ROZDZIAŁ LIII

— Starlight jesteś pierwszy w kolejce do tranzytu.

— Kontrola Astro, tu Starlight, rozumiem. Rozpoczynam podejście i tranzyt.

Starlight, tu Kontrola Astro, masz wektor podejścia.

Miłej podróży i bez odbioru.

— Dziękuję, Starlight bez odbioru.

Komandor porucznik Sybil Dalipagic poczekała, aż symbol przedstawiający dyplomatyczną jednostkę kurierską Konfederacji Silesiańskiej zniknie z ekranu ukazującego ruch przy terminalu wlotowym do systemu Basilisk. Co prawda tranzyt był rutynowy, ale bardziej denerwujący od przeciętnego, ponieważ jednostki mające immunitet dyplomatyczny nie były bezpośrednio połączone telemetrycznie z kontrolą ruchu. Już sama propozycja takiego połączenia naruszałaby z pół tuzina międzyplanetarnych umów, choć w opinii nie tylko Dalipagic było to głupie. Bo telemetryczne połączenie z komputerem manewrowym jednostki umożliwiające w razie potrzeby zdalne sterowanie nim w żaden sposób nie mogło zwiększyć ryzyka naruszenia nietykalności dyplomatycznej. O ile naturalnie właściciele jednostek mieli iloraz inteligencji podawany liczbą dwucyfrową.

Jej brat przez ponad czterdzieści lat był pracownikiem Royal Manticoran Mail Service i choć Królewska Poczta nigdy nie przewoziła dyplomatycznych przesyłek, środki zabezpieczające tajemnice korespondencji stosowane przez nią w zupełności wystarczały. Środek tak na dobrą sprawę był jeden — wiadomości znajdowały się w komputerze w żaden sposób nie połączonym z systemem komputerowym statku pocztowego. Fizyczne ich rozdzielenie powodowało, że nawet opanowanie całej sieci komputerowej jednostki nie dawało doń dostępu. W tym układzie elektroniczne zabezpieczenia były zbędne, a i tak je dla świętego spokoju stosowano. Skoro poczta dyplomatyczna była zawsze lepiej chroniona, prawdopodobnie bardziej się zabezpieczano, ale nawet gdyby tego nie robiono, wystarczyłoby to rozwiązanie, aby telemetryczne połączenie z kontrolą lotów było wykonalne i niegroźne, a znacznie zwiększyło bezpieczeństwo tranzytu. Nawet tak doskonały haker jak sir Horace Harkness nie zdołałby się do niej włamać, mając dostęp jedynie do komputera astronawigacyjnego.

Ale to były tylko gorzkie żale komandor porucznik Dalipagic, gdyż nawet królewskie jednostki kurierskie nie godziły się często na standardową procedurę towarzyszącą tranzytowi normalnych statków w…

Dalsze rozmyślania przerwał jej nagły pisk alarmu, któremu towarzyszyła drastyczna wręcz zmiana obrazu na głównym ekranie nawigacyjnym. Na granicy przejścia w nadprzestrzeń pojawiło się nagle kilkadziesiąt sygnatur napędów. Wszystkie były niezapowiedziane i kierowały się prosto ku nexusowi. Po paru sekundach na ekranie pojawiła się jeszcze jedna informacja — wszystkie należały do okrętów wojennych.

Przez moment na stanowisku kontrolnym zapanowała cisza, przerywana tylko dźwiękiem alarmu, gdyż wszyscy obecni w osłupieniu wpatrywali się w prawie pół setki czerwonych symboli oznaczających potencjalnie wrogie okręty liniowe wraz z osłoną zmierzające prosto ku Manticore Junction. W ciągu następnych sekund symbole fortów jej broniących zmieniły barwę z żółtej na zieloną, przechodząc ze stanu pogotowia w stan gotowości bojowej. Równie błyskawicznie zmieniły barwę symbole jednostek dwóch eskadr liniowych przydzielonych im jako wsparcie.

Dalipagic nie mogła uwierzyć, że jest to atak, bo nie mieściło jej się w głowie, by ktoś był tak głupi, by spróbować czegoś podobnego. Ale równocześnie inna część jej umysłu powtarzała z uporem, że tego dnia nie był zapowiedziany żaden tranzyt większej formacji okrętów wojennych.

Cisza skończyła się, gdy dyżurna wachta ocknęła się z szoku. Co prawda nigdy dotąd nie zaszła konieczność stosowania tego w praktyce, ale ćwiczono to tyle razy, że zadziałały odruchy. Jednostki, które w ciągu dwudziestu minut mogły dokonać tranzytu, pozostały na miejscach, następne w kolejce dostały polecenie przelotu na wyznaczone rejony parkingowe, co naturalnie spowodowało lawinę protestów i ogólne zamieszanie wśród oczekujących. Protesty były całkowicie zrozumiałe: ostatnią rzeczą, jakiej mógł sobie życzyć kapitan frachtowca, było znalezienie się w samym środku niespodziewanej konfrontacji między tak liczną flotą a fortami broniącymi nexusa. Najlepszym sposobem uniknięcia tego był tranzyt, bo choć ucieczka w nadprzestrzeń także gwarantowała bezpieczeństwo, to mogło się okazać, że korzystanie z nexusa zostanie wstrzymane, a to z kolei przedłuży podróż o tygodnie lub nawet miesiące — z katastrofalnym skutkiem dla terminów dostaw.

Protesty były energiczne, głośne i pomysłowe, szczególnie pod względem wyzwisk, ale co do jednego nieskuteczne. Dalipagic nawet ich rozumiała, ale to niczego nie zmieniało — procedurę wymyślono tak, by wszystkim zapewnić maksymalne bezpieczeństwo, i nie było od niej wyjątków.

Tłumaczyła to właśnie wyjątkowo bezczelnemu kapitanowi solarnego frachtowca, starając się nie przekroczyć ram zawodowej uprzejmości, gdy obraz na głównym ekranie nawigacyjnym ponownie uległ zmianie. Czerwone symbole nie zidentyfikowanych okrętów zmieniły się w zielone oznaczające okręty własne, a obok każdego pojawiły się stosowne informacje.

Wszystkie okręty należały do Marynarki Graysona.

A to w opinii komandor porucznik Dalipagic powodowało, że sytuacja stała się naprawdę interesująca.


* * *

— Nie obchodzi mnie to! — warknął admirał Stokes. — Nie możecie według własnego widzimisię ładować się przez mój terminal, rozpieprzając mi w diabły cały rozkład lotów!

— Obawiam się, że możemy — odparł z niezmąconym spokojem admirał Niall MacDonnell. — Zgodnie z Kartą Sojuszu jednostki Marynarki Graysona mają prawo do nielimitowanego i nieograniczonego dostępu do wszystkich terminali Manticore Wormhole Junction, z którego to prawa mam zamiar skorzystać. Moja wiadomość do pana zawiera stosowne powołanie się na artykuł dwunasty punkt siedem paragraf C.

— Nie skorzysta pan z niczego, bo wcześniej nie zostało to uzgodnione! — warknął dowódca Służby Astro Kontrolnej, patrząc wściekłym wzrokiem na widocznego na ekranie rozmówcę.

— Wręcz przeciwnie — ton MacDonnella pozostał spokojny i nieugięty. — Karta wyraźnie gwarantuje wszystkim członkom Sojuszu prawo do niezapowiedzianych, alarmowych tranzytów.

— Alarmowych! — podkreślił Stokes. — A nie dla jakichś tam głupich manewrów! Nie pozwolę panu spieprzyć całego dnia ruchu tranzytowego w imię treningowych fanaberii, admirale!

— Pozwolisz, Allen — rozległ się inny glos.

I Stokes zamarł z otwartymi ustami.

A potem zamknął je ze słyszalnym trzaskiem, gdy na ekranie pojawił się drugi oficer, wchodząc w zasięg obiektywu kamery. Ten także był pełnym admirałem, tyle że miał na sobie czarno-złoty uniform Royal Manticoran Navy, a nie błękitno-granatowy Marynarki Graysona. Miał też lodowate, błękitne oczy i uśmiechnął się lekko, widząc osłupienie Stokesa.

— Admirał MacDonnell — powiedział Hamish Alexander zimno i wyraźnie — otrzymał rozkazy bezpośrednio od Protektora Benjamina. Prosi o instrukcję umożliwiającą tranzyt zgodnie z artykułem piątym Karty stanowiącej podstawę Sojuszu. Jeśli tego potrzebujesz, prześlę ci niezwłocznie stosowny fragment do sprawdzenia, ale pierwsze jednostki jego zespołu wydzielonego za dwanaście minut dotrą do terminala i będą spodziewać się natychmiastowego tranzytu do Trevor Star. Jeśli nie otrzymają priorytetowych wektorów podejścia, sądzę, że reperkusje będą… interesujące.

Twarz Stokesa przybrała barwę intrygująco zbliżoną do buraka. Jego awans na dowódcę stacji Astro Kontrolnej zbiegł się z przejęciem funkcji premiera przez barona High Ridge’a nieprzypadkowo. Choć bowiem Królewska Służba Astro Kontrolna była organizacją cywilną, mimo wojskowej struktury i stopni podlegała ministerstwu handlu, a Stokes był wieloletnim sojusznikiem North Hollowa. I jak wszyscy oni nie cieszył się specjalnie dobrą opinią u earla White Haven, który zresztą nawet nie próbował tego ukrywać.

— Posłuchaj no! Gówno mnie to obchodzi! Chcecie dokonać tranzytu, proszę bardzo, ale poczekacie w kolejce jak wszyscy! — warknął Stokes, tracąc resztki dobrych manier.

— Dokonamy tranzytu natychmiast po dotarciu do terminala — odparł zimno White Haven — albo jutro o tej porze Descroix znajdzie na biurku formalny protest od Protektora Benjamina. Admirał MacDonnell ma go ze sobą na wszelki wypadek. Do protestu dołączony będzie raport admirała MacDonnella z wytłuszczonymi nazwiskami oficerów królewskiej Służby Astro Kontrolnej, którzy odmówili honorowania zobowiązań Gwiezdnego Królestwa Manticore wynikających z traktatu założycielskiego Sojuszu. Traktatu, z którego Protektor gotów jest się wycofać, jeśli Gwiezdne Królestwo uznaje, że przestrzeganie wynikających z niego zobowiązań, jakie na siebie wzięło, jest zbyt kłopotliwe. Zgadnij, czyje nazwisko będzie pierwsze na liście admirała MacDonnella?

Twarz Stokesa stężała i gwałtownie zaczęła tracić buraczkowy odcień, przechodząc w znacznie mniej widowiskową trupią bladość z domieszką zieleni. Stacja znajdowała się o 412 minut świetlnych od Manticore A, a sama planeta na dodatek znajdowała się po przeciwnej stronie gwiazdy, nie dość że kolejne dwanaście minut świetlnych dalej, to jeszcze przez nią zasłonięta. Stacja została naturalnie wyposażona w system łączności grawitacyjnej, gdy tylko stało się to możliwe, a na taką odległość zbudowano system przekaźników, dzięki czemu odległość między Stokesem a stolicą nie powodowała opóźnień, ale to stanowiło dla niego niewielką pociechę.

Niezależnie bowiem od tego, jak szybko wiadomość dotrze do Landing, spowoduje nieuniknione zamieszanie wywołane konsternacją. Nikt bowiem nie będzie chciał ryzykować podjęcia decyzji bez sprawdzenia treści traktatu, otrzymania wytycznych od bezpośredniego przełożonego i zasięgnięcia opinii trzech różnych prawników. A jak go właśnie poinformował White Haven, pierwsze okręty graysońskie dotrą do terminala za nieco więcej niż dziesięć minut. Oznaczało to, że nikt nie zdoła za niego podjąć jakiejkolwiek decyzji.

Na dodatek Stokes miał pewność, że tak Stefan Young, jak i sir Edward Janacek dostaną szału, ledwie się o wszystkim dowiedzą, i znaczną część tej wściekłości wyładują na pechowcu, który udzielił graysońskim okrętom zgody na tranzyt. Czyli na nim. Wiedział też, że jeśli takiej zgody nie udzieli, a White Haven powiedział prawdę o proteście Protektora, konsekwencje dla jego własnej kariery będą jeszcze gorsze. Bo cokolwiek by Janacek sądził o wartości Graysona jako członka Sojuszu, ani on, ani High Ridge, a tym bardziej North Hollow nie mieli zamiaru doprowadzić do wycofania się z niego Graysona. Tym bardziej w sytuacji, gdy napięcie stosunków dyplomatycznych pomiędzy Królestwem a Republiką Haven było najwyższe od czasu zakończenia walk. Jeśli więc odmówi MacDonnellowi prawa do tranzytu i spowoduje poważny incydent dyplomatyczny z Graysonem, może mieć pewność, że stanie się kozłem ofiarnym.

Odetchnął głęboko i spojrzał wrogo na White Havena, ale był to tylko wyraz bezsilności. I było to widać.

— Ostrzegam, że to aroganckie i nieuzasadnione zakłócenie normalnego ruchu zostanie oprotestowane na najwyższym szczeblu — oznajmił z taką godnością, na jaką mógł się zdobyć. — Istnieją przecież właściwe procedury, które sojusznicy winni zachowywać choćby ze względów grzecznościowych. Nie chcę jednakże stać się winnym incydentu dyplomatycznego, toteż z ostrym formalnym protestem, ale dam waszym jednostkom prawo natychmiastowego tranzytu. Stokes, bez odbioru.

Twarz Stokesa zniknęła z ekranu łącznościowego, Hamish Alexander uśmiechnął się szeroko do Nialla MacDonnella i skomentował:

— Chyba nas nie lubi. Jaka szkoda.


* * *

— Cóż… — mruknął komandor Lampert, spoglądając na chronometr. — To by było już.

— Co by było? — zdziwił się kapitan Reumann, unosząc głowę znad czytanej wiadomości i równocześnie obracając się wraz z fotelem twarzą do swego zastępcy.

Lampert machnął ręką, wskazując wiszący na ścianie chronometr.

Reumann spojrzał na niego, przypomniał sobie, o co chodzi podkomendnemu, i uśmiechnął się bez cienia wesołości:

— Jak to dawniej mawiano, Doug, kości zostały rzucone. Zresztą teraz nawet gdybyśmy bardzo chcieli, już nic nie możemy zrobić: nie da się odwołać jednostki, która weszła w nadprzestrzeń.

— Wiem, sir. Można powiedzieć, że zabijam czas, kibicując.

— Jeśli aż tak ci się nudzi, zaraz znajdę ci jakieś zajęcie. Co prawda całkiem dobrze zorganizowałeś funkcjonowanie Souereign of Space, ale jak się postaram, to coś wymyślę, a admirał na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu.

— Taka już rola pierwszego oficera — westchnął Lampert. — Czy pan mi znajdzie zajęcie czy nie, lepiej się poczuję dopiero pojutrze, sir.

— Poczujesz się lepiej pojutrze, jeśli plan się powiedzie — poprawił go Reumann.

— No proszę, a gdzieś czytałem, że do obowiązków oficera należy przejawianie radosnej pewności siebie, sir.

— Bo tak jest. Podobnie jak nieustanna świadomość potencjalnych problemów mogących przeszkodzić w udanym wykonywaniu zleconych mu zadań… w tym wypadku mogą to być różności, poczynając od Królewskiej Marynarki — uśmiechnął się Reumann, po czym widząc minę pierwszego oficera, dodał: — Przepraszam, Doug. To taki mój spaczony sposób na rozładowanie napięcia.

— Po to są pierwsi oficerowie — Lampert wzruszył ramionami. — Jeśli pierwszemu po Bogu poprawi się dzięki temu nastrój, wykorzystany w roli bezbronnego celu zastępca może jedynie być wdzięczny i cierpieć dalej dla dobra służby.

— Tak jak na ten przykład biedna ofiara, czyli ty — dodał Reumann ze śmiertelną powagą.

— Amen — zgodził się równie poważnie Lampert.

I obaj uśmiechnęli się do siebie z pełnym zrozumieniem. A potem prawie równocześnie spojrzeli na chronometr. I przestali się uśmiechać. W sumie Lampert miał rację, wybierając ten konkretny moment, bo choć tak naprawdę odwrotu nie było już od chwili, w której admirał Giscard otrzymał od prezydent Pritchart rozkaz wykonania operacji „Thunderbolt” zgodnie z wolą Kongresu, było coś bardziej symbolicznego w opuszczeniu przez Starlight systemu Trevor Star. A to właśnie nastąpiło, gdy Lampert się odezwał.

Grupy wydzielone i eskadry opuszczały miejsce wyczekiwania Pierwszej Floty już od paru dni, by równocześnie dotrzeć do położonych w rozmaitych odległościach celów, i już nie sposób było ich ani zawrócić, ani powstrzymać. Tak więc Rubikon został przekroczony znacznie wcześniej, ale odlot jednostki kurierskiej z rozkazem ataku dla Drugiej Floty był czymś, co także Reumannowi kojarzyło się ze spaleniem za sobą ostatniego mostu, choć nie potrafił podać logicznego wytłumaczenia.

Może powodem była skala operacji. A może świadomość, ile okrętów i ile tysięcy ludzi czekało w Konfederacji na rozkaz, który wiózł ten mały stateczek. A może był to strach, że załoga silesiańskiej jednostki dyplomatycznej spieprzy coś tak prostego albo i wręcz zdradzi mimo imponującej łapówki, jaką dostał ambasador. Jak dotąd wywiązywał się z umowy i kurier cały czas był do dyspozycji, ale prawa Murphy’ego wszyscy znali aż za dobrze. Jak długo operacja „Thunderbolt” była jedynie teorią, nic z tych rzeczy nie przyszło mu na myśl, teraz zaś martwił się zupełnie bez sensu.

Z trudem, ale spróbował wziąć się w garść, świadom, że tak naprawdę to tylko wykręty, którymi jego umysł zabija strach. Bo mimo wszystkich unowocześnień, mimo nowych okrętów, systemów broni, doktryny i wszystkiego wymyślonego przez Shannon Foraker i jej zespół oraz mimo wszystkich ćwiczeń w symulatorach tudzież manewrów zarządzonych przez Giscarda strach pozostał. Strach przed wyzywaniem losu przez atakowanie wroga, który rozbił Ludową Marynarkę jak szklany garnek w ostatnich miesiącach poprzedzających rozejm. Reumann dobrze rozumiał, że Royal Manticoran Navy składała się z ludzi dysponujących po prostu trochę lepszą techniką, nie z półbogów mających superbronie, ale jego uczuć to nie zmieniło. I wiedział, że nie jest w tym strachu osamotniony. Świadomość, że dzięki niewiarygodnie głupim posunięciom High Ridge’a i Janaceka nie jest to już ten sam przeciwnik, także niewiele pomagała. I teraz patrząc na wiszący na ścianie chronometr wskazujący, że do wznowienia działań wojennych z Gwiezdnym Królestwem Manticore pozostały ledwie trzydzieści dwie godziny standardowe, czuł, jak coś lodowatego sunie mu po kręgosłupie.

Загрузка...