ROZDZIAŁ XXXVI

— Kontrola astro, tu Harvest Joy, prosimy o zezwolenie i wektor wlotu.

Josepha Zachary rozsiadła się wygodniej i uśmiechnęła szeroko do Jordina Kare’a, który odpowiedział jej tym samym. A potem uniósł prawą dłoń z wysuniętym kciukiem w odwiecznym życzeniu szczęścia.

W głośniku przez moment panowała cisza, a potem rozległ się wyraźny, dobrze słyszalny na całym mostku głos dyżurnego oficera kontroli ruchu:

— Witamy, Harvest Joy! Czekaliśmy z niecierpliwością.

Droga wolna, a wektor zaraz podam…


* * *

— Uważam, że to wspaniała wiadomość — oznajmił Abraham Spencer.

Po czym rozejrzał się po reszcie obecnych siedzących wokół dużego stołu konferencyjnego. Wszyscy byli doskonale znanymi analitykami finansowymi, a sam Spencer chyba najbardziej znanym i szanowanym z nich wszystkich. Od lat przewodniczył Królewskiej Radzie Doradców Finansowych, a oprócz tego doradzał wielu spośród najważniejszych w Królestwie, w tym Klausowi Hauptmanowi. Miał prawie sto lat standardowych, był przystojny, siwy i prawie równie fotogeniczny co bogaty, a należał do naprawdę majętnych.

— Bez obrazy, ale nie mogę podzielać tego entuzjazmu… — ponownie uśmiechnęła się Ellen DeMarco, szefowa firmy brokerskiej DeMarco, Clancy i Jordan.

Także była członkiem Rady i choć przyjaźniła się ze Spencerem, często mieli odmienne zdania w kwestiach finansowych.

— Myślę, że tym razem entuzjazm przeważył u ciebie nad trzeźwą oceną — dodała. — Gromadę Talbott raczej trudno byłoby nazwać zyskownym rynkiem zbytu.

— Oczywiście, że nim nie jest — zgodził się Spencer. — Podobnie jak Konfederacja, w której roi się od piratów, korupcji, bezprawia, oszustw i łamania praw człowieka na dodatek. Wszystko to zwiększa ryzyko i nie tworzy stabilnego klimatu sprzyjającego interesom dla nikogo racjonalnie myślącego. A Królestwo czerpie olbrzymie dochody z handlu z nią, bo jest to olbrzymi rynek. Zysk jednostkowy jest niewielki, ale rekompensuje to z nawiązką skala handlu.

— Niech ci będzie, choć wybrałeś specyficzny przykład, i to złośliwie. — DeMarco uśmiechnęła się kwaśno. — Dobrze wiesz, że od lat jestem przeciwna dalszemu topieniu się w Konfederacji.

— Ja, złośliwie? — zdumiał się Spencer. — Skąd takie przypuszczenie?!

— Bo cię znam. Ale wracając do tematu. Konfederacja, jak słusznie zauważyłeś, to olbrzymi rynek z wieloma skolonizowanymi systemami i wielką populacją, która ma jeszcze większe potrzeby. A mimo chronicznego braku stabilizacji na jej obszarze mamy wieloletnie kontakty tak z władzami centralnymi, jak i lokalnymi, co w interesach jest naprawdę istotne. Takich kontaktów w Gromadzie Talbott nie posiadamy, a składa się ona na dodatek z ledwie siedemnastu zamieszkanych systemów planetarnych, przy czym ludność żadnego nie przekracza trzech miliardów. Na dodatek rejonem tym zainteresowana jest bezpośrednio Liga Solarna, która już ma tam sporo interesów. Według mnie potencjalne korzyści ekonomiczne są zbyt małe, by dorównywać zagrożeniu, jakie nasza ekspansja w tym rejonie stworzyłaby w naszych stosunkach z Ligą Solarną.

— Coś w tym jest — zgodził się Spencer poważnie. — Ale z drugiej strony nasze obecne stosunki z Imperium także nie są najlepsze. Naturalnie problemy z jednym sąsiadem powinny powstrzymywać przed szukaniem kłopotów z innym, ale w tej konkretnej sytuacji nie bardzo widzę jakiś wybór.

— Wybacz, Abraham, ale zawsze mamy jakiś wybór — wtrąciła Jacąueline Houseman.

— To pani zdanie, pani Houseman — spytał Spencer — czy brata?

— Nie rozmawiałam o tym z Reginaldem — Jacąueline dołożyła starań, by się uśmiechnąć.

Oboje nie cierpieli się serdecznie, a publiczną tajemnicą było, że Spencer zdecydowanie poparł Elżbietę III, gdy ta odmówiła nominowania do Królewskiej Rady Doradców Finansowych proponowanej przez High Ridge’ a Jacąueline Houseman.

— Ale też nie musiałam — dodała. — Każdy, kto potrafi myśleć i nie ogranicza się do wygodnych ustalonych rozwiązań, musi dostrzec możliwości wyboru.

— Całkowicie się z panią zgadzam — przytaknął Spencer. — Wielokrotnie nawet proponowałem takie podejście pani bratu. Spytałem, bo ciekawi mnie, czy rząd w końcu jest gotów oficjalnie skomentować całą sprawę.

— Jak już powiedziałam, nie rozmawiałam o tym z Reginaldem. A jeśli rząd chciałby zająć jakieś oficjalne stanowisko, nie sądzę, żebym była odpowiednią osobą do oznajmienia tego. Należy też pamiętać, że Haruest Joy wrócił zaledwie przed paroma dniami, więc chyba jest trochę za wcześnie na ogłaszanie oficjalnego stanowiska rządu w tak istotnej sprawie.

— Być może, ale nie sądzę by było za wcześnie na przyznanie, że decyzje w tej sprawie muszą zostać podjęte — skontrował Spencer.

Houseman najeżyła się.

— Nie sądzę… — zaczęła ostrzej, ale przerwał jej Stephen Stahler prowadzący program.

— Wydaje mi się, że nieco odbiegliśmy od tematu. Polityczne aspekty mamy omawiać w drugiej części i oboje państwo będziecie mieli wtedy okazję do wypowiedzi. Teraz tematem jest aspekt ekonomiczny.

Powiedział to uprzejmie, ale zdecydowanie.

— Masz rację — Houseman uśmiechnęła się bardziej naturalnie. — Myślę, że pan Spencer zgodzi się ze mną, iż polityka rządu będzie miała olbrzymi wpływ na perspektywy ekonomiczne.

— Co do tego nie ma żadnych wątpliwości — odrzekł Spencer.

— W takim razie uważam, że należy już w tej chwili jasno powiedzieć, że to, czy pozwolimy, by lokalizacja i względy polityczne dyktowały nam podejście do wykorzystania nowego terminalu czy nie, zależy wyłącznie od nas.

— Obawiam się, że nie do końca mogę się z tym zgodzić — zaoponował Spencer. — Niezależnie bowiem od względów politycznych i dyplomatycznych należy pamiętać, gdzie leży Gromada Talbott. A znajduje się prawie w jednej trzeciej długości obwodu granicy Ligi, licząc od Królestwa. Jeśli się doda to położenie do połączeń, jakie już mamy dzięki terminalom Phoenix, Matapan i via Gregor-Asgerid, zobaczymy, że nasze linie przewozowe obejmą praktycznie dwie trzecie całego pogranicza Ligi Solarnej i dadzą olbrzymie oszczędności czasu transportu między tak odległymi nawet miejscami jak New Tasmania, i dajmy na to, Sondermann’s Star. A dochodzi do tego jeszcze terminal Beowulf dający bezpośredni dostęp do serca Ligi. Właśnie dzięki tym okolicznościom nowy terminal jest tak cenny, że aż bezcenny, i potencjalny rynek, jakim jest Gromada Talbott, zupełnie nie ma znaczenia. I ta rzeczywistość nie zniknie tylko dlatego, że zdecydujemy, iż nie pozwolimy, by „dyktowała nam podejście”.

— Sądzę, że muszę zgodzić się z tą analizą — przyznała DeMarco. — Tym niemniej należy dokładnie rozważyć potencjalne zwiększenie napięcia w stosunkach z Ligą, bo stopień, w jakim zdołamy wykorzystać możliwości, jakie się przed nami otwarły dzięki lokalizacji tego terminalu, w dużym stopniu będą zależały od stanowiska rządu Ligi.

— Dlaczego? — spytał uprzejmie Spencer. — Liga nie jest zbyt spójnym tworem, Ellen. Dekrety rządu pozostaną teorią tak długo, jak długo nie będą odpowiadały potrzebom większości. W tym przypadku chodzi nie tylko o nas, ale o kapitanów frachtowców czy właścicieli linii transportowych mogących w ten sposób skrócić czas przelotu o wiele miesięcy oraz dotrzeć do odbiorców, którzy dotąd byli poza zasięgiem. Jak też o władze i mieszkańców planet, które staną się nowymi rynkami zbytu. Dlatego…


* * *

— Co o tym sądzisz, Elaine? — spytał baron High Ridge, wygaszając dźwięk.

Oboje oglądali przekaz holowizyjny dyskusji doradców politycznych. Razem z nimi w rezydencji premiera znajdowali się Janacek i Stefan Young, minister handlu. Powinna też być obecna New Kiev jako osoba odpowiedzialna za skarb państwa, bo omawiana kwestia z pewnością będzie miała duży wpływ na ekonomię Królestwa Manticore. Nie było jej jednak i tym razem nie dzięki wysiłkom gospodarza. Wręcz przeciwnie — zaprosił ją oficjalnie, ale zaproszenie nie zostało przyjęte i nie bardzo wiedział dlaczego. Oficjalnym powodem był ślub córki i High Ridge skłonny był uwierzyć, że tym razem powody oficjalny i rzeczywisty pokrywały się. Ale naturalnie nie mógł być zupełnie pewien.

— Co myślę o czym? — spytała Descroix. — O argumentach Spencera? Czy o tym, że siostra Reginalda jest idiotką czy tylko tak dobrze udaje?

— Chodziło mi o analizę sytuacji Spencera — wyjaśnił z lekką naganą High Ridge.

Descroix nie dodała co prawda „idiotką tak wielką jak Reginald”, ale nie musiała.

— A, o to! — Descroix uśmiechnęła się złośliwie, wiedząc, jak go trafił strzał w Housemana.

Potem spoważniała i lekko wzruszyła ramionami.

— Nie ulegało wątpliwości, że generalnie ma rację — oceniła. — Wystarczy spojrzeć na mapę i staje się to oczywiste. A on jeszcze tłumaczy, że jest to jedna z tych sytuacji, gdy całość staje się ważniejsza niż suma części składowych. Nowy terminal pokrywa ładny fragment pogranicznego obszaru Ligi, ale naprawdę istotny staje się dopiero w połączeniu z już istniejącymi dostępami do jej obszaru dzięki innym terminalom Manticore Junction. Jestem pewna, że ludzie Stefana czy Marissy mogą dać nam wyliczenia przewidywanego wzrostu finansowego, ale nie trzeba być finansowym geniuszem, by rozumieć, że to się nam bardzo opłaci i dodatkowo zwiększy wartość naszej floty handlowej.

— Edwardzie? — High Ridge spojrzał na Janaceka.

— Muszę się zgodzić z Elaine — przyznał spokojnie zapytany.

Widać jednak było, że podczas gdy Descroix jest bardzo zadowolona z takiego rozwoju wydarzeń, on wręcz przeciwnie. High Ridge doskonale orientował się dlaczego.

— Wiem, że nigdy nie byłeś zadowolony z przyłączenia systemu Basilisk — powiedział po chwili premier, decydując się wziąć byka za rogi. — Mnie to także specjalnie nie cieszyło, jak wiesz. Nadal zresztą mam wątpliwości czy rozsądna jest ekspansja terytorialna jako taka; o tym także wiesz. Konsekwencje przyłączenia Trevor Star, z którymi mamy do czynienia, dodatkowo umacniają mnie w tych wątpliwościach. Niemniej jednak sądzę, że wszyscy musimy przyznać, że ten terminal to zupełnie co innego niż terminal Basilisk.

— Oczywiście, że tak — potwierdziła energicznie Descroix. — Już choćby dlatego, że nie ma planety pełnej obcych prymitywów taplających się w błocie, nad którym roztkliwiałaby się pewna partia. I nie stanie się źródłem potencjalnego konfliktu z jakąś Ludową Republiką, niezależnie od tego, jak bardzo Liga chciałaby, byśmy trzymali się z dala od tego rejonu. Nie wspominając już o takim szczególe, że Basilisk był zadupiem, gdy go odkryliśmy. Wszystko, co leży dalej, zostało odkryte, zbadane i zasiedlone dopiero po otwarciu terminala. Ten zaś terminal daje nam bezpośrednie dojście do rejonu już zamieszkanego i mającego własną sieć połączeń transportowych. No i jeszcze taki drobiag: ekspansja Ligi w kierunku Gromady Talbott oznacza, że w ciągu najbliższych dziesięcioleci zalety ekonomiczne będą gwałtownie rosły.

— Elaine ma rację — wtrącił North Hollow. — Moi analitycy jeszcze nie skończyli wstępnego raportu, ale z tego, co mi już przedstawili, wniosek jest jeden. Basilisk okazał się olbrzymim sukcesem ekonomicznym dla Królestwa, a najostrożniejsze dane dotyczące oceny nowego terminala świadczą, że będzie o ponad tysiąc procent lepszy. Mówiąc krótko: jest to najważniejsze wydarzenie ekonomiczne w dziejach Królestwa Manticore od czasu odkrycia samego Manticore Wormhole Junction!

— Zdaję sobie z tego sprawę — Janacek odezwał się, nim High Ridge zdążył to zrobić. — I przyznaję ci rację, Michaelu. To, że nie podobają mi się konsekwencje, nie oznacza, że ich nie dostrzegam czy nie pojmuję. Co prawda nadal uważam, że ostatnią rzeczą, jaką powinniśmy zrobić, to zaczynać jakiś międzyplanetarny imperializm, ale niestety nie widzę innej możliwości jak zabezpieczenie kontroli nad terminalem Talbott.

— Nawet jeśli to spowoduje potencjalny konflikt interesów z Ligą Solarną? — nacisnął High Ridge.

Janacek najpierw prychnął pogardliwie, a dopiero potem wyjaśnił:

— W tej sprawie Spencer też ma rację. Jeśli nie chcemy oddać terminala i zapewnić, że nigdy nie skorzysta z niego żaden nasz statek, grozi nam potencjalny kontakt. Ich konsorcja przewozowe już są na nas ciężko wkurzone z uwagi na przewagę, jaką nasze mają dzięki istniejącym terminalom. Dodanie nowego na pewno ich nie uspokoi. Poza tym Królestwo od początku przyjęło zasadę kontroli nad obydwoma końcami terminala, nawet jeśli znalazł się on w niezależnym i samodzielnym systemie planetarnym. I z wyjątkiem Beowulfa zawsze się to udawało. Ten terminal leży w niezamieszkanym systemie, do którego na dodatek nikt nigdy nie rościł sobie żadnych praw. Z prawnego więc punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, by po prostu przyłączyć go do Królestwa.

— A reszta Gromady Talbott? — spytała Descroix.

— Co z nią? — Janacek spojrzał na nią czujnie.

— Nie udawaj idioty, Edwardzie. Melina Makris może nie być zachwycona kapitan Zachary, ale nawet ona potwierdziła raport opisujący reakcję władz systemu Lynx na zjawienie się Harvest Joy, napisany przez jego kapitana.

Janacek wydał z siebie stłumiony charkot.

A Descroix uśmiechnęła się do niego słodko. Doskonale wiedziała, że Janacek chciał powiedzieć, iż Zachary przekroczyła swe kompetencje, lecąc do systemu Lynx, ale nie mógł tego zrobić, bo nie była to prawda. A reakcja władz i mieszkańców na wieść o ewentualnych bliższych kontaktach z Królestwem Manticore była… jedynym właściwym słowem oddającym ten stan było „ekstaza”.

— Trudno im się dziwić — dodała poważniej. — Jeśli wpadną w łapy Biura Bezpieczeństwa Granicznego, czeka ich co najmniej pięćdziesiąt bądź sześćdziesiąt lat standardowych, nim będą mogli marzyć o osiągnięciu pozycji zbliżonej do starszych członków Ligi. Jeśli natomiast dogadają się jakoś z nami…

— Co?! — Janacek spurpurowiał. — Chcesz powtórki Graysona?! Mało nam neobarbarzyńców?

— Rozumiem twoje uczucia dotyczące Graysona, choć nie znaczy to, że je w pełni podzielam — uspokoiła go Descroix, co nie było zgodne z prawdą, ale o tym wiedział tylko High Ridge.

Descroix bowiem nie lubiła mieszkańców i władz Graysona tak samo jak Janacek i irytowało ją ich bezczelne manifestowanie własnego zdania. Nie przeszkadzało jej to jednak uważać, że wciągnięcie systemu Yeltsin do Sojuszu było jednym z najlepszych posunięć poprzedniego rządu.

— Chodzi o to, że to, co Grayson osiągnął z naszą pomocą, a co w tej chwili osiąga Sidemore, jest znane — kontynuowała Descroix. — I z punktu widzenia władz, i mieszkańców większości niedorozwiniętych ekonomicznie systemów, które mogą znaleźć się w naszej strefie wpływów, jest to wysoce atrakcyjna perspektywa. Mówiąc szczerze, jako minister spraw zagranicznych uważam, że powinniśmy być z tego zadowoleni i nadal tak postępować. Nie tylko ze względów dyplomatycznych, czyli wzrostu znaczenia na arenie międzynarodowej dzięki poparciu tych systemów, ale przede wszystkim z powodu korzyści ekonomicznych.

Już sama wzmianka o Sidemore spowodowała, że Janacek zrobił minę, jakby ugryzł coś naprawdę nieświeżego, a na kolejne jej słowa zareagował wrogo.

High Ridge też nie był zachwycony użyciem Sidemore jako przykładu, ale przyznawał, że jest on jak najbardziej trafny.

— To prawda — przyznał — ale co konkretnie sugerujesz? Objęcie całej Gromady Talbott przywilejami ekonomicznymi i takim stosunkami gospodarczymi, jakie mamy z Graysonem?

— Nie. Sugeruję coś zupełnie innego.

— Co? — spytał podejrzliwie Janacek.

— Jesteśmy zgodni, że sama nasza obecność w tym rejonie stworzy problemy z Ligą Solarną, nie widzę więc powodów, dla których mielibyśmy specjalnie uważać na ich i tak urażone uczucia. Mamy do czynienia z obszarem, w którym większość, o ile nie wszystkie systemy planetarne, wolałyby nas od protektoratu i łaski Biura Bezpieczeństwa Granicznego. Mamy też do czynienia z mieszanymi uczuciami naszych własnych wyborców. Z jednej strony strach i pretensje do rządu wynikające z zagrożenia zwiększonym potencjałem militarnym Republiki i jej znacznie ostrzejszym stanowiskiem w rokowaniach, z drugiej entuzjazm i podniecenie wywołane wynikami wyprawy Harvest Joy. Uważam, że należy skorzystać z okazji, jaką stwarza to drugie, i dokładnie sprawdzić, co by nam dało zaproponowanie całej Gromadzie Talbott statusu protektoratu albo i wejścia w skład Królestwa. Rozumiem, że Zjednoczenie Konserwatywne jest przeciwne ekspansjonizmowi, ale to idealna okazja do odzyskania publicznego poparcia straconego na skutek poczynań Republiki Haven. A jeśli dobrze to rozegramy, nie tylko odzyskamy to, co straciliśmy, ale zyskamy znacznie więcej.


* * *

Eloise Pritchart dotarła do fotela stojącego u szczytu stołu, usiadła i odwróciła się twarzą do czekających członków rządu. Nikt, kto jej dobrze nie znał, ani z wyrazu jej twarzy, ani z mowy ciała nie mógł domyślić się niczego.

— Dziękuję za przybycie — zaczęła jak zwykle uprzejmie. — I przepraszam za zwołanie posiedzenia w sumie bez uprzedzenia, ale biorąc pod uwagę ostatnie wieści z Królestwa, uznałam, że lepiej będzie omówić je, nim pojawią się w prasie. Sądzę, że wszyscy zapoznaliście się z raportem dyrektora Trajana?

Kolejno przyjrzała się obecnym i kolejno każdy z nich przytakiwał ruchem głowy.

— Doskonale. W takim razie zaczynamy. Arnold? — Jej uśmiech wydawał się naturalny, a ton przyjemny, co wiele mówiło o zdolnościach aktorskich prezydent Pritchart.

— Na pierwszy rzut oka wszystko jest proste: rząd High Ridge’a nie zajął oficjalnego stanowiska do momentu wysłania raportów przez ludzi Wilhelma, ale wyraźnie widać, ku czemu się skłania. Zaanektuje Lynx podobnie jak system, w którym znajduje się terminal, ile by wokół tego nie tańczyli i jak by tego nie nazywali z początku.

— Jesteś pewien, że to przesądzone? — spytał sekretarz stanu Hanriot.

— Jestem, choć to może potrwać. Mogą urządzić publiczną debatę czy inne podobnie maskujące kroki, ale High Ridge i Descroix nie wypowiadaliby się tak jednoznacznie o korzyściach ekonomicznych płynących z takiej decyzji, gdyby już jej nie podjęli. Dotyczy to zwłaszcza Descroix rozwodzącej się nad tym, jak to przynależność do Królestwa pomoże w przestrzeganiu praw człowieka i prawa do samostanowienia wszystkich mieszkańców Gromady Talbott. Takie teksty wygłasza zwykle New Kiev, ale Descroix?!

Giancola potrząsnął wymownie głową.

— Skoro mowa o New Kiev — wtrącił sekretarz handlu Nesbitt. — Jak oceniasz jej reakcję?

— Sądzę, że jest z tego powodu nieszczęśliwa, ale nie wyłamie się.

— Rozumiem… — Pritchart przyjrzała mu się z namysłem. — Powiedziałeś, że na pierwszy rzut oka jest to proste. Mógłbyś to wyjaśnić?

— Oczywiście. — Giancola wsparł łokcie na poręczach fotela. — Chodzi mi o to, że wszystkie argumenty, jakie przytoczyli, są racjonalne, przynajmniej z ich punktu widzenia. Natomiast istnieje możliwość, że jest to przygrywka do ekspansji na cały obszar Gromady Talbott.

— Mnie też te argumenty wydają się logiczne — zauważył Theisman.

— Z pozoru tak. Zgadzają się w zupełności z ustaloną od dawna polityką Królestwa przejmowania kontroli nad terminalami Manticore Junction — zgodził się Giancola. — Ekonomiczne możliwości, jakie stwarza nowy terminal, także są poważne. Tak na marginesie, można by sobie tylko życzyć, żeby nasza gospodarka miała dostęp do czegoś takiego! Wiem coś o tym, bo pracowałem w departamencie skarbu w czasach rządów Komitetu. Dlatego zgadzam się, że z ich punktu widzenia to wystarczy, by uzasadnić takie działanie. Tylko wątpię, żeby podali publicznie wszystkie powody.

— A jakich nie podali i dlaczego? — spytała Pritchart.

— Jestem pewien, że chcą odciągnąć uwagę społeczeństwa od zmiany naszego stanowiska negocjacyjnego i wyrównania potencjałów militarnych.

— Na ich miejscu też bym tak postąpił — odezwał się LePic nieco ostrzej, niż było to uzasadnione.

Spośród wszystkich członków rządu LePic najgorzej ukrywał emocje. Wszyscy wiedzieli, że Giancolę darzy głęboką i serdeczną antypatią oraz całkowitym brakiem zaufania.

— To dość oczywiste, jakoś więc nie dostrzegam w tym przewrotnej tajemniczości i złych intencji — dodał LePic.

— Gdyby tylko o to chodziło, także by mnie to nie wzruszało — Giancola nie stracił opanowania. — Niestety sądzę, że mają jeszcze jeden cel, lepiej ukryty i poważniejszy.

— Jaki? — spytała Pritchart z lekkim zniecierpliwieniem.

— Sądzę, że przygotowują grunt do całkowitego odwrócenia tradycyjnej dotąd w przypadku Królestwa polityki zagranicznej.

— Że co proszę? — Theisman przyjrzał mu się podejrzliwie. — Jeśli się nie mylę, właśnie uzgodniliśmy, że objęcie kontroli nad terminalem i wykorzystanie go jest właśnie typowe dla tradycyjnej polityki Królestwa.

— Zgadza się, ale zwrócę uwagę na pewną prawidłowość. Zdecydowali się przyłączyć Basilisk do Królestwa dopiero po długich i zajadłych sporach wewnętrznych, w których to partie stanowiące obecny rząd były prawie bez wyjątku przeciwne przyłączeniu. A teraz przypomnijcie sobie, ile czasu zajęło im zaanektowanie Trevor Star.

Fakt, był to rząd Cromarty’ego, ale propozycja spotkała się z zadziwiająco małym sprzeciwem nawet ze strony liberałów i konserwatystów. Mówiąc prościej: decyzję podjęli nieporównanie szybciej niż w kwestii Basiliska. I znacznie zgodniej. Teraz rozmawiamy o systemie Lynx, a być może i całej Gromadzie Talbott, i to partie, które były przeciwne przyłączeniu systemu Basilisk, zaczynają kampanie propagandową na rzecz nowego przyłączenia, na dodatek być może na znacznie większą skalę. I to w tydzień z kawałkiem po odkryciu, gdzie znajduje się ów nowy terminal. W mojej opinii wszystko wskazuje na to, że Gwiezdne Królestwo Manticore stało się ekspansjonistą. Część obecnych spojrzała na niego z niedowierzaniem. Inni z namysłem. Eloise Pritchart z nagłym zaniepokojeniem dostrzegła, jak wielu należy do tej drugiej grupy.

— Bez obrazy, Arnold, ale już od jakiegoś czasu jesteś na tym punkcie przeczulony — zauważyła, niczego nie okazując.

— Dlatego tak interpretuję te posunięcia — dokończył Giancola i uśmiechnął się.

Pritchart zmusiła się, by odpowiedzieć tym samym, choć miała ochotę mu przyłożyć. Była jednak zmuszona przyznać, że nie dało się tak po prostu odrzucić jego opinii. I to właśnie tym bardziej ją złościło.

— Rzeczywiście — przyznała.

— Cóż, naprawdę nie wiem, czy to nie uprzedzenia doprowadziły mnie do tego wniosku. Z drugiej strony może doszedłem do tego przekonania, ponieważ istnieją ku temu poważne powody. Samo przyłączenie systemu, w którym jest terminal, byłoby niczym więcej jak kontynuacją zwyczajowej polityki bezpieczeństwa. Ale w grę wchodzi także Lynx, a być może cała Gromada Talbott. W sumie siedemnaście systemów skolonizowanych przez ludzi. To raczej duży postęp w stosunku do przyłączenia jednego systemu zamieszkanego przez prymitywnych obcych czy strategicznie ważnego, którego mieszkańcy poprosili o to — Giancola potrząsnął głową. — Nie, to nie uprzedzenia. Mamy do czynienia z objawem agresywnego, aroganckiego ekspansjonizmu. Sądzę, że przekonanie o ostatecznym pokonaniu Ludowej Republiki spowodowało gwałtowny wzrost imperialistycznych ciągot, od zawsze tkwiących u podstaw Polityki zagranicznej Królestwa. Innym objawem tego imperializmu i arogancji jest obecna konfrontacja z Imperium. Najwyraźniej Królestwo uważa Konfederację za swoje własne jezioro, w którym innym nie wolno łowić. A od tego już niewielki krok do przyłączenia siłą systemów zbyt słabych, by stawić opór.

— Zgodnie z raportem Wilhelma pomysł wyszedł od władz i mieszkańców Lynx, nie z Królestwa, coś więc się tu nie zgadza — zaprotestował Hanvist.

— A skąd ta pewność? — spytał niespodziewanie Walter Sanderson, sekretarz spraw wewnętrznych. — Jedyny kontakt nastąpił poprzez dowództwo jednostki zwiadowczej. Nie wiemy, co naprawdę powiedzieli obywatele Lynxa; znamy tylko streszczenie raportu kapitana tej jednostki Zwiadu Kartograficznego sporządzone przez rząd Królestwa.

Pritchart przyjrzała mu się z namysłem, starannie ukrywając zaskoczenie — dotąd była przekonana, że Sanderson jest w jej obozie.

— Sugerujesz, że skłamali? — spytał Theisman, obrzucając Sandersona nieżyczliwym spojrzeniem.

— Sugeruję tylko, że mogli. Nie wiem, czy skłamali czy nie, ale jeśli Arnold ma rację, takie uzasadnienie własnych poczynań byłoby logiczne. Prośba władz i mieszkańców Lynxa byłaby idealnym pretekstem.

— Tylko dlaczego mieliby uważać, że potrzebują pretekstu? — spytał ostro LePic.

— Przychodzi mi do głowy co najmniej jeden powód: jakkolwiek by Królestwo postąpiło, Liga Solarna nie będzie tym zachwycona. A Liga, przynajmniej oficjalnie, wyznaje zasadę samostanowienia i jest jej zagorzałą zwolenniczką.

— Jak długo sama nie przyłącza jakiegoś systemu wbrew woli jego mieszkańców! — prychnął Theisman.

— Prawda — zgodził się Giancola. — Ale siebie zawsze mierzy się inną marką. Natomiast w tej kwestii chodzi o to, że jeśli Królestwo przekonałoby opinię publiczną Ligi, że przyłącza Lynx zgodnie z wolą jego mieszkańców i władz, ba, wręcz na ich prośbę, poparcie tejże opinii publicznej bardzo utrudniłoby Lidze sprzeciwienie się czemuś takiemu.

— Jak dla mnie to zbyt pokręcone i makiaweliczne — ocenił LePic.

— Może i tak, ale High Ridge i Descroix raczej trudno scharakteryzować jako prostolinijnych i uczciwych, więc takie zachowanie do nich pasuje. A może sądzisz, że negocjacje z nami przeciągają tylko z głupoty i nieodpowiedzialności?

— Oczywiście że nie — obruszył się LePic.

— Skoro więc gotowi są wykorzystywać negocjacje do uzyskania prywatnych celów w polityce wewnętrznej, nie widzę powodu, dla którego nie mieliby zamiaru zaanektować całej Gromady Talbott, by osiągnąć podobne cele — ocenił Giancola. — Prawdę mówiąc, gdyby tylko o to chodziło, byłbym wręcz ucieszony, bo to kolejne położone z dala od nas miejsce, które pochłonie ich uwagę i siły. Niestety, jeśli mam rację i ich podejście do Gromady Talbott jest objawem zmiany nastawienia do ekspansji terytorialnej, nie sposób nie pomyśleć o naszych okupowanych przez nich systemach planetarnych.


* * *

— Cholera, cwane bydlę — ocenił z westchnieniem Theisman, siedząc wraz z Denisem LePikiem kilka godzin później w gabinecie Pritchart.

Za oknami Nouveau Paris lśnił w mroku nocy niczym podświetlona wystawa jubilerska, ale żadne z obecnych nie zwracało uwagi na piękno tego widoku.

— Ano cwane — zgodziła się Pritchart rozparta wygodnie w fotelu i przymknęła oczy. — I robi się coraz cwańszy.

— Wiem — warknął LePic. — Wiem, że jest cwany, i dużo z tego, co mówi, ma sens. Za dużo, zwłaszcza jeśli chodzi o Królestwo. Ale on mówi tylko to, co uważa za dobre dla poparcia swoich racji, a przez cały czas prowadzi jakąś zakulisową grę. O ile tylko jedną… Przypomina mi Saint-Justa.

— Rzeczywiście posuwa się znacznie dalej, niż ja bym się posunął — przyznał Theisman.

— I nie ma skrupułów, by osiągnąć to, co zamierzył, ale do Saint-Justa naprawdę wiele mu brakuje. Zaczynając od bezwzględności, a kończąc na wszechobecnej manii prześladowczej.

— Ale na pewno nie brak mu ambicji — wtrącił LePic.

— W żadnym razie — poparła go Pritchart. — Ale Tom ma rację: on jest gotów na wiele, by osiągnąć cel, ale nie na wszystko. Jakoś nie mogę go sobie wyobrazić odpalającego ładunek nuklearny w sercu stolicy, żeby się nas pozbyć.

— Mam nadzieję, że to ty masz rację, a ja się mylę — powiedział LePic bez przekonania. — A zmieniając temat, to co sądzicie o Sandersonie?

— Będziemy mieli kolejnego zdrajcę — skrzywił się Theisman.

— I nie tylko — westchnęła Pritchart. — Giancola odzyskuje poparcie w Kongresie. Co prawda żądania wobec High Ridge’ a nadal działają na naszą korzyść, ale nasz drogi Arnold jest bardziej uparty, niż podejrzewałam. I trudniejszy do wykończenia. Z jego punktu widzenia ukradłam mu pomysł na sukces w negocjacjach, odwzajemnia się więc, reagując na wszystko, co związane z Królestwem, coraz gwałtowniej. A wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze?

Spojrzała na nich pytająco, potrząsnęli więc przecząco głowami.

— To, że jest tak cholernie przekonujący, że czasami prawie się z nim zgadzam — powiedziała miękko.


* * *

— Dziękuje za zaproszenie, panie sekretarzu. Obiad jak zwykle był wyśmienity.

— Podobnie jak towarzystwo, panie ambasadorze — odwzajemnił komplement Giancola.

Yinsheng Reinshagen, graf von Kaiserfest i ambasador Imperium Andermańskiego, uśmiechnął się, doceniaiąc uprzejmość gospodarza. To nie było pierwsze tego typu spotkanie na koszt sekretarza stanu i nie sądził, by miało być ostatnie. Oficjalnie celem było przedyskutowanie zacieśnienia stosunków handlowych między nowo powstałą Republiką Haven a Imperium, co grafowi wielce się podobało. Fakt, że Giancola miał stosowne doświadczenie po pracy w ministerstwie skarbu uprawdopodobniło tematy i wyjaśniało, dlaczego udziału w spotkaniach nie brali przedstawiciele skarbu i handlu. Aby zachować tę doskonałą przykrywkę, Kaiserfest zgodził się nawet na kilka ustępstw handlowych, dzięki czemu kolejne rozmowy mogły mieć miejsce bez wzbudzania podejrzeń. Nie wiedział natomiast o jednym — o tym, że tylko ten powód oficjalny znała Eloise Pritchart.

— Cóż, posiłek był doskonały, ale obawiam się, że za dwie godziny muszę być w operze — przyznał.

— Oczywiście. — Giancola uniósł puchar z koniakiem i upił mały łyczek. — W zasadzie chciałem jedynie potwierdzić pozycję rządu dotyczącą wspólnych interesów z Imperium. Oczywiście jak długo trwają nasze negocjacje z Królestwem, nie jesteśmy w stanie udzielić publicznego poparcia waszym wysiłkom zmierzającym do rozwiązania problemu, jakim stała się Konfederacja. Prawdę mówiąc, dopóki nie zakończymy swoich problemów z Królestwem, takie oficjalne poparcie z naszej strony mogłoby przynieść przeciwny skutek do zamierzonego. Mój rząd wychodzi jednak z założenia, że stare powiedzenie „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” jest prawdziwe. Tym bardziej że tak Republika, jak i Imperium skorzystałyby na… zmniejszeniu możliwości Królestwa Manticore wtrącania się w wewnętrzne sprawy naszych państw. Mając to na uwadze, wydaje nam się, że rozsądne byłoby skoordynowanie wysiłków mających do tego doprowadzić. Naturalnie dyskretnie.

— Och, oczywiście — zgodził się Kaiserfest, pijąc drobnymi łyczkami aromatyczny płyn. — Rozumiem to doskonale… I zgadzam się.

— Rozumie pan też, jak ufam — dodał Giancola — że choć zamierzamy udzielić Imperium wszelkiej pomocy, może okazać się niezbędne zajęcie nieco odmiennego stanowiska publicznie. Mimo łączącej nasz przyjaźni, panie ambasadorze, byłoby naiwnością, gdyby któryś z nas udawał, że w grę wchodzi coś innego niż realpolitik.

— Oczywiście — zgodził się kolejny raz Kaiserfest.

— Niestety w naszym społeczeństwie dają się jeszcze zauważyć pewne rewolucyjne skłonności, co jest wysoce niewygodne przy pragmatycznym podejściu do międzyplanetarnej dyplomacji. Niemniej jednak może się zdarzyć, że mając to na względzie, prezydent Pritchart lub ja będziemy zmuszeni do zajęcia oficjalnie krytycznego stanowiska w odniesieniu do polityki Imperium dotyczącej Konfederacji. Ufam, że tak pan, jak i Imperator zrozumiecie, dlaczego musimy uciekać się do dezinformacji.

— Takie sytuacje się zdarzają — Kaiserfest uśmiechnął się lekko. — A jak pan zauważył, nasze… pragmatyczne interesy czynią z nas logicznych sprzymierzeńców, przynajmniej chwilowo. I to niezależnie od retoryki, jaką być może będzie pan zmuszony stosować publicznie.

— Miło mi słyszeć, że się rozumiemy, panie ambasadorze.

— Naturalnie wie pan, że o naszej rozmowie poinformuję Jego Wysokość.

— Oczywiście — zapewnił go Giancola z uśmiechem. — Nie spodziewam się, by mogło być inaczej.

Загрузка...