wszystkich oficerów z tej listy. — Honor położyła nacisk na słowo „wszystkich”. — Byłoby nader niefortunne, gdyby niedostępność któregokolwiek z nich uniemożliwiła mi przyjęcie zaszczytnego dowództwa stacji Sidemore.
Powiedziała to spokojnie, ale jej oczy były twarde i lodowate.
I coś w Draskovic puściło.
— Admiralicja ma zwyczaj maksymalnie iść na rękę podobnym prośbom dowódców stacji, księżno — oznajmiła po króciutkiej pauzie. — Zapewniam panią, że sprawdzę tych oficerów dokładnie.
— Dziękuję i doceniam, admirał Draskovic — odparła Honor Harrington oficjalnie uprzejmym tonem.